Artykuł
Podczas wojny z Serbią

 „Czas”, 1 sierpnia 1914 r. (nr 313)

 

Pod datą dnia wczorajszego, otrzymujemy z poważnej strony następujące uwagi o sytuacji politycznej w przeddzień mobilizacji:

Wiedeń, 31 lipca

 

Na pięknym przedostatnim posiedzeniu węgierskiego sejmu, które jednomyślnością w ważnej chwili dało świetne świadectwo politycznemu rozumowi narodu, hr. Albert Appoyi rzekł: „W tej chwili ustaje wszelki spór”. Także spór o przeszłość: o to – jak powiedział hr. Tisza – że wystąpienie monarchii teraz dopiero nastąpiło; o to, jak zaznaczył hr. Andrassy, iż z dopuszczonym wzrostem Serbii wzmogła się jej nienawiść, że nie wszystko w stosownym czasie zdziałanym zostało, że może należało inną obrać drogę. Stąd też nie pora badać skąd po długim pobłażaniu, które mogło uchodzić za słabość lub przezorność, zdobyło się na stanowczość. Jedno stwierdzić przechodzi, iż pokazało się – jak łatwo odgadnąć można było – że znacznymi ofiarami utrzymany pokój podczas i po bałkańskim przesileniu był zgniłym, bezwartościowym, nietrwałym, krótkim.

Teraz trzeba poprzestać na słowach cesarza: „Wszystko zbadałem i wszystko rozważyłem”, oraz na tym, że sprawa jest dobrą i słuszną. Ale teraz jest pora jak najlepszego, najskuteczniejszego zużytkowania przedsięwzięcia, nie zmarnowania ofiar krwi i mienia, osiągnięcia istotnych, nie złudnych rękojmi. Po raz trzeci w przeciągu lat sześciu monarchia ponosi wielkie ciężary; nie powinna ich dźwigać bezskutecznie.

Dziejową rękojmią, jedyną trwałą i rozstrzygającą, byłoby odepchnięcie Rosji od Bałkanów. Nie zależy to wyłącznie od Austro-Węgier, lecz od wspólnego postanowienia i wykonania z niemieckim sprzymierzeńcem, od rozegrania wielkiej europejskiej walki. Powtarzamy cośmy już powiedzieli, że godzina po temu nie byłaby za wczesną, ani dla Austro-Węgier, ani dla Niemiec. Narody obydwóch mocarstw zdają się to odczuwać, skoro w publicznych objawach łączą trzech sojuszników i uznają wartość trójprzymierza.

Jeżeli sposobna dla austriacko-węgiersko-niemieckiego sojuszu godzina nie wybije, jeżeli rozprawa i załatwienie nie rozegrają się w wielkim, jedynie stosownym stylu, niechże przynajmniej zerwanie się i wysilenie Austro-Węgier nie będą bezskutecznymi, niechże nie osiągną połowicznych tylko skutków i rzekomych rękojmi. I w tym wypadku należy zastosować słowa Platona: „Nikt rozsądny nie karze przestępstwa dlatego, że popełnione zostało lecz aby popełnione nie było”. Tu zaś zapobiec popełnianiu jedynie można, uniemożliwiając takowe. Idzie o to – jak powiedział hr. Tisza – „Aby walka, po zbyt daleko posuniętej miłości pokoju, nie zakończyła się, dopóki nie zostaną stworzone dla monarchii stałe rękojmie przyszłego spokoju, bezpieczeństwa i pokoju”. Żądania stawione nie dałyby ich; były dla Serbii upokarzającymi, ale dla Austro-Węgier bezwartościowymi, bo bezskutecznymi, czego dowodem, że znaczną ich część przyjął serbski rząd, oraz może i to, że wiedeński gabinet nie zadowolił się serbską odpowiedzią. Żądanie przeobrażenia uczuć narodu, w armii i szkołach, przemienienia nienawiści w miłość, było czymś więcej, jak utopią. Szczegółowe żądania były jedynie chwilowym zadośćuczynieniem. Czyż mógł kto mieć złudzenie, że ich spełnienie zabije wielkoserbską wrogą sąsiedniej monarchii ideę? W memoriale, usprawiedliwiającym wobec Europy, napiętnowano ze szlachetnym, silnym oburzeniem, pochwalenie, sławienie jako narodowych bohaterów w Belgradzie i w serbskich dziennikach morderców; musiało to sprawić głębokie, wzruszające wrażenie, tym większe, iż przypomniało głosy nie tylko usprawiedliwienia, ale uwielbienia dla mordercy Andrzeja Potockiego bezkarne, przebrzmiałe, podczas gdy niebawem tym, którzy za nimi stali, znaczne polityczne korzyści przypadły w udziale.

Skoro wojna Serbii wypowiedzianą została, jej następstwa powinny by być zupełnie innymi, niż objęte pierwotnymi żądaniami, powinny by być rozstrzygającymi; wykluczonymi musiałyby być półśrodki, jeżeliby przedsięwzięcie miało być uzasadnionym, usprawiedliwionym, nie jałowym. Upokorzeniem nic się nie wskóra i zawsze nauczającym pozostaje kaudyńskie jarzmo. Wskazaliśmy już poprzednio załatwienia. Jeżeli nie ma się sięgnąć do źródła złego niebezpieczeństwa, jeżeli nie ma się dosięgnąć Rosji, trzeba przynajmniej odciąć jedną łapę niedźwiedziowi.

Pobyt prezydenta Poincaré w Rosji miał mieć wielkie znaczenie, podkreślić ścisłość związku Francji z Rosją i uwydatnić zmaganie się ich armii. Radykałowie i socjaliści zakłócili uciechę spotkania prezydenta z carem. Nie udało się im przeszkodzić podróży ani w jej przededniu obalić p. Poincaré; wtedy senator Humbert odkrył niedostatki w armii, Clémanceau swoim okrzykiem dopełnił wrażenia. Wartość pobytu prezydenta w Rosji ucierpiała. Udawał się z uchwaloną trzyletnią służbą i żądaniem nowych Rosji wysileń. Zajścia we francuskim parlamencie utrudniły jego zadanie, chociaż nie należało przeceniać odkryć senatora Humberta. Wystąpienie w Belgradzie Austro-Węgier zakłóciło dopiero znacznie pobyt prezydenta rzeczypospolitej w Rosji, udaremniło jego skandynawskie próby, ograniczyło je do cichego, niezawodnie bezskutecznego wstąpienia do Sztokholmu, skłoniło do zaniechania odwiedzin w Kopenhadze i Chrystianii, znagliło do spiesznego, wcale nie triumfalnego powrotu do Paryża.

Położenie Rosji jest drażliwe i trudne. Czuje i wie, że cios zadany Serbii dotyczyłby jej pośrednio, czuje i wie, że idzie nie tylko o urok, o wpływ na Wschodzie, ale także o znaczenie w Europie oraz o narzędzie przyszłości. Nie chciałaby dopuścić do odsłonięcia swej niemocy, a czuje i wie, że Francja wojny nie chce, a Anglia prócz do przyjaźni, do niczego nie jest zobowiązana. W pierwszej chwili zaskoczona, zaniepokojona, rozdrażniona oświadczyła, że wobec austro-serbskiego konfliktu nie może pozostać obojętną. Więc wystąpiła i w pewnej mierze zobowiązała się. Próbowała w Wiedniu uzyskać przedłużenia terminu stawionego Serbii; nie powiodło się jej. Zawiązała rozmowę z wiedeńskim gabinetem. Wydała bałamutny komunikat, w którym oświadczyła, iż jest i chce niezmiennie pozostać w pokoju z Austro-Węgrami, że przy tym stoi na straży godności i interesów rosyjskich. Skrzyżowały się telegramy cesarzów Mikołaja i Wilhelma; nieznaną jest ich treść. Wreszcie Rosja przyjęła w zasadzie wniosek sir Ed Greya, to jest rozjemczą konferencję czterech mocarstw; jednocześnie wyraziła życzenie dalszej zamiany myśli z wiedeńskim gabinetem, której towarzyszą usiłowania innych mocarstw zażegnania konfliktu. Sir Ed Grey powtórnie i z naciskiem oświadczył w Izbie Gmin, że położenie w tej chwili jest nader poważnym. Rosja rada była przedłużyć wysilenia i wydatki Austro-Węgier, z góry zamierzając unicestwić lub ograniczyć rękojmie, które zapewnić im powinny ich wystąpienie i wypowiedzenie wojny Serbii.

Anglia nie chce wojny, przede wszystkim udziału w niej. Toteż sir Ed Grey wystąpił był z dość sztucznym pośrednictwem czterech mocarstw: Anglii, Francji, Włoch i Niemiec; te ostatnie nie przyjęły wniosku angielskiego sekretarza stanu ze względu na Austro-Węgry. Sir Ed Grey w nagłej potrzebie chwycił się był tego rozpaczliwego środka dla zażegnania niebezpieczeństwa. Mimochodem postawił Rosję naprzeciw Austro-Węgier, względnie Niemiec.

Świat stoi wobec licznych pytań, zagadek, zawikłań. To pewne, że dla habsburskiej monarchii nastał czas czynów. W ich bezpośredniości niewiele warte rozumowania. Teraz nie tylko ustają wszelkie spory o przeszłość, o dzisiejsze postanowienia i przedsięwzięcia, ale nastaje czas dla wszystkich spełnienia obowiązku. Uczynią to niezawodnie polscy poddani cesarza w pierwszym rzędzie i najzupełniej. Nie tylko skłaniają ich do tego polityczne względy, nie tylko dla nich zaważyć musi także, iż pośrednio, ale w wysokim stopniu, idzie o zasłonięcie katolicyzmu przed naporem prawosławia, ale nakazuje im to dobra sława polskiego nazwiska. Nadeszła bowiem chwila stwierdzenia, że wyznawane uroczyście przez lat czterdzieści przywiązanie do monarchy i monarchii jest żywotną prawdą.

Najnowsze artykuły