[w:] Pisma, t. VIII, Petersburg 1903, s. 303-316
W wieku VII Maurowie zdobyli Hiszpanię; w XI w. Anglia opanowana została przez sfrancuziałych Normanów; w XIII w. zakon krzyżacki ujarzmił pogan Prusaków, a zakon rycerzy mieczowych Łotyszów i Estów. We wszystkich tych wypadkach i w wielu innych ścierały się dwie rasy, dwie kultury, dwa języki; walka była bardzo zażarta ale wywiązała się nie z racji narodowości, lecz z innych pobudek. Chodziło o podbicie, przytwierdzenie do ziemi, albo o ekonomiczny wyzysk jednego narodu przez drugi, albo o ustalenie pewnych ideałów religijnych. Z biegiem czasu wojny, w tym właśnie celu, stawały się coraz rzadsze, po pierwsze dlatego, że przestano robić z ludzi politycznych niewolników-helotów, a dzisiaj gdy się wciela jaka ziemia do państwa mieszkańcy jej stają się uczestnikami tak w służbach i powinnościach, jako i w prawach politycznych, które ponoszą lub posiadają rdzenni poddani państwa; po wtóre, że kwestia wiary uważa się teraz powszechnie jako kwestia każdego pojedynczego sumienia, którą rozstrzyga każdy z zainteresowanych dla siebie i przez się z pominięciem wszelkiego nacisku zewnętrznego. Miejsce tych znikających pobudek do walki zastąpiły inne. Przeciwieństwa kulturalne i rasowe zaczęły się wyrażać inaczej. Narodowe namiętności, wzajemne pociągi i odrazy uzasadnione zostały inaczej, głównym znamieniem ruchu i rozwoju ludzkości stał się język, na różnicy języków pobudowano całą teorię narodowości. Wzięto za pewnik, że naturalną jest klasyfikacja ludzi podług języków, nie zaś podług państw, że ta ostatnia jest tylko sztuczna, że Europa choruje głównie na to, że interesy narodowości idą na przekór interesom dynastii i rządów i śmiało postawione zostało zadanie nowego przekrojenia Europy w ten sposób, aby każda narodowość wytworzyła wedle możności odrębną polityczną jednostkę. Wiek XIX, i można rzec, nasze pokolenie asystowały przy narodzeniu się nowej teorii i przy próbach urzeczywistnienia jej na praktyce. Wiek XVIII nic w tym względzie nie zawinił; zasady 89 roku francuskie mają charakter całkiem kosmopolityczny[1]. Struna narodowościowa nie dźwięczy ani u Byrona, ani u Schillera i Goethego, aczkolwiek są oni aż do szpiku kości narodowymi poetami swoich plemion. Włoska poezja kwitła na dworze Marii Teresy[2] (Metastasio[3]), Fryderyk Wielki[4] i pomocnicy jego byli Francuzami pod względem swej kultury. Odrodzone pod berłem rosyjskim uniwersytety wileński i dorpacki wykładają nauki i prowadzą korespondencję z ministerstwem oświaty po polsku, po francusku, po niemiecku. Sejm węgierski odrzucił w r. 1807 wniosek wprowadzenia madziarskiego urzędowego języka zamiast łacińskiego tymi słowami: Węgry nie należą do jednego plemienia, ale stanowią państwo, w którym wszystkie chrześcijańskie narody miały przytulisko i ojczyznę. Pierwsze odruchy narodowościowe objawiają się w okresie wielkich wojen napoleońskich (hiszpańska 1807 r., niemiecka 1813 r.) co dało pochop fantastom i mistykom do odszukiwania pewnego tajemniczego pobratymstwa pomiędzy duchem Napoleona i duchami narodowości, chociaż między tymi przedmiotami może być chyba taki tylko stosunek, jaki był między Tatarami i teraźniejszą potęgą Rosji. Ruch narodowościowy wzrastał po traktatach wiedeńskich, wstrząsnął Europę, wydał kilka nieśmiertelnych utworów sztuki, przyłożył się do uorganizowania się wielkiego państwa włoskiego, sprawił powszechne zamieszanie na południowym wschodzie Europy, postawił Austrię nad przepaścią, wznawiając w niej prawie takie jakie było w Babilonie pomieszanie języków, zawisł obecnie jak miecz Damoklesa nad Turcją, na koniec wybuchł jako wielki pożar w kwestii polskiej i wywołał w Rosji tak zwaną nacjonalną politykę. Obecnie nastąpiła, jak się zdaje, chwila wypoczynku w życiu europejskim, uwagę Europy zaprzątają inne troski, więc nadarza się najlepsza pora do uregulowania rachunków, do ułożenia bilansu, do zważenia dobra i zła i zrobienia nowej oceny teorii narodowości, stanowiącej niezaprzeczenie bardzo wielki wypadek w XIX wieku. Wszelka teoria daje się sprawdzić dwojako. Po pierwsze należy zważyć czy da się ona urzeczywistnić, czy nie prowadzi do niedorzecznych rezultatów? Jeżeli jej praktyczne wyniki okażą się bezsensownymi, prowadzi to do wniosku, że i pierwsza przesłanka w wywodzie ma jakąś rdzenną wadę. Po wtóre, czy zebrane są w należytej obfitości fakty, na których gruntuje się teoria i które ona ta teoria objaśnia? Z obu tych stron przesłuchajmy teorię narodowości poddając ją, jak powiadają Anglicy, krzyżowemu badaniu (cross examination).
Praktycznie dałaby się narodowościowa teoria
urzeczywistnić tylko przy istnieniu następnych warunków: gdyby geograficzne
rozmieszczenie narodowości nadawało się do tego, by je można było rozgraniczyć
prostymi linami bez zarębień, wygięć i wysepek; gdyby teraźniejsze
społeczeństwa składały się od dołu aż do góry z mas jednolitych bez
pstrocizny, bez nawarstwień; na koniec gdyby każda większej miary narodowość
nie kryła w łonie swym nieskończonej ilości separatyzmów. Idąc śladem wielkich
narodowości podnoszą się prowincjonalizmy, narzecza, gwary. Ruszają się nawet
maluczkie ludki, nie będące w stanie podnieść na swoich barkach ciężaru
samobytności politycznej. Teoria narodowości nie może dać odmownej odpowiedzi
nawet maluczkiemu ludkowi, który okaże język opracowany literacko, albo mogący
być w ten sposób opracowanym. Jak trudną jest rzeczą załatwić się
narodowościom, opierającym prawa swe na historii z rozkładającymi je i dążącymi
do wytworzenia odrębnych narodowości prowincjonalizmami, przykładem tego może
służyć walka Polaków i Rusinów
w Galicji. Z drugiej strony by usunąć zarębienia, wysepki i pstrocizny
etnograficzne, teoria narodowości dysponuje tylko środkami germanizowania, madziaryzowania,
zesłowiańszczenia, to jest mechanicznej asymilacji za pomocą tego pierwiastku
państwowości, który początkowo odrzucała i przeciwko któremu wysuwała
społeczność. Narodowość fizycznie silniejsza, by szybko wziąć górę nad innymi
słabszymi ale jej wrogimi, musi niejako stanąć na jednym z nimi gruncie,
przyswoić sobie ich program i postępować z nimi wet za wet. Skutek użycia
tego środka prawie niezawodny, ale towarzyszy mu zniweczenie nasion kultury i
wzmożenie się niesłychane zawziętości i nienawiści między walczącymi. A
zatem teoria narodowości w swoim rozwoju praktycznym prowadzi do zaprzeczenia
bytu wszystkich innych narodowości, oprócz jedynej tylko własnej, a i ta
ostatnia naraża się na to, że będzie z kolei zmiażdżona i pożarta przez
przeciwników. Ruchy zaczepne każdej narodowości wywołują w postaci odruchu
politykę nacjonalną pokonującego ich państwa, która nie wymyślając nic nowego,
staje się organem teorii narodowości, idzie śladami przetorowanymi przez
przeciwników i bierze wszystkie swoje narzędzia działania ze zdobytego przez
nią nieprzyjacielskiego obozu. Narody wcale nie są nieśmiertelne. W wielu
razach pobitą narodowość można nie tylko okiełzać, ale wycisnąć albo zniszczyć,
wprowadzając formalną jednostajność i stawiać w miejsce obcego swoje własne.
Czy mogą poprzestać na tym ubogim rezultacie i nim się ograniczyć zyski z dużo
kosztującego zwycięstwa? By odpowiedzieć na to pytanie, zajrzyjmy do wnętrza
teorii narodowości i rozbierzmy składowe żywioły tego na pozór niby łatwo
przystępnego, a w rzeczywistości bardzo zawiłego i skomplikowanego
pojęcia.
Zauważmy przede wszystkim, że narodowość jest to pojęcie całkiem formalne, nie mające żadnej określonej treści. Są narodowe cnoty, ale są i narodowe przesądy, wady i grzechy. O żadnym objawie społecznym, do którego przyklejona jest firma narodowości, nie podobna naprzód powiedzieć czym on jest: dobrem czy złem, prawdą czy krzywdą? Narodowość jest więc złym przewodnikiem, któremu nie podobna całkiem zaufać przy wyborze dróg i trybów działania. Wiele mówiono o czynności narodowego sumienia, a jest to tylko absurdum in adjecto. Sumienie narodowe ma tępy słuch i nie przebiera w środkach. W gorączce walki rozpalają się namiętności, gasną wszystkie kombinacje krom jednej i wyrasta w całej swej jednostronności stare rzymskie prawidło: in hostem omnia lici ta [wobec wroga wszystko dozwolone]. Narodowość odmienia się co chwila; dzisiejsze nienarodowe może stać się jutro narodowym i odwrotnie. Narodowość jest bronią obosieczną, która posługiwać może jednako ruchowi i zastojowi, postępowi, obskurantyzmowi i reakcji. Narodowość nie stworzyła ani jednego państwa, chociaż zaważyła znacząco, jako jedna z przyczyn usposabiających do podniesienia się albo do rozpadania się państw. Pobudką do powstania odrębnych jednostek państwowych służą tylko główne zadania życiowe: organizacja pracy, wiara, prawo, nauka, sztuka. Narodowość nie należy do tej grupy interesów, nie jest życiowym zadaniem, a może tylko zabarwiać te interesy w szczególniejszy sposób. Walczący za narodowość nieraz ani podejrzewają nawet, że w istocie biją się nie za nią, a za te inne życiowe interesy, za ten lub inny kierunek w nauce, religii, sztuce. Tylko w chwilach przesilenia walka odbywa się na ostrzu czystego nacjonalizmu, poczym wnet się przerzuca na interesy życiowe, tak jak zjechała na przykład ostatnia nasza walka narodowa (1863 r., której drgania jeszcze nie ustały) częścią na grunt religijny, częścią na gospodarczy (rzymski katolicyzm i prawosławie, ziemscy właściciele i włościanie). Przy badaniu stosunków między narodowością i państwem uderzają przede wszystkim dwie okoliczności: a) ta, że wszelka narodowość powstała ze skrzyżowania się ras i ze zlania się rozlicznych żywiołów, skąd powstało nowe ciało chemiczne, gatunkowo różne od tych, które w skład jego weszły żywiołów; b) to, że jest ona raczej wytworem bytu państwowego nie zaś jego przyczyną. „Uczucie narodowości, powiada John Stuart Mill[5], może mieć rozmaite pochodzenie. Czasami jest ono skutkiem jedności rasy albo pochodzenia; czasami do wytworzenia się jego przykładają się wspólności języka albo wspólność wiary, również jako i geograficzne granice. Najsilniejszą jednak tworzącą narodowości przyczyną jest wspólność politycznej przeszłości, istnienie wspólnych dziejów narodowych, zatem wspólność wspomnień, wspólność chluby i upadku, wspólne radości i smutki, przywiązane do tych samych wypadków w przeszłości. Żadna z tych okoliczności, sama przez się wzięta, nie jest ani konieczna, ani wystarczająca”. Syn politycznej historii, duch narodowy buja niedostrzeżenie jaka nieucieleśniona, moralna siła między ludźmi wtedy nawet, kiedy zwaliły się stropy budowy politycznej, która służyła mu za pomieszkanie. Służy on w tej postaci czasami za narzędzie dla polityki, a czasami stanowi zaporę przeszkadzającą urzeczywistnieniu tej albo owej idei politycznej, lecz nie w stanie jest sam przez się stworzyć i wybudować nowe pomieszkanie, ponieważ w życiu narodów nie bywa wskrzeszenia politycznych trupów i ponieważ gdy pada wielkie i długowieczne państwo, upadek jego musi być prawie zawsze przypisany własnemu stanowi jego patologicznemu, chorobom wewnętrznym jego organizmu.
Z ustępu z Milla, który przytoczyliśmy powyżej, wynika, że bardzo trudno rozpoznać cechy znamienne narodowości i rozróżnić je jedne od drugich. Cechami tymi nie są: ani wyznanie religijne (są Niemcy katolicy i protestanci, są Serbowie katolicy i wschodniego obrządku, są Anglicy, Francuzi i Rosjanie izraelskiego pochodzenia i wyznania); ani instytucje (narodowość polska straciła swoje narodowe prawodawstwo we wszystkich częściach byłej Rzeczypospolitej); ani nauka i sztuka (bo te są z natury zawsze i wszędzie kosmopolityczne); ani stan i rodzaj zajęcia się (uczucie narodowości tym właśnie się odznacza, że przejmuje wszystkie stany i klasy od chłopa i wyrobnika aż do magnata i monarchy); ani obyczaje (od dawna zauważono, że chłop ma wszędzie jednakie skłonności; że jednakowo usposobieni są handlarze, szlachta i obywatele ziemianie na całej kuli ziemskiej); ani nawet sam język (O’Connell[6] podnosił narodowość irlandzką mowami w angielskim języku, po angielsku mówią między sobą teraźniejsi Fenjanie[7]; jest trójjęzykowa narodowość szwajcarska tak mocna, że kanton Tessiński ani myśli o przyłączeniu się do Włoch, chociaż ludność jego używa włoskiego języka). Więc po wyłączeniu wszystkich tych cech znamiennych rzeczą stanowczo decydującą o narodowości może być uważane tylko bezpośrednie poczucie każdego osobnika pojedynczo wziętego. Ten sposób rozpoznania nie zawsze jest łatwy do wykonania, bo wielka ilość mieszkańców zawaha się, do której narodowości się zaliczyć; na koniec w niższych warstwach społeczeństwa są masy prostych wyrobników, które nie mogą dać należytej odpowiedzi, bo nie żyły nigdy życiem dziejowym i zajęte są wyłącznie troskami o chleb powszedni, więc nie zaprzątają się wcale myśleniem o wyższych przedmiotach. Na koniec, dodajmy, że krytyka rozumowa nie ma nic wcale do czynienia z bezpośrednim uczuciem, bo cichy głos rozumu milknie, gdy przemówi silna i paląca namiętność.
Walki narodowości między sobą są bezowocne i szkodliwe. Zachodzi pytanie: czyż takie walki nie są bezmyślnymi uniesieniami się, epidemicznymi chorobami rodzaju ludzkiego? Czyż ludzie bili się, szli na męki i ginęli nie wiedzieć dlaczego? Czyż fałszem i oszukaństwem jest to uczucie, które wstrząsa człowieka i przejmuje go aż do szpiku jego kości, które uzdolnia go do poświęcania się i uszlachetnia go w oczach jego własnych? Odpowiadamy: bynajmniej. Przedmiotami walki były rzeczy mające dla człowieka najbliższy i najżywotniejszy interes, ale dla wyrażenia tego interesu użyta była formuła nieodpowiednia. Jest do życzenia, aby szereg wojen za narodowość zamknięty został niepowrotnie. Zamknięty on zaś będzie skoro się wyjaśni, że narodowość została wyszrubowana jako idealne pojęcie za pomocą zbyt grubej i niedokładnej indukcji; że teoria narodowości była łupiną, w której się mieściło coś innego, że ideały człowieka leżą dalej niż sięga narodowość, a cele wytyczne człowieka są jeszcze wyższe niż jego narodowość. Do uczucia może być zastosowana z dobrym skutkiem metoda analizy, rozkładająca je na jego pierwiastki. Takich składowych pierwiastków tworzących pojęcie narodowości i dochodzących do wszelkich praw swych po uchyleniu teorii narodowości jest kilkoro. Mogę z nich wymienić co najmniej trzy: po pierwsze protest przeciwko zobojętnieniu społeczeństwa dla spraw publicznych; po wtóre przywiązanie do dziejowych tradycji; po trzecie żądza rozmaitości, instynkt oryginalności nie zadowalający się żadnym normalnym zakończeniem.
Podniecenie się narodowego poczucia jest przede wszystkim protestem przeciwko społecznemu zobojętnieniu, któremu zwykle dają niewłaściwą mu nazwę kosmopolityzmu. Społeczne zobojętnienie jest to choroba będąca w odwrotnym stosunku do rozwoju samorządu i w prostym do systematu rządowej opieki i centralizacji. Jeżeli w ciągu wielu pokoleń od masy społeczeństwa nie żądano żadnego innego udziału w życiu społecznym krom płacenia podatków i pełnienia powinności; jeżeli wskutek tego społeczeństwo odzwyczaiło się obmyślać sprawy i interesy gminy, kraju, a tym bardziej państwa; jeżeli w ciągu wielu lat wdrażano mu, że główną cnotą obywatela jest bierność, że wszelka piecza o dobru publicznym leży na tych ludziach, co stoją u steru rządu; jeżeli w samych rządcach ceniono najwyżej ich podatność i ścisłość przy pełnieniu zleceń, łatwo pojąć, że w takich warunkach najbardziej się rozmnożył gatunek amfibiów politycznych, ludzi bez mocnych wierzeń i zasad. Przygnębiający wpływ takiego zajmowania się sprawami publicznymi działa szkodliwie na społeczeństwo, które istnieć nie może bez sił moralnych. Patriotyzm występuje jako reakcja przeciwko takiemu zanikowi. Jest on rozmiłowaniem się w żywym narodzie, takim jakim on jest, ze wszystkimi jego wadami i zaletami. Wszyscy nie podzielający jednako tego uczucia zaliczają się w czambuł do masy kosmopolitów, to jest do rodzaju ludzi, którzy oddani są niby tylko sobie i własnemu osobistemu interesowi i udają, że kochają oderwaną ludzkość, by się wyzwolić od najbliższego obowiązku kochania swoich rodaków. Sądzimy, że zbytecznym byłoby dowodzić, że przeciwstawienie patriotyzmu kosmopolityzmowi, przy którym słowo kosmopolita używa się jako wyrzut i niemal jako połajanka, nie ma najmniejszej podstawy logicznej. Oświecony patriotyzm nie oddziela nigdy swojej sprawy od sprawy ludzkości, dobra powszechnego i cywilizacji. Nie ma na świecie nic wyższego nad ludzkość. Szczęśliwy jest ten, kto nie przestając być patriotą, jest zarazem i obywatelem świata, współczuje wszystkiemu co wielkie i szlachetne gdzie by się tylko objawiło, pojmuje, ceni i poważa nawet wroga swojego narodowego.
Najmocniej w uczuciu narodowości dźwięczy struna przywiązania do dziejowych tradycji. Dziejowe tradycje narodowe, i umysłowe i moralne, są olbrzymim kapitałem, w przechowaniu którego są zainteresowani nie tylko naród, którego są doświadczeniem te tradycje, ale i cały rodzaj człowieczy. Osoby i narody, które mało mają takich swoich tradycji, a obcych nie cenią i nimi pomykają, nazywają się barbarzyńcami. Moc i ciągłość tradycji dziejowych stanowi o stopniu wyrobienia narodu i o jego trwałości. Jeżeli zajmiemy się rozbiorem tego, z czego się składa fundusz narodowego wykształcenia, okaże się, że się on składa: 1) z pomysłów właściwych jednostkom tworzącym naród; 2) z pomysłów krążących w obrębie samej tylko narodowości i nie przekraczających jej granic; 3) z idei wszechludzkich, kulturalnych cały świat obiegających i pozbawionych całkiem i indywidualnego i narodowościowego zabarwienia. Pierwszy z tych pierwiastków mały jest i drobny w porównaniu z dwoma drugimi. Jeżeli drugi pierwiastek mały, to jest jeżeli naród już spożył wszystkie swe narodowe idee przerobiwszy je na ogólne kulturalne, wszechludzkie, jest to dowodem, że naród ten się przeżył, że swoje zrobił i już z pola schodzi całkiem naturalnie. Prócz śmierci naturalnej dziejowe narodowości mogą ginąć śmiercią gwałtowną, przypadkową, gdy będą w ciągu długiego czasu wytrzebione za pomocą potężnych środków mechanicznych, które posiada państwo, ale ten skutek osiąga się tylko wielkim kosztem i opłaca się wiekową nieurodzajnością gruntu i moralnym zdziczeniem ludności. Na takim gruncie trawa już nie porasta, jak gdyby po nim przebiegł koń biały apokaliptyczny. Kto śledził za dziejami Czech po bitwie pod Białą Górą[8], pod ciężkim panowaniem austriacko-niemieckim, ten zgodzi się zapewne, że dwa albo trzy wieki nie zawsze zaleczą rany zadane w krótkim ciągu czasu. Grunt społeczny podobny jest do gruntu ziemi fizycznego; pokryty jest również bardzo cienką warstwą humusu rośliny wydającego, poza którym idąc w głąb już ustaje życie organiczne. Po zerżnięciu tej warstwy będziemy mieli do czynienia z gołą skałą, albo z piaskowym stepem. Niewielu znajdzie się miłośników rozkochanych w pustyni z jej bezmiarem i milczeniem; jeszcze mniej będzie miłośników tej moralnej pustyni, która by się wytworzyła po zerżnięciu warstwy tradycji dziejowych. Wątpimy czy się znajdzie ktokolwiek bądź, który by otwarcie wyznał, że jest z zasady takim dziejowym nihilistą.
Gdyby uczucie narodowości opierało się na samych tylko tradycjach dziejowych, nie objawiałoby się ono wcale u narodów, które nie żyły nigdy politycznie i albo nie mają całkiem własnej historii, albo odrąbane od niej zostały z biegiem następnych wypadków. Wiek jednak XIX odznacza się tym właśnie, że myśl o wytworzeniu narodowego języka i odrębności bytu poruszyła nawet drobniejsze plemiona, które własnej historii prawie że nie mają, i mogłyby z łatwością się zespolić z innymi znaczniejszymi jednostkami. Wzburzyli się Rusini galicyjscy, protestując przeciwko historycznym prawom polskiej narodowości. Powstały literatury: małorosyjska, chorwacka, flamandzka i wiele innych. Nie wszystkie tego rodzaju usiłowania miały powodzenie. W ogólności wyrobienie odrębnej narodowości wtedy tylko idzie pomyślnie, kiedy opłaca się ekonomicznie, to jest kiedy względne bogactwo otrzymanych albo oczekiwanych wkrótce rezultatów pokrywa albo ma pokryć koszta produkcji. Sam jednak fakt jednoczesnego i powszechnego obudzenia się tych separatystycznych dążności bardzo jest znaczący. Sprawiająca ruch pędowa siła jest to indywidualizm, pochop do względnej samodzielności cząstek całości, do decentralizacji. Krew zbiegająca się do środka ciała zaczyna odpływać do kończyn. Prowincja ma za złe stolicy, że pochłania wszystkie żywe siły kraju, wyzwala się od ślepego naśladownictwa stołecznej mody, stołecznego gustu. Krajom zaczyna ciążyć przykrywająca je kopuła centralnej administracji. Nie pomogłoby im wcale jedyne i centralne państwowo narodowe przedstawicielstwo, gdy to przedstawicielstwo użyte zostanie tylko dla podparcia kopuły. Cały mechanizm ześrodkowanej administracji, poparty konstytucjonalizmem, popsuł się i nie wzbudza dawniejszego zaufania. Ideał innego porządku rzeczy jest jeszcze nadmiernie daleki, lecz można przewidywać, jakie będą jego cechy główne: federacyjność, rozmaitość i szeroka autonomia części jedynej władzy podległych. Przytaczamy ustęp z jednej z ostatnich prac Proudhona[9] Du principe fédératîf: „idea federacji jest niezaprzeczenie najwyższą z tych, do których dziś się dorobił geniusz polityczny”. Ostatnie myśli potężnego dialektyka poświęcone były federalistycznej zasadzie. Kończył on swój zawód gromiąc demokrację za to, że obrała sobie jako ideały narodowość i formalną jedność mocno ześrodkowanego państwa; za to, że zachowywała się obojętnie względem uchylania swobód miejscowych i całych sił swych używa na wykorzenienie i uprzątnięcie ducha krajowego i municypalnego (l’esprit du clocher).
Wielkie jest imię Proudhona, lecz pomysły jego były nieraz do tego stopnia paradoksalne, że można je przyjmować tylko z pewnym niedowierzaniem, Można by sądzić, że się uniósł i w niniejszym przypadku, gdyby słowa jego nie znajdowały potwierdzenia w najnowszych dziejach europejskich. Jest państwo, które może posłużyć za probierz dla teorii narodowości w tym względzie, że z powodu wielkiej pstrocizny swojego zaludnienia powinno byłoby rozbić się na kawałki, gdyby teoria narodowości była istną prawdą. Zdawało się, że austriacka monarchia idzie niechybnie ku końcowi w 1848 r., gdyby wskutek wybuchłej w Wiedniu rewolucji i całkowitej bezwładności władzy centralnej wszystkie plemiona i narodowości się podniosły, objawiając odrębne każdej z nich pretensje. Ku powszechnemu zadziwieniu zamęt minął, jedność się przywróciła sama przez się i odrodzone państwo stało się zdrowszym i silniejszym w porównaniu z tym jakim było uprzednio. Takeśmy przywykli lekceważyć Austrię, że zapominamy, iż między dawniejszą Austrią z czasów Metternicha i teraźniejszą mało jest wspólnego, że nie ma ani jednej cząstki w tym państwie, która by nie uległa rdzennemu przekształceniu, że kwestię włościańską zakończono pomyślnie uwłaszczeniem włościan, że nieunikniony po wielkich zaburzeniach politycznych moment reakcji przeszedł, że wprowadzono system przedstawicielstwa i w pojedynczych krajach i w cesarstwie, że kwestia narodowości przeobraża się widocznie w kwestię centralnego konstytualizmu albo federacji. Wahania się to w tę to w drugą stronę były i będą. Nieprędko wynaleziona zostanie formuła uspokajająca i godząca wszystkie zainteresowane strony. Jednak bieg rzeczy jest taki, że jeżeli Austria nie zaginie i nie rozbije się, zmieni się ona z czasem na mocarstwo federacyjne, osnute na równouprawnieniu wchodzących w skład jej wyznań, narodowości i języków.
[1] Spasowicz przywołuje ideologię wielkiej rewolucji francuskiej, której najsłynniejszym hasłem było zawołanie: wolność, równość, braterstwo – dla jednych przejaw postępu w imię szlachetnych ideałów, dla innych wyraz niebezpiecznych tendencji radykalnych skrywanych za szumną propagandą.
[2] Maria Teresa Habsburg (1717-1780) – cesarzowa rzymsko-niemiecka od 1745 r., sprawowała rządy w duchu oświeconego absolutyzmu, ze zmiennym szczęściem próbując uczynić Austrię niekwestionowaną potęgą na arenie międzynarodowej. Jej największymi rywalami były Prusy, toczyła z nimi – bez sukcesów - wojnę o sukcesję austriacką i wojnę siedmioletnią. Po śmierci męża – cesarza Franciszka I Stefana – w 1765 r., współrządziła z synem – Józefem II, pod jego m.in. wpływem godząc się na udział Austrii w pierwszym rozbiorze Polski, wobec którego miała duże opory.
[3] Pietro Antonio Domenico Trapassi, ps. Metastasio (1698-1782) – włoski pisarz i poeta, nadworny poeta dworu cesarskiego w Wiedniu.
[4] Fryderyk II Hohenzollern, zwany Wielkim (1712-1786) – król Prus od 1740 r., uczynił je jedną z największych potęg europejskich. Wśród władców swej epoki wyróżniał się wykształceniem: pozostawił po sobie wiele prac historycznych i filozoficznych, pisywał wiersze, był mecenasem uczonych i artystów (przyjaźnił się np. z Wolterem). Zarazem prowadził ekspansywną politykę międzynarodową, m.in. inspirując i przeprowadzając pierwszy rozbiór Polski. Toczył także wojny z Austrią (wojna o sukcesję austriacką, 1741-1742, w wyniku której Prusy zajęły Śląsk; wojna o sukcesję bawarską, 1778). Uwikłał Prusy w wojnę siedmioletnią (1756-1763), w której przeciwko nim wystąpiła koalicja austriacko-francusko-rosyjsko-saksońska, uniknął jednak klęski. W następnych latach umiejętnie prowadził grę interesów z Rosją, dzięki której realizował swe plany wobec Polski i Austrii.
[5] John Stuart Mill (1806-1873), filozof, socjolog i ekonomista angielski, jeden z najbardziej oryginalnych myślicieli liberalnych XIX wieku, autor m.in. O wolności, Utylitaryzmu, Zasad ekonomii politycznej i Systemu logiki dedukcyjnej i indukcyjnej.
[6] Daniel O'Connell (1775-1847) – irlandzki polityk i przywódca narodowy, dążył do równouprawnienia katolików i autonomii Irlandii w ramach monarchii brytyjskiej – pierwszy z tych celów osiągnął, drugiego nie.
[7] Fenjanie - popularna nazwa irlandzkiego ruchu narodowego, powstałego w latach 50. XIX w Stanach Zjednoczonych, dążącego do oderwania Irlandii od Wielkiej Brytanii, prowadzącego działalność także w innych krajach.
[8] W 1620 r. wojska Ferdynanda II (1578-1637), władcy z dynastii Habsburgów, króla Czech i Węgier, cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, pokonały Czechów pod Białą Górą, tłumiąc tym samym powstanie w Czechach. Na pokonanych spadły brutalne represje – zwycięzcy nie cofnęli się nawet przed planowanymi mordami, których ofiarami padło kilkaset wiodących postaci czeskiego życia społecznego i politycznego. W wyniku konsekwentnej akcji wynaradawiania, prowadzonej przez Habsburgów, Czesi na długo stracili swe elity narodowe. Odrodziły się one dopiero w XIX wieku.
[9] Pierre J. Proudhon (1809-1865) – francuski socjalista utopijny, współtwórca idei anarchizmu.