Artykuł
Granice Polski. Przemówienie na 40. posiedzeniu Sejmu Ustawodawczego 22 maja 1919 roku

Na 40. posiedzeniu Sejmu [22 maja 1919 r.] przy rozprawie o polskiej polityce zewnętrznej, poseł S. Głąbiński wygłosił przemówienie, które jasno określiło stanowisko Związku Ludowo-Narodowego w sprawie granic Rzeczypospolitej Polskiej.

 

Wysoka Izbo! Pan prezes gabinetu, J. Paderewski[1], dla którego cała Wysoka Izba ma pełny i głęboki szacunek, przedstawił nam tutaj obraz położenia politycznego, jaki zastał w Paryżu; przedstawił nam owoce swojej i Narodowego Komitetu w Paryżu polityki i swojej pracy; przedstawił równocześnie jednakowoż niebezpieczeństwo, w jakim się jeszcze dzisiaj, niestety, sprawa polska znajduje.

Ogólne wrażenie, jakie odnieśliśmy po tej mowie, jest, obok uczucia radości, że ta Polska na konferencji paryskiej już się rodzić poczyna, równocześnie jednakowoż jest także świadomość, że mamy niewątpliwie potężnych przyjaciół, ale mamy także potężnych przeciwników, że zatem nie powinniśmy polegać wyłącznie na pomocy, jakiej się spodziewamy od naszych przyjaciół, że musimy się liczyć z potrzebami i na własnych siłach opierać się. Tą właśnie naszą siłą jest niewątpliwie w dzisiejszej chwili najpierw nasza armia, ta nasza armia zwycięska, ku której oczy nas wszystkich się zwracają z całym zaufaniem i z wdzięcznością za jej zapał, za jej poświęcenie, za te czyny, którymi dzisiaj wszyscy chlubimy się.

Ale poza tą armią jednakowoż musimy szukać siły we własnym naszym społeczeństwie, a więc w ofiarności w poświęceniu tego społeczeństwa, a dalej i w solidarności naszej. Musimy sobie zdawać sprawę, że w takiej chwili solidarność społeczeństwa całego w sprawach narodowych jest nadzwyczaj ważną i odgrywa wielką rolę, dlatego też my, reprezentanci rozmaitych klubów i komisji, czyniliśmy wszelkie zabiegi, ażeby ta solidarność na zewnątrz się ujawniła, ażeby dojść do jakichś rezolucji kompromisowych.

Chwała Bogu, udało się nam to w większej części wypadków, ale w niektórych kwestiach tej solidarności, niestety, nie mogliśmy osiągnąć. A dzisiejsze przemówienie posła Daszyńskiego[2] (socjalisty) niestety, dowodzi, że różnice są większe i głębsze, aniżeliśmy mniemali, uchwalając rezolucje w naszej komisji. I oto w czym leży różnica pomiędzy nami.

Klub Związku Ludowo-Narodowego, do którego mam zaszczyt należeć, jest tego zdania, że należy dążyć do połączenia w niepodległe państwo wszystkich ziem polskich, całej ziemi z ludnością polską, która tego pragnie, która tego się domaga, i które połączyć się musi.

Mamy obowiązek dążyć do tego, ażeby tych wszystkich Polaków, którzy graniczą tylko o miedzę, którzy tego się domagają i pragną być w jednym państwie polskim, ażeby wszystkich wziąć pod skrzydła naszej wspólnej Ojczyzny, pod skrzydła tego Białego Orła, ażeby razem mogli żyć i pracować dla naszego szczęścia.

Otóż pod tym względem, niestety, się różnimy. Różniliśmy się już w czasie wojny, w czasie tych wielkich zmagań o niepodległość naszego narodu. Mieliśmy jednostki, mieliśmy całe partie, które były tego zdania, że mają prawo do tego, ażeby już w czasie wojny kształtować granice naszej Ojczyzny, a kształtować w ten sposób, że zrzekają się rozmaitych części tej Ojczyzny.

Otóż ci, których mam zaszczyt reprezentować, byli zawsze innego zdania. Myśmy sądzili i sądzimy, że nie mamy prawa z niczego zrezygnować.

Zakończenie wojny i pokój, o którym mówił dziś szanowny pan poseł Daszyński, to niewątpliwie rzecz cenna.

Przecież naród nie żyje na to, żeby żyć w wojnie, ale na to, by dążyć do pokoju, a szczególnie naród polski nie był nigdy zaborczy. Jednakowoż, jeżeli dążymy do pokoju, to nie do pokoju za każdą cenę, to nie do pokoju za cenę prawa naszego narodu, chociażby tylko pewnego odłamu, chociażby tylko pewnej części naszego narodu.

Ja panu posłowi Daszyńskiemu przypomnę jedną scenę jeszcze z delegacji austriackiej. Przypomnę mu ostatnie posiedzenie komisji dla spraw zagranicznych delegacji austriackiej.

Były rozmaite mowy, mówił i poseł Daszyński. Mówił o konieczności pokoju, i tylko o konieczności pokoju. Przywieź – mówił poseł Daszyński – panie ministrze nam pokój z Brześcia Litewskiego, tego domaga się cały naród.

I wkrótce istotnie pan minister austriacki Czernin[3] przywiózł nam z Brześcia pokój[4], ale jaki pokój, o tym wszyscy wiemy. Pokój, przeciw któremu cały naród polski, pomimo, że był krwią zbroczony, protestował i protestować musiał.

Nie możemy też stawiać tak rzeczy, jak p. Daszyński postawił, że bezwzględnie dążymy do pokoju.

Dążymy do pokoju, ale tak długo, dopóki nie osiągniemy naszych praw, celów tej wojny, tak długo, niestety, z przykrością musimy stwierdzić, że wojna toczyć się musi i będzie. (Brawa.) Nie w tym celu nasze wojska przelewały swoją krew, nie dlatego chlubimy się naszą armią zwycięską, ażebyśmy potem mieli z rezultatów rezygnować.

Narzuconą nam wojnę prowadzimy, ażeby ta wojna była ostatecznie uwieńczona zwycięstwem, i ażeby osiągnąć te prawa, jakie się nam należą.

Dotychczasowe obrady na konferencji pokojowej w Paryżu na ogół przedstawiają istotnie ogromne zwycięstwo dla Polski, ponieważ ta stara, ta najstarsza dzielnica Polski, Ks. Poznańskie, ta dzielnica, z której niektórzy już zrezygnowali (socjaliści i wszyscy aktywiści), wraca w całości do Polski. Będzie ona na powrót częścią naszej Polski, będziemy mogli korzystać ze wszystkiego tego doświadczenia, z całego postępu, jaki ta dzielnica, najdalej na zachód posunięta, poczyniła.

Wraca Śląsk Górny, ta dzielnica, która najdłużej była od Polski oderwana, wraca wprawdzie nie cały Śląsk, tylko Śląsk Górny z wyjątkiem pewnej części, która już obecnie została zgermanizowana – Śląsk, który jest naprawdę polski, w którym na wsi trzy czwarte, a na ogół dwie trzecie ludności już za czasów pruskich przyznało się do polskości, i co do których polskości nie ma żadnej wątpliwości.

Wracają Prusy Zachodnie, równie z wyjątkiem, wraca Gdańsk, ale niestety, tylko jako wolne miasto. To jest niewątpliwie słaba strona tego traktatu, żeśmy nie mogli osiągnąć wcielenia Gdańska do Polski. Wprawdzie mógłby p. Daszyński znów nas posądzić o imperializm (zaborczość), że to jest również imperializm (zaborczość) domaganie się Gdańska, ponieważ Gdańsk jest niemiecki; a ja muszę zaznaczyć, że Gdańsk był ongiś polski i to czysto polski, a że przez naszych wrogów ludność czysto polska została tępiona i wyrżnięta, na to, ażeby zrobić miejsce dla Niemców, to już chyba nie jest winą narodu polskiego i za to naród polski pokutować nie powinien.

Moglibyśmy także wytknąć to, że niektóre powiaty, względnie niektóre gminy polskie, nie zostały wcielone do nas.

Moglibyśmy ubolewać nad tym, że dopiero plebiscyt (głosowanie ogólne) musi rozstrzygać o losach naszych Mazurów, których przez całe wieki bałamucono, których judzono przeciw Polsce, aby obudzić nienawiść, nieufność względem niej.

O Śląsku Cieszyńskim bliżej tutaj mówić nie będę. Zaznaczyć muszę, że Czesi nie tylko na Śląsku Cieszyńskim, ale także i gdzie indziej ujawnili przeciw nam wielką nieprzyjaźń. Dość wspomnieć o ostatniej umowie, jaką zawarli z Ukrainą, mianowicie zawarli umowę z Ukrainą Czesi, że dostawać będą naftę Borysławską w zamian za węgiel, zapałki i inne rzeczy.

Jeżeli Czesi chcą przehandlować naszą ludność za węgiel, jeżeli twierdzą, że węgla nie mają, to zapytam, skąd przyszło do tego, ażeby Ukrainie ofiarować węgiel za naftę. Widocznie mają dosyć węgla dla siebie, skoro mogą nim tak się rozporządzać na rzecz swego najnowszego przyjaciela politycznego.

Zatem mamy nadzieję, że koalicja na plebiscyt się zgodzi na Śląsku Cieszyńskim, jeżeliby do umowy nie przyszło. A że plebiscyt da dla nas wynik pożądany, jesteśmy z góry tego pewni.

To samo odnosi się do Spiszu i Orawy, albo względnie do okręgu Trenczyńskiego.

 

O polską część Litwy

 

Przechodzę teraz do granic wschodnich. Muszę zaznaczyć, że w sprawie ludów, które zamieszkują ziemie dawnego W. Ks. Litewskiego, staliśmy i stoimy dziś na stanowisku takim samym. Jesteśmy tego zdania, że nie można odmawiać tym ludom prawa stanowienia o sobie.

Nie możemy odmówić tego prawa narodowi polskiemu. Tam jest także naród polski w zwartej masie w gub. Wileńskiej, Grodzieńskiej i w znacznej części Mińskiej, i dlatego też wydając prawo stanowienia ludów, nie możemy odmawiać temu narodowi polskiemu, tam zamieszkałemu, głosu domagającego się złączenia się z Polską, że uwzględnimy ten głos. (Głosy: Słusznie.)

Musimy pamiętać o tym, że czymś innym zupełnie było Wielkie Księstwo Litewskie dawne (o czym zapomniał naczelnik państwa Piłsudski[5] w swej odezwie), będące w unii z Polską, a czym innym są dzisiaj te ziemie tego dawnego Księstwa Litewskiego. Dawniej unię zawierali panujący i szlachta, dawniej narodu nie pytano się o to, zresztą naród był nieuświadomiony, dlatego unię zawierało się z reprezentantami narodu. Dzisiaj na taką unię musi się zgodzić naród.

My pragniemy być w takiej łączności z Litwinami i Białorusinami, którzy dawniej zamieszkiwali ziemie Rzeczypospolitej, ale nie możemy tego przesądzać, czy te ludy tego sobie życzą, czy te ludy to uchwalą.

Wiemy przeciwnie, że Litwini i Rusini wypierają się tej chęci łączenia z Polską, i to jest rzecz naturalna. Każdy naród, szczególnie naród dopiero się rozwijający, pragnie osiągnąć pewną całkowitą odrębność, pragnie się oddzielić od innych, ażeby mieć możność swobodnego rozwoju własnej swojej narodowości.

I stąd ta niechęć do łączenia się bezpośredniego z innymi narodami. Jeśli nasz naród chce być tylko z Polską zjednoczony, my nie uważamy, żebyśmy uprawnieni byli narzucać mu co innego.

 

Cała Galicja musi należeć do Polski

 

A teraz przechodzę do sprawy najbardziej spornej, mianowicie do sprawy Galicji Wschodniej.

Mówił o tej Galicji Wschodniej poseł Daszyński (socjalista) przede wszystkim pod hasłem rzekomej polskiej zaborczości. Czy my jesteśmy imperialistami, zaborcami, jeśli z góry stawiamy rzecz w ten sposób, że chcemy nasz naród zjednoczyć w jednej Polsce. Czy to jest zaborczość, jeśli nie sięgamy po cudze. Dlatego, że w części tej Galicji są powiaty, w których ludność ruska ma większość, z tego wyciągnął p. Daszyński wniosek, że to jest zaborczość.         Przede wszystkim zwracam uwagę na to, że my mamy bardzo znaczną część ludności na Ukrainie rosyjskiej, a my po tę ludność ręki nie wyciągamy. Nie wyciągamy, a gdybyśmy wyciągnęli, można by nas było posądzić o dążenia zaborcze. Natomiast w Galicji Wschodniej rzecz się ma zupełnie inaczej.

Przede wszystkim ten kraj, który się dzisiaj nazywa Galicją, był częścią Małopolski aż do czasów rozbiorów. Jako osobnego kraju Galicji Wschodniej nie było. To są czasy dawne. Czasy jeszcze tych walk na Rusi Czerwonej pomiędzy książętami spokrewnionymi z naszym domem panującym, kiedy to się tworzyło księstwo Włodzimierskie Halickie. Było to takie samo księstwo, jak Kijowskie, z charakterem wielkoruskim. Poza tym księstwo to już od dawna poszło w zapomnienie, ponieważ nie było przez nas zdobyte. Jeszcze w 14 wieku król nasz Kazimierz Wielki[6] otrzymał Ruś Czerwoną i od tego czasu Ruś Czerwona, jako część Małopolski, już należała do Polski.

W roku 1772 i 73, kiedy Austria weszła do Galicji, czyniono wszystko możliwe, ażeby stworzyć tam jakąś narodowość, narodowość ruską. Wiemy to z pism i aktów politycznych owego czasu. Jednak to się nie udało. Ludność uważała się za polską, pomimo że mówiła językiem małoruskim. Księża uważali się za Polaków. Kazania były polskie. Starano się zaprowadzić liceum małoruskie dla księży, ale sam arcybiskup, metropolita ruski, przeciwko temu zaprotestował, ażeby język ruski wprowadzać do liceum, i domagał się, aby językiem wykładowym był język polski. Dopiero w czasach późniejszych, kiedy Polacy wystąpili przeciwko rządowi austriackiemu w czasach walk i powstań polskich, przypomniano sobie, że można Rusinów przeciwstawić Polakom. Rząd zwrócił się do Rusinów, obiecując im szkoły uniwersytet i inne podarunki; w ten sposób wywołano ruch, który się powoli zwiększał i doprowadził istotnie do walki między Polakami i Rusinami.

Ale ta ludność rusińska nie ma się za ludność ukraińską. Ukraińcy w Galicji to jest partia, nie naród. Według pojęć ludu, to jest partia radykalna, która wyszła z hasłami zabrania ziemi Polakom i rozdzielenia pomiędzy ludność rusińską. Kto jednak na tej Rusi Czerwonej prowadził pracę kulturalną? Do ostatnich lat 20 prawie wyłącznie Polacy, i pracę kulturalną i gospodarczą.

W Sejmie nawoływaliśmy posłów rusińskich, aby zabrali się do pracy nad ludem. Te wszystkie nasze nawoływania nie miały przez dłuższy czas żadnego echa. Ustawicznie myśleli o walce z Polakami, ale o pracy nad ludem nie myśleli. Nasze czytelnie, kółka rolnicze i inne związki przyjmowały także Rusinów. Z czasem dopiero, w ostatnich 20-tu latach rzeczy się zmieniły, i na wzór nasz powstawały związki rusińskie także, a względnie i ukraińskie, i odłączył się lud pod wpływem agitatorów od Polaków.

Stosunek zaludnienia Galicji Wschodniej jest tego rodzaju, że Polacy nie mogą rezygnować z tej ludności, która tam osiadła. Są graniczne powiaty, gdzie liczono około 50 procent ludności polskiej. Gdyby Galicja była tak zamieszkana jak Czechy, gdyby na granicy miała powiaty ruskie, a w środku powiaty polskie, wówczas, sądzę, żebyśmy się najchętniej zgodzili, ażeby odstąpić te powiaty Rusinom, o ile by takie państwo powstało, bo Rosji nie mielibyśmy prawa odstępować, gdyż ta ludność za rosyjską się nie uważa.

Tymczasem układ jest inny.

W powiecie tarnopolskim jest 50 procent zapisanych jako Polaków, razem z żydami, ale mniejszość jest rusińska. Natomiast w samym środku kraju, a raczej na południu na Podkarpaciu, tam istotnie Rusini mają większość. Pod tym względem państwa koalicyjne okazały, że nie myślą o tworzeniu państwa ukraińskiego.

Przypominam, że rusińskie Podkarpacie węgierskie jest odstąpione Czechom, a nikt się o nie nie upomniał. Nawet nasi koledzy z lewicy, co chcą koniecznie oddać Galicję Wschodnią, nie zapytali, czy Rusini na Węgrzech chcą być oddani Czechom. (Brawa.)

Czesi potrzebują tych ziem, ponieważ chcą mieć wspólną granicę z Rumunią.

Pomijając inne względy polityczne, pomijając, że będziemy otoczeni ze wszystkich stron bądź nieprzyjaciółmi, bądź narodami, na których przyjaźń liczyć nie możemy, Galicja cała nam jest koniecznie potrzebna, bo graniczyć będziemy z Rumunią. Jedynie Rumunia ma interes w tym, ażeby być z nami zawsze w dobrych stosunkach. Dlaczego mamy się ograniczać wyłącznie do dostępu przez Gdańsk do Morza Bałtyckiego, kiedy przez Rumunię możemy mieć także dostęp do Morza Czarnego. Dlaczego mamy rezygnować z tej naszej ludności polskiej, z tej ludności, która w wielu powiatach stanowi większość. Przecież nie wiemy, jak było przed 200 czy 300 laty. Ale wiemy, że ta ziemia była szlakiem pochodu Tatarów i hetmana Chmielnickiego[7] i innych ludów. Wiemy, że wtedy się nie liczono z tym, czy to była ludność polska czy rusińska, która się chroniła do polskiej ludności przed 100 czy 200 laty. Dzisiaj nie można powiedzieć, ile było polskiej ludności przed 100 czy 200 laty.

Dziś z pewnością większość mają ci, niespecjalnie Ukraińcy tylko, ale większość mają Rusini, nie Rosjanie. Nie wiemy, jakie państwo powstanie, czy powstanie jakieś państwo ukraińskie, które nie odpowiada życzeniu tej ludności, czy powstanie jakieś inne państwo, czy może, jak słyszeliśmy, wyciągną rękę Czesi po tę połać kraju, ażeby mieć łączność z Rosją.

I my dzisiaj mamy rezygnować z tego kraju. Nasza armia w tych dniach stacza zwycięską walkę, i my nie mamy mówić dziś o naszych prawach do tego kraju. Idzie o to, abyśmy wyraźnie powiedzieli, że mamy prawo do tego kraju, podczas gdy strona przeciwna (socjaliści i ludowcy z grupy Wyzwolenia) nie chce, żeby to było wyraźnie powiedziane.

Sądzę, że ktokolwiek zna rzeczywiste stosunki w Galicji, kto dalej wie o tym, że poza tym krajem w Ukrainie rosyjskiej jest wielu Polaków (dokładnej cyfry podać nie mogę, gdyż ostatnia statystyka rosyjska jest fałszywa, wielu Polaków pozostanie na Ukrainie, pozostaną i w Rosji), nie będzie mógł nas nikt posądzać sprawiedliwie o jakąś zaborczość, tylko, niestety, my sami możemy się o to posądzać.

My zawsze jesteśmy bardziej surowi wobec siebie samych, aniżeli drudzy. Bo drudzy, gdyby dokładnie znali stosunki, to nie powtórzyli by tego, co powiedział pan poseł Daszyński tutaj, obrażając cały naród polski zarzutem zaborczości. A przecież już i państwa koalicji w podobnych wypadkach wydawały swoje orzeczenia. Wydały orzeczenie przede wszystkim co do Alzacji i Lotaryngii, które się Francji należały i należą, ale wydały orzeczenie nie na podstawie większości ludności francuskiej, bo tej nie ma, a nawet na głosowanie się nie zgodzili, tylko na podstawie odebrania tego, co Francji zrabowano w 1871 roku. A nam przecież Galicja była zrabowana, my mamy prawo domagać się zasadniczo, aby ta ziemia, która należała do Polski, powróciła do niej.

Nie domagać się ziemi dlatego, że nie jest zupełnie polska, a po którą może wyciągnąć rękę Czech, Ukrainiec lub Rosjanin, byle nie Polak, to jest niesprawiedliwe i niepolityczne. (Głosy: A nawet niemądre.)

Wspomnę jeszcze o Czechach, o których mowa, że Czesi dostaną wszystkich Niemców, jakkolwiek ci Niemcy są w zwartej ilości nadgranicznej w Czechach, a tych Niemców jest sporo, bo aż przeszło 3 miliony, o ile statystyka wykazuje dobrze.

Niemców w Czechach i na Śląsku jest 3 miliony 400 tysięcy, i tu zamieszkują w zwartej masie. Słyszymy o niektórych przemysłowcach niemieckich, że sami domagają się, ażeby należeć do Czech, gdyż, być może, niektórzy z nich obawiają się konkurencji niemieckiej, ale że ogół chce do Niemiec należeć, a nie do Czech, to nie ulega żadnej wątpliwości.

Przypomnę Śląsk; obok Śląska Cieszyńskiego jest Śląsk Opawski. Na tym Śląsku Opawskim mają Niemcy większość, gdy tymczasem Czesi mają mniejszość, a jednak Śląsk Opawski otrzymują Czesi, i nikt z tego powodu nie podnosi gwałtu.

Nie mówię już o całej Słowacczyźnie i o węgierskiej Rusi. A teraz jeszcze przechodzę do tych haseł, o których mówił pan poseł Daszyński. Istotnie, Wysoka Izbo, w dobie dzisiejszej wielkich przemian światowych, a nawet wielkich rewolucji, w dobie życia demokratycznego, hasła mają większe znaczenie, aniżeli dawniej miały. Ludy demokratyczne posługują się silniej w szerokiej mierze hasłami, niż to było dawniej.

Myśmy mieli hasło „za wolność waszą i naszą”, i pozostaliśmy temu hasłu wierni.

Dzisiaj przyjmujemy zasadę stanowienia narodów o sobie. Nie wyciągamy ręki ani po Litwinów, ani po Rusinów, ani po Ukraińców na Ukrainie. Gotowiśmy walczyć i walczymy o wolność innych. Nasza armia już się potyka i walczy o wolność innych narodów, uwalniając Litwinów i Białorusinów z strasznej niewoli bolszewickiej. Nie można nas przeto posądzić o to, że jesteśmy hasłu ojców naszych niewierni. Nie możemy się zgodzić jednak na to, ażeby nam zarzucano zaborczość.

 

„Nas, żydów, nikt nie chce zagranicą”

 

Powiadają także, że Polacy są antysemitami, urządzają pogromy, stąd zagranicą nas spotwarzają, że jesteśmy narodem urządzającym pogromy. Każdy, kto zna usposobienie naszego narodu, i kto zna te wypadki, wie dokładnie, że są pewne objawy, nad którymi możemy ubolewać, ale one nie płyną z serca naszego narodu. Że gdzie indziej, w innych krajach, pogromy straszniejsze formy przybierają.

Pytam jednego poważnego żyda, czemu to przypisać? Odpowiedział mi, że to jest rzecz całkiem naturalna. Otóż powiedział: „Nas, żydów, nikt nie chce zagranicą”. Jeżeli tutaj będą pogromy, jeżeli będziemy żydów uciskać, to znaczna część ich zacznie uciekać do Anglii i Ameryki. Otóż obawiają się, żeby tam nie uciekli, i dlatego lotem chwycą wszelkiego rodzaju zarzuty, żeby wywrzeć na nas nacisk, żeby powstrzymać napływ żydów do siebie.

 

Związek Narodów

 

Wysoka Izbo! Nie tylko hasła stanowienia narodu o sobie, także hasła Związku narodów padły i zostały przyjęte na konferencji pokojowej.

Powstaje Liga Narodów, która będzie miała za zadanie, ażeby pokój był pomiędzy narodami, ażeby zapobiec wybuchom wojny, a jeżeliby wojna niesprawiedliwa wybuchła, żeby ją przytłumić. Nasz naród polski jest wyrazicielem tej myśli i chce należeć do Ligi Narodów.

Dlatego też, czy to będzie Liga Narodów, czy Komitet Wykonawczy tej Ligi, my, jako naród wolny, mamy prawo wymagać, żebyśmy tam mieli miejsce, i w Komitecie Wykonawczym i w samej Lidze Narodów.

Nie powinniśmy dopuszczać do tego, ażeby sądzili inni o nas, choćby to byli nasi przyjaciele; ponieważ nie dość jest być przyjacielem, trzeba znać dokładnie stosunki, duszę narodu i nastrój w narodzie, ażeby być sprawiedliwym.

Dalej, są pewne objawy, które istotnie te wątpliwości w nas budzą. Takim objawem jest np. ciągle powtarzany w prasie zagranicznej podział na narody wielkie i narody małe. My mamy być, według głosów pism zagranicznych, tym małym narodem.

Podług mojego zdania, jesteśmy wielkim narodem: nie tylko pod względem liczebnym, ale także pod względem naszych zasług historycznych, naszej kultury i naszego ducha, możemy się mierzyć z największymi narodami świata, bo mamy ducha wolności przekazanego nam przez naszych przodków i pragniemy nie tylko pracy dla siebie, ale pracy dla całej kultury i dla całej ludzkości.

Pomijam jednak to, i sądzę, że tego rodzaju podział jest nieuzasadniony, bo ten podział nasuwa nam myśl, że nie tylko chodzi o to, czy pewne narody są słabe, czy też silne. Otóż pewno i dzisiaj są narody silne i słabe, ale choć to są narody słabe, powinny mieć taki sam głos w rozsądzaniu spraw międzynarodowych, jak i te narody, które są dziś potężne.

Dążyć więc musimy do tego, ażeby naszemu narodowi zapewnić miejsce odpowiednie między narodami, a dążyć musimy także do tego, ażeby nasz naród w swoich postanowieniach u siebie nie był przez nikogo krępowany. Musimy żądać i dążyć ku temu, ażebyśmy byli panami w swoim domu nie tylko co do naszych własnych losów, ale także co do używania tych sił, jakie mamy, tak jak dzisiaj np. siły zbrojnej naszej armii.

Niech naród polski tylko, a względnie nasze dowództwo, ma prawo decydowania o tym, w jaki sposób i gdzie nasza armia ma być użyta! Najwyżej narody zaprzyjaźnione mogą nam poradzić i tych rad posłuchamy chętnie, o ile to będzie możliwe, ale niechaj się zrzekną prawa rozporządzania naszą armią na naszych ziemiach. To są zasady, jakimi Związek Ludowo-Narodowy kierował się przy swych uchwałach.

Tak pojmując obowiązki Sejmu niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej, z całym spokojem i czystym sumieniem głosować będziemy za wszystkimi wnioskami komisji zagranicznej, szczególnie w sprawie Galicji Wschodniej, która musi cała należeć do Polski. (Brawa.)

 

Mowa posła lwowskiego, wiceprezesa Związku Ludowo-Narodowego, profesora dr Stanisława Głąbińskiego, Warszawa 1919.

 

*  *  *

Tekst opracowany w ramach projektu: Geopolityka i niepodległość – zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Tekst jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosownej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018.

 

 



[1] Ignacy Paderewski (1860-1941) – pianista i kompozytor, polityk. Koncertował na całym świecie, wielkie sukcesy odniósł w Stanach Zjednoczonych, gdzie zamieszkał w 1913 r. Tam działał na rzecz niepodległości Polski, m.in. współtworzył Komitet Pomocy Polskim Ofiarom Wojny. Po powołaniu Komitetu Narodowego Polskiego został jego reprezentantem w Paryżu podczas konferencji pokojowej. Był drugim premierem niepodległej Polski (od stycznia do grudnia 1919 r.). Następnie pełnił funkcję delegata Polski do Ligi Narodów. Zajmował krytyczne stanowisko wobec rządów sanacyjnych i działał w opozycji, m.in. współtworząc Front Morges. Podczas II wojny był honorowym przewodniczącym Rady Narodowej – namiastki polskiego parlamentu na emigracji.

[2] Ignacy Daszyński (1866-1936) – polski polityk, twórca partii socjalistycznej w zaborze austriackim, jeden z głównych przywódców PPS w Polsce międzywojennej. W latach 1897-1918 zasiadał w parlamencie austriackim. W listopadzie 1918 r. stanął na czele lewicowego rządu lubelskiego, który proklamował w swym manifeście republikański ustrój państwa polskiego i zapowiadał realizację programu szeroko zakrojonych reform społecznych. Po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga rząd Daszyńskiego podał się do dymisji. W czasie wojny polsko-bolszewickiej pełnił funkcję wicepremiera w rządzie obrony narodowej (przełom lat 1920/1921). W latach 1919-1930 piastował mandat posła na Sejm RP, będąc także jego wicemarszałkiem i marszałkiem.

[3] Ottokar Theobald Otto Maria Graf Czernin von und zu Chudenitz (1872-1932) – dyplomata i polityk, minister spraw zagranicznych Austro-Węgier w latach 1916-1918, główny autor pokoju brzeskiego z 1918 r. między państwami centralnymi i Rosją Sowiecką.

[4] W wyniku prowadzonych w Brześciu negocjacji między Niemcami i Austro-Węgrami – a także ich sojusznikami: Imperium Osmańskim i Królestwem Bułgarii – a reprezentacją Ukraińskiej Republiki Ludowej 9 lutego 1918 r. został podpisany traktat pokojowy. W zamian za przyłączenie się URL do czwórprzymierza, Niemcy i Austria miały odstąpić jej Chełmszczyznę. W tajnym protokole Austria zobowiązywała się także do wyodrębnienia Galicji Wschodniej z Lwowem i Przemyślem jako oddzielnego kraju koronnego. Na skutek protestów Polaków tajny protokół nie wszedł w życie, podobnie nie zdecydowano się przekazać Ukraińcom ziemi chełmskiej. Niezależnie od niezrealizowania postanowień traktatu, był on ważnym wydarzeniem dla władz ukraińskich, oznaczał on bowiem uznanie ich nowo powstałego państwa. Również w Brześciu, 3 marca 1918 r., został podpisany traktat pokojowy między państwami centralnymi a rządem bolszewickim

[5] Józef Piłsudski (1867-1935) – polski działacz niepodległościowy, polityk. W związku z podejrzeniem o udział w zorganizowaniu zamachu na cara, zesłany na Syberię (1887-1892), po powrocie zaangażował się w działalność Polskiej Partii Socjalistycznej: założył pismo PPS „Robotnik”, brał czynny udział w rewolucji 1905 r. Był jednym z przywódców PPS-Frakcji Rewolucyjnej, oraz twórcą paramilitarnych organizacji niepodległościowych – Związku Walki Czynnej i Związków Strzeleckich, które były podstawą uformowania w 1914 r. Legionów Polskich. Podczas I wojny światowej dowodził I Brygadą oraz powołał Polską Organizację Wojskową. W lipcu 1917 r. po tzw. kryzysie przysięgowym został aresztowany przez Niemców i osadzony w twierdzy w Magdeburgu, skąd powrócił 10 listopada 1918 r. do Warszawy i objął stanowisko Tymczasowego Naczelnika Państwa. W latach 1919-1920 próbował przeprowadzić swe plany federacyjne i toczył wojnę z bolszewikami. Po wyborze na prezydenta Gabriela Narutowicza Piłsudski złożył urząd Naczelnika Państwa i wycofał się z życia politycznego. W maju 1926 r. stanął na czele udanego zamachu stanu, w wyniku którego przejął władzę w kraju, mimo iż formalnie pełnił tylko dwukrotnie funkcję premiera (1926-1928, 1930) oraz nieprzerwanie od 1926 r. funkcję ministra spraw wojskowych i generalnego inspektora sił zbrojnych.

[6] Kazimierz III Wielki (1310-1370) – ostatni król Polski z dynastii Piastów, koronowany w 1333 r. po śmierci ojca Władysława Łokietka. Swą politykę opierał na rozważnym wyborze celów i środków ich realizacji (np. sojusz z Węgrami, ale też niespotykane dotąd w Polsce wzmocnienie systemu fortyfikacji), a zarazem na konsekwencji w przeprowadzaniu zamiarów, co przyniosło mu niemało sukcesów i miano jednego z najlepszych władców Polski w całych jej dziejach.

[7] Bohdan Chmielnicki (1595-1657) – hetman zaporoski, przez wiele lat w służbie Rzeczypospolitej. Znany przede wszystkim jako przywódca powstania kozackiego wszczętego w 1648 r., które mimo początkowych sukcesów (zwycięstwa nad Żółtymi Wodami, pod Korsuniem i Piławcami), zostało krwawo stłumione (bitwa pod Beresteczkiem 1651 r.). Dalekosiężny bilans walk był dla Rzeczypospolitej niekorzystny, powstanie oznaczało bowiem znaczny wzrost wpływów Rosji, która na mocy zawartej z Kozakami ugody perejesławskiej objęła zwierzchnictwo nad lewobrzeżną Ukrainą.

Najnowsze artykuły