Artykuł
Skutki wojny prusko-austriackiej

29 lipca 1866

 

Pięciodniowe zawieszenie broni, przedłużone podług ostatnich wiadomości na cztery tygodnie, uważać można za koniec wojny pomiędzy Austrią i Prusami i za pierwszy krok do pokoju. Skoro Prusy pod tym warunkiem przystały były na owe pierwsze pięciodniowe zawieszenie broni, aby Austria zgodziła się poprzednio na podstawy pokoju, a ono przecież przyszło do skutku, trzeba było przypuścić, że owe warunki zostały przyjęte, można zatem było spodziewać się dalszego naprzód zawieszenia broni, a następnie układów pokojowych. Jakie są owe warunki, które służyć mają za punkt wyjścia do przyszłych rokowań, jakie koleje przechodziło i jakie właściwie miało cele pośrednictwo francuskie, a zwłaszcza, jaki kształt przybierze po zawarciu pokoju Austria i Rzesza niemiecka, o tym mówić byłoby próżno, bo warunki te urzędowo ogłoszone nie były, rola Francji w historii ostatniego miesiąca należy do tajemnic gabinetów, a nowy ustrój Niemiec i Austrii do tajemnic przyszłości. To pewna, że przyszły pokój zostawi środkową Europę w stosunkach z gruntu odmiennych od tych, w których zastała ją wojna, że Prusy nie dadzą się wtłoczyć na powrót w stanowisko, z którego wyszły, że Austria wreszcie znajdzie się w nowych zupełnie warunkach egzystencji.

Nie łatwo znaleźć w historii przeciąg czasu równie krótki, a równie obfity w wypadki nieobliczonej doniosłości, nieobliczonych skutków na przyszłość. Jakiś przyszły historyk, jeżeli zechce być tym dla pana Bismarcka[1], czym jest Carlyle[2] dla Fryderyka II[3], weźmie ubiegły miesiąc za okres najwdzięczniejszy swojego dzieła, za interesującą katastrofę tego historycznego dramatu, pełną ciekawych epizodów, pełną tajemnych sprężyn działania, które niestety kryją się zazdrośnie przed okiem współczesnego widza. Widzowie, wiemy tylko, że w naszych oczach dokonało się coś wielkiego, poddani austriaccy, przeczuwamy, że jutro znaleźć się możemy w organizmie państwowym różnym zupełnie od tego, w którym żyliśmy wczoraj, ale nie możemy ani tego wielkiego faktu dokładnie opowiedzieć, ani przepowiedzieć jego wielkich bez wątpienia skutków w przyszłości.

Sukces pana Bismarcka przechodzi wszystko, co się od bardzo dawnego czasu w Europie widziało; sam Wielki Fryderyk mógłby go pozazdrościć. Jest to po prostu nadspodziewane, nieprzewidziane spełnienie w przeciągu jednego miesiąca tego, co tak niedawno jeszcze świat nazywał marzeniem pruskiej arogancji. Wiadomo, jak przez wieki całe pracował konsekwentnie długi szereg kurfirsztów brandenburskich nad zdobyciem jakiego takiego stanowiska w Niemczech, jak następnie wszyscy jeden po drugim królowie pruscy dążyli do pierwszej w Niemczech potęgi. Dziś się spełniło. Jakkolwiek wyglądać będą granice Prus po zawarciu pokoju, czy obejmą wszystkie małe państwa niemieckie dziś wojskiem pruskim zalane, czy w Niemczech południowych utworzy się jakaś słaba przeciwwaga pruskiej potęgi na północy, wszystko to dość obojętne, skoro od mórz aż do Menu Prusy w każdym razie rozrządzać będą siłami wojskowymi wszystkich mniej lub więcej niepodległych państw niemieckich i reprezentować ich interesy na zewnątrz. Dlatego Prusy wojnę podjęły, a skoro ją wygrały, trudno przypuścić, żeby chciały wypuścić z ręki cel tak nad wszelkie spodziewanie szczęśliwie osiągnięty. Dla Prus zatem z aneksjami lub bez aneksji niezaprzeczona w Niemczech hegemonia, z koroną lub bez korony cesarskiej, stanowisko, które się mało różnić będzie od cesarskiego; oto skutek jednomiesięcznej kampanii.

Dla Austrii inaczej. Klęska jej była straszliwa, i nie może być inaczej, jak, że zwycięzca twarde jej poda warunki pokoju. Przewagi w Niemczech trzeba się wyrzec i oddać ją Prusom, a nota „Monitora” z 25 lipca donosi, że Austria, acz z oporem, zdecydowała się ze Związku[4] wystąpić. Opór naturalny i łatwy do zrozumienia. Wszystkie tradycje dynastii, cała opinia, więcej, cała naturalna waga Wiednia i niemieckich prowincji państwa, cały wpływ niemieckiej biurokracji, interes arystokracji austriackiej, która w zmienionej Austrii musiałaby utracić cokolwiek ze swego znaczenia u dworu na rzecz węgierskich i czeskich tutti quanti, nieznanych gotajskiemu kalendarzowi i historykom wojen krzyżowych, zastarzałe przyzwyczajenie wreszcie, ileż to wpływów, które połączonymi siłami opierać się musiały wystąpieniu Austrii ze Związku. A jednak, na urzędowe słowo „Monitora” wierzyć trzeba, że wystąpienie to jest prawie faktem dokonanym. Pojmujemy dobrze, że decyzja taka nie mogła przyjść łatwo i bez bólu, mniemamy jednak, że w skutkach będzie szczęśliwą, byle tylko była zupełną i bez restrykcji. Zdaje nam się, że tak dla monarchii, jak i dla dynastii lepiej i godniej ze Związku wystąpić, jak przyjąć w nim stanowisko podrzędne i zależne. Aut Caesar aut nihil [być albo Cezarem, albo nikim[5]], godło to przystałoby Habsburgom w Niemczech; stanowisko takie, jak któregokolwiek z małych królów niemieckich, byłoby zdaniem naszym gorszym i większym upadkiem. Poza Związkiem, na nowych podstawach, w nowych warunkach bytu, z nową polityką Austria znaleźć może odrodzenie i siłę; gdyby zaś w Związku pozostała, gdyby nie zadała sobie gwałtu i z męskim hartem nie zerwała tych węzłów, które ją wiążą do Rzeszy, to skazałaby się sama na dalsze nieskończone obroty w zaklętym kole polityki niemieckiej, wzdychałaby ustawicznie za swoją przeszłością, najlepsze swoje siły wytężałaby na to, by z tej przeszłości co się da odzyskać, i zamiast wydźwignąć się z nieszczęścia polityką nową, wewnętrzną i wschodnią, ugrzęźnie nadal w polityce niemieckiej, wstrętnej krajom koronnym, a państwu jak się pokazało niepożytecznej.

Główne dziś dla Austrii niebezpieczeństwo leży zdaniem naszym w tym, żeby przypadkiem jedną nogą w Związku pozostając, nie brnęła dalej fatalnie w swojej polityce niemieckiej. Rzecz naturalna, że prowincje niemieckie monarchii należeć będą do Rzeszy, ale niech należą do niej, nie ciągnąc ze sobą rządu, nie próbując ciągnąć innych części monarchii. Obawiamy się zaś mocno, że jeżeli Austria z częścią swoich posiadłości ma do Związku należeć, to przez wszystkie dawne tradycje fatalnie zostanie pociągniętą i przechyli się znowu ku swojej niemieckiej polityce. Opinia niemieckich prowincji państwa pewnie niebezpieczeństwa tego widzieć i uznać nie zechce, a nie dziwilibyśmy się wcale, gdyby i inne wpływy, zewnętrzne, starały się Austrię na to niebezpieczeństwo zaślepić.

Dla państw ościennych bowiem, które przywykły do Niemiec takich, jakimi znaliśmy je dotychczas, do Niemiec pod kierunkiem martwego i ociężałego Bundestagu, paraliżowanych wiecznie rywalizacją Prus i Austrii, nie byłoby rzeczą miłą ani wygodną, ujrzeć się naraz w sąsiedztwie Niemiec zjednoczonych z rzeczy, jeżeli nie z nazwiska, i oddanych pod kierunek jednolity i sprężysty. Znane dążności Prus, i krok ogromny zrobiony ku ich urzeczywistnieniu, mogą niepokoić nie tylko zachodniego cesarza, ale i północnego cara. Skończyły się bowiem te czasy, kiedy Prusy chcąc utrzymać się na stanowisku mocarstwa, potrzebowały podpory i musiały grać pokorną rolę pierwszego wasala Północy. Mając w ręku Morze Bałtyckie i Morze Północne, a pod rozkazami całe Niemcy aż do Menu, Prusy będą mogły, będą musiały się emancypować spod rosyjskiej opieki. Rosja przegrodzona od Zachodu państwem tak potężnym, już przez to samo niemało ze swego wpływu utraci, a do tego przychodzi jeszcze wzgląd drugi, to jest, że Prusy tak rozwielmożone w Niemczech, bliższe niż kiedykolwiek tego cesarstwa, do którego pną się nieustannie, mniej zaczną dbać o swoje wschodnie granice, a w potężnym państwie rosyjskim, zamiast widzieć jak dotąd sprzymierzeńca i podporę, widzieć mogą w przyszłości niezupełnie wygodnego sąsiada. Nie dopuścić zatem do wszechwładztwa Prus w Niemczech, zostawić tam obok nich drugie państwo dość silne, żeby zawsze mogło być ambitnym, a w danym razie rywalem; oto stan rzeczy, do którego zmierzać by mogła polityka rosyjska, pomimo wszystkich listów i powinszowań cesarza Aleksandra[6].

Francja więcej jeszcze miałaby powodów by nie dopuścić do zjednoczenia Niemiec, i to powody nierównie bliższe. Nie na to pracował Franciszek I[7], Henryk IV[8], Richelieu[9] i Ludwik XIV[10] nad złamaniem potęgi rzymskiego cesarstwa, nie na to zadał mu cios śmiertelny pierwszy Napoleon[11], żeby Napoleon Trzeci[12] dał wzróść pod bokiem Francji temu samemu cesarstwu pod inną, choćby skromniejszą postacią. Klęski tej nie powetowałaby żadna aneksja, żadna linia Saary, ani nawet granica Renu i nie byłoby nic dziwnego, gdyby gabinet tuileryjski[13] wytężył wszystkie swoje usiłowania na to, by w Niemczech ocalić dotychczasowy dualizm, dotychczasowe sprzeczne dwa prądy, i ambicją Austrii równoważyć przewagę Prus w Rzeszy.

Pomimo tego jednak, „Monitor” z 25 lipca donosi, że Austria, acz z oporem, zgodziła się na wystąpienie ze Związku. Z doniesienia tego wnosić by można, że Francja użyła swego wpływu, ażeby Austrię do tego kroku skłonić. Jakie są względy, które w umyśle cesarza przeważyły niebezpieczeństwo zjednoczonych Niemiec, o tym dowiemy się dopiero, gdy warunki pokoju i plan reorganizacji Niemiec zostaną podane do wiadomości publicznej. Jest li to jakaś zmiana terytorialna na korzyść Francji, czy projektowana obok Prus grupa państw mniejszych na kształt konfederacji reńskiej[14], czy też jedno i drugie razem, próżno dziś dochodzić i gubić się w domysłach. Na to tylko zwrócić trzeba uwagę, że to samo doniesienie „Monitora” mówi, iż projekt pruski zostawia Austrii pole do urządzenia w przyszłości stosunku jej do Niemiec. Wynika z tego, że jakiś stosunek zostaje, a to stwierdzałoby nasze domysły, że zupełne odsądzenie Austrii od wszelkiego wpływu na sprawy niemieckie nie byłoby Francji na rękę.

Według dzienników Francja wnosić miała wykluczenie ze Związku tak Austrii jak i Prus, a zachowanie w nim samych tylko mniejszych państw niemieckich. Se non è vero, è ben trovato [jeśli to nie jest prawdziwe, to dobrze wymyślone][15]. Że jednak od zwycięskich Prus nie można rozsądnie wymagać, żeby się zrzekły tego właśnie, dla czego wojnę podjęły, że Prusy pierwszej roli w Niemczech wydrzeć sobie nie dadzą, przeto stać by się mogło, że Francja starać się będzie tę ich pierwszą rolę przyćmij ile się da drugą rolą przeznaczoną Austrii, i obok pruskiej donny Anny, zostawić w Rzeszy donnę Elwirę, niezadowoloną, trochę zazdrosną, ale ze znaczną przecież partię do śpiewania. Przed kilkoma dniami jeszcze, kiedy pierwsza propozycja zawieszenia broni nie doszła do skutku, kiedy Prusacy pomimo francuskiej mediacji szybkim pochodem posuwali się ku Wiedniowi, a włoskie wojska wchodziły do odstąpionej Francji Wenecji jak do zajezdnego domu, oburzała się opinia w Austrii na zdradę i piekielną perfidię cesarza Napoleona. Zdrady tej nie było nigdy; nie znając bynajmniej sekretów gabinetowych, można przecież twierdzić śmiało, że cesarz Napoleon pracował pomimo wszystkiego nad ocaleniem Austrii, i że chce ją widzieć dość potężną, by zawsze ambitną być mogła.

Jeżeli jest perfidia, to w tym chyba, że cesarz Napoleon nie użył całego wpływu, całej przewagi, jaką mu nadaje stanowisko jego pomiędzy wojującymi stronami, ażeby skłonić Austrię do wystąpienia ze Związku. Wyobraźmy sobie bowiem Austrię poza Związkiem Niemieckim, oswobodzoną szczęśliwie od tej ciężkiej kuli przy nodze, która się nazywała Wenecją, wzbogaconą prawdopodobnym za Wenecję wynagrodzeniem, a choćby tylko oszczędzeniem tego, co ją utrzymanie Wenecji kosztowało, wyobraźmy sobie jej uwagę, jej czynność, jej siły, nie rozstrzelone na sprawy włoskie i niemieckie, ale skupione na wewnątrz, wystawmy sobie Austrię bez żadnego możliwego powodu do antagonizmu z Francją i nie mającą ani jednego interesu sprzecznego z interesem tej ostatniej – czyż taka Austria nie miałaby przyszłości pięknej, a zwłaszcza pewniejszej od swojego wpływu we Włoszech i od tego stanowiska w Niemczech, do którego zmierzała dotychczasowa opłakana polityka? Federacja wszystkich szczepów od Wisły do Dunaju, z których każdy widziałby swój interes w należeniu do Monarchii, a między którymi równowaga łatwo dałaby się utrzymać, bo jeden tylko między nimi mógłby rościć sobie pretensje do górowania nad innymi, a naprzeciw temu jednemu można by postawić odrębne dążności wszystkich innych, ze skarbem w porządku i oparta na prawdziwym zadowoleniu swoich ludów, mogłaby Austria pod odmienną nieco formą dojść wkrótce do potęgi, jakiej dawno nie miała. Prawda, że musiałaby zadać sobie gwałt bolesny, ale z tej bolesnej operacji wyszłaby odrodzona, kiedy tymczasem, gdyby w Związku Niemieckim pozostała, upokorzona, na stanowisku podrzędnym nieodpowiednim ani swoim siłom ani historii cesarskiego Domu. Jeżeli upokorzeniem tym dręczona zechciałaby wziąć odwet i całą swoją uwagę zwrócić w stronę Niemiec, jeżeli dla namiętności swoich niemieckich poddanych interes niemiecki pozostawiłaby jak był dotąd kamieniem węgielnym swojej polityki i co przy tradycjach dynastii i naturalnych dążnościach prowincji niemieckich jest bardzo prawdopodobnym, natenczas doszłaby może z czasem do jakiegoś odwetu, może dla miłości własnej znalazłaby słabą jaką pociechę, ale zamiast się odrodzić, zamiast wzmóc się w sobie, zostałaby, czym była dotąd i nie wyleczyłaby się z najcięższej swojej choroby, którą jest dominacja żywiołu niemieckiego we wszystkich krajach koronnych. Jeżeli interes niemiecki pozostanie zawsze na pierwszym planie, nie może być inaczej, jak że rząd będzie musiał folgować tym, którzy ten interes wspierają i reprezentują, to jest liberalnym centralistom w Wiedniu, a biurokracji w krajach koronnych. Rzeczy zostaną, jak były. Ale jakiej pomocy, jakich poświęceń rząd będzie mógł wymagać wtedy od krajów koronnych niezaspokojonych w swoich uczuciach narodowych, rządzonych przez element napływowy i obcy, niezwiązanych z Monarchią najpierwszym z interesów, interesem narodowości? Ująć ludy Austrii za ten ich interes, a przywiąże się je do państwa i do dynastii, oprze się swoją potęgę na najtrwalszej, najszerszej podstawie. Zostawić je pod przewagą żywiołu niemieckiego i pod rządami biurokracji, a połączenie zostanie jak było dotąd, czysto mechaniczne, przez policję i siłę wojskową. Na takim Związku polegać nie można, i gdyby nie on, nie mówiliby dziś pruscy jenerałowie w swoich odezwach o koronie świętego Wacława, a Wrocław nie byłby główną kwaterą reprezentantów węgierskiej emigracji. Co zaś rząd korzysta z dotychczasowego uprzywilejowanego stanowiska swoich niemieckich poddanych, ile liczyć może na ich wdzięczność, patriotyzm i poświęcenie, tego przykład znaleźć można w zachowaniu miasta Wiednia wobec niebezpieczeństwa pruskiego napadu.

Gdyby ten zeszyt naszego pisma wpadł przypadkiem w rękę jakiemu zwolennikowi hegemonii Niemców w Monarchii, czytelnik ten nie omieszkałby nam zapewne powiedzieć: Voues étas orfèvre Monsieur Josse[16]. Nie wypieramy się bynajmniej, że przemawiamy w interesie Galicji i w interesie naszej narodowości, ale twierdzimy śmiało, że taka droga postępowania leży zarówno w interesie państwa austriackiego. Grzechem jest pierworodnym rządów absolutnych i policyjnych, że oddzielają zawsze interes rządzących od interesu rządzonych i gnębią ten ostatni w błędnym przekonaniu, że służą pierwszemu. Do jakich dochodzi się rezultatów wyszedłszy z takiego stanowiska, doświadczyły już wszystkie niemal państwa europejskie, a żadne tak często i tak dotkliwie, jak właśnie Austria. W państwie zaś złożonym z wielu rożnych plemion, interes rządzonych zawsze będzie pognębionym, jeżeli jedno plemię będzie miało monopol rządzenia drugimi.

Nikt bardziej od nas nie jest przekonanym, że potężna federacyjna Austria jest silną obroną naszej narodowości. Że należeć do państwa austriackiego jest głównym interesem naszej prowincji. Ale właśnie dlatego, że pragniemy, choćby też tylko dla własnego dobra, Austrii potężnej, nie przestaniemy jej powtarzać ze szczerego serca, że trwałą siłę i wielkość znajdzie wtedy najłatwiej, wtedy tylko, jeżeli kraje swoje połączy węzłem federacyjnym, a każdemu z nich zostawi wolność rządzenia się u siebie przez krajowców.

Wiemy dobrze, że decyzja taka kosztuje i że nie przyszłaby bez trudu, ale niemniej dlatego, przez samą życzliwość dla rządu, poczuwamy się do obowiązku wypowiedzenia otwarcie tego, co nasz kraj, równie jak inne kraje koronne, może samo jedno zaspokoić. Kiedyż zresztą pora na wielkie i śmiałe kroki, jeżeli nie w chwilach wielkich przejść i niebezpieczeństw. Aux grands maux les grands remèdes; warto zadać sobie ból chwilowy, żeby się zupełnie wyleczyć, warto zdobyć się na krok śmiały, żeby się dostać na silne i obronne stanowisko.

Pomimo wszystkiego zatem, pomimo że państwa zagraniczne rade by może zostawić Austrii jakąkolwiek choćby małą rolę w Związku Niemieckim, pomimo tego, nie można doradzać jej nic innego, jak dobrowolne z onego wystąpienie. Jeżeli można wierzyć dochodzącym z Wiednia odgłosom, myśl ta miała być roztrząsaną, a przynajmniej przypuszczaną w najwyższych nawet sferach. Czy zostanie ostatecznie przyjętą, tego nikt przesądzać się nie poważy, jedno atoli przewidywać można, to jest, że gdyby się tak stało, stanowisko Węgier w tym nowym ustroju Monarchii musiałoby z natury rzeczy być bardzo dominującym. Nie zbywa na pogłoskach o mającym się utworzyć gabinecie Deák[17]-Belcredi[18], ani nawet o gabinecie, którego firmą byłby pan Deák bez spółki. Nawet jeżeli Austria w Związku Niemieckim pozostanie, wpływ Madziarów na rząd wzmóc się musi koniecznie; jeżeli zaś ze Związku wystąpi, wpływ ten stanie się najpotężniejszym. A wtedy nasuwa się pytanie, czy Węgrzy nie zechcą nadużyć tego szczęścia, które im wpada w ręce? W rozum węgierskich mężów stanu, zwłaszcza po smutnych doświadczeniach ostatnich lat osiemnastu, ufać by należało, że Węgrzy wiedzą, czym jest dla rządzonych supremacja jednego plemienia, i jak się kończyć zwykła dla rządzących. Należałoby przypuszczać, że Węgrzy poprzestaną na słusznej mierze wpływu na rząd, a nie zechcą wywierać niczym nieusprawiedliwionego wpływu na inne kraje koronne.

Bylibyśmy o to zupełnie spokojni, gdyby postępowanie Madziarów z Słowianami węgierskimi i południowymi nie zdradzało pewnych podufałych pociągów do madziaryzacji. Tych przede wszystkim Węgrzy pozbyć się powinni. Supremacja ich wywierać się może w pewnym tylko zakresie, i to, ze względu na ich małą liczbę, w zakresie dość ciasnym. Gdyby ją chciano rozprężyć gwałtem na inne kraje koronne, powstałby zaraz antagonizm nieunikniony, sprawiedliwy, który dla Węgrów nie skończyłby się tryumfem, a dla Monarchii skończyć by się musiał na najsmutniejszych wewnętrznych zatargach.

Jeżeli środek ciężkości Monarchii przeniesie się rzeczywiście do Węgier, natenczas strzec się przede wszystkim Węgrom wypadnie, aby nie wpadli w ten sam błąd, którym Niemcy przez lat wiele doprowadzali ich samych do rozpaczy, a który Monarchii tyle prawie zaszkodził, co pojedynczym jej krajom. Niech nie żądają być wszystkim w państwie, wszystkim rządzić, wszystko dla siebie stosować, bo czynność swoją zmarnują na przedsięwzięciu niewdzięcznym i niepodobnym, a stanowisko swoje własne w Monarchii wielce tym sposobem osłabią. Miejmy nadzieję, że węgierscy mężowie stanu, jeżeli będą powołani do wielkiego dzieła reorganizacji Monarchii, wezmą prawdę powyższą za fundament swojej budowy.

Jeżeli Austria rzeczywiście ze Związku wystąpi, i zmieni od razu i stanowczo dotychczasowe warunki swojego bytu, to można będzie podziwiać trafne w niej ocenienie swojego położenia i odwagę, z jaką zdobywa się na bolesne zawsze zerwanie z przeszłością, można jej wróżyć pomyślną przyszłość, jeżeli wyrzekłszy się polityki niemieckiej i włoskiej, a zmieniwszy system administracyjny, zostanie naprawdę państwem federacyjnym węgiersko-słowiańskim, ale nie będzie można dziwić się nad miarę, bo doświadczenie uczy, że w wielkich przejściach gabinet wiedeński znajduje w sobie niepospolitą siłę inicjatywy. Mamy tu na myśli odstąpienie Wenecji, dokonane na dni kilka przed nieszczęśliwą bitwą trzeciego lipca[19]. Ten sam układ zrobiony kilkoma tygodniami wcześniej byłby zapewne udaremnił pruskie zamysły i wojnę zażegnał; można żałować, że się tak nie stało, ale dziwić się trudno, że Austria ustąpić nie chciała pod groźbą włoskich uzbrojeń. Państwa mają swój honor jak indywidua. Widok zaś był piękny i miły dla lepszych umysłów, jak po świetnym zwycięstwie, cesarz odstępował dobrowolnie prowincji, która paraliżowała w znacznej części siły Austrii i stawiała ją w ciągłej nieprzyjaźni z dwoma państwami w Europie. Odstąpienie Wenecji było dla cesarza niezawodnie trudnym i ciężkim poświęceniem, ale nie było sądzimy bez pociechy, bo oprócz najszczerszego uznania całej Europy, przynieść musiało Jego Ces. Mości przekonanie, że obroniwszy godność swojego państwa, zabezpiecza w sposób najskuteczniejszy tego państwa interes. Korzyści ustąpienia Wenecji są nieobliczone. Austria pozbyła się prowincji, która dawała jej na sprawy włoskie wpływ nader wątpliwy i niekonieczny wcale do jej stanowiska i potęgi, a która więziła najlepsze siły i pochłaniała najlepsze dochody Monarchii. Dodajmy do tego, że kosztem Wenecji okupiła się zgoda z Francją i usunął jedyny między tą a Austrią punkt sporny, że gdy przejdzie żal z jednej strony a nerwowe rozdrażnienie z drugiej, łatwo nastać może stały i prawdziwy pokój z Włochami, że odstąpienie to pociągnie prawdopodobnie za sobą przeniesienie długów, a nikt nie zaprzeczy, że fakt to najszczęśliwszy dla Austrii. Tak go pojęli jej nieprzyjaciele, a po niczym nie można tak sądzić trafności swoich własnych kroków, jak po radości lub smutku nieprzyjaciół. Odstąpienie Wenecji wywołało w obozie pruskim popłoch niemały wcale. Prusy zostawały bez sprzymierzeńca; zwycięska armia południowa mogła w krótkim czasie połączyć się z północną, a czynne wystąpienie Francji zdawało się koniecznym i niechybnym. Można było rozpaczać nad krokiem takiej zręczności i takiej doniosłości praktycznej. Obawy pruskie były naturalne, zabiegi łatwe do pojęcia; co dziwniejsza, to płonność tych obaw i nadspodziewanie pomyślny skutek zabiegów.

Zaledwie gruchnęła po Europie wieść o odstąpieniu Wenecji, zaledwie przyjaciele i Włoch i Austrii zdołali powitać ją z zapałem, zaledwie zaczęli się cieszyć tą nową wygraną zasady narodowości, zaledwie pogasły w Paryżu światła iluminacji i ucichły okrzyki radości z powodu, że spełniony program „od Alp do Adriatyku” – kiedy w lot za tamtą nadbiegła wieść druga, wieść, że Włochy odstąpienia Wenecji nie uznają, ale chcą ją krwią swoją zdobywać. Na kim zdobywać? Tego nie wytłumaczyły żadne późniejsze komentarze. Nie na Austrii, skoro ta Wenecję oddała; nie na Francji, skoro ta nie była wzięła w posiadanie ustąpionej sobie prowincji. Dość, że od Alp do Tarentu rozległ się jeden krzyk oburzenia na sromotę, jaką niecny Napoleon wyrządzić chciał Italii, a za tym krzykiem poszedł niebawem marsz triumfalny wojsk włoskich po weneckiej równinie, który zaprawdę płochym tylko lub roznamiętnionym umysłom mógł się wydać bohaterską obroną narodowej godności. W rzeczy triumf to dość mizerny zajmować wojskiem kraj opuszczony, a bohaterstwo niedrogie wchodzić do nieobronnej Padwy i Vicenzy. Włochy nie chcą przyjąć Wenecji z rąk obcych, ale chcą zawdzięczać ją sobie. Uczucie zrozumiałe zapewne; godzi się przecież powiedzieć, że nawet zająwszy ją swoim wojskiem, zawdzięczać ją będą nie swojemu orężowi, ale owej ugodzie pomiędzy Austrią i Francją, bez której zapał włoski byłby się rozbił o szańce i mury czworoboku. Możemy się mylić, ale zdaje nam się, że godniej było przyjąć Wenecję z rąk Francji, jak wmawiać w siebie wbrew oczywistości, że się ją sobie zawdzięcza. Doprawdy, nie wiedzieć, co myśleć o tym tak drażliwym uczuciu wstydu na półwyspie. Zdawało się dotąd, że pieczone gołąbki są rzadkim darem Fortuny, nikt nie wiedział, że są sromotą i hańbą. Pokazuje się, że tak jest, i stwierdza się raz jeszcze, że szczęście dziwnie na ludzi wpływa i dziwnie ich sądy przewraca. Włochy są zbyt szczęśliwe, zbyt pewne swego szczęścia, żeby je słusznie ocenić umiały. Nikt żywiej od nas nie szanuje uczucia narodowej godności, ale tutaj godność ta nie była narażoną ani na najmniejszy uszczerbek; powodem tym nie da się zbyć żaden człowiek myślący i nie robimy Włochom tej krzywdy, byśmy wierzyć mieli, że naprawdę chodziło im, jak się potocznie mówi, o honor. Traktat z Prusami obowiązywał wprawdzie Włochów i nie pozwalał im zawierać pokoju na swoją rękę. Czy to był wzgląd istotny i stanowczy, czy tylko wygodny pretekst, trudno rozstrzygać. Przyzwyczajono nas tak mało wierzyć w dobrą wiarę traktatów, że tym bardziej gotowiśmy szanować ją u Włochów, jeżeli była rzeczywiście powodem ich kroku; zdaje nam się przecież, że w żadnym razie nie była powodem jedynym i że obok tego były jeszcze i inne. Wiadomo, że jeżeli jest na świecie rzecz, która by ludziom ciążyła więcej jak nieproszona opieka, to rzeczą tą jest wdzięczność. Włochy od lat siedmiu dźwigają ten podwójny ciężar wdzięczności i francuskiej opieki[20], rzecz prosta, że jedna i druga, a przy nich narodowa ambicja, wywołały w nich niechęć do Francji, którą żal za sprawę rzymską i żywy temperament przerodziły w coś podobnego do nienawiści. Zrzucić z siebie ten ciężar wdzięczności, wyemancypować się spod tej opieki, oto dziś hasło Włochów, oto cel ich wyprawy w kraj wenecki, oto wreszcie słowo, które tłumaczy zagadkę owej zgrozy i oburzenia. Uczucie to możemy zrozumieć, choć nie wielbić, a do niego łączy się jeszcze u Włochów wyrachowanie, że biorąc Wenecję nie z rąk francuskich, ale jako rzecz niczyją, uwolnią się od wszelkich warunków i kompensat na rzecz czy to Austrii czy Francji, i że posuwając się w głąb krajów austriackich wytargują całość lub choćby część tylko trydenckiego okręgu. Sezonowanie to ma wiele za sobą, może jednak kosztować Włochów niemało. Być może, że cesarz Napoleon zechce wziąć tę całą wyprawę za dziecinną fanfaronadę, być może, że Francja nie raczy się obrazić. Ale gdyby tak było, Włochy mogłyby odpokutować drogo swój pochód triumfalny, i mogłyby nie przeszkodzić podjęciu na nowo dawnej myśli konfederacji włoskiej, która przy okupacji Rzymu przez Francuzów i przy niezbyt zawsze pomyślnym stanie rzeczy w Neapolu, mogłaby łatwo dać się wznowić, gdyby Francja pomścić się chciała na niewdzięcznych.

W Rzymie wiadomość o odstąpieniu Wenecji sprawić miało ogromne wrażenie. Austria na półwyspie zdawała się wielu politykom nadzieją rozbicia jedności włoskiej, a może rękojmią powrotu do dawnego stanu rzeczy. Dziś Austria opuściła Wenecję, a do jedności włoskiej samego tylko Rzymu brakuje. Położenie stolicy apostolskiej staje się nader trudnym. Za sześć tygodni upływa termin wrześniowej konwencji, po którym ustać ma okupacja francuska. Dzisiejszy stan rzeczy na półwyspie posłuży może Francji za pozór pozostawienia wojska swego w Rzymie po upływie tego terminu, na przyszłych konferencjach lub kongresie starszy syn kościoła wymoże niezawodnie na Włochach uroczyste poręczenie całości dzisiejszych granic państwa papieskiego, niemniej wszelako położenie tego państwa pozostanie trudnym i niepewnym. Z drugiej znów strony rządowi włoskiemu nie da spocząć na chwilę powszechny krzyk: „Roma o Morte”. Dotychczas na wołanie takie odpowiadało się: „pierwej Wenecja”; dziś odpowiedzi tej nie ma. Jakkolwiek dalekie są stosunki dworów rzymskiego i florenckiego, nie jest przecie może niepodobnym, by z tych dwóch tak trudnych położeń nie wynikło, jeżeli nie porozumienie, to przynajmniej układy. Kto pamięta misję pana Vegezzi[21] z roku 1865 i tajemne porozumiewania się tych dwóch dworów w roku 1862, ten wie, że układy nie są niepodobne; a kto wie, jak wielce dworowi rzymskiemu ciąży okupacja francuska, ten może przypuścić, że kuria gotowa by może ponieść jaką ofiarę, byle się pozbyć tej opieki. Przy znanej zręczności rzymskiej dyplomacji, układy z Włochami za plecami Francji nie należą dziś może do rzeczy niepodobnych.

Wobec tej wojny, która stanowić może epokę w historii Europy, schodzą wszystkie inne wypadki do nader drobnych rozmiarów. Gdyby uwaga wszystkich krajów i narodów nie była tak przykutą do tego, co się dzieje pod Wiedniem, to fakty takie, jak zmiana gabinetu w Anglii lub tak zwane prawo interpelacji nadane francuskiemu ciału prawodawczemu, zajmowałyby potężnie opinię publiczną w całej Europie, a prasa trzęsłaby się od krytyki tej smutnej i nieśmiałej karykatury jednego z najcenniejszych przywilejów reprezentacji. Dziś fakt ten przechodzi prawie niepostrzeżony; zaledwie ktoś pobieżnie zapyta, czy taka wewnętrzna polityka cesarza może wydać pomyślne dla niego skutki, i zaraz odwraca się w inną stronę, wyglądając niespokojnie rychło li rozstrzygnie się sprawa pomiędzy Austrią i Prusami, i jaki kształt przybiorą potem polityczne stosunki Europy. Z tego też samego powodu cicho w dziennikach o zmianie angielskiego ministerium. Swoją szczęśliwą polityką zagraniczną zrobiła Anglia tyle, że kontynent nauczył się mniej na nią oglądać, a nowi ministrowie śpieszą na wyścigi utwierdzić go w tym przyzwyczajeniu, oświadczając uroczyście przy każdej sposobności, że Anglia ubolewa nad wojną, że spodziewa się rychłego pokoju, i że jest w błogiej zgodzie z całym światem. Z przemów tych znaczących wnosić można, że polityka lorda Russella[22], której błogie skutki okazały się tak jawnie w sprawie duńskiej, będzie także zagraniczną polityką Torysów.

Oprócz, że powinszowała cesarzowi austriackiemu zwycięstwa pod Custozzą, a królowi pruskiemu zwycięstwa pod Könnigrätz, Rosja nie dała przez ten czas widomego znaku życia na zewnątrz. Gdzie te czasy, kiedy w każdym sporze między panami chrześcijańskimi cesarz Mikołaj[23] przybierał dumną postawę i wielkie tony najwyższego arbitra Europy? Dziś Rosja drapuje się w dobrowolną neutralność, ale pod tym wspaniałym pozorem znać niemoc. Nie jest ona wyspą jak Anglia, i wielkie przeobrażenia na kontynencie dotyczą ją tak blisko, że powinna by rzucić na szalę wypadków słowo swoje ważne i stanowcze. Jednak milczy. Kolos musi być słabym. Znając go, nie można wątpić, że rad by stanąć pośród wojujących, nałożyć im swoją wolę, nauczyć ich słuchać swojego głosu; jeżeli nie staje, to dlatego, że go trzyma jakaś niemoc w stawach i kościach, że rozkład krwi i soków nie pozwala zrywać się na śmiałe i męczące przedsięwzięcia. Prace wewnętrzne, wielkie dzieła reform i zniszczenia, służą Rosji za pożądany pozór tej wstrzemięźliwości. La Russie se recueille, wywłaszcza, więzi, wywozi na Sybir, słowem kształci i wyrabia swoje i polskie społeczeństwo. Wśród prac tak wielkich i zbawiennych nie może na sprawy europejskie wywierać tyle wpływu, ile jej z prawa należy. Przewidując jednak, że mógłby przyjść pomyślny zbieg okoliczności, który by jej pozwolił łowić w mętnej wodzie, przewidując wycieńczenie Austrii i wysilenie Prus, a może czynny udział Francji, gdyby wojna wznowić się miała, gromadzi nad granicami wojska, które jeżeli nie zdadzą się na co innego, to przynajmniej zrobić mogą na Europie taki efekt, jak kartonowe miasta Potiomkina[24] na Katarzynie[25] za krymskiej podróży. Pod Łuckiem zbiera się obóz; nic dziwnego, że przy znanych pretensjach Rosji do wszech Rusi, obóz ten tak blisko granicy niepokoić może umysły w naszym kraju. Wkroczenie tych wojsk do Galicji nigdy nam się prawdopodobnym nie wydawało, a cóż dopiero dziś, kiedy wojna zdaje się być skończoną; sądzimy przecież, że nie byłoby od rzeczy, gdyby rząd wypowiedział był w swoim czasie słowo jakieś obliczone na uspokojenie tych obaw, i na zapewnienie prowincji, że jest bezpieczną od wszelkiej, choćby tylko tymczasowej okupacji rosyjskiej.

W dzisiejszej chwili walki i przejścia, sprawy nasze prowincjonalne nie mogą spodziewać się rychłego w Wiedniu załatwienia. Niewiele też można o nich powiedzieć; to jedno chyba, że deputacja w sprawie katastru miała niedawno u pana ministra stanu posłuchanie, które oby wpłynęło na zmianę tak uciążliwego dla kraju stanu rzeczy. O skutkach owego posłuchania dziś naturalnie mowy być nie może, wszelako dobrego skutku spodziewać się chcemy, bo świeżo jeszcze mieliśmy dowód dobrych zamiarów dzisiejszego ministerium. Zdawałoby się, że kwestia osób jest rzeczą tak podrzędną, iż nawet w ciasnym życiu prowincjonalnym nie można jej podnosić do znaczenia wypadku. Wszelako za wypadek ważny i szczęśliwy uważać musimy nominację pana Radcy nadwornego Possingera[26] na naczelnika komisji namiestniczej w Krakowie. System hr. Bercredi do dziś dnia jest jeszcze tylko obietnicą, a administracja kraju została, czym bywała dawniej. W takim stanie rzeczy nie można brać za rzecz małą ani obojętną, jeżeli administracja jednej części kraju oddaną zostaje w ręce człowieka, który posiada szacunek, i niech nam wolno będzie powiedzieć, sympatię tego kraju. W trudnym swoim stanowisku, jako komisarz rządowy na sejmie, umiał pan Possinger strzec pilnie praw korony i szanować prawdziwie prawa reprezentacji krajowej, a nie poświęcając w niczym interesu państwa, uwzględniać zawsze interes prowincji. Toteż wiadomość o tej nominacji przyjął kraj z prawdziwą radością i z zaufaniem w jej pomyślne skutki. Oby ta zmiana mogła być wskazówką i rękojmią, że skoro nastąpi chwila spoczynku, rząd weźmie się niebawem do tak dla niego potrzebnej reformy systemu rządzenia, i że wszystkie sprawy kraju naszego powierzy ludziom znającym jego stosunki i posiadającym jego zaufanie.

Dnia pierwszego sierpnia odbyć się mają wybory do rady miasta Krakowa, od tak dawna pozbawionego tej instytucji. Powrót jej do życia witamy z tym większą radością, im dłużej miasto nasze nadaremnie jej czekało. W szczęśliwy wypadek wyborów i w skuteczną działalność Rady miejskiej wierzymy z całym zaufaniem, a wprowadzenie w życie tej instytucji daje nam bodajby nie płonną nadzieję, że jak Statut dla miasta Krakowa, tak i inne uchwały sejmu dostaną rychło sankcję cesarską, i wprowadzone w życie, spełnią najgorętsze żądania i zaspokoją najistotniejsze kraju potrzeby.

W Księstwie Poznańskim odbyły się świeżo wybory do sejmu Berlińskiego. Wiadomo, że chwila wyborów jest w Wielkopolsce bardzo zawsze ważną i ciekawą; siły polskie i niemieckie muszą wtedy wystąpić i zmierzyć się z sobą. Tym razem, pomimo większej jak zazwyczaj presji ze strony rządu, pomimo że duchowieństwo uważane za głównego przy wyborach agitatora, wstrzymało się od wszelkiego przedwyborczego działania na rozkaz księdza arcybiskupa Ledóchowskiego[27], wybory wypadły nie tylko pomyślnie, ale pomyślniej niż zwykłe. Koło posłów polskich w Berlinie liczyć będzie o parę głosów więcej niż na ostatniej sesji; przybytek ten głosów polskich nie może naturalnie mieć znaczenia w sejmie, ale ma znaczenie w prowincji; bo dowodzi, że Wielkopolska nie ustaje i nie słabnie w swojej zaciętej obronie, ale że prowadzi ją z tą samą zawsze siłą, z tą samą jednością kierunku i z tym samym patriotyzmem.

 

Pierwodruk: Przegląd Polityczny, „Przegląd Polski” 1866, z. 2, s. 416-429 (tytuł pochodzi od redakcji)

 

*  *  *

Tekst opracowany w ramach projektu: Geopolityka i niepodległość – zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Tekst jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosownej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018.

 



[1] Otto von Bismarck (1815-1898) – prusko-niemiecki mąż stanu, poseł pruski przy sejmie związkowym we Frankfurcie, poseł w Rosji, ambasador we Francji. Jako prezes ministrów Prus (od 1862 r.) zapewnił im hegemonię w Niemczech (zwycięska wojna z Austrią, 1866). Zwycięstwo w wojnie z Francją (1870-1871) umożliwiło zjednoczenie Niemiec, po którym Bismarck został pierwszym kanclerzem nowo utworzonego Cesarstwa Niemieckiego. Pełnił ten urząd w latach 1871-1890 – w tym czasie m.in. rozbudował ustawodawstwo socjalne, wprowadził przepisy antysocjalistyczne, prowadził politykę Kulturkampfu.

[2] Thomas Carlyle (1795-1881) – brytyjski pisarz, filozof i historyk, krytyk tendencji demokratycznych, utylitarystycznych i wolnorynkowych, przeciwstawiający im swoiście ujmowany elitaryzm; w swym najbardziej znanym dziele On Heroes (1841) przedstawił apologię wybitnych jednostek, które swoją wolą i poświęceniem zmieniają bieg dziejów; jednym z jego ulubieńców był Fryderyk II pruski, którego biografię opublikował. Duży wpływ na literaturę miała też jego satyryczna powieść Sartor resartus (1833-1834).

[3] Fryderyk II Hohenzollern, zwany Wielkim (1712-1786) – król Prus od 1740 r., uczynił je jedną z największych potęg europejskich. Wśród władców swej epoki wyróżniał się wykształceniem: pozostawił po sobie prace historyczne i filozoficzne, pisywał wiersze, był mecenasem uczonych i artystów (przyjaźnił się np. z Wolterem). Zarazem prowadził ekspansywną politykę międzynarodową, m.in. inspirując i przeprowadzając pierwszy rozbiór Polski. Toczył także wojny z Austrią (wojna o sukcesję austriacką, 1741-1742, w wyniku której Prusy zajęły Śląsk; wojna o sukcesję bawarską, 1778). Uwikłał Prusy w wojnę siedmioletnią (1756-1763), w której przeciwko nim wystąpiła koalicja austriacko-francusko-rosyjsko-saksońska, uniknął jednak klęski.

[4] Związek Niemiecki powstał na mocy postanowień kongresu wiedeńskiego. Po wojnie austriacko-pruskiej 1866 r. zastąpił go Związek Północnoniemiecki. W skład nowego związku weszły 22 państwa niemieckie, leżące na północ od Menu, oraz Wielkie Księstwo Poznańskie. W porównaniu z poprzednim związkiem w nowym zabrakło więc m.in. Austrii i Bawarii. Początkowo był związkiem wojskowym, zaś od 1 lipca 1867 r. państwem federalnym, działającym w oparciu o konstytucję opracowaną przez Bismarcka. Istniał do 1871 r., gdy powstały zjednoczone Niemcy. Dominowały w nim – formalnie i praktycznie – Prusy.

[5] Dewiza życiowa Cezara Borgii (1476-1507), włoskiego kondotiera, syna papieża Aleksandra VI.

[6] Aleksander II Romanow (1818-1881) – syn Mikołaja I, od 1855 r. cesarz rosyjski, autor liberalnych reform (m.in. uwłaszczenia chłopów w 1861), stłumił powstanie polskie, doprowadził do rozszerzenia granic Rosji na Kaukazie, w Azji Środkowej i na Dalekim Wschodzie. Zginął w zamachu dokonanym przez członka „Narodnej Woli”, Polaka J. Hryniewickiego.

[7] Franciszek I de Valois (1494-1547) – król Francji od 1515 r., założyciel Collège de France, mecenas artystów, odnosił sukcesy w kampaniach we Włoszech, prowadził też – ze zmiennym szczęściem – batalie z cesarzem Karolem V, którego był – bez powodzenia – konkurentem w rywalizacji o tron Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego.

[8] Henryk IV Burbon (1553-1610) – król Nawarry od 1572 r. i Francji od 1589 r., protoplasta dynastii Burbonów. Władzę przejął po wygaśnięciu głównej linii Walezjuszów. Henryk zakończył wojny religijne między hugenotami a katolikami, wydając edykt nantejski (1598). Sam, aby utrwalić swe rządy, przeszedł w 1593 r. na katolicyzm (znane są jego słowa: „Paryż wart jest mszy”).

[9] Armand Jean du Plessis de Richelieu (1585-1642) – francuski kardynał i polityk, od 1625 r. pierwszy minister króla Francji Ludwika XIII, reformujący państwo francuskie w duchu absolutystycznym i dążący do wzmocnienia jego pozycji w Europie, zwłaszcza poprzez osłabienie Habsburgów.

[10] Ludwik XIV (1638-1715) – król Francji i Nawarry z dynastii Burbonów. Samodzielne rządy zaczął sprawować dopiero po śmierci kardynała Mazarina (1661). W polityce wewnętrznej przeprowadził szereg reform; usprawniona administracja królewska stała się oparciem dla absolutystycznej formy rządów. Podczas wieloletniego panowania prowadził aktywną politykę zagraniczną, toczył szereg wojen o prymat na kontynencie europejskim, walczył m.in. z Hiszpanią, Holandią, tzw. Ligą Augsburską oraz koalicją angielsko-habsbursko-niderlandzką w wojnie o sukcesję hiszpańską (1701-1713).

[11] Napoleon I Bonaparte (1769-1821) – cesarz Francuzów (1804-1814). 9 listopada 1799 r. obalił rządy dyrektoriatu i objął władzę jako konsul, w 1804 r. koronował się na cesarza. Zapisał się w dziejach jako wybitny dowódca i reformator (kodeks Napoleona). Pokonany przez koalicję na czele z Anglią i Rosją, zmarł na zesłaniu, na Wyspie św. Heleny.

[12] Napoleon III (1808-1873) – cesarz Francuzów (1852-1870), bratanek Napoleona I, wychowany na emigracji. W 1848 r. został wybrany prezydentem Republiki. W wyniku konstytucyjnego zamachu stanu (1851) i wygranego plebiscytu ogłosił się cesarzem (1852). Początkowo odnosił sukcesy gospodarcze i polityczne, jednak jego rządy zakończyły się przegraną wojną z Prusami, wzięciem do niewoli samego cesarza i jego detronizacją (formalnie w 1871, choć władzę stracił już w 1870 r.). Po zwolnieniu z niewoli resztę życia spędził w Anglii

[13] Pałac Tuileries, wybudowany w 1564 r., był paryską rezydencją większości francuskich monarchów. Został zburzony przez komunardów w czasie Komuny Paryskiej w 1871 r. Władze Trzeciej Republiki postanowiły nie odbudowywać go, traktując go jako symbol czasów monarchii. W 1882 r. – mimo protestów m.in. autora wielkiej przebudowy Paryża barona Georgesa-Eugène Haussmanna – Zgromadzenie Narodowe przegłosowało zniszczenie ruin pałacu.

[14] Związek Reński, skupiający początkowo kraje z południowych i zachodnich Niemiec, powstał pod protektoratem Napoleona I w 1806 r. Z czasem – wskutek sukcesów Bonapartego i porażek Prus – przystąpiły do niego niemal wszystkie kraje niemieckie (poza Prusami, Austrią, Hesją-Kassel i Brunszwikiem), co oznaczało kres Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a więc I Rzeszy Niemieckiej. Związek rozpadł się w 1813 r.

[15] Słowa Giordano Bruno (1548-1600) – włoskiego filozofa i humanisty.

[16] Cytat z Moliera (1662-1673).

[17] Ferenc Deák (1803-1876) – węgierski polityk, reformator węgierskiego prawa, w czasie rewolucji węgierskiej 1848 r. obrany pierwszym ministrem sprawiedliwości Węgier, był zwolennikiem uregulowania relacji Węgier z Austrią na podstawie politycznej i prawnej – zaangażował się w działania, które doprowadziły do powstania w 1867 r. Austro-Węgier.

[18] Richard Belcredi (1823-1902) – hrabia, polityk austriacki, namiestnik Czech (1864) i premier Austrii (1865-1867). Projektował przekształcenie monarchii habsburskiej w federację 5 królestw: Węgier, Galicji, Czech, krajów niemieckich i południowej Słowiańszczyzny. Jego gabinet upadł wskutek oporu przed reformami środowisk chcących zachować rozwiązania centralistyczne.

[19] Mann wspomina przegraną przez Austriaków bitwę pod Sadową (3 lipca 1866 r.), kluczowe starcie wojny prusko-austriackiej.

[20] Tj. od wojny francusko-austriackiej 1859 r.

[21] Giovenale Vegezzi Ruscalla (1799-1885) – włoski dziennikarz, dyplomata, zasłużony w staraniach na rzecz niepodległości Rumunii.

[22] John Russell (1792-1878) – polityk brytyjski, jeden z przywódców Partii Liberalnej, premier Wielkiej Brytanii (1846-1852, 1865-1866).

[23] Mikołaj I Romanow (1796-1855) – car rosyjski od 1825 r., w latach 1825-1831 król Polski (Królestwa Kongresowego). Stłumił powstanie dekabrystów (1825) oraz powstanie listopadowe. Po klęsce polskiego powstania zastosował politykę represji, zniósł konstytucję Królestwa Polskiego i wprowadził Statut Organiczny, zamknął uniwersytety w Warszawie i w Wilnie. W 1846 r. wojska rosyjskie uczestniczyły również w zwalczaniu powstania krakowskiego, w 1849 r. Mikołaj pomógł cesarzowi Austrii w walkach z powstaniem węgierskim. Umocnił pozycję Rosji na Bałkanach, aczkolwiek w ostatnich latach panowania doznawał niepowodzeń w wojnie krymskiej.

[24] Grigorij Potiomkin (1739-1791), feldmarszałek rosyjski, faworyt Katarzyny II. W 1783 r. zajął Krym, odnosił sukcesy w wojnie z Turcją (1787-1791). Jeden z głównych inspiratorów drugiego rozbioru Polski, motywowany także chęcią powiększenia swych prywatnych dóbr, które nabył na Kijowszczyźnie i Bracławszczyźnie.

[25] Katarzyna II (1729-1796) – córka niemieckiego księcia z dynastii Anhalt-Zerbst, żona cara Piotra III, po obaleniu którego objęła rządy jako cesarzowa Rosji (od 1762 r.). Skutecznie umacniała potęgę Rosji i swe absolutystyczne rządy. Żywo angażowała się w sprawy polskie, ingerując w kwestie personalne i ustrojowe, posługując się w tym celu zarówno przekupstwem, jak i interwencją zbrojną. Przeprowadziła – w sojuszu z Austrią, a przede wszystkim Prusami – trzy rozbiory Polski, likwidując jej niepodległość.

[26] Ludwik Possinger-Choborski (1823-1905) – baron. Pełnił obowiązki namiestnika Galicji (1867-1871), był austriackim ministrem handlu (1871), gubernatorem Moraw (1874-1880) i Dolnej Austrii (1880-1889).

[27] Mieczysław Ledóchowski (1822-1902), kardynał, metropolita poznańsko-gnieźnieński i prymas Polski, początkowo zwolennik ugodowej polityki wobec władz pruskich, z czasem – pod wpływem Kulturkampfu – obrał stanowczy kurs sprzeciwu wobec germanizacji, co doprowadziło do konfliktu z rządem pruskim i jego uwięzienia. Mianowany przez papieża kardynałem, został uwolniony, ale nakazano mu opuszczenie kraju.

Najnowsze artykuły