Artykuł
O komunizmie

Wybrane fragmenty pochodzą z artykułu O komunizmie, opublikowanego pierwotnie w czasopiśmie „Przegląd Poznański” 1848, t. IX, cyt. za odbitką wydaną w Poznaniu w r. 1849, s. 2-5, 93-103. Przedruk: Antykomunizm polski. Tradycje intelektualne, (red.) B. Szlachta, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2000.

 

Komunizm nie jest doktryną nową, ni w teorii, ni w czynie. Filozofowie starożytni i pisarze nowożytni układali dla niego różne formuły, przedstawiając je to jako wynik rzetelnego przekonania, to jako symbol alegoryczny, za pomocą którego łatwo im było krytykować nadużycia czasu. Prawodawcy, duchowni, naczelnicy stronnictw i sekciarze fanatyczni próbowali z kolei urzeczywistnienia utopii, która odpowiada kwadraturze koła w świecie politycznym. Przejść koleje komunizmu jest to więc przedstawić jego szaleństwo. Ocenić jego następstwa na moralność ludzkości jest to wykazać niezbicie, że komunizm godzi w indywidualność człowieka i narodowość.

Pierwszy przykład komunizmu w historii starożytnej spotyka się w Sparcie, która […] przedstawiała obrzydłą niewolę obok szlachectwa poddanego pod despotyczną karność; wolność człowieka, praca, wstyd, miłość były w niej nieznane. Likurg (władca Sparty przyp. red.) poświęcił wszystko, co było szlachetnego w człowieku dla utrzymania równości przeciw naturze; ale mimo barbarzyńskich środków cel nie był i nie mógł być osiągnięty.

[…] Sparta upadła, bo nie szanowała wolności człowieka i własności, dwóch posad wielkiego społeczeństwa. Mimo silnego despotyzmu konstytucja spartańska nie mogła wstrzymać mieszkańców od ubiegania się za bogactwami i własnością. Taka jest natura ludzka. Likurg, zamiast ją moralizować i miarkować, starał się ją przerobić i dlatego chybił celu. Starożytni zastanawiali się nad konstytucją spartańską, bo ich uderzyła jej długotrwałość, ale sama trwałość nie jest dowodem doskonałości instytucji, najczęściej jest ona oznaką obumarłości społeczności, czego mamy przykład w Indiach i Chinach. Tak się działo w Sparcie. Instytucje Likurga trwały przez czas długi, bo opierały się na uczuciach energicznych: na dumie, lenistwie i żądzy wojennej, trzech namiętnościach zdrożnych, albowiem chęć panowania nad niewolnikami, pogarda pracy, miłość nieustannych walk i rabunków cechują wszystkich ludzi, a mianowicie barbarzyńców. Likurg, mając na celu utrzymanie niepodległości kraju, starał się wynieść nad wszystkie cnoty poświęcenie; przesadzając wszakże to wzniosłe uczucie, chybił celu. Starożytni zastanawiali się jeszcze nad konstytucją spartańską, bo w ich oczach wojna była najszlachetniejszym rzemiosłem. Dziś opinia o tym względzie nie jest tak wyłączna, dlatego to mało czuć należy szacunku dla arystokratycznego komunizmu Sparty, opartego na gwałcie, utrzymywanego przecz tyranię, a zakończonego w obrzydłym zepsuciu. […]

Komuniści, zbijani (krytykowani przyp. red.) w źródłach greckich, uciekają się zwykle do Judei, zapominając, że prawa Mojżeszowe uświęciły familię, własność indywidualną, dziedzictwo majątków, sakrament małżeństwa, szacunek rodziców, nienaruszalność cudzego dobra itd. Wielożeństwo wprawdzie nie było zakazane, ale pomimo tego duch familijny utrzymywał się i stanowił podstawę instytucji hebrajskich. Podział ludu na pokolenia, kapłaństwo przywiązane do pokolenia Lewi, władza dziedziczna ustalona w rodzinie Dawida, nadzieja przyjścia Mesjasza, wszystko to pokazywało wysokie uczucie familii i związku krwi. Pod to uczucie poddaną była własność: dlatego nie należała do indywiduum, lecz do familii, dlatego nie mogła być sprzedawaną na dłużej niż lat pięćdziesiąt i w dniu jubileuszowym wracała do tego, który ją sprzedał, albo do jego sukcesorów. Uczucie familii panowało także w sukcesjach. Spadek szedł głównie na synów, córki brały mało co. Skoro córki dziedziczyły, nie wolno im było, gdy szły za mąż, przenosić majątku do innego pokolenia. Widzimy więc, że w Judei zasada komunistyczna nie miała najmniejszego zastosowania. […]

Chrystus oświadczył, iż przychodzi nie zmieniać prawo żydowskie, ale je uzupełnić, że przyjął dziesięcioro przykazań ułożone przez Mojżesza: nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż, nie pożądaj żony bliźniego swego ani żadnej rzeczy, które jego są itd. Nie jestże to uświęcić własność, małżeństwo, familię? Chrystus, uzupełniając prawo, zniósł wielożeństwo i rozwody, wyjąwszy z przyczyny niewierności. Ewangelia jest pełna słów Zbawiciela obróconych przeciw gwałcącym familię, własność i małżeństwa. Chrystus nie głosił komunizmu, rzeczy zdrożnej i wypływu chorobliwej wyobraźni, ale nauczał miłości bliźniego, jałmużny, czystości życia i wyrzeczenia się dóbr ziemskich, potępiał namiętności samolubne, uczucie nienawiści, zazdrości, chciwości, które używając imienia równości i braterstwa, wyradzają sekty antysocjalne i zapalają wojny domowe. Cnota, jaką zalecał, zakładała się na skromności i zdaniu się na wolę wyższą, tak w cierpieniu, jak w ubóstwie. Celem jego była czystość moralna, świętość życia i pogarda rozkoszy materialnych. Słowa Chrystusa, wykazując wyższość cnót duchowych nad zaspokojenie żądz cielesnych, nauczają, że cnoty prowadzą najpewniej do szczęścia i że zło ludzkie jest skutkiem niewykonywania prawd, które ewangelia zaleca.

Zamiast naruszać własność i familię, Chrystus utwierdził je za pomocą wyższej sankcji moralnej. W jego ustach własność stała się środkiem dobroczynności i jałmużny; familia środkiem czystości życia i wstydliwości.

Jak widzimy, Chrystus nie głosił komunizmu2. Komunizm był tylko wychwalany przez sekty nieprzyjazne chrystianizmowi, a mianowicie przez neoplatoników, najzagorzalszych obrońców upadającego pogaństwa. Rzeczpospolita komunistyczna była […] ideałem doskonałości, którego używano na zbicie chrystianizmu. Życie wspólne na zasadach kościoła, daje się widzieć tylko w klasztorach, ale to życie, jak zobaczymy, nie jest wcale komunistycznym. […]

Nie mamy zamiaru przechodzić historii zakonów. Idzie nam jedynie o pokazanie, że życie materialne było z nich wydalone. Stawieni naprzeciw chuci pogaństwa i zepsutej społeczności cywilnej, zakonnicy uważali za zbrodnię wszelką przyjemność, zapomnieli, że byli synami, mężami, braćmi, ojcami, oddalili się od rodzin, kraju i ludzkości w nadziei dostąpienia doskonałości chrześcijańskiej. Taki stan rzeczy, podkopujący osobistość człowieka, mógł się utrzymać tylko za pomocą zupełnego wyrzeczenia się siebie i poświęcenia wolności. Dlatego posłuszeństwo bezwzględne było cnotą zakonną. Zrazu śluby nie były wieczne; kiedy to się stało, zakonnik zamienił się niemal w niewolnika klasztoru, albowiem prawo krajowe wykluczało go na zawsze od społeczności świeckiej. Przy takim zniszczeniu osobistości dążenie zbiorowe musiało się szeroko rozwinąć. Wiele klasztorów, dając się unosić pobudkom świeckim, dążyło do przewagi politycznej. Papieże musieli karcić często dumę zakonników albo ukrócić ich zdrożności. […]

Komunizm starożytny kładł na pierwszym miejscu zaspokojenie potrzeb zmysłowych i dla nich poświęcał własność i moralność, kiedy klasztory wyrzekły się wszystkiego, co było cielesnym. Zakonnicy dążyli do doskonałości moralnej i życie wspólne było tylko dla nich środkiem oddalenia się od obowiązków światowych. Komunizm był przesadzeniem zmysłowości, a klasztory przesadzeniem duchowości życia. Sprzeczność nie jest mniejsza pod względem ekonomicznym. Zakony nie kusiły się o rozwiązanie zagadki, czy własność może być zniesioną, a indywidualna praca zastąpiona przez pracę wspólną. Istniały one pośród społeczności świeckiej, opartej na własności, i żyły z jej datków, były nawet same właścicielami. Komunizm nie jest tak ograniczony. Zamierza on zaprowadzić wspólność wszędzie i między wszystkimi rodzajami mieszkańców, kiedy klasztory zaprowadzały ją jedynie między wybranymi uczniami. Pomimo myśli religijnej, która je zagrzewała, klasztory musiały wydalać ze swego łona członków, dla których życie wspólne stawało się nieznośnym, a komunizm pochlebia sobie, że w imię jednej namiętności przytłumi opozycję i zaspokoi wszystkich. Doświadczenie pokazało, że życie klasztorne wymaga despotycznej dyrekcji jednego; to samo więc musiałoby być zaprowadzone w komunizmie. W klasztorach bezżeństwo było warunkiem życia wspólnego, w komunizmie musiałoby to zastąpić zniesienie familii i zaprowadzenie wspólności kobiet3. […]

[…] (Tymczasem) jeżeli gdzie, to w komunizmie religijny obowiązek powinien być dzielną pobudką, a przecież przykłady, jakie przedstawialiśmy, przeczą temu zupełnie. Wszędzie potrzeba było despotyzmu, aby zmusić członków do pracy. Despotyzm ten, czerpał siłę we współczesności zwyczajnej, pośród której się utrzymywał, a nie w społeczności komunistycznej. […]

Przedstawiliśmy dzieje komunizmu, bo inaczej charakter i następstwa jego byłyby niezrozumiałe. Pozostaje nam teraz zatrzymać się nad komunizmem na ziemi polskiej i słowiańskiej. [...]

Zaiste, jeżeli historia przedstawiała różne przykłady komunizmu, to sicz zaporoska bynajmniej im nie ustępuje. Znajdujemy tutaj wszystkie charaktery wspólności. Wyjąwszy rzeczy ruchome, własność indywidualna nie istniała. Ziemia rozdzielana była w częściach równych i corocznie. Był ogólny rozkładacz przychodów i majątków. Władza jego wystawiona była na kabały, ale kiedy była uznana, zamieniała się na despotyczną. Religia mało obchodziła, sztuki i nauki były wygnane. Przywłaszczenie ziemi było niepodobne, bo nie było familii, to jest pobudki do przywłaszczenia. Kozacy, jak socjaliści francuscy, czuli, że przy familii wspólność byłaby niepodobna. Aby to niebezpieczeństwo oddalić, wykluczyli kobiety, kiedy socjaliści zaprowadzają wspólność kobiet. Oba środki prowadzą do jednego celu. Kozacy jednak byli wyżsi od socjalistów francuskich, bo zrozumieli, że w komunizmie praca jest bez pobudki, a zatem niepodobna. To samo przekonanie panowało w Sparcie. Spartanie żyli z pracy helotów, Kozacy z rabunku, a socjaliści francuscy chcą żyć z pracy uprzyjemnionej. Jak widzimy, środki są różne, ale skutek był i będzie ten sam, to jest brak pracy. Praca bowiem najbardziej uprzyjemniona nic znacznego nie wyda. Zaporoże stwierdzało słowa Proudhona: Kozak dał się zabić za brata, ale pracować za niego uważał za spodlenie.

Kozaczyzna zaporoska jest jedynym śladem życia wspólnego na ziemi słowiańskiej. Poza tym przykładem nic innego nie widzimy. Skąd więc wyrodził się komunizm polski Mickiewicza, Lelewela, Wielogłowskiego, Trentowskiego i Ludwika Królikowskiego? Z naśladownictwa szałów cudzoziemskich, z nadwyrężenia sądu o dobrym i złym, z rozkiełznania wyobraźni, z nieznajomości historii. […]

Dość już szałów socjalnych, dość projektów komunistycznych. Mickiewicz powiedział, że Polska była zawsze gruntem, na którym teorie obce szukały realizacji. Jest to prawda niestety: Polska w epoce reformy religijnej wydana była na pastwę wszystkich szarlatanów; ale nie mniej jest prawdą, że żaden system cudzoziemski u nas się nie ustalił, bo go potępiało sumienie publiczne i usposobienie narodu. Śmiało głosimy, że żaden falanster u nas by się nie utrzymał. Proponował go już Jan Czyński, uczeń Fouriera, i śmiech wywołał. Jedyny środek postępu w Polsce widzimy na drodze indywidualnej własności, na zniesieniu pańszczyzny, która jako praca przymusowa jest złą i upodlającą. Co w rzeczy samej przyprowadziło rolnictwo polskie do upadku? Oto poniżenie indywidualności włościan, zaprowadzenie na wielką skalę pańszczyzny i zamienienie wiosek w rodzaju falansterów, albo komunizmu pod kierunkiem szlachty. […]

Polsce nie brak więc komunistów, nie komunistów z biedy, lecz z teorii, komunistów najniebezpieczniejszych, bo ich otacza urok bezinteresowności, sprawiedliwości i ludzkości. Przyprowadziło ich do tego błędu naśladownictwo obcych, rozkiełznanie wyobraźni i niedostateczne zgłębienie naszej społeczności, ale także tradycyjne dążenie Polski do równości. Wiadomo, że z ustaleniem się naszych sejmów, szlachta polska miała na głównym względzie równość. Dążąc do tego celu, napotykała nieprzełamane trudności, spostrzegała nawet niepodobieństwo, a przecież biegła fatalnie po drodze, którą sobie wytknęła. Stąd wypłynęła największa część naszych waśni domowych, stąd wylęgła się obieralność królów i anarchia, stąd wyszła także zazdrość do ustalonych wyższości, obawa wojska regularnego, skarbu, podatków, nauki, trybunałów, ozdób honorowych, godności itd. Od upadku Polski społeczność nasza wyszła z ciasnych granic szlachectwa: mieszczanie i włościanie przypuszczeni zostali do życia obywatelskiego; ale mnożąc swą potęgę, dążenie do równości nie wygasło w piersiach naszych. To nam tłumaczy skłonność, jaką czuła zawsze Polska do Francji, żywiącej to samo usposobienie do ducha rewolucyjnego, do socjalizmu, a na koniec do komunizmu, ostatniego owocu bezwzględnej równości i ultrademokracji. Aby uniknąć nieszczęść takiego dążenia, trzeba przypatrywać się pilnie przemianie wyobrażeń, jakiej doznała Francja od ostatniej rewolucji.

Francja, dotykając za pomocą komunizmu do ostatniego krańca zasady równości, spostrzegła się, że równość przesadzona jest anty-socjalna i prowadzi do barbarzyństwa; że taka równość jest nadto przeciwna wolności. Że tak jest w istocie, pokazują to stronnicy Rzeczypospolitej demokratyczno-socjalnej, którzy w miejsce wolności kładą wyraz solidarność. Postępować podobnie jest to nie rozumieć natury ludzkiej. W porządku moralnym wyobrażenie równości nie jest wcześniejszym od wolności, przeciwnie jest tylko jej następstwem. Człowiek, schodząc w swą duszę, czuje się wolnym, niepodległym, odpowiedzialnym za czyny, czuje, że ma prawo, i łamie przeszkody, które w swej działalności spotyka. Wolny w oczach psychologii człowiek chce być także wolnym w życiu politycznym. Wolność jest więc jego pierwszym prawem, które społeczność winna mu zapewnić. Otóż to prawo do wolności jest wspólne wszystkim; żaden człowiek nie może być pozbawionym jego na korzyść innych. Stąd wychodzi zasada równości politycznej. Tak zrozumiana równość, to jest równość w obliczu prawa, jest tylko rękojmią wolności każdego. Równość w obliczu prawa nie niszczy nierówności biednego i bogatego, słabego i silnego, ale ułatwia każdemu rozwinięcie zdolności, pozwala nam zająć miejsca podług naszej zasługi.

Najszanowniejszym objawem wolności człowieka jest własność i familia. Własność, będąc wynikiem pracy, pokazuje wyższość rozumu nad materią, a familia zaspokaja dążenie moralne serca. Z familii i z prawa rozporządzania własnością idzie dziedzictwo. Własność, familia i dziedzictwo stają się tym sposobem warunkiem pracy człowieka i narodu, warunkiem wzrostu i oświaty państw. Inaczej się dzieje, kiedy stawiamy równość przed wolnością, kiedy uważamy równość za cel społeczny, a nie za środek. Wtedy mnożą się trudności i sprzeczność dąży do barbarzyństwa. Zaprzeczenie wolności, ostatnie następstwo zasady równości, wiedzie do despotyzmu, do ograniczania pracy i produkcji człowieka do maksimum, do podatków postępowych i zbytkowych, do środków samowolnych, które wyzuwają obywateli z praw, do prawa do pracy, do jałmużny, a kiedy to nie wystarcza, do obalenia własności i familii. Wtedy wolność staje się ofiarą: człowiek staje się poddanym abstrakcji zwanej państwem, niewolnikiem władzy trudniącej się wszystkimi jego czynnościami. Wtedy, aby obronić się przeciw naturalnemu dążeniu indywidualności, państwo zaprowadza wspólne wychowanie dzieci, wspólne kuchnie, przepisuje książki, wydala nauki, sztuki itd. W tym stanie społeczności człowiek staje się narzędziem, numerem bez woli i myśli, bez żadnej pobudki do pracy, co prowadzi do zbękarcenia ludu. Aby uniknąć tych następstw, socjaliści starają się czynić pracę przyjemną albo budzić poświęcenie, co jest sprzecznością, albowiem poświęcenie pochodzi z indywidualizmu człowieka. Rozdział przychodów napotyka najwięcej trudności. Toteż socjaliści dzielą się w tym względzie na różne obozy. Jedni zaprowadzają wspólność ogólną, drudzy ograniczają ją do gmin. W każdym razie niepodobieństwo jest nie do zwalczenia, a upadek państwa następstwem. […]

Komunizm przemawia ciągle w imię ludu, a do polepszenia jego losu w niczym się nie przyczynia. Dzieje nas uczą, że postęp i dobry byt ludu nie są związane z komunizmem. Ratunek nędzy jest dziełem trudnym: jest to praca, której ludzkość nigdy nie sprosta, a którą komunizm utrudnia. Ratunek nędzy zależy od postępu na drodze rozsądnej demokracji, która zapewnia każdemu wolność, która szanuje prawa indywidualne bez poświęcenia interesu narodu. Ratunek zależy od rozszerzania kredytu, ducha stowarzyszenia, kas oszczędności, miłości pracy, co nie może się obejść bez ubezpieczenia własności, najsilniejszej dźwigni produkcji. Ratunek zależy jeszcze na postępie oświaty, ulepszeniu edukacji, zwrotu do religii, moralności i ducha familijnego, źródła wszelkich cnót, tak domowych, jak publicznych.

Nie, komunizm nie zniesie trudności społecznych i nie przyczyni się do ich zmniejszenia, o co powinien się starać każdy rząd narodowy i światły. W Polsce trudności są mniejsze; nędza pochodzi tylko z braku oświaty, kredytu, komunikacji, opieki publicznej i wolności pracy. Polska znajduje się w tym samym położeniu, w jakim znajdowała się Francja przed rokiem 1789. Nasza własność gruntowa jest zmazaną jeszcze wielu nadużyciami, wielką przemocą, gdzieniegdzie nawet gwałtem. Oczyśćmy ją z nadużyć i niesprawiedliwości, zrzućmy z gruntów włościańskich pańszczyznę, uświęćmy tak oczyszczoną własność, odbudujmy instytucje gmin wiejskich, jak to próbowano za Księstwa Warszawskiego, zreorganizujmy cechy na zasadach wolności, a trafimy na drogę postępu racjonalnego, którego nic sparaliżować nie zdoła, bo składamy naród świeży, nie przeludniony, moralny, religijny i jeszcze tylko rolniczy. Nie, komunizm nie usunie u nas trudności, nie oswobodzi włościan i nie wzmoże naszej potęgi. Komunizm Mickiewicza, Wielogłowskiego, Trentowskiego i Królikowskiego poniżyłby do reszty włościan, zaprowadziłby obrzydły despotyzm i upodliłby naród. Nie spuszczajmy z uwagi, że niepodległość, wolność, własność i familia są nieśmiertelnymi warunkami każdego społeczeństwa, że te warunki podkopuje komunizm, że zaprowadza pracę przymusową, rodzaj pańszczyzny, która przywiodła nasze wioski do upadku. Nie spuszczajmy z uwagi, że despotyzm wypływający z woli gromadnej, wystawionej zawsze na różne kabały, jest jeszcze nieznośniejszym od samodzierstwa.

Najnowsze artykuły