Artykuł
O pamiętnikach księcia Adama Czartoryskiego

Słowa kluczowe

  • konserwatyzm
  • suwerenność
  • stosunki międzynarodowe
  • geopolityka
O pamiętnikach księcia Adama Czartoryskiego

Do księdza Stefana Pawlickiego CR[1]

  

Szanowny O. Stefanie.

 

Na Twoje żądanie, o Pamiętnikach księcia Adama zaczynam, ale czy skończę? a jeżeli skończę, czy moje poślę Ci pismo?

Chwalić księcia Adama nie potrzeba; czy wolno go sądzić? czy to zadanie nadto trudnym i niewdzięcznym nic jest?

Jeden z najczystszych, źle mówię, najczystszy z naszych czasów, a może i dawnych, zdaje sprawę z najważniejszej epoki swojego życia i wieku, nie opowiadaniem, ale aktami; przedstawiać się tak albo inaczej, tłumaczyć chęci lub zamiarów nie myśli, winy na innych nie składa, podaje nam to co mówił, pisał, albo w urzędowym charakterze, albo prywatnym, do monarchy wszechwładnego, nieraz wszechpotężnego; w otoczeniu to wrogiem, to uprzedzonym; w stosunku, któremu podobno historia równego nie zna; raz go tylko poeta w dramatycznym ideale przedstawił. Co tam zdawało się tylko poezją, a zdaniem poważnych sędziów hazardowną, to tu widzimy w rzeczywistości.

Wypadnie mi zatem sądzić ks. Adama i sądzić Aleksandra I. Może to za wiele, spróbuję.

Książe opowiedziawszy w narracji przerwanej śmiercią, jeżeli nam daje pociągający młodości, uczuć swych, rodziny i społeczeństwa obraz, to niewiele dla publiczności czytającej daje nowego. – W niezrównanej książce Bronisław Zaleski, zapewne z tegoż czerpiąc źródła, opowiedział, czym był ojciec i dziadowie, opowiedział, czym była jego młodość, a nie wiem, czy jaka starożytna rzeźba z większą prawdą, prostotą i powagą przedstawiła walkę bohaterską przez olbrzymów stoczoną, choć nie zawsze chwali broń, której używali. Wspaniały to wstęp do księgi Kalinki, który by go się nie wyrzekł. Tę samą epokę, obraz tych samych niemal ludzi, czerpiąc z tych samych źródeł, skreślił w sposób więcej anegdotyczny Ludwik Dębicki. Ze się posługiwał Zaleskim, wymówiono mu niesłusznie. Mówiąc o jednych czasach i ludziach, na podstawie jednych źródeł, musiał się z nim spotkać, a że nie potrzebował posługiwać się poprzednikiem, dowiódł w drugim tomie, którego czasów Zaleski nie dotykał, a który właśnie z dwóch najznakomitszy. Gdyby, po tak długiej publicystycznej pracy było potrzeba dowodzić, że Ludwik Dębicki jest pisarzem politycznym, to rozdział II jest tego dowodem. Ale nie o to idzie obecnie. – Wiadomo, jakie dla osoby ks. Adama i jego pamięci mam uszanowanie, ostatnia publikacja jeszcze je potęguje aż do ideału; o to mi idzie, aby w prawdzie politycznej postawić naprzeciw siebie ks. Adama i Aleksandra l na tle wypadków początku naszego wieku, wobec dążności rozumnego, największego miłośnika Ojczyzny, a cara, może marzyciela ale który pięknie i podniośle marzył.

Powtarzam, historia nie zna podobnego wypadku, i dlatego tak trudno, z dobrą mówiąc wiarą, ocenić, co w tym było prawdziwego, możebnego i politycznego. Pisze się dla tych, którzy Pamiętnik czytali i znają całą tragiczność sytuacji młodego człowieka wielkiego rodu, gorejącego miłością Ojczyzny, dla której tylko co walczył; obdarzonego charakterem przejrzystym jak kryształ, a kiedy szło o wartość moralną, jak on twardym, rzuconego na dwór najbardziej względem Ojczyzny winny, zepsuty, a przy tym nie bez blasku, który geniusz niecnej kobiety, na ten dwór, na ten naród rozlewał.

Może za mało dotąd na to zwrócono uwagi, jakie to dziwne, dziś, nie wiadomo, fatalne czy szczęśliwe zdarzenie, aby wygnaniec i zastawnik nie ideału tylko, ale prawdy pełen, spotkał w tej kałuży zepsucia następcę tronu z sercem podniosłem, umysłem marzącym, gotowym do zwrotu na niesprawiedliwej drodze.

Księcia Adama dusza, to nie dusza zwyczajna. Z poświęcenia i posłuszeństwa dla rodziny, zstępuje do Dantejskiego piekła bez wieszcza przewodnika, ale ze sumieniem i miłością, i tam u stóp tronu spotyka przyjaciela, który nie tylko podobnie czuje, podobnie o panowaniu cnoty w polityce myśli, ale rozbiór Polski potępia, naprawić zbrodnie babki przyrzeka, powiernikiem najskrytszych zamiarów serca go robi.

Tę chwilę uchwycić należy. Ona całą przyszłość księcia Adama opanowuje i tłumaczy lata 1802, 1806, 1813 1828, aż do mianej na sejmie 1830 r. mowy.

Czy ten stosunek był możebny? czy pojęcie Polski w unii personalnej z Rosją praktyczne? Nie zdając sobie sprawy z tych pytań dość wyraźnie, bo w takich razach obydwie strony zwykle wiele szczegółów zostają w cieniu ks. Adam wystawiał sobie całą Polskę pod królem-carem Aleksander, Polskę uszczuploną, rządzoną humanitarnie i liberalnie. Był wspólny punkt porozumienia: ułagodzenie liberalnymi instytucjami losu Polaków; wypróbowanie ich możebności dla Rosji; może nawet więcej chciał dla Polski uczynić, bo nie znał jeszcze rosyjskiej pychy, która ze zdobyczy swoich i dyplomatycznych i wojennych, nic odstąpić nie chciała.

Od lat bardzo dawnych miałem przekonanie, że opinia krajowa była dla Aleksandra I niesprawiedliwą, niemal niewdzięczną. Utarło się Napoleona słowo: „Najprzebieglejszy z Greków". – Choćby tak było, to przebiegłość ta mogła się rozwinąć później; podówczas z pewnością nie było jej u w, księcia, młodego, wychowanego pod grozą powagi babki, a szaleństwa ojca; zamkniętego w sobie, noszącego w tajemnicy aspiracje, które natchnął mu Laharpe, a które rozwinęła szlachetna natura. Dość, że młodzi ludzie, tak różni stanowiskiem, wychowaniem, narodowością, łączą się serdecznie, ani wątpię, szczerze, bo ks. Adam nigdy nieszczerym być nie umiał, a Aleksander nie zmienił, jak inni następcy tronu robią, zasad, ale długo i swoje dążności i przyjaźń zachował. – Nie potrafię powiedzieć, czy koło poufne cesarzewicza powiększyło się dopiero za pośrednictwem ks. Adama, w każdym razie musiało pokrywać się rodzajem tajemnicy aż do śmierci Katarzyny; nie patrzał nań i Paweł dobrem okiem, kiedy chcąc zerwać albo przerwać stosunek wyprawił ks. Adama na wrzekomą ambasadę sardyńską.

Jaki był stosunek z innymi członkami tajnego komitetu, nie wiemy; zdaje się, jak późniejsze wskazują wypadki, że polityczny, z księciem był na wskroś sercowy a tak silny, że go późniejsze wypadki, zawody i twardo wypowiadane prawdy zerwać nie mogły.

Występują tutaj najciekawsze psychologiczne objawy i zagadki, występuje i tragiczna fatalność położeń fałszywych, zwłaszcza kiedy spotykają dusze wzniosłe, proste i poświęcone. Zobaczymy dwóch ludzi, wedle mego przekonania, w grancie prawdziwych, choć w nie jednym stopniu, a których stanowisko dzieli, zwolna oddala, zachowując wiele z początkowych zamiarów chęci i iluzji. Stąd w obydwóch duszach rozerwanie, niesmak, niemal rozpacz. Aleksander gotów następstwa i tronu się zrzekać, ks. Adam narzeka na bolesne zawody; mając jedynie na celu dobro swej Ojczyzny, wyrzuca sobie niemal pobyt w Petersburgi!, kiedy Aleksander wszystkie części Polski połączywszy w jedno państwo, unią osobistą związał z Rosją, do czego było potrzeba dobrym albo złym sposobem zmusić Prusy i Austrię, a co trudniejsza, otrzymać zgodę Rosji. Nie było to łatwe, jak niezadługo ks. Adam sam mógł się przekonać. On to podniosłością uczuć zbliżony do następcy tronu, przypuścił do jego poufałości przyjaznych sobie Rosjan: Strogonowa, Nowosilcowa, Koczubeja, a niezadługo mógł się przekonać, że oni sami, podobnie jak opinia publiczna, nic byliby nigdy zgodzili się na zmniejszenie Rosji na korzyść Polski. Jeżeli Koczubej, kierując przechodnio sprawami zagranicznymi, twierdził, że Rosja dość wielka nie potrzebuje troszczyć się o Europę, to nie byłby się zgodził na ustępstwo dla Polski. Ci wszyscy młodzi Rosjanie poufni cesarza, nowymi wyobrażeniami czy przepełnieni czy zarażeni członkowie tajnego komitetu, projektowali ulepszenia wewnętrzne, marzyli o europejskim prawnym ustroju, ale byli na wskroś Rosjanami, i rozluźnia się stosunek ich z księciem, w miarę, jak wypadki w Europie groźniej występują. Książę przystępuje do dzieła, tłumaczy sobie uczucia Aleksandra z nadzieją połączenia w jedno rozdartej Ojczyzny pod królem polskim cesarzem Rosji.

Kiedy Aleksander potępiał politykę Katarzyny, kiedy krzywdy pragnął nagrodzić, czy myślał o połączeniu pod swoim berłem wszystkich części Polski? A jeżeli myślał, co wątpię, jako w. książę, czy myślał o tym, czy uważał za możebne jako cesarz! – Już w początkach panowania książę żali się, że mimo zapewnień, iż uczuć nie zmienił, do dawnych nie wraca zamiarów. Książę jedną tylko i najszlachetniejszą żyje myślą, poświęca jej spokojność, szczęście; ta myśl całe życie towarzyszyć mu będzie, na każdej drodze szuka jej, czy w Wiedniu, czy w Wilnie, czy w sądzie sejmowym; ale niepodobna żądać, aby zarówno zajmowała cesarza wpośród trudności dyplomatycznych, jakie spotykał, opinii czy interesu swojego kraju i fanatyzmu Polaków dla Napoleona.

To jest punkt najtrudniejszy w ocenieniu tych dwóch ludzi, a razem najciekawsza z całych pamiętników nauka. – Czy możebny był ks. Adama plan i zamiar i jakie było jego postępowanie? Szanowny O. Stefanie, bolesne to zadanie obniżać z praktycznego stanowiska najszlachetniejsze ideały; ale kiedyś je raz na mnie włożył, musze je wypełnić i stanowczo odpowiedzieć.

Moim zdaniem, odbudowanie całej Polski przez Rosję, połączenie unią personalną, było niemożebne; mógł w nie wierzyć cesarz chwilowo, przeprowadzić nie mógł, a gdyby był przeprowadził, pytam, na jak długo. Dwudziestocztero-milionowy naród, z cywilizacją na innych rozwiniętą podstawach, ze swoją historyczną przeszłością, z pokusami zachodniego liberalizmu, nie byłby nigdy wytrwał w tym sojuszu. Zerwaliśmy go słabi w r. 1830; co bylibyśmy zrobili mocni? Książę w najlepszej wierze robił sobie iluzję, to był jego jedyny cel; niemal wymówka przed sobą samym, pobytu jego w Petersburgu i u dworu; ustawnym rozmysłem uwierzył weń, ukochał, on jeden go podtrzymywał, a będąc człowiekiem dobrej wiary, szukał, jak urzeczywistnić z korzyścią Rosji swoje dla Ojczyzny zamiary.

Dziwne to były początkowe Aleksandra rządy. – Obok urzędowych ministrów, załatwiających bieżące sprawy, tajny komitet przyjaciół monarchy, obmyślających ulepszenia wewnętrzne, i przywrócenie po rewolucyjnych wojnach a Napoleońskich gwałtach, równowagi europejskiej i nowego międzynarodowego prawa. – Paweł stracił i tron i życie; Napoleon jednak sprzymierzeńca nie był utracił w Rosji, dopóki morderstwo na ks. d'Enghien dopełnione, nie oburzyło szlachetnego Aleksandra serca do tyle, że zerwał stosunki z Francją. Tak stanowczy akt międzynarodowy odparł Napoleon zuchwale, a że nadto w rozdziale terytorialnym Niemiec i r Włoch nie uszanował obietnic czynionych Rosji, cesarz łącznie ze swoją przyboczną radą powziął myśl potężnej prze-Napoleonowi koalicji, opartej nic tyle na równowadze potęg europejskich, ile na wprowadzeniu do prawa publicznego zamiast siły, którą jedynie walczyła Francja, zasady słuszności i uszanowania prawa. Miała to być krucjata polityczna, na której czele stawała Rosja, bez żadnych osobistych zaborczych celów. Myśl ta trafiła do serca czy wyobraźni Aleksandra, a ks. Adama miała zbliżyć do jego celów.

Pierwszym na tej drodze ks. Adama krokiem było zredagowanie noty, która odczytana na Radzie dnia 5 kwietnia 1804 r., wywołała postanowienie odwołania posła rosyjskiego z Paryża. Kota napisana w przeciągu jednej nocy, nosi cechy pośpiechu i szlachetnego oburzenia; oburzenie to odnosiło się do całego postępowania Napoleona, wyzyskującego przychylną neutralność Rosji. Nota ta zarazem pobudziła. patriotyczne jej uczucia, pragnące czynnej w europejskich sprawach przewagi. Miała się ona objawić naprzód na drodze negocjacji dyplomatycznej, ale odwołując sic do najwyższych praw międzynarodowej sprawiedliwości, choć imię Polski starannie było pominięte, pośrednio odnosiła sic w swych następnościach i do narodu, na którym właśnie gwałt popełniono.

Tu muszę wejść w szczegóły. Odwołanie wzajemne posłów z Paryża i Petersburga, nie było wypowiedzeniem wojny, prowadzić jej też Rosja obecnie nie chciała; przeciwko zaborczej polityce Francji, prowadzonej w imieniu praw człowieka, chciała postawić koalicję ze wszystkich Europy krajów, opartą na prawach międzynarodowych, historycznych, nie wyłączając liberalnych aspiracji narodów, które sam cesarz Aleksander dzielił. Ugrupowanie nieco idealne rozmaitych potęg Europy, pod kierunkiem Rosji i Anglii, miało trzymać w szachu rozwielmożnioną Francję, nie narzucając jej ani monarchy, ani instytucji. – Należało naprzód pozyskać dla tej myśli Anglię i genialnego jej ministra. Nie ufano zupełnie ambasadorowi Woroncow, który miał być pod zbytnim wpływem Pitta, i z tak sformułowaną propozycją młody komitet wysłał młodego negocjatora Nowosilcowa. Już książę Adam w zastępstwie kanclerza Woroncowa kierował z wyraźnej woli cesarza sprawami zagranicznymi, z niemałą Rosjan i całej dyplomacji zazdrością i zgorszeniem. Co za dziwne losu zrządzenie. Najgorętszy Polski patriota, żołnierz z pod Dubienki, walczy z sobą, jak widać z niedokończonego Pamiętnika, czy przyjąć urzędowanie tak delikatnej natury; przyjmuje bez stopnia i tytułu; ani na chwilę nie zdradza żywotnych interesów Rosji, podejrzany, ciągle wierny swemu monarsze, a upatrujący w tym stanowisku i działaniu sposobność służby dla chwały cesarza i dobra Ojczyzny. Jak wprowadził do gabinetu, tak wysyła do Anglii Nowosilcowa. który kiedyś ma być głównym jego przeciwnikiem i niszczyć dzieła całego życia, uniwersytet wileński i system naukowy na Litwie.

Tom drugi Pamiętników podaje na str. 27 instrukcję daną Nowosilcowowi, z pewnością redakcji ks. Adama. Instrukcji tutaj powtarzać nie mogę. Instrukcję, jak i całe to działanie poufnej cesarza Rady, omawia Thiers w historii konsulatu obszernie, przybierając ton wyższości w sądzie o młodych politykach. Myśl przewodnia, którą ks. Adam w całym swoim politycznym zawodzie rządził się, było przywrócenie wyższych moralności i sprawiedliwości zasad, do stosunków międzynarodowych. Ta myśl kierowała nim w praktyce, jak i w teorii, jak o tym świadczy znakomite jego dzieło pod pseudonimem Toulouzan. Że u mety tej myśli widział powstającą choćby w osobistej unii z cesarzem rosyjskim Polskę, ani wątpić; jak padła ofiarą najstraszniejszego pogwałcenia prawa międzynarodowego, tak z jego uszanowaniem powracała w jedynej podówczas możebnej formie do życia. Plan cały tej akcji, główny nawet udział w redakcji, przypisuje Thiers, Piatolemu. Piatoli miał z ks. Adamem stosunki, około tego czasu przywiązany do dworu księżnej kurlandzkiej, przybył z nią do Petersburga, ale mimo gołosłownego twierdzenia Thiersa, że pisma Piatolego egzemplarz ma gdzieś znajdywać się we Francji (gdzie? może w Bibliotece polskiej), wprawny nieco znawca pozna łatwo i styl i tok myśli ks. Czartoryskiego, tym bardziej, że myśli te zatrudniały jego i wyobraźnię cesarza dużo dawniej. Śmierć ks. d'Engien była nową pobudką, aby je w praktykę wprowadzić. Gwałt popełniony na neutralnym gruncie, zbrodnia na niewinnym, wyegzaltowały do najwyższego stopnia i Aleksandra i jego przyboczną radę, która to w humanitarnym, to w patriotycznym celu wskazywała Rosji wzniosłą, bezinteresowną, a jednak nie bez politycznej przewagi i korzyści rolę.

Tak połączyć i ugrupować całej Europy siły, aby, szanując godność Francji, doprowadzić ją do właściwych granie i otoczyć państwami, które miały równoważyć jej potęgę a miarkować Napoleona zaborczy charakter, a to wszystko bez przywłaszczenia sobie jakiejkolwiek bądź zdobyczy, oto plan, który powstał w głowie Polaka, wiernego cesarza rosyjskiego sługi, a który ten przyjął. Przyjęli go i Rosjanie, członkowie tajnego komitetu, bo bez wojny, jak rozumiano, robił Rosję kierownikiem losów Europy. Napoleonowi stawiała czoło tylko Anglia, należało ją pozyskać dla tej myśli i wciągnąć w działanie. Kochany 0. Stefanie, kogo dziś nie znuży analiza takich rokowań, które nas starszych zapalają, a dla młodszego obojętne pokolenia? A jednak śledzić działanie, usiłowania, nadzieje duchów tak potężnych dla celów tak wielkich, budzi prawdziwy interes i podtrzymuje w pracy. Nowosilcow wysłany z instrukcją do Anglii, bo ambasador Woroncow uchodził za zbytniego stronnika Pitta, rozpoczął rokowania z wszechpotężnym ministrem. W 24. lat później, kiedy książę, albo raczej księżna Liwen, był posłem rosyjskim w Londynie, miałem zaszczyt być przedstawionym hr. Woroncowowi, a nie pamiętam, abym w ciągu długiego życia spotkał poważniejszą postać.

Ale to do rzeczy nie należy. Pitt upatrując genialnym poglądem nadzieję koalicji, przyjął oświadczenia najlepiej, uznał cel i środki za doskonałe; aż przyszło do dwóch ważnych żądań, których spełnienie miało właśnie być miarą bezinteresowności stron wchodzących w przymierze mediacyjne. Nowosilcow imieniem Rosji żądał jako rękojmi zwrotu Malty dla Zakonu, Gibraltaru dla Hiszpanii i odstąpienia prawa morskiego, jakie Anglia głosiła w teorii, a wykonywała w praktyce.

Tych rękojmi minister angielski odmówił, ale chcąc koniecznie w czynną koalicję wciągnąć Rosję, tym był łatwiejszy w kwestiach subsydiów itp. – Thiers cały plan uważa jako dziecinne marzenie, z którego umiała skorzystać Anglia – z niemałą dla Rosji szkodą. Szkoda istotnie nastąpiła. Czemu? Ten plan tak wyszydzony przez Thiersa, może przez Pitta lekceważony, nie był jednak tak obojętnym, kiedy jak zobaczymy, stał się podstawą przymierza r. 1815.

Spełniony w duchu, w jakim był pojęty, byłby zasłonił Europę od strasznych w r. 1806, 1809,1812, 1813 i 1814 walk. Błąd doradcy cesarscy popełnili, popełnił głównie Nowosilcow, że nie zerwał rokowań z Anglią jak tylko z przymierza mediacyjnego chciała wsiąść korzyści, a nie obowiązki. Czy zręczność angielskiego ministra, czy chęć doprowadzenia do skutku tak ważnej sprawy, skłoniła gabinet petersburski do rokowań z ambasadorem angielskim, do traktowania nie już w celu, aby Napoleona pobić moralnymi środkami i na moralnym polu, ale aby pokonać Francję? Powtarzam, ten błąd ciąży zapewne na Nowosilcowie, ale nie jest bez winy cesarz, gabinet tajny i ministerium, którym kierował podówczas ks. Czartoryski.

Każdy plan polityczny, jeżeli twórca ma być odpowiedzialnym, powinien być wykonanym w zupełności; przymierze mediacyjne nie doszło do skutku, trudno więc stanowczo sądzić o jego praktyczności; następstwa jednak jakie usiłowania te sprowadziły, niepoślednio wpłynęły na losy Rosji i stanowisko ks. Adama.

Jako główną trudność uważano od razu i w Petersburgu i w Londynie zachowanie się Prus, które wahały się pomiędzy francuskim a rosyjskim przymierzem. Kierownik spraw zagranicznych w Petersburgu przeczuwał, że podwójną grą zwiększają całego przedsięwzięcia trudności, i był gotów je do wspólnego działania i odebrać zabór Polski na rzecz Rosy i. Czy to gabinet berliński przeczuwał, kiedy na wszelkie propozycje tłumaczył się bezbronnym wobec Francji położeniem?

Kiedy tak przymierze mediacyjne przemieniało r trzecią koalicję, do której chętnie Austria przystępowała, Rosja musiała się zbroić i ułożyć plan kampanii. – Historii nie piszę, ale te szczegóły przywieść muszę, bo one tłumaczą dalsze ks. Czartoryskiego działanie. – Opinia publiczna Rosji była względem niego zawsze niedowierzająca albo zazdrosna. – Pod jego kierownictwem gotowała się do wojny bez korzyści. Cesarz wahający nie przez brak zaufania, ale charakteru. – Przygotowania wojenne szły oporem, Prusy rodziły największe obawy; było coś połowicznego w całym działaniu może dlatego, że nie było silnego narodowego popędu. Ze Aleksander pokładał jeszcze całe w księciu zaufanie, dowodem pobyt w Puławach, ale nieprzyjaźni mu czuwali, – Wyprawiony do Berlina Piotr Dołgoruki, rzucił tam niejakie podejrzenia, a spowodował osobiste z królem pruskim zetknięcie. Od tej chwili w zamiarach cesarza rosyjskiego nastąpiła zmiana, a gdy Prusy podpisały przymierze, już mowy o połączeniu wszystkich części Polski pod królem-cesarzem być nie mogło.

Następuje też po opisie, co się działo przed bitwą pod Austeritz, podczas tej bitwy i po jej przegraniu, przerwa w Pamiętniku. Książę z dziwną trzeźwością i pamięcią dyktował go aż do zgonu. Choroba przerwała opowiadanie, kończące się z r. 1805. Przyjdzie mi teraz bodaj czy nie najważniejsza robota, streścić korespondencję urzędową i poufną, która dokładnie objaśni proces, jaki odbywał się w usposobieniu dwóch przyjaciół, a będzie równie ważnym, psychologicznym jak historycznym obrazem.

Wprzódy jednak zwracam uwagę na ducha samego Pamiętnika.

Thiers twierdzi, że cesarz Aleksander dał uczuć księciu Adamowi w Berlinie, że politykę Rosji na fałszywą sprowadził drogę. Ani w Pamiętniku, ani w korespondencji śladu tego dostrzec nie można. Książę, który od początku niechętnie i warunkowo podjął się kierunku spraw zagranicznych, jak skoro spostrzegł, że wskutek zbliżenia do Prus ani Polska, ani Rosja nie mogła odnieść korzyści odpowiednich jego zamiarom, zażądał dymisji, którą jednak nie tak łatwo otrzymał.

Co za dziwne zrządzenie, powtórnie powiem. Syn najgorętszych miłośników Ojczyzny, żołnierz spod Dubienki, sam od kolebki do grobu poświęcony bez granic narodowej sprawie, zarazem przyjaciel cesarza rosyjskiego i jego minister, nic zdradzający ani na chwile swoich względem Ojczyzny, ani względem pana swego obowiązków. Na to trzeba było spotkać monarchę, zapewne rozmarzonego idealistę, ale, moim zdaniem, Aleksander był czymś wyższym, miał serce podniosłe, miał dobrą wiarę, ale nie obrachował ani jeden, ani drugi wszystkich trudności, wszystkich przeciwieństw położenia - i to właśnie tworzy dramatyczność akcji, którą przyjdzie nam rozbierać aż do ostatecznej tragicznej katastrofy. Dramat odgrywał się tajemnie, ale rozmaite jego fazy nieskończenie ciekawe tak dla psychologa, jak dla historyka i publicysty, a mógł się odgrywać tylko pomiędzy człowiekiem, nie powtarzającej się niemal w ludzkości, czystości uczuć i zaparciu ks. Adama, a cesarzem, który niełatwo rozstawał się ze swymi ideałami, nawet osobistym uczuciem.

Pamiętamy, że książę kilkakrotnie oświadczył, że dopóty zostanie w stosunku służbowym, dopóki da się on pogodzić z obowiązkami względem Ojczyzny; pamiętamy, że koalicja zręcznie przez Anglię wyzyskana, wskutek umowy z Prusami oddaliła na długo plan odbudowania całej Polski w unii personalnej z Rosją, który to plan głównie ks. Adama zajmował. Prusy w sojuszu z Rosją, ta ostatnia upokorzona, Napoleon tryumfujący, stanowisko ministra (bo bez tytułu był ministrem) w istocie zachwiane, nie u monarchy, ale wobec opinii, zawsze tak czułej na narodową chwałę. W tym położeniu książę podaje swemu panu trzy memoriały. Jeden pod d. 17-go stycznia, drugie dwa w marcu 1806 r. W pierwszym omawia stosunki z Prusami, w drugich stanowisko Rosji względem Europy. Ze wszystkich pism politycznych księcia, żadne może tyle nie pokazują przezorności i głębokiego poglądu. Kiedy w danej chwili stracił nadzieję odbudowania Ojczyzny, śledzi z największą sumiennością i przedstawia interes Rosji. Podziwiać należy po tylu latach wielostronność tego umysłu i wytrawność jeszcze młodego człowieka stanu. Czytając po latach 80 sąd o monarchii pruskiej i polityce jej ludzi stanu, mimowolnie przychodzi na myśl chwila obecna, którą poniekąd przewidywał. Jeżeli oddalił ją osobisty stosunek dwóch panujących rodzin, to przyjść musiała i przyszła, choć nie tak prędko, jak ją bystry pogląd przewidywał; tak zaś już był praktycznie wyrobiony, że mimo głębokiej do Prus niechęci, najwyraźniej mówi: iż gdyby w tej chwili Napoleon je zaczepił, Rosja winna stanąć po ich stronie. Patrząc na jednolite postępowanie ministrów pruskich, mówi te głębokie słowa: „Niepodobna przypuścić, aby tyle wytrwałości i rachunku zwróconego w jednym kierunku, było skutkiem niechęci jednego ministra; należy raczej szukać przy czyny tej konsekwencji w zamiarach nie przyznanych jawnie, a które są tajemnymi zasadami polityki państw, i skutkiem ich geograficznego położenia, albo natury ich zasobów. Ani wątpić, że te zapatrywania byłyby może pozyskały cesarza, gdyby Napoleońskie gwałty i kampania skończona bitwą pod Jeną, zgodnie z księcia Czartoryskiego zdaniem nie utrzymały prusko-rosyjskiego przymierza. – Zanim jednak to nastąpiło, książę podał w marcu memoriał pierwszy, w którym uważając odpowiedzialność osobistą za kierunek spraw zagranicznych, jako zbyt wielki ciężar, uprasza o utworzenie komitetu, który by kolegialnie sprawy rozbierał i przedstawiał; gdyby zaś cesarz na to nie przystał, oświadcza: iż będzie prosił o uwolnienie od służby. Czy i jak cesarz odpowiedział, nie wiadomo, ale książę pod d. 22-go marca powraca do tego przedmiotu, a przedstawiwszy wielkie, jak mniemał, niebezpieczeństwo, na które, jego zdaniem, Rosja była podówczas wystawiona, zaklina cesarza, aby odstąpił od zwyczaju brania przed narodem osobistej odpowiedzialności za wszystko, co się dzieje. Nie wiedzieć kogo tu bardziej podziwiać, czy ministra, który tak śmiało mówi, czy samodzierżcę, który to przyjmuje i słucha, jak mu jego sługa wymawia sposób postępowania, wskazuje na Rosjan niecierpliwie znoszących upokorzenie narodu, i Polaków, których wierność może się zachwiać, jak nieprzyjaciel wejdzie w granice. Te postulatu stawia tak kategorycznie, że na przypadek ich nie przyjęcia, stanowczo prosi o uwolnienie od kierownictwa spraw zagranicznych, mówiąc wyraźnie ipsissima verba: „Jeżeli, N. Panie, postanowiłeś prowadzić sprawy państwa, jak obecnie, to potrzeba W. C. Mości ministra, który by posiadał więcej zaufania, będąc krajowcem, a był mniej wystawionym na oszczerstwo. Jakżebyś mógł, N. Panic, żądać, abym urzędował, nic mając sposobu usprawiedliwienia się, chyba przed tobą samym, zwłaszcza kiedy widzę, że postęp spraw publicznych prowadzi do zguby. Nadto rodacy moi mogą dziś łatwo być wciągnięci w wypadki, a wówczas dopiero powiedziano by tutaj, że ja to taki nadałem sprawom obrót." Następnie wymawiając swemu panu, że systematycznie rad nie słuchał, zrobił go odpowiedzialnym za niepowodzenia; stanowczo przypomina dane mu obietnice uwolnienia od czynności, którą niechętnie wziął na siebie, prosi o dymisję.

Zanim ją ostatecznie otrzymał, pragnąc czy zrzucić z siebie odpowiedzialność za przeszłość, czy jeszcze usłużyć swojemu panu, czy wreszcie wywołać jego oburzenie i spowodować niełaskę, podał dwa długie memoriały, aby dowieść, że plan jego w kierunku spraw zagranicznych był dobry, rady zdrowe, ale zwichnięte przez połowiczność w wykonaniu, uległość dla Prus i osobiste wmieszanie się cesarza w komendę armii. – Szanowny O. Stefanie, tyle rzeczy dobrych czytasz, że nie będziesz miał czasu przeczytać Pamiętników, a choć dawnych spraw dotykają, mają obecny interes, bo tłumaczą poniekąd bliskie nas wypadki, a dają miarę zdolności i charakteru człowieka, jakim nie wiem, czy jaki naród poszczycić się może. Jakkolwiek wszystko w tych memoriałach ciekawe, podnoszę tylko jedno twierdzenie: że albo Rosja zamknięta w swej odrębności i powadze, nie powinna się była wdawać w sprawy Europy, zachowując zgodę z Francją; albo jeżeli chciała być pośredniczką równowagi pomiędzy państwami i nieść wysoko sztandar sprawiedliwości i wolności, to należało wystąpić z energią i stanowczością bez względu na Prusy; uprzedzić Napoleona, a wówczas klęska pod Austerlitz albo nie byłaby nastąpiła, albo mniejsze sprowadziła skutki. Jakie te dwa memoriały, czytane, zdaje sic, na poufnych zebraniach, wywarły wrażenie, nie wiadomo, ale jeżeli nie zmniejszyły przyjaźni cesarza, to zaprawdę uznać to należy.

Nie uprzedzam jednak wypadków. Groźnie objawiały się one na zachodzie. Napoleon druzgotał moc pruską, zbliżał się do Wisły, i wówczas ks. Czartoryski podał cesarzowi d. 5-go grudnia pismo, wskazując na konieczność uprzedzenia Napoleona w przywróceniu Polski.

Nie było tam mowy o przywróceniu w unii osobistej z Rosją jakiejś części Polski, ale o przywróceniu całej pod berłem Aleksandra i jego następców. Wobec pokus Napoleońskich, powody leżały na dłoni. – Czy ogłoszenie się królem polskim byłoby przeważyło urok bohatera, dawne z Francją stosunki, wpływ cywilizacji zachodniej, braterstwo w legionach, jednym słowem, czy w danej chwili myśl księcia była praktyczną?

Wpośród strasznych nieszczęść, jakie zwaliły się na Ojczyznę, potrójnego rozbioru, który na niej spełniono, powstawało pytanie u światłych nawet i czystych miłośników Ojczyzny, czy połączenie z Rosją, jak my, słowiańskiego szczepu, nie byłoby jedynym wyjściem z rozdziału i germańskiego zalewu. Po dwakroć w przeciągu wieku dwóch ludzi zacnych, rozumnych miłośników Ojczyzny, o to się pokusiło. Jednego usiłowania zwichnęły się i do drobnych ograniczyły i rozmiarów wypadki, drugi padł pod samobójczym postępowaniem społeczeństwa. Jak Rosjanie, patrioci, patrzeli na Królestwo kongresowe, zobaczymy niżej; jak byliby patrzeli na oderwanie od wszej Rosji województw, które za ruskie uważali? Czy ta Polska, w dawnych rozmiarach, opatrzona odpowiednimi instytucjami, mimo wdzięczności należnej, byłaby wytrwała w sojuszu; wdzięczność nie jest to cnota narodów, a ta Polska wychowana przez Zachód, przez latynizm, odmienna wyobrażeniami, indywidualizmem, pojęciem o własności, czy mogła była długo wytrwać w tym związku, kiedy małe kongresowe Królestwo w nim dotrwać nie chciało. Myśl była wspaniała; wątpię, aby ją był kiedy praktyczny i zaborczy zmysł Rosjan przyjął, a Polski ruchliwy i niepodległy przeprowadził w rzeczywistości. Nie braknie na to dowodów, najstraszniejszy ostatni. – W chwili, w której ogólny prąd narodowościowy pod firmą Napoleona III zapanował, a Rosja wewnętrzną przemianą ekonomiczną, do której i socjalna przymieszała się, była zaprzątniętą, człowiek genialny, śmiały, poświęcony, próbował Polskę, nie poddać Rosji, bo była jej podległą, ale za tę samą obietnice wierności urządzić ekonomicznie, sądowo, naukowo, na tle czysto narodowym, ale nie rewolucyjnym. Miała być utrzymana swoboda Kościoła, języka i wiele z instytucji r. 1815 przywróconych. Żywioł rosyjski zżymał się już, choć z pewnością margrabia o oderwaniu Królestwa nie myślał, ale obawiał się, że społeczeństwo rządzone, uczone, zagospodarowane, jak chciał margrabia, stanie się dla Rosji niebezpieczne. To, co uważali za zgubne dla siebie nasi nieprzyjaciele, tego my nie uważaliśmy za korzystne. Kraj czy spisek odrzucił reformy margrabiego, nie chciał ani dobrych szkół, ani Rad powiatowych, ani Rady stanu: chciał powstania, nie przygotowawszy sprzymierzeńców, ani obrawszy chwili dla Napoleona dogodnej. Istniało wprawdzie porozumienie ścisłe z rosyjskim spiskiem, ale jak skoro się pokazało, że każdy ruch w Polsce, choć na rewolucyjnej osnowany myśli, przedzierżgnie się zawsze w narodowy, spiskowi rosyjscy, Indzie absolutnych dążności, opuścili nas, a zawód zrobiony pomścili w działaniu komitetu urządzającego i mszczą do dziś dnia.

Niepojętym i niedarowanym jest błąd społeczeństwa, które odpychało instytucje najzbawienniejsze, Jakiekolwiek byłyby zamiary margrabiego, toć wszystko, co dawał, było upragnione, wzmocnić musiało żywioł narodowy, a ostatecznie o to tylko idzie.

Społeczeństwa, jak rośliny, jak pojedynki w nienaturalnych warunkach życia chromieją, w chorobliwym stanie bezwiednie dają się prowadzić nawet do przepaści. Nie tłumaczy to, i nie chwalebne, kiedy warstwy kierujące dają się porwać przez ludzi ani znanych, ani doświadczonych, muszę dodać, ani sumiennych. Słusznie przychodzi to dziś odpokutować, ale co powiedzieć o ludziach albo epigonach, którzy patrząc na ruinę, którą sprowadzili, zamiast kaptur zaciągnąć na głowę i płakać, śmią odwoływać się do swego heroizmu. Heroizm był u fanatyków własnego ideału i tych, których opętano; poświęcenie było, ale ze sfałszowanym sumieniem, które ze spokojem zbrodnie spełniało. – Po 25 latach, pycha, czy brak zastanowienia, nie dozwala im przejrzeć, chyba że mając jakie wielkie humanitarne cele, obojętną im jest utrata wiary, języka, tradycji i narodowości.

Uniósł mnie za daleko zwrot od ks. Adama do dni dzisiejszych, ale jest związek pomiędzy tymi kierunkami, budzi choć głęboko w sercu zagrzebane uczucia i wspomnienia. Memoriał o przywróceniu Polski przesłany cesarzowi, wywołał odpowiedź nieco zimną ale ofiarującą osobistą dyskusje przedmiotu. Jaki był przebieg i skutek dyskusji w końcu grudnia, nie wiadomo, musiała jednak być żywą, kiedy cesarz w liście także grudniowym r. 1806 w czułych wyrazach nazywając księcia przyjacielem, tłumaczy powody uniesienia, i prosi o szczegółowy plan co do działania w sprawach europejskich, który po obiedzie w naszym komplecie przedyskutujemy. – Plan ten, który nosi datę 21 grudnia r. 1806, tytułowany jako memoriał o potrzebie rozpoczęcia rokowań z Napoleonem, obejmuje obszerny, przez pytania i odpowiedzi ułożony rozbiór położenia i wnioski, aby koniecznie z Napoleonem wejść w porozumienie. Książę opuścił kierunek spraw zagranicznych; kto zneutralizował tak zdrowe rady? Prusy. Gdyby p. Thiers był znał memoriał, nie byłby zapewne tak lekkomyślnie mówił o młodych doradcach cesarza Aleksandra. Książę przewidział dobrze, a rady jego usłuchane, byłyby oszczędziły Rosji bitew pod Eylan i Frydlandem. Ostatni to już urzędowy akt, który, zdaje mi się znajdujemy w Pamiętnikach. Przestał zastępować ministra w Rosji, ale nie przestał być orędownikiem spraw polskich i nawet przyjacielem cesarza, skoro ten żałuje, że popsuty stylem jego depesz, nie może się przyzwyczaić do mniej dobrych redakcji. W rzeczy samej książę wielką pracą wyrobił sobie styl znakomity, który to postęp w jego redakcjach oko wprawne spostrzega. Książę wierny zawsze pierwotnej swej myśli, ostrzega cesarza, że zadrażnienie nastąpi w prowincjach. które mogą być jeszcze użyte z korzyścią dla Rosji, byle ich zapałowi i wierności wskazać ceł wzniosły.

Odtąd działalność księcia urzędowa, ogranicza się na kierownictwie wychowania w zabranych krajach, z jakim skutkiem, wiadomo. – Zapewne Tylża, Erfurt, jeżeli nie przerwały uczucia, przerwały stosunki, i dopiero pod r. 1809 spotykamy rozmowę z cesarzem, rozpoczętą w sprawie osobistych prześladowań obywateli, a skończoną obszerną i drażliwą dyskusją, w której książę przypominając cesarzowi dawniejsze uczucia i zamiary, powraca do myśli ogłoszenia się królem polskim, jako jedynie zbawiennej, ale zarazem przedstawia, że jeżeli między Polakami objawia się przychylność dla Napoleona, mimo że nie spełnia ich nadziei, to dlatego, że Napoleon twierdzi, iż go Rosja krępuje; ale że gdyby on. cesarz rosyjski, Polskę przywracał, mógłby na wierność i wdzięczność rachować. Na to Aleksander, spuściwszy oczy, rzekł: „żeby tylko na to można rachować, że u Polaków zwrot się objawi, i być pewnym, że nie zawsze tak postępować będą.” Przypomniał Czartoryski dawne obietnice, które ich zbliżyły; przyznawał szczerość ich Aleksander, ale twierdził, że spełnić ich teraz nie może. W drugiej na ten sam temat rozmowie, stanowczo odmówił książę w nowo organizowanych ministeriach udziału, a odgadł, że cesarz nie spełniając dawnych zamiarów, wpłynął na Napoleona, aby urzędowo oświadczył, iż o przywróceniu Polski nie myśli. Cesarz przyznał w końcu, że jedna rada, aby tak dla niego ważną sprawę załatwić, jest przywrócenie konstytucyjnej Polski z unią osobistą.

Zaznaczyć z tej rozmowy należy, że Aleksander, który tyle z Napoleonem w Tylży i Erfurcie przebywał, dokładnie go zbadał i umiał sobie zdać sprawę z jego charakteru.

Następuje kilka listów księcia do cesarza w sprawach wychowania, głównie z Liceum krzemienieckiego, wraz z prośbą o zupełne uwolnienie od służby, na co odbiera cesarskie pismo pod d. 25 grudnia 1810 r.

Nużą zapewne monotonne te szczegóły, ale są konieczne do zrozumienia zbliżającego się rozwiązania; Klaczko zapewne lepiej by to streścił i przedstawił, ale proszę jeszcze o trochę cierpliwości. Ciężkie zbierały sic chmury, nienasycona Napoleona duma, upokorzywszy środkową Europę, łamała się na jej kończynach: nie mogła pokonać Hiszpanii, a zniewolić sobie Rosji – Aleksander to przeczuwał, widział gotującą się francuską nawałę i w tej chwili dawny księcia środek stanął przed jego oczyma. Ja mam to przekonanie, że było to natchnienie własnego ducha, z którym nikomu się nie zwierzył. Stanęły przed oczyma, niepoślednia pomoc i dawne ideały.

W kilku paragrafach stawia księciu pytanie. Czy gdyby na serio z gwarancjami chciano przywrócenia całej Polski, z jej autonomią, a w unii osobistej z Rosją, Warszawiacy (to jest mieszkańcy Księstwa) odstąpiliby Napoleona i z dobrą wiarą zawarli nowy a pewniejszy stosunek; czy ludzie przewodni, zwłaszcza w wojsku, weszliby na tę drogę, którzy? wyrozumieć z największą ostrożnością i zdać sumienne sprawozdanie. Książę Adam był w najtrudniejszym położeniu, w jakiem człowiek znajdować się może. Przeciwnik Napoleona, jako gwałciciela prawa i wolności narodów, jako mordercy d'Enghien, bez wiary w jego dla Polski życzliwość, czuł się jednak kuszonym stanowiskiem Polaków w Księstwie Warszawskim, sławą wojskową to pod Raszynem, to w Hiszpanii zdobytą, postępowaniem własnej rodziny i urokiem, który niezwyczajny ten człowiek wywierał; czuł się zarówno obowiązanym do sumiennej prawdy względem swego pana i przyjaciela. Pod d. 18/30 stycznia 1811 odpowiada: Polacy za tym pójdą, który im zaręczy byt Ojczyzny. Utrzymywani w oczekiwaniu przez Napoleona, opuściliby jego sztandar, ale pod warunkiem połączenia wszystkich części wraz i Galicją pod twoim berłem, z przywróceniem konstytucji 3-go maja i korzyściami handlowymi. Jako pierwszego w kraju przywodzi ks. Poniatowskiego, całą jednak sprawę w wątpliwym świetle, bo Polacy wtedy dopiero mogliby opuścić Napoleona, gdyby ofiarowane im korzyści wskazały ten krok jako obowiązek dla Ojczyzny. – Kończy prośbą o zupełne uwolnienie od służby.

Aleksander natychmiast odpowiada, rękojmie czy obietnice daje, z zawieszeniem co do Galicji, ale stawia jako warunek:

1. aby Polska na wieczne czasy połączona była osobistą unią z Rosją;

2. aby mieszkańcy Księstwa dali stanowcze dowody, że je przyjmują, przez podpisy ludzi przewodnich w kraju.

Jak chciał się posługiwać Polakami Napoleon; tak przypomina sobie w potrzebie dawne obietnice Aleksander; tak dziś jeszcze stosownie do chwili śmią urągać naszemu rozsądkowi; a są tacy, którzy temu wierzą. Podówczas wielki, Ojczyzny miłośnik, znany nam z Sejmu wielkiego i rewolucji r. 1794, Tomasz Wawrzecki, nigdy Napoleońskim nic uwierzył zamiarom. Niemcewicz w swoich Pamiętnikach oczekuje skutku; nie oni jedni, ale zapalna polska wyobraźnia chwyta się każdej nadziei, czy ona pochodzi od rządzącego, czy od stronnictwa, dopóki ciężkie doświadczenie nie wyrobiło przekonania, że tylko wewnętrzna na tle duchowym praca może postawić społeczeństwo w warunkach niezawisłości

Rok upłynął okładem, stosunki nie były zerwane, ale zawieszone, kiedy Aleksander pod d. 1 kwietnia r. 1812, w przeddzień niemal wojny z Francją, tłumaczy długie milczenie i zapytuje przyjaciela: kiedy ogłosić niepodległość Polski, przed albo po wojnie, kończąc tęsknym o skutkach tego kroku westchnieniem.

Ciekawa ta korespondencja, wskazuje u Aleksandra na umysł bystry, obejmujący ogół i niepospolitą zdolność i łatwość wyrażenia, ton przyjacielski, zaufanie bez granic; przychodziła ona za późno. Położenie staje się coraz bardziej dramatycznym. Wypadki postępowały, Księstwo Warszawskie nadludzkie robiło wysilenia; zabrane kraje dostarczają licznych żołnierzy; książę jenerał podnosi laskę marszałka konfederacji; Woronicz z ambony woła: „Bóg nie byłby Bogiem, gdyby nie był sprawiedliwym, a Napoleon nic byłby Napoleonem, gdyby Polski nic przywrócił;" wpośród takich wypadków, takiego nastroju, książę pod d. 4-go lipca, 16-go sierpnia i 18-go października, w trzech listach domaga się zupełnego uwolnienia od służby; w drugim, w tonie drażliwym, twardym, oświadczając, że jeżeli odpowiedzi nic odbierze, postąpi, jak mu sumienie Polaka nakazuje.

Mam to przekonanie, że chociaż, jak zobaczymy, cesarz stosunków z Czartoryskim nie zerwał, tego listu nigdy mu nie zapomniał; i tutaj szukałbym przyczyny dosyć zimnego przyjęcia w początku kongresu w Wiedniu i powołania na namiestnika Królestwa zamiast dwudziestoletniego przyjaciela, jenerała Zajączka, znanego z r. 1794 Kołłątajowskiego stronnika.

Książę, z prostotą i szczerością jemu tylko właściwą, wychodząc z najtrudniejszego położenia, wskazuje, jak uczciwy człowiek postąpić powinien, kiedy nieszczęściem sprzeczne wołają na niego obowiązki: w takim razie obrać najwyższy, najpierwszy. W danym przypadku wybierać należało pomiędzy obowiązkiem, jaki wkładała na niego wdzięczność dla monarchy-przyjaciela, nawet stosunek służbowy, a obowiązkiem dla Ojczyzny. Stanowczo książę obiera ostatni, zrzeka się wybiegów sumienia (faux fuyante), ale wprzódy wypowiada służbę, więcej, żąda dowodu, że z niej uwolniony.

Wyratował tak godność i sumienie; nie wyratował, jak mniemam, dawnego zaufania, a wnet go potrzebował.

Szeleście czy zasługa Aleksandra, szaleństwo Napoleona, i powiem prawdę, heroizm ludu rosyjskiego, przeważyły szale losów. Francuska armia po raz pierwszy uchodziła, rosyjska w pogoni zajmowała Litwę i Księstwo; i w tej chwili książę zawsze wierny, ma odwagę, muszę to tak nazwać, w dwóch listach 6-go i 27-go grudnia przypomnieć cesarzowi dawne jego zamiary dla Polski, wskazując obecną chwilę jako najsposobniejszą do ich spełnienia, kreśląc nawet przygotowawcze działanie i odezwy.

Przyjętym jest poniekąd, że cokolwiek od cesarza rosyjskiego wychodzi, musi być albo podstępne, albo interesowane, albo wymuszone. Na tę drogę wejść nie mogę, i jeżeli podziwiam księcia, który we dwa miesiące po swoim karlsbadzkim liście taką przypomina przeszłość, to muszę ocenić i Aleksandra, który w zwycięskim pochodzie odpowiada pod cl. 13-go stycznia, zapewniając, że nie zmienił się co do swych zamiarów; że jako dowód wydał wojsku rozkaz obchodzenia się przyjaznego z Polakami, nie zajmowania Warszawy; że jednak tylko przyjazne stosunki Polaków z Rosjanami mogą zadrażnienie ostatnich ułagodzić i wpłynąć na opinię Rosji, z którą rachować się musi, a która nie zniosłaby ustępstwa dla Polaków, zwłaszcza co do prowincji ruskich; – najciekawszym kończy ustępem: że nierozerwalny stosunek miedzy nim a Polakami nastąpiłby naprawdę, przez zawarcie traktatu pomiędzy cesarzem a rządem Księstwa Warszawskiego. Traktat, wiadomo, nie nastąpił, rząd i konfederacja przeniosły się do Krakowa; koalicja powstawała, wojsko polskie poszło nad Ren i Elstrę, w której nurtach honor Polaków uratowany został.

Olbrzymie r. 1813 zapasy, stosunki z dworami sprzymierzonymi, pochód na zachód, absorbowały niewątpliwie i czas i uwagę cesarza. Wydał może, jak to w liście z Leypunów wyraża, rozkazy, aby się obchodzono łagodnie z obywatelstwem zabranych krajów, a niesłychane codziennie powtarzały się nadużycia: życie, wolność, majątki obywatelskie nie były bezpieczne; dowódcy wojsk, gubernatorowie samowolni, opieki i obrony żadnej. Jedynym i niezmordowanym orędownikiem w sprawie pojedynczych i ogółu, był książę Adam. Z Kalisza, po dwakroć z Warszawy, odzywał się do dawnego przyjaciela, dziś wszechwładnego monarchy i pana w tonie napominającej sprawiedliwości, nie pyta czy się naraża albo nie, czy łaskę albo stanowisko utraci, ale z wymową oburzenia piętnuje nadużycia Ertla, Ławińskiego i Komburleya, pyta, czy takie postępowanie może wywołać zaufanie Polaków oczekujących ogłoszeń cesarza, aby głośno za nim się oświadczyć i niepoślednią pomocą wojskową poprzeć jego stronę. Tutaj zaprawdę przychodzi wyjaśnić ważną a dotąd nie dosyć znaną sprawę. – W dwóch rozmowach z cesarzem, pod d. 25-go czerwca i 3-go lipca, książę widząc, jak dalece stosunki z dworami sprzymierzonymi wpływają na usposobienie jego, zakreślają nawet poniekąd granice przyszłego posiadania ziem polskich, usiłuje raz jeszcze obudzić dawne uczucia, jakby przygłuszone postępowaniem Polaków, i takowe usprawiedliwia podstępem Austriaków, którzy wepchnęli jakby gwałtem armię ks. Poniatowskiego do Niemiec w pomoc Napoleonowi. 1 tutaj po raz pierwszy spotykam się z twierdzeniem, że ks. Józef gotów był przejść wraz z całym krajem pod sztandary Aleksandra, mającego ogłosić się królem polskim. – Dokładnie mi z tradycji wiadomo, że Mostowski, jeszcze wcześniej Matusiewicz, z cesarzem Aleksandrem nie o swoje osoby, ale o byt kraju traktowali, ale po raz pierwszy spotykam twierdzenie, że myśl ta nie była obcą i ks. Józefowi; ale kiedy z takich ust wychodzi, a potwierdzona umyślnym jakoby nie wydaniem bitwy Sakinowi, musi być pewną.

Od tej rozmowy upłynęło dwa lata, o której Pamiętniki i korespondencje księcia Adama nic nie mówią; dwa lata pamiętne w historii świata, były świadkami bitew pod Lipskiem i Waterloo, powrotem wojsk polskich, kongresem wiedeńskim i nowym ustrojem politycznym Europy. Książę, o ile mi wiadomo, nie był powołany do Wiednia. Zdaje mi się, że słyszałem od Szaniawskiego, a w każdym razie od takiego, co był obecny i bliski spraw w Wiedniu, że przedstawiwszy się bez wezwania Aleksandrowi, ten go zapytał, co tu robisz? Nie obeszło się jednak bez jego udziału i wskazówek. - Dziwnym zrządzeniem losu, czy też siłą prawdy, która w danych chwilach zapanować zdaje się, myśli, które książę skreślił, przed 10 laty wchodziły w praktykę. Nie tak zapewne, jak były pojęte i osnowane nie z tym uwzględnieniem praw moralnych, jakie marzył, a które później już wytrawny polityk w dziele swoim, o Dyplomacji sformułował (Tonlonsant), ale bądź co bądź zapewnienia równowagi Europy i jakiego-takiego bytu choć niektórym narodowościom. Kongres wiedeński ćwiartował Europę, łączył co się połączyć nie dawało, ale i projekt r. 1804 działał także absolutnie, jak musi nim być każde aprioryczne działanie albo projektowanie. Święte przymierze piękne wypowiadało zasady; nie ono samo jednak; zapanowała w Europie tak, jak na kongresie pentarchia, bo torysowska Anglia była nadto przeważną, a Talleyrand, choć zwyciężoną Francję, postawił odrazo na równi ze sprzymierzonymi.

Aleksander, choć może rozdrażniony, nie zapomniał robionych Polsce obietnic. – Utarło się u nas mniemanie, że zawiści i konieczność polityczna zmusiła go do tej kombinacji. Nie jestem tego zdania. Był to umysł i charakter wierny pierwotnym ideałom. Marzył o próbie konstytucyjnej na Polsce, i takiej dokonał; niesprawiedliwość zrządzoną przez – babkę, o ile mu się zdawało możebne, naprawił, może nawet cieszył się swym dziełem. Nie było ono łatwe – opinia rosyjska drżała na wieść wolności danej nie zwycięzcom, ale zwyciężonym - pani Uwarów publicznie na balu robiła cesarzowi wyrzuty. Karamzin z Petersburga nadesłał memoriał znakomicie zredagowany, z konkluzją, że monarcha nie ma prawa odrywać od państwa ziem krwią rosyjską zdobytych. Pozzo di Borgo, ze stanowiska czysto politycznego, z tą genialną przenikliwością i zwięzłością, która go cechowała, przepowiada konieczne następności. Wszystko na próżno. Akt dodatkowy spisano, prawa Polaków pod trzema dworami zagwarantowano, Królestwo Polskie ogłoszono, a w sam dzień podpisu konstytucji 15-go maja r. 1815 Aleksander pisze do księcia w stylu poważnym: że jak z dawna znał jego zamiary dla Polski, tak dziś je spełnia, a książę znając lepiej jak ktokolwiek widoki cesarza, ma czuwać nad ich spełnieniem. Księciu powierzona organizacja, następuje kilka listów 7. czerwca, z lipca, z których widać, jakie powstają trudności przy organizacji ministerium wojny, drażniące postępowanie w. ks. Konstantego, których naturę i następności bezwzględnie książę omawia. I znowuż jak był rzecznikiem przywrócenia całej Polski, tak staje się obrońcą godności narodowej i praw konstytucyjnych. W Warszawie konstytucja i w. ks. Konstanty, to była istotna anomalia. – Czy Aleksander nie mógł odmówić bratu tego stanowiska, czy chciał go mieć jako hamulec zbyt bujnych oczekiwań, dość, że stanowisko brata monarchy, naczelnika wojska, znanego i groźnego z absolutnych wybryków nawet w Petersburgu upokarzało, a upokorzenia narody nie wybaczają. Usiłował on armię rozkołysaną Księstwa Warszawskiego urokiem, sławą wielkiej armii, nadziejami, ująć w karby, nie szanując poczucia honoru. Jenerał Paszkowski pierwszy podał się do dymisji, Chłopicki służbę porzucił, Wilczek i wielu innych odebrało sobie życie. Ks. Adam nie przodował już administracji, którą był zorganizował. Jak wiadomo, Zajączek, ów rębacz Branickiego, członek klubu Jasińskiego, przyjaciel Kołłątaja, namiestnikiem. Ks. Adam nie przestaje donosić o nadużyciach, których Konstanty się dopuszcza, a którym namiestnik folguje; czyni w poczuciu obowiązku swoje uwagi o bracie monarchy w tonie tak ostrym, że zachodzi pytanie, jak były przyjęte; ubolewa nad nieuszanowaniem konstytucji, które to nieposzanowanie budzi w umysłach niepokój; nie ufają przyszłości, tylko obecność monarchy, któremu wierzą, ukoi obawy, i zarazem tak konstytucji przestrzegać każe, że stanie się prawdą i rękojmią.

Podówczas dwie konstytucje niemal równocześnie zaczynały funkcjonować w Europie: francuska i polska; rozumiano też, że prawa zastrzeżone na papierze, mechanizm obmyślony, a proces bez równowagi rzeczywistych sił społecznych, zapewnić może grę swobodną i regularną czynników politycznych; w praktyce tak nie jest, stronnictwa albo władza posługują sic formami konstytucyjnymi, które tylko zawarowane na papierze i na swoją je wyzyskują korzyść. Węzłem stronnictwa i celem pocisków byli we Francji Burboni w Polsce Rosjanie; bo pomimo połączenia na wieczne czasy, jak chciała konstytucja, antagonizm był wielki i mylił się książę, kiedy wierzył w porozumienie dwóch narodowości. Do tego dodajmy gwałty w. księcia, i kiedy po dłuższej nieobecności, Ks. Adam wraca do Warszawy, w r. 1818 widząc spełnione swoje obawy, wytyka, że ministrowie nie kontrasygnując dekretów cesarskich, uchylają się od konstytucyjnej odpowiedzialności, i błaga o wytrwanie w zamiarach, którym wierzy. Sejm r. 1818 nadszedł, posłowie wzięli konstytucję na serio; cesarz rachował na wdzięczną względność a chociaż do starcia nie przyszło, cesarz po sejmie oświadczył, nie bez gróźb, swoje niezadowolenie. Przyczyniła się do tego prasa dosyć niepowściągliwa, którą książę młodością pisarzy usprawiedliwiał. – Znane z historii przejścia z Kroniką i Orłem Białym Brunona Kicińskiego. Zgotowało to wszystko razem sejm r. 1820, który wyraźną z rządem rozpoczął walkę, a zakończony w sposób drażniący w wysokim stopniu cesarza. – Była to chwila rewolucji włoskich i hiszpańskich, spisków w Niemczech, rozkwitu rewolucyjnego liberalizmu w osobach Benjamina Constant, Manuela we Francji a wywołanych równocześnie zjazdów monarchicznych w Opawie, Leibach i Weronie. Czy, jak twierdzą, ks. Metternich przeraził wówczas Aleksandra, pokazując mu upiór rewolucyjny, czy sam był zastraszony tonem polemiki parlamentarnej, jaką inaugurowali Kaliszanie, nie wiem, dość, że cierpkimi słowy zamknął sejm. – Już obejmuję pamięcią te czasy, w których mój ojciec posłował. Ludzie, jak Staszyc, Koźmian, Badeni, Mostowski, byli celem pocisków, nawet zatka rżenia Kaliszanów. Taki rozbrat wywołał w kraju rozgoryczenie, o którym Czartoryski, powróciwszy do Warszawy, donosi, w upadku finansowym kraju, środki rozsądne podaje, i po raz ostatni w znakomitym memoriale z d. 10-go sierpnia 1821 w tonie poważnym rozbiera z cesarzem położenie, przebieg spraw najważniejszych, kładąc nacisk na te nadzieje, które postępowanie i uczucia cesarskie obudziły, że Królestwo Polskie w obszerniejszych granicach odbudowane zostanie. Nie konstytucja, ale jej pogwałcenie jest przyczyną trudności w rządzeniu. Osoba tylko Najjaśniejszego Pana jest jedyną naszą rękojmią, dlatego błagam, abyś nie dopuścił wpływu zagranicznych gabinetów, których interesem siać niechęć pomiędzy tobą a poddanymi. Kończy się dramat, a przechodzi w tragedię. – Książę, który dziękując wdzięcznie za to, że do udziału w administracji Królestwa nie został wezwanym, funkcjonował jako kurator na Litwie i Wołyniu. – Jak się stało, że w r. 1823 Nowosilcow został wysłany do Wilna; czy to było z insynuacji w księcia, czy ministra Golicyna, nie pamiętam zgoła; w każdym razie było to z uchybieniem powadze księcia; od razu w październiku w obronie uniwersytetu stawa, a 30-go tegoż miesiąca stanowczo o uwolnienie od wszelkiej służby prosi i za pośrednictwem ks. Golicyna otrzymuje.

Tak kończy się zawód urzędowy ks. Adama straszną wileńską katastrofą, którą geniusz największego naszego wieszcza, ku wiecznej Ojczyzny pamięci, w całej grozie zdramatyzował. – Ten sam Nowosilcow, którego wprowadził do poufnej rady młodego w. księcia, którego później wyprawiał w ważnej misji do Anglii, jako inkwizytor w Wilnie zniszczył jego dzieło. Książę w liście, który kończy Pamiętniki i korespondencję, oświadcza niezłomną wierność, miłość i wdzięczność, przechodzi przeszłość, potępia związki tajne po uniwersytetach Europy, które ścigać polecił i w Wilnie, a ma przekonanie, że nowy a świeżo uwięziony rektor Zwardowski, byłby tego dokonał. – Już zapewne więcej stosunków z cesarzem nie było, a niedługo też i ostatni życie zakończył. I ja powinien bym na rem skończyć, to, co powiciu, a nęci mnie, bo coraz mniej tych, co owe pamiętają czasy, możesz pominąć i dla siebie i dla powszechności.

Miałem podówczas lat 17, ale już bardzo uważny na sprawy publiczne. Dom mego dziada, wojewody Marcina Badeniego, był punktem zbornym ludzi politycznych i uczonych owego czasu. Linowski, Matusiewicz, Niemcewicz, Staszyc, Koźmian: literaci, jak Osiński, Morawski; prawnicy, jak Woźnicki, Wyczechowski, bywali częstymi, a w piątki koniecznymi na obiad gośćmi. Ludzie ci mieli tradycje Wielkiego Sejmu i Księstwa Warszawskiego, weszli w nowy porządek rzeczy: wyżsi umysłem i doświadczeniem, zarówno oburzeni wybrykami w. księcia, jak potępiający Kaliszan pseudo-liberalne popisy. W ministeriach zaszły właśnie zmiany. Miejsce Stanisława Potockiego zajął w oświeceniu Grabowski, Węglińskiego w skarbie Lubecki. Ostatni nie był jeszcze rozwinął swoich pomysłów. Znany jako urzędnik rosyjski, przeciwnik Napoleona, nakazem opłaty podatków z góry, odebraniem starostw, a zarządu górnictwa Staszycowi, oburzył opinię. W kole ludzi, o których wyżej, miał samych przeciwników. Usposobienie ogółu było skwaszone, a choć jeszcze skutki działań Nowosilcowa w całej nie były się objawiły pełni, już powracający mimowolnie z Wilna Lelewel, Gołuchowski (którego wówczas poznałem) złowrogie przynosili wieści. Równocześnie rozpoczął się proces Łukasińskiego i innych. Odbywał się publicznie w brudnej izbie na placu Saskim. Pamiętam, tę twarz, jakby z miedzi wykutą, nieruchomą, z wyrazem, który przeczuwał swoją przyszłość. – Tajnych towarzystw od lat najmłodszych byłem na głowę nieprzyjacielem, jako szkodliwych Ojczyźnie i społeczeństwu, a mimo to serce biło gorąco na widok błędnego poświęcenia. W tych to czasach najdotkliwiej panowała policja tajna, denuncjacje; cenzura stała się nader surową, ba nierozsądną, choć nią kierował mądry człowiek Szaniawski. My, studenci uniwersytetu, najboleśniej czuliśmy skutki tych wypadków, i uniwersyteckie życie, tak bujne zwykle, nie miało dla nas żadnego uroku.

Odbył się jednak sejm r. 1825, ostatni za Aleksandra, jeżeli niezupełnie w normalnych warunkach (uwięzienie Wincentego Niemojewskiego) to spokojnie, z rezultatami praktycznymi (Towarzystwo kredytowe, Bank itd.) i z zupełnym zadowoleniem, nawet uznaniem cesarza Aleksandra. Słyszałem tę ostatnią mowę, którą w zamkowej wypowiedział sali, a która dowodzi, jak był czuły na każdy objaw legalności i zaufania. Bądź co bądź, mowę tę odczytać warto.

Zewnętrzne uspokojenie umysłów, nie przerwało działania towarzystw tajnych. Byłoby to równie ciekawe jak trudne, oddzielić i wykazać, ile w tym było patriotyzmu polskiego, a ile fermentu europejskiej rewolucji, a to tym bardziej, że pokazał się wnet stosunek naszych patriotów do rosyjskich dekabrystów[2]. Porozumienie z Rosjanami może mieć tylko miejsce na humanitarnym albo socjalistycznym polu, nigdy na narodowym; albo zatem nasi mieli wspólne niektóre sekciarskie cele, albo co prawdopodobniejsza, w błąd byli przez zręcznych Rosjan wprowadzeni. Jakkolwiek bądź proces wytoczony został ze znanym epizodem komitetu śledczego[3]. Sprawa oddaną została sądowi sejmowemu, to jest senatowi.

Od lat kilku o ks. Adamie mało było słychać, zajmowały czas jego to podróże, to interesy familijne, to literackie prace. Skoro jednak znalazł się obowiązek do spełnienia, a zwłaszcza niebezpieczny, i on się odnalazł. O sądzie sejmowym mówiłem raz obszernie, powtarzać więcej nie potrzebuję; tyle tylko powiem, że jak surowa kara spełniona na Łukasińskim, tak łagodny wyrok senatu, nie wstrzymały choroby spiskowania; przetrwała koronację, sejm r. 1830, aż wybuchła na jaw 29-go listopada. O powstaniu r. 1830 przyszło mi nieraz mówić; uważałem je, jak i teraz uważam, za największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniliśmy, a ci, co podpalili na znak ruchu szopę na Solcu, nic wiedzieli, że podpalali równocześnie byt Królestwa i wojska, Uniwersytetów warszawskiego i wileńskiego, szkól krzemienieckich i bazyliańskich, Statut litewski i sądownictwo w zabranych krajach. Tu się pokazuje całe niebezpieczeństwo tajemnych organizacji. Wcześnie albo niewcześnie, rozsądnie albo przez szaleńców ruch się rozpocznie, po elektrycznych drutach płynie wiadomość, jakby na rozkaz poważny ruchy się objawiają, niedokładnie oświecone trwożą się sumienia jednych, drudzy się i kompromitują, i powstaje ogólny niepokój oddziałujący na i tych, którzy stoją u środka. Zapał jednych, trwożliwość drugich, dwoją szału potęgę, zwłaszcza jeżeli kraj albo nie ma, albo nie uznaje ludzi przewodnich. Jak się stało, że książę, ten wytrawny człowiek stanu, wszedł w udział ruchu? – ja nie wiem. Ale jak są w ludziach przepaści, że tak powiem, zepsucia i zbrodni, tak w innych są tajniki cnoty, które odgadywać potrzeba. Psychologiczne tak tobie księcia usposobienie tłumaczyć można: Całe życie, jak z Pamiętników widzimy, zajmowała go tylko jedna myśl, wskrzeszenie Ojczyzny. Szuka jej na każdej drodze: poświęca się służbie wstrętnej, mimo przyjaźni dla monarchy, wymawia ją sobie ciągle, czuje niemal wyrzuty sumienia; gotów w r. 1812 szukać jej na innej drodze; powraca do dawnej, prosi, przypomina, aż do uprzykrzenia, wszechwładnemu panu, broni form konstytucyjnych, którym wierzy i które ma za rękojmie Polski, a kiedy widzi, że już nic nie otrzyma, cofa się na lat kilka i występuje dopiero w obronie prawa, choć nie chwali spiskowych zamiarów. Następuje noc 29-go listopada. Dla każdego Polaka ruch uznającego, dwie tylko mogły być do tego pobudki: albo wierzył w możebność odzyskania walką swobodnego bytu; albo uważał wojnę z Rosją jako konieczną, krwawą o byt Ojczyzny protestacją. W rzeczy samej ani konfederacja Barska, ani powstanie Kościuszkowskie, nie były dostateczną miarą miłości Ojczyzny i niezawisłego bytu. Jeżeli kto tak uważa ze stanowiska moralnego i godności narodowej? to zgoda. Powstanie miało rację bytu; niech będzie dowodem, że umieliśmy ginąć, więcej jak życie, ceniąc Ojczyzny byt i swobodę.

Gdyby wolno było zstąpić do duszy człowieka, to podobno nie bardzo bym odbiegł od prawdy, że Adam książę Czartoryski przewidywał tu łatwo utratę majątku, ruinę domu, który tak pracowicie dziadowie stawiali. Od poświęcającego się, choć szalenie, narodu oddzielić się nie chciał, ale wspólnie z nim walczyć i zginąć. Wprzódy jednak, jakby w przeddzień ofiary, dał świadectwo wdzięczności i szacunku towarzyszowi lat nadziei i prac młodości, z taką prawdą, odwagą i podniosłością ducha, że mowa ta w sejmie 1831 r., już by wystarczyła, aby wartości jego dać miarę.

Właśnie kiedy kończę te słowa, dochodzi mię wiadomość, że Wola Czartoryskich zgorzała; może ogień zniszczyć wiele bogactw i pamiątek, nie zniszczy nigdy wspomnienia olbrzymich usiłowań i cnót rodu, usług bezustannie oddawanych potrzebom naszego miasta, tak pięknie idących w parze z chrześcijańskim poddaniem.

 

Deus admirabilis, fortuna variabilis.

 

Vale et me ama.



[1] Drukowane w Przeglądzie Polskim, w Nrze 258, w 1887 r.

[2] Tak nazywano towarzyszy Pestla, Murawiewa i Bestużewa który wskutek spisku podnieśli ruch rewolucyjny w Petersburgu w grudniu 1825 r.

[3] Przypomina się, że wysadzony nieprawnie komitet śledczy nie został uznany przez senat w czasie sejmowego sądu, i powtórne śledztwo zostało zarządzone.

Najnowsze artykuły