Książka

Idea Polski niepaństwowej w literaturze i życiu

Odbudowanie Polski: trzy rozprawy polityczne


III

 

Ubiegła historia zdaje się wskazywać, że granice państwowe zazwyczaj miecz wykreślał i że mapa polityczna świata tworzyła się na polach walki. Wojna kładła do grobu państwa zgrzybiałe; ona też była matką państw nowych, które częściowo lub całkowicie powstawały na gruzach poprzedników. Z tego powszechnego, ale powierzchownie pojmowanego faktu historii wielu naszych patriotów w przeszłości, a i dzisiaj także wyprowadza wniosek, że szczere dążenie do niepodległości nie da się pojąć bez planu nowego powstania narodowego, które jedynie przywrócić może straconą niepodległość. Stąd już niedaleko do uznania owej przyszłej walki zbrojnej za centralny punkt naszych nadziei i usiłowań, a przygotowań do niej za najistotniejszy punkt prawdziwie narodowego programu.

Zapatrywanie takie uważamy za błędne nie tylko z tego względu, że ignoruje ono poniekąd konieczność wewnętrznego odrodzenia narodu i sprowadza wielką sprawę odbudowania państwa polskiego do mechanicznego aktu wypędzenia z ziemi naszej wrogów, ale także dlatego, że zdradza ono niedostateczne zrozumienie istotnej roli, jaką walka zbrojna odgrywała w historii.

Uważając dzieje wzrostu terytorialnego i upadku państw za dzieło jedynie szczęśliwych lub nieszczęśliwych wojen, przeceniamy znacznie rolę ich jako czynnika dziejowego, jednocześnie zaś nie doceniamy ich roli jako świadectwa sił duchowych, tkwiących w narodzie i objawiających się w starciu z innymi. Wojna nie jest jakąś specjalną, techniczną umiejętnością, która znawcom jej i mistrzom oddaje władzę nad światem, lecz jest aktem starcia zbiorowych sił ludzkich. Wchodzą tu w grę nie tylko siły fizyczne, lecz i umysłowe i moralne, przede wszystkim zaś wola i charakter. Jakkolwiek wydać się to może paradoksem, nie podlega jednak wątpliwości, że w ogromnej większości wojen decydował fakt złamania moralnych sił jednej ze stron, nie zaś materialnych. Mówiąc dokładniej, wypadki prowadzenia walki aż do wyczerpania wszystkich materialnych środków należą do niezmiernie rzadkich wyjątków – zaledwie kilka takich przykładów notuje historia – pospolicie strona zwyciężona uznaje się za taką utraciwszy nadzieję zwycięstwa i chęć do dalszej walki. „Walka do ostatniej kropli krwi” jest retorycznym frazesem, któremu nawet w przenośni rzeczywistość prawie nigdy nie odpowiada. Oczywiście zasób sił moralnych, który wyraża się w większej lub mniejszej gotowości narodu do ponoszenia długich a ciężkich ofiar, prócz ogólnej sumy jego żywotności, pozostaje w ścisłej zależności od tego, za co ma on przelewać krew i oddawać swe mienie. W wojnach, które toczyły się w Europie w przeciągu ostatnich kilku dziesiątków lat mieliśmy przed oczyma fakt nie złamania bezwzględnego woli u strony pokonanej, lecz raczej nagięcia jej do przyjęcia warunków pokojowych zwycięzcy. Rosja poniosła niewątpliwą klęskę w wojnie krymskiej24, nie tylko jednak środki jej materialne nie zostały wyczerpane, ale nawet pozostałaby zdolność moralna do dalszej walki w razie, gdyby państwa zachodnie podyktować jej zechciały zbyt ciężkie warunki, jak np. ustąpienie Krymu na rzecz Turcji. Cięższą i więcej stanowczą klęskę poniosła Francja w ostatniej wojnie25, ale i ona mogłaby walczyć dalej i gdyby Niemcy zażądały od niej prócz Alzacji i Lotaryngii, dajmy na to – Szampanii, zdobyłaby się ona bez wątpienia na takie wysiłki, na jakie nie stać ją było wobec utraty dwóch rzeczywiście oddanych prowincji.

Były w dziejach przykłady, że strona już uważająca się za pokonaną, doprowadzona do ostateczności zbyt ciężkimi wymaganiami zwycięzcy, ujmowała powtórnie za oręż i odbierała wrogowi częściowo albo całkowicie tę przewagę, jaką ten zdołał już był uzyskać.

Wojna nie jest zakładem konwencjonalnym, albo grą z określonymi regułami, w której stawką jest spełnienie żądań strony wygrywającej – jest to walka, która kończy się wtedy, kiedy strona przegrywająca sama w porażkę swą uwierzy. Przed zasobami materialnymi wyczerpują się zazwyczaj moralne; należy więc ostatnie uznać za ważniejsze od pierwszych.

Siły moralne i są i pozostaną decydującym czynnikiem wszelkiej walki przy wszelkich gatunkach broni, zarówno dzisiaj, jak i przed tysiącami lat, w walce orężnej i we wszelkiej innej.

Należy pamiętać, że walka orężna nie jest nawet jedynym środkiem zmuszenia przeciwnika do uległości; wszak Napoleon próbował swoim systemem kontynentalnym zrujnować Anglię ekonomicznie i gdyby mu się to było udało, Anglia musiałaby była ugiąć się mimo świetnych zwycięstw swych admirałów.

Powyżej określona rola czynników moralnych w wojnie obrażać może uczucia tych, którzy w starciach zbrojnych widzą jedynie objawy dzikich brutalnych instynktów, stąd też pojąć nie są zdolni, że wojna jest czymś więcej niż „rzezią”, a umiejętne jej prowadzenie czymś większym i szczytniejszym niż mordowaniem ludzi. Tego rodzaju humaniści po swojemu nawet pojmują siłę moralną: gdy ta bowiem przede wszystkim wyrażać się musi w objawach woli, w energii czynnej, w poświęceniu korzyści bezpośrednich dla dalszych celów, w wytrwałości wreszcie, nie brak zwłaszcza wśród nas ludzi, dla których wyraz ten oznacza jałowe poczucie swojej wyższości nad sprawami tego świata, zwłaszcza nad objawami współzawodnictwa narodowego.

Ktokolwiek zaś nie wierzy w ziszczenie czynników duchowych w wojnie, uważając ją jedynie za sprawę armat i karabinów, ten dobrze zrobi, jeżeli przestudiuje paru pisarzy wojskowych. Dowie się stamtąd, że wiarę tę ustalili nie metafizycy i poeci, lecz znakomici wodzowie i praktycy wojskowi, którzy na licznych polach bitew mieli sposobność stwierdzać ją doświadczalnie. Wiadomo, jak wielkie znaczenie przypisywał czynnikowi moralnemu w wojnie Napoleon: dla uwydatnienia tego znaczenia wskazywał on na wartość bojową dwóch armii, zwycięskiej i zwyciężonej; po bitwie pod względem strat materialnych różnica może być mała albo żadna, a przecież jedna jest zdolna do boju, gdy druga tę zdolność utraciła. Cała różnica spoczywa w stanie moralnym jednej i drugiej. W rozmowach z carem Aleksandrem26 w Tylży przyznawał Napoleon27, że często trudno zrozumieć, jakim faktom konkretnym należy przypisać w bitwie zwycięstwo tej albo innej strony. Cała sztuka, według Napoleona, polega wtedy na tym, aby ukrywać swoją obawę i tym wpoić niejako w przeciwnika wiarę, że jest on pokonany.

Inny mistrz wojny, Fryderyk Wielki, na zapytanie, co to znaczy armia zwyciężona, odpowiedział: „taka, która się za zwyciężoną uważa”. Trudno o jaskrawsze wyrażenie zasady, że środek ciężkości walki spoczywa przede wszystkim w stanie moralnym.

Prawda ta okazuje się jaśniej jeszcze, jeżeli zamiast oddzielnej bitwy, zależnej od przypadków i nieprzewidzianych okoliczności, rozważać będziemy losy wojny wziętej jako całość. Mówi się często, że ta lub inna bitwa zadecydowała o losach kampanii, że była rozprawą stanowczą. W istocie była ona taką nie sama przez się, ale przez późniejsze zachowanie się strony pokonanej. Klęska bardzo ciężka nie będzie stanowczą, o ile nie złamie ducha bojowego i otuchy, stosunkowo zaś drobna potyczka stać się może decydującą, jeżeli z tych czy z innych powodów odbierze stronie pobitej chęci do walki. Tak często dziennikarze niechętni Anglii, gdy zbliżała się wojna boerska28, ostrzegali ją przed „nową Majubą”29, że w pojęciu przeciętnej publiczności bitwa ta mogła uchodzić za jakąś wielką klęskę angielską, rozmiarów jeżeli nie Sedanu, to przynajmniej Sadowy30. W rzeczywistości była to mała utarczka, w której brało udział zaledwie 1300 Anglików, a z tych trochę więcej niż 200 zginęło lub odniosło rany. Porażka poniesiona wtedy przez Anglików równać się nie może z klęskami, które przynosiła im zrazu ostatnia wojna. Ale te, chociaż bez porównania większe, nie zyskają w historii tego znaczenia, jakie miała Majuba. Tamta zawdzięcza swą doniosłość temu, że rząd Gladstone’a31, nie doceniając ważności sprawy, a mając przed sobą perspektywę dość znacznej i kosztownej wyprawy wojennej, zrezygnował z pierwotnych zamiarów i przyznał Boerom niepodległość.

Ostatnia wojna, która wykazała znaczne braki w zarządzie ministerium wojny, przestarzałą organizację armii i takąż samą taktykę bojową, wzbudziła jednak w całym świecie podziw dla siły moralnej narodu angielskiego, która podczas tej długiej kampanii różnostronnie się objawiała. „W Anglii panuje teraz duch Rzymu po bitwie pod Kannami” – pisał z uznaniem, chociaż i z niechęcią paryski „Temps” po klęskach grudniowych. Wola narodu nie ugięła się nie tylko przed stratami w ludziach, które dotknęły ogromną liczbę rodzin, przed olbrzymimi wydatkami, przed powiększeniem znacznym długu państwowego, przed pośrednimi ciężarami ekonomicznymi, związanymi z długą wojną, ale oprzeć się umiała tej potężnej presji moralnej, która z tylu cywilizowanych krajów się podnosiła, usiłując wpłynąć na opinię angielską. Trzeba było mieć wiele hartu duchowego, świadomości praw i celów, przede wszystkim zaś samodzielności moralnej, aby spokojnie móc wytrzymać tę nawałnicę naturalnego czy sztucznego oburzenia, tym więcej, że w tym zgiełkliwym chórze, kierowanym przeważnie przez mocarstwa nieprzyjazne Anglii, a wywołanym przez zazdrość jej wrogów i przez poziome pobudki świata humanitarno-geszefciarskiego, odzywały się także głosy szlachetne i szczere. I w tej dumnej postawie, wobec tego huraganu szyderstw, zarzutów i pretensji, wobec tego niesłychanego nacisku moralnego okazywała się ta sama siła ducha, która spokojnie wytrzymała porażki wojenne, siła narodu głęboko przejętego swoimi zadaniami historycznymi, swoimi celami państwowymi i w swoim własnym poczuciu umiejącego znaleźć najwyższą sankcję swego postępowania.

Podobnie jak w życiu różny skutek wywierają te same kłopoty i niepowodzenia, zależnie od tego, czy trafiają na człowieka silnego charakteru, czy też na jednostkę pozbawioną hartu, tak samo porażki częściowe nie decydują same przez się o wyniku ostatecznym wojny, lecz na tle dopiero istotnej wartości bojowej tego wojska, które je poniosło. Mając to w pamięci, zrozumieć można głęboką odpowiedź Moltkego32, gdy się go pytano, jaka jest wartość armii niemieckiej: „Nie wiem, odrzekł, bo ani razu za mnie nie była pobita”. Już sam ten fakt, że na wojnie pierwszorzędną rolę odgrywa czynnik moralny, prowadzi do wniosku, że wojna jest nie wszechstronnym wprawdzie, ale dość wielostronnym egzaminem dziejowym z różnych przymiotów, stanowiących o wewnętrznej wartości narodu.

Wulgarne zapatrywanie widzi w niej tylko próbę dość grubej odwagi osobistej, „waleczności” i pewnej zawodowej wiedzy technicznej, potrzebnej dla dowódców. Rzecz się ma inaczej. Już sam olbrzymi aparat organizacyjny, jaki porusza wojna nowoczesna, wymaga współdziałania różnych zdolności i przymiotów moralnych, bynajmniej nie specjalnie wojskowego charakteru: potrzebny tu jest porządek, akuratność, sumienność (w intendenturze), zdolność szybkiego orientowania się, wytrwałość, energia, słowem cały szereg przymiotów, potrzebnych w ogóle do szybkiego wykonywania jakiegoś dzieła zbiorowego. Właściwości tych armia nie może nauczyć się w koszarach; czerpie je ona stamtąd, skąd ostatecznie powstała sama, tj. z narodu. Im więcej posiada on w swojej organizacji państwowej i w swoich duchowych właściwościach znamion stanowiących pożądane przymioty wojenne, tym łatwiej zdoła uposażyć w nie armię swoją. Nie jest chyba jedynie frazesem często powtarzane zdanie, że prawdziwym zwycięzcą pod Sadową i Sedanem był nauczyciel niemiecki.

Nie wiedza techniczna tworzy wodzów, a nawet nie zdolności umysłowe, ale przede wszystkim przymioty silnego, stanowczego charakteru. Powtarzają to do znudzenia różni pisarze wojskowi, którzy przedmiotem tym się zajmują. Napoleon mówił, że idealny wódz powinien być kwadratem, tj. przedstawiać doskonałą równowagę przymiotów umysłu i charakteru. Jeden z autorów wojskowych robi uwagę, że silne charaktery podczas pokoju mało mają szans prędkiego awansu i wybicia się na wierzch i tym się tłumaczy fakt, że przewroty i rewolucje wysuwają tak wiele wybitnych zdolności wojskowych.

Jeżeli silne charaktery nie tworzą się na poczekaniu w szkołach wojskowych, ani w ogóle w służbie wojskowej, to ażeby je mieć, armia czerpać musi z żywej skarbnicy narodu. Nic dziwnego, że cierpiąc na brak silnych charakterów, w przeciągu dwóch ostatnich stuleci nie wydaliśmy ani jednego dużej miary wodza, chociaż mieliśmy bardzo zdolnych strategików, jak generał Prądzyński, którego plany tak wysoko podnoszą wszyscy pisarze.

Naród należy uważać za prawdziwą kopalnię sił fizycznych i moralnych, armię zaś za ich organizację, przystosowaną do celu specjalnego, ale zapominać nie należy, że wojnę, zwłaszcza zaś wojnę nowoczesną, toczy nie tylko armia, ale naród cały albo państwo. Przytoczony powyżej przykład blokady kontynentalnej świadczy, że mogą się znaleźć środki do złamania siły narodu, a więc osiągnięcia celu wojny bez pogromu jego sił zbrojnych. Ostatnie są jedynie zbrojnym ramieniem, któremu rozkazywać musi siła ducha, wola narodowa. Jak oddzielne operacje wojenne nie powinny być szeregiem efektownych turniejów, ale środkami do osiągnięcia celów zakreślonych przez strategię, tak samo cała wojna służyć musi myśli politycznej narodu, przybierającej prawie zawsze postać idei państwowej. Jak do wykonania cokolwiek więcej złożonych planów w życiu zdolnym jest człowiek, który „wie czego chce”, tak też umiejętnie i celowo taki tylko naród potrafi walczyć, który wyrobił w sobie silne a jasne i określone dążenia, który ma potężną wolę narodową. Ten to wyższy pierwiastek unosi się nawet nad czysto wojskowymi kombinacjami generałów, nadając im cel właściwy, on to decyduje o tym, kiedy wojna jest konieczna, kiedy oręż spełnił to, co do niego należało, kiedy przychodzi czas na środki inne. On to jest ową skarbnicą sił moralnych, krzepiących armię samą, do której uciekają się podczas wojny rządy, wiedząc dobrze, że samo poczucie karności i honoru wojskowego, wystarczające dla kondotierów, okazuje się niedostatecznym bodźcem wobec uczuć ożywiających armie narodowe w ogóle, szczególnie zaś w wielkich chwilach dziejowych. Narody, które podbiły kawał świata i umiały prowadzić zwycięskie wojny, to wcale nie były te, których ludność odznaczała się bitnością, animuszem wojennym itd., ale te przede wszystkim, które wyrobiły sobie silną ideę państwową i narodową, potężne ambicje
i silną organizację. Same przymioty bojowe jako takie są tylko materiałem surowym, który zużytkować może naród mający owe właśnie wyższe pierwiastki; jest to tak dalece prawdą, że widzimy nieraz, jak naród podbity dostarcza swoim panom najlepszych żołnierzy, a nawet wodzów (Irlandczycy).

Nasza historia wojenna obfituje w świetne czyny, mające wszelkie cechy krótkotrwałych aktów bohaterskich, ale nadzwyczaj niewiele daje przykładów silnej, konsekwentnej akcji wojennej, dążącej do określonego celu. Naród zaś do akcji takiej niezdolny może zadziwiać świat czynami wybuchowego i efektownego bohaterstwa, może być niezrównanym narzędziem w rękach jakiegoś Napoleona, ale sam przez się i dla siebie wojny prowadzić nie będzie umiał.

Konstanty Górski33, jeden z nielicznych znawców naszej wojskowości, w studium poświęconym bitwie grunwaldzkiej wypowiada zdanie, że żadna nasza późniejsza akcja wojenna nie dorównywała jej co do sprawności, organizacji, stanowczości, szybkości działania. Przyczynę tego zrozumiemy pamiętając, jak silną była wówczas państwowość polska. Późniejsze czasy przyniosły nam szereg świetnych zwycięstw naszych rycerzy nad kilkakrotnie przeważającymi liczbą zastępami wrogów, przyniosły nam nawet szereg talentów wojskowych, ale wykazały też, że najznakomitsze czyny naszego oręża mogą pozostać bezpłodnymi popisami wirtuozostwa wojennego, jeżeli zabraknie w narodzie myśli politycznej i przedsiębiorczości. Cóż pomoże odnieść zwycięstwo, jeżeli z braku środków i posiłków trzeba przerwać dalsze działania, wypuścić z ręki na wpół pokonanego przeciwnika i czekać, aż ten z odnowionymi siłami uderzy w przyjaźniejszej dla siebie chwili? Cóż pomoże męstwo wojska i talent wojskowy wodza, gdy wśród największego powodzenia sejm ulęknie się wydatków z wojną związanych i własne wojsko zmusi do odwrotu? Szczycimy się tym, że za czasów naszej świetności wystarczyło wielokrotnie garstki naszych wyborowych rycerzy, aby odeprzeć najazd liczniejszego wroga, zapominamy jednak, że te same wawrzyny, które słusznie wieńczą czoła Żółkiewskich34, Chodkiewiczów35 i innych, rzucają poważny cień na państwo nasze. Było ono pod względem obszaru i zaludnienia jednym z największych w Europie, więc mogło rozporządzać siłami dużymi. Jeżeli do opędzania się napastnikom używało oddziałów drobnych, a z obrony swych granic robiło niejako sprawę prywatną swoich dowódców wojskowych, to wystawiało sobie ponure horoskopy na przyszłość.

W miarę rozprzęgania się państwa topniała i siła wojskowa, chociaż pewien animusz wojskowy, umiejętność jazdy na koniu i robienia bronią jeszcze długo trwały. Nasze pospolite ruszenia szlacheckiego wieku biją się nie najgorzej na polu bitwy, nawet odnoszą zwycięstwa, ale do porządnej, celowej akcji wojennej są już właściwie niezdolne. Nie chcą już one długo czekać wroga, który czasami zupełnie świadomie te właściwości ich wyzyskuje, dalej zaś gotowe są po pierwszym zwycięstwie uznać swój obowiązek za spełniony i wracać do domów. Nad niekarnością i brakiem porządnej organizacji wśród tych tłumów szlacheckich byłoby zbytecznym się rozwodzić.

Rozprzężenie budowy państwowej osłabiło ducha rycerskiego, ale nie zdążyło go jeszcze wówczas sparaliżować i gdy na tronie znalazł się król wojownik, odżył on na nowo i na schyłku naszego samodzielnego bytu państwowego zajaśniał blaskiem krótkim, ale silnym. Zwycięstwo pod Wiedniem36 nowy dodało wawrzyn do naszej historii wojennej, ale jednocześnie nowy a przekonywający złożyło dowód, że tylko zdrową polityczną myślą ożywiony naród może odnieść korzyść z własnych zwycięstw.

Nadeszły czasy ostatecznego upadku. Zdegenerowana politycznie szlachta niezdolna jest już do utworzenia jakiejkolwiek siły zbrojnej, zatraca poczucie godności narodowej, pozwalając bez oporu plądrować kraj drobnym oddziałom Prusaków i Moskali; szlachcic pozwalał, żeby mu „jeden kozak przetrząsał folwark” bezkarnie. A jednak nawet wśród tego zupełnego zaniku wszelkich moralnych właściwości, stanowiących o potędze państwa, o wartości jego siły bojowej, temperament pewien i gust do szabelki pozostał, ale objawiał się jedynie w zwyrodniałej formie burd i awantur, których barwne opisy znaleźć można w pamiętnikach z 18-go wieku.

Pierwszy rozbiór przeprowadzony został, jak wiemy, bez żadnego oporu zbrojnego, przy dwóch następnych dzięki pewnemu, rozpoczynającemu się odrodzeniu narodowemu zdobyliśmy się na opór, ale bardzo słaby. Głęboka dezorganizacja państwowa i narodowa zniweczyła wszelką naszą zdolność wojenną i rozbroiła naród, ale dobrego materiału wojskowego nawet wtedy nam nie brakło. I gdy za sprawą Napoleona nasza zatopiona nawa państwowa wypłynęła znów na powierzchnię, wojskowość okazała się tą funkcją państwową, której odrodzenie poszło najłatwiej i wydało rezultaty najświetniejsze. Brakowało jej tylko owego najwyższego pierwiastka państwowego – silnej idei narodowej, samoistnych, z jej głębi płynących aspiracji i odwagi własnych zamiarów politycznych. Wojsko nasze dokonało rzeczy wielkich, przywróciło orężowi naszemu uznanie Europy, nie łudźmy się jednak – oprócz gorącej miłości ojczyzny, którą było ożywione, czerpało ono siłę moralną z olbrzymiej postaci Napoleona i z całej epoki bohaterskiej i gdy zabrakło cesarza, gdy epopeja jego minęła, z wojska tego uleciał ów duch, który dokonywał wielkich rzeczy i zjednał naszym wojownikom miano „ludzi żelaznych”. Pozostało ono tylko bardzo dobrym wojskiem pod względem zawodowym, pełnym poczucia obowiązku, honoru wojskowego i świetnej tradycji.

Rok 1831 stał się najjaskrawszym wyrazem tej prawdy, że materialne środki nie wystarczają do prowadzenia energicznej walki zbrojnej, że niezbędnym warunkiem jest określona idea polityczna, za którą stać musi silna wola narodowa. Niemożliwym jest odpowiedzieć pozytywnie na pytanie, co by się stało, gdybyśmy pokonali i wypędzili z kraju te siły zbrojne, które Rosja przeciw nam wysłała. Czy Rosja zdobyłaby się na większy wysiłek i ostatecznie nas sama pokonała, czy nie pomogłyby jej Prusy, jak zachowałyby się państwa zachodnie – to są kwestie, co do których snuć można tylko przypuszczenia. Ale pozostaje fakt stwierdzony zupełnie pozytywnie, że pomimo męstwa okazanego przez nasze wojska, wojnę prowadziliśmy słabo, bez stanowczości, z opuszczeniem wielu najprzyjaźniejszych okoliczności. Składanie winy na nieudolność wojskową generałów uderza sztucznością i powierzchownością: ktokolwiek zastanawiał się nad tym powstaniem, dostrzec musi fakt naczelny, objaśniający całą sytuację, brak w rządzie i w narodzie jakiejkolwiek jasnej idei przewodniej, jakiegoś planu. Winić za to generałów może ten tylko, kto nie rozumie, że chodziło tutaj o pierwiastek, który wojsko wraz ze swoimi wodzami czerpać powinno z narodu. Z większą nieco słusznością można by złożyć winę na rząd, ale wiadomo było powszechnie, że rząd ten nie chce powstania i w powodzenie jego nie wierzy. Na czele narodu w chwili powstania i podczas niego stali ludzie, którzy byli mu przeciwni, którzy nie wiedzieli właściwie, co należy robić, a stali u władzy dlatego, że poza nimi nie było innych, którzy by jakąś siłę poważną reprezentowali i mogli zająć ich miejsce. W rezultacie walczono bez nadziei na zwycięstwo,
a więc bez planów, bez szerszych celów, bez energii i stanowczości. Już przed zdobyciem Warszawy zapanowuje ogólne zniechęcenie i apatia. W rezultacie armia polska, uzbrojona i zorganizowana, posiadająca w swym ręku twierdze Królestwa, składa broń albo uchodzi za granicę przed wojskami rosyjskimi, niewiele ją liczebnie przewyższającymi.

Świadomość tego, że brakło nam w powstaniu listopadowym czegoś więcej, niż talentów strategicznych, istniała od samego jego upadku; za przyczynę klęski uważano i wielu uważa po dziś dzień brak „ducha rewolucyjnego”. Do dziś dnia dosyć jest farmaceutów politycznych, łamiących sobie głowę nad tym, jak skróconą metodą owego „ducha” wlać w naród.

Dla nas historia jest polem ścierania się różnych dążeń i uczuć ludzkich. „Duch rewolucyjny”, o ile jest siłą realną, da się rozłożyć na swoje składniki, na wyrosłe w życiu dziejowym dążenia ludzkie. Na tle pewnych warunków historycznych i pewnych właściwości psychiki zbiorowej, ścierając się z siłami innymi, doprowadzają one do rewolucji, a same przybierają postać „ducha rewolucyjnego”. Duch ten nie tylko musi objawiać się mniej lub więcej silnie, ale okazywać takie lub inne zabarwienie ideowe, zależnie od tych czynników, które się nań złożyły, od siły tedy i jakości ludzkich dążeń i namiętności. Nie rewolucyjność stwarza potężne objawy ducha, lecz potężne siły ducha stwarzają wszystko to, co jest wielkiego i szczytnego w rewolucjach.

W rewolucji francuskiej ponad wszystkimi żądzami i namiętnościami, ponad wszystkimi walkami wewnętrznymi wzniósł się i olbrzymim snopem strzelił patriotyzm francuski. Gwałtowny kataklizm wewnętrzny wydobył na wierzch zbiorowej duszy francuskiej to, co spoczywało tam najgłębiej, i wbrew abstrakcyjnym i w znacznym stopniu kosmopolitycznym doktrynom, które uchodzą za ideologię rewolucji, ten silny państwowy patriotyzm francuski nadał rewolucji znamię walki z wrogami o potęgę i sławę ojczyzny. Nie o to chodziło, żeby przed nieprzyjaciółmi obronić granice Francji – to już zrobił rok 1793, ale o to, aby przywrócić jej to dominujące stanowisko w Europie, jakie straciła w końcu XVIII wieku. Sorel37 w sposób wyczerpujący wykazał, że w polityce zagranicznej rewolucja, wbrew swym doktrynom, stanęła na gruncie świetnej tradycji państwowej francuskiej, reprezentowanej dawniej przez Richelieu’go38 i Ludwika XV39. W najpiękniejszym swym przejawie była rewolucja francuska wybuchem jedynie i potężnym wyzwoleniem tych pragnień narodowych, które od dawna pchały Francuzów ku linii Renu i hegemonii europejskiej. Duch rewolucyjny całą tę siłę zaczerpnął z potężnego poczucia narodowego.

Na historię patrzono dawniej, jako na szereg wojen, rewolucji, słowem głośnych przewrotów, rozsianych na szarym, bezbarwnym tle codziennego życia. Sumienne studia nad wszelkiego typu przewrotami dziejowymi ukazują nam działanie w nich tych samych ciągle czynników moralnych. Silna wola, niezmordowana energia, wytężona działalność – oto siły, które po wszystkie czasy w wojnie i pokoju zwyciężały na arenie polityczno-społecznej tak, jak zwyciężają w życiu prywatnym. Bez nich wszelkie programowe nastroje „radykalne”, rewolucyjne i tym podobne, które zresztą w czasach nowszych mają już swą historię, są tylko nieudolną parodią, dziejową arlekinadą, która tym tylko wzbogaca historię, że daje jej nowe widowisko psychologiczne.

Wyrobienie w narodzie naszym tych przymiotów moralnych, które są decydującym czynnikiem we wszelkiej działalności oraz we wszelkim współzawodnictwie pokojowym i wojennym, jest konieczną podstawą naszego narodowego odrodzenia. Jakiekolwiek formy walki czekają nasz naród na drodze do niepodległości, do każdej z nich niezbędnym jest przede wszystkim wzmocnienie woli narodowej; z drugiej strony, przy spełnieniu tego warunku naród nie uchyli się od żadnej walki, jeżeli ją uzna za niezbędną. Wola narodowa kształci się, rozwija i dojrzewa, ćwicząc się w pokonywaniu wszelkich przeszkód, krępujących wzrost życia narodowego. Walka przeto codzienna i możliwie wszechstronna, w jakiej wyraża się nasz najnowszy ruch narodowy, jest konieczną a najlepszą szkołą tych przymiotów moralnych, które niezbędne są do każdej wytężonej, dłuższej działalności, tak samo do wszelkiej rozprawy orężnej, jak i do wszelkiej silnej akcji politycznej.

Gdybyśmy byli przeświadczeni najmocniej, że odzyskamy niepodległość przez wielkie powstanie narodowe, to prawdziwie gruntownym przygotowaniem do niego musiałoby być wytworzenie jego najpotężniejszej broni – silnej woli narodowej i zdolności moralnej do ciężkiej a długiej walki. Snucie dalekich planów wojennych jest w obecnych warunkach znamieniem niemocy duchowej, niewypłacalności narodowej wobec zagadnień dzisiejszych, wreszcie wyrazem najistotniejszej rezygnacji z narodowej przyszłości, bo walkę z wrogami z gruntu rzeczywistości przenosi ona do sfery marzeń i fikcji. Nic tak nie pobudza energii czynu, jak silna świadomość tego, że cząsteczkę niepodległości każdego dnia zdobyć możemy i powinniśmy.

 

IV

 

Wojny i głośne przewroty polityczne dają sposobność do objawiania się energii narodowej w pewnym jedynie rodzaju, a więc w ograniczonym zakresie; dziedzina życia zbiorowego obszernością i bogactwem treści przewyższa o wiele nie tylko wojny, rewolucje i inne przełomowe zjawiska dziejowe, ale nawet całą sferę polityki w ścisłym słowa tego znaczeniu. Wynika stąd, że patriotyzm tym większą siłę zapewnia narodowi i tym trwalsze dzieło zdolny jest zbudować, im znaczniejszą sferę życia przenika, im obok większej intensywności większy obejmuje zakres. Francuzi wśród narodów europejskich rozwinęli w sobie uczucie to w stopniu bardzo wysokim, jednocześnie atoli zakres jego jest u nich niewątpliwie wąski: gotowi są oni ponosić znaczne ofiary dla państwa i w potrzebie krew za nie przelewać, lecz nie tylko nie umieją, jak Anglicy a nawet Niemcy, rozwijać na zewnątrz zbiorowej akcji narodowej poza środkami państwowymi, ale w samej Francji nie mogą podnieść swej siły społecznej w duchu narodowym i stawić należytego oporu żywiołom kosmopolitycznym, które skuteczniej i gruntowniej niż wrogowie zewnętrzni spychają Francję z jej wybitnego stanowiska politycznego. Porównajmy z Francuzami dzisiejszymi ich sąsiadów zza cieśniny, a dostrzeżemy zaraz, jak wielostronny w porównaniu z francuskim jest patriotyzm Anglików, którzy więcej jako naród, niż jako państwo rozszerzyli po ogromnych obszarach świata swoje panowanie.

Patriotyzm nasz jeszcze za czasów niepodległości i długo po jej utracie nie zdołał osiągnąć tego napięcia, ani tego bogactwa treści, jakie widzimy u narodów przodujących w cywilizacji. Wprawdzie jednostki albo niewielkie cząstki naszego narodu umiały się wznosić na poziom pod tym względem bardzo wysoki, wprawdzie w wielkich, uroczystych chwilach naród cały zdawał się być nim przejętym, ale dotyczy to zarówno jednostek, jak i chwil wyjątkowych. Patriotyzm życia codziennego, przejęcie się zwykłymi obowiązkami narodowymi i ich praktykowanie, poczucie mocniejsze spójni wiążącej jednostkę z całością narodową, słowem patriotyzm nowoczesny, który nie w egzaltacji osobistej albo zbiorowej czerpie siłę – taki patriotyzm masowy ukazuje się w Polsce dopiero w czasach najnowszych, jako owoc głębokich przeobrażeń społecznych. Prowadzi on w czasach naszych do organicznego odbudowania narodu polskiego, a więc do dania przyszłemu państwu trwałej i silnej podstawy, dzisiaj zaś coraz wyraźniej objawia się on we wzmaganiu się naszej siły społecznej, która w braku własnego państwa staje się dla nas jedyną naszą bronią w walce z wrogami i jedynym źródłem naszego przyszłego odrodzenia państwowego, jak dzisiaj już jest źródłem narodowego odrodzenia.

Nie ma dziedziny, w której by poczucie obowiązków i obrona interesów narodowych mogły się wyrazić pełniej i wszechstronniej, niż w codziennej walce naszej siły społeczno-narodowej z obcą przemocą państwową. W takiej walce dochodzi się dopiero do zrozumienia, że siła społeczna jest dzisiaj pierwszorzędną potęgą, wobec której najmocniejsza nawet władza państwowa posiada środki niewystarczające i zawodne. Jeżeli niezbyt jeszcze dawno my sami nie umieliśmy ocenić w należytym stopniu tej potęgi, którą rozporządzać może naród, skuty łańcuchami obcej państwowości, to dlatego przede wszystkim, że wówczas sama nasza siła społeczna była bardzo niewielka. Opinia nasza ograniczała się wtedy pod względem narodowym do pewnych obowiązków biernego raczej charakteru niż czynnego, do pewnych zakazów, np. zakazu wchodzenia w związki małżeńskie z osobami prawosławnymi, i w tej szczupłej dziedzinie umiała być nawet dość surową i stanowczą. Grasująca przed laty jeszcze kilkunastu propaganda postępowego kosmopolityzmu albo moskalofilstwa, nie próbowała nawet robić wyłomów w tych nielicznych przepisach etyki narodowej, wiedząc, że spotkałoby ją sromotne fiasko. W karceniu objawów jawnego zaprzaństwa narodowego, nasza opinia w najgorszych nawet czasach popowstaniowych umiała być dość surową, aby powściągnąć „wszechludzkie” zapędy i postawić mur obronny przeciw naszym wrogom bezpośrednim i podającym im rękę członkom własnego narodu. Ale naród, który chce żyć i rozwijać się, nie może poprzestawać na obronie biernej. Historia ubiegłego wieku pozostawiła nam szereg szczytnych przykładów potężnego napięcia, które okazała siła społeczna ujarzmionych narodów, i zwycięstw, które odniosła nad władzą państwową, rozporządzającą siłą zbrojną i wszelkimi środkami materialnej przemocy. Najbliższym i dla nas najwymowniejszym przykładem są Czesi, którzy rozpoczynali swą walkę w warunkach tak ciężkich, jakich my nie mamy nawet w zaborze rosyjskim. Przeciw rządowi austriackiemu, jeszcze wtedy absolutnemu, przeciw miejscowemu społeczeństwu niemieckiemu, które opanowało wszystkie ważniejsze stanowiska ekonomiczne i kulturalne, wystąpiła garść chłopów czeskich, zamiast silnej podstawy materialnej mająca tylko potęgę duchową, wytrwałość, energię i silne poczucie narodowe, a zamiast siły zbrojnej, jako jedyny oręż, niepospolitą siłę społeczną – i widzimy obecnie, co po latach kilkudziesięciu zaciętej walki okazało się potężniejszym. Los Czechów spoczął już dzisiaj we własnych ich dłoniach i zapewne nie mylą się ich politycy, wypowiadając zdanie, że choćby Czechy dostały się pod panowanie pruskie, to i w tym razie naród ich może być spokojny o swoją przyszłość, bo gotów jest dla niej do nowej walki, do nowych ofiar i wysiłków.

Ale Czesi nie są przykładem jedynym. Pod jarzmem rosyjskim, które wielu uważa za jakąś wyższą, fatalistyczną siłę, razem z nami znajdują się Litwini. Ukaz rządu rosyjskiego już dawno odebrał im prawo używania alfabetu łacińskiego i książek do nabożeństwa w alfabecie tym drukowanych. Ale przeciw gwałtowi rządowemu stanęła w obronie swojej potrzeby moralnej sama ludność litewska, stanęła gromadnie, stanowczo i wytrwale i de facto przekreśliła przepis rządowy. Dzięki owej sile moralnej ludność litewska na całym obszarze swoim używa tych książek, które uważa za odpowiednie, nie zaś tych, które jej narzucano. Czy rząd otwarcie ustąpi, znosząc swój zakaz, czy nie – jego rozporządzenie pozostało martwą literą mimo miliona bagnetów i niezliczonej jawnej i tajnej policji. Rząd miał w tym wypadku nieostrożność targnięcia się na to, co stanowi przedmiot przywiązania dla Litwinów, wobec ich rzeczywistych potrzeb moralnych i kulturalnych; dlatego też zdobyli się oni na taką siłę oporu wobec gwałtu, który lud stojący na niższym poziomie przyjąłby niemal całkiem obojętnie. Ludem, który ma wyrobione potrzeby cywilizacyjne i narodowe, w którym są one prawdziwą potrzebą społeczną, a nie doktrynerskim albo agitacyjnym hasłem, najsilniejszy rząd nie może kierować zupełnie samowolnie; lud, który pozwala sobą bezwzględnie poganiać, wierząc, że jest zupełnie na łasce swoich panów, znalazł się w tym położeniu z braku siły moralnej, a brak ten zadecydował o samym poczuciu bezsilności. Siła społeczna obejmuje tak szeroki zakres, jak w ogóle stosunki ludzkie, a jej napięcie przede wszystkim zależne jest od siły moralnej, ożywiającej członków społeczeństwa; to co się wydaje utopią dla narodu niedołężnego i zdemoralizowanego, okazuje się rzeczywistością w narodzie silnym. Zapewne wielu uważa pomysł bojkotowania przedsiębiorstw rządowych za szczyt marzycielstwa, za złudzenie, o którym poważnie mówić nie można, a jednak Włosi swego czasu postanowili użyć tego środka względem tytoniu i loterii, stanowiących monopol nienawistnego im rządu austriackiego. Jednocześnie bojkot towarzyski posunęli oni tak daleko, że w niektórych miastach publiczność nie uczęszczała prawie na przedstawienia operowe, jeżeli spodziewała się zastać tam oficerów austriackich. A przecież Włosi są chyba najmuzykalniejszym narodem!

Nikt nie powątpiewa zapewne, że do tego stopnia doprowadzony bojkot towarzyski względem żywiołu reprezentującego wrogą państwowość, posiada niezmierną doniosłość: z jednej strony dostarcza on nowego cementu, wzmacniającego siłę społeczną narodowości ujarzmionej, i podnosi wśród niej poczucie godności osobistej i zbiorowej, z drugiej zaś musi deprymująco i onieśmielająco oddziaływać na stronę przeciwną, przypominając jej na każdym kroku, że nie jest u siebie i że mechanicznej jedynie przemocy zawdzięcza swoje stanowisko.

Jakkolwiek nasza siła społeczna i narodowa pod względem napięcia i szerokości nie osiągnęła jeszcze tego stopnia, jaki cechować powinien naród świadomy swych praw, swych celów, swej godności i sił moralnych, niemniej przeto jej wzrost w ostatnich latach i zadania narodowe, jakie dziś podejmuje ona i rozwiązuje z powodzeniem, składają przekonywające świadectwo, że jest ona siłą, przeciw której przemoc państwowa posiada w arsenale swym środki ograniczone i z biegiem czasu coraz mniej skuteczne. W zaborze pruskim prawda ta z dniem każdym staje się oczywistszą; jeżeli tam grozi nam niebezpieczeństwo, to przede wszystkim właśnie od narodu niemieckiego, który naszej sile społecznej usiłuje przeciwstawić własną, wspomaganą wszelkimi środkami państwowymi. W zaborze rosyjskim był czas, kiedy wobec rządu, rozporządzającego niezmiernymi środkami i nieuznającego ani prawnych, ani moralnych ograniczeń swej władzy nad poddanymi, uważaliśmy się za wyzutych ze wszelkich sił, za wydanych na jego łaskę i niełaskę. Nie brak i dziś ludzi, tak olśnionych potęgą rządu carskiego i tak jednocześnie ślepych na moc własnego społeczeństwa, że walka z tą potęgą wydaje im się albo niemożliwą, albo z góry przegraną.

A jednak my, przywaleni całą potęgą rządu najezdniczego, mając spętane ręce tak, że pozornie ruszyć nimi nie jesteśmy w stanie, podjęliśmy wbrew temu rządowi wielkie dzieło oświaty narodowej mas ludowych i ich organizacji i prowadzimy je z powodzeniem, zdolnym rozproszyć niewiarę w przyszłość nawet bardzo upadłych na duchu sceptyków. Marzenie dawniejszych demokratów, budzenie się ludu do życia narodowego, dokonuje się w oczach naszych i w oczach naszych wrogów, którzy mimo swej rzekomej wszechwładzy nie tylko nie mają środków na zatrzymanie tego ruchu, ale nawet nie mogą zmienić jego charakteru ani kierunku. Mimo więziennych warunków, w których pod rządem rosyjskim znalazło się słowo drukowane, najnowszy ruch narodowy zdołał stworzyć już dzisiaj początki wolnej, niezależnej od cenzury publicystyki polskiej i zrobić z niej nie przedmiot przelotnej ciekawości i sensacji, ale prawdziwą i coraz głębiej odczuwaną potrzebę społeczną. A potrzeba taka stać się musi nową siłą społeczną, rozpierającą rozrostem swym wąskie ramy, w których wegetuje nasza prasa i piśmiennictwo. Ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tych zdobyczy lat ostatnich, z tych rezultatów osiągniętych przez budzącą się siłę społeczeństwa, rezultatów, które z kolei posłużą za środki do wzmacniania jej i rozszerzania dalej, ten przekonać się musi, że najszkodliwszym i najdziwniejszym przesądem, któremu dotąd hołdowało społeczeństwo, jest przekonanie o naszej bezsilności wobec Moskali. Tak! Byliśmy bezsilni, ale dlatego głównie, żeśmy w bezsilność swoją głęboko wierzyli. Dzisiaj w miarę tego, jak naród przekonywa się, że sam może los swój budować i w miarę jak pragnie tego, zjawia się w nim ta siła, której dotychczas nie dostrzegał wcale, albo oczekiwał od obcych. Pomyślmy, że ilość ludzi pracujących na niwie narodowej i ilość środków materialnych idących na te cele, jest w stosunku do ogólnych sił społeczeństwa bardzo niewielka, że mogłaby ona być dziesięć i sto razy większa i naturalnie tyleż razy większa nasza siła w walce z wrogiem, a zrozumiemy, iż rzeczywiście, choć na straży naszej narodowej abstynencji i bierności stoi żandarm i policjant, to wszakże jedyną skuteczną jej ochroną może być tylko własna nasza obojętność i demoralizacja.

W sile społecznej zawiera się obecnie nie tylko podstawa naszego odrodzenia narodowego i państwowego, ale nasza codzienna broń do walki z wrogami. Ona zastąpić nam nawet musi do czasu organizację państwową, jak zastępuje ją np. Czechom. Ktokolwiek więc istotnie chce, żeby naród zdobyć mógł lepsze warunki rozwoju, uznawać musi za najważniejszą rzecz wzmocnienie węzłów łączących społeczeństwo i, co za tym idzie, nie tylko wzmocnienie, ale i rozszerzenie obowiązków jednostki wobec narodu i społeczeństwa. „Siła duchowa społeczeństwa jest tylko siłą nagromadzonych obowiązków” – mówi Szczepanowski40. Toteż zdrowy instynkt narodowy wypowiada się obecnie coraz wyraźniej za rozszerzeniem zakresu obowiązków narodowych i za większą surowością opinii publicznej względem jednostek, które dobro ogólne poświęcają swoim interesom albo zachciankom. Niedawno np. podniesiono myśl wydawania „czarnej księgi”, która by potomności przekazała nazwiska sprzedawczyków poznańskich. W przychylnym powitaniu projektu tego przez opinię widzieć należy żywo odczuwaną potrzebę wzmocnienia karności narodowej i rozszerzenia odpowiedzialności wobec narodu na takie dziedziny, które dawniej uchodziły za „rzecz prywatną”. W tym wypadku mamy do czynienia ze sferą stosunków ekonomicznych, które niedawno jeszcze ze względami narodowymi liczyć się nie potrzebowały. Nie można zaś, choćby przez wzgląd na sprawiedliwość i jedność narodową, w Poznańskiem piętnować czyny antynarodowe, a w innych dzielnicach je tolerować i swobodnie z win tych rozgrzeszać. O ile obowiązki narodowe w różnych dzielnicach wypływają z odmiennych warunków i wymagania od jednostek nie mogą być te same pod względem jakościowym, ilościowo wszakże muszą być równe: pod grozą rozbicia jedności narodowej albo zepchnięcia świadomości zbiorowej na manowce słowiańskie czy inne, nie można dopuścić, ażeby obronę interesów narodowych przed wrogami w jednej dzielnicy należało uważać za bezwzględny obowiązek narodowy, w drugiej zaś za sprawę dobrej woli jednostek.

Równocześnie ze wzrastającym uznaniem, jakie budzi we wszystkich trzech dzielnicach postulat wzmocnienia narodowej karności, podnosi się przeciw niemu reakcja tych wszystkich żywiołów, którym ciążą obowiązki narodowe. Żywioły takie zawsze były liczne w czasach porozbiorowych; po ostatnim powstaniu, dzięki olbrzymiemu upustowi krwi, spłaconemu przez patriotów, podniosły one głowę i na czas krótki umiały nawet zapanować w opinii. Żydzi, którzy do tego czasu odgrywali rolę polskiego mieszczaństwa, teraz na skutek zmienionego układu sił społecznych wtargnęli do środka duchowego życia narodu i zdołali wycisnąć na nim swoje piętno. Szybko powstająca inteligencja żydowska, narzucająca nowe poglądy polityczno-społeczne albo reformująca je odpowiednio do swoich właściwości rasowych, przede wszystkim zaś do swoich interesów, przyczyniła się znacznie do rozpowszechnienia w społeczeństwie takich pojęć o patriotyzmie i obowiązkach narodowych, jakie dla niej były dogodne. Ogólnie mówiąc, koncepcja ta polegała i do dziś dnia polega na możliwym rozcieńczeniu patriotyzmu, na zredukowaniu go niemal do używania języka polskiego, obrona zaś narodowości polskiej przed zamachami nieprzyjaciół w tym pojmowaniu rzeczy uzasadnienie swoje czerpać może jedynie w nienawiści do ucisku. Taką jedynie formę patriotyzmu, będącą właściwie tylko zamaskowanym kosmopolityzmem, uznawała i uznaje po dziś dzień ta inteligencja żydowska, której asymilacja jest tylko pozorną, taki też mniej więcej charakter pojmowania obowiązków narodowych właściwy był i jest ruchowi „postępowemu”. Z drugiej strony, dzięki różnym warunkom nigdy u nas, jak zresztą nawet wśród narodów szczęśliwszych, nie brakło jednostek niepoczuwających się do obowiązku solidarności ze społeczeństwem i do ponoszenia wspólnego obowiązku pracy i walki w jego interesie. Ludzie tacy są wszędzie, nawet wśród narodów, które stworzyły najpotężniejsze państwa, ale u nas są liczniejsi, a co ważniejsza rozzuchwaleni bezbronnością społeczeństwa, które w braku własnych organów państwowych posiada jedynie środki moralnego przymusu, a ten może być wystarczająco silny tylko w razie potężnego napięcia uczucia narodowego i jednolitości opinii publicznej. Jak samolubny szlachcic w staczającej się do przepaści Rzeczypospolitej, broniąc się od obowiązków państwowych miał w tym interes, żeby państwo nie zdobyło lepszej organizacji i nie otrzymało środka do wywarcia skutecznego przymusu, tak i liczne rzesze współczesnych pogromców „szowinizmu” świadomie czy nieświadomie usiłują przeszkodzić temu, ażeby na całym obszarze naszej ojczyzny utworzyła się dostateczna siła społeczna i znalazła wyraz w tak zdecydowanej opinii narodowej, że na niej mógłby się oprzeć rząd moralny, niezbędny zarówno do wykonywania naszych pozytywnych zadań narodowych, jak i do walki z wrogami.

Dlatego to po raz pierwszy od rozbiorów wysunęła się dzisiaj na porządek dzienny polityki narodowej taka sprawa, jak żydowska. Z nią jest związana w części, a w części od niej niezależna sprawa „humanitarnych” kosmopolitów i innych żywiołów antynarodowych. Żywioły te pod tą lub inną nazwą zawsze istniały, ale dopóki polityką narodową zajmowała się emigracja, albo nieliczne grupy w samym kraju, dopóki jednym słowem w społeczeństwie samym nie było szerokiej pracy narodowej, dopóty stosunek żydów i różnych „półpolaków” długo pozostawać mógł niewyjaśniony. Po okresie pozytywizmu i pracy organicznej, który z patriotyzmu polskiego starał się zrobić uczucie dostatecznie nikłe, aby nie przeszkadzało w niczym żywiołom kosmopolitycznym, najnowszy ruch narodowy odegrał rolę uczuciowego i ideowego odczynnika. Są ludzie, których przeraziło otwarte wystąpienie żywiołów antynarodowych i koalicja przeciw ruchowi narodowemu stronnictw na pierwszy rzut oka diametralnie przeciwnych. Nie rozumieją oni, że wszystkie te pierwiastki naszej słabości narodowej od dawna tkwiły w głębiach naszego organizmu społecznego, a tylko słaby puls tętna politycznego i narodowego pozwalał im pozostawać w roli biernej. Dzisiaj na podobieństwo prądu elektrycznego przebiega społeczeństwo duch narodowy i na obu biegunach grupuje po jednej stronie żywioły polskie, po drugiej te, które względem interesów naszych usposobione są wrogo albo obojętnie.

Chcąc się uwolnić od konieczności zdeklarowania się otwartego z narodem lub przeciw niemu, żywioły te nieraz wysuwają „programy” rewolucyjne, powstańcze i inne hasła archaicznego patriotyzmu. Rozumieją one albo czują przynajmniej, że to do niczego w chwili obecnej nie zobowiązuje, i że czyniąc obietnicę wylania wszystkiej krwi, „gdy nadejdzie wielka chwila”, mogą teraz w różnych sprawach zajmować stanowisko szkodliwe dla naszych uczuć i interesów narodowych i sprzymierzać się otwarcie z naszymi wrogami. Bez względu na to, co przyszłość przyniesie, chwila obecna jest jedną z najważniejszych w życiu naszego narodu. Dokonuje się konsolidacja wewnętrzna, poczucie wzrastającej siły i żywotności, wychodząc z warstw ludowych, przenika całość narodową, nabiera mocy w możliwie najrozleglejszej sferze czynu. Był czas, kiedy Polak patriota musiał być tylko żołnierzem, był czas później, kiedy pełnię swego uczucia mógł wyrazić tylko jako rewolucjonista – dzisiaj, kiedy za podstawę odrodzenia narodowego i za główny oręż walki uważać musimy naszą siłę społeczną, pole do służby sprawie narodowej rozszerza się niezmiernie, obejmując całą sferę zbiorowego życia cywilizowanego narodu. Już dzisiaj widzimy, jak odradzający duch narodowy przenika różne sfery życia, objawiając się wyraźnie w tak materialnej dziedzinie, jaką jest samopomoc ekonomiczna, i w tak idealnej, jak literatura współczesna. Obecnie naród nasz przechodzi przez okres wewnętrznego przeobrażenia, który pod względem głębokości i wpływu na jego duszę zbiorową nie ustępuje w niczym temu okresowi, który wydał reformę Sejmu Czteroletniego. W żadnym z dawniejszych okresów naszej historii porozbiorowej, z wyjątkiem chyba czasów napoleońskich, nie łączył się tak ściśle zakres pracy narodowej z zakresem narodowej walki.

Nigdy walka ta nie musiała być tak wszechstronna jak obecnie, kiedy nasz ruch narodowy ma w liczbie swych wrogów nie tylko Moskali i Niemców, ale pokaźny zastęp wrogów wewnętrznych, pierwiastki kosmopolityczne i antyspołeczne, i znaczne jeszcze pozostałości braku zmysłu państwowego polskiego, tego braku, który przekazała nam dwuwiekowa przynajmniej przeszłość. Wszyscy ci wrogowie i wszystkie te pierwiastki słabości istniały już od dawna, odgrywając rolę balastu, który przygniatał naszą siłę społeczną; jeżeli jednak wbrew nim rozpoczął się ożywiony proces narodowego odrodzenia, to nie można już dziś wątpić, że czerpiąc z łona warstw ludowych wciąż świeże siły, przezwycięży on nie tylko obcą przemoc, ale i wrogie lub rozkładowe siły wewnętrzne. Wytrwała, świadoma swych celów walka o nasze dobra narodowe przeciw Moskalom i Niemcom niemożliwą jest, o ile dobra te gotowi będziemy poświęcać pierwszej lepszej sentymentalnej doktrynie. Typ zdecydowanego obrońcy godności i interesów narodowych przeciw obcej przemocy, a jednocześnie bezradnego i bezbronnego jak dziecko wobec pierwszej lepszej pretensji ze strony rzekomo pokrzywdzonej, typ ten, w którym wielu upatruje ideał szlachetnego patriotyzmu – jest ideałem papierowym i nonsensem psychologicznym. Wszelkie uczucie silne jest dość proste i dość wyraźne; takim też być powinno uczucie zdrowego, realnego patriotyzmu, który opierać się musi na mocnym przywiązaniu do interesów swojego narodu. Kto rzecz jakąś prawdziwie ceni, kto napracował się, aby ją zdobyć, ten nie poświęci jej pierwszej lepszej zachciance swojej lub cudzej.

Węgrzy zjednali sobie ogólny szacunek i uznanie swoją bohaterską walką w roku 1848-49. Ale to samo uczucie narodowe, które było jej dźwignią, wyraziło się wówczas i dzisiaj wyraża w energicznej obronie interesu narodowego wobec podwładnych Słowian, którzy podczas powstania węgierskiego dla siebie zażądali „wolności” i w imię jej sprzymierzyli się z Wiedniem. Czyż można by wyobrazić sobie śmieszniejszy widok dziejowy jak ten, jaki by przedstawiał naród węgierski, odnoszący szereg świetnych zwycięstw nad wojskami austriackimi, po to tylko, ażeby owoce swoich bohaterskich czynów rzucić pod nogi Kroatów41, którzy wystąpili wtedy ze swymi historycznymi pretensjami? Toteż Węgrzy umieli zająć wobec obu swych wrogów postawę zdecydowaną i wytrwali w niej pomimo tego, że przecież „wiosna ludów” była czasem egzaltacji i złudzeń, idei wolności i braterstwa ludów.

Niezbyt dawno w parlamencie niemieckim kanclerz Bülow wyznał otwarcie, że kwestia polska jest dla Prus kwestią najważniejszą. Ze stanowiska realizmu, mierzącego na bliską metę, ze stanowiska nawet dawniejszej praktyki politycznej można by dojść do wniosku, że cała trwoga przed niebezpieczeństwem polskim, cała kosztowna i barbarzyńska polityka eksterminacyjna wobec Polaków jest objawem pewnego niewytłumaczonego szału antypolskiego. Można by dowodzić, jak to robią zresztą nasze pisma, że Polacy chętnie lub niechętnie – to rzecz bez wielkiego znaczenia – dostarczają rekruta i płacą podatki, a więc przyczyniają się do potęgi państwa tak dobrze jak i Niemcy. Po cóż więc wyrzucać pół miliarda marek, napełniać Europę odgłosami swego barbarzyństwa, kiedy w rezultacie bez germanizacji prowincji polskich państwo tak dobrze jak i po niej odbierze swego rekruta i swoje podatki, których mu odmówić nie mamy możności. Tak rzecz przedstawia się wielu umysłom niepolitycznym dzisiaj, tak przedstawiać się mogła nawet mężom stanu jeszcze przed stu laty. Dzisiaj jednak demokratyzacja Europy i głębokie zmiany społeczne, z których ona sama wynika, zmusiły państwa współczesne do oparcia całego swego gmachu na sile społecznej swojej ludności. Węzły państwowe, choćby dziś były najsilniejsze, mogą prędzej niż się spodziewamy osłabnąć, jak to się stało z monarchią austriacką – wtedy do ludów samych przenosi się środek ciężkości zagadnień politycznych i sama kwestia dalszego istnienia państwa. Kanclerz niemiecki przyznał otwarcie, że walka, jaką teraz prowadzimy z Niemcami, zadecyduje o dalszych losach naszych prowincji i samego królestwa pruskiego, pomimo że ani my, ani nawet mąż stanu niemiecki nie może wiedzieć, w jaki sposób może nastąpić oderwanie się ziem polskich od państwa. Wie on jednak na pewno, że wobec zbudzonej dziś samowiedzy narodowej status quo obecny trwać długo nie może: albo zabór pruski stawać się musi coraz więcej niemieckim, albo coraz więcej polskim. W ostatnim wypadku ten polski kraj, niespojony z państwem żadnymi węzłami moralnymi, oderwać się od niego może przy pierwszym lepszym wstrząśnieniu politycznym, które osłabi lub zerwie wiązadła pruskiej maszyny państwowej. To samo niewątpliwie stosuje się do zaboru rosyjskiego, chociaż tutaj ministrowie nie wypowiadają tak otwarcie swoich obaw.

To samo pojmowanie nowoczesnego rozwoju polityczno-społecznego, które wrogom naszym wszczepia co do nas obawę, dla nas może być tylko źródłem otuchy. Jakkolwiek ani my sami, ani nikt odgadnąć dziś nie zdoła konkretnych form przyszłych walk zbrojnych, które oczekują jeszcze nasz naród, tyle pewnym dla nas być powinno, że bylebyśmy sprostali tym zadaniom, które doba obecna na nas nakłada, tj. wszechstronnemu odrodzeniu narodu przez rozwój jego siły społecznej, to tym samym założymy fundament pod przyszłe państwo polskie. Następców naszych oczekiwać będzie w przyszłości nie jedna jakaś wielka walka zbrojna, lecz zapewne szereg cały, przerywany okresami rozwoju pokojowego. Taki charakter miało przecież częściowe odbudowanie ojczyzny naszej za Napoleona, któremu ślamazarni historycy nasi i publicyści do dziś dnia stawiają zarzut, że jednym zamachem nie odnowił Królestwa Polskiego. Zjednoczenie Włoch było całym procesem historycznym, trwającym lat dziesiątki, tak samo jak i zjednoczenie Niemiec, które zresztą nie jest jeszcze w zupełności dokonane. Niedorzecznością byłoby przypuszczać, że z jakiejkolwiek krótkotrwałej burzy wojennej od razu może wyjść cała zrośnięta wewnętrznie i zorganizowana Polska.

Cokolwiek atoli nastąpi, dla nas jest niewątpliwym, że dla wszelkiego rodzaju walk, które w przyszłości staczać przyjdzie, potrzeba będzie poczucia narodowego, sił moralnych, jedności narodowej, zrozumienia interesu całości, słowem tego wszystkiego, co dziś tworzyć należy.

Jeżeli odrywając wzrok nasz od krótkotrwałych okresów wznoszenia się lub spadania naszej siły narodowej, usiłujemy jednym spojrzeniem objąć całość naszych dziejów porozbiorowych, dostrzeżemy dwa fakty. Z jednej strony wrogowie nasi po odebraniu nam niezależności państwowej zabierają nam wciąż resztki naszych instytucji narodowych i pod tym względem spychają nas na niższy poziom. Taka zmiana prawno-polityczna, jak autonomia Galicji, nie może przeważyć na naszą stronę fatalnego bilansu, który sprawa polska przedstawia, jeżeli ograniczymy się do rozważania jej tylko z tej strony. Ale oprócz tego faktu w stuletnim okresie dziejów porozbiorowych widzimy fakt inny – mianowicie powolne, ale stałe podnoszenie naszej siły narodowej, która, jakkolwiek nie zwiększana jak dawniej szczątkami państwa polskiego, najwyraźniej rośnie i rozszerza się w ciągu wieku. W czasach najnowszych czynnikiem najważniejszym jest tutaj obudzenie się ludu, ale wzrost ten objawił się nawet przed współczesnym ruchem demokratycznym.

Porównajmy dwa nasze powstania – rok 1831 i 1863.

Pierwsze rozporządza znaczącymi środkami, bo czerpie je z owych resztek państwa polskiego, o których mówiliśmy, drugiemu pozostaje tylko ta siła narodowa, która za ciemnej nocy mikołajowskiej zdała się już martwą. I oto pod względem napięcia duchowego, pod względem poświęcenia ofiarnego okazanego ojczyźnie, pod względem nareszcie obszaru, na którym rozszerzyło się powstanie, i czasu, jaki trwało, rok 63 okazał, że wzrosła nasza siła narodowa. Takie zdanie przechowało się w tradycji narodu i niezawodnie wiernym jej tłumaczem jest Bolesławita42, mówiąc, że gdyby rok 31 posiadał siłę moralną roku 63, albo ostatni środki materialne pierwszego, los narodu polskiego byłby dzisiaj inny.

Po okresie apatii i przygnębienia, siła narodowa znów w czasach naszych mężnieje i rozszerza się, a szeregi narodowe zasilać już zaczyna potężna rezerwa, o której dawniejsi patrioci tylko mogli marzyć. Jest to ruch ludowy polski. Wszystkie walki późniejsze i zdobycze narodowe będą w pewnej mierze żniwem z tego pola, które uprawiać danym jest nam i naszym bezpośrednim następcom.

 

Przypisy

1                                            Tadeusz Kościuszko (1746-1817) – generał armii polskiej i amerykańskiej, uczestnik walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych i wojny z Rosją 1792 r., przywódca powstania 1794 r.

2                                           Sejm Czteroletni (Wielki) – zwołany pod węzłem konfederacji i trwający w latach 1788-1792. Jego głównym dziełem była konstytucja uchwalona 3 maja 1791 r.

3                                           Bóg wojny tj. Napoleon Bonaparte.

4                                          Karol Wielki (742-814) – z dynastii Karolingów, król Franków i Longobardów w latach 768-814. 25 grudnia 800 r. został koronowany przez papieża Leona III na Sancti Imperator Romanus.

5                                           Fryderyk II Wielki (1712-1786) – król Prus od 1740 do 1786 r. Prowadził ekspansywną politykę międzynarodową, m.in. inspirując i przeprowadzając pierwszy rozbiór Polski. Toczył także wojny z Austrią (wojna o sukcesję austriacką, 1741-1742, w wyniku której Prusy zajęły Śląsk; wojna o sukcesję bawarską, 1778). Uwikłał Prusy w wojnę siedmioletnią (1756-1763), w której przeciwko nim wystąpiła koalicja austriacko-francusko-rosyjsko-saksońska, uniknął jednak klęski.

6                                          Jan Krukowiecki (1772-1850) – polski generał, żołnierz armii austriackiej, następnie (od 1807) w amii polskiej, w 1831 r. gubernator Warszawy, prezes Rządu Narodowego w sierpniu
i wrześniu 1831 r.

7                                           Ignacy Prądzyński (1792-1850) – polski generał, w 1831 r. generalny kwatermistrz, odniósł zwycięstwo pod Iganiami.

8                                          Adam Mickiewicz (1798-1855) – najznamienitszy polski poeta, autor m.in. dzieł: Pan Tadeusz czyli ostatni Zajazd na Litwie, Dziady i Konrad Wallenrod.

9                                          Mikołaj I Romanow (1796-1855) – cesarz Rosji w latach 1825-1855, król polski w latach 1825-1831. Stłumił powstanie dekabrystów (1825) oraz powstanie listopadowe (1830).

10                                       Juliusz Słowacki (1809-1849) – polski poeta, obok A. Mickiewicza i Z. Krasińskiego najwybitniejszy przedstawiciel polskiego romantyzmu, autor m.in. dramatów: Balladyna (1834) i Kordian: Część pierwsza trylogii. Spisek koronacyjny (1833).

11                                         Malo… Wolę niebezpieczną wolność, niż bezpieczną niewolę.

12                                        Iwan Paskiewicz (1782-1856) – rosyjski wojskowy, generał, stłumił powstanie listopadowe, od 1832 do 1856 r. namiestnik carski Królestwa Polskiego.

13                                        Zygmunt Krasiński (1812-1859) – polski poeta, filozof i powieściopisarz, autor m.in. Adama Szaleńca (1831), Agaj-Hana (1833), Nie-Boskiej Komedii (1835), Irydiona (1836), Psalmów przyszłości (1845).

14                                       Józef Zaliwski (1797-1855) – polski pułkownik, uczestnik walk niepodległościowych. W 1833 r. podjął próbę wzniecenia powstania zbrojnego w zaborze rosyjskim, która po kilku dniach zakończyła się całkowitą klęską.

15                                        Artur Zawisza (1809-1833) – polski działacz niepodległościowy, uczestnik powstania listopadowego, członek Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, wziął udział w tzw. partyzantce Zaliwskiego, został schwytany i skazany na śmierć przez powieszenie. Przed egzekucją wyrzekł słowa: „Gdybym miał sto lat żyć, wszystkie bym ofiarował mojej Ojczyźnie”.

16                                       Rzeź galicyjska (rabacja galicyjska) – powstanie chłopskie w Galicji Zachodniej z 1846 r., doszło wówczas do licznych napaści na dwory szlacheckie, mordów, grabieży i podpaleń.
O ich zainspirowanie obwiniono władze austriackie.

17                                        Fryderyk Engels (1820-1895) – niemiecki filozof, współautor (razem z Karolem Marksem) Manifestu komunistycznego
z 1848 r.

18                                       Adam Jerzy Czartoryski (1770-1861) – książę, pisarz i działacz polityczny, w młodości przyjaciel cara Aleksandra I i faktyczny rosyjski minister spraw zagranicznych, kurator wileńskiego okręgu szkolnego, w trakcie powstania listopadowego prezes Rządu Narodowego, po klęsce insurekcji twórca na emigracji w Paryżu prężnego ośrodka politycznego i kulturalnego, zajmującego się sprawą polską (Hôtel Lambert) m.in. poprzez akcje propagandowe i misje dyplomatyczne.

19                                       Anteusz (Antajos) – bohater mitologii greckiej, syn Posejdona i Gai, jeden z olbrzymów.

20                                      Krakowska szkoła historyczna – powstała w latach 50-tych XIX wieku, znana z ostrej krytyki wad narodowych i mankamentów ustroju i kultury politycznej I RP, które przesądziły o jej losie. Do najwybitniejszych reprezentantów szkoły należeli Walerian Kalinka, Józef Szujski i Michał Bobrzyński.

21                                        Bernhard von Bülow (1849-1929) – książę, polityk, kanclerz Cesarstwa Niemieckiego oraz premier Prus w latach 1900-1909.

22                                       Wilhelm II Hohenzollern (1859–1941) – ostatni niemiecki cesarz i król Prus (od 1888 r.). W polityce wewnętrznej występował przeciwko socjalistom i usiłował dokonać reformy państwa. Jedną z jego pierwszych decyzji było zdymisjonowanie kanclerza Otto von Bismarcka. Na arenie międzynarodowej dążył do ekspansji kolonialnej Niemiec, w pełni popierał ich zaangażowanie w I wojnę światową. Abdykował w 1918 r., po tzw. rewolucji listopadowej. Resztę życia spędził na emigracji w Holandii.

23                                       Piotr I Wielki (1672-1725) – car Rosji w latach 1696-1721 (samodzielnie) oraz cesarz w okresie od 1721 r. do 1725 r., założyciel Petersburga (1703), triumfator – mimo początkowych niepowodzeń – w wojnie północnej ze Szwecją (1700-1721), dzięki której Rosja uzyskała dostęp do Bałtyku. Uchodzi na największego w dziejach Rosji reformatora, przeprowadzającego gruntowne zmiany w administracji, wojsku i obyczajowości. Swe zamiary przeprowadzał z wyjątkową bezwzględnością.

24                                      Wojna krymska – wojna między Cesarstwem Rosyjskim a Imperium osmańskim – wspartym przez Francję i Anglię – tocząca się w latach 1853-1856 i zakończona porażką Rosji.

25                                       Grużewski przywołuje wojnę francusko-pruską z lat 1870-1871, zakończoną klęską Francji.

26                                      Aleksander I Romanow (1777-1825) – syn cara Pawła I, imperator Cesarstwa Rosyjskiego w latach 1801-1825. Na początku panowania przeprowadził liberalne reformy, lawirując w polityce zagranicznej między Francją i Anglią. W latach 1805-1807 brał udział w koalicji antynapoleońskiej, po pokoju w Tylży w 1807 r. przystąpił do blokady kontynentalnej przeciw Anglii. Po nieudanej wyprawie Francuzów przeciwko Rosji w 1812 r., bitwie narodów pod Lipskiem w 1813 r. i abdykacji Napoleona I, doprowadził na kongresie wiedeńskim do utworzenia Królestwa Polskiego w 1815 r., przyjmując tytuł króla polskiego i nadając Królestwu liberalną konstytucję, z którą z biegiem czasu coraz mniej się liczył, powodując rosnące niezadowolenie w społeczeństwie polskim.

27                                       Napoleon I Bonaparte (1769-1821) – francuski żołnierz  i polityk, cesarz Francuzów w latach 1804-1814 oraz w 1815 r. 9 listopada 1799 r. obalił rządy dyrektoriatu i objął władzę jako konsul, w 1804 r. koronował się na cesarza. Przez całe swe panowanie toczył wojny na terenie niemal całej Europy. Zmarł na zesłaniu, na wyspie św. Heleny.

28                                      I wojna burska – wojna w Afryce Południowej, stoczona między Burami a Wielką Brytanią w latach 1880-1881.

29                                      Bitwa na wzgórzu Majuba rozegrała się 27 lutego 1881 r. Anglicy zostali wówczas dotkliwie pokonani przez Burów.

30                                      Bitwa pod Sedanem (1870) przesądziła o zwycięstwie Prus w wojnie z Francją, zaś bitwa pod Sadową (1866) była decydującym starciem w wojnie prusko-austriackiej toczonej o dominację w krajach niemieckojęzycznych, którą dzięki zwycięstwu zyskały Prusy.

31                                        Wiliam Gladstone (1809-1898) – polityk brytyjski, z Partii Liberalnej, czterokrotny premier Wielkiej Brytanii (1868-1874, 1880-1885, 1886, 1892-1894).

32                                       Helmuth von Moltke (1800-1891) – pruski feldmarszałek, reformator armii pruskiej, dowódca w zwycięskich wojnach z Danią (1864), Austrią (1866) i Francją (1870-1871). Uznawany za twórcę nowoczesnej strategii wojskowej.

33                                       Konstanty Górski (1826-1898) – polski pisarz, pułkownik armii carskiej, jeden z najznakomitszych historyków wojskowości, autor m.in. Historii piechoty polskiej (1893), Historii jazdy polskiej (1894) i Historii artylerii polskiej (1902).

34                                      Stanisław Żółkiewski (1547-1620) – od 1613 r. hetman wielki koronny, od 1618 kanclerz wielki koronny, przeciwnik Habsburgów, uczestnik wojen z Moskwą i Turcją, poległ w czasie odwrotu po przegranej bitwie pod Cecorą (1620).

35                                       Jan Karol Chodkiewicz (1560-1621) – wybitny wódz, wojewoda wileński, hetman wielki litewski (od 1605), triumfator
w wielu ważnych bitwach Rzeczypospolitej (m.in. pokonał Szwedów pod Kokenhausen w 1601 r. i pod Kircholmem w 1605 r.). Zmarł w obozie w czasie obrony Chocimia przed Turkami.

36                                      Bitwa pod Wiedniem – zwycięska bitwa z 12 września 1683 r. króla Jana III Sobieskiego nad Imperium Osmańskim.

37                                       Albert Sorel (1842-1906) – francuski historyk, pisarz, poeta, autor prac poświęconych m.in. historii dyplomatycznej i problematyce wschodnioeuropejskiej, twórca paryskiej L’École libre des sciences politiques, która przekształciła się z czasem w Sciences Po, jeden z najważniejszych francuskich instytutów zajmujących się naukami politycznymi, autor m.in.: Europe et la Révolution française (1895-1904, 8 t.).

38                                      Armand Jean du Plessis de Richelieu (1585–1642) – francuski mąż stanu, twórca potęgi absolutystycznej Francji, przeciwnik arystokracji i hugenotów, od 1614 r. deputowany do Stanów Generalnych, w latach 1616–1617 sekretarz stanu do spraw zagranicznych i wojny, od 1622 r. kardynał, od 1624 r. pierwszy minister króla Ludwika XIII i faktyczny rządca Francji; przeciwnik Habsburgów, zaangażował Francję w wojnę trzydziestoletnią; jego linię polityczną kontynuował następnie kard. J. Mazarin.Ludwik XV (1710-1774) – król Francji i Nawarry w latach 1715-1774.

39                                      Stanisław Szczepanowski (1846-1900) – ekonomista, od 1886 r. poseł do parlamentu austriackiego, od 1889 r. do Sejmu Krajowego galicyjskiego, napisał m.in. Nędzę Galicji w liczbach (1888).

40                                     Kroaci czyli Chorwaci.

41                                       Bolesławita – pseudonim literacki Józefa Ignacego Kraszewskiego (1812-1887), pisarza i publicysty, autora licznych powieści z dziejów Polski, m.in. Starej baśni i cyklu saskiego (trylogia, z najbardziej znanym tomem – Hrabiną Cosel), tekstów publicystycznych i rozpraw historycznych (m.in. Polska w czasie trzech rozbiorów).