Artykuł
Granice na Renie

Granice na Renie. Nie granice Francji. Granice Rosji na Renie.

„Times” londyński był szczodrobliwy cudzym kosztem. W pamiętnym artykule z dnia 10 marca br. – w tym artykule właśnie, który spowodował ogłoszenie przez Komitet Narodowy Amerykanów Pochodzenia Polskiego traktatu polsko-angielskiego w N.Y. Timesie – redakcja Timesa londyńskiego obwieściła pompatycznie światu, że tylko marzyciele mogą przypuszczać, jakoby Anglią i Stany Zjednoczone chciały się mieszać do losów Europy Wschodniej. Tę połać ziemi i te mizerne 100 milionów ludzi, które tam mieszka –konserwatywny dziennik angielski darował bez wahania Rosji, oświadczając, że granice jej wpływów muszą sięgać po Odrę.

Czy „Times” londyński był odosobniony w swojej aroganckiej naiwności? Czy mało jest i w Anglii i w Ameryce arogantów właśnie, gotowych pouczać nas na łamach takich pism, jak „New York Post”, „P.M.”, „Time” czy „Life”, że Polacy, Łotysze, Litwini, Estończycy, Finowie, Bułgarzy, Jugosłowianie itd. itd. powinni się poddać bez oporu dobrodziejstwu panowania Stalina? Czy to nie ci aroganci, którzy kury macali w domu, kiedy generał Sosnkowski pierwszy rozbijał pancerne dywizje niemieckie pod Lwowem – czy to nie oni dzisiaj wrzeszczą przez radio, że Naczelny Wódz Wojsk Polskich jest „pro-nazi?” Czy nie ma w Anglii i Ameryce całej szkoły myślenia, co uczy, że Stalin zawsze ma rację – inni nigdy, że Rosja prowadzi wojnę – inni się bawią, że porozumienie z Sowietami – polega na spełnianiu ich żądań, że „wyzwolenie” Europy – to oddanie jej we władzę czrezwyczajki, że Anglicy i Amerykanie „double cross” Rosję – ale Rosja tylko poświęca się dla nich, że Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nie ma prawa według swego sumienia wyznaczać Premiera Rządu Polskiego – ale Stalin ma niewątpliwe prawo kwalifikować polskich ministrów, że kiedy ludy Europy Wschodniej mówią o federacji – to zagrażają Rosji, ale kiedy Rosja żąda ich terytoriów – to tylko zabezpiecza siebie, że kiedy angielscy i amerykańscy żołnierze giną na Sycylii i obalają faszyzm włoski – to to nie jest „drugi front”, ale kiedy Mołotow biesiaduje z Ambasadą Japońską w Moskwie – to jest tylko dowód rozumu Stalina, że – słowem – wszystko co robią demokracje może być krytykowane, potępiane i poprawia nie przez Sowiety, ale nic, co czynią Sowiety, nie może być nawet tematem trzeźwego myślenia. Taka szkoła myślenia istnieje, jest bardzo potężna, rozporządza dziesiątkami pism, setkami pisarzy, radiokomentatorów, śladów jej nie brak nawet w działalności niektórych instytucji urzędowych.

Ci ignoranci – pouczający Polaków, że skoro nie chcieli oni być pokorni wobec Hitlera, to muszą być pokorni wobec Stalina – są naiwni. Nie tylko Ja tak myślę – Stalin myśli to samo. Daje tego wyraźne dowody. Powołanie w Moskwie niemieckiego Komitetu Narodowego – Jest kopnięciem juchtowego buta, wymierzonym w zęby wszystkich angielskich i amerykańskich wielbicieli komunizmu. Darowali oni Stalinowi granice na Odrze. Już w tej chwili Stalin wytyka je na Renie.

Przewodniczącym Niemieckiego Komitetu Narodowego jest Wilhelm Pieck, komunista. Tak jak przewodniczącą polskiego „Związku Patriotów” jest Wanda Wasilewska, komunistka. Gazety amerykańskie nie podały pełnego składu Komitetu Niemieckiego. Możemy się przecież domyślać, że składa on się z tych, co Komitetem kierują, tj. komunistów – i tych co ten Komitet zdobią, tj. wszystkich innych. Wśród tych innych nie ma żadnego znanego nazwiska.

Niemiecki Komitet Narodowy opublikował odezwę do Niemców, którą wydrukowała „Prawda”, radio sowieckie powtarza, lotnicy sowieccy rozrzucają wśród Armii Niemieckiej. Nie znalazłem w prasie amerykańskiej dokładnego tekstu tej odezwy – są tylko jej echa. Z ech tych można wnioskować, że Komitet Narodowy Niemiecki przypisuje sobie prawo „przemawiania imieniem narodu niemieckie go”. Ktokolwiek cokolwiek mówi w Moskwie – mówi zawsze to tylko, co Stalin mu mówić każe. Tedy wolno wnioskować, że Stalin przypisał sobie prawa przemawiania imieniem narodu niemieckiego.

Cóż Stalin mówi „imieniem narodu niemieckiego?” Mówi przede wszystkim, że „Niemcy nie mogą zginąć”. Obiecuje dalej: „amnestię wszystkim zwolennikom Hitlera, którzy we właściwym czasie przyłączą się do Komitetu Niemieckiego w Moskwie”. Zapowiada wreszcie, że Niemcy będą posiadać „silną armię”. Jakie Niemcy? Oczywiście Niemcy rządzone przez p. Wilhelma Piecka, czyli Niemcy rządzone przez komunistów, czyli Niemcy rządzone przez Stalina.

Dziś widzimy wyraźnie dlaczego został rozwiązany Komintern. Komintern to był związek komunistycznych partii świata. Partie stanowią tylko część narodu. Rządy reprezentują państwa jako całość. Komintern został rozwiązany, ponieważ nie odpowiada już ambicjom Stalina w Europie. Cóż mu po partiach, kiedy chce mieć rządy? W tej chwili w Rosji istnieją następujące „rządy”: Finlandii, Litwy, Łotwy, Estonii. Istnieje zalążek „rządu polskiego” w postaci „Związku Patriotów”. Wreszcie Stalin „powołał” prowizoryczny rząd niemiecki. Zbiór marionetkowych rządów – to coś więcej, niż związek partii: to zmierza do ogarnięcia państw – nie klas, terytoriów – nie miejsc w parlamencie, władzy – nie propagandy dyktatury – nie wpływów. Już nie o związki zawodowe tu chodzi – ale o armie, nie o kasy chorych – ale o armaty, nie o         linię polityczną – ale o linie graniczne.

Nie ulega żadnej wątpliwości, że stworzenie przez Sowiety na swoim terenie namiastki rządu niemieckiego – uczynione zostało nie tylko bez porozumienia z Aliantami, ale nawet bez uprzedzenia Anglii i Ameryki. Jeśli w stosunkach międzynarodowych obowiązuje przyzwoitość, to w stosunkach między sprzymierzeńcami – współpraca – trudno było zdeptać je brutalniej. Bardziej brutalnym krokiem mogłoby być chyba tylko utworzenie w Moskwie „Narodowego Komitetu Angielskiego”. Kto wie, czy nie ofiarowano by tam miejsca sekretarza, redaktorowi politycznemu „Timesa” londyńskiego, profesorowi Carrowi. Jeśli profesor Carr będzie dalej zaszczepiał swoje idee polityczne narodowi angielskiemu, to może do czekamy się nawet i Angielskiego „Komitetu” w Moskwie i nominacji profesora Carra. Na dzisiaj wszakże ta doza brutalności politycznej, jaka się ujawniła w powołaniu przez Sowiety Niemieckiego Komitetu Narodowego jest wystarczająca. Wskazuje ona bowiem, że Stalin uważa już swoich sojuszników za obezwładnionych.

Sowiety biją się między Dnieprem a Wołga, nad Donem, nad Dońcem, nad Kubaniem. Wojska niemieckie są jeszcze na Kaukazie. Mimo to Stalin – bez pytania Waszyngtonu i Londynu – mówi o Renie, więcej – decyduje o Renie. Z militarnego punktu widzenia jest to paradoks. Ale skoro paradoks ten istnieje – tedy muszą być jakieś podstawy jego istnienia.

Jakie?

Jeśli przyjąć, najmniej zresztą głębokie, określenie sensu tej wojny, Jako walki między ustrojem demokratycznym i totalnym – to uznać trzeba, że demokracje prowadzą w tej chwili dwie wojny z tym ustrojem. Jedna – to wojna z Hitlerem. Druga – to wojna ze Stalinem. Ta druga Jest niebezpieczniejsza. Niebezpieczniejsza dlatego, że o niej nie wiemy.

Hitler wierzył, że zwycięży wszystkie demokracje świata. Sądził, że ustrój demokratyczny nie może być militarnie tak sprężysty i silny, jak ustrój totalny. Wojna – to Jedna wola. Demokracja – to różnica zdań. Pewność zwycięstwa, jaką miał Hitler wszczynając wojnę, wynikała z przekonania, że zanim z demokratycznej różnicy zdań zrodzi się jednolita świadomość – państwa demokratyczne będą już pokonane. Omylił się. Ale przedtem zdołał odnieść wiele zwycięstw.

Stalin rozumuje tak samo. Ale Jest niebezpieczniejszy. Nie prowadzi bowiem walki militarnej – prowadzi natomiast walkę polityczną. Hitler sądził, że demokracje nie są zdolne bronić swego istnienia – Stalin sądzi, że nie są zdolne bronić swych ideałów. Hitler sądził, że demokracje nie będą zdolne osłonić się przed ciosem – Stalin sądzi, że nie będą zdolne do wysiłku potrzebnego, by urządzić świat po swojemu. Hitler sądził, że demokracje łatwo jest zastraszyć – Stalin, te łatwo je zatruć. Hitler zapomniał, że zagrożenie Jednoczy – Stalin pamięta, że pokusa dzieli. Hitler sądził, że demokrację najłatwiej obezwładnić, wywołując w niej różnicę zdań między strachem a dumą – Stalin Jest bardziej wyrafinowany: usiłuje obezwładnić społeczeństwa demokratyczne powodując sprzeczność między wolą wysiłku i chęcią lenistwa. Hitler omylił się przypuszczając, że demokracje ulegną ze strachu. Czy Stalin myli się, sądząc, że ulegną z lenistwa?

Metoda niemiecka polegała przede wszystkim na działaniu od zewnątrz – metoda sowiecka polega przede wszystkim na działaniu od wewnątrz. Hitler dążył do przewagi nad demokracjami – Stalin dąży do paraliżu demokracji. Hitler wierzył, że będzie panował nad światem, jeśli zbuduje więcej samolotów, niż jego przeciwnicy. Stalin nie liczy angielskich ani amerykańskich samolotów. Liczy natomiast na to, że żaden z nich nigdy przeciw niemu nie będzie mógł być użyty. Dlatego dziś Hitler broni się przed Eisenhowerem. Ale Stalin już Eisenhowera atakuje.

Metoda sowiecka jest stara jak świat. W każdym katechizmie uczą dzieci, jak z drobnych grzechów wyrastają wielkie przestępstwa. Społeczeństwa nie pamiętają widać szkolnego katechizmu. Metoda sowiecka zrobiła bowiem zastraszające postępy.

Zaczęło się od „drobiazgu”. Od Państw Bałtyckich. Wstydliwie, powoli opinia angielska i amerykańska przybierała taką postawę, Jakby wielkie ideały nie obowiązały w małych sprawach. Już w październiku 1942 r. Ambasador Cripps[1] – nie wiadomo dotychczas, czy z własnej inicjatywy, czy na polecenie p. Edena[2] – ofiarował Mołotowowi Państwa Bałtyckie za cenę zerwania Sowietów Hitlerem. W lipcu 1941 r. –  p. Eden spokojnie słuchał wynurzeń Marskiego o definitywnym włączeniu Państw Bałtyckich w skład ZSSR. W maju 1942 r., przy podpisywaniu traktatu brytyjsko-sowieckiego, ze strony angielskiej nie przyszedł żaden komentarz, który by mówił, że Karta Atlantycka obowiązuje także na Bałtyku. Przeciwnie –  niedługo potem poselstwo litewskie, łotewskie i estońskie przy Dworze św. Jakuba zostało skreślone z rocznika Foreign Office. Demokracje dalej nie uznawały zaborów – jeśli nie były to zabory sowieckie. Ideały wolności i prawa – były dalej ideałami wolności i prawa, ale nie wszędzie Już miały obowiązywać. Naprzód uznano, że nie obowiązują nad Bałtykiem. Potem uznano, że nie obowiązują aż po Odrę. Dziś Moskwa domaga się, aby uznano, że nie obowiązują aż po Ren.

Kto łamie zasady a nie może się do tego przyznać, ten musi kłamać. Gorzej, ten musi kłamać sam sobie. A nic właśnie bardziej Jak zakłamanie, nie obezwładnia narodów.

Jakiż był skutek uznania przez wpływowe koła Anglii i Ameryki, że można na korzyść Sowietów łamać zasady, które się wyznaje? Skutek był ten, że wszystko zaczęto mierzyć fałszywą miarą. Ten, dla kogo zaparto ale ideałów – musi być oczywiście w oczach ogółu wyniesiony ponad ideały. To też dzisiaj doszliśmy do tej paradoksalnej sytuacji, kiedy „jedność” Sprzymierzonych na tym zdaje się polegać, że jeden bierze, inni zaś mają dawać. Społeczeństwo amerykańskie przyzwyczaiło się myśleć, że Rosja czyni Stanom Zjednoczonym łuskę, przyjmując pomoc z lend and leasu. Społeczeństwo angielskie i amerykańskie przyzwyczaiło się sądzić, że Rosja czyni Sprzymierzonym łaskę, nie zawierając oddzielnego pokoju z Hitlerem. Społeczeństwo angielskie i amerykańskie przyzwyczaiło się uważać łaskę, że Rosja broni Moskwy i Stalingradu, Kaukazu i Petersburga. Więcej – społeczeństwa te przyzwyczajają się oceniać stosunek do wojny i do zwycięstwa wedle stosunku do Sowietów. Dochodzi do tego, że ktokolwiek ceni ideały wyżej, niż Stalina i jawnie o tym mówi – ten oskarżany jest o defetyzm, o faszyzm, o sympatie prohitlerowskie.

To zatrucie prowadzi do paraliżu. Taktyka Moskwy Jest Jasna: zwiększać żądania w miarę ustępstw i stwarzać wewnątrz społeczeństw demokratycznych prze konanie, że każde ustępstw wobec Moskwy jest i będzie zmniejszeniem wysiłku wojennego i powojennego.

Po Państwach Bałtyckich przy szła kolej na Polskę. Przerażające było to widowisko. Jedno pismo po drugim, jeden polityk po drugim odstępował w tej sprawie od wszystkiego, co był głosił. Dziś w przeważającej części organów opinii publicznej w Anglii i w Ameryce – granice, Polski są poddane w wątpliwość, federacja państw Europy Wschodniej – uznana za agresję przeciw Rosji, Armia Polska na Bliskim Wschodzie – najbardziej może bohaterska armia świata, co zmartwychwstać potrafiła z więzień i obozów – oskarżana o tchórzostwo, mieszanie się Sowietów do spraw wewnętrznych Polski –   uznane za ich naturalne prawo, pamięć Polaków o zamordowanych towarzyszach broni – uznana za przestępstwo. W prasie amerykańskiej to nie jest reguła są tacy, którzy dają jeszcze odważnie świadectwo prawdzie. Ale ci są w mniejszości. Większość poczyna dzisiaj myśleć o wszystkich żądaniach rosyjskich w terminach „of unconditional acceptance”.

Obecnie po sprawie polskiej Sowiety wszczęły sprawę niemiecką. Znad Bugu przesunęły się na Ren. Cóż będzie dalej, jeśli nie spotkają oporu?

Plan sowiecki jest prosty: wojna w Europie ma być skończona przed wojną w Azji; Anglia i Ameryka mają zostać z rękoma związanymi na Pacyfiku – Rosja z rękoma wolnymi w Europie; naród rosyjski ma być zmobilizowany przez sowieckie żądania – narody Anglii i Ameryki zdemobilizowane przez ustępstwa; żołnierz rosyjski ma wierzyć, że to on zwycięży – żołnierz amerykański i angielski, że to zwyciężył Stalin, armia sowiecka ma być gotowa moralnie do podboju świata – armie demokracji mają wołać powrót do domu.

Granica między Polską i Rosją, między Litwą i Rosją, między Łotwą i Rosją, między Estonią i Rosją – to nie są granice Państw tylko, to są także granice zasad. Kto w Anglii i w Ameryce godzi się je łamać – ten godzi się łamać własne zobowiązania, na uroczyściej zaprzysiężone światu w Karcie Atlantyckiej. Kto łamie swoje słowo – ten się sam rozbraja. Ustępstwa czynione Sowietom kosztem prawa są bezustanną demobilizacją moralną demokracji.

Granica traktatu ryskiego jest granicą dwóch światów. Światy te mogą żyć obok siebie, jeśli będą wzajem respektowały swoje zasady. Jedna wioska polska darowana sowieckiej tyranii – i oto niewidzialna linia zasad zostaje strzaskana. Z tą chwilą współżycie staje się fikcją, prawdą staje się walka.

Nie zatrzymano żądań rosyjskich na granicy traktatu ryskiego. Dlatego dotarły one dzisiaj aż nad Ren. I na pewno nie zatrzymają się na nim.

 

Granice na Renie, [w:] I. Matuszewski, Ostrze z podziemi, Edynburg 1944, s. 24-30

 

***

Tekst opracowany w ramach projektu: Geopolityka i niepodległość – zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Tekst jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosownej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018.

 



[1] Stafford Cripps (1889-1952) – brytyjski polityk, działacz Partii Pracy, usunięty z niej w 1939 r. za sympatie prokomunistyczne i poparcie dla Frontu Ludowego, powrócił do niej w 1945 r., członek Izby Gmin (1931-1950), ambasador w Rosji (1940-1942), kanclerz skarbu (1947-1950).

[2] Anthony Eden (1897-1977) – brytyjski polityk, związany z Partią Konserwatywną. Był ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii (1936-1938, 1940-1945, 1951-1955) i premierem (1955-1957).

Najnowsze artykuły