Artykuł
Konspiracje
Adam Doboszyński

 

POSTAWIENIE PROBLEMU

 

Z góry jedno zastrzeżenie: mówić będę o konspiracji dobrowolnej, stosowanej w warunkach, w których krycie się nie stanowi konieczności, jak w wy­padku np. spisku, lecz jest formą organizacyjną obraną świadomie ze względu na wrodzoną lu­dziom skłonność do otaczania się atmosferą tajemniczości. Spi­ski, sprzysiężenia, konspiracje zawiązywane celem obalenia władzy, względnie przeprowa­dzenia jakiejś akcji wbrew woli czynników rządzących, zawsze na świecie były i będą; bywają w życiu często sytuacje, w któ­rych tajemnica stanowi nieod­zowny warunek działania. Kon­spiracje tego rodzaju mogą być etycznie dodatnie lub ujemne, zależnie od celu, który sobie stawiają. Spi­sek zawiązany celem obalenia wybitnie krzywdzącej władzy należy nieraz oceniać bardzo wysoko pod względem moral­nym.

Tego rodzaju spiski stanowią jeden z ustrojowych wentylów bezpieczeństwa; dają one lu­dziom możliwość działania, wprawdzie pozalegalną, ale tym nie mniej w niektórych wypad­kach nieodzowną.

Przeciwieństwem sprzysięże­nia, w którym tajemnica stano­wi warunek życia i śmierci jest konspiracja dobrowolna (którą w dalszych mych rozwa­żaniach nazywać będę krótko konspiracją). Przykład: Francja, w której wszystkie sprężyny władzy, a przede wszy­stkim policja (słynna Sureté Générale) i administracja politycz­na, są w stu procentach oddane masonerii, zachowuje konspira­cję nadal jako bazę ustroju. To samo Anglia, w której Wielkim Mistrzem masonerii jest zawsze członek rodziny królewskiej, a do loży należy każdy prawie sklepikarz i podoficer. Konspi­racja wydaje się tu chyba zby­teczna, a jednak podniesiona jest do godności niewzruszalnej zasady. To samo w Stanach Zje­dnoczonych itd. Jeśli chodzi np. o polskie stosunki, to nie tylko tzw. Obóz Niepodległościowy zachował po odzyskaniu niepod­ległości swą strukturę konspira­cyjną (co jest zrozumiałe ze względu na silne kontakty tego obozu z masonerią), ale tą samą drogą poszła również Liga Narodowa, której działalność na­stawiona była zdecydowanie antymasońsko. Jak wiadomo Liga Narodowa była organizacją taj­ną; jej jawną ekspozyturą była przed Wielką Wojną i w czasie tej wojny Narodowa Demokra­cja. Rzecz zrozumiała, że póki Polska nie odzyskała Niepodle­głości, Liga Narodo­wa działać musiała tajnie. Ale powstała Polska, Liga Narodowa wyłoniła jawny Związek Ludowo-Narodowy, który przeprowadził ponad stu posłów do Sejmu. Zdawałoby się, że tajna organizacja stała się już zbyteczna i powinna się by­ła zaraz rozwiązać. Tymczasem rozwiązała się dopiero w r. 1928! Aż do tego czasu decyzja utrzymała się po staremu przy konspiracyjnej Lidze, a Zw. Lud.-Nar. trwał w roli jawnej fasady maskującej kulisy kon­spiracyjne.

O tym typie kon­spiracji dobrowolnej, nie narzuconej żad­ną zewnętrzną konie­cznością, obecnie po­mówimy.

 

KONSPIRACJA JAKO PROBLEM ETYCZNY

 

Czy konspiracja ma jakiś zwią­zek z etyką?

Rozpatrzmy sprawę na chłop­ski rozum. Przeciętny człowiek należący do konspiracji jest uwikłany stale w sieci kłamstw. Opowiada żonie, że był na bry­dżu – a był w loży. Głosi jakiś pogląd jako własny – a kazano mu go głosić. Popierając jakie­goś człowieka twierdzi, że czyni to dla jego zdolności – w rze­czywistości popiera go jako „brata”. Kłamstwo jest niewąt­pliwie grzechem – członek kon­spiracji zupełnie na ten grzech tępieje. Rychło i ósme przyka­zanie traci u niego walor, pod­porządkowuje się zleceniom konspiracji. Szczerość, otwar­tość, prawdomówność – to ce­chy prawdziwie męskie, cenione wysoko w ciągu tysiącleci. Co więcej – są to niewątpliwie cnoty. Z cnót tych konspirator rezygnuje. Wręcz przeciwnie wytwarza się u niego z biegiem czasu, poprzez ciągłe drobne kłamstewka i wybiegi, obłuda. Każdy konspirator jest obłudni­kiem. Nie uważam bynajmniej za przypadkowy zbieg okolicz­ności faktu, że obłuda uważana jest przez cały świat za typową cechę anglosaską. To nie przy­padek. Przecież to społeczeństwa anglosaskie wykształciły nowo­czesny system masoński i u nich doszedł ten system do najwięk­szej potęgi. Anglik – z warstw wykształconych – od dwustu lat żyje w konspiracji. To nie­wątpliwie – obok purytanizmu – źródło jego obłudy.

A więc konspiracja jest źródłem stałych potknięć przeciw pra­wdzie. Niejeden zauważy, że to raczej grzeszki niż grzechy. Możliwe. Ale konspiracja ma drugą, znacznie poważniejszą wadę. Wytwarza mroki, w któ­rych mogą się lęgnąć już nie tyl­ko grzechy, ale nawet zbrodnie. Jeśli uprzejmy gospodarz zostawi obok sali balowej kilka go­ścinnych pokoi otwartych, lecz nieoświetlonych, skutki nie dadzą długo na siebie czekać[1]. Konspiracja stwarza sposobność do korzystania z mroku, i czło­wiek nie byłby człowiekiem, gdyby się nie rzucał na taką okazję. Konspiracja staje się w tych warunkach pułapką na sła­be charaktery. Niejeden grzech, niejedna zbrodnia, które w świe­tle dziennym nie byłyby doszły do skutku, dojrzewają w mro­ku.

Ale konspiracja jest przede wszystkim czymś jeszcze in­nym. Jest namiętnością. Tragicy greccy i ich naśladowcy w późniejszych wiekach, wpro­wadzili do literatury pewną ilość zasadniczych namiętności ludz­kich: miłość, zazdrość, chciwość, fanatyzm polityczny i religijny, mściwość, ambicję, potrzebę po­święcenia się dla innych i sa­dyzm, hedonizm i ascetyzm, żą­dzę sławy i żądzę krwi. Wpro­wadzili również na deski teatru typ konspiratora, który przycho­dzi w czarnej masce na zebra­nie spiskowców i rzuca losy o to, czyj sztylet zgładzi tyrana. Ba­nalny to typ, którego wstydzi się szanujący się autor współ­czesny. Ale typ konspi­ratora nowoczesnego, konspirującego z na­miętności do tajnego działania, czeka jeszcze na swego Szekspira. Może dla­tego nie znalazł się jeszcze w li­teraturze, że mówić o nim nie jest bezpiecznie, a dyrektorzy te­atrów i wydawcy nie są bohate­rami. Może i dlatego, że dopiero jego tak szerokie rozpowszech­nienie w naszej epoce daje do­stateczny materiał do jego ob­serwacji, do uchwycenia jego cech istotnych, jego profilu i kli­matu.

Pociąg do konspira­cji stanowi niewąt­pliwie jedną z zasa­dniczych namiętno­ści człowieka. Wcho­dzącego w życie chłopca czekają różne silne emocje: pierwszy pa­pieros, pierwszy kieliszek, pier­wszy pocałunek, pierwsza mo­wa – ale i pierwsze zebranie konspiracyjne. Spróbuj, czytel­niku, zebrać kilkunastu jało­wych „szarych ludzi” i nakłonić ich, by się schodzili raz czy dwa razy w miesiącu i pletli trzy po trzy. Przyjdą raz i drugi, ale ry­chło im się to znudzi. Zrób żyw­cem to samo, ale zwiąż ich wę­złem konspiracji, przysięgą i ta­jemnicą. Będą ci przychodzili latami całymi, i będziesz mógł obserwować zachodzące w nich przemiany. Konspiracja stanie się nieodzowną koniecznością ich życia, jak opium czy morfi­na, jak dobrze dopasowana ko­bieta, jak tytoń dla palacza, jak wódka dla alkoholika. Oczywiście że niejeden będzie szukał w kon­spiracji możności do ukrycia swych brudnych zamierzeń i brudnych postępków, będzie szukał protekcji i kariery. Od takich ludzi roi się w masone­rii. Ale jest dużym błędem przy­puszczenie, że są tam tylko tacy. Główny trzon konspiratorów stanowią niewątpliwie ci, którzy w ten sposób dają folgę wrodzo­nej im namiętności do konspiro­wania. Jest wśród nich wielu ta­kich, którzy by się tej namiętno­ści oparli, gdyby im kto wytłu­maczył jej szkodliwość. Lecz nikt im tego nie tłumaczy. Lu­dzie wierzący dostosowaliby się do wskazań Kościoła. Lecz Koś­ciół[2] nie tylko że w tej sprawie milczy, ale sami księża two­rzą konspiracje i wiernych do nich kierują[3]. Przeto nic nie stoi na przeszkodzie, by konspi­rator z upodobania nie hołdował swej skłonności. Bez przesady można powiedzieć, że dla mi­lionów ludzi życie pozbawio­ne konspiracji straciłoby na za­interesowaniu. Jedni czują się dobrze z wędką nad rzeką, inni w kawiarni, inni w domu publi­cznym. Konspirator potrzebuje dokoła siebie atmosfery tajem­niczości, choćby konspiracji do żadnych celów nie potrzebował i żadnych korzyści z niej nie cią­gnął.

Takich bezinteresow­nych konspiratorów jest spo­ro. Wśród nich wyodrębnia się grupa ludzi, dla których konspi­racja staje się z biegiem lat czymś więcej niż narkotykiem, którzy zaczynają wkładać w nią nie tylko upodobania, ale i umi­łowanie, a w końcu całą duszę. Od konspiracji krok tylko jeden do mistyki, związanej zawsze z elementem tajemniczości. A mi­styka sprowadza nas już w kom­pleksy psychologiczne, w któ­rych z tajemnicą łączy się wiara. Toteż nie zdziwi nikogo, rozumiejącego wewnętrzny me­chanizm człowieka, fakt, że każdy żarliwy konspirator nabie­ra z biegiem lat cech mistyczno-religijnych. Sto razy już to po­wiedziano i napisano, że masoneria jest religią. Konspirator nie może być kato­likiem takim samym, jak katoli­cy nie należący do konspiracji. Przypuśćmy nawet, że byłby to członek loży pro-katolickiej. W praktyce zdarza się to rzadko. Ale przypuśćmy, że w pewnej e­poce stałoby się to nawet regu­łą. Jeśli ten człowiek będzie dobrym konspiratorem, je­śli całą duszą da się ponieść kon­spiracyjnej mistyce, katolicyzm jego będzie na pewno daleki od ortodoksji.

I tu wyłania się pytanie: czy jakakolwiek działal­ność konspiracyj­na, choćby jak naj­dalsza od masonerii, da się pogodzić z ka­tolicyzmem?

Oto pytanie naszej epoki.

 

KONSPIRACJA A KATOLICYZM

 

Trudny to temat. Trzeba by do niego wielkiego teologa i ogro­mnej erudycji. Trzeba by prze­śledzić element tajemniczości w historii wierzeń religijnych, po­przez misteria eleuzyjskie i kult Mitry, którego wierni utworzyli w II. i III. wieku po Chrystusie coś w rodzaju masonerii rządzą­cej imperium rzymskim. Nie­wątpliwie miała większość religii – a może wszystkie poza chrześcijaństwem – swe zaka­marki tajemnicze. Falliczne pierwiastki, tak częste w reli­giach starożytności, łączyły się z zasady z elementem konspi­racji. Nie wątpię, że z biegiem czasu nauka, wyzwoliwszy się z dzisiejszej kurateli masońskiej, rzeczy te przestudiuje i opisze. Dojdziemy wtedy zapewne do wniosku, że konspiracja zdarzała się we wszystkich epokach i u wszystkich ras. Dowiemy się cie­kawych rzeczy o przemożnej roli konspiracji u wszystkich szczepów murzyńskich, u Chiń­czyków, u ludów Ameryki sprzed Kolumba, u mieszkańców Australii i Polinezji. Dowie­my się zapewne, że kon­spiracja nie jest do­wodem kultury, ale prymitywizmu, może nawet zacofania[4]. Uwypukli się wówczas niesłycha­na predylekcja narodu żydow­skiego do wszelkich form kon­spiracji[5]. Stanie się jasne, dla­czego wbrew prawom tego świata jeden jedyny naród ży­dowski potrafił zachować w roz­proszeniu swą więź i swą odręb­ność narodową. Uwypukli się żydowski geniusz do konspira­cji. Ale okaże się przede wszyst­kim, że w świat starożytny, przetkany tysiącem wierzeń i związanych z nimi konspiracji, wkroczył chrystianizm jako pierwsza może religia, stawiają­ca na ołtarzu tajemnice, ale wykluczająca ze swych ob­rzędów tajemniczość. I jeśli będziemy obserwować w ciągu wieków zmagania chrystianizmu z podmywającymi go wciąż falami herezji, judaizmu i odszczepieństwa, to będziemy u wszystkich wrogów katolicyz­mu niezmiennie widzieli ele­ment konspiracji[6], aż ujrzymy wreszcie w czasach nowych jak największa schizma, protestan­tyzm, wyda największą konspi­rację – masonerię.

Nie tylko wyda, ale się z nią zidentyfikuje do tego stopnia, że kraje protestanckie, będące kolebką masonerii (Anglia, Ho­landia, Szwajcaria, Niemcy) zdają się już dzisiaj przekształ­cać swój zniekształcony chry­stianizm w zupełnie nową reli­gię – w deizm masoń­ski. W Anglii można tę ewolu­cję uważać za fakt już dokona­ny, choć nie nazwany jeszcze po imieniu. Piewca tego wyznania – Rudyard Kipling – dosko­nale uwydatnił cechy mistycz­no-religijne masonerii angiel­skiej, będącej przy tym dosko­nałym narzędziem nie tylko do trzymania w kupie imperium, ale i do tworzenia „Anglików kolorowych”. Odpowiednikiem Galla czy Syryjczyka, obdarza­nego zaszczytnym tytułem civis romanus, jest Hindus lub Malajczyk przyjmowany do loży bry­tyjskiej. Daleko idący upadek protestantyzmu w Anglii jest ja­sny dla każdego uważnego ob­serwatora. Ale gmach oficjalny protestantyzmu stoi silnie, dzię­ki intymnemu związaniu się z masonerią, i z niesłabnącą siłą odpiera ponawiane od stu lat (kard. Maning, kard. Newman) ataki katolicyzmu. Nie odważył­bym się prorokować rychłego triumfu katolicyzmu w Anglii. Na miejsce protestantyzmu we­szła tam już masoneria jako religia. Ewolucja ta będzie się zapewne rozwijała dalej. Może Kościół katolicki potrafi jej za­dać cios śmiertelny. A może za tysiąc lat historycy będą kon­statowali wytworzenie się w Anglii pod koniec drugiego ty­siąclecia po Chrystusie nowego systemu moralno-religijnego, pośredniego między chrystianizmem a judaizmem, czegoś ana­logicznego do Konfucjanizmu, którego cechą fundamentalną będzie – konspiracja.

Religia ta przeciwstawia się już dziś religii katolickiej, któ­rej zasadniczą cechą są taje­mnice wiary przy ja­wności obrzędów.

 

ISTOTA MASONERII

 

W tym miejscu musimy zro­bić pewną dygresję i zastanowić się nad pytaniem, po czym po­znajemy, czy dana konspiracja ma charakter masoński? Jakie są cechy charakterystyczne ma­sonerii? Jakie są znaki rozpo­znawcze takiej konspiracji, do której pasuje etykieta „masone­rii”?

Utarło się, że znakami takimi są: wrogi stosunek do katolicyz­mu, kierownictwo żydowskie i działanie zbieżne z interesem Żydów, organizacja lożowa i tra­dycyjny rytuał.

Wszelkie bardziej precyzyjne lub dalej idące definicje rozbi­jają się o to, że wśród rozlicz­nych form masonerii znajdzie się zawsze ta lub owa, do której dana definicja nie pasuje. A na­wet i wyżej wymienione bardzo ogólnikowe znaki rozpoznawcze w praktyce nieraz zawodzą. Np. szeroko rozpowszechnione zda­nie, że Żydzi kierują[7] masonerią, budzi w każdym An­gliku uśmiech politowania. Zna­jąc dumę Anglików nie można wątpić, że przemożny (niewąt­pliwie) wpływ Żydów na poli­tykę angielską nie odbywa się w tej prymitywnej formie, by w najwyższym stopniu hierar­chii masońskiej po prostu ko­menderowali Żydzi. Wpływ ży­dowski zaznacza się w sposób o wiele subtelniejszy, zapewne przez to, że w kierujących ośrod­kach znajdują się jednostki ży­dowskie, górujące nad swymi aryjskimi kolegami rasowymi zdolnościami do konspiracyjne­go działania, jak również tym, że otrzymują instrukcje z zew­nątrz i skutkiem tego konsekwentnie dążą w pewnym kie­runku, zbieżnym z interesem narodowym żydowskim. To sa­mo można powiedzieć i o lożach staropruskich, silnie wprawdzie zażydzonych, ale kierowanych przez Żydów tylko bardzo pośre­dnio, i wyłamujących się nieraz spod ich wpływu, jak to się stało np. wtedy, gdy loże te zdecydo­wały się poprzeć Hitlera.

Podobnie ostrożnie należy ro­zumować gdy się chce wniosko­wać o stosunku pewnej konspi­racji do masonerii na podstawie jej stosunku do religii. Twier­dzenie, że masoneria zwalcza katolicyzm, rzadko daje prakty­czne kryteria rozpoznawcze. Mówiąc z grubsza, Wielki Wschód i afiliowane do niego loże reprezentują ateizm, loże anglosaskie deizm. Stąd krok już tylko do maso­nów – praktykujących katolików, których sporą ilość obserwu­jemy w Polsce. Jest między nimi niewątpliwie część, która robi to cynicznie, ale są również i ludzie, którzy rozgrze­szają się na tym punkcie sami od buli papieskich, grożących ekskomuniką za przynależność do masonerii, i szczerze łączą w so­bie tak sprzeczne pojęcia jak ka­tolicyzm i masoneria. Pamięta­jąc o tym, do jakich wewnętrz­nych kompromisów zdolna jest natura ludzka, musimy się więc liczyć i z tym, że nawet kry­terium działalności antykatolickiej, o ile je stosować powierz­chownie, również nie­raz w praktyce zawodzi i nie pozwala zdemaskować masoń­skiego charakteru danej konspiracji.

Podobnie możemy zejść na manowce, o ile pojęcie masone­rii łączymy z pojęciem „loży”. System lożowy, wraz z przyna­leżną do niego obrzędowością, nie stanowi bynajmniej nieod­zownego atrybutu wszelkiej ma­sonerii. System lożowy, to for­ma konspiracji powiedziałbym burżuazyjna, dobra tam, gdzie masoneria nie potrzebuje się kryć[8] i opiera się na warstwach zamożnych. Ale obok systemu lożowego istnieją o wiele poufniejsze formy konspiracji, o ob­rzędowości mocno uproszczonej, lub w ogóle tej obrzędowości pozbawione. W szczególności odnosi się to do wyższych stop­ni masońskich. Poza tym istnie­ją przeróżne formy poufnych organizacji operujących „na przedpolu” masonerii, mających na celu ułatwiać kierowanie społeczeństwem, a zarazem przygotowywać narybek ma­soński. W takich poufnych ugru­powaniach kryteria antykatolickie i prożydowskie ustępują nie­raz miejsca pozornym tenden­cjom wprost nawet przeciwnym. Wytyczenie granicy między konspiracją „masońską” a niemasońską jest niesły­chanie trudne i w praktyce życia całko­wicie zawodne.

Jedyną cechą nie­zmienną wszystkich masońskich form or­ganizacyjnych jest ich konspiracyjność. Jak napisał trafnie Bernard Fay[9] „masoneria, pogardzająca dogmatami, niezależna od kró­lów i religii, lecz spowita w swój sekret, który ją opromienia, jak aureola, z najwyższą zręcz­nością w miejsce tajemnicy Bó­stwa ustanawia bóstwo Tajem­nicy”.

Tajemnica podniesiona do go­dności bóstwa – oto istotna ce­cha rozpoznawcza masonerii. Wszelka konspiracja, bez względu na jej cele i założenia, przygotowuje wyzna­wców bóstwa Tajemnicy.


WNIOSKI

 

Nie wątpię, że epoka nasza otrzyma kiedyś w historii miano „epoki konspiracji”. Niemało się napocą uczeni, zanim oczy­szczą dzieje naszych czasów z naiwnych bajeczek i dojdą do tego, jak się to działo naprawdę – za kulisami. Ich punktem wyjścia będzie niewątpliwy fakt, że w roku, powiedzmy, 1920 cała ludzkość kierowana była metodą konspiracji, nawet Japonia, nawet Sowiety[10]. Pierwszą reakcją antykonspiracyjną był faszyzm, którego pro­gram, słabo sprecyzowany jesz­cze w epoce marszu na Rzym, miał jeden tylko wyraźny punkt: walkę z masonerią. Punkt ten został wykonany, Wielka Loża włoska rezyduje od r. 1922 w Londynie. O wiele mę­tniej przedstawia się sprawa z antykonspiracyjną postawą hi­tleryzmu, skoro mimo głoszo­nych haseł antymasońskich je­szcze w trzecim i czwartym ro­ku rządów Hitlera czytaliśmy o rozwiązywaniu lóż w III-ej Rze­szy, i nigdy nie dodano, że roz­wiązana loża była ostatnią. Po­krywa się to z poglądem, że je­śli nie genezy hitleryzmu, to w każdym razie inicjatorów dopu­szczenia go do władzy należy szukać w staropruskich lożach junkierskich, które, jak się zda­je, istnieją dalej i potrafiły na­wet narzucić Hitlerowi walkę z katolicyzmem, stanowiącą prze­cież główny postulat każdego masona. Zabójstwo Röhma i tow. miało również typowe cechy zni­szczenia konspiracji. Porównu­jąc dzieje faszyzmu i hitleryzmu spostrzegamy od razu zasadni­czą różnicę, dzielącą naród ka­tolicki – a więc z natury antykonspiracyjny – od narodu pro­testanckiego, współtwórcy no­wożytnych form masońskich. Ten trójlistek koniczyny – pro­testantyzm – antykatolicyzm – masoneria, wydaje się nierozdzielny, i dlatego to, co tak sto­sunkowo łatwo udało się Mussoliniemu, wydaje się zadaniem ponad siły narodu niemieckie­go.

I tu wracamy do postawione­go uprzednio pytania: czy kon­spiracja niemasońska da się po­godzić z katolicyzmem? Albo, mówiąc inaczej, czy konspiracja może być w ogóle pozbawiona cech masońskich?

Z tego, co powiedzieliśmy do­tychczas, wypływa podwójna odpowiedź:

1) najistotniejszą cechą wszel­kiej masonerii jest konspiracja;

2) konspirowanie wyzwala mistykę, współzawodniczącą w duszy katolika z religią, przeto każda konspiracja stanowi przygotowanie do masonerii.

Wniosek: udział we wszelkiej konspira­cji[11] jest zasadniczo sprzeczny z obo­wiązkami katolika.

W tym wniosku leży niewąt­pliwie jeden z kluczy do zrozu­mienia naszych czasów. Przyjęcie zasady, że bez konspiracji nie może się obyć żadna działalność organizacyjna – prowadzi auto­matycznie do zmasonizowania społeczeństwa. Wszelka kon­spiracja, to swoista

masoneria. Nie róbmy kie­rownikom świata masońskiego przyjemności, wdając się w po­żądane przez nich rozważania na temat różnych odłamów ma­sonerii, ich mniejszego lub wię­kszego zażydzenia, mniejszej lub większej pointy antykatolickiej. Każdy praktyczny polityk staje co chwila wobec dylematu: czy ta lub owa konspiracja jest rze­czywiście antymasońska, czy też z ukrycia jest kierowana przez masonerię? Odpowiedź bywa niezmienna. Jeśli nawet jakaś konspiracja jest szczerze antymasońska, to jednak wychowu­jąc ludzi przy pomocy metod konspiracyjnych przygoto­wuje grunt pod ma­sonerię.

Nie ma pod tym względem bardziej pouczających dziejów, niż historia Ligi Narodowej w Polsce. Od lat trzydziestu, regu­larnie co kilka lat, odłamuje się jakiś fragment od konspiracji narodowych i rzuca się w obję­cia masonerii. Tragiczny błąd, polegający na tym, że O. W. P. (tak już manifestacyjnie antymasoński) utworzono również według tego samego szablonu konspiracyjnego, doprowadził do utraty większości przywód­ców tej organizacji na rzecz kół obracających się w orbicie wpły­wów masońskich. Trudno o lep­szy przykład, jak dalece forma organizacji łączy się z treścią ideową[12]. Organizacje oparte na kośćcu konspira­cyjnym będą stale wychowywa­ły przyszłych masonów, choćby akcentowały Bóg wie jak silnie hasła katolickie i antymasońskie. Demoralizujące skutki konspiracji wezmą zawsze górę nad najbardziej na­wet wzniosłą ideolo­gią.

 

LUKA W NAUCZANIU KOŚCIOŁA

 

Niestety nie zrozumiał tego jeszcze – jak się zdaje – Koś­ciół katolicki, i przez najtrud­niejszy okres swego istnienia, od XV po XIX wiek, tolerował w świecie swych wyznawców istnienie konspiracji[13], które miały się stać dźwignią Kościo­ła, a na skutek zawartej w nich contradictio in adiecto – kon­spiracji jako narzędzi prawdy i światła – przyniosły bodajże więcej szkody niż pożytku, mi­mo olbrzymich zasług indywi­dualnych i najlepszych chęci ich uczestników. W szczególno­ści zasadniczym błędem takty­cznym wydaje się oparcie życia katolickiego w Anglii i Stanach Zjedn. na „masonerii katolic­kiej”. Są to niewątpliwie pew­ne ustępstwa, na które poszedł Kościół, podobne do ustępstwa w sprawie pobierania odsetek, o czym pisałem w mej „Gospodarce Narodowej”. Jestem głęboko przekonany, że włączenie przez Koś­ciół do swego nau­czania zasady, iż kon­spiracja jako stała forma organizacyjna (a nie dla celów ści­ele doraźnych) jest sprzeczna z etyką katolicką, stałoby się po­czątkiem wielkiej akcji, z której masoneria wyszłaby ostatecznie pokonana. Przeprowadzenie tej zasady w Polsce pozwoliłoby nam przełamać wreszcie ten za­czarowany krąg, w którym bez­władnie kręcą się czynniki ka­tolickie i narodowe, oddając ma­sonerii co chwila wartościowe jednostki, wychowane w tych konspiracjach, które, mając być sztabami akcji antymasońskiej, są w rzeczywistości przedsionka­mi Świątyni Hirama, przedszko­lami dla przyszłych „dzieci Wdowy”.

 

FRAGMENT Z ROZDZIAŁU „KATOLICKA KONCEPCJA USTROJU”

 

Zasada ustroju bez konspiracji nie znalazła do tej pory uwzględnienia w na­uce Kościoła. Znajdzie się wielu sceptyków, którzy wysnują stąd wniosek, że Kościół nie zdecy­duje się nigdy na wysunięcie ta­kiej zasady. Nie podzielam tego zdania, lecz rozumiem, że bę­dzie jeszcze trzeba pewnego cza­su przygotowawczej pracy my­śli, nim Kościół zdecyduje się poprzeć tę zasadę całą powagą swego autorytetu. Podobnie było z zasadami społecznymi, sformułowanymi w Encyklice „Rerum Novarum”, których ogło­szenie poprzedziło kilkadziesiąt lat solidnej pracy intelektualnej myślicieli katolickich.

 

KONSPIRACJA JAKO NARZĘDZIE SELEKCJI

 

We wszystkich społeczeń­stwach, w których u podstawy wszelkich zbiorowych po­czynań leżą konspiracje (jak np. w Polsce do ostatnich czasów), awans społeczny prowadzi z ko­nieczności poprzez konspirację. Przez to sito przedostają się w górę: 1) urodzeni konspirato­rzy, 2) karierowicze i hochszta­plerzy, 3) ludzie mniej podatni do konspiracji, którzy się jednak do niej naginają, inaczej mó­wiąc, którzy pozwalają konspi­racji przerobić się na jej kopyto. Sito eliminuje najwartościow­sze jednostki, nie chcące iść na kompromis ze swym sumieniem.

Tak zrekrutowana elita wyci­ska na życiu społecznym specy­ficzne piętno. Przede wszystkim narzuca swe obyczaje organiza­cyjne. W społeczeństwach antykatolickich, gdzie wszystkie kon­spiracje są jednokierun­kowe, łączą się one rychło w jeden schemat, co ułatwia zada­nie rządzących. Natomiast w społeczeństwie katolickim, ist­nienie równoległe konspiracji prokatolickich i antykatolickich oraz form pośrednich prowadzi do praktycznego uniemożliwie­nia konsolidacji całego Narodu, do rozbicia go na kliki i mafie, do wytworzenia nieprzebytych zapór (pod postacią przysiąg i tajemnic) między ludźmi, któ­rzy skądinąd mogliby się łatwo z sobą porozumieć. Pisząc te sło­wa miałem lat trzydzieści trzy, a zdążyłem już stracić szereg ko­legów i przyjaciół przez to, że z chwilą ich wstąpienia do takiej czy innej konspiracji z naszych stosunków wzajemnych znikała od razu nuta szczerości, bez któ­rej nie ma mowy o prawdziwej przyjaźni i owocnej współpra­cy. Jeśli mimo szybkiego roz­szerzania się idei narodowej w Polsce rozbicie Narodu nie ma­leje, to zawdzięczamy to tej ma­nii konspiracyjnej, skutkiem której przypominamy Czerwonoskórych tropiących się nawza­jem na ścieżce wojennej i po­lujących – w żydowskim inte­resie – na skalpy swych naj­bliższych.

Drugi skutek tej selekcji kon­spiracyjnej, to sztuczny rozdźwięk między elitą narodu a głębiej pojętym katolicyzmem, i chroniczna niemożność wypro­wadzenia katolicyzmu w życie społeczne i gospodarcze poza tradycyjną ambonę. Człowiek, który uformował się w łonie konspiracji i przez jej sito prze­dostał się do hierarchii rządzą­cej, nie nadaje się na leadera katolic­kiego społeczeństwa, choćby był nawet żarliwym ka­tolikiem. Jest spaczony, instynkty jego grają inaczej, za­wodzi intuicja. Społeczeństwo kierowane przez takich ludzi nie znajdzie w sobie siły do oporu przeciw ukrytym siłom, podgry­zającym jego korzenie.

Owocem konspiracyjnej selek­cji jest osobliwy typ działacza społecznego, którego zasługi są niewidoczne dla ogółu, który może kroczyć od gafy do niepo­wodzenia, od niepowodzenia do wpadunku, od wpadunku do skandalu, a mimo to awansuje w hierarchii jawnej i tajnej, w nagrodę za ślepe wykonywanie poleceń otrzymywanych od nie­znanych zwierzchników. Jeśli widzimy kogoś, kto fatalnie nie dorasta do powierzonych mu funkcji, a mimo to wydaje się nieusuwalny ze stanowiska w oczywisty sposób przerastające­go jego zdolności, to możemy być pewni, że jest to człowiek, którego talenty konspiracyjne równoważą jego ujawnione bra­ki. W społeczeństwie opanowa­nym przez konspiracje odwraca się hierarchia zdolności: jawne uzdolnienia ważą mało wobec tajnych znakomitości. Zupeł­nie inni ludzie wy­bijają się, inne są kryteria zasługi i geniuszu. Możliwe, że za sto lat nasi prawnukowie dowie­dzą się o rządzących światem w naszej epoce znakomitościach, nieznanych swym współczes­nym nawet z nazwiska, świat konspiracji ma swych wodzów i proroków, swych Mahometów i swych Napoleonów; oni to pi­szą naszą historię. Zbyteczne do­dać, że historia ta pisze się na naszej skórze.

 

JEDNORODNOŚĆ KONSPIRACYJNA

 

Istnienie i działalność konspi­racji wyciska piętno na naszej epoce. Był moment (przed re­wolucją faszystowską) kiedy dogmat tajnego organizowania ludzi, który uznaliśmy za istotę masonerii, zatriumfował już był na całej kuli ziemskiej. Wszelka zorganizo­wana działalność ludzka miała, bezpośrednio po Wielkiej Wojnie, swą podszew­kę konspiracyjną. Dla­tego nie ma bardziej uciesznej lektury, niż grube tomy, traktu­jące o ustrojach liberalno-par­lamentarnych naszych czasów, w których słowo konspiracja na­wet nie figuruje. Jest to zwykłe „bujanie gości”, sport, któremu oddaje się wielu mądrych ludzi, dla celów łatwo zrozumiałych. Jeśli ktoś zachwala czysty sys­tem parlamentarny w tej for­mie, w jakiej funkcjonuje np. jeszcze w Anglii, Francji, kra­jach skandynawskich itd., a nie dodaje, że system taki nie doprowadza automatycznie do rozbicia społeczeństwa tylko dzięki silnej podbudowie masoń­skiej – ten albo jest niezmier­nie naiwny, albo świadomie wprowadza ludzi w błąd. Każda konstytucja tego typu, jak cho­ciażby polska z roku 1921, ma tylko wówczas jakiś sens, jeśli założyć istnienie wspólnoty ma­sońskiej, na której podłożu mo­gą się rozgrywać bezkarnie wal­ki partyjne, przyjęte już nie ja­ko malum necessarium, ale ja­ko alfa i omega ustroju.

W oparach frazeologii, prze­słaniającej sprawy ustrojowe, można łatwo zbłądzić, o ile nie mieć stale na uwadze pewnych prawd zasadniczych. Do takich prawd należy zasada – komunał, że społeczeństwo oparte jest przede wszystkim na współdziałaniu. Rzecz prosta, że współdziałanie to nie powinno nabierać cech wzajemnej adora­cji ani mechanicznego posłuchu, i z tego względu ścieranie się z sobą ludzi i opinii jest wskaza­ne; lecz walka taka powinna przebiegać na podobieństwo fal, tworzących się jedynie na po­wierzchni morza, ale nie wpro­wadzających w ruch całej ma­sy jego wód, jak się to na przy­kład dzieje, gdy zaczniemy huś­tać wodę w miednicy, co może się rychło skończyć katastrofą – wylania tej wody. Walki ideowe w społeczeń­stwie nie mogą prze­kraczać granic ta­kiej właśnie powie­rzchniowej fali na zasadniczym podłożu współdziałania, bo inaczej społeczeń­stwo po prostu się rozleci[14].

Rozumieją to społeczeństwa anglosaskie, Anglia i Stany Zje­dnoczone, oparte w zasadzie na dwupartyjnym parlamentaryz­mie. System ten funkcjonuje (przynajmniej w Anglii) świet­nie, lecz po prostu dlatego, że zarówno wszyscy Anglicy, jak i wszyscy Amerykanie, są jed­nomyślni co do – powiedzmy – 95% problemów życia zbiorowe­go, i jednomyślność ta wyraża się we wspólnym nale­żeniu do masonerii ludzi obu partii. Dlatego jest typowo „żydowskim kawałem” przeciwstawianie społeczeństwa jawnie jednopartyj­nego, ale za to bezmasońskiego (faszyzmu, hitleryzmu, bol­szewizmu) – społeczeństwom jakoby wielopartyjnym, a w rzeczywistości również jednopartyjnym, tylko że tajnie. Fakt przynależ­ności przywódców konserwaty­wnych i laburzystów do tej sa­mej konspiracji umożliwia An­glikom rozgrywkę jawną o dzie­lące ich poglądy na sprawy pod­rzędnej wagi. Gdyby nie zasia­dali przy sobie w loży, a je­dynie tylko naprzeciw siebie w parlamencie, Połączo­ne Królestwo (wzgl. Zjednoczo­ne Stany) rozleciałyby się w szybkim czasie.

Stwierdzenie, że społeczeń­stwo nie może istnieć bez duże­go stopnia jednorodności or­ganizacyjnej i ideowej, odnosi się do wszystkich krajów i wszelkich epok. Np. Polska przedrozbiorowa. Jakże cieka­we śledzić żmudne wysiłki kró­lów, dążących do „absolutum dominium”, od Zygmunta III po Augusta II; jak usiłują stale tworzyć swą partię i oprzeć się na niej, przeciw reszcie Narodu, i jak kończy się zawsze na tym, że w gruncie rzeczy i regaliści i rokoszanie, Żółkiewski i Ze­brzydowski, Sobieski i Lubomirski zapatrują się jednakowo na konstytucję narodową i nie udaje się Narodu skłócić dalej w głąb poza różnice taktyczne i personalne. Jednorodność ów­czesnego Narodu polskiego (tzn. szlachty) była rzeczywiście tak przemożna, że najdziksza swawola właściwie w niczym tej jednorodności nie osłabiała[15]. Dopiero gdy udało się tę jedno­rodność zerwać – a to przez zmasonizowanie części elity w epoce króla Stasia – Polska upa­dła. Ale o tym pomówimy na innym miejscu.

Nie ma nic ciekawszego, jak obserwacja niesłychanych perturbacji, jakie w społeczeń­stwach opartych na jednorodno­ści masońskiej wprowadza zja­wienie się jakiejś grupy anty­masońskiej. Zdawałoby się, że to partia jak każda inna; tym­czasem okazuje się, że można rządzić przy istnieniu dwudzie­stu innych partii (kontrolowa­nych przez masonerię) – a z tą jedną ani rusz. Nie ma spokoju, póki się jej albo nie usunie po­za nawias ustroju, albo ona nie połk­nie całego społeczeństwa. Pierwszy wypadek – usunięcie poza nawias ustroju – przydarzył się we Francji Action Française, w Belgii reksistom; natomiast faszyści i hitle­rowcy połknęli całe społeczeń­stwo. Nawet bolszewicy mieli swój okres walki w ramach u­stroju masońsko-parlamentar­nego, w okresie marzec – listo­pad 1917, podobnie jak hitlero­wcy przed rokiem 1933, jak faszyści przed marszem na Rzym; wszystkie te ruchy paraliżowa­ły całkowicie funkcjonowanie systemu masońsko-parlamen­tarnego. We Francji tzw. pra­wica jest tak samo masońska jak i tzw. lewica, przeto ustrój funkcjonuje nieźle. Action Française nie mogła się w tym zaczarowanym kręgu pomieścić – ze swym antymasoństwem – i nie umiejąc zwyciężyć musia­ła ustąpić.

Wielką jednorodność – tyle że nie ściśle masońską, lecz konspiracyjną – obserwujemy dziś w Polsce. Wszystkie bez wyjątku organiza­cje ideowo-polityczne oparte były u nas do niedawna na zrę­bie konspiracji[16]. Już w ostat­nich klasach gimnazjalnych do­staje się przeciętny uczeń do konspiracji. W ramach konspi­racji przechodzi studia wyższe, wchodzi do organizacji ideowo-politycznej partii czy kliki i zo­staje w niej do grobowej deski (awansując po drodze z niektó­rych konspiracji do oficjalnej masonerii). Działacz robotniczy czy rzemieślniczy, nawet lokal­ny leader chłopski ląduje rychło w konspiracji. Oczywiście stan to przejściowy; wprawdzie wspólność struktury konspira­cyjnej całego życia w Polsce wytwarza pewien surogat jed­norodności organizacyjnej, do­statecznie wiążący, by społe­czeństwo się nie rozsypało, lecz w braku monoidei społeczeń­stwo nie może harmonijnie, żyć. Ten stopień jednorodności, któ­ry by pozwolił społeczeństwu normalnie funkcjonować, może­my – w teorii – osiągnąć na dwa sposoby: albo 1) wlewając w jednorodność konspiracyjną jednolitą, odpowiadającą jej treść ideową, mówiąc inaczej masonizując całe społeczeń­stwo; albo 2) stwarzając jedno­rodność antykonspiracyjną organizacyjnie i ide­owo (patrz ustęp następny). Stan obecny może trwać jeszcze długo (ze względu na swą – mi­mo wszystkich różnic ideowych – jednorodność konspiracyjną) i, o ile rzeczywiście dłużej po­trwa, doprowadzi nie­chybnie Polskę do monoidei masońskiej. O ile natomiast któreś z więk­szych działających u nas ugru­powań zdecyduje się stanąć na platformie antykonspiracyjnej, wówczas będzie musiała rychło zapaść decyzja, gdyż na­stąpi stan niejednorodności, w którym Naród ani żyć, ani dzia­łać nie może.

 

CZYM ZASTĄPIĆ KONSPIRACJE?

 

Czym zastąpić masonerię? Czym zastąpić konspiracje?

Chcąc odpowiedzieć na te py­tania należałoby im poświęcić grubą książkę. Nie mogąc tego uczynić, muszę się ograniczyć do paru zdań, których celem bę­dzie zorientowanie czytelnika, w jakim kierunku należy – moim zdaniem – szukać odpowiedzi.

Czym zastąpić masonerię? Oczywiście katolicyzmem. Masone­ria jest religią (w której cieniu żeruje wielu karierowiczów, ale dzieje się to w cieniu każdej re­ligii). Masoneria jest religią, może być przeto zastąpiona tyl­ko przez inną religię. W odwie­cznej walce – masoneria kontra katolicyzm, Izrael kontra Rzym – decyzja musi zapaść na korzyść Rzymu.

Czym zastąpić konspiracje? Tu musimy rozróżnić dwoistą funkcję konspiracji: jako prak­tycznej metody organizowania ludzi, oraz jako dostarczycielki wzruszeń i dreszczów, swoistej mistyki. Jeśli chodzi o to pierw­sze zadanie, to znam wielu lu­dzi, którzy uważają formy kon­spiracyjne za niezastąpione. Nie podzielam ich zdania: przecież Średniowiecze potrafiło dojść do swych wspaniałych wyników właśnie w ramach form organizacji jawnych. Natomiast nie ulega wątpliwości, że metody organizowania ludzi muszą być inne, jeśli ograniczamy się do form jawnych, niż przy użyciu form tajnych.

A więc, po pierwsze: organizacja bez podszewki kon­spiracyjnej musi być rządzona bardziej autorytatywnie[17], mu­si w niej panować większa dys­cyplina, obyczaje muszą być mniej „parlamentarne”, głosowania mniej „mechaniczne” (patrz rozdział „Wola zbioro­wa”). W niektórych wypadkach odda tu dobre usługi „Führer-prinzip” (zasada przywództwa jednostkowego), w innych nieli­czny, a silnie związany zespół kierowniczy.

Po drugie: koniec z tłu­mnymi organizacjami, które trzyma w ryzach zręcznie zarzu­cona „siatka” konspiracyjna. W jej braku należy liczniejsze or­ganizacje rozczłonkowywać na mniejsze grupy i zespoły, budo­wać piramidę tam, gdzie była dotąd „równa” masa, zastąpić konspirację nową i jawną hie­rarchią.

Po trzecie: organiza­tor mający przed sobą zadanie zorganizowania pewnego odcin­ka społecznego (np. gminy, mia­sta, województwa) w formy jawne, powinien położyć wielki nacisk na dostosowanie swej or­ganizacji do naturalnych linii podziału społecznego, a więc przede wszystkim do ist­niejących podziałów regional­nych i korporacyjnych. Sztucz­nie wycięty region potrzebuje kierownictwa konspiracyjnego; naturalnemu wystarczy hierar­chia jawna. Niezmierną wagę ma organizacja korporatywna (patrz rozdział „Korporacjonizm”). W pewnej mierze moż­na powiedzieć, że o ile w płaszczyźnie metafi­zycznej przeciwień­stwem masonerii jest katolicyzm, to w pła­szczyźnie organiza­cyjnej przeciwień­stwem masonerii jest korporacjonizm. Nic dziwnego, że rozrost masonerii szedł w parze z zanikiem korporacji; vice versa, wzrost korporacji ułatwi wypieranie konspiracji.

Cenną bardzo formą organiza­cji „antykonspiracyjnej” jest ród (oparty na licznych rodzi­nach); w społeczeństwie katolic­kim musi się odrodzić znaczenie rodu, dając jednostce to oparcie, którego szuka dziś nieraz w lo­ży. Trudno mi tu wymienić wszystkie płaszczyzny organiza­cyjne, zdolne wiązać ludzi w spo­sób naturalny i odciągać ich tym samym od konspiracji; mogą tu oddać duże usługi i korporacje studenckie z ich związkami fili­strów, i organizacje koleżeńskie b. wojskowych, i związki spor­towe, i kluby towarzyskie itd.

Po czwarte: spotkałem się nieraz z takim zdaniem: „Mo­ja organizacja funkcjonuje spra­wnie, bo poza oficjalnymi im­prezami poświęcam trzy wieczo­ry tygodniowo na poufne zespo­ły. Co będzie, jak te zespoły zli­kwiduję? Wszystko się rozprzęgnie…”

Odpowiedź: „Jeśli po zlikwido­waniu konspiracji poświęcisz te trzy wieczory na chodzenie do kina, to organizacja ci się rozlezie w palcach; ale jeśli umie­jętnie organizację swą rozczłonkujesz, powołasz w niej do ży­cia nowe działy, nowe hierarchie i nowe zespoły, i będziesz w nie wkładał tę samą sumę wysiłku osobistego, którą wkładałeś uprzednio w organizację jawną plus taj­ną, to organizacja na pewno się utrzyma, i w ogólnym bilansie (trzeba tu mierzyć na lata) da ci rezultaty o wiele bardziej wartościowe”.

Uwaga: Istnieją rzeczywi­ście organizacje, które się nie utrzymają bez konspiracyjnej podszewki: to organizacje nie­szczere. Np. organizacje afiszujące głośno swój katoli­cyzm, a faktycznie kierowane przez ludzi wrogich katolicyz­mowi. Albo organizacje z obli­cza i haseł „narodowe”, a stero­wane ku celom sprzecznym z in­teresem Narodu. Takie or­ganizacje nie mogą się obyć bez konspiracyjnego kierownictwa.

 

Wreszcie ostatnie pytanie: czym zastąpić tę specyficzną „atmosferę”, ten „klimat” kon­spiracji, tę swoistą mistykę, ten „smaczek”, ten narkotyk, bez którego pewni ludzie po pew­nym czasie już żyć nie mogą? Średniowiecze wytwarzało ten „klimat”, nieodzowny dla nie­których jednostek ze względu na ich psychofizyczną strukturę, w Trzecich Zakonach (Franci­szkanów i Dominikanów) i w Bractwach religijnych, zwią­zanych często z korporacjami zawodowymi. Nie wątpię, że i nasza epoka wytworzy odpowie­dnie organizacje, gdy tylko wyłoni się ich potrzeba, z chwilą wyzwolenia się społeczeństwa z więzów konspiracyjnych. Po­trzeba rodzi zaspokojenie. Lecz póki to nie nastąpi (a tym bar­dziej skoro już nastąpi) musi ludzkość zrezygnować z niezdro­wej rozkoszy konspirowania w myśl nakazu ety­cznego. Tak jak zrezygno­wała z mężobójstwa, z wielożeństwa, z ludożerstwa, z kazirodz­twa i tylu innych drogich wielu ludziom zboczeń, które w każ­dym pokoleniu zwalczane są w imię starych, nudnych, ale nie­uniknionych zawołań moralno­ści.

Czytałem w pewnej powieści francuskiej opis spowiedzi jakiegoś poczciwego starowiny, notariusza z zapadłej prowincji. Z czasów młodości został mu na­łóg, niezmiernie szeroko rozpo­wszechniony na prowincji fran­cuskiej, chodzenia na karty i plotki do miejscowego domu pu­blicznego. O niczym więcej nie ma mowy: wiek kazał mu już dawno zrezygnować z właści­wych przyjemności udzielanych w tej instytucji. Spowiednik zna jego tryb życia i nalega na nie­go, by się przeniósł ze swą par­tią „belotki” do kawiarni. A nasz staruszek tłumaczy się, że przyzwyczaił się do tego „klima­tu”; że jak wchodzi do owego zakładu, to odczuwa zawsze pe­wien specyficzny dreszczyk; że karty nie będą mu w kawiarni ani przez pół tak smakowały. Lecz spowiednik jest nieugięty i żąda od niego wyrzecze­nia się dla wyższych celów.

Tego samego musimy i my żą­dać od konspiratorów z zamiłowania i nałogu.

 

FRAGMENT Z KOŃCOWEGO ROZDZIAŁU

 

Taki stan rzeczy, w którym wielki Naród uzależniony był całkowicie od zagranicznego kierownictwa, nie mógł się utrzymywać w nieskończoność. Toteż w r. 1893 następuje pier­wsza – od czasów Baru – powa­żna próba wyłonienia organiza­cji zdolnej do kierowania Naro­dem niezależnie od jakichkol­wiek wpływów postronnych. Próbą tą było wyłamanie się pewnej ilości osób – z Balickim, Popławskim i Dmowskim na czele – z Ligi Polskiej, i zało­żenie Ligi Narodowej.

Czym była Liga Polska? Była to organizacja konspiracyjna, założona w 1886 r. w Szwajcarii przez Zygmunta Miłkowskiego[18], „pułkownika” z 1863 ro­ku, wysoko wtajemniczonego masona. Miłkowski, po długolet­niej burzliwej włóczędze po Bałkanach, której perypetii nie zrozumie nikt, kto spuści z oka konspiracyjne związki karbonariusza Miłkowskiego z podziemnym światem rewo­lucjonistów bałkańskich, osiadł w Szwajcarii, będącej wówczas, jak i dzisiaj, centralą masońską na światową skalę. Działając niewątpliwie na polecenie wyż­szych władz masońskich założył Miłkowski w r. 1886 Ligę Pol­ską, mającą ująć w karby i pod­dać komendzie masońskiej tę część młodego, popowstaniowe­go pokolenia polskiego, która nie chciała iść do konspiracji „czerwonej”[19], związanej z na­rastającym w tym czasie ruchem socjalistycznym. Stara to i wy­próbowana metoda „braci w far­tuszkach”: prowadzić stale ro­botę swą dwutorowo, by obejmować zasięgiem swych wpływów prawe i lewe, czyli mówiąc ówczesnym stylem, „białe” i „czerwone” skrzydło społeczeństwa. W roku 1830 ma­sonami byli zarówno Czartoryski jak i Mochnacki. W r. 1863 Wielopolski i Mierosławski na równi słuchają komendy lóż. W dwadzieścia lat po powstaniu styczniowym, gdy naród już ochłonął po niedawnej klęsce i podrosło nowe pokolenie, zde­cydowane ponowić zbrojny wy­siłek o niepodległość, powołuje masoneria do życia nowy dwu­torowy schemat konspiracyjny. Zgodnie z duchem czasu: tor międzynarodowy i tor „narodo­wy”.

I oto staje się rzecz niespo­dziewana: w r. 1893 następuje w Lidze Polskiej rozłam, i secesjoniści zakładają Ligę Narodo­wą. Okoliczności tego rozłamu pozostają do dziś niewyjaśnione, zapewne ze względu na dawne przysięgi masońskie, wiążące niektórych secesjonistów, wśród których nie tylko Balicki – co do którego poszlaki są bardzo poważne – był masonem: byli masonami może i inni. Nie wie­my również, czy bezpośrednim powodem rozłamu była chęć wyzwolenia się spod wpływów masonerii; może działały począt­kowo motywy inne. Tak czy owak staje się Liga Narodowa w niedługim czasie organizacją świadomie stawiającą sobie do­bro Narodu za wyłączny cel, z wykluczeniem ingerencji zagra­nicznej w sprawy tyczące Naro­du polskiego. Nie wiemy rów­nież, czy początkowo nie przy­świecała twórcom Ligi Narodo­wej myśl stworzenia maso­nerii „narodowej”, tzn. niezależnej od zagranicy, lecz zachowującej zasadniczą antykatolicką i „postępową” ideologię masońską. Na takie właśnie początkowe nastawienie twórców Ligi Naród, zdawałoby się wskazywać choćby sztanda­rowe dzieło Balickiego pt. „Egoizm narodowy”, którego toku rozumowania nie powstydziłby się najprawowierniejszy mason. Możliwe zresztą, że Balicki już w chwili tworzenia Ligi Naro­dowej definitywnie zerwał z masonerią i że po prostu przy pisaniu „Egoizmu Narodowego” odezwały się w nim jeszcze te resztki ideologii masońskiej, którymi zakaził gasnący wiek XIX wskrzesicieli narodowego sposobu myślenia w Polsce. Tak czy owak, już na długo przed wojną świato­wą stała się Liga Narodowa, według świadomej woli jej kierowników, polską antymasonerią.

Walkę z lożami o rząd dusz nad Polakami postanowiono prowadzić własną metodą maso­nerii, tj. ścisłą konspiracją. W tak obranej metodzie walki le­żał zarodek wielu niepowodzeń Ligi Narodowej. Przypominam twierdzenie, znane czytelnikom z poprzednich naszych rozwa­żań, że wszelka konspiracja, choćby w swym założeniu antymasońska, stanowi sprzyjające podłoże dla rozwoju bakcyli ma­sońskich. Tak było i z Ligą Na­rodową. Aż do chwili odzyskania niepodle­głości, walka z ma­sonerią przypomina­ła u nas błędne ko­ło: walka ta musiała się toczyć konspira­cyjnie, jak wszelka w ogóle poważniej­sza akcja polityczna podbitego Narodu; w konspiracji „antymasońskiej” zagnieżdża­ła się z niesłychaną łatwością masoneria, bijąc „antymasonów”, przeważ­nie aryjczyków, na głowę w zdolności do konspirowania, bę­dącej atrybutem rasowym kie­rujących masonerią Żydów.

Twórcy Ligi Narodowej, w szczególności Dmowski, strawili życie całe na tropieniu maso­nów w szeregach swej konspira­cji i na ich usuwaniu. Mimo to wpływy masonerii w Lidze by­ły zawsze silne, chwilami (jak np. w 1926 roku) przemożne, a ciągłe rozłamy[20], wywoływane za poduszczeniem masonerii, stanowią namacalny dowód, jak dalece podkopy te były skutecz­ne. Co gorzej: wielu ludzi, wy­chowanych przez Ligę Narodo­wą, z biegiem czasu znalazło się w masonerii. Nie zdziwi nas to, skoro zważymy, że niejeden, przyzwyczaiwszy się żyć w kon­spiracji, szedł potem po prostu do tego sklepu, w którym sprze­dawano ten tajemniczy towar w lepszym gatunku. A gdzież zna­leźć lepszą reżyserię jak w kon­spiracji sterowanej przez Ży­dów?

Heroiczne zmagania twórców Ligi Narodowej wewnątrz własnej organizacji dały jednak ten rezultat, że w przełomowych dla Narodu polskiego latach wojny światowej istniał wresz­cie – po raz pierwszy od półto­ra wieku – niezależny od zagranicy ośro­dek polskiej myśli politycznej. Znaczenie tego faktu było ogromne, bez­pośrednio i pośrednio, gdyż mu­siała się z nim liczyć i masone­ria, dając zależnym od siebie konspiracjom „niepodległościo­wym”, stojącym w ostrej walce z Ligą Narodową, z konieczno­ści również dyrektywy zgodne przeważnie z interesem narodo­wym polskim. Udaremnienie powstania antyrosyjskiego w Królestwie w latach 1905 i 1914, Komitet Narodowy we Francji, armia Hallera oraz odzyskanie Pomorza i części Śląska w trak­tacie wersalskim, to wielkie suk­cesy Ligi Narodowej, których dalszym ciągiem będą pierwsze wybory do Sejmu w r. 1919, da­jące trzecią część głosów naro­dowych, oraz wybory z r. 1922, dające głosom narodowym[21] większość w Sejmie. Na wiosnę 1923 r. dochodzi wreszcie do rzą­dów gabinet narodowy (tzw. Chjeno – Piasta) pod wodzą Witosa, którego to gabinetu członkiem jest przez krótki czas i Dmowski. Wydaje się, że Liga Narodowa, narzuciwszy Polsce granice i strukturę państwa we­dług koncepcji własnej, potrafi obecnie definitywnie usunąć masonerię od wpływów na ży­cie wewnętrzne Polski.

Niestety stało się inaczej. Dla­czego? Przyczyna leży w grze­chu pierworodnym, którym ob­ciążona była polska „antymasoneria” – w jej konspiracyjnej strukturze, tak podatnej na pe­netrację masońską. Z począt­kiem XX stulecia wyłoniła Liga Narodowa jako swą jawną eks­pozyturę Stronnictwo Narodo­wo-Demokratyczne, mając ró­wnież swych ludzi w Narodowej Partii Robotniczej, w ugrupo­waniach chrześcijańsko-społe­cznych i w niektó­rych konser­watywnych. W czasie wojny wciągnięto do Ligi Witosa. Tego rodzaju schemat – konspiracja, kierująca szeregiem ugrupowań jawnych – był oczywiście za­pożyczony od masonerii. Po wojnie, kiedy powstało niepod­ległe państwo polskie, odpada potrzeba konspirowania się. Mi­mo to kierownicy Ligi Narodo­wej utrzymują konspirację na­dal, w przeświadczeniu, że wal­ka z masonerią wymaga w dal­szym ciągu istnienia tajnej an­tymasonerii. Rezultat był łatwy do przewidzenia: wpływy ma­sońskie w Lidze Narodowej wzrastają gwałtownie, kierow­nictwo jej obejmuje Stanisław Grabski, zacięty wróg Dmow­skiego. Nowe kierownictwo Li­gi Narodowej dopuszcza do upadku „Rozwoju”, co staje się symbolem faktycznego zawie­szenia walki antyżydowskiej. Zakulisowa rola prof. Stan. Grabskiego w epoce przygoto­wań do zamachu majowego cze­ka jeszcze swego historyka. W rezultacie misternych zabiegów, w pamiętnych dniach maja 1926 roku wszystkie siły narodowe w Polsce zostały jak najdokład­niej sparaliżowane przez ma­sonerię, zagnieżdżoną wewnątrz Ligi Narodowej i inspirowa­nych przez Ligę jawnych organizacji politycznych, jak Zwią­zku Ludowo-Narodowego (utworzonego w miejsce dawnej Narodowej-Demokracji), N. P. R., Chrz.-Dem., Piasta itp. oraz organizacji bojowej zwanej „Straż Narodowa”. Maj 1926 r., to klasyczne fiasko idei zwalcza­nia masonerii – kon­spiracją.

I wówczas to popełniono po­ważny błąd, gdy, zamiast wyko­rzystać doświadczenia ostatnie­go czterdziestolecia i porzucić wreszcie formy konspiracyjne, zakładając na jesieni 1926 r. O. W. P. dano mu z góry tradycyj­ną formę organizacji jawnej, opartej o podszewkę konspira­cyjną.

Po wypadkach majowych udało się wreszcie Dmowskiemu odsunąć od wpływów Stan. Grabskiego. W r. 1928 rozwiąza­no Ligę Narodową (w której walka z masonerią była już zu­pełnie beznadziejna) oraz jaw­ną ekspozyturę Ligi – Zw. Lu­dowo-Narodowy, i utworzono na ich miejsce nową konspira­cję z jawną fasadą ochrzczoną mianem Stronnictwa Narodo­wego. W ten sposób młode pokolenie na­rodowe, wychowane już w niepodległej Polsce i powołane do budowy nowego państwa (które to zadanie okazało się po­nad siły pokolenia wychowanego w nie­woli), otrzymuje na­dal, poczynając od ławy gimnazjalnej, ortodoksyjne przeszkolenie konspira­cyjne. Rezultat nie dał długo na siebie czekać: w osiem lat po założeniu O. W. P. katastrofal­ny rozłam usuwa spod komendy Dmowskiego elitę narodowej konspiracji we Lwowie, War­szawie i Poznaniu[22]. Od tej chwili konspiracja ta nie wraca już do dawnej świetności. Przez chwilę wydaje się, że O. N. R. położy główny nacisk na robotę jawną. Jednak masoneria roz­grywa partię po mistrzowsku, uniemożliwiając O. N. R.-owi jawne działanie, lecz tolerując dobrotliwie jego tajne istnienie i zmuszając tym samym jego członków do „masonizowania się” w kręgu organizacji wy­łącznie tylko konspiracyjnych.

W roku 1939 masoneria może być spokojna o przyszłe losy Polski, skoro poczynając od ła­wy gimnazjalnej[23] wszystko, co bardziej w Polsce rozgarnię­te, należy do konspiracji. Po staremu nie ma u nas organizacji ideowej bez podszewki kon­spiracyjnej. Konspira­cyjną podbudowę otrzymało w ostatnich latach nawet harcer­stwo (starsze), nawet robotni­cze związki zawodowe.

W tych warunkach masone­ria, mimo pozornych sukcesów jej przeciwników, nie ma powo­du do poważniejszych obaw o przyszłość, gdyż wie, że młode pokolenie polskie, wychowane w cało­ści w szkole konspi­racyjnej, musi z bie­giem czasu przyjść na jej podwórko.

Centralnym problemem poli­tyki wewnętrznej Polski jest od szeregu lat dziwna impotencja Obozu Narodowego do uchwy­cenia władzy. Póki w tym Obo­zie nie weźmie góry zrozumie­nie, że zasadniczym powodem tej impotencji jest konspiracyj­ne wychowanie elity narodowej, póty Mędrcy Syjonu mogą spać spokojnie.



[1] Mówiąc stylem Boy’a, „będzie bąk za trzy kwartały”.

[2] Kościół Katolicki potępił jedynie masonerię. Nie zwalcza nato­miast konspiracji jako takiej, byle by tylko sama o sobie twierdziła, że nie ma charakteru masońskiego.

[3] Np. w Anglii i St. Zjednocz, istnieją „Rycerze Kolumba”, orga­nizacja naśladująca i pod względem rytuału i pod względem konspiracji, stopni itd. masonerię szkocką. Jest to swoista „masoneria katolicka”, gęsto przetkana księżmi, mająca od­ciągać katolików od masonerii pro­testanckiej, dając im to samo w ka­tolickim sosie. We Francji działa wśród katolików konspiracja, kie­rowana przez ks. Jezuitów (twier­dzenie to stawiam w poczuciu peł­nej odpowiedzialności za moje sło­wa). Co do innych krajów, brak mi danych, lecz przypuszczam, że wszę­dzie działają analogiczne konspiracje katolickie Od trzech wieków opo­wiada się na ucho o konspiracji je­zuickiej, działającej jakoby we wszystkich krajach; nie mam jednak pewności, czy chodzi tu tylko o „drugooddziałową” działalność Tow. Jezusowego, która z natury rzeczy musi się rozwijać poufnie, czy też o konspirację w powyżej przyjętym znaczeniu tego słowa.

Należę do ludzi, którzy doceniają w pełni ogromne zasługi Zakonu Jezuitów; w innym rozdziale tej książki mam sposobność do scharakteryzowania tych zasług zarówno w ich aspekcie ogólnoludzkim jak i polskim, związanym z niezmiernie owocną działalnością Tow. Jezuso­wego w Rzplitej. Uważam, że pod­kreślając wielkość zasług wolno mi sygnalizować pewne objawy, umniejszające – zdaniem moim – dobre skutki akcji ks. Jezuitów.

Bodajże pierwszym w naszych czasach odruchem antykonspiracyjnym duchowieństwa katolickiego była niedawna enuncjacja Episko­patu Kanady, skierowana przeciw „Rycerzom Kolumba”.

[4] Posługując się współczesnym żargonem politycznym należałoby określić konspirację jako objaw „reakcji”.

[5] W epoce Chrystusa naród ży­dowski przeżarty był konspiracyj­nymi sektami religijnymi, spośród których przeszła do historii komunizująca sekta Esseńczyków. Religia żydowska oparta była w tych cza­sach, jak się zdaje, na stopniach wtajemniczenia.

[6] W szczególności niezliczone sekty tzw., gnostyczne miały inną doktrynę dla profanów, inną dla wtajemniczonych. Podstawą Islamu są konspiracyjne sekty o licznych stopniach wtajemniczenia. Druzowie z gór Libanu wyznają zniekształco­ny chrystianizm, oparty na wielo­stopniowej konspiracji. Itd., itd.

[7] Mówię tu o kierowa­niu w sensie hierarchicznym, w charakterze formalnych zwierzchników.

[8] Szereg krajów na Wschodzie Europy, jako to Rumunia, Węgry, dawna Austria sprzed Anschlussu itd., porozwiązywało w ostatnich latach loże. Rzecz prosta fakt ten, związany ze wzrostem nastrojów antymasońskich, oznacza tylko zmia­nę taktyki w kierunku pogłębienia konspiracji.

[9] La Franc – Maçonnerie et la Révolution Intellectuelle du XVIII-e Siècle, str. 264.

[10] Wzajemne wyrzynanie się rządzących w Sowietach, te „równo­ległe centra”, mord Kirowa itd., to przecież nic innego, jak walki między konspiracjami. Zresztą jas­ne, że w państwie rządzonym przez Żydów muszą się z natury rzeczy pienić konspiracje.

[11] Przypominam, że słowa kon­spiracja używam stale w zna­czeniu specjalnym, ustalonym na początku tego rozdziału.

[12] W polityce, podobnie jak i w dziedzinie sztuki, nie można oddzielić treści od for­my.

[13] Mam tu na myśli konspiracje humanistów w wieku XV i XVI, konspirację kierowaną przez Tow. Jezusowe, „Rycerzy Kolumba” itp.

[14] Patrz rozdział „Monoidea”.

[15] Nie wchodzę tu oczywiście w kwestię, czy ta jednorodność odno­siła się do form organizacyjnych i poglądów pożytecznych, czy też szkodliwych dla głębiej pojętych interesów Narodu.

[16] Jak mnie informowano, w Stronnictwie Narodowym i or­ganizacjach z nim związanych zre­zygnowano z metod konspiracyj­nych poczynając od roku 1935.

[17] Patrz rozdział „Wolność a władza”. Ustrój demoliberalny w braku jawnych autorytetów nie mo­że się obyć bez kośćca masońskiego, dopiero wprowadzenie form autory­tatywnych jawnych umożliwia zre­zygnowanie z całkującej roli odgrywanej przez masonerię. Analogicz­nie ma się rzecz z każdym mniej­szym czy większym zbiorowiskiem ludzi: albo pospolite ruszenie z pod­szewką konspiracyjną, albo formy organizacyjne bardziej autorytaty­wne.

[18] Znanego w literaturze pod pseudonimem T. T. Jeża.

[19] Założycielem konspiracji „czer­wonej” był, mniej więcej w tych samych latach, w któ­rych powstała „Liga Polska”, Sta­nisław (!) Mendelsohn. Tenże sam Mendelsohn zmarł jako syjonista!

[20] Konspiracja akademicka Li­gi Polskiej (a później Ligi Nar.), założona w r. 1887, zwała się „Zet”. Skutkiem ustawicznych rozłamów większość działających po wojnie konspiracji akademickich wywodzi­ła się z „Zetu”, a samej nazwy „Zet” używała jedna z konspiracji zwią­zanych już nie z Ligą Narodową, lecz z tzw. Obozem Niepodległo­ściowym.

[21] Zarówno w r. 1919 jak i 1922 zaliczam do głosów „narodowych” głosy wszystkich ugrupowań, repre­zentowanych w Lidze Narodowej. Jak wiadomo, członkami Ligi Na­rodowej byli również Witos i Korfanty.

[22] Szczególnie jeśli chodzi o Warszawę, to nie ulega wątpliwo­ści, że istnienie konspiracji dopomo­gło walnie rozłamowcom w ich za­mierzeniach. Po prostu oderwał się w Warszawie najwyższy człon kon­spiracji lokalnej, pociągając za so­bą całą podległą mu piramidę hie­rarchiczną. Taka była geneza O. N. R.

[23] Poczynając od 4-ej klasy gi­mnazjalnej każdy bardziej przedsię­biorczy uczeń jest już członkiem jednej z działających w szkole konspiracji: narodowej, prorządowej lub marksistowskiej. Stojąc na za­sadniczym stanowisku szkodliwości wszelkiej konspiracji, nie mogę od­mówić słuszności tym, którzy twier­dzą, że wobec obrzydliwie tenden­cyjnego spreparowania programów szkolnych przez masonerię, przeciw­działanie w duchu narodowym w umysłach uczniów jest konieczne, a może się to odbywać jedynie w ze­społach konspiracyjnych. Jeśli cho­dzi o wyższe uczelnie, wzgląd ten odpada. Student jest dojrzały i kry­tycznie nastawiony i ma całkowitą swobodę organizowania się. Toteż dla manii konspiracyjnej, panującej na wyższych uczelniach, nie widzę usprawiedliwienia.

Najnowsze artykuły