Londyn wydał się mi, jakby się uparł być na przekór dotychczasowych moich zasobów wiedzy.
Józef Mackiewicz, 1947[1].
… jest zresztą tak dziwaczny i tak do niczego niepodobny, że musi się go albo lubić, albo nie znosić.
Juliusz Mieroszewski, 1953[2].
Fabryka , czy miasteczko
Mackiewicz, choć od 1955 roku przebywający „geograficznie” w Monachium – to najbardziej dobitny przykład ideowej, intelektualnej i moralnej postawy wyrażonej bardziej zaklęciem, niż definicją: „niezłomny z Londynu”. Patrząc po raz pierwszy na rzekę, co przecina uśmiechającą się do niego metropolię wyrokuje: „[…] tu można marzyć powieść «na tle»”. Mieroszewski w kpiarskich docinkach wtrąci, że „głęboko zakorzeniony patriotyzm lokalny […] każe nam, londyńczykom, uważać gród nad Tamizą za «tymczasową stolicę Polski»”. Deklaruje, że miasto lubi… Ale naszej polityki – prowadzonej przez osadzone tam wychodźcze centrum – najsurowszy krytyk. „Monachijczyk” stanowi jednakże drugi biegun polemiczny, do którego pragniemy dotrzeć. Przed nami dwa wyraziste trakty, pośród pajęczyny ścieżek i w gąszczu mylących drogowskazów. Dwaj Panowie J.M. Tak nierówno dziś obecni. Wszystko ich różni, oprócz inicjałów.
Zaasekurujmy się. Naturalnie, uwagi obu pisarzy politycznych dotyczące „uniwersalnego” Londynu – fascynującego żywiołu (u Mackiewicza „miasta – ponurej fabryki”, s. 129; u Mieroszewskiego – „gigantycznego małego miasteczka”, s. 35) przekładamy swobodnie na kategorię partykularną – Polskiego Londynu w sensie społecznym i duchowym. Ale przede wszystkim – światopoglądowym.
Spróbujmy uchwycić istotę zadania: Czy myśl polityczna powojennej emigracji w UK („londyńskiej”) była prostą kontynuacją stanowisk ideowych II RP? Czy zasadne są oskarżenia o jej anachronizm? Na ile wpływała na nią myśl brytyjska i jak się miała do myśli „krajowej”? Zwykle nie mam kłopotu z formułowaniem motywu, który podejmuję. Zbyt wiele pytań i problemów czeka zmagazynowanych – wraz z zasobami gromadzonego na odpowiedzi surowca. Cieszę się zawsze, gdy zaoferowana podróż komponuje się ściśle z osobistym programem marszruty. Aczkolwiek zaproszenie dodatkowo mobilizuje i zachęca. Utwierdza i przydaje sił – nie tylko ja ciekawym trudnej trasy! Tak jest – ani chybi – teraz.
Zdam sobie jednak – po raz kolejny – sprawę, że (kończmy z metaforą!) wątki to na dużą książkę. Na pewno nie na referat do – góra – czterdziestu tysięcy znaków. Postanowię więc – nieuchronnie – „pisać o pisaniu”. Postaram się opowiedzieć, jak dobrałbym się do powyższych zagadnień. Pokazać, jak dogrzebywać się nowej odpowiedzi na postawione już nie raz pytania? Nie wiem jeszcze, czy to wstęp do własnego dzieła, czy model dla innych poszukiwaczy? Ach, gdybyż od nas to zależało! Na razie widzę, że przedstawię elementy „zadanych” procesów w dwóch odsłonach. A więc ściśle – słowami pary bedekerów, ale i obrazami późniejszej charakterystyki, jaką dotychczas wzbudziły nurtujące dwóch pilotów sprawy. Malunkiem ich teraźniejszych wyobrażeń poza które – uważam – mamy obowiązek wykroczyć.
Nietrudno zliczyć cztery punkty zborne problemów – objęte wspólnym pojęciem „myśl polityczna”. Co chciałbym przez nią w tym przypadku rozumieć? Juliusz Mieroszewski w – przyznajmy – nietypowym dla siebie, a przez to szczególnie interesującym eseju pt. Mickiewicz a geopolityka, zauważy w 1955 roku, że literatura emigracyjna XX wieku – podobnie jak polska literatura romantyczna poprzedniego stulecia „wchodzi w zakres zarówno historii literatury, jak i historii politycznej”[3]. Udział w wydawnictwie zbiorowym Mickiewicz żywy, gdzie zamieścił te rozważania stanowił dla wyraziciela „linii «Kultury»” rodzaj konwencjonalnej (od konwencji-stylu, a nie konwencjonalności-szablonu) wycieczki we „wraże” rejony Polskiego Londynu[4]. Daje nam jednak „Londyńczyk” swym zgrabnym stwierdzeniem wiarogodną przepustkę do rozpatrzenia wykładni „polityczność i literatura”. Ale i Mackiewicz bezpośrednio się o tej zależności wypowie.
W odrzuconej na początku 1976 roku przez redakcję „Wiadomości” recenzji analizuje: „Na temat: «polityka i literatura» – jako rzekomo przeciwstawne sobie dziedziny – napisano tomy. Przeważnie z końcową konkluzją, że literatura «winna być wolna» od polityki. Nie jest to rozgraniczenie ani ścisłe, ani właściwie, możliwe. Bo skoro literatura ma odzwierciedlać życie i sprawy ludzkie (w teorii), a polityka – dziś zwłaszcza – jest częścią składową tego życia, to nie można jej sztucznie eliminować. Natomiast powstaje, istotnie, różnica w założeniu pisarstwa ściśle politycznego i ściśle literackiego”. Jaka to różnica?
Puste szuflady i gęste szpalty
Kontynuuje: „Pierwsze ma na celu przekonanie czytelnika do pewnych subiektywnych prawd politycznych (nie znaczy, że w niektórych wypadkach nie mogą się one pokrywać z prawdą obiektywną) leżących w interesie narodu, partii, idei, państwa etc. Drugie ma (powinno mieć) przekazanie czytelnikowi prawdy o jakimś odcinku życia, bez względu na interes narodu, partii, idei, państwa etc. To naturalnie, w idealnym, a w praktyce rzadko osiągalnym wyrazie”[5]. Zwieńczymy niebawem ten nieznany do niedawna głos. Teraz, przy podchodach do literacko-politycznych węzłów (dla odmiany – po i przed nurzaniem się w głębokich pokładach przeszłości) sięgnijmy po najnowsze ustalenia.
Andrzej Waśko w inspirującym, choć pozostawiającym spory niedosyt, szkicu wprowadzającym do studiów przypadku dotyczących relacji myśli politycznej i literatury nie poświęca uwagi interesującym nas tutaj trajektoriom[6]. Gdy przy kategorii „wiersz polityczny” wzmiankuje okazjonalnie Hemara, to z miejsca w duecie ze Szpotańskim[7]. Wzdycham za dokonaniem i w tej dziedzinie owocnego włączenia bogatego dziedzictwa kulturowego powstającego poza zasięgiem komunistycznego zniewolenia w ramy dyskursu objętego dotąd rezerwacją. Zabukowanego dla piśmiennictwa od Średniowiecza do 1939 roku i – nie wiedzieć czemu – dla literatury PRL-u (nie o wyjątku Janusza Szpotańskiego tu myślę). Tę ostatnią, czy wybrane autorsko (by nie powiedzieć – arbitralnie) jej fragmenty, badacze traktują zwykle, jak „normalną” twórczość, mogącą podlegać podobnym analizom i uszeregowaniu co teksty pozytywistów, czy zwrotki rodzimych łacińskich poetów.
Tu jednak ukłoni się Józef Mackiewicz z formułowaną nie raz i w wielu miejscach definicją. Pisał o „Polsce Ludowej”: „[…] tam wyłącznie władza sama publikuje myśli, gdyż żadnego wydawcy poza władzą nie ma”[8]. Niestety nie ma też wyjątków od tej reguły. (Szuflady pisarzy okazały się puste – naturalnie, że dodatkowo od drugiej połowy lat 1970. działa drugi obieg, ale programowo nie podejmuję problematyki, której byłem świadkiem, bądź uczestnikiem). Mogą występować tylko słabsze i mocniejsze, a w związku z tym – nawet nieporównywalne stopnie uwikłania. Należy je oczywiście prześwietlać, czy destylować (np. dorobek Zbigniewa Herberta, czy Jarosława Marka Rymkiewicza, przynależące również do pisarstwa po 1990 roku, co autor czyni). Wydaje się jednak, że permanentny kontrapunkt w postaci akordów wolnej kultury polskiej po 1945 roku pomógłby w uchwyceniu perspektywy, jak proporcji i porządku całości pejzażu.
Andrzej Waśko wyróżnia trzy modele i wzorce tytułowej materii – klasyczny (zracjonalizowana satyra), romantyczny (pieśń) i realistyczny (hegemonia powieści). Dodajmy, że jako przykład „realistycznej powieści politycznej” międzywojnia występuje samotnie Juliusz Kaden-Bandrowski. Od razu po nim – jako „drugi współczesny [sic!] przykład” „metody literackiego przedstawienia polityki”[9] – badacz wymienia „fenomen tzw. post-polityki” w powieściach Bronisława Wildsteina. Ten punkt wykracza całkowicie poza zakres naszych zainteresowań, które obejmują – umownie – obszary pomiędzy przywołanymi nazwiskami. Rzuca się jednak tam w oczy brak wymienienia przez twórcę O polityczności literatury polskiej bodaj jednego z bohaterów rozważań – zasłużonego przecież i na niwie „realistycznej powieści politycznej”…
Czyżby więc tak rozumiana przeze mnie „wolna” literatura polityczna lat 1945–1976 wchodziła w zakres modelu realistycznego? A może trzeba sformułować teorię czwartego modelu? Kwintesencję (kontaminację? – jak zauważa Waśko w Zakończeniu[10]) wszystkich trzech „postaw literackich i szkół politycznego myślenia”? Czeka nas może podobna debata. Piszę „może”, gdyż nie jest pewne, czy nie spóźniamy się z próbą takich bezstronnych rozstrzygnięć i czy interpretacja polskiej historii nie będzie musiała się bez nich obejść. Deklarował Józef Mackiewicz w 1967 roku: „Jeżeli powstanie polemika na temat «literatury w PRL», to chciałbym wziąć w niej udział, w bardzo spokojnym i bardzo rzeczowym artykule”[11]. I bierze przez kilkadziesiąt lat udział w urwanej, doświadczającej na emigracji „ześlizgu” – i nigdy nie dopowiedzianej w kraju – wymianie poglądów.
Wniesie akcent pociechy Juliusz Mieroszewski, kontynuując geopolityczne roztrząsanie Wieszcza: „Pokonanie narodu o starej, dojrzałej kulturze, która wydała arcydzieła klasyczne, nie jest rzeczą łatwą. Albowiem tam, gdzie są klasycy, możliwy jest renesans”[12]. Dodamy, że prowadząc dalej niniejsze rozważania mamy na myśli głównie renesans suwerennej polskiej myśli na tematy polityczne.
Krzyż na koronę
Jak się ona wyrażała w Polskim Londynie? Najpierw – w zakresie stosunku do własnej przeszłości? Tak, była kontynuacją stanowisk ideowych II RP. Ale na pewno – nie prostą. Kluczowe pojęcie stanowi oczywiście prawny legalizm – obecny w wielu warstwach wychodźczej (ale nie tylko!) rzeczywistości, w tym – co się zdarza lekceważyć – w domenie mentalnej. Powinien stać się on również przedmiotem analizy z punktu widzenia np. psychohistorii, a nie tylko surowych dziejów ustroju – zagadnienie podjąłem w 30. rocznicę samorozwiązania Rady Narodowej RP w Londynie[13]. Niełatwo przychodzi też zrozumienie i poważne potraktowanie specyfiki zjawiska przez przedstawicieli starszej generacji badaczy krajowych. Podam trzy przykłady, z których czerpię – w przeciwieństwie do książki Andrzeja Waśki – inspirację negatywną.
Włodzimierz Bolecki, wypowiedź podczas zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej Dyskusji o Józefie Mackiewiczu w 35. rocznicę śmierci pisarza – Warszawa, 31 stycznia 2020: „Można by opisać historię Polski wojennej i powojennej poprzez osie konfliktów, które były osiami oczywiście ideowymi, ale także personalnymi – to jest właściwie źródło rozmaitych konfliktów”. Można by spróbować podjąć dyskusję z przytoczonym osądem, dodając, że „osie konfliktów” wojennych wyrastały z wcześniejszego okresu i próbować aptekarsko ważyć szalę – personalia versus idee. Jednak twórca Ptasznika z Wilna zdecydował się wyostrzyć w następnych zdaniach pogląd, angażując swój autorytet: „Ja po kilkudziesięciu latach zajmowania się Mackiewiczem jestem najgłębiej przekonany, że to nie idee, ale charaktery, personalne konflikty wyniesione z dalekiej przeszłości – one stały się takimi silniczkami napędzającymi to życie emigracyjne”[14].
Idąc śladem zaprezentowanej optyki i konsekwentnie dopowiadając powyższe opinie – skonstatujemy, że cała myśl polityczna Polskiego Londynu rysuje się jako ciąg dalszy indywidualnych awantur „przedwojnia”, wzbogacony tylko o nowe elementy wyrosłe na podobnym, pyskatym podłożu? Sądzę, że nie docenione zostają inne niż koniunkturalne i osobiste czynniki kształtujące postawy aktywnych emigrantów. Widzimy wśród nich ludzi po prostu szczerze i „naiwnie” wierzących w Polskę, czyniących z tego uczucia fundament poświęcenia w publicznym działaniu, które staje się treścią życia. Oczywiście spotkamy i szubrawców, czy agentów (niektórych dotąd nierozpoznanych) najrozmaitszego autoramentu, ale nawet ci pierwsi wyrastali czasem ponad poziom usługi pieniactwa, czy megalomańskiej drobnicy.
Rafał Habielski we wstępie pt. Realizm, wizje i sny romantyków. O pisarstwie Juliusza Mieroszewskiego maluje z aprobatywnym zaangażowaniem poglądy bohatera: „Polityka kontynuacji tradycji II Rzeczypospolitej, do czego sprowadzała się idea legalizmu, nie była […] polityką, a polem uprawiania publicystyki politycznej i igraszek epigonów”[15]. Tak, i w tym miejscu moglibyśmy podjąć dyskusję z referowaną w duchu atencji opinią „Londyńczyka”. Jednak i jego publiczne oraz dziennikarskie przeciwstawienie się tak krytykowanym „kontynuacji” i „legalizmowi” sprowadzało się przecież do tego samego – ktoś mógłby powiedzieć: upartego pielęgnowania grządek słów i papuzich, politykierskich figli-migli. Według autora wprowadzenia wielką „politykę” prowadziła „Kultura” (w przeciwieństwie do Polskiego Londynu)... Na czym miałaby polegać jej wyjątkowość na tle reszty emigracyjnego złudzenia o odgrywaniu jakiejkolwiek praktycznej roli podmiotu? Czy potrafimy zdobyć się na bezwzględnie szczerą ocenę z perspektywy kilkudziesięciu lat, to jest od śmierci Mieroszewskiego w 1976 roku?
Andrzej Friszke w 2013 roku podczas publicznej wymiany opinii – internetowej dyskusji nad logo Centralnego Projektu Badawczego IPN Polska Emigracja Polityczna 1939–1990: „[…] gdzie i kiedy (okres, rok) ukazał się dekret prezydenta na emigracji zmieniający godło narodowe? Dla mnie jest to nie do przyjęcia, nigdy takiego czegoś nie widziałem. I nie wiedziałem o tym. Dla antykomunistycznej lewicy – bardzo szeroko pojętej, łącznie z [Adamem] Pragierem jak mniemam – jest to nie do zaakceptowania. Polak-katolik, taką konstrukcję przez całe życie (jeszcze z piłsudczykowskiego domu, po dziadku z POW) uważam za skrajnie wrogą, bo endecką”[16]. Odpowiedziałem i odpowiadam bez końca: dekret ten ukazał się 11 listopada 1956 roku i orzeł z zamkniętą koroną – zwieńczoną krzyżem – od tamtej chwili stanowił prawomocne godło Państwa Polskiego. Charakterystyczne, że ten symboliczny fakt nie został zarejestrowany przez większość historyków Drugiej Wielkiej Emigracji. Symboliczny, acz popisowy parametr „innowacji w kontynuacji” – istoty Wychodźstwa Niepodległościowego i jego charakteru.
Klasyczny w oderwaniu
Egzegezy schematu Rafała Habielskiego ciąg dalszy: „Niezłomni byli nie tylko mieszkańcami Polski przedwojennej, ale także przedwojennej Europy. […] Z afirmacji przeszłości emigracja niezłomna czerpała siły do trwania”. Brak perspektyw na trzecią wojnę spowodował paraliż i „przekształcenie emigracji legalistycznej w «odcięty od rzeczywistości, wspominkarski klub»”[17]. I tak, i nie – nie zapomnijmy o innych, wewnętrznych celach tej wspólnoty, problemach pozapolitycznych, jakie należało rozwiązać. Ten sam historyk napisał Życie społeczne i kulturalne emigracji[18], wie o tym dobrze. Pozostańmy chwilę przy „wspominkarskim klubie”, który uosabia podyktowany w temacie anachronizm.
Jerzy Giedroyć uważał, że „teksty wspomnieniowe są balastem dla każdego pisma”[19] i tym uzasadniał lodowatą odmowę publikacji prozy autobiograficznej „Londyńczyka”. Oczywiście – zależy czyje teksty! Memuarystyka wedle redaktora upodobniłaby „Kulturę” do „Wiadomości”. Nie przesadzajmy jednak z przerostem pamiętnikarstwa w tygodniku Mieczysława Grydzewskiego. Drobne świadectwo – Michał K. Pawlikowski z Berkeley: „[…] miałem przed kilku tygodniami żywą dyskusję z jednym b[ardzo] inteligentnym Polakiem, który mi powiedział, że nie zaprenumeruje «Wiadomości», drukują one bowiem tylko wspominki… Prosiłbym o przesłanie na moje ręce jakiegoś numeru okazowego, np. ze świetnym Pragierem itp. Wyślę mu, aby pokazać, jak bardzo się myli”[20].
(Nawiasem, dla równowagi osądu – Andrzej Friszke neutralnie o wywołanym Adamie Pragierze: „[…] jego wspomnienia odegrały dużą rolę w zdekomunizowaniu narracji o II RP w środku PRL. I przybliżały II RP i budziły fascynację tym okresem. Z tego punktu widzenia to jest jedna z najważniejszych książek emigracyjnych”[21]. I jeszcze – zapowiedziany bilans rozważań Mackiewicza: „[…] maksymalne z osiągalnych zbliżenie subiektywizmu tzw. literatury politycznej do możliwego obiektywizmu tzw. literatury pięknej – (definicja przestarzała i myląca: belles lettres, schöne Literatur, schöengeistige, beletrystyka – ach, w praktyce, zdarza się i ohydna!) – może czasem stworzyć dzieła o ciężarze gatunkowym wartości wielkiej. Do takich zaliczyłbym u nas twórczość Adama Pragiera, w której polityka, historia i literatura sensu stricto, łączy się w całość, lub przeplata nawzajem”[22]. Nikt chyba nie wystawił piękniejszej pochwały najważniejszemu, a na pewno – najkonsekwentniejszemu antagoniście „Londyńczyka”).
Miliło się i myli wielu, zapominając, że „Wiadomości” potrafiły zagrzmieć trybuną walczącą, nie topić rynsztokiem łez. Krzyżowały się role, niczym racje (Barbara Toporska: „Zdarzyło się przecież, że p. Mieroszewski zaatakował mnie w KULTURZE nie za to, co napisałam ja, ale za to, co mi przypisano w «liście do redakcji Wiadomości»”[23]). Józef Mackiewicz stawiał w 1978 roku Stefanii Kossowskiej za wzór poprzednika: „Ale właśnie Grydzewski zacinał się i pienił. On to nazywał Mikołajczyka «zdrajcą»; nazywał Miłosza «zdrajcą» (stąd ta nienawiść Miłosza); powiedział, że nie będzie drukować mego brata po jego zdradzie (tu może miał rację z wielu względów ówczesnych). Drukował jednak Rostworowskiego… «w najgorszych czasach, gdy przechodzenie na reżymową stronę nazywało się zdradą»… (pisze pani). A ja bym te czasy nazwał właśnie «najlepszymi»!”[24]. Grydzewski chciał „robić literaturę”, a okazało się, że „robił politykę”. Giedroyciowi wydawało się, że „robi politykę”, a to, co najcenniejsze zostanie z jego wysiłków – to literatura.
Dużo wcześniej, w bardzo zasadniczym, dotykającym spraw ingerencji w teksty i honorariów za nie liście „Monachijczyk” (że znów nadamy to nieistniejące miano) motywował „Grydza”: „Na globie ziemskim {po wojnie} istniały dotychczas tylko dwa pisma polskie o takim poziomie i na tę nazwę zasługujące: «Wiadomości» i «Kultura». Odkąd «Kultura» stała się pismem jednostronnie politycznym, o wyraźnym kierunku popierającym polskich komunistów, w ich «własnej drodze do socjalizmu», pozostały tylko «Wiadomości»” (1957)[25]. Zauważali inni współcześni – znowuż M.K. Pawlikowski: „Ale jednak «Wiadomości» są również pismem politycznym. Dlaczego te lub inne wybryki «Kultury» nie mają znaleźć odprawy właśnie w «Wiadomościach»? Przecie poza «Kulturą» tylko «Wiadomości» mają szerszy zasięg” (1960)[26]. Mieroszewski rozstrzygał: „…są to dwa zupełnie różne pisma. Różne kompozycją, wyrazem, atmosferą – wszystkim. Z grupy tych samych autorów Grydzewski lepi zupełnie coś innego niż Giedroyc” (1958)[27]. A Mackiewicz bolał: „Wiadomości skłaniają się do tego, żeby tylko dublować Kulturę ideowo” (1976)[28].
Jeśli nawet Londyńczyk miał rację w elementach swej (taktycznie wyolbrzymionej) krytyki, to dotyczyło to tylko fragmentu potężnego zjawiska, jakim okazał się Polski Londyn. Stawianie (przeciwstawianie) Paryża i Londynu w tym kontekście zawsze pozostanie nieporozumieniem. Prawdopodobnie „Kulturę” i „Wiadomości” można by w ten porównawczy sposób próbować mierzyć, ale „Wiadomości” to nie cały Polski Londyn. „Londyńczyk” potrafił jednak sądy wyważyć, tak, jakby zapominał o zakontraktowanym przez „Redaktora” polemicznym napięciu. Czytamy w cytowanym dwukrotnie szkicu o Wieszczu: „Pan Tadeusz, którego epoka zazębiała się o moją współczesność, stał się klasyczny w swym doskonałym oderwaniu od teraźniejszości [podkreśl. – P.Ch.]. […] Za sto lat Pan Tadeusz będzie równie klasyczny, równie oderwany od współczesności, jak jest dzisiaj”[29].
Kredyt Belzebuba
W dziedzinie wpływu myśli brytyjskiej na „polityczność i literaturę” moglibyśmy erudycyjnie roztrząsać ewolucję Jerzego Pietrkiewicza – od związanego z narodowcami radykalnego publicysty do aspirowania o pozycję drugiego Josepha Conrada. Czy też pochylić się w stronę geopolityki i z powagą podjąć globalne zagadnienia międzynarodowe w stylu guseł Mieroszewskiego: „Jest rzeczą oczywistą, do czego zmierzają Chiny”[30] (klasyczna odpowiedź na pytanie: „Co tam panie w polityce?”).
W ogromnym (największym?) stopniu – jeśli rozważamy wpływ brytyjski na myśl polityczną emigracji mówić możemy o perswazji nie tyle wyrafinowanych anglosaskich przekonań, co funta. I w większym pewnie stopniu – dolara. Mackiewicz o Janie Nowaku-Jeziorańskim: „Łaps amerykańskiej policji wywiadowczej w Monachium, na stanowisku dyrektora Free Europe, rozdaje odpowiednio do stanowisk w naszej emigracji, odpowiednie sumy w dolarach (pod różnymi postaciami) politykom, redaktorom pism, literatom, «prezesom» organizacji politycznych etc. Etc. Za – milczenie. I oto jesteśmy świadkami, że już od dziesiątków lat nasza emigracja – milczy za te srebrniki, powstrzymuje się od wszelkiej krytyki i dyskusji na temat, który powinniśmy uznawać za najważniejszy [podkreśl. w oryg. – P.Ch.]”[31].
Zwierza się Mackiewiczowi w końcu lat pięćdziesiątych Paweł Jankowski, kierownik Kancelarii Cywilnej prezydenta Augusta Zaleskiego: „Rzadko czytuję teraz [znamienne to słowo! – P.Ch.] «Kulturę», ale wpadł mi do ręki ostatni jej numer. Przeczytałem tam wygłupianie się «Londyńczyka» […]. Czytał Pan zapewne, jak on stawia tezę co do Gomułki, że emigracyjne mówienie prawdy, iż jest on komunistą, pomaga mu tylko a nie szkodzi. Ja już wolę stale i «urbi et orbi» krzyczeć, że Gomułka jest komunistą takim samym jak Chruszczow, a już Mieroszewski z całym Laffitte niech go robi Titą, czy innym «narodowym»”[32]. Pisarz wyjaśnia przyjacielowi tło panującej sytuacji: „Ameryka stawia na titoizm, popiera narodowy komunizm. Znowu jak podczas wojny, interesy dolara i czerwońca zbiegają się ze sobą. Niby to wszystko przeciwko «Rosji», tym mniej o komunizmie. Czto i triebowałos’ dokazat’! Z komunizmem nie walczy nikt”[33].
Precyzuje postulowaną taktykę ośrodków wychodźczych – Rady Trzech i Egzekutywy, Polskiego Ruchu Wolnościowego „Niepodległość i Demokracja” oraz Rozgłośni Polskiej RWE: „Cała ta Anderszczyzna i Nidowszyzna i Nowakowszczyzna, to moi zaklęci wrogowie. Ale że biorą pieniądze od Amerykanów? Chwała Bogu. A od kogo mają brać, od Gomułki? Od komunistów? Ja sam od diabła wziąłbym pieniądze na robotę antykomunistyczną. Bieda tylko, że żaden diabeł nie daje. Bieda nie w pieniądzach, a w robocie jaką się robi za te pieniądze”[34].
Kiedy indziej tłumaczy Michałowi Chmielowcowi (po wyjaśnieniu własnej i żony – Barbary Toporskiej – współpracy z instytucjami amerykańskimi) rolę odgrywaną przez Nowaka: „Chodzi o wykroczenie z ram powierzonej mu instancji czy instytucji, jakiegoś obcego urzędnika czy agenta, który mocą rozporządzanych przez niego środków, przerzuca swe wpływy i przejmuje kontrolę nad polityką, dziennikarstwem, literaturą, ba, myślą niepodległościową i niezależnością kulturalną polskiego obozu niepodległościowego. Tak samo fatalnie byłoby, gdyby to czynił – przykładowo: urzędnik Information Agency Gidyński, amerykański urzędnik polityczny Zbigniew Brzeziński etc., etc., mimo iż są to ludzie na poziomie i osobiście z gruntu przyzwoici”[35].
Nie pozostawiał wątpliwości: „Naturalnie Grydzewski powinien brać pieniądze od Amerykanów pełnymi garściami, żeby mu tylko dawali! […] Tu zaś redaguje łaps agentury amerykańskiej, spychając redakcję Grydzewskiego do roli drukarza, a literaturę prawdziwą równając do propagandówki rządowej. […] Dla komunistyczno-polskiej agentury to jest najważniejsze, że Maisons-Laffitte są agenturą polsko-amerykańską. Dla mnie, nie. Najważniejsze jest co i jak piszą, a nie za czyje pieniądze”[36]. Juliusz Mieroszewski, 1958: „[…] nikt nas nie finansuje […]”[37]. W przypisie redakcyjnym z 2020 roku wreszcie przeczytamy: „Niemniej Instytut Literacki korzystał ze stałych dotacji amerykańskich”.
Kończy się tą enigmatyczną notą podtrzymywana długo i uparcie legenda o „samowystarczalności gospodarczej” miesięcznika i wydawnictwa, które – jako chyba jedyne na emigracji – miały się utrzymywać bez subwencji CIA. Znów Józef Mackiewicz: „W Jałcie byliśmy sprzedani. Teraz jesteśmy kupieni [podkreśl. – P.Ch.]. Nie wiem doprawdy co jest gorsze. I z tym stanem rzeczy nie wolno prowadzić żadnego… dialogu”[38]. Bieda nie w pieniądzach, a w robocie…
Co to jest „myśl «krajowa»”?
Pod nagłówkiem Mylący tytuł, pisał Mackiewicz w 1976 roku: „«Emigracja» nie jest pojęciem geograficznym ani określeniem terytorialnym. Jest określeniem pewnego stanu”. Jakiego? – „W naszym wypadku politycznego zerwania z krajem, i protestu przeciwko narzuconym krajowi rządom komunistycznym”[39]. Czy takie świadome, programowe zerwanie nie przewidywało (ze względów, powiedzmy, „higienicznych”, to znaczy uniknięcia manipulacji służb) wzajemnego „oddziaływania”? Przewidywało jego skutki. Mieroszewski cieszył się natomiast, że propagowany przezeń termin ewolucjonizm „asów partyjnych doprowadza do wściekłości”[40]. Czy aby na pewno?
W innej korespondencji z Giedroyciem z 1957 roku (cytowanej przez komentatora po 55 latach z perswazyjną powagą, jako dowód na skalę kontaktów „Londyńczyka” z rzeczywistością inną niż zadrukowany papier i radiowe fale) publicysta sumuje, że przyjął w ciągu 20 miesięcy 148 „facetów z Kraju”[41]. Znaczyłoby to, że co cztery dni (wliczając w to wszystkie święta i dni wolne, ale urlop także czasem miewał?) miał gościa… Wszakże nie potrafimy w to uwierzyć, poza tym… Żadne „babki” się do niego nie zgłaszały?! Podobne uderzy uwaga badacza podana w komentarzu do informacji o pomyśle Mieroszewskiego przemianowania zespołu „Kultury” na „Polski Zagraniczny Komitet Rewolucyjny” i planowanej mistyfikacji w postaci akcesu do niego „wielu wybitnych działaczy z Kraju”: „Mogło to świadczyć o taktyce bądź o tym, że jego poglądy w sporym, jeśli nie wręcz dominującym stopniu określała sytuacja w kraju, co w zasadzie wychodzi na jedno”[42]. W takim razie to tylko „na zimno” taktyka, czy szczere otwarcie na „Kraj”?
Gubimy się w dialektyce. Pożyczę od Mackiewicza funkcjonalną frazę: „Pozwalam sobie tedy jeszcze raz do tematu powrócić, jakkolwiek obawiam się, iż niektóre z argumentów mogą być powtórzone”[43]. Mieroszewski (wedle interpretatora) peerelowskiej rzeczywistości „nie postrzegał […], w przeciwieństwie do swych londyńskich krytyków, statycznie, precyzując stanowisko pod wpływem zachodzących w kraju zmian”[44]. Gdy Zygmunt Nowakowski pisał na początku 1947 roku Metamorfozy[45] „Londyńczyk” ssał swego publicystycznego smoczka. Krzywdę zrobiono publicyście formułując podobne opinie: „Prezentował wyważony stosunek do Anglików i Anglii, której przyglądał się z zainteresowaniem. Z pewnością nie był anglofobem, co nie należało do rzadkości w polskim Londynie”[46]. Toć postawa otwarta również tam „nie należała do rzadkości”.
Barbara Toporska o istocie komunizmu: „[…] wszyscy zaczynają się zachowywać, jak nie chcą, i jak nie powinni, bez wyraźnego przymusu. Nie tam – brak mięsa, czy nawet areszty! […] W rzeczywistości komunistycznej racjonalne zachowanie jest zarezerwowane dla komunistów. Inni zachowują się jak umysłowo chorzy: nieprzyzwoicie, bez celu i bez przyczyn. Zachować racjonalność w państwie komunistycznym można tylko przez stworzenie rzeczywistości antykomunistycznego oporu. Jest to trudne, i od tego jest emigracja. Właśnie dlatego, że jej łatwo, co tam trudno, dlatego, że nie pod działaniem koszmaru. A nie od tego jest emigracja, by wysłuchiwać bełkotu ludzi pod psychiczną presją, i twierdzić, że jest to zdrowy, rozsądny «głos Kraju»”. Czy praktykować „taktykę lepienia męczenników z tych, co się tam świnią, bo «muszą»”[47].
Bo przecież, jak pisał Józef Mackiewicz: „Niektórzy pisarze, jak Słonimski, Jasienica, Andrzejewski i cała plejada, noszona jest na emigracji na rękach, mimo iż pisują wyłącznie w wydawnictwach komunistycznych. Innym, którzy emigrowali, jak Lisiecka, zalicza się i wspomina ich współpracę w pismach komunistycznych na ich dobro”[48]. I dalej: „Tymczasem to co nastąpiło na emigracji w związku z [Listem – P.Ch.] «59», jest już nie tylko «początkiem końca» jej postawy dotychczasowej, ale – powiedziałbym – «końcem końca»”. Przywołuje nagłówek z „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” z 28 stycznia 1976 roku: „Polacy w Anglii protestują przeciw nowym zmianom w Konstytucji PRL”. Wtórował mu Janusz Kowalewski: „Fakt faktem, że taką tutaj w tej sprawie rozrobili histerię, że wystąpić przeciw temu prądowi byłoby niemal samobójstwem”[49].
Ciągle wysokie koturny
– „Znaczy Polacy w Anglii chcą zachować konstytucję dotychczasową, stalinowską nb.?” – zapyta retorycznie autor Zwycięstwa prowokacji na koniec jeremiady[50]. Znów wezmę od niego w kredyt poręczne tu zdanie: „Zdaję sobie sprawę z fatalnej niedoskonałości tych skróconych cytat. Brakuje im nici łączącej całość obrazu, pełnej gamy kolorów”[51]. Ale tę nitkę usilnie przędziemy.
Poprzednie części naszych dygresji, bo tak najbezpieczniej chyba nazwać można ten crossoverovy esej, eksperymentowaniu z którym ostatnio się specjalizuję[52], ukazują zdublowane relacje. (Acha, słowo „crossoverowy” wprowadzam tu – zdając sobie sprawę ze stopnia ryzyka – w podwójnym rozumieniu, wywodzącym się z kultury popularnej. Zarówno dla określenia sytuacji, w której dochodzi do spotkania bohaterów różnych serii komiksów – często super-bohaterów! – jak i wdrożenia terminu stosowanego zazwyczaj do określenia gatunków muzycznych zespołów, które wykraczają poza standardowe ramy poszczególnych stylów[53]).
Dygresje ukazują więc zdublowane relacje z przeszłością (z pytaniem o treść kontynuacji i pokusę anachronizmu) oraz – z teraźniejszością. Do pierwszego z podwójnych węzłów – kwestii zasięgu wpływu myśli kraju osiedlenia – pragnę dodać jeszcze wypowiedź Barbary Toporskiej (żałuję, że Inka, żona Juliusza Mieroszewskiego, dobrze zapowiadająca się poetka Jadwiga Czechowiczówna nie dołączy do trójgłosu): „Czyż St[anisław] Mackiewicz nie po to budził obrzydzenie do przewrotności i filisterstwa Anglosasów, by przenieść się do komunistów? Nie mam najmniejszej ochoty iść jego śladem, nawet do połowy drogi. […] Nasza rola w przeciwstawianiu się komunizmowi jest żadna, nasza rola w pomaganiu komunizmowi jest olbrzymia”[54].
Rozważaliśmy ponadto jak myśl powojennej emigracji w UK miała się do myśli „krajowej”… Tu żal mi porzucić kolejny głos. Dotyczy on wyostrzonej optyki, obecnej w tej i w innych mych pracach. Napierał Andrzej Friszke przed dekadą : „Rozumiem, że po lekturze Pragiera […] mógł Pan przyjąć taką perspektywę, ale ona z pewnością nie opisuje takich postaci emigracji, jak cały krąg RWE, jak Ciołkosz, Bielecki, NiD, Popiel, Zaremba, ale też znanych mi osobiście: Raczyński, Żenczykowski, Ciołkoszowa, Dargas, Sabbat. Rozmowy z nimi to były rozmowy o Polsce nad Wisłą i co z nią dalej, a z pewnością nie byli to tacy «antykomuniści», jak ci, z którymi tak bardzo jest mi nie po drodze w dzisiejszej Polsce”[55]. Niektóre z wymienionych postaci również poznałem podczas pierwszej wizyty w Londynie w 1990 roku. Choć spotkała mnie wielka sympatia Pani Lidii i szczególnie ciepło zapadła mi ona w pamięci, to będzie ta grupa osób – po trzydziestu latach – owym „gąszczem mylących szklak drogowskazów” tkwiących w pierwszym akapicie poszarpanej relacji z polarnej podróży na obie półkule. Po latach znamy już tylko nazwiska Amundsena i Peary’ego, a nie korowód – choćby najbardziej ofiarnych – uczestników pochodu.
Celnie uchwyci orężny czas Juliusz Mieroszewski: „Pułk, korpus, brygada czy dywizjon wydawał, drukował, powielał w niezachwianym przekonaniu, że drogę do nieśmiertelności mości się papierem. Na każdym szczeblu redagowaliśmy epopeję. […] Patrząc z perspektywy lat na działalność owych licznych wydziałów propagandy i prasy, trudno się oprzeć wrażeniu, że bezprzykładnie przecenialiśmy rolę, jaką przeznaczone było nam odegrać. Dopiero dziś widzi się w pełni, jakie nieproporcjonalne wysokie były koturny naszych reporterów i dziejopisów w stosunku do wymiarów i możliwości przydzielonej nam sceny”[56]. Owa „przydzielona scena” zmalała jeszcze bardziej po 1945 roku i jej późniejsza historia to dzieje ciągłego mizernienia. Nie z winy aktorów. A na swym szczeblu „Londyńczyk” również „zredagował epopeję” prężąc się na jeszcze wyższych koturnach.
„Wiele jego teorii okazało się chybionych, w tym na dobrą sprawę także ta, że komunizm jest reformowalny” – przyznał dość pokrętnie, w Mieroszewskiego stylu, jego admirator. (Ja marzę, by pisać klarownie jak Adam Pragier, czy Zygmunt Nowakowski, o Józefie Mackiewiczu nie wspominając. Wydaje się, że wyrazistość postawy rozjaśnia i język nią głoszący). W końcu przeczytamy podsumowujące zdanie, które choć może odrobinę wytłumaczy mą nierówno – świadom jestem tego – umiejscowioną nieufność wobec głównych bohaterów nie ekspedycji, lecz raczej – wypadu: „Zarazem jednak przyszłość, to jest czas, który upłynął od momentu jego śmierci, rzeczywiście bywała niekiedy jakby [podkreśl. – P.Ch.] rozwinięciem formułowanych przezeń prognoz i przewidywań”[57]. Owa zbitka „rzeczywiście bywała niekiedy jakby” tycząca jednego z „panów J.M.” to prawdziwy majstersztyk! Co z przewidywaniami drugiego?...
Aż kusi poindagować o stosunek londyńskiej emigracji do przyszłości.
Paweł Chojnacki, ur. 1968, magister historii UJ i doktor filozofii (w zakresie historii społecznej) University College London zatrudniony jest w Oddziałowym Biurze Badań Historycznych IPN w Krakowie oraz współpracuje z Instytutem Historii PAN. Przygotowuje min. zbiory prozy politycznej Zygmunta Nowakowskiego, Adama Pragiera i Mariana Hemara. Niebawem ukaże się także jego praca: GMINA. Życie codzienne na południu „Polskiego Londynu” od lat pięćdziesiątych po osiemdziesiąte XX wieku (dzieje Gminy Polskiej Londyn-Południe 1955–1988).
Tekst powstał w ramach projektu Warto zacząć od tradycji. Program popularyzacji dziedzictwa polskiej myśli politycznej. Dofinansowano ze środków Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego w ramach Funduszu Patriotycznego.
[1] J. Mackiewicz, Pierwsze wrażenia, „Lwów i Wilno” 1947, nr 34, 26 lipca, [w:] Tajemnica żółtej willi i inne opowiadania, Dzieła t. 25, Londyn 2015, s. 127.
[2] J. Mieroszewski, Wszędzie dobrze, ale w Londynie najlepiej, „Kultura” 1953, nr 9, [w:] , J. Mieroszewski, Kroniki angielskie i fragmenty autobiograficzne, Paryż–Kraków 2020, s. 35.
[3] J. Mieroszewski, Mickiewicz a geopolityka, [w:] Mickiewicz żywy, Londyn 1955, cyt. za: idem, Kroniki angielskie…, op. cit., s. 116.
[4] O meandrach literackich posług politycznych świadczonych przez tego autora Jerzemu Giedroyciowi pisałem w artykule W poszukiwaniu utraconego Londyńczyka (recenzja: J. Mieroszewski, Kroniki angielskie…, op. cit.), „Nowe Książki” 2020, nr 10, październik, s. 56–57.
[5] „Podobne rozgraniczenie istnieje (powinno istnieć) pomiędzy historią jako ścisłą nauką a propagandą historyczną dla bieżących celów politycznych. Rozgraniczenie jeszcze rzadziej respektowane w druku” – kończy ten passus, J. Mackiewicz, „Czas teraźniejszy”, czy przyszły?, pierwodruk w: idem, Wielkie tabu i drobne fałszerstwa, wyb. artykułów M. Bakowski, przyp. N. Karsov, Dzieła t. 24, Londyn 2015, s. 443.
[6] A. Waśko, O polityczności literatury polskiej, w: idem, Literatura i polityczność, Kraków 2020, s. 9–30.
[7] Ibidem, s. 23. Zaznaczam raz jeszcze, że uwagi te dotyczą wstępu, a nie wszystkich studiów, które zapowiada. Józef Mackiewicz – na przykład – pojawi się pośrednio w rozdziale pt. Czy Mickiewicz był fałszywym prorokiem?, s. 170.
[8] J. Mackiewicz, „Materia prima”, „Wiadomości” 1971, nr 46 (1337), 14 listopada, w: idem, Nie wychylać się!, wyb. artykułów M. Bakowski, przyp. N. Karsov, Dzieła, t. 32, Londyn 2021, s. 652.
[9] A. Waśko, op. cit., s. 18–19, 29.
[10] Ibidem, s. 463.
[11] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał Chmielowiec, Irena Chmielowcowa. Listy, przyp. N. Karsov, Dzieła t. 28, Londyn 2020, [list do M. Chmielowca z 23 marca 1967], s. 221.
[12] J. Mieroszewski, Mickiewicz a geopolityka, op. cit., s. 114.
[13] Tekst wprowadzenia i w podcast Radia Kraków pt. Prawdziwy koniec Polskiego Londynu, czy II Rzeczypospolitej? (rozmowa Jolanty Drużyńskiej z cyklu „Koło kultury – dokument historyczny”), 15 grudnia 2021:
https://www.radiokrakow.pl/audycje/prawdziwy-koniec-polskiego-londynu-czy-ii-rzeczypospolitej?fbclid=IwAR0TlwOkQb6rbG9XQk0RdsFB5zcr2MWYIMEc6uV5goYYoVEgvFNzeJmIo-k
[14] https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/87303,Dyskusja-o-Jozefie-Mackiewiczu-w-35-rocznice-smierci-pisarza-Warszawa-31-styczni.html
[15] R. Habielski, Realizm, wizje i sny romantyków. O pisarstwie Juliusza Mieroszewskiego [w:] J. Mieroszewski, Finał klasycznej Europy, wybrał, opracował i wstępem opatrzył R. Habielski, Lublin 1997, s. 17.
[16] W pracach tego CPB wówczas nie uczestniczyłem, e-mail z 26 kwietnia 2013 roku w archiwum autora.
[17] R. Habielski, op. cit., s. 48, 46.
[18] Druga Wielka Emigracja 1945–1990, t. III, Warszawa 1999.
[19] R. Habielski, A.S. Kowalczyk, Mieroszewski – mistrz felietonu i autobiograf, [w:] J. Mieroszewski, Kroniki angielskie…, op. cit., s. 12.
[20] M.K. Pawlikowski, Listy do redaktorów „Wiadomości”, opracował i przypisami opatrzył P. Rambowicz, konsultacja edytorska B. Dorosz, Toruń 2014, [list do M. Chmielowca z 16 listopada 1970], s. 447.
[21] E-mail do autora z 26 listopada 2011. Zwrócono mi na to uwagę, więc wyjaśniam – nie waham się dołączyć również pozostałych fragmentów korespondencji z prof. Friszke do prezentowanego wywodu, dotyczyła ona wszak w całości spraw publicznych mej współpracy z IPN, a nie kwestii prywatnych. Stanowi już historyczny zapis atmosfery swojego czasu.
[22] J. Mackiewicz, „Czas teraźniejszy”, czy przyszły?, op. cit., s. 444.
[23] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, ”, oprac. W. Lewandowski, wyd. 2 uzup., przypisami opatrzyła N. Karsov, Londyn 2018, [list do S. Kossowskiej z 15 lutego 1969], s. 374.
[24] Ibidem, [list z 28 sierpnia 1978], s. 650.
[25] Ibidem, [list z 25 lipca 1957], s. 137.
[26] M.K. Pawlikowski, op. cit., [list do M. Grydzewskiego z 20 października 1960], s. 191.
[27] J. Mieroszewski, O „pisaniu do szuflady”, „pozytywnych bohaterach” i „wybieraniu wolności”, „Kultura” 1958, nr 4, [w:] idem, Kroniki angielskie…, op. cit., s. 197.
[28] J. Mackiewicz, B. Toporska, Janusz Kowalewski. Listy, przyp. N. Karsov, Dzieła, t. 29, Londyn 2020, [list z 25 stycznia 1976], s. 342.
[29] J. Mieroszewski, Mickiewicz a geopolityka, op. cit., s. 112.
[30] J. Mieroszewski, Rhee–Adenauer–Mikołajczyk, „Kultura”1953, nr 9, [w:] idem, Kroniki angielskie…., op. cit., s. 33.
[31] J. Mackiewicz, B. Toporska, Janusz Kowalewski. Listy, op. cit., [list z 6 lutego 1975], s. 301. Więcej uwagi tej kwestii poświęciłem w artykule pt. Dialektyczne medytacje na placu Jana Nowaka-Jeziorańskiego w Krakowie, czyli Barbara Toporska i Józef Mackiewicz w świetle korespondencji, „Arcana. Kultura, historia, polityka” 2021, nr 159, maj–czerwiec, s. 178–187.
[32] J. Mackiewicz, B. Toporska, Paweł Jankowski. Listy, przyp. N. Karsov, Dzieła t. 26, Londyn 2017, [list z 30 października 1958], s. s. 233.
[33] Ibidem, [list z 22 lutego 1958], s. 199.
[34] Ibidem, [list z 19 kwietnia 1963], s. 461.
[35] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, op. cit., [list z 26 marca 1969], s. 382.
[36] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał Chmielowiec, Irena Chmielowcowa. Listy, op. cit., [list do M. Chmielowca z 14 stycznia 1964, s. 121].
[37] J. Mieroszewski, Kto nas finansuje?, „Kultura” 1958, nr 9, [w:] idem, Kroniki angielskie…, op. cit., s. 225.
[38] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, op. cit., [list do M. Chmielowca, list z 26 marca 1969], s. 383–384.
[39] J. Mackiewicz, Mylący tytuł, „Wiadomości” 1976, nr 4 (1556), 25 stycznia, [w:] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, op. cit., s. 591.
[40] List do J. Giedoycia z 18 października 1964, cyt. za: R. Habielski, Mieroszewski i jego pisarstwo, [w:], J. Mieroszewski, Listy z Wyspy. ABC polityki „Kultury”, Paryż–Kraków 2012, s. 432.
[41] List 5 września 1957, cyt. za: ibidem, s. 444.
[42] R. Habielski, Mieroszewski i jego pisarstwo…, op. cit., s. 437.
[43] J. Mackiewicz, Wrzaski i bomby, wybór M. Bąkowski, przypisy N. Karsov, Dzieła: t. 33, Londyn 2021), s. 336.
[44] R. Habielski, Realizm, wizje i sny romantyków…, op. cit., s. 11.
[45] Z. Nowakowski, Metamorfozy, „Wiadomości” 1947, nr 8 (47), 23 lutego, s. 1.
[46] R. Habielski, Mieroszewski i jego pisarstwo…, op. cit., s. 430. Manipulacjom stosowanym przez J. Mieroszewskiego na cytatach z publicystyki „konkurencji” i powielaniu ich przez propagującego jego poglądy badacza poświęcam fragment monografii pt. Reemigrejtan. KIEDY ZYGMUNT NOWAKOWSKI WRÓCI WRESZCIE DO KRAKOWA?!, Kraków 2019, s. 408–412.
[47] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, op. cit., [list do M. Grydzewskiego z 24 października 1961 i do M. Chmielowca, 7 lutego 1973], s. 549, 211.
[48] J. Mackiewicz, B. Toporska, ibidem, [list do S. Kossowskiej, 22 czerwca 1973], s. 553.
[49] J. Mackiewicz, B. Toporska, Janusz Kowalewski. Listy, op. cit., [list z 2 lutego 1976], s. 343.
[50] J. Mackiewicz, B. Toporska, Juliusz Sakowski. Listy, przyp. N. Karsov, Dzieła t. 27, Londyn 2019, [list z 15 lutego 1976], s. 321–322.
[51] O Życiu towarzyskim i uczuciowym L. Tyrmanda w: Rozbity fortepian, 1968, J. Mackiewicz, Wielkie tabu i drobne fałszerstwa, op. cit., s. 41.
[52] Zainteresowanym polecałbym wcześniejsze poszukiwania w dziedzinie wspomnianej formy, jednak i ściśle korelujące z treścią uwag zawartych w tym szkicu – Piszę o prozie, albo Mariana Hemara i Zygmunta Nowakowskiego portrety wzajemne, „Teologia Polityczna Co Tydzień”, 6 kwietnia – numer monograficzny w 120. rocznicę urodzin M. Hemara: https://teologiapolityczna.pl/pawel-chojnacki-pisze-o-prozie?fbclid=IwAR1cfGxIWkff3qZriqfihQcQnCBjT83U7h5el46PNqA8E3LTsp6dg8MVTU4 oraz – „Wartość z gatunku rzeczy bezpowrotnych”. Zygmunt Nowakowski o polskiej stolicy, „Biuletyn IPN” 2021, nr 9 (190), wrzesień, s. 67–81.
[53] https://pl.wikipedia.org/wiki/Crossover
[54] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, op. cit., [list do M. Grydzewskiego z 24 października 1961], s. 208.
[55] E-mail z 26 listopada 2011.
[56] J. Mieroszewski, „Bibliography of Books in Polish”, „Kultura” 1954, nr 4, [w:] idem, Kroniki angielskie…, op. cit., s. 60.
[57] R. Habielski, Realizm, wizje i sny romantyków…., op. cit., s. 49.