Wybrane
fragmenty pochodzą z: Marksizm-leninizm i realizm a idea niepodległości.
Wykład na inauguracji roku akademickiego Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie w
dniu 25 listopada 1972, Londyn 1973, s. 11-15 i 17-20.
Ze
stanowiska ideologii komunistycznej, stawiającej na pierwszym miejscu interesy
gospodarcze, nie naród – społeczność, oparta na spirytualistycznym
związku, któremu podporządkowane są rozbieżności materialne, rozwiązywane w
duchu nadrzędnej wspólnoty narodowej – ale klasa jest najważniejszą społecznością
historii, a klasa tej historii treścią. Niepodległe państwa w tej płaszczyźnie
to zaledwie „nadbudowy” istotnej, międzynarodowej walki klasowej, której
wszystko inne winno służyć, a które to „nadbudowy narodowo-państwowe” z biegiem
dalszego rozwoju winne też znikać. Istotną zaś władzą – istotnej,
najważniejszej społeczności – czyli klasy, jest – według tejże
teorii marksizmu-leninizmu – nie państwo, lecz partia, jako czołowa
reprezentacja klasy robotniczej. Centrala zaś tej międzynarodowej partii
znajduje się w Moskwie i jest – zwłaszcza w stosunku do narzuconych
reżymów satelickich – rzeczywistym ich rządem. To istotne dążenie do
przyszłej likwidacji „nadbudowy narodowo-państwowej”, zawarte w sowieckiej
doktrynie, nie jest podbijanym narodom do szerszej wiadomości jawnie i bez
obsłonek podawane. Kiedy po rewolucji Lenin i Stalin wypracowali doktrynę
zastąpienia dawnego centralizmu carskiego – nowym, bolszewickim,
obmyślili formułę, mającą stanowić taką obsłonkę. Wyraża się ona w zasadzie, że
„kultura winna być narodowa co do formy, a socjalistyczna – czyli
komunistyczna – w treści”. W imię tej, kryjącej istotny fałsz, zasady
zbudowano totalną i centralistycznie rządzoną tyranię sowiecką, która jest
formalnie nie tylko państwem opartym na wyborach, ale parlamentarną demokracją
oraz rzekomo dobrowolnym związkiem kilkunastu narodowych republik. Republiki te
mają nawet konstytucyjne rzekomo prawo odłączenie się od moskiewskiej centrali
i wkroczenia na drogę zupełnej niepodległości. Kiedy rozważamy powojenną
politykę Moskwy w stosunku do narodów europejskich, którym narzuciła ona reżymy
satelickie, uznając formalnie ich niepodległość, a rządzące nimi politycznie za
pośrednictwem organizacji partyjnej, nie wolno zapominać o przytoczonej wyżej
formule leninowsko-stalinowskiej polityki narodowościowej. Jest to odmiana i w
pojęciu komunistów sowieckich zapewne wstępna faza, realizacji tego samego
dążenia, które przyświecało twórcom Związku Sowieckich Socjalistycznych
Republik. Dążenia, za pośrednictwem którego poddali oni Moskwie te same narody
imperium carskiego, których niepodległości przed objęciem władzy się domagali i
o niepodległość tę rzekomo walczyli. Formuła „kultury, narodowej co do formy, a
socjalistycznej – czyli komunistycznej – w treści”, której
wyrazem i stroną polityczną jest niepodległość narodowa, co do formy, a
komunistyczna – czyli sowiecka, z centrali partyjnej na Kremlu kierowana
– w treści, posiada duże znaczenie taktyczne oraz, jako przemyślana metoda
inżynierii psychologicznej, stosowanej do podbijanych narodów. Chodzi o
uzyskanie pożądanych rezultatów etapami i drogami pośrednimi, tam gdzie
bezpośrednia i jawna akcja natrafia na zbyt duże opory. Metody takie pośrednie
stosuje sowiecka inżynieria, psychologiczna zwłaszcza w stosunku do dwu
kategorii tego, co marksizm-leninizm traktuje jako „nadbudowę” klasowych
warunków ekonomiczno-społecznych: do religii i do świadomości narodowej. Jeśli
chodzi o naród polski, Moskwa rozumie największe trudności, z powodu
ugruntowanego katolicyzmu naszego narodu i silnej osobowości narodowej,
połączonej z bardzo ważną, zakorzenioną od wieków awersją polską do Rosji.
Pośrednie
skutki ideologicznego fałszu. Byłoby jednak błędem lekceważyć
rozmaite pośrednie następstwa przemyślanych metod komunistycznych, torujących
drogę dobrowolnej akceptacji tego, co jest przez społeczeństwo polskie
odrzucane, kiedy występuje bez pseudo-narodowej i ideologicznej maski. Mamy tu
na myśli psychologiczne następstwa tego, że faktycznie rządzona za
pośrednictwem partii z Moskwy, Polska Rzeczpospolita Ludowa jest co do formy
niepodległa. Pod dawnymi zaborami, kto był za niepodległością – musiał
też być oczywiście przeciw zaborom i sprawa ta była jasna, nie pozostawiała
żadnej wątpliwości. Nie kazano Polakom uważać rocznicy zaborów za polskie
święto narodowe, a pomniki władców, symbolizujących zabory, były w ogólnej
pogardzie. Dziś rocznica 22 lipca, czyli powołania narzuconego Polsce przez
komunistyczną Moskwę satelickiego reżymu, utrwala się jako polskie święto
narodowe, a młode pokolenia równocześnie nie wiedzą często nic o rzeczywistych
faktach i czynach historycznych, wartych czci narodowej. Tak, zdrowe instynkty
patriotyzmu polskiego nie są wprost gwałcone, ale perfidnie kierowane na
fałszywe tory, na co jeszcze – jak myślę – nie zdołano wypracować
skutecznej reakcji. Tą okrężną i perfidną drogą idea niepodległości polskiej,
choć wprost nie atakowana, fałszowana jest co do swojej treści, albo co
najmniej tej treści pozytywnej pozbawiona. Ta fałszywa idea niepodległości oraz
fikcja niepodległego rządu stanowi też alibi moralne dla tych słabszych
żywiołów społecznych, które przed nią kapitulują, chociaż na otwarte
wyrzeczenie się idei niepodległości, czyli jej jawną zdradę nie zdobyłoby się.
I tak te pozory głównie tolerancji religijnej oraz niepodległego państwa
stanowią jakby psychologiczny pomost do godzenia się z narzuconą
rzeczywistością systemu, wynikającego z marksizmu-leninizmu. Pomost do godzenia
się z systemem, którego materialistyczna, ateistyczna ideologia dąży do likwidacji
historycznych świadomości narodowych – na rzecz międzynarodowej i
klasowej tzw. proletariackiego internacjonalizmu, czyli na rzecz formacji
zasadniczo, istotnie z polskością –sprzecznej. Temu procesowi ma
sprzyjać upływ czasu i następstwa tych nowych warunków komunizowanego ustroju
społeczno-gospodarczego, który winien – według doktryny
materialistycznej – całkowicie przemienić polską osobowość narodową.
Realizm
sprzymierzeńcem sowietyzacji. Tu marksizm-leninizm znajduje
sprzymierzeńca zarówno w zakresie praktycznej psychologii, jak i w płaszczyźnie
swojej materialistycznej filozofii, w […] tak zwanym realizmie politycznym.
Dodałem tu określenie „tak zwanym” i przymiotnik „polityczny”, ponieważ chodzi
tu o pojęcie realizmu, z którym się nie zgadzam – co później wyjaśnię
– i po wtóre dodałem przymiotnik „polityczny”, ponieważ ten sam termin
realizmu w rozmaitych dziedzinach filozofii,
w metafizyce czy teorii poznania posiada znaczenie odmienne i z realizmem
politycznym nie związane. Otóż realizm polityczny, jak jest przeważnie, ale
– moim zdaniem – niesłusznie rozumiany, oznacza postawę dostosowania
się do wytworzonej rzeczywistości, niezależnie od źródeł jej powstania oraz jej
treści; dalej rozumienie polityki jako sztuki jego dostosowywania się. Taka
postawa, chociaż nie zawarta w doktrynie samego marksizmu-leninizmu, odpowiada
jego praktycznym celom, kiedy przyjmuje ją społeczeństwo narodów, poddanych
komunistycznemu reżymowi. „Realizm” taki daje bowiem teoretycznie znośne
usprawiedliwienie akceptacji komunizmu i pogodzenia się z tymi wszystkimi
ustrojowymi oraz ideologicznymi przemianami, które on podbitym narodom, także
naszemu, narzucił. Skoro „realizm” poucza, że należy się do każdej, również
narzuconej, rzeczywistości przystosować, to staje się tegoż marksizmu-leninizmu
sprzymierzeńcem, staje się – torującą drogę jego dobrowolnej akceptacji
– strażą przednią. Takie pojęcie „realizmu politycznego” wynika też z
materialistycznej teorii rozstrzygającego wpływu zewnętrznych warunków na
świadomość ludzką. Według materializmu te zewnętrzne warunki – środowisko
wytworzone dokoła człowieka – decyduje o świadomości jego, będącej
jedynie funkcją i pochodną tegoż materialnego otoczenia. „Byt opredielajet soznanije” – oto
w języku Lenina formuła tego poglądu o możliwości kształtowania ducha ludzkiego
za pośrednictwem materialnych warunków zewnętrznych, czyli przemiany tego ducha
w konsekwencji narzucenia mu nowego, klasowego, komunistycznego ustroju. Sami
komuniści więc ze swoim rewolucyjnym czy imperialistycznym programem nie myślą
się do obcych ustrojów dostosowywać, według recepty tzw. realizmu politycznego.
Liczą natomiast, że dostosują się do nich ci, którym swoje panowanie i ustrój
narzucili. Otoczenie i warunki zewnętrzne z pewnością wpływają do pewnego stopnia
na świadomość ludzką, i tym mocniej, im o słabsze osobowości chodzi. Przyznanie
tym warunkom jednak wpływu całkowitego i rozstrzygającego zaprzeczyłoby
doświadczeniom osobistym i historycznym, które dowodzą, że silne
indywidualności ani silny duch narodowy nie załamują się pod naciskiem
zewnętrznych warunków, narzuconych i trwających nawet przez okresy wiekowej
niewoli. Doświadczenia historyczne narodu naszego czy innych, które wykazały tę
siłę ducha, potwierdzają zarazem słuszność przekonania
o pierwszeństwie i wyższości pierwiastka duchowego nad materialnym i
zewnętrznym. […] Przechodzę do końcowej części wykładu i chciałbym uzasadnić,
dlaczego należy odrzucić realizm polityczny w rozumieniu wyżej przedstawionym i
to ze stanowiska zarówno praktycznego naszej polityki, jak i z punktu widzenia
naszej teorii. Realizm polityczny, wyrażony w programie współdziałania z
przemocą rosyjską – jak dowiodły […] nasze doświadczenia historyczne od
księcia Adama Czartoryskiego począwszy – nie okazywał się realny: rzekomo
to współdziałanie prowadziło do całkowitego podporządkowania się Rosji i
zmuszało do kapitulacji albo do rewolty i zerwania z nią. Jeszcze gorsze są
perspektywy takiego realizmu dzisiaj, kiedy Rosja Sowiecka uznaje tylko
satelicki stosunek do siebie i to nie tylko pod względem politycznym, lecz
ideologicznym, a jakiekolwiek z nią „współpartnerstwo”
jest właśnie nierealną mrzonką. Podobną mrzonką okazywała się pod hitlerowską
okupacją „realistyczna” polityka Quisilingów, która
głosiła dostosowywanie się do narzuconej przez totalizm rzeczywistości, a
spotkała się z potępieniem ogólnym, także często dzisiejszych propagatorów
„realizmu” w stosunku do reżymu komunistycznego. Jest z pewnością potrzebna
krytyczna analiza i rewizja rozpowszechnionej teorii realizmu politycznego jako
szacownej rzekomo ideologii, w imię której dyskwalifikowało się w przeszłości i
próbuje dyskwalifikować obecnie dążenia do niepodległości narodu polskiego. Czy
szacowność „realizmu” a dyskwalifikacja idei niepodległościowej odpowiada temu,
co powszechnie a słusznie myśli się o polityce i politykach? Zastanówmy się,
jakich polityków uważamy za wielkich, jakich imiona zapisuje historia każdego
narodu złotymi zgłoskami? Przecież nigdy takich, którzy „dostosowywali się” do
istniejącej, tym mniej od zewnątrz narzuconej, rzeczywistości. Przeciwnie,
właśnie ci, którzy stawiali swojemu narodowi wielkie cele, przemieniające
zastaną rzeczywistość, i umieli dobierać środki do ich realizacji, zdobywali
miejsce w panteonie narodowym. […] Wszystko to dowodzi, że przyjęty podział
polityki
i polityków ze stanowiska przeciwstawnego kryterium idealizmui
realizmu jest płytki, nieistotny i błędny, a nie odpowiadający prawdzie naszych
pojęć, choć niektóre autorytety za nim się opowiadają. Każda polityka bowiem
musi być realną, gdy chodzi o ocenę rzeczywistości i dobór środków,
prowadzących do stawianego celu, ale idealistyczna, gdy chodzi o same cele,
zmierzające do twórczych przemian. Józef Piłsudski określany jest jako
idealista i przedstawiciel romantyzmu w polityce, a przecież do przeciwnych
celów umiał dobierać realne środki, czyli był zarazem wielkim realizatorem.
Cele polityki mogą być bliskie albo odległe, łatwiejsze albo trudniejsze do
osiągnięcia. Fakt jednak takiej trudności lub odległości ewentualnej w czasie
– nie odbiera polityce charakteru realizmu, jeśli opiera się na realnej
ocenie rzeczywistości i wskazuje na realne – choćby na razie tylko
pośrednie i stopniowo prowadzące do celu – środki, na kierunek
przynajmniej dalekiej do celu drogi. Ocena przy tym rzeczywistości przez tzw.
realistów, którzy widzą zwykle zewnętrzną powłokę otaczającego ich świata,
jakże często zawodzi! Przed rokiem 1914 „realiści” nie umieli sobie wyobrazić
Europy bez trzech mocarstw zaborczych i program niepodległości uważali za
nierealną mrzonkę. Naprawdę ani ta ich rzekomo realistyczna ocena, ani
wskazywane przez nich narodowi drogi postępowania nie okazały się realne.
Realistami okazali się natomiast ci, którzy – umiejąc dostrzec poprzez
zewnętrzną fasadę głębszy nurt dziejowy – wskazywali narodowi jako cel
niepodległość i umieli dobierać środki jej odzyskania, siłą zbrojną i celową
polityką międzynarodową.