Artykuł
Gry dyplomatyczne księcia Adama Czartoryskiego

Tekst z książki: Przeklęte miejsce w Europie? Dylematy polskiej geopolityki (red. Jacek Kloczkowski), Kraków 20009.

 

Tytułowe pytanie o praktyczne, pozytywne z punktu widzenia sprawy polskiej rezultaty działań dyplomatycznych podejmowanych przez księcia Adama Jerzego Czartoryskiego – zapewne najwybitniejszego polskiego dyplomaty epoki rozbiorów – jest w zasadzie częścią szerszego problemu, od dawna roztrząsanego w dyskusjach historyków. Sprowadza się on w istocie do debaty dotyczącej generalnego sensu podejmowania przez kolejne pokolenia Polaków żyjących pod zaborami wysiłków zmierzających do odzyskania niepodległości i odbudowy Rzeczypospolitej jako suwerennego bytu państwowego – równoprawnego w stosunku do innych narodów europejskich. W tej perspektywie Czartoryski ze swoją działalnością dyplomatyczną czy paradyplomatyczną stanowi doskonały obiekt dla formułowania szerszych obserwacji i wniosków. Już sama długość życia księcia, wypełnionego jakże różnorodną aktywnością polityczną, daje gwarancję, iż materiału do rozważań nie zabraknie. Urodzony w 1770 roku – jeszcze przed pierwszym rozbiorem – początkowe kroki w służbie ojczyzny czynił w epoce Sejmu Wielkiego i wojny w obronie Konstytucji 3 maja. Po upadku Polski był kolejno ministrem spraw zagranicznych imperium rosyjskiego, senatorem kongresowego Królestwa Polskiego, prezesem powstańczego Rządu Narodowego w 1831 roku i głową monarchiczno-konstytucyjnego obozu politycznego Wielkiej Emigracji. Zmarł w 1861 roku – a zatem w przededniu powstania styczniowego, gdy w okupowanym kraju zaczynał się już nowy etap walki o przywrócenie suwerenności państwowej, podejmowanej i kierowanej przez następne pokolenie Polaków.

Gdybyśmy za miarę efektywności działań uznali stopień realizacji celu, któremu miały one służyć, odpowiedź na postawione w tytule pytanie musiałaby zawierać przyznanie, że książę poniósł fiasko. Już sama data śmierci Czartoryskiego, odległa o niemal sześćdziesiąt lat od dnia odzyskania niepodległości, może stanowić silny argument na rzecz tezy, iż mimo olbrzymiej aktywności i wytrwałości księcia wysiłki jego i jego pokolenia nie doprowadziły do zamierzonego celu. Ale skoro tak, to konsekwentnie należałoby uznać, że wszystkie walczące o niepodległość pokolenia Polaków, od końca XVIII wieku począwszy, wraz ze swymi czołowymi politykami okazały się w owej działalności nieefektywne.

Wobec braku efektywności o efekciarstwo można by oskarżać twórców Konstytucji 3 maja, którzy nie potrafili zapewnić jej skutecznego wprowadzenia w życie, Tadeusza Kościuszkę wraz z jego kosynierami, podejmującego beznadziejną walkę z wielokroć silniejszym przeciwnikiem, księcia Józefa Poniatowskiego, który w szekspirowsko-teatralnym geście wolał się utopić w Elsterze niż odstąpić pobitego w Rosji Napoleona i spróbować praktycznych układów ze zwycięzcami, infantylnych podchorążych wywołujących bez szerszej koncepcji politycznej powstanie w 1830 roku, upartych konspiratorów, którzy do roku 1871 rzucali się na oślep w każdą europejską, a nawet pozaeuropejską rewolucję, widząc w niej szansę na odzyskanie przez Polskę niepodległości, niepoprawnych romantyków, którzy poszli „w bój bez broni”, rzucając wyzwanie rosyjskiemu imperium w 1863 roku… itd. Lista pokonanych w efektownych – to jest propagandowo spektakularnych – zrywach mogłaby być oczywiście o wiele dłuższa i bardziej szczegółowa. W tej optyce dopiero generacja 1918 roku, wolna od oskarżenia o efekciarstwo, zyskiwałaby tytuł do efektywności – o ile oczywiście wszystko nie skończyłoby się na wymarszu siedmioosobowego ułańskiego patrolu Władysława Beliny Prażmowskiego bez koni, za to z siodłami na plecach, na wojnę z Rosją w nocy z 2 na 3 sierpnia 1914 roku.

Takie ujęcie problemu słusznie wydaje się jednak zbyt ryzykownym uproszczeniem. Zawsze bowiem należy w tym miejscu przypomnieć pytanie stawiane od początku dyskusji toczonej już przez dziesięciolecia w historiografii i publicystyce polskiej – czy gdyby nie wszystkie owe zrywy powstańcze, wysiłki dyplomatyczne, konspiracje i emigracje polityczne wraz ze swymi klęskami i rozczarowaniami, narodziłoby się pokolenie Polaków gotowe w latach Wielkiej Wojny podjąć kolejną próbę wybicia się na niepodległość – tym razem skuteczną? Innymi słowy, na ile nieskuteczne i bezpośrednio nieefektywne wysiłki poprzedników złożyły się na ostateczny rezultat osiągnięty w 1918 roku?

Oczywiście na tak postawione pytanie nie sposób udzielić konkretnej, wymierzonej w procentach odpowiedzi. Problem ten występuje również w ocenie działalności Czartoryskiego. Porzucając zatem beznadziejne zadanie wskazania właściwej skali efektywności dyplomatycznych działań księcia, przypomnijmy jednak pokrótce to, czego udało mu się dokonać, a czego odległe i przez to trudno wymierne efekty były jednak częścią rzeczywistości kształtującej losy Polski pod koniec I wojny światowej.

Niebagatelnym osiągnięciem księcia był jego osobisty awans u boku cara Aleksandra I, zmieniający jego status zakładnika-więźnia na petersburskim dworze na status doradcy i przyjaciela cara, wkrótce – w 1802 roku – na pozycję wiceministra, a od 1804 roku ministra spraw zagranicznych rosyjskiego imperium. Fakt ten miał oczywiście znaczenie nie tylko dla kariery dyplomatycznej Czartoryskiego. Pozwolił mu w pewnym stopniu wpływać na politykę rosyjską i w jej ramach podejmować próby pozytywnego rozwiązania sprawy polskiej – wówczas z zamiarem odbudowy Rzeczypospolitej w oparciu o Rosję czy w związku z nią. W ramach tej koncepcji mieścił się słynny „Mordplan gegen Prussen”, podpowiadany Aleksandrowi przez Czartoryskiego w 1805 roku w drodze, która miała zaprowadzić obu na pola Austerlitz. Jest prawdą, że efektowny pomysł księcia Adama zaatakowania Prus i odebrania im ich części Polski, co po jej połączeniu z „Polską rosyjską” miało prowadzić do odbudowy państwa polskiego w związku dynastycznym z Rosją, spalił na panewce. Można rozważać stopień prawdopodobieństwa jego realizacji, całkowicie zależnej od woli Aleksandra I, który spiesząc na rozprawę z Napoleonem nie poszukiwał przecież dodatkowych przeciwników. Trzeba by też pewno wskazać na opór rosyjskich elit politycznych wobec pomysłu odbudowy Polski i wątłą u cara wolę forsowania tej idei wbrew większości petersburskiej kamaryli dworskiej. Warto jednak zapytać przy tym o alternatywne zachowania, lepsze pomysły polityczne, bardziej nadające się do realizacji w owej chwili, jakie mógłby podjąć i popierać Czartoryski. Wskazanie takowych napotyka na poważne problemy. Jeśli zatem plan zamordowania Prus uznamy tylko za efektowny polityczny fajerwerk, to jednak trzeba uznać, że jego istotnym rezultatem jest podpowiadanie i stałe podtrzymywanie myśli o odbudowie państwa polskiego jako jednym z zadań polityki rosyjskiej – w tym w szczególności, personalnie cara – które czeka na swą kolej na liście spraw do zrealizowania. Aleksander z różnych względów i nie zawsze szczerze deklarował wolę działania w tym kierunku, co w przyszłości, kiedy faktycznie współdecydował o losach ponapoleońskiej Europy, a w tym Polski, miało swoje znaczenie jako zobowiązanie polityczne i moralne, z którego trudno było mu się wycofać.

Wybór opcji prorosyjskiej, jakiego w epoce napoleońskiej dokonał Czartoryski, być może wbrew skłonnościom serc większości Polaków, był jednak, z perspektywy całości gry o niepodległość, decyzją właściwą – godną wytrawnego dyplomaty, który nie dopuszcza do sytuacji porzucenia czy zaniedbania istniejącego wszak realnie i mogącego przynieść liczne korzyści pola aktywności. Tak czy inaczej, któryś z polityków polskich powinien był przecież podjąć trud działania na rzecz sprawy polskiej w Petersburgu. Wypada przy tym zaznaczyć, że postawa księcia Adama dobitnie świadczyła o tym, iż o przeniesieniu jego lojalności z Polski na Rosję nie mogło być mowy.

Realne, a zatem efektywne, były też długofalowe skutki dokonanego wyboru. Pozostawanie w ścisłym gronie współpracowników cara pozwalało Czartoryskiemu przez długie lata (1803-1824) pełnić funkcję kuratora Naukowego Okręgu Wileńskiego. O znaczeniu Uniwersytetu Wileńskiego dla utrzymania i rozwoju kultury polskiej pod zaborami nie trzeba nikogo przekonywać. Uczelnia ta wraz z podległymi jej szkołami wykształciła całe pokolenie wybitnych postaci nauki, literatury, a także polskiego życia politycznego i szeroko rozumianego polskiego romantyzmu, bez których Polacy nie byliby tym samym narodem, a może w ogóle narodem by być przestali. Oczywiście trudno utrzymywać, że Czartoryski stworzył Mickiewicza, Słowackiego, Lelewela czy Promienistych, ale czy bez uniwersytetu w Wilnie i liceum w Krzemieńcu mieliby oni szansę zaistnieć?

Wreszcie pozostając bliżej działań sensu stricto dyplomatycznych, nie sposób przecenić wpływu księcia Adama na Aleksandra I podczas obrad kongresu wiedeńskiego. Książę nie zaniedbał starań o pozyskanie dla sprawy polskiej polityków brytyjskich, poza plecami cara wysyłając w tym celu pod koniec 1813 roku w misji do Wielkiej Brytanii swego sekretarza Feliksa Biernackiego. W roku 1814 osobiście towarzyszył Aleksandrowi w Londynie. Nie uzyskał wszystkiego co zamierzał, niemniej jednak na mocy decyzji obradujących w Wiedniu mocarstw utworzono Królestwo Polskie z nadaną mu przez cara konstytucją, sejmem, polską administracją i polską armią. Były to osiągnięcia bardzo konkretne, choć dalece niedoskonałe. Czy można jednak wskazać innego polskiego polityka owej epoki, którego bezpośrednie zasługi przy tworzeniu owej namiastki polskiej państwowości byłyby większe? Warto też zadać sobie pytanie, jak wyglądałyby dalsze dzieje Polaków, gdyby tego wszystkiego efektywnie, to jest skutecznie, nie udało się wówczas osiągnąć?

Autorytet księcia senatora był tak wielki, że gdy wybuchło powstanie listopadowe, 3 grudnia stanął on na czele Rządu Tymczasowego, a 30 stycznia 1831 roku został powołany przez sejm na stanowisko prezesa Rządu Narodowego, w którym powierzono mu jednocześnie kierownictwo Wydziału Spraw Zagranicznych. Funkcję tę pełnił aż do wypadków z 15 sierpnia, które spowodowały upadek rządu i dymisję księcia. Przez większą część powstania kierował zatem oficjalnie powstańczą dyplomacją, a i później jego wpływ na polską akcję dyplomatyczną nie zmalał.

Jest prawdą, iż nie zdołał uzyskać czynnego, oficjalnego zaangażowania się któregoś z mocarstw po stronie polskiej, choć wysiłki w tym celu zostały podjęte dość wcześnie. Kolejni przedstawiciele rządu powstańczego wysyłani przez Czartoryskiego w misjach do Londynu, Paryża czy Wiednia (Wielopolski, Niemcewicz, Plater, Kniaziewicz czy brat księcia Konstanty Czartoryski) okazywali się nieefektywni w swych działaniach w tym sensie, że nie zdołali osiągnąć uznania Polski za stronę wojującą na równych prawach z Rosją. W istocie nie zależało to jednak od sprawności dyplomacji Czartoryskiego, której niewiele można zarzucić, ale od zwycięstw polskiego oręża, czego świadomość książę Adam posiadał, starając się mobilizować głównodowodzącego armii polskiej generała Jana Skrzyneckiego do śmielszych działań. Nie przypadkiem wysłannicy polscy najbliżsi sukcesu byli wiosną 1831 roku, gdy na zachód Europy docierały informacje o zwycięstwach powstańczej ofensywy. Błędem, który w pewnym stopniu może obciążać Czartoryskiego, było zbyt długie podtrzymywanie nieudolnego Skrzyneckiego na stanowisku Naczelnego Wodza. Prezesowi rządu powstańczego nie można jednak zarzucić, że prowadzona przez niego dyplomacja była jedynie efektowna. Trzeba pamiętać, że działała ona w dosyć skomplikowanych warunkach. Przy sympatii zachodniej opinii publicznej dla walczącej Polski, rządy tak Francji, jak i Wielkiej Brytanii pochłonięte były innymi, z ich perspektywy ważniejszymi kwestiami i bez wojny europejskiej, na którą w sprawie polskiej nigdy by się nie zdecydowały, trudno sobie wyobrazić realną pomoc, jakiej mogłyby udzielić Warszawie. Brytyjczyków absorbowała bez reszty wewnętrzna reforma parlamentarna, która miała zmienić system wyborczy Zjednoczonego Królestwa; zaś rząd Ludwika Filipa, świeżo wyniesionego na tron przez rewolucję lipcową, sam zabiegał o uznanie innych dworów europejskich, obawiał się własnej opozycji republikańskiej, a ze spraw zagranicznych interesował się przede wszystkim Belgią, która stała się zresztą latem 1831 roku powodem napięć w stosunkach brytyjsko-francuskich. Dla obu mocarstw konstytucyjnych Polska leżała zbyt daleko i nie miały na tym terenie szczególnie ważnych interesów. To stwierdzenie należy także mieć w pamięci oceniając efekty emigracyjnej „dyplomacji” księcia Adama, kontynuowanej po klęsce powstania, przez kolejnych blisko trzydzieści lat.

W emigracyjnym okresie działalności paradyplomatycznej Czartoryskiego mamy do czynienia z fenomenem na skalę światową: z „dyplomacją bez listów uwierzytelniających”, z całym zespołem przemyślanych działań wykonywanych według wskazań spójnej organizacji, której głową był książę Adam. Nie sposób w krótkim artykule nawet wyliczyć wszystkich inicjatyw paradyplomatycznych podejmowanych wówczas przez Czartoryskiego i jego obóz polityczny, a cóż dopiero przeanalizować ich skuteczność. Warto jednak zwrócić uwagę na pewne stałe elementy i uwarunkowania, w jakich książę prowadził swoją działalność, metody, którymi się posługiwał, narzędzia, które miał do dyspozycji w prowadzonej grze oraz cele, do których dążył, by poprzez nie osiągnąć ten ostateczny – odbudowę niepodległej Polski.

Po pierwsze, Czartoryski stworzył efektywnie działający aparat paradyplomatyczny, złożony z podległych mu agentów umieszczonych w różnych krajach Europy i poza nią. Zdołał dla nich pozyskać swego rodzaju opiekę Foreign Office, a niekiedy i wsparcie Francji czy innych mniejszych krajów, przejawiające się (poza konkretnymi kwestiami bieżącej gry politycznej) w stałym, długoletnim korzystaniu z brytyjskiej poczty dyplomatycznej, a czasem nawet w możności uzyskania dla własnych wysłanników paszportów pod fałszywymi nazwiskami. Pod auspicjami księcia, jeszcze w 1832 roku powołano w Londynie Literackie Towarzystwo Przyjaciół Polski (The Litterary Association of the Friends of Poland), z którym w początkowym okresie emigracji współpracowały liczne siostrzane towarzystwa tworzone w innych miastach brytyjskich. Towarzystwo londyńskie było filarem wpływów Czartoryskiego w Wielkiej Brytanii. Służyło jako „sztab główny” – centrum polityczne przygotowujące kolejne „debaty polskie” w parlamencie brytyjskim, organizowało imprezy charytatywne na rzecz polskich wygnańców i wspierało ich finansowo. Należała do niego grupa posłów do Izby Gmin, na tyle liczna, że była w stanie prowadzić w niej stały lobbing na rzecz sprawy polskiej. Debaty polskie zdarzały się także w Izbie Deputowanych we Francji, gdzie Czartoryski również dysponował pewnym gronem politycznych przyjaciół. Nad Sekwaną działało powołane w 1832 roku Société Literaire Polonaise ŕ Paris, przekształcone ostatecznie w Société Historique et Literaire Polonaise, którego członkami byli obok Polaków parlamentarzyści francuscy i angielscy. Wkrótce dzięki staraniom księcia zorganizowano także Bibliotekę Polską w Paryżu oraz liczne inne instytucje oświatowe i charytatywne, które trudno w tym miejscu wymieniać. Ich wpływ na rozwój polskiej kultury i świadomości narodowej do czasów nam współczesnych jest niepodważalny. Oczywiście nie do przecenienia okazały się osobiste kontakty księcia Adama z czołowymi politykami brytyjskimi i francuskimi. Istotne dla możliwości prowadzenia propolskiej propagandy były również wpływy księcia w środowisku dziennikarskim, pozwalające mu inspirować artykuły nawet w „Timesie”. Pod egidą Czartoryskiego wydawane były także specjalne polonofilskie tytuły prasowe po francusku i angielsku, w tym najsłynniejszy periodyk „The Portfolio”, czytany przez elity polityczne całej Europy.

Wszystkie te działania przyniosły wymierne efekty. Czartoryski zdołał doprowadzić do uznania przez państwa zachodnie sprawy polskiej za otwartą i nie pozostającą w wyłącznej gestii Rosji i pozostałych państw zaborczych. Przyjęto w tym względzie polską interpretację postanowień traktatu wiedeńskiego, uznając, iż Wielka Brytania i Francja, jako strony owego traktatu i jego gwarantki, mają prawo zabierać głos w kwestii polskiej. Oba kraje przyznały stały żołd wygnańcom polskim, wypłacany im przez dziesięciolecia. Z brytyjską czy francuską pomocą przedstawiciele księcia Adama organizowali legiony polskie w Belgii, Algierii, Portugalii, Włoszech, Węgrzech, aż wreszcie całą dywizję polską w Turcji podczas wojny krymskiej. Część z tych prób okazała się chybiona. Legiony w Belgii ostatecznie nie powstały – skończyło się na zatrudnieniu w armii belgijskiej kilkudziesięciu polskich oficerów. Polskie bataliony legii cudzoziemskiej w Algierii zostały użyte w wojnie domowej w Hiszpanii, nie przynosząc korzyści sprawie polskiej, za to narażając Czartoryskiego na silną krytykę w szeregach emigracji. Właściwie żadna z prób organizowania siły zbrojnej nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Konstatując to fiasko wysiłków księcia, trzeba jednak zauważyć, iż nie miał on strategicznych możliwości kreowania sytuacji międzynarodowej. Mógł jedynie wykorzystywać bieg wydarzeń tak, aby przy okazji gry prowadzonej między mocarstwami uzyskać coś dla sprawy polskiej.

Już od pierwszych chwil na emigracji Czartoryski oparł prowadzoną przez siebie akcję dyplomatyczną na dwóch podstawowych założeniach. Po pierwsze osądził, że warunkiem sukcesu akcji polskiej jest utrzymanie zainteresowania rządów europejskich i europejskiej opinii publicznej losem Polski oraz wytworzenie wśród nich przekonania, iż jest to kwestia o fundamentalnym znaczeniu dla stabilności kontynentu, oddziałująca także na inne kluczowe sprawy polityki międzynarodowej. W umysłach zachodnich elit politycznych chciał stworzyć obraz Polski jako czynnika antyrosyjskiego, gotowego do powstania w chwili kryzysu imperium Romanowów na sygnał dany z Hotelu Lambert. Ten cel udało mu się w znacznej mierze osiągnąć. Po drugie uznał, że odzyskanie niepodległości będzie możliwe jedynie przy wsparciu wysiłków polskich przez konstytucyjne mocarstwa zachodnie – Francję i Wielką Brytanię. Kolejne powstanie w Polsce powinno zatem zostać zorganizowane w sprzyjających okolicznościach międzynarodowych, to jest w sytuacji wojny któregoś z państw zachodnich lub obu jednocześnie z Rosją, lub też w przypadku rewolucji w samej Rosji. Z tego płynął oczywisty wniosek, iż celem polskiej aktywności politycznej powinno być uprawdopodobnianie konfliktu z udziałem Rosji. Książę doskonale rozumiał, że tylko wojna może przynieść Polsce niepodległość, stąd też tam, gdzie wydawało się to możliwe, starał się ją sprowokować. Już początek emigracji dawał mu pewną nadzieję w tym względzie wobec rozwoju sporu belgijsko-holenderskiego, którego pierwsza faza z lat 1831-1833 faktycznie zakończyła się zbrojną interwencją Francji i Wielkiej Brytanii przeciwko Holandii, popieranej politycznie przez Petersburg i pozostałe „dwory północne”. Konflikt ten nie rozwinął się w wojnę między mocarstwami, ale wyznaczył pewien kanon działania księcia wobec kolejno pojawiających się spraw, które potencjalnie mogły zrodzić tak pożądaną wielką wojnę. Całe następne dziesięciolecie stało pod znakiem rosnącego napięcia w stosunkach międzynarodowych na tle kwestii wschodniej, to jest sporu egipsko-tureckiego, wojny kaukaskiej i rywalizacji brytyjsko-rosyjskiej w Azji Środkowej – Persji, Afganistanie, Chiwie i Bucharze. Głównymi antagonistami wśród mocarstw walczących o wpływy na obszarze imperium tureckiego pozostawały wtedy Wielka Brytania, Francja i Rosja, częściowo wspierana, częściowo zaś szachowana przez Austrię. Książę, we współpracy z Foreign Office, zdołał umieścić w Stambule generała Wojciecha Chrzanowskiego w charakterze doradcy wojskowego rządu tureckiego i przez niego oddziaływał też na rząd brytyjski, wzmacniając w nim wolę zwalczania wpływów rosyjskich w imperium tureckim. Poszczególne memoriały, artykuły w prasie, debaty w parlamencie czy nawet głośne akcje o charakterze prowokacji mogącej doprowadzić do wybuchu otwartej wojny – jak słynna sprawa wyprawy do Czerkiesji statku „Vixen” – były tylko bardziej lub mniej widowiskowym elementem gry Czartoryskiego. Jej trwałym efektem było wytworzenie przekonania, zwłaszcza wśród brytyjskich elit politycznych, iż Rosja jest z natury agresywnym mocarstwem i głównym przeciwnikiem Wielkiej Brytanii na wschodzie, a konflikt z nią prędzej czy później stanie się nieunikniony. Mając świadomość licznych innych czynników, o większej wadze, wpływających na poczynania Foreign Office w jego polityce wschodniej, można jednak zaryzykować twierdzenie, że wybuch wojny krymskiej został w jakimś stopniu mentalnie przygotowany przez działania propagandowe polskich i brytyjskich współpracowników Czartoryskiego, którzy wytrwale przez dwadzieścia lat oddziaływali w tym kierunku na brytyjskie i francuskie elity polityczne.

Po wygaśnięciu konfliktu egipsko-tureckiego Czartoryski zwrócił baczniejszą uwagę na tureckie Bałkany. Od 1841 roku w Stambule jako główny agent księcia działał Michał Czajkowski; pod jego kierunkiem udawali się do Serbii, Chorwacji, Bułgarii, Mołdawii, Wołoszczyzny kolejni wysłannicy księcia. Generalną myślą Czartoryskiego było popieranie ruchów narodowych w tych krajach i nadawanie im kierunku antyrosyjskiego, tak aby dążenie owych narodów do wydobycia się spod jarzma tureckiego nie powodowało jednocześnie wzrostu wpływów Rosji na Bałkanach. Było to zadanie niezwykle trudne, gdyż większość spośród słowiańskich poddanych sułtana w naturalny sposób oczekiwała pomocy właśnie od Rosji. Niemniej jednak rola Hotelu Lambert w rozgrywce wokół kryzysu serbskiego w latach 1842-1843 pozostawała znaczna. To książę Czartoryski zdołał przyciągnąć uwagę zachodnich mocarstw do sprawy serbskiej jako elementu konfrontacji z Rosją, on też wprowadzał na salony polityczne Europy niepodległościowych działaczy serbskich i rumuńskich. Wreszcie Načertanije, programowy dokument polityczny serbskich konstytucjonalistów – ustavobranitieli, wytyczający przyszłe kierunki polityki serbskiej tak wobec Turcji, jak i Austrii oraz słowiańskich narodów pobratymczych, wzorowany był na napisanych przez księcia Adama w styczniu 1843 roku Radach co do postępowania Serbii, które zawierały podstawy idei jugosłowiańskiej, to jest idei zjednoczenia ludów południowosłowiańskich wokół Serbii. Ów pomysł polityczny doczekał się realizacji po I wojnie światowej w postaci powstania Królestwa SHS (Serbów, Chorwatów i Słoweńców), przekształconego następnie w Jugosławię, by ostatecznie lec w gruzach w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Z szerokiej aktywności politycznej Czartoryskiego wobec Turcji, Kaukazu, Włoch czy Węgier niewiele przetrwało, zaś z jego marzeń dotyczących poruszenia przeciw Moskwie Kozaków i Tatarów niewiele lub zgoła nic nie udało się w praktyce zrealizować. Mimo to, jeśli poszukujemy efektywnych śladów dokonań księcia, trzeba wskazać na szczątki osiągnięć materialnych, które przetrwały do dzisiaj, a które w swoim czasie były sukcesami istotnie ważącymi na losach emigracji polskiej – jak na przykład możliwość utworzenia Adampola, polskiej osady nad Bosforem dla tych uchodźców, których tułaczy los rzucił w granice imperium tureckiego, czy wymienione już instytucje edukacyjne i kulturalne we Francji. Być może jednak ważniejsze są zyski natury moralnej: pamięć o wspólnych wysiłkach, wspólnej walce, a nawet wspólnych klęskach, która łączyła naszą historię z historią Węgrów, Włochów, Serbów czy Turków. Nie przypadkiem wszak powstanie w Budapeszcie w 1956 roku zaczęło się od manifestacji, nad którą powiewały flagi węgierskie i polskie, a która ruszyła spod pomnika generała Józefa Bema – bohatera węgierskiej Wiosny Ludów, jednego z wyższych oficerów polskich pozostających od początku emigracji w ścisłym związku z obozem Czartoryskiego.

Wreszcie pozostaje jeszcze sfera myśli politycznej, nauki na przyszłość, i to nie w aspekcie realizacji testamentu politycznego księcia Adama, który siłą rzeczy wobec tak odległej perspektywy czasowej musiał ulec dezaktualizacji. Trudno uniknąć banału, przypominając jak bardzo zmienił się świat od czasu, gdy Czartoryski prowadził swe gry dyplomatyczne. Ale czy aby na pewno nic już nie przypomina wyzwań, przed którymi stawał ów polski mąż stanu w swoich czasach? Poszukiwanie właściwej formuły politycznej w jakiejś formie zjednoczenia czy politycznego zorganizowania Europy, które proponował Czartoryski w swym Eseju o dyplomacji, jest wciąż, mimo istnienia Unii Europejskiej, pytaniem otwartym. Powstrzymanie rosyjskiej ekspansji na Kaukazie i presji na kraje Europy Wschodniej okazało się być kwestią na powrót boleśnie aktualną. Rozgrywka amerykańsko-rosyjska w Azji, na Bliskim i Środkowym Wschodzie, przypomina to, co działo się tam w stosunkach brytyjsko-rosyjskich w wieku XIX. Lecz podobnie jak wtedy, tak i dziś rozwiązanie tych problemów leży poza samodzielnymi możliwościami dyplomacji polskiej, chociaż – zapewne dosyć niespodziewanie dla nas samych – znaleźliśmy się na tych samych szlakach, którymi wędrowali emisariusze Czartoryskiego: na Kaukazie, na Bliskim Wschodzie, a nawet w Afganistanie. W konfrontacji z trudnościami, jakie napotykamy dzisiaj, chcąc przekonać naszych politycznych partnerów do proponowanych przez Polskę rozwiązań, lepiej widać efektywność dyplomacji Czartoryskiego, który dysponował przecież znacznie skromniejszymi środkami materialnymi i za którym nie stał potencjał polityczny żadnego państwa. W tej sytuacji książę właściwie odczytał swoje główne zadanie wobec pozostałych uczestników gry dyplomatycznej. Polegało ona na konsekwentnym i cierpliwym dostarczaniu wiedzy eksperckiej dotyczącej stosunków panujących w naszej części kontynentu; na tłumaczeniu w Londynie, Paryżu i innych europejskich stolicach, czym jest Rosja i jakimi zasadami kieruje się w swojej polityce zagranicznej; na ostrzeganiu przed naiwnością i niefrasobliwością w stosunkach z „północnym imperium”; na nieuleganiu pokusie przytakiwania wielkim tego świata, aby nie sprawiać im problemów, dla złudnej nadziei zdobycia chwilowej sympatii czy może nawet jakiegoś drobnego gestu politycznego, za cenę porzucenia wymogów rzeczywistej polskiej racji stanu; wreszcie na wierności głoszonej przez księcia maksymie: „Będzie co może, rób coś powinien”.

Najnowsze artykuły