Książka

Rewolucje i powstania

Odbudowanie Polski: trzy rozprawy polityczne


II

 

Gdy ze wzrostem samowiedzy i poczucia mocy wewnętrznej naród zaczął szukać czynników swojego odrodzenia politycznego nie w siłach zewnętrznych, ale w sobie samym, gdy środek ciężkości myśli narodowej, będący dawniej na zewnątrz, znalazł się w samym społeczeństwie, wtedy całokształt pojęć politycznych, związanych ze sprawą walki o niepodległość, ulec musiał głębokiej zmianie.

Dzisiejsza demokracja narodowa, jak i jej poprzednicy, jest zdania, że przyszłość Polski leży w warstwach ludowych, nie zaś w szlachcie, z faktu tego jednak wyprowadza ona odmienny niż dawniejsza program działalności. Jeżeli nie można już opierać się na żywiole, który tworzył życie narodowe dawnej Polski, to należy wszystkie siły włożyć w pracę budzenia, dźwigania i unarodowienia żywiołów nowych. Wynika stąd, że rola współczesnej demokracji polskiej, jeżeli ta ma zbudować przyszłość narodową, musi być pozytywną, twórczą i konstrukcyjną, nie zaś, jak tamtej, negatywną i opozycyjną. Sąd nad rolą dziejową szlachty to tylko podstawa do wniosku, że dzisiaj dla podźwignięcia Polski potrzeba sił innych; stąd dla demokracji otwiera się olbrzymie zadanie wyprowadzenia na widownię tych sił i oparcia na nich narodowej przyszłości. Nasza demokracja miała i ma przed sobą zadanie stokroć rozleglejsze i trudniejsze od obalenia przywilejów klas wyższych: ma ona do wykonania to wszystko, czego zaniedbała zrobić Polska szlachecka i czego brak stał się przyczyną upadku państwa. Inne demokracje po swoich klasach przewodnich mogły odziedziczać prawa polityczne i dorobek narodowy, nasza zaś wobec bankructwa państwowego musi przyszłość swą w znacznej mierze sama zbudować.

Demokratyzacja narodu, wejście na widownię dziejową mas ludowych, to nie skutek pociągnięcia ich jakimś szczęśliwym hasłem lub obietnicą, jak myśleli niejednokrotnie nasi demokraci, jak myślą przeważnie po dziś dzień socjaliści – to cały długi proces społeczno-polityczny, który zaczął się w narodzie naszym w epoce Sejmu Czteroletniego i wstrzymany w znacznym stopniu przez rządy zaborcze, zwłaszcza zaś przez rosyjski, odbywa się obecnie w odmiennych, ciężkich niezmiernie warunkach politycznych. Wszechstronne współdziałanie temu procesowi, oświata polityczna ludu, organizacja wewnętrzna i obrona budzącej się świadomości ludowej przed zamachami rządów zaborczych – to najgłówniejsze zadanie współczesnej demokracji.

Wejście na pole pozytywnej, twórczej pracy narodowej zrodziło dla naszej demokracji nowe położenie i postawiło ją wobec szeregu kwestii, które obce były jej poprzednikom. Do takich przede wszystkim należy kwestia żydowska, która nie istniała prawie wcale dla dawnych demokratów. Żydów uważali oni za „Polaków mojżeszowego wyznania”, wzywali razem z innymi do walki przeciw wspólnemu wrogowi. Złudzenia te łatwo zrozumieć dzisiaj, w każdym razie wskazują one, że nie dotykając pracy na gruncie, demokracja nasza nie zdawała sobie sprawy z ujemnej wartości dla sprawy narodowej żywiołu żydowskiego, zaliczając go widocznie do „dwudziestomilionowego narodu”. Nasi wrogowie lepiej zdawali sobie sprawę z położenia i trzeźwymi oczami umieli patrzeć na fakty, które i naszym patriotom mogły dać wiele do myślenia. Oto co pisze Paskiewicz do Mikołaja po zajęciu Krakowa w r. 1846: „Rzecz godna uwagi, że podczas tej rewolucji żydzi strzelali z okien w Krakowie, okazując wrogi stosunek do buntu; wszędzie powstańcy mieli od nich wiadomości fałszywe; a my podczas przeszłej wojny wiedzieliśmy prawie o każdym kroku buntowników”. W proklamacji żydzi są nazywani przez buntowników „braćmi Polakami izraelitami”. Fakt „kontrrewolucji” ze strony żydów, chociaż tak jaskrawy, mógł ujść uwagi naszych rewolucjonistów, albo zostać przypisanym złej woli kilku jednostek, niechętnych Polakom. Na gruncie realnej i stałej pracy narodowej, której oczywiście nie mogli w ówczesnych warunkach prowadzić dawni demokraci, kwestia stosunku żydów do naszego odrodzenia narodowego ukazywałaby się wciąż pod najrozmaitszymi postaciami, stawałaby się kwestią palącą i zmusiłaby w niedługim czasie szczerych patriotów do uświadomienia sobie istoty tego stosunku. To samo stosuje się do wielu innych kwestii, których znaczenie dla sprawy narodowej rozumieć są zdolni ci tylko, co w mozolnej i wytrwałej pracy codziennej, znosząc rękami własnymi cegły na gmach naszej narodowej przyszłości, nauczyli się cenić odpowiednio takie nawet rzeczy, jakie ze stanowiska dawnych patriotów, stawiających sobie odzyskanie niepodległości za bezpośredni cel, nie zasługiwały na uwagę, a tym samym i na staranną ocenę.

Odrodzenie narodu dokonuje się przez objawienie ukrytej w głębiach ludowych energii, a więc w znacznym stopniu w sposób żywiołowy, ale myśl polityczna powinna objawy te zrozumieć i nimi kierować. Nie dla sporów i dysput akademickich, lecz dla należytego kierunku politycznego stronnictwo pracujące nad podźwignięciem narodu musi w określony sposób odpowiedzieć na pytanie, dlaczego naród nasz stracił państwo i czego mu wtedy brakowało i o co teraz starać się należy, aby stanowisko narodu niepodległego odzyskać.

Polska w wieku XVIII i wcześniej jeszcze cierpiała na brak stanu trzeciego, który wszędzie stworzył podstawę nowoczesnego narodu i łącznik klas wyższych z ludem: brak mieszczaństwa to najważniejsza różnica między społecznym ustrojem Polski i innych narodów. Obok tej drugą naszą cechą, w części wypływającą z pierwszej, była słabość organizacji państwowej, tym szkodliwsza, że dokoła kraj nasz był otoczony silnymi centralistycznymi monarchiami. Obie wymienione przyczyny naszej słabości i nienormalności sprawiły, że państwo postradało wszelką siłę i że poczucie narodowe, pojęcie interesów narodu i obowiązków względem niego nie mogło się należycie wykształcić, także i dzisiaj przeważnie nie znajduje się na tym poziomie, jakiego dosięgnęło u nowożytnych cywilizowanych narodów. To, czego nie wykazał naród podczas swojego istnienia państwowego, musi zrobić teraz, jeżeli chce nadal istnieć i zdobyć warunki rozwoju. Pamiętając o tym, że wszelkie uzdolnienia wzrastają i rozwijają się w drodze odpowiedniego ćwiczenia, zrozumiemy, że brak mieszczaństwa i brak silnej organizacji państwowej pozostawiły odłogiem dziedzinę właściwych instynktów i uzdolnień, które w interesie przyszłości narodu muszą być powołane do życia.

Demokracja nasza i jej epigoni w teoriach swych złożyli nowy dowód tego braku zmysłu państwowego, który przeżył upadek państwa i do dziś dnia jest wybitnym znamieniem duszy polskiej. Nie chcieli oni widzieć przyczyn upadku w niedostatecznej władzy państwa nad jednostkami, które do obowiązków względem niego się nie poczuwały, nie chcieli tego przyznać, bo stąd płynęły wnioski stojące w jaskrawej sprzeczności ze szlacheckimi nałogami, którym idee demokracji europejskiej dostarczały nowożytnego uzasadnienia. Gotowi oni byli obarczyć Polskę zarzutem jakiegoś wyjątkowego ucisku chłopów i na tyranię tę złożyć całą winę dziejową Polski, aby tylko nie uznać, że potrzebne były w przeszłości mocniejsze karby państwowe. Na instytucje polityczne i ustrój państwowy patrzyli tylko ze stanowiska rozwoju idei wolności obywatelskiej, pomijając sprawność samego ustroju: tą drogą już łatwo było można dojść do wniosku, że Polska w rozwoju form politycznych nie tylko nie zostawała w tyle, ale wyprzedziła wszystkie inne narody, które w ostatnich dopiero czasach zrzuciły pęta absolutyzmu monarchicznego. Poglądy te, które przez pierwszą połowę wieku niepodzielnie prawie panowały w naszej myśli narodowej, w polityce, filozofii, nade wszystko zaś w naszej wielkiej poezji, są nowym a niepoślednim dowodem, jak gruntownie zatraciliśmy zmysł państwowy, skoro nawet po utracie państwa i po doświadczeniach, które nam przyniosło obce panowanie, dzisiaj jeszcze zamykamy częstokroć oczy na istotną przyczynę rozbiorów, a jeżeli znajdujemy w sobie brak odpowiednich instynktów, upodobań i aspiracji, uważamy to raczej za szczególną cnotę, niż za objaw zubożenia ducha narodowego. Nawet pragnienie niepodległości, przekazane nam z pierwszej połowy wieku, łączy się raczej z wyobrażeniem upadku państw rozbiorowych lub złamaniem ich potęgi na ziemiach naszych, niż z wyobrażeniem silnej polskiej państwowości. Nie tyle w dążeniach swych państwo polskie przeciwstawiali nasi patrioci państwom wrogim, ile raczej państwu w ogóle przeciwstawiali nieokreślony stan wolności narodowej. Po dziś dzień jest wielu Polaków, którzy przenoszą niepodległość ojczyzny w wymarzoną dobę zwycięstwa zasad „słuszności i sprawiedliwości”, która w ich wyobrażeniach oznacza koniec szowinizmu, tj. upadek państw i dążeń narodowych. Obiecują nam Polskę wtedy, kiedy o sprawy narodowe nikt już dbać nie będzie.

Historyczna i polityczna szkoła krakowska20 stwierdziła brak zmysłu państwowego w całej naszej historii; zrobiła to przesadnie raczej niż niedostatecznie, ale po to tylko, aby naród nasz raz na zawsze uznać za niezdolny do bytu państwowego. Nie szczędzi ona barw ciemnych, kiedy chodzi o nasze polityczne dążenia w przeszłości, a znamion słabości państwowej, zwiastujących upadek, poszukuje już za Piastów. Sens jej wywodów historycznych, w których więcej jest tendencji i zręczności, niż sumienności naukowej, jest ten, że Polacy niezdolni są do utworzenia własnego, zdrowego i silnego państwa. Ten surowy i beznadziejny wyrok u przedstawicieli szkoły prowadzi częstokroć do uznania wyższej moralnej roli dziejowej Polski, do swego rodzaju mesjanizmu, który ma polegać na abdykacji z własnego państwa. Polska pozyska dla cnót swych i zaparcia się pierwsze miejsce wśród narodów w niebie, ale niech się zgodzi raz na zawsze wyrzec się ambicji politycznych na ziemi.

Brak uzdolnień i aspiracji państwowych u nas stwierdzają szkoły najbardziej skądinąd przeciwne, stwierdzają bezpośrednio i pośrednio, wtedy, kiedy każą narodowi walczyć o niepodległość i kiedy nakazują pogodzić się z niewolą; mamy więc do czynienia z faktem, na który zgadzają się niemal wszyscy. Dzisiaj jeszcze z jednej strony socjaliści i radykałowie nasi, z drugiej zaś konserwatyści we wszystkich swoich poglądach unikają stanowiska państwowego polskiego. Pod tym względem prawica nasza i lewica okazują zadziwiającą zgodność zapatrywań. Jedni walczą nie tylko z państwami zaborczymi, ale z państwowością w ogóle, przede wszystkim zaś z elementami naszej własnej, bo te atakować najłatwiej; drudzy tak silnie ukochali zasadę państwa, że w braku własnego przenieśli swoje uczucia lojalności na państwa obce, a nam wrogie. U jednych i drugich nie istnieje należycie uwydatniony moment narodowy, który polegać winien na przeciwstawieniu państwom zaborczym naszego własnego polskiego państwa.

Im więcej jest realnym dążenie do niepodległości, tym wyraźniej łączyć się ono musi z myślą o własnym państwie; jeżeli naród ma odzyskać niepodległość, to musi zdobyć te uzdolnienia, które nie rozwinęły się w nim dotychczas.

Myśl, że przed nami leży to wielkie i ciężkie zadanie, przerażać może tych tylko, którzy nie wiedzą lub nie pamiętają, że nie tylko jednostki, ale i narody – ostatnie w stopniu znacznie większym – przez cały czas swojego wieku męskiego wciąż zmuszone są nabywać nowe uzdolnienia i umiejętności. Mistrzostwo lub umiejętność w pewnych sferach czynu nie jest właściwością, którą piastunka historia włożyła narodowi do kolebki; jest ona owocem jego pracy, zabiegów i usiłowań, które nie od razu przynosiły owoc pożądany. Anglików uważamy za naród par excellence morski, nie zawsze zdając sobie sprawę z tego, że nie od razu byli oni takimi jak dziś wytrawnymi żeglarzami i kolonizatorami. Koniec wieku XV i wiek XVI to doba, kiedy zaprawiali się oni z trudem i mozołem, z niewielkimi zrazu rezultatami do tej wielkiej roli, jaka później przypadła im w udziale.

Za naszych czasów narodem morskim pragną zostać Niemcy. Ażeby sprostać temu zadaniu, pracują oni gorączkowo nie tylko nad budową floty wojennej, nad kolonizacją, ale jednocześnie tworzą w kraju ogniska szerzenia różnorodnych umiejętności, związanych z tymi planami. Niemcy przed laty 70 byli narodem rolniczym, już dawno zostali przemysłowym, a teraz pragną zostać morskim. Na tym polu już przed nimi rozsiedli się wygodnie inni, którzy ich uprzedzili. Ale na widowni dziejowej ten, kto późno przychodzi, nie zawsze musi zadawalać się kośćmi. W obradach parlamentu niemieckiego nad powiększeniem floty powiedział Bülow21, iż Niemcy nie pozwolą sobie powiedzieć, że świat już jest podzielony. Patrząc na nieudolne pod wielu względami próby kolonizacyjne Niemców, nie tylko Anglicy, ale nawet Portugalczycy z lekceważeniem odzywają się o morskich ambicjach niemieckich. A jednak niezawodnie bliski czas pokaże, że nie mylił się Wilhelm II22, kiedy zapowiadał Niemcom przyszłość na morzu.

I Moskale musieli się napracować niemało, aby przyswoić sobie te elementy cywilizacji europejskiej, których potrzebowało odnowione przez Piotra Wielkiego23 państwo. Organizacją armii na sposób europejski zajmowano się już przed Piotrem, ale rezultaty osiągnięto niewielkie. Przez cały wiek XVII wojska rosyjskie nie mogą się mierzyć z naszymi, chyba że niezmiernie przewyższają je liczbą. Nawet zreformowana przez Piotra armia zostaje pobita przez Szwedów, chociaż przewyższa ich liczbą najmniej 8 razy. Ale Moskale, nie zrażeni niepowodzeniem, według słów samego Piotra, „uczą się” od swych zwycięzców i w końcu zbierają owoce swej wytrwałości
i pracy.

W swoim sąsiedztwie mamy uderzający przykład, czego dokonał i jak wielostronnie rozwinął w krótkim czasie swe zdolności naród, który w początku ubiegłego wieku był nie więcej jak grupą plemienną, wzbudzającą zainteresowanie tylko zbieraczy pieśni słowiańskich i historyków. Mówimy o Czechach. A jednak z nielicznego chłopstwa odrodził się cały naród, który wykształcił w sobie różne strony życia i odpowiednie uzdolnienia, w ich zaś liczbie niepospolity zmysł polityczny. Być może, że w szeregu czeskich mężów stanu mało jest wybitnych polityków europejskiej miary, ale naród cały stoi pod tym względem bardzo wysoko, wyżej od Niemców austriackich. Patrząc na naszych przedsiębiorczych pobratymców, mamy przed oczyma rozstrzygający dowód, że i uzdolnień politycznych nabyć można i to w stosunkowo niedługim czasie. A oni znaleźli się w położeniu o wiele gorszym od naszego, bo stracili już klasę inteligentną i tradycję bytu historycznego, którą po znacznej przerwie dziejowej nawiązywać im przyszło.

Przeróbka społeczna naszego narodu dokonuje się pod wpływem nowych warunków życia bez udziału planowych usiłowań ze strony samego społeczeństwa: mamy tutaj do czynienia z procesem żywiołowym, który niezawodnie w niedługim czasie wytworzy polskie mieszczaństwo i nada narodowi inną fizjognomię. Już sama ta przemiana wewnętrzna społeczeństwa zrodzić w nim musi elementy zmysłu politycznego, a celowa akcja narodowa, która z dniem każdym obejmuje szerszy zakres, elementy te rozwinie i wytworzy z nich jak u Czechów uzdolnienia i aspiracje polityczne. Uzdolnienia te to nie żaden talent specjalny, który jakaś grupa ludzi posiada na mocy właściwości antropologicznych, to rezultat z jednej strony skonsolidowania się ludności pewnego terytorium w całość narodową, która wytwarza wspólne uczucia i pragnienia, z drugiej ducha przedsiębiorczego, który z dziedziny życia prywatnego i zabiegów osobistych o dobra materialne i moralne należy przenieść do dziedziny stosunków społecznych i międzynarodowych, aby wytworzyć zmysł polityczny. Jest on koroną niejako samego poczucia narodowego: gdy ono słabnąć zaczyna, on wyrodnieje przede wszystkim; kiedy ono rośnie i mężnieje, on zjawia się najpóźniej, jako najdojrzalszy jego wyraz. Należy pamiętać, że ze zdobyczy narodowych odnosi największą korzyść nie to pokolenie, które ich dokonało, ale szereg następnych; walka zatem o te zdobycze wymaga w znacznym stopniu ofiar z egoizmu osobistego na rzecz narodu. Człowiek przeciętny zdolny jest do ofiar, ale nie dla abstrakcji, tylko dla celów, które są mu zrozumiałe, bliskie i drogie. Poczucie narodowe musi więc być już silnie rozwinięte, aby doprowadzić jednostkę do takiego związku z całością narodową, który każe ponosić dla niej ofiary i wysiłki nie tylko bez goryczy, lecz z uczuciem zadowolenia ze spełnionego obowiązku.

Najszczęśliwiej zakończona wojna i najobfitszymi owocami uwieńczone zwycięstwo nie wynagrodzi pokoleniu, które ją prowadziło, nie tylko ofiar moralnych, które za sobą pociągnęła, ale i strat materialnych. Dopiero przyszłość zbierze stokrotny plon z zasiewu przeszłości. W państwach z silnie zorganizowaną władzą znajdują się wprawdzie żywioły, którym dbałość o interes państwa i narodu przychodzi znacznie łatwiej, bo jest związana bezpośrednio z ich własną pozycją. W położeniu tym znajduje się dynastia i cała wyższa władza państwowa, o ile jest ona oddzielona, jak w Prusach np., od masy narodu.

Patriotyzm czynny, wypływający z łona mas ludowych, jest wynikiem dojrzałego już poczucia narodowego; ono dopiero zrozumiałym czyni ów idealizm, z jakim jednostka na ołtarzu całości narodowej składa swoje interesy i sama w znacznym stopniu żyje jej pragnieniami, bólami i nadziejami.

W narodzie naszym odbywa się obecnie przeobrażenie wewnętrzne, ukazywanie się coraz wyraźniejsze polskiego mieszczaństwa, nowego typu inteligencji polskiej, słowem głęboka zmiana społeczna na tle współczesnych warunków politycznych i ekonomicznych. Te nowe formacje zahartowane w ogniu walki o byt, czynne i przedsiębiorcze, mogą ignorować z początku sprawy narodowe, ale o ile przejmą się nimi, na pewno nie poprzestaną na czczym platonizmie. Jednocześnie z powyższymi objawami idzie szybko rozwój poczucia spójności narodowej, które wyraża się nie tylko w ciążeniu dzielnic ku sobie, w coraz większym zainteresowaniu się wzajemnym swymi losami, ale objawia się w różnych faktach życia wewnętrznego każdej dzielnicy.

Jakkolwiek cierpimy jeszcze na brak należytego poczucia narodowego i zmysłu politycznego, to już dość faktów wskazuje na to, że składniki duchowe jednego i drugiego szybko się ukazują, zapowiadając wystąpienie tych znamion rzeczywistego narodu w nowej, dojrzałej postaci.

Silne, realne uczucie narodowe wraz z duchem przedsiębiorczości w życiu da nam zmysł polityczny i odpowiednie uzdolnienia, które nie są niczym innym, jak syntezą tych pierwiastków.