Artykuł
Żółkiewski na Kremlu
WSTĘP

Pierwodruk: Warszawa 1920.

 

 

WSTĘP

 

Ludy mieszkające nad Dnieprem i Wołgą przywykłe były do kajdan niewoli. Moskwa już w zaraniu dziejów znała Tatarów, Ruś zaś ulegała panowaniu Waregów, Tatarów, książąt litewskich, wreszcie kró­lów polskich. Nie umiejąc się sama rządzić, wscho­dnia Słowiańszczyzna jakby wzywała obcych do obję­cia rządów. Nawet i nowoczesne imperium rosyjskie nie było w swych początkach niczym innym, jak niepostrzeżonym panowaniem niemieckiej kamaryli, niemie­ckiej biurokracji i obcej dynastii Holstein-Gottorpów, która wśliznęła się na tron carów w tym momencie, kiedy i Polska zaczęła tracić niepodległość. Śród prawosławnej Słowiańszczyzny panowały właściwie tylko dwie rodzime dynastie, zruszczona Rurykowiczów i dynastia Romanowych, obie równoczesne z istnieniem Polski nie­podległej.

Na początku wieku XVII w chwili, gdy Rzplita pol­ska była u szczytu swego rozwoju, zdawało się, że na­stąpi unia Polski z Moskwą pod panowaniem dynastii Wazów polskich. Nie Holstein-Gottorpowie z Petersburga przeciw Polsce na rzecz Niemców, ale Wazowie polscy z Warszawy mieli budować państwo, obejmujące w swych granicach lwią część ludów całej Słowiańszczyzny. Były to czasy pełne niezmiernej powagi i znaczenia dziejowe­go, był to moment, w którym Polsce zaświtała sposobność do przeobrażenia się w mocarstwo światowe o rozmia­rach niebywałych. Zdaje się, że i współcześni mieli po­czucie tej powagi chwili. Jeden z polskich rycerzy prze­bywając w obozie pod Moskwą, przestrzegał doradców królewskich w r. 1609: „O wielkie rzeczy idzie... Wszy­stek świat na WMciów teraz, patrzy, patrzy kościół Boży. Jako incredibiles fructus są szczęśliwie skończonej tej ekspedycji, tak incredibilia, kiedy by, Boże zawaruj, za naszą przyczyną do konfuzji i jakiej przyszło... Macie WMcie dziwnie wielkie rzeczy przed sobą, sławę ojczy­zny swojej wysoko sublimować, granice koronne niepo­równanie prawie rozpostrzeć: narodu polskiego nomen perhenne u wszystkich narodów na wszystkie kąty świata po wszystkie potomne wieki zostawić, potęgę Rzpltej straszną każdemu nieprzyjacielowi uczynić...”[1].

Czuli sami Polacy, że była to chwila sposobna do działań imperialistycznych, do tworzenia mocarstwa uni­wersalnego. W tym momencie dziejowym miało się roz­strzygnąć, czy takim mocarstwem zostanie po uporaniu się z Moskwą—Polska czy też nie załatwiwszy tej sprawy, będzie czekać, aż tę rolę obejmie Rosja, która wywró­ciwszy Polskę stanie się największym państwem w Słowiańszczyźnie.

Dziejami tej tak poważnej chwili i wyprawą smoleńską 1609/11 zajmowali się od dawna. historycy. Uja­wniły się przy tym różnice w osądzeniu celów i rezulta­tów tej wyprawy. Jedni chwalili program Zygmunta III, drudzy program Żółkiewskiego, jedni chwalili hetmana; za Kłuszyn i Kreml, drudzy króla za Smoleńsk.

W ostatnich czasach pod wpływem prac Darowskiego[2] i Kozłowskiego[3] sąd historyków przechylił się stanowczo na stronę Zygmunta III, aż dopiero przed paru laty (r. 1911) Prochaska[4] znów stanął poniekąd w obro­nie hetmana.

Aby różnicę między królem a hetmanem ująć naj­lepiej, historycy zestawiali przede wszystkim tekst układu, jaki zawarł Zygmunt III z bojarami moskiewskimi pod Smoleńskiem 14 lutego 1610 r. z tekstem tego układu, jaki w pół roku później (27 sierpnia 1610 r.) zawarł Żół­kiewski w czasie elekcji królewicza Władysława pod samą stolicą, Moskwą.

W niniejszej pracy obrałem inną drogę. Aby wy­świetlić idee przewodnie polityki „głównej kwatery” pol­skiej pod Smoleńskiem, starałem się raczej dotrzeć do głębi intryg śród najbliższego otoczenia królewskiego, i przedstawić dzieje walk stronnictw o wpływ na Zygmunta III. Nadmieniam przy tym, że zamiarem mym było zająć się raczej kwestiami polityki, jak sprawami natury militarnej.

 

WOJNA

 

Ogólne tło.

 

Przez wiek XVI głównie wojnę toczyła Polska i Li­twa z Moskwą. Nie Turcy, nie Szwedzi, byli wówczas „głównymi” wrogami, mniej też Polaków przerażali Habs­burgowie i Hohenzollernowie. Kwestia moskiewska była na pierwszym planie. Jak ją załatwić?

Pod tym względem zjawiały się sprzeczne progra­my. Przebiegały skalę od jak najbardziej względem Moskwy nienawistnych[5], aż do haseł zbratania, zjednoczenia i pomysłów elekcji cara ha króla. Równocześnie pra­wie z szczękiem oręża i rozlewem krwi wśród zapamię­tałych zapasów — rozbrzmiewała idea unii.

Nie inaczej było i na początku XVII wieku. Z je­dnej strony coraz częściej dawały się słyszeć głosy, że dojrzał czas do połączenia się z Moskwą w jedną ca­łość, ale z drugiej strony coraz donośniej brzmiały pro­testy dowodzące, że dzieli te dwa narody niezgłębiona różnica kultur, czyli jak wówczas mówiono „zbyt wielka dissimilitudo morum[6].

Kiedy w czasie rewolucji podniesionej w Moskwie przeciw Dymitrowi Samozwańcowi d. 27 maja r. 1606, wyrżnięto setki Polaków na ulicach Moskwy a car Szuj­ski wtrącił do więzienia nie tylko wielu Polaków, ale i po­słów królewskich,.— zakipiała cała Polska wszerz i wzdłuż żądzą odwetu i zemsty na tym carze, co „iura genlium pogwałcił i krew polską tak rozlał”[7].

Popędziło wówczas wielu Polaków, aby pod sztan­darem drugiego Samozwańca, pomścić się na carze. Ci polscy kondotierzy przeniknięci byli pragnieniem pomsty. Jeden z nich pisze, że Moskwa, to jest główny nieprzy­jaciel Polski, „któremu wszyscy takeśmy powinni być affecti jako Wenetowie niekiedy Genueńczykom (że oj­cowie potomkom w testamencie zostawowali i wskazywali dziedziczną nieprzyjaźń) albo (jako) dawni Rzymianie Francuzom, gdzie od wszystkich wojen wyzwalali, francuską tylko excipowawszy”[8].

Pomimo to jednak ciż sami kondotierzy popierając Marynę Mniszchównę przeciągali na swą stronę bojarów moskiewskich i Filareta Romanowa — i przez to torowali drogę do bliższych związków Moskwy z Polską... Znów dwa sprzeczne programy z sobą sklecone!

Byli to Polacy, którzy mieli swego króla a także i swego cara. Co prawda lekceważyli i jednego i dru­giego. Cara Samozwańca traktowali jakby swego pachołka i niewolnika a króla Zygmunta III nawet jakby nie uzna­wali, bo byli to sami prawie rokoszanie[9], którzy dotąd walczyli w Polsce pod sztandarem Zebrzydowskiego przeciw królowi. Były to duchy nieokiełzane. Rycerze ci kpili z własnego' niby cara (podobno żyda z pocho­dzenia), zwąc go „regem trierum dierum”, tytułując go z ironią: „nasz wielebny samodzierżca« — w zasadzie zaś zastrzegając, że śród nich o wszystkim decydują nie pułkownicy i starsi, ale »wszystko wojsko, bo tu wła­sna demokracja”[10]

Sprzeczność tych dążeń tłumaczy się tym, że początkowo cała ta kampania prowadzona była samorod­nie, bezładnie, niezależnie od króla i państwa. Panowie i szlachta dostrzegłszy, że Moskwa była w stanie zupeł­nego rozkładu, że sama się niejako w ręce Polaków od­dawała, że sama niejako wzywała, aby kwestię wschodnia czy mieczem czy układami raz załatwić, rzuciła się na wschód na własną rękę. Król początkowo nie mieszał się oficjalnie do tych spraw a to tym więcej, że sam był zaprzątnięty wojną domową, rokoszem a nawet obawą, że rokosz wyzyska zawieruchę moskiewską przeciw niemu.

Tak w pierwszej połowie 1608[11] dowiedział się, że Janusz Radziwiłł rokoszanin wszedł w porozumienie z ca­rem Szujskim przeciw niemu i przeciw Samozwańcowi. Wówczas przerażony tym zdecydował się zażegnać tę burzę i na dwie strony się zabezpieczyć. Z jednej strony w połowie 1608 r. posłowie królewscy zawarli rozejm z tymże carem Szujskim przeciw rokoszanom i Samozwań­cowi, a z drugiej strony do rycerstwa Samozwańca podążył z swym oddziałem dowódca Jan Piotr Sapieha, starosta uświacki, zostający w tajnym porozumieniu z królem[12].

Ten drugi krok był tym bardziej wskazany, że ar­mia Samozwańca wzięła górę i przystąpiła od połowy 1608 r. do oblężenia samego cara Szujskiego w jego sto­licy w Moskwie.

Śród tej armii Samozwańca miał teraz Sapieha pra­cować na rzecz króla i odwracać ją od wrogich dla króla rokoszowych zamiarów[13].

Wreszcie w połowie 1609 r. wyruszył król sam na wyprawę przeciw Szujskiemu wbrew rozejmowi, który dopiero z nim zawarł.

 

Kto pobudził króla do wyprawy?

 

Z wszystkich panów litewskich najbardziej wtaje­mniczonym w plany wojenne był Lew Sapieha, kanclerz litewski. Sapiehowie mieli interes rodowy w wojnie z Mo­skwą. Celem ich bowiem było odzyskać dobra Opaków i Jelna, pierwotne gniazda rodziny, które utracili w r. 1513 kiedy to Moskwa oderwała ziemię smoleńską od Litwy. Od tego czasu nikt nie nawoływał tak do wojny i odwetu jak oni[14]. Baczną też uwagę na wszystko, co się działo w Moskwie po wygaśnięciu Rurykowiczów, zwracał tak Lew Sapieha, kanclerz litewski, jak inni mieszkający na pograniczu Smoleńskiej ziemi Sapiehowie jak wspo­mniany Jan Piotr starosta uświacki (brat stryjeczny kan­clerza), jak Andrzej starosta orszański[15]. Wielu przypisywało nawet kanclerzowi udział w rozbudzeniu ru­chu Samozwańczego przeciw Borysowi Godunowi, wielu dorozumiewało się najściślejszego[16] porozumienia między nim a wyprawiającym się do Samozwańca Janem-Piotrem Sapiehą, wielu wreszcie pomawiało go o wzbu­dzenie w królu niebywałych nadziei  co do sukcesów w Moskwie[17] i o główną w następnej wojnie inicjatywę.

W istocie, gdy się wyprawa królewska zakończy zdobyciem Smoleńska, wówczas jak zobaczymy Lew Sa­pieha odrzuci przyłbicę i przyzna się do tej inicjatywy[18]. Co prawda, początkowo gdy cała wyprawa niezbyt po­myślnie się rozwijała i napotykała na nieprzezwyciężone trudności, wówczas Lew Sapieha umiał zwalać winę ini­cjatywy na samego króla i tak pisał do żony, która na dworze królowej w Wilnie musiała słuchać narzekań na męża:

„Tam na mnie narzekają, że za moją radą szedł król do Moskwy. Prawda, że przed sejmem (r. 1609) i na sejmie radziłem, ale po sejmie kiedym wiedział, że na sejmie o tym milczano, jam też potem nie radził. By mi to Król Jmć chciał przyznać! Wszak w Krakowie, kiedym odjeżdżał, wymawiał mi, to tymi słowy: „Czemu mi WMć teraz nie radzisz na wojnę”. Toć znać, żem mu nie radził i kiedym widział chęć jego wielką do tej wojny, radziłem mu i prosiłem go, aby się radził panów senatorów, a bez nich nic nie poczynał, odpowiedział mi, że się on nie będzie nikogo ra­dził. Radziłem mu potem w Wilnie, aby sam tam nie jeździł (na wyprawę) ale kogo posłał. I tego nie po­zwolił. Wiem ja, że teraz na mię winę kłaść będą wszy­stką, aleć mię sam P. Bóg w niewinności mojej obro­nić może”[19].

Lew Sapieha obok króla umiał zwalać odpowiedzialność za wyprawę, jeszcze na kogoś innego — na Go­siewskiego. Aleksander Gosiewski, referendarz litewski tak jak i Sapiehowie mieszkał na rubieżach graniczących tuż z ziemią smoleńską i z Sapiehami żył blisko, w końcu nawet się z nimi spowinowacił[20]. Jako starosta wieliski rościł pretensje do kilku wsi, które dawniej należały do wieliskiego powiatu a wraz z Smoleńskiem odpadły do Moskwy[21]. Nie mógł przy tym zapomnieć, że przed kilku laty pomimo zawartego rozejmu wojsko Borysa Godu­nowa przekroczyło granice i kusiło się zdobyć gwałtem zamek wieliski przezeń strzeżony[22]. Nic dziwnego, że i on wzywał do odwetu i pobudzał więcej niż ktokolwiek inny do wojny. Korzystając z tego Lew Sapieha, kiedy uważał za stosowne, usuwał się w cień, i jego ro­bił głównym twórcą planów wojennych[23].

W istocie Gosiewski pisywał często listy do króla, do Lwa Sapiehy i do podkomorzego Boboli, pobudzając do tej wyprawy moskiewskiej i zachęcając obu ostatnich, aby króla podbechtywali[24]. Tym niemniej Lew Sapieha nie był biernym widzem. Owszem zdaje się, że role tak były rozdzielone, że kanclerz litewski przebywając przy królu obrabiał tego samego, podczas gdy Gosiewski pozostając nad granicą smoleńską przesyłał listy z wieścia­mi takimi, że one ułatwiały pracę Sapiehy i pozwalały tym silniej dąć w surmy bojowe.

Z korespondencji tej widać, że Gosiewski (pomimo rozejmu zawartego przez króla z Szujskim w r. 1608) urządził w lipcu 1609 na własną rękę próbną wyprawę[25] w 700 człeka pod Wielkie Łuki dla zbadania usposobie­nia mieszkańców. Zdając sprawę z tej wyprawy naglił, aby korzystać z zamieszania w Moskwie i zagarnąć „kilkanaście zamków” najbliższych jak Łuki, Toropiec itp. Tłumaczył, że teraz dlatego tylko nie zajął Wielkich Łuków bo „miał przed Oczyma pisanie” Lwa Sapiehy i bi­skupa wileńskiego Wojny, aby „nic a nic z Moskwą do dalszej rezolucji króla JM. nie zaczynał”. O tę rychłą decyzję upraszał króla i żalił się, że ma „związane ręce”.

Rzucił przy tym ciekawą uwagę, na które warstwy społeczne w państwie moskiewskim król może liczyć. Oto bojarzy i „szlachta” chętnie gotowi się poddać kró­lowi, lud jednak trzyma z Samozwańcem, a ma na ogół przewagę w tej chwili nad bojarami[26]. Radzi więc udawać początkowo, że się pomaga Samozwańcowi i pod tym pozorem zamki nadgraniczne od cara Szujskiego odrywać i opanowywać a później dopiero stopniowo pospólstwo do przysięgi królowi „przywodzić, a szlachta dawno naszymi są, i wszyscy rozumieją żeby państwo moskiewskie królowi JMci pozyskali”.

Aby drogę do tego „państwa” utorować, radził więc królowi, aby korzystał z tego, że armia Samozwańca oblega już sama Moskwę i cara Szujskiego. Niechże król wyśle poselstwo do tej armii i z nią się porozumie...

 

Królewskie zamiary.

 

Już z poprzednich uwag Lwa Sapiehy widać, że król nie był biernym w układaniu planu moskiewskiego[27]. Jakiż był jego cel polityczny w chwili, gdy wypowiadał wojnę? Czy plan jego był wciąż jeden i ten sam przez cały ciąg tej kampanii, czy też ulegał różnym zmianom i przeobrażeniom?

Zwykle historycy mówią, że przede wszystkim chciał rozszerzyć granice Rzpltej, odzyskać Smoleńsk i Siewierszczyznę i zwykle dodaje się z uznaniem, że to był program realny na zasadzie wyłącznie, interesu Polski oparty.

Czyż to jest jednak słuszne? Czy plan Zygmunta III nie miał szerszych rozmiarów? Czy nie było w jego sercu dwu planów, jeden maksymalny a drugi minimalny, a pierwszym czy nie było podbicie całego państwa mo­skiewskiego? Czy ten maksymalny miał od razu jasne kontury? Czy król od razu koronę carów przeznaczał dla samego siebie czy też dla królewicza Władysława?

Myśl osadzenia królewicza Władysława na tronie carów przebłyska bardzo wcześnie, bo jeszcze w czasie pobytu poselstwa Lwa Sapiehy[28] w Moskwie 1600/1 r. z podobną sekretną propozycją przybył poseł Dymitra Samozwańca Bezobrazow na początku 1606 r. z tąż sa­mą myślą odzywali się bojarzy moskiewscy do posłów królewskich w Moskwie w r. 1608 i pobudzali Lwa Sa­piehę, aby ku Moskwie „podemknął się pod nie, żeby królewicza JMci za pana wzięli”[29], pod koniec tegoż roku z tym samem poseł Wołkoński zwierzył się królowi, który na jego życzenie pozwolił mu nawet oglądnąć kró­lewicza i złożyć hołd jemu i królowej Konstancji...[30].

Podczas gdy jednak z Moskwy przychodziły propo­zycje i prośby głównie o królewicza, to tymczasem na dworze polskim i śród Polaków pojmowano to w innej formie i mówiono: zazwyczaj o ojcu a nie o synie[31]. Może zresztą z początku nie zorientowano się, że tu tkwią dwie dążności, które mogą się wykluczać. Może nie od razu dostrzeżono, że mogą być one sobie sprze­czne i unię personalną brano za jedno z pomysłem sekundogenitury[32].

Co do samego króla, to pod tym względem histo­rycy nasi wyrazili dwa sprzeczne poglądy. Kozłowski sądzi, że Zygmunt III najpierw chciał tronu carskiego dla syna, a potem nastąpił w jego umyśle nagły zwrot, aby go zająć wyłącznie dla siebie. Darowski[33] tymczasem jest zdania, że król „od samego początku przemyśliwał o przyłączeniu państwa moskiewskiego w drodze unii osobistej, a godził się pozornie na wybór syna, aby dzieła zaraz z początku na silny opór nie narazić, a to w tym przekonaniu, że rozwój dalszych wypadków do­zwoli mu postawić kwestię rzeczoną, jak mu będzie wy­godnemu”.

Moim zdaniem słuszność tu ma Darowski. Jeśli były jakie niejasności w latach poprzednich, to w chwili wypowiedzenia wojny cel wojny jasno sobie już król przedstawił. Nie trzeba bowiem zapominać, że tu zacho­dziła nie tylko kwestia osoby. Chodziło tu o coś więcej. Jeśli sam król zapanuje na Kremlu, to tron zajmie dzie­dzicznie niejako w drodze podboju, jeśli królewicz, to zamiast unii osobistej będzie wiązać Moskwę z Polską tylko luźny związek i Moskwa będzie się cieszyć większą samodzielnością polityczną, a przede wszystkim — wyznaniową.

Choć oficjalnie rozgłaszano, że i unia personalna przyniesie „złotą wolność” bojarom i wyzwoli ich z pod samodzierżawia i tyranii[34], to jednak zdaje się, że król raczej był aneksjonistą i był bliższy myśli podboju i za­trzymania silnej władzy w Moskwie. Na to zdają się wskazywać takie akty jak list do papieża i cesarza[35], jak uniwersał króla do Smoleńszczan, w którym dowo­dzi swych praw do tronu carskiego jako powinowaty wygasłej dynastii Rurykowiczów, jako najbliższy „dziedzic”[36].

Jeśli „dziedzic”, to sam król z siebie ma prawo do Kremlu, nie potrzeba królewicza, którego chcieli „wybrać” bojarzy. Nie elekcja, ale prawo dziedziczenia za­decyduje. Nie przez elekcję, ale z orężem w ręku jako zwycięzca wstąpi na Kreml i oparszy się o tron samowładczy moskiewski wzmocni i władzę królewską w Polsce i zgniecie wszystkich malkontentów. W takim razie jednak Moskwę się złączy nie węzłem unii federacyj­nej[37], ale raczej drogą podboju...

Tak rozumiał też plan króla kardynał stanu Borghese, kiedy błogosławił królewskim zamiarom „podboju”[38] Moskwy.

Podobnież tak rozumiał plan króla, i Lew Sapieha, który pisał, że król sam dla siebie chciał „posiąść Moskwę”. Podobnież notuje w swym pamiętniku szlachcic Pszonka, że Zygmunt III spodziewał się „se tota Moschovia potitum iri”[39]. O takim planie króla donosili wre­szcie carowi i szpiedzy rosyjscy, zaznaczając, że chociaż Zygmunt III mógł myśleć o odzyskaniu Smoleńszczyzny i Siewierszczyzny, to jednak nie wykluczało to wcale planów dalszych i bardziej ryzykownych[40].

 

Plan nawrócenia prawosławia.

 

Na wieść o rzezi Polaków w Moskwie w r. 1606 dokonanej, rozeszło się po Polsce przekonanie, że ta krew nadaremnie popłynie, że to będzie krew męczenników, która sprowadzi nawrócenie Moskwy na katoli­cyzm. „Że i seminis capax i frugifera będzie, mamy na­dzieję wielką, krew niewinna w pogrom moskiewski przelana, a pospolicie albo raczej zawdy to bywa sanguis martyrum semen Christianorum[41]. Jeżeli takie poglądy wyrażał jeden z tych rębajłów, którzy walcząc pod Sa­mozwańcami szukali awantur i łupów na ziemi moskiew­skiej, a jednak pragnął „odszczepieńce z Bogiem poje­dnać”, to cóż dopiero powiedzieć o samem duchowień­stwie katolickim.

Szczególnie rozniecali nastrój wojowniczy jezuici litewscy, przede wszystkim zaś jezuici wysunięci daleko na wschód, jak Jezuici w Orszy. Ci siedząc na krwawych rubieżach dawali znać o wymordowywaniu Polaków przez ludność moskiewską.

Z Orszy też Jezuici pisali do dworu, dając znać, że prima Julii kilka trupów wodą przypłynęło do Orszy, których oni pochowali. Drugiego dnia jedna nawa, na której dwieście trupów stosem było ułożono, trzeciego zasię dnia trup jeden tylko, któremu ręce obcięto i oczy wykłuto. Podobieństwo wielkie, że nasi byli, bo u rąk i. szyje znaczono ich, to jest na kształt kołnierzy i wyłożek naszych polskich w ciele im wyrzynano, których wszystkich w polu za Orszą pochowano”[42].

Stąd z Orszy szło jakby wezwanie do odwetu, ale i do propagandy. W tym też celu w tej Orszy (w chwili wkraczania Zygmunta III przez to miasto w granice mo­skiewskie) Jezuici założą (4 IX 1609) fundament pod ko­ściół. Jezuici byli poplecznikami całej wyprawy i nie bez powodu też król z pod Smoleńska pośle list do papieża, prosząc, aby kanonizował Ignacego Loyolę, jako patrona tej jego wyprawy moskiewskiej[43].

Do jakiego stopnia duchowieństwo w ogóle popie­rało wyprawę moskiewską, dowód mamy w tym, że kiedy magnat tak zresztą wierny kościołowi katolickiemu, jak Radziwiłł Sierotka z innych względów politycznych sprzeciwił się tej wojnie, wówczas jak pisze Albrecht Ra­dziwiłł: „za to od stanu duchownego był okrzyczanych”[44].

Szczególnie wielkie nadzieje dla kościoła pokładali w tej wyprawie biskupi polscy i litewscy i w tej myśli łożyli na nią pieniądze i nakłaniali kapituły do ofiar. Prymas Baranowski wyrażał w liście[45] do papieża Pa­wła V przekonanie, że nigdy nie zdarzyła się lepsza spo­sobność do nawrócenia prawosławia, jak w. czasie tej wyprawy Zygmunta III. Szczególnie żywo w to wierzył i z całym też zapałem popierał tę wyprawę biskup wi­leński, Benedykt Wojna[46], który w liście do tegoż pa­pieża wyraził nadzieję nawrócenia prawosławnych i do­wodził, że król pospiesza na tę wyprawę „cogitans de propaganda fide”[47].

Miał słuszność biskup wileński. Propaganda katoli­cyzmu na wschodzie, to był główny cel króla w czasie tej wyprawy. Czyż mógł dążyć do czego innego „król-misjonarz?” Z tymi misjonarskimi swoimi zamiarami wcześniej może niż należało, król się — jak pisze Żółkiewski „był po Rzymie... osławił i ogłosił”[48]; już na po­czątku grudnia 1608 r. król przechwalał się przed nun­cjuszem Simonettą, że głównym i szczerym jego celem jest propaganda choćby kosztem krwi własnej szerzona[49] Przed tymże nuncjuszem w liście w rok później[50] roztaczał ten monarcha dalekie horoskopy plantowania win­nicy Pańskiej na rozległych ziemiach moskiewskich, akcentując, że choć schizmatycy nazywają się chrześcijanami, to niema na świecie zacieklej szych a potężniej­szych wrogów kościoła katolickiego i dlatego trzeba w tej wojnie z orężem w ręku nareszcie złamać tę potęgę.

Choć ten ton krzyżowca jest podstawowy w pou­fnych. wynurzeniach Zygmunta III, to jednak początkowo oficjalnie starał się tak postępować, aby nie zrażać sobie od razu ludności prawosławnej. W związku z tym na sej­mie 1609 zgodził .się na uchwałę zupełnej tolerancji dla religii greckiej i może by z pozoru poszedł nawet dalej, gdyby nie Rzym, który domagał się, aby król-krzyżowiec działał bezwzględnie. I tak kiedy ze strony królewskiej zapytywano, czyby królowi celem zjednania sobie lud­ności ruskiej nie wypadało w czasie ruszania na tę wy­prawę Uczestniczyć w nabożeństwie schizmatyckim, — w Rzymie zapadły dwa wyroki (przesłane następnie na ręce Simonetty) z tym, że papież sobie tego nie życzy[51]. Rezultat nie kazał długo na siebie oczekiwać. Lud­ność prawosławna pomagała szpiegom moskiewskim[52], a w Wilnie (14 sierpnia 1609 r.) trzeba było prawosław­nego mieszczanina ściąć za spiski z Moskwą[53]. Działo się to w chwili, gdy król jadąc właśnie przez tę stolicę Litwy na wyprawę moskiewską, oddał przy tej sposob­ności cerkiew katedralną Anitom, czym oburzony jeden z prawosławnych mieszczan zadał ranę (11 sierpnia) unickiemu metropolicie, Pociejowi.

Duchowieństwo dyzunickie doskonale było poinfor­mowane o tym, co zaszło w Wilnie. Wiedziało zapewne i duchowieństwo moskiewskie. To też nic dziwnego, że kiedy za miesiąc[54] Zygmunt III wyśle uniwersał do Smo­leńska z wezwaniem do poddania, obiecując „wiarę pra­wosławną ruską nienaruszenie zadzierzeć”, wówczas nie znajdzie echa poza murami tej twierdzy. W czasie tej wojny antagonizm obu wiar zarysował się też bardzo jaskrawo.

Papież chcąc już z góry zmobilizować wszystkich katolików w Polsce na tę wyprawę moskiewską, ogłosił (na początku października 1609) jubileusz i odpust „pro felici successu Serenissimi Regis contra schismaticos”. Okólnik zwiastujący ten odpust okazał się z pie­częcią nuncjusza po kościołach Polski i Litwy i nabo­żeństwa odbywały się przez kilka następnych miesięcy[55].

Poza tym papież uroczyście pobłogosławił swego króla-krzyżowca na tę wyprawę. W nocy Bożego Naro­dzenia 1609 r. pobłogosławił miecz i kapelusz, aby je przesłać Zygmuntowi III jako „rycerzowi Kościoła”. Pa­pież wręczył ten dar Mikołajowi Wolskiemu, marszał­kowi koronnemu nadwornemu, który zapewnił papieża o misjonarskich celach króla[56].

Ten „rycerz Kościoła” miał zresztą odzyskać nie tylko samą Moskwę dla Rzymu. W czasie tej krucjaty pośrednio przez Moskwę miał odzyskać jeszcze Persję[57].

Kanclerz litewski Lew Sapieha może najlepiej ze wszystkich wtajemniczony w genezę wojny, wyraźnie mówi w jednym z listów poufnych do żony, że król w tej wojnie zamierzał „posiąść Moskwę a przez Mo­skwę Szwecję rekuperować”[58].

Ten więc program propagandy katolicyzmu — ży­wiony przez króla miał niezmiernie szerokie horyzonty. Przypominał plan Batorego. Tylko gdy tamten przez pod­bój Moskwy chciał iść na południe, by pokruszyć pół­księżyc Mahometa, ten po obaleniu Moskwy kierował się na północ, by w Szwecji podeptać „hydrę herezji”. Nie trzeba zapominać, że głównym momentem działań pol­skich Wazów była Szwecja, skąd ten ród wyszedł, gdzie był ich tron dziedziczny i gniazdo. Sam Zygmunt III zwierza się w liście do cesarza Macieja, że wypowiada wojnę carowi Szujskiemu na skutek wiadomości, że ten zawarł sojusz (28 lutego 1609 r.) z Karolem Sudermańskim[59]. Toż i podkanclerzy Kryski w jednym z listów wyznaje, że niebezpieczeństwo zagrażające od Karola Sudermańskiego — wpłynęło na powzięcie planu wy­prawy[60].

Tak więc Zygmunt III na wschód od Dniepru roz­poczynał boje nie tylko z prawosławnym carem ale i z luterskim Wazą i miał zatknąć sztandar papieski nie tylko na Kremlu, ale i w Sztokholmie.

 

Gosiewski się spóźnia

 

Jak wspomniałem wyżej[61], Żółkiewski dopraszał się u króla, aby mu z pod Smoleńska przysłano do pomoc przy układach takiego doświadczonego dyplomatę i zna­wcę moskiewskiej polityki, jakim był kanclerz litewski Lew Sapieha. Ale ten się wymówił, nie chciał brać na siebie odpowiedzialności, a potem słuchać wyrzutów[62]. Jak zwykł był mawiać „wolał do gotowego” i zamiast pod Moskwę — pojechał wnet potem na urlop – do mło­dej żony[63]. Do pomocy hetmanowi zamiast Sapiehy wy­słano w końcu z pod Smoleńska Gosiewskiego referen­darza litewskiego, który również nieźle znał stosunki mo­skiewskie i jak wiemy[64] był bliskim Sapiehy.

W instrukcjach[65] jakie wręczono Gosiewskiemu z naciskiem podniesiono, że tron i rząd ma się dostać teraz królowa, a nie królewiczowi. Silono się w tym kie­runku na liczne dowody. Po cóż wzywają bojarzy króla pod stolicę, jeśli on sam niema ująć steru rządów? Powołano się na deklaracje króla tuż przed wyprawą, że nie dla dynastii (królewicza), ale dla pożytku Rzpltej ją podejmuje. Gdyby te deklaracje przekroczono, pod­niósł by się rokosz w Polsce. W Moskwie królewicz nie dałby sobie też rady z buntem. Anarchię i Samozwań­ców zdławić zdoła sam król podążywszy do Moskwy: królewicz za młody, pobyt wśród barbarzyńskiego na­rodu byłby dlań „z niebezpieczeństwem jakiem wycho­wania, które gdyby mu się odjęło, siła by... w sumieniu przed Bogiem... Król JMć zostać musiał”; mogliby go Moskale i zamordować. Jak dorośnie, jak sejm pozwoli, to kiedyś można by go oddać. Wszakże i wedle układu smo­leńskiego król obiecał dać królewicza dopiero wówczas, gdy państwo moskiewskie się uspokoi. Co do zadania, aby królewicz przejął prawosławie odpowiedzieć trzeba, że tak jak Moskwa dba o swą religię, tak też nie może narzucać religii temu, „którego chce mieć za pana”. Przy tym zaznaczyć, że królewicz i jego dworzanie będą mu­sieli mieć swoje kościoły i kapłanów i dodać „aby inszej oprócz rzymskiej religii kapłanów i kościołów stawiać nikomu wolno nie było”; (przeciw protestantom?). Gdyby bojarzy domagali się zaś w zamian jakichś ustępstw w gra­nicach Rzpltej co do religii, to gdyby nie można było od razu tego obalić, to odroczyć do decyzji samego króla[66]. Pieniądze na żołnierzy niech Żółkiewskiemu da Mo­skwa. Na zamkach pogranicznych musi pozostać, załoga polska, a tak samo wojsko królewskie nad Wołgą. Jest ono nieodzowne do pokonania Samozwańca, czego pra­gną sami bojarzy. Na ogół trzeba „najostrożniej subtelno­ściom... zabiegać”, „niczegoż, co by się wykonać nie mo­gło, nie pozwalając”.

W tym wszystkim niech hetman użyje „potrzebnego pośpiechu”... Tego „pośpiechu” nie okazał sam Gosiewski.. Zachorował bowiem po drodze[67], zniecierpliwiony Żółkiew­ski na darmo oczekiwał instrukcji. Potrzeba mu ich było tym pilniej, że już dobijał układów. W nich trzymał się, układu smoleńskiego jako wzoru, ale wiele było jeszcze; punktów spornych. Niemało było sporu w sprawach ewa­kuacji załóg polskich z zamków moskiewskich. Dowiedziawszy się jednak od gońca Andronowa Sołowieckiego (wysłanego przodem przed Gosiewskim), że król nie miałby ostatecznie zbyt wiele przeciw tej ewakuacji[68], ustąpił w tej sprawie bojarom.

Główny szkopuł tkwił jednak w sprawie religii,. a stronnictwo najbardziej Żółkiewskiemu wrogie i uparte skupiło się koło patriarchy, Zdarzyło się nawet, że patriarcha zaczął wyklinać bojarów, trzymających z Żół­kiewskim, na co bojarowie odpowiedzieli połajankami i zabierali się bić „popów, co przy nim byli... aż poucie­kali z cerkwi’[69]. Ten protest patriarchy popsuł na chwilę układy tak, że niektórzy wybitniejsi (kanclerz Telepniow, Golicyn)[70] zaczęli znów stawiać trudne Warunki[71].

Hetman dostrzegł, że patriarcha przemyśliwując o wprowadzeniu na tron narodowego kandydata (bojarzyna), chciał wojnę z Polską jak najbardziej przewlec. Stąd hetman postanowił wbrew temu właśnie rzecz prze­ciąć i skrócić. Poza tym skłaniała go do tego i postawa wojska. Na naradzie z rotmistrzami (26 VIII) przekonał się, że wojsko na żołd dłużej czekać nie myśli. Wojsko żądało, aby pokój zawierał, a „Rzpltę w wojnę długą nie zawodził”[72]. W rezultacie też głównie wojsko, burzące się z powodu braku żołdu, a spodziewające się, że ten żołd dostanie po zawarciu układu ze skarbca car­skiego — zmusiło hetmana do dobicia układów z boja­rami[73].

Nie był w stanie hetman Moskwę „dotrwaniem Uprzęż zimę... na pożyteczniejsze Rzpltej kondycje... przycisnąć”. Żółkiewski musiał się śpieszyć. Odraczać, to znaczyło popsuć — wszystko[74].

Hetman więc „nie czekając króla JMci nauki”, od­roczywszy część spornych artykułów do bezpośrednich układów, z królem pod Smoleńskiem, zaakceptował tekst umowy[75] i elekcji królewicza Władysława, którego — jak obiecał, na Kreml „niemylnie przywiedzie”[76]. Na tej podstawie odbyła się wreszcie (28 VIII) uroczystość za­przysiężenia artykułów i elekcji. „Chrzest całowała sto­lica”[77] na imię królewicza JMci i to przy tak donośnym huku dział, że Samozwaniec przerażony gotował się do ucieczki. „I ja też z panami rotmistrzami wedle tego pi­sma całowałem krest”, pisał hetman do króla[78].

Hetman musiał poprzysiąc, choć zdaniem niektó­rych układ ułożony był wbrew woli króla[79]. W zasadzie jednak hetman miał rację — kiedy w liście dono­sił — że układ obecny w całości dostosował[80] do po­przedniego układu, jaki sam król zawarł pod Smoleń­skiem (z wyjątkiem tylko jednego punktu co do ewa­kuacji zamków nagranicznych).

Na usprawiedliwienie donosił królowi, że jak wi­dać „z gestów i płaczu ich, szczerze sobie życzą króle­wicza JM”. Pomimo to stosownie do woli króla[81] nie myśli śpieszyć się z usunięciem Samozwańca, aby Mo­skali trzymać jeszcze w szachu.

Najciekawsze, że hetman wyraża się tak jakby nie przeczuwał, że główny szkopuł tkwił w tym, że nie króla ale królewicza dał Moskalom na pana.

Co prawda Żółkiewski co do tego punktu najważ­niejszego był w porządku. Albowiem kiedy wyjeżdżał sam ze Smoleńska mówiono jeszcze o królewiczu[82], a też i układ smoleński godził się na królewicza[83], zwrocie zaś w planach króla hetman nie wiedział dokładnie, gdyż zmienione co do tego instrukcje, jakie wiózł Go­siewski — dotąd rąk jeszcze hetmana nie doszły, bo Go­siewski uwiązł po drodze... a w listach zaś król nie za­znaczał, że jest temu przeciwny, ale tylko napomykał (i to w ostatnich), że pozwalał nań warunkowo[84].

Dopiero w dwa dni po zaprzysiężeniu ugody przy­biegł ponownie ów goniec Andronów z wyraźnym już rozkazem królewskim do hetmana, „iżby nie na króle­wicza, ale na samego króla JMci panowanie zaciągnął”[85].

Ale i iw listach, jakie hetman następnie wysyła do króla na darmo szukamy wzmianki o sprawie królewicza. O tym milczy hetman jak grób. Wiedział, że gdyby w Moskwie np. z przejętego listu jego dowiedziano się o zmienionej woli króla, — wszystko by runęło. A zresztą jak to pisać w przedmiocie tak dla dumy królewskiej drażliwym. W pamiętniku swym[86] wyraźnie się z tego tłumaczy: „Pisać o takowych rzeczach nie zdało się, żeby się mogło co sprawić, posłać zaś nie było tak ąualificatam personam, komu by tego powierzyć i kto by mógł pro gravitate negotii tak to królowi JM., jako po­trzeba ukazać”. Stąd o tej sprawie „zamilczywał i w wiel­kiej tajemnicy u siebie ją miał”[87].

To też hetman w liście[88], jaki wysłał do króla 31 sierpnia ani słówkiem o tej sprawie królewicza nie wspomina[89]. Korzył się w nim tylko i zapewniał o swym, posłuszeństwie[90], przypominając o owych cedułach szy­frowanych do podkanclerzego i rozwodził się przy tym o żołdzie tak dla swego wojska, jako też dla oddziałów Samozwańca, które trzeba skaptować[91], aby tego ostat­niego same ujęły. Przeczuwając jednak, że rywale nieje­dno pewnie będą mieli do zarzucenia w jego układzie moskiewskim, zaznaczał jakby dla usprawiedliwienia, że kiedy teraz jedzie z Moskwy poselstwo pod Smoleńsk dla definitywnego dokończenia układów, to już tam „zawrzesz W. Kr. Mć ex animi sententia” (wedle swej woli) i dodawał tylko, że kiedy na to poselstwo wybrali naj­znakomitszych bojarów, to „znak jest, że szczerze do­rzeczy przystępują”.

Wnet przyszedł jednak list[92] od króla, w którym ten powtarzał wszystkie motywy przeciw powierzaniu: królewicza bojarom, jakie już wyłuszczył w instrukcji Gosiewskiemu, którą — jak mylnie król sądził — już zapewne hetman ma w ręku (Gosiewski wciąż jeszcze nie przyjeżdżał). Król oświadcza, że poza tę instrukcję nie może „postąpić”. Dodawał tu przy tym król, że wo­bec tego, iż pod Smoleńskiem układy toczyć się będą, teraz z posłami przybywającymi z Moskwy, powinien by hetman zostawiwszy przy wojsku swym jakiego zastępcę, „nademknąć” pod Smoleńsk.

Znamienną rzeczą, że król tu polecał, aby bojarom „podawać przez pewne konfidenty” i ich zręcznie prze­konywać, iż król obiecał królewicza dopiero wówczas oddać, gdy państwo moskiewskie będzie zupełnie uspo­kojone, więc że trzeba wprzód „uspokajać”, „niźli mło­dość naszego syna na te niepokoje podać”.

Hetman króla nie posłuchał. Wiedział jak Zyg­munt III znienawidzony był u prawosławnych. Otrzy­mawszy taki rozkaz już post factum, nie mógł się doń zastosować i — o tym wszystkim w Moskwie ani pisnął.

„Nie zdało się — jak pisze hetman w pamiętniku — z tym otwierać, iżby Moskwa, u której było invisum no­men (znienawidzone imię) króla JMci, nie sparsnęła i… gdzieindziej chęci nie obróciła”.

W istocie sytuacja była taka, że nawet sam Go­siewski przybywszy wreszcie (za późno) z ową instrukcją i poznawszy stan rzeczy, pochwalił krok Żółkiewskiego.

Niestety Andronow (i drugi goniec Mołczanow) może w myśl owych poleceń podawania „przez pewne konfidenty” – wygadali się[93] przed bojarami, z czym przyjechali. Tajemnica wyszła na wierzch, a bojarów przeniknęło podejrzenie, że król w rzeczywistości zagarnie tron dla siebie.

 Może być – rywale hetmana sądzili, że takie wygadanie tajemnicy, to najlepszy sposób podkopania elekcji – i wyjaśnienia sytuacji.

 

Podbój a unia

 

Jak wspomniałem protest przeciw oddaniu królewi­cza Moskwie pochodził z wyznaniowych powodów dla­tego zapewne, przeciw tej myśli występy wał król, podkanclerzy: Kryski[94], Bobola. Tej „komornej radzie” po­dali jednak rękę i Potoccy[95], tworząc solidarny obóz wrogi, hetmanowi. Choć u Potockich nie grała żadnej roli sprawa religijna, bo byli ewangelikami, to jednak pobudką ich była, jak mówi Wielewicki[96] — zazdrość o sukcesy (może w rezultacie o buławę?).

Hetman w pamiętniku swym[97] głównego wodza swych wrogów widzi w Janie. Potockim, który „ustawicznie” króla pobudzał, aby układu moskiewskiego nie potwierdzał. „Bo iż tak fortunnie rzeczy panu hetma­nowi poszły, im zaś pod Smoleńskiem niepomyślnie z emulacji zdało się, że dla zelżenia pana hetmanowej sławy życzył, żeby z tego wszystkiego nie było nić i tak radził, żeby tę sprawę podwrócić”. Wedle tego miał wy­wołać zazdrość w duszy Zygmunta III wskazując, że hetman przygasił sławę[98] samego króla w tej wyprawie i królowi „smakowało”, co Potocki mówił.

Sam hetman w pamiętniku zaznacza, że: Jan Po­tocki miał radzić, aby kroi od razu teraz „sam Moskwę osiadł”, bo „osiadłszy Moskwę”, z skarbu carskiego po­płaci zaciężnego żołnierza. Potocki królowi „nadzieję czynił, że mocą rzeczy dopnie”. „Radził osiedzenie” — to znaczy opanowanie, podbój!

Dobrze tę myśl zrozumiał Kobierzycki (340); Który mówi, że stronnictwo Potockich radziło królowi, aby ten naród moskiewski „armis ad extremum subiugaret premeretque victor genti iura daret, sumeret diadema”, niech sam się ukoronuje, a dopiero uspokoiwszy kraj, następnie koronę odda synowi, który bardziej bę­dzie przejęty wdzięcznością dla ojca, gdy tę koronę do­stanie nie od Moskwicinów, ale z łaski króla (benevolentia patris)[99].

Inna była myśl hetmana, który —jak pisze w liście do Sapiehy[100] — był zdania, że „lente było w tych rzeczach potrzeba [postępować], żeby ludzi nie drażnić, nie ura­żać, raczej łagodzić”. Hetman doradzał raczej ustępli­wość i względność i za wzór brał sobie ideę unii lubel­skiej. Do tego wzoru sam się przyznawał wyraźnie, kiedy w tymże liście do Sapiehy tak pisał: „Jeśli nie zaraz tak [wypadło], jakbyśmy życzyli, jako chcemy, mądrego filozofa sentencja: successiue fit motus. Z WMciami bracią naszą narodem W. Ks. Litewskiego wyszło lat sto sześćdziesiąt, nim do skutecznego zjednoczenia przyszło a z tak wielkim szerokim carstwem moskiewskim; za niedziel kilkanaście chcą, żeby wszystko sprawić jako potrzeba. I człowiek z dziecięcia z małej różdżki dąb czasem bywa. Z tych początków, które teraz P. Bóg dał za mądrym J. Kr. Mci obmyśliwaniem, mogą da P. Bóg przyjść rzeczy, wedle tego jako życzymy, do doskonałości”[101].

Do tego programu przywiązał się hetman.. Dowo­dem, że prawie dosłownie to powtórzy na późniejszej audiencji wobec króla i rozszerzy się nad tym w swym pamiętniku[102]. W tych słowach tkwiło bowiem całe ją­dro programu Żółkiewskiego. Tak jak Zamoyski, tak jak szlachta pod Stężycą powołująca się w r. 1575 na mo­żliwość analogi i cara do Jagiełły i „na przykład Jagiełłowy”, tak i Żółkiewski powoływał się raz wraz na ana­logię unii z Litwą.

Ta unia szerzyć się miała coraz bardziej na wschód pod hasłem złotej wolności szlacheckiej. To był program socjalny i ustrojowy, nie dopasowany do wy­mogów XX wieku, ale do wymogów wschodu europej­skiego tamtych czasów zupełnie odpowiedni. W Moskwie toczyła się wówczas walka czerni z bojarami, walka ko­zackiej anarchii nomadycznej z kulturą osiadłą. Pospól­stwo mordowało bojarów i Wojewodów[103]. W takiej chwili hasła „złotej wolności” tym więcej mogły wabić bojarów, którzy wierzyli, że pod wpływem Rzpltej im się „złote lata wernut”[104]. Rozumiał to Żółkiewski i dlatego chciał oprzeć się na bojarach i połączyć ich tak z szla­chtą polską, jak połączyła się z nią litewska.

Ten program nie był miłym Zygmuntowi III, bo on był wrogiem „złotej” wolności, chciał wprowadzić absolutyzm, a także i w Moskwie zachować dawne sa­modzierżawie i wzmocnić przez to swą władzę[105] w Pol­sce. Nie zorientował się jednak, że w Moskwie nikt nie miał interesu w popieraniu „samo dzierżawnych” pla­nów Zygmunta III. Bojarom się to nie uśmiechało, a tym mniej temu głównemu filarowi samodzierżawia — du­chowieństwu prawosławnemu, które się bało „łaciństwa”. Nawet i muzyk i kozak wolał swoich Samozwańców.

Ale gdy Zygmunt III w głębi Moskwy nie mógł znaleźć żadnej dla siebie podpory, Żółkiewski miał za sobą przynajmniej część bojarów — tak jak i swego czasu Polska, zyskała zwolenników wśród litewskiej braci „herbowej”.

Ten przykład unii polsko-litewskiej był wówczas do tego stopnia na ustach współczesnej opinii tak w Pol­sce, jak i w Moskwie, że liczył się z nią nawet car Szuj­ski i już w listopadzie 1609 r. udawał, że gotów jest „poddać się za pewnymi kondycjami królowi JMci per modum unii przykładem księstwa litewskiego — ziemię”. Car Szujski przypuszczał, że zająłby wówczas zapewne stanowisko— Witolda[106]

Przywoływano ku pamięci cienie Jadwigi i Jagiełły. Można w istocie powiedzieć, że pierwszy program to idea stara wzięta w spadku po Jagiellonach, którzy na tej drodze wolnej elekcji zasiedli nawet (w XVI wieku) ha tronie czeskim i węgierskim, drugi to idea nowsza idąca za wzorem absolutyzmu Habsburgów, którzy elekcję usuwali.

Między tymi dwoma programami unii i elekcji a programem podboju i wcielenia — leżała przepaść. Uprzytomnijmy sobie to, że podczas gdy Żółkiewski go­dzi się na unię dobrowolną i na elekcję dokonaną przez .samych Moskali na podstawie paktów konwentów i wa­runków warujących Moskalom odrębne prawa, zwyczaje, religię i w ogóle pewną samodzielność na tle jakby sekundogenitury, to u króla przejawia się wyraźnie chęć podboju, wcielenia, złamania prawosławia, co wszystko miało się dokonać albo siłą, albo podstępem i przewle­kaniem.

Na tym tle zrozumiemy jaśniej, co znaczą słowa owe w listach królewskich domagające się użycia „siły na upór”[107], na tym tle zrozumieć można czemu to cią­gle hetman niejako bronił narodu moskiewskiego, wska­zując, że szczerze i nieobłudnie postępuje, gdy tymcza­sem w obozie królewskim wciąż się zarzucało hetma­nowi łatwowierność i wskazywało, że ten naród jest chytry, gruby, barbarzyński, który potrzebuje ciężkiej ręki.

Hetman do tego stopnia chciał szanować samodziel­ność Moskwy i usuwać nawet pozory podboju, że nawet początkowo na naradzie wojskowej był zdania[108], aby nie wprowadzać załogi polskiej na Kreml, ale ją tylko po okolicznych wsiach umieszczać, a to zapewne w myśl układu, aby po zamkach nie osadzać polskiej załogi.

Takie dwie sprzeczne idee zarysowały się w pol­skiej polityce. Nad tymi sprzecznymi dążeniami dysku­towano w owych czasach z ożywieniem.

Trzeba przyznać, że hetman nie był wówczas zu­pełnie osamotniony, że podzielali niektórzy senatoro­wie[109] jego zdanie, i że czasem jego zdanie brało górę i to nawet pod Smoleńskiem[110]. Tak np. pogląd hetmana, że trzeba koniecznie liczyć się z wolą narodu znalazł echo nawet u pewnego Francuza, który bawił na dwo­rze w Wilnie, u Francuza Jana De La Blanqae..

Czy dlatego, że ten Francuz był hugenotem[111] i mniej go zrażały wyznaniowe kwestie w sprawie elekcji kró­lewicza, czy z innego powodu, dość, że znalazł jakby słowa usprawiedliwienia dla hetmana i dał temu wyraz w liście do marszałka w. koronnego Wolskiego[112]. Na ogół zapatruje się on tu pesymistycznie. Jeszcze za wcześnie triumfują w obozie pod Smoleńskiem. Jeśli się chce pozyskać tron moskiewski na trwałe, to musi się zyskać poparcie samego narodu moskiewskiego, gdyż wbrew woli tegoż trudno jest rządzić, a to tym więcej, że przecież są kontrkandydaci jak kniaź Golicyn, jak Samozwaniec. Trzeba wprzód zyskać na rzecz królewi­cza „unanimita et consenso generale”, trzeba, aby się nań zgodził cały naród, bo bez tego ani królewicz ani król nie byliby pewni swego życia w Moskwie.

Dodaje przy tym[113], że: „Król jest nieco zagniewany na hetmana za to, że ten nazbyt chętnie ustąpił bojarom królewicza. Król bowiem chciał, aby hetman tron prze­ciągnął na niego samego, sądząc, że ostatecznie wymu­siłoby się zgodę na Moskwicinów. Ja jednak jestem mo­cno przekonany, że hetman nie uczynił bez poważnych racji, których nie mogą przeniknąć ci, którzy nie są w Moskwie obecni. Zdaje mi się, że. król pomimo to bę­dzie się starał, aby w układach, jakie będzie, tu prowa­dził z posłami przybywającymi z Moskwy — przenieść koronę na siebie. Ale co do tego będą trudności, podo­bnie jak i co do zmuszenia ich do ustąpienia ziemi siewderskiej. Pomimo to wszystko ja sądzę, że w końcu zmusi się Moskwicinów, że zrobią to, co król zechce...”

Zdaje się, że w Wilnie na dworze powszechnie tak rozumowano, gdyż z tegoż Wilna w tymże czasie posyła do Rzymu nuncjusz Simonetta depesze, które choć oczywiście nie zawierają wyrazów uznania dla hetmana, to jednak stan rzeczy przedstawiają tak samo[114]. Wedle tych depesz król chce się sam koronować na cara, sam chce zebrać owoce owej wyprawy, a jeśli co królewicz potem dostanie, to tylko z jego łaski i dlatego to król ma za złe Żółkiewskiemu, że obiecał królewicza. „Król wszelkimi sposobami będzie się starał, aby [przyszłej układy z posłami [bojarów przybywającymi dla zatwier­dzenia z Moskwy] prowadzone były tylko w jego imie­niu [a nie królewicza], a gdyby jakie trudności zacho­dziły, [to ostatecznie] obieca im przysłać królewicza aż za 4 lata, a tymczasem sam ustali jaką formę rządu [w Moskwie]”[115].

O tej niechęci króla do hetmana z początku mó­wiły poufne tylko koła, aż w końcu po całej Polsce gruchnęło „iż Król JMć niewdzięcznie (od hetmana) przyjmował, że na królewicza Moskwa chrzest całowała”[116].

 

Zakończenie

 

Zwykle się mówi, że program króla był realniejszy od programu Żółkiewskiego – bo dążył do odebrania Smoleńska i ziem pogranicznych. Takle ujęcie jest niesłuszne. Taki plan miał Lew Sapieha, podczas gdy król, uważając Smoleńsk za wstęp do całej akcji, miał od początku daleko szersze zamiary, bo dążył do podboju całej Moskwy i jej nawrócenia.

Jeżeli chodzi o ten węższy plan, plan smoleński to prawda, że został urzeczywistniony ale nie trzeba go znów przechwalać i nazbyt wynosić. Nie trzeba zapo­minać, że owej chwili gra szła między Moskwą a Polską nie o parę grodów nadgranicznych ale szło o decyzje na wieki całe. Plan odzyskania Smoleńszczyzny i Siewierszczyzny, i tych polsko-moskiewskich »Alzacji i Lotaryngii«, był realnym, ale ważniejsze były losy całej Rzptej polskiej. Ważniejszą kwestia hegemonii w całej Słowiań­szczyznę. Nie można dziś przesądzać, czy plan Żółkiew­skiego nie odsunąłby rozbioru Polski, bo rozwój Moskwy nie szedłby pod hasłem odwetu na Polsce jak się to działo za Romanowów, z których wyszedł Piotr Wielki.

Wszystkie głosy światlejsze zrozumiały, że trzeba skorzystać z chwili tak gruntownego rozkładu i osłabienia Moskwy, jakim był moment wygaśnięcia dynastii Rurykowiczów i epoki Samozwańców i załatwić się raz na zawsze z Moskwą. Mniej ważna rzeczą było odzyskiwać wówczas Smoleńsk czy Siewierz, odzyskanie tych grodów nie zaważyło skutecznie na szali dziejowej rywalizacji między Polska a Moskwa tu trzeba, było rozstrzygnąć trwale rzecz na samym Kremlu.

Plan królewski był równie szeroki jak i plan Żółkiewskiego, który jednak nie chciał podboju, ale unii i posadzenia królewicza na Kremlu.

Król o tyle postąpił realniej, że obok szerokiego planu aprobował dla rezerwy i ten szczuplejszy program »smoleński« i wskutek tego wyszedł z wyprawy nie bez owoców.

Jeśli jednak chodzi, który z owych dwu programów szerokich, hetmański czy królewski, był bardziej realny, to odpowiedni nie rzucajmy zbyt pochopnie. Jeśli bowiem uważa się, że już wówczas przepaść niezgłębiona dzieliła Moskwę od Polski, to nierealnym był i jeden program i drugi i żaden w istocie się nie urzeczywistnił. Nie można jednak zaprzeczyć że oba podyktowane były głębokim zrozumieniem ważności kwestii moskiewskiej, jakimś przeczuciem, że od tej Moskwy może wyjść w przyszłości zguba Rzptej polskiej. Te zbyt szerokie programy tak króla, jak i Żółkiewskiego obciąża się zwykle zarzutem, że taka nadmierna ekspansja, że takie połączenie Rzpltej z tak obszernym państwem jednolicie prawosławnym, podsyciłoby tak żywioł ruski i dyzunię, że żywioł polski nie dałby sobie z tym rady. Na to można by odpowiedzieć, że jeśli przez unię z Litwą raz Polska weszła na drogę tej nadmiernej ekspansji, to nie czas jej już było zatrzymywać się w pół drogi nad Dnieprem; kto już raz posiadł w swych granicach Kijów i tyle kroci prawosławnych, ten nie mógł pozwolić, aby za jej granicami tworzył się osobny ośrodek dla tychże prawosławnych i powinien był dotrzeć aż do Kremlu, do samego patriarchatu wszech Rusi i tam problem roz­wiązać. Nie można było zamykać oczy na to że po­łowę, tej Rzptej zamieszkiwał lud wiary ruskiej, tej sa­mej wiary, jaka wyznawała i Moskwa i patriarchat moskiewski. Unia brzeska i skatoliczenie szlachty ruskiej to były paliatywy na nie długą bo 2 wiekową metę. Kto chciał rozwikłać na dobre kwestię ruską w Polsce, ten musiał się załatwić z Moskwą samą.

Zarzut nadmiernej ekspansji osłabia ta okoliczność, że wskutek wspólności religii i tak na dobre od dawna gospodarowała Moskwa w wschodnich krajach Rzptej i wśród dyzunitów polsko-ruskich czuła się jakby u sie­bie w domu. Dynastia Romanowów, która pod hasłem obrony prawosławia zasiądzie teraz na Kremlu w miejscu królewicza Władysława, nic sobie nie będzie robić z granic, oddzielających ich państwo od Rzptej i bez pardonu poprzez Dniepr podsycać będzie rozruchy i bunty dyzunickie, pchać na Rzptę potopy kozackie i wyrósłszy w końcu na opiekunkę wszystkich dysydentów, nie tylko Smoleńsk odbierze, ale i całą Rzpltę wywróci. Słusznie rozumował Żółkiewski a pewnie i król, że nie pod Smo­leńskiem, ale w Moskwie tkwi węzeł spraw brzemiennych dla Rzptej; bo sprawy ruskiej; unickiej, kozackiej, roz­wiązanie może sprawy tatarskiej, a może i tureckiej. Inaczej by wyglądała cała Ukraina, gdyby z Kremla nie wychodziła agitacja tak wroga Polakom, gdyby w samem źródle tej agitacji zahamować było można wrogie dla Polski dążenia.

Stokroć lepiej dałaby sobie Rzpta rady z żywiołami dyzunickimi, gdyby samo gniazdo dyzunii - Moskwę, miała pod swym wpływem. Prawosławie pod carem Władysławem nie byłoby Polsce tak wrogie, rozpęd pra­wosławia w samej Moskwie sam przez się by osłabł – bez namacalnego ze strony Polski nacisku. Jeśli kultura polska tak poważnie zapanowała nawet za czasów Ale­ksieja i Fiedora Romanowów, kiedy Polka zasiadła na tronie carskim a polski obyczaj był dominujący, to cóż dopiero by było w razie władania na Kremlu –Władysława.

Jeśli w XVIII wieku opanowali tronem carskim Niemcy a o Rosji decydowały, jako carowe, księżniczki niemieckie wraz z kamarylą baronów kurlandzkich i to lak, że korzyść Z tego miały Prusy a nie Polska, którą rozebrano - to czyż byłoby rzeczą niemożliwą, aby na Kremlu przebywali bliżsi, bo Słowianie-Polacy i do tego rozbioru nie dopuścili.

Przez wprowadzenie Władysława na tron carski Polska byłaby zabezpieczoną przynajmniej od jednej strony, od wschodu i tym łatwiej mogłaby się oganiać od innych sąsiadów. Zamiast wejść w ciągłe wojny z Moskwą, Wazowie polscy byliby w roli Burbonów francuskich, mających w sąsiedztwie Burbonów hi­szpańskich.

A zatem ów plan szeroki nie był tak nierozumnym, tak bezzasadnym, tak fantastycznym. Tylko że do niego prowadziły dwie drogi, na jedną wskazywał król, na drugą hetman. I tu dopiero trzeba spytać, który program był bardziej realny a który bardziej marzycielski. Czy bar­dziej marzycielskim nie był program króla nazbyt mi­sjonarski, program, który chciał przemocą zdobyć i gwał­tem nawrócić tak fanatyczny naród, jak moskiewski, aniżeli ten program, który ustępstwami i na drodze do­browolnej elekcji chciał przygotować na wschodzie te­ren dla kulturalnego stopniowego oddziaływania Polski. Trudno rozstrzygać. Przypomnieć jednak żeby można, że kto chce tworzyć uniwersalne mocarstwa, musi szanować właściwości poszczególnych narodów, zasada, o której podobno wiedział już Aleksander Wielki, zasada, z którą liczyły się Niemki-carowe rosyjskie. Jeśli też i Zygmunt III chciał zostać władcą uniwersalnym, to (że się wyrażę słowami[117] Żółkiewskiego) „z inklinacją narodu tego musiał się zgadzać”. To zapatrywanie Żółkiewskiego nie było odosobnione. Podzielał je, jak wspomniałem[118], przebywający w Wilnie przy królowej Francuz de la Blanque, który przestrzegał, że wbrew woli narodu trudno panować.

Kto się z tym nie liczył, był marzycielem. Marzycielem też był i Zygmunt III, co świat cały chciał podbić dla Rzymu. Nie podbił a stracił jedną koronę, która już dotykała jego skroni w Szwecji, a stracił drugą koronę, którą nieśli bojarzy dla jego syna, i ściągnął i u Szwedów i u Moskali nieukróconą nienawiść dla wszystkiego, co polskie i katolickie.

Nikt lepiej nie wyraził myśli Zygmunta III jak jego syn Władysław, tak od niego różny – ów car niedoszły, kiedy polecił ojcu wystawić taki pomnik, jaki dziś widzimy pod zamkiem w Warszawie.

Na kolumnie z mieczami w jednej a krzyżem w drugiej ręce – król-krzyżowiec chciał podbić świat niewierny i luterańską Szwecję i prawosławną Moskwę i Mahometańską Portę. Czy Polska na takim programie misjonarskim nie straciła – „Rege nimium illa, que sibi finxerat, idola adorante” – jak mówi Kobierzycki[119] – wielbiciel króla niedoszłego cara Władysława?

 

Nie tylko Kobierzycki, ale i wielu współczesnych Po­laków wytykało ten błąd Zygmuntowi. Nie mówię o Szczę­snym Herburcie warchole rokoszaninie[120]), ale i Tarnow­ski wypomniał, że »zapędzano się z błędów w błędy«[121]). Kiedy królewicz Władysław w r. 1616 uzyskał poniewczasie pozwolenie od ojca na samoistną wyprawę na Moskwę, wówczas szczególnie surowe krytyki programu Zygmunta III posypały się z wielu stron. Bardzo ostro wówczas wystąpił w liście do królewicza Władysława Zbigniew Ossoliński, wojewoda sandomierski, który tak pomstował na rade przyboczną królewską[122]:

»Dalby to P. Bóg, żeby te Rady (tj. doradcy kró­lewscy); które teraz w zatrudnionych Jak dalece moskiew­skich rzeczach coś robić z W. Królewiczowską Mcią chcą, nie przeszkadzali byli fortunie i zgoła wielkiemu szczęściu W. Kr. Mci i woli Bożej, kiedy dobrowolnie animusze i serca tych tam ludzi obróciły się były ku W. Kr. Mci, za pana biorąc sobie W. Kr. Mć, kiedy za­tem dobrowolną i chętliwą imieniowi W. Kr. Mci przy­sięgę uczynili byli, stolicę i insignia imperii z skarbem niesłychanym w ręce W. Kr. Mci oddali, największą pe­wność i dufność, ludem Pana Ojca W. Kr.. Mci ową osą­dziwszy; kiedy największy znak poddaństwa swojego i: przyznawania zwierzchności W. Kr. Mci podnieśli, z taką ufnością to czyniąc, że i przysięgi wzajemnej od W.K.. Mci w tej mierze nie czekali... Lecz subtelne ja­kieś naonczas dyskursy, z których się nam dotąd wyprawić nie mogą, tak wielkiemu szczęściu W. Kr. Mci zaj­rzawszy, to wszystko i z przysięgą hetmańską podniosły, krwią zatem srogą narody nasze pomieszały, skrwawiły i zwaśniły… nec dum illarum caldmitatum finis. Wyciska to sam widzę teraz na nich (na doradcach królewskich) gwałt nie bez znacznego pewnie ich pobłądzenia do­wodu, że ustępują teraz tego, czego zawiódłszy Króla JMci Pana naszego, dotrzymać radami swymi nie mogli ani mogą. Dopiero teraz po tak wielkim rozjątrzeniu tych tam ludzi przeciwko narodowi naszemu i tak znacznemu odtrąceniu i wezdrgnieniu ich z zgwałcenia przysięgi od wierzenia i dufania nam na potem, dopiero mówię teraz animusze, tych tam ludzi ku W. Kr. Mci skłonne być przyznają. A gdy całe rzeczy były, gdy chętne ku W. Kr. Mci znali, gdy z radością czekające W. Kr. Me widzieli, śliskim narodem ich nazywali, powierzać im W. Kr. Mć za rzecz niebezpieczną ukazywali. Jeśli to wtenczas było prawdziwe ich rozumienie a czemuż te­raz większą chęć im ku W. Kr. Mci przyznają aniżeli wtenczas, kiedy dobrowolnie W. Kr. Mć byli sobie upo­dobali? Jeśli wtenczas nie kazali im wierzyć, kiedy tak znaczne uprzejmości i skłonności ku W. Kr. Mci pokazywali i skutkiem samym oświadczali a czemuż teraz, gdy się tak bardzo odtrącili, nie tylko tak srogim roz­laniem krwi ale i nie dotrzymaniem przysięgi i zgwałceniem posłów swoich wierzyć im pozwalają. Najjaśniej­szy Mciwy Królewiczu! Wierz że mi W. Kr. Mć, że ci ludzie... i teraz źle w tę sprawę patrzą, nie mogąc się z pobłądzenia swego rekoligować...«

Nawet i sam Zygmunt dostrzegł swój błąd i pó­źniej upraszał Rzym o pozwolenie; aby na początek mógł dać prawosławnym pewne koncesje, które później można by z lichwą odebrać[123]).

Ale było już za późno. Za dużo polało się krwi a Moskwa, przejęta strachem przed bezwzględnym misjo­narzem, już nawet nie dałaby się łudzić. W Moskwie coraz bardziej rósł fanatyzm religijny, rozdmuchiwany przez protoplastę dynastii Romanowów Filareta ojca cara, który, zostawszy patriarchą moskiewskim, podburzył zaraz za pośrednictwem Teofanesa kozaków przeciw unii brzeskiej a Turcję podżegał równocześnie na Polskę. Pierwszą ofiarą tego rozbudzonego fanatyzmu na wscho­dzie padł sam Żółkiewski pod Cecorą. W tym momen­cie krytycznym Kozacy, podbechtani przez duchowień­stwo greckie, nie wsparli hetmana. Trzysta lat temu na stepach pod Mohylowem padł sędziwy hetman nie tak może, jako ofiara pierwszej wojny z Turcją, jak raczej jako ofiara walki religijnej między Zygmuntem III a prawosławiem.

 



[1] Ms. Bibl. Raczyń. Nr. 33 f. 74 b.

[2] Darowski, Szkice historyczne 1895 t. II.

[3] Kozłowski, Przegląd powszech. 1889, III.

[4] Hetmana Żółkiewskiego traktat pod Moskwą 1610, Prze­gląd historyczny 1911.

[5] Tak. np. królowa Anna Jagiellonka występując w r. 1587 przeciw kandydaturze moskiewskiej wskazywała szlachcie, że w. kniazia moskiewskiego od Polski i Litwy „odstrycha przy­rodzenie, bo z urodzenia jest i musi być nieprzyjacielem tych państw. A gdzież kiedy woda się z ogniem zgodzą? Światłość z ciemnością? Zahamować się do czasu przyrodzenie może, wykorzenić nie może. Trudno murzynowi odmieniać farbę. Odpycha go i rozum, gdyż w dobrowolną niewolę nikt mądry nie idzie. Odpycha nawet nas od niego uczciwość (cześć, honor) nasza i ludzkie mniemanie, brać sobie za pana barbarum, schismaticum, haereditarum inimicum, co jest rzecz tak niebezpieczna, jakoby się też podać temu zamordować sromotnie; któremuś szablę i miecz z nieśmiertelną sławą swą z ręku wybi­jał i onego do proszenia pokoju przymuszał”. (Ms. Bibl. Ossolin. 2284 f. 29). W tymże roku 1587 Maliszewski głosując na cara w czasie elekcji dowodził, że prawosławie a rzymska wiara, to wszystko jedno. (Script. Polon. XI, 147).

[6] Marchocki, Wojna moskiewska 162.

[7] Ms. Bibl. Raczyń. Nr. 33 f. 71. List podkancl. Kryskiego z jesieni 1609 nor. Czubek, Pisma rokosz. I, 144—7, 176, 232—233, 312-3.

[8] Ms. Bibl. Raczyń. Nr. 33 f. 68 b (list anonimowy z je­sieni 1609)

[9] Por. Darowski, Szkice II, 39.

[10] Taką charakterystykę podaje jeden z członków tego woj­ska (pułkownik Wieległowski?) w liście 29 XI 1609 Ms. Bibl. Raczyń. Nr. 33 f. 75-76.

[11] Sobieski, Studia historyczne 135.

[12] Hirschberg, Maryna 153 i 159. Kiedy później Jan Piotr Sa­pieha, przejdzie do; Kaługi i zwiąże się ściślej z Samozwańcem, Kobierzycki 219 wyrazi zdziwienie, gdyż dotąd były „Iohannis Sapiehae legiones... hactenus fidissimae” królowi' (podobnie wyraził się Simonetta).

[13] Dnia 8 VI 1609 przysłano do Wilna ź granicy moskiew­skiej wiadomości, że śród wojsk Samozwańca „by tylko głos za­brzmiał w uszu ich o przybyciu JKr. Mci, nadzieja pewna zwy­cięstwa, by (choćby) też tamte głoWy rokoszowe i praktyki sub­telne kręcić i trudnie chciały, tedy sam żołnierz-pospólstwo wszystko się do Pana Sapiehy na stronę W. Kr. Mości przy­łączy i teraz między nimi gadek moc”. Ms. Bibl. Raczyń. Ms. 33 f. 48, Por. Marchocki 61.

[14] Literaturę o tym podaje Hirschberg. Dlaczego Polacy po­pierali Drugiego Samozwańca 1904. Petersburg (Sbornik) str. 8; Hirschberg, Maryna 81.

[15] Por. list tegoż do wojew. smoleń. 6 IX 1609 z Orszy, Ms. Raczyń. 33 f. 55.

[16] Por. Hirschberg. Dlaczego Polacy popierali Drugiego Sa­mozwańca str. 9; Kognowicki I 80 pisze: „Lew Sapieha nakło­nił brata swego stryjecz. Piotra Sapiehę... żeby z woj­skiem swojem utrzymując stronę Dymitra, robił dywersję między Moskalami, żeby idąc według tajnego rozkazu kró­lewskiego niby za wojskiem nieprzyjacielskiem stronę Zy­gmunta utrzymał a... bił... partyzantów Szujskiego”.

[17] Pszonka, Pamiętnik (1874) str. 41

[18] Prochaska, Kwartal. litewski. 78, por. niżej.

[19] Ms. Bibl. Zamoy. 942, nr. 25, 31 X 1609, Prochaska 60.

[20] Córka jego Zofia wyszła za Mikołaja Sapiehę, pisarza polnego litewskiego.

[21] Darowski II 31, 29.

[22] Ms. Bibl. Raczyń. 33 f. 41 etc. „Diskurs słusznej wojny”.

[23] 8 II 1610. Oryginał w Raperswilu: „By mi teraz przy­szło, rozmyśliłby eh się, nie tylko Gosiewskiemu, ale nikomu nie dałbych się namówić na tę wyprawę”.

[24] Listu Gosiewskiego, do Boboli nie znamy, ale w Ms. Bibl. Raczyń. 33 f. 51 znajduje się list Gosiewskiego z 26 VII 1609 („na stanowisku między granicą łucka, toropiecką i wieliską”) gdzie powołuje się na list wcześniejszy do Sapiehy z 8 VII. Też znajduje się list Gosiewskiego do króla z 30 VII 1609, gdzie się po­wołuje na listy swoje do króla, Sapiehy i Boboli.

[25] Por. Darowski II 31; Theiner III 311 i listy przytoczone w poprzedniej uwadze.

[26] Bojar wojewoda wielkołucki skarżył się wobec Gosiew­skiego, na owoczesną anarchię i że tak się wyrażę: „bolszewizm” moskiewski. „Chłopi nasi właśni nam panami zostali, nas samych zabijają, mordują, żony, dziatki i majętności nasze w ko­rzyść biorą, tu na Łukach wojewodę jednego, który przede mną był, na pal wbili, bojar przedniejszych wybili, wywieszali i wy­tracili i teraz wszystkim sami chłopi władają a my z ręku ich, chociaśmy są wojewodami, wszystkiego patrzymy. Ludzi wojen­nych przy nas nic i nic nie masz oprócz tych chłopów prostych, któreś sam wczora widział a toż [ironia] prawy wolen i bogaty czyn... ja się [twych rad i] twego rozumu z towarzystwem twym i z szlachtą, której jeszcze trochę strapionej zostało, trzymać będziemy” tylko ostrożnie, uważaj „żebyśmy u chłopstwa przed czasem suspicji uszli, którzy są z nami (tj. od nas) inakszego ro­zumienia”. Gosiewski obiecywał bojarów wyzwolić „z tego utra­pienia” i donosił że chłopstwu „ten Dymitr na wszystkie łotrowstwa dał licencję i tym ich sobie życzliwym być zobowiązał”, a chłopi moskiewscy wiedzą, żeby w razie zapanowania króla polskiego „licencji takiej, jako od tego franta mają, mieć nie mo­gli. Szlachta moskiewscy i niektórzy w miastach przedniejsi wolą nad sobą ze krwi królewskiej pana mieć i są życzliwi królowi JMci, pospólstwo zaś, które głęboko w rzecz nie wgląda, które od tego franta na wszelkie zbytki i rozpustności ręce ma rozwią­zane, duże się przy nim oponują”. Ms. Bibl. Raczyń. 33 lc.

[27] I później też sami posłowie królewscy dowodzili ryce­rzom Samozwańca, że „porzucić tej wojny JKr. Mć nie może, bo się na nią zawiódł nie przez hetmana albo inszą osobę, ale sam przez się”. Ms. Bibl. Raczyń. 33 f. 103.

[28] Prochaska, Przegląd histor. 1911, 156; Sobieski, Studia.

[29] Kognbwicki 180, 26 VIII 1608, por. Darowski, Szkice hi­storyczne 1895 1120.

[30] Pierling, La Russie ele S. Siege III 449—450.

[31] Uwięziony przez cara Szujskiego poseł królewski, pobu­dzając króla do wojny z nim, wskazywał w r. 1607, że bojarzy zwierzali się mu, że chcą „być pod jednym królem panem wa­szym” (Hirschberg, Maryna 139). Też i Gosiewski w wspomnia­nym wyżej liście z lipca 1609 pisze, że bojarzy są „życzliwi kró­lowi JMci”, że była mowa o tym „aby przysięgę i poddaństwo JKr. Mci oddali”, a ani słówkiem nie wspomina o królewiczu.

[32] Tak np. zdaje się ujmować to Żółkiewski (Bielowski 15, 20, podobnież w swych listach zob. niżej).

[33] II 35-37.

[34] Wydane z kancelarii królewskiej pismo ulotne (pod adre­sem szlachty!) „Diskurs słusznej wojny z Moskwą” (Ms. Bibl. Raczyń. 33 f. 41) podaje „Z samej Moskwy i to między nimi lu­dzi przednich dają znać, iż życzyliby sobie złączenia z koroną i panowania nad sobą JKr. Mci, życząc sobie lepszego rządu i uspokojenia ojczyzny i wyswobodzenia od tyraństwa; bo i Bo­rys Godunow i teraz Szujski nastąpili im na karki. Sama ludz­kość tego wymaga, aby ludzi uciśnionych ratować”.

[35] Łubieński, Opera 156.

[36] 19 IX 1609 Ms. Czartor. 342, str. 693. Zamiast „dziedzic” w niektórych redakcjach jest „rodzic” (np. Ms. Bibl. Raczyń. 33 f. 59, por. Niemcewicz, Panów. II 388). Zygmunt III wywodził prawa po kądzieli po Władysławie Jagielle, jako synu księżniczki ruskiej, po Kazimierzu Jagiellończyku, synu księżniczki Holszańskiej, po Aleksandrze, mężu Heleny Iwanówny. (Darowski, Szkice II 16). O prawach do następstwa po Rurykowiczach pisze Zyg. III do papieża (Pierling III 364) Theiner III 316.

[37] Mylnie Darowski, Szkice 4 i 104, że Zygmunt III dążył do unii federacyjnej

[38] „Conquete de Moscou” Pierling (3 I 1609) III 365

[39] (Wyd. 1874) 41.

[40] Por. Darowski II 35 na podstawie wieści moskiewskich szpiegów.

[41] Ms. Bibl. Raczyń. Nr. 33 f. 75. List anonimów z jesieni 1609.

[42] Ms. Bibl. Raczyń. Nr. 33 f. 49

[43] Kobierzycki 422-3.

[44] Rys panów. Zyg. III, Athenaeum, Wilno 1848 IV 7.

[45] Theiner III 301 (18 XI 1609).

[46] O nim to chyba mowa, zob. Chomętowski, Koresponden­cja Chodkiew. Bibl. Krasińskich 111—112 (bez daty).

[47] Theiner III 299 (19 IX 1609).

[48] Bielowski 21.

[49] Pierling lc. III 364. Por. z 25 X 1609, Theiner III 316. Po­dobnie w liście do pap. Pawła V Zygmunt III 30 X 1610 (Pierling, III 364) z wszystkich celów na pierwszym miejscu wymienia pro­pagandę katolicyzmu.

[50] 12 XII 1609. Theiner III 301.

[51] Nunz. di Pol. 37 A. (30 V 1609 i 20 VI 1609). Teki rzym. 68. Kiedy w r. 1617 królewicz Władysław wyruszy na wyprawę moskiewską wówczas uczestniczyć będzie na nabożeństwie unickim w cerkwi, przy czym poświęci się chorągiew grecką.

[52] Darowski, II 32.

[53] Wielewicki, Ser. rer. Pol. XIV 9.

[54] 19 IX 1609 Niemcewicz II (wyd. 1836) 388—389. Były tu i inne napomknienia o życzliwości dla prawosławia.

[55] Ms. Bibl. Jagiell. 1631, str. 891, 19 I 1610. Bratkowski do Rudnic, bisk. warm. Wielewicki III 12,16—18. Russ. Istoricz. Bibl. 1 495. Theiner III 320.

[56] Pierling III 366. Theiner III 327.

[57] Myślano i o Persji. Jeden z Polaków uwięzionych swego czasu przez cara Szujskiego widział listy szacha perskiego do papieża i innych monarchii —europejskich, w których tenże obie­cywał nawrócić się i dodawał „znieście Moskwę, do czego ja po­mogę”. O tym przypomina w liście z pod Moskwy w listopadzie 1609 (Ms. Bibl. Raczyń. Nr. 33 f. 75).

[58] Bibl. Zamoy. Ms. 944 f. 43 (8 IV 1610). Por. Kozłowski 1. c. 1889 III 535.

[59] Łubieński, Opera 157.

[60] Ms. Bibl, Raczyń. 33 f. 72. Z przyłapanego listu cara Szuj­skiego dowiedziano się przy tym, że wojska szwedzkie idą na po­moc carowi 1. c. 48 b. Inne wiadomości mówiły, że przyjdzie z po­mocą Moskwie sam Karol (f. 24).

[61] Str. 118.

[62] Lew Sapiehą do żony 8 VIII (Bibl. Zamoy. Ms. 944 f. 81): „Znając taką niewdzięczność pańską (króla), nie tylko w dalsze posługi” nie chce się wydawać „ale i tych (pod Smoleńskiem) radby odbiegł”. Zdaje się, że Sapieha złożył obietnicę żonie, że do Moskwy się nie puści, bo 15 VIII pisze: „Otoźem ziścił WMci obietnicę, żem w Moskwie nie postał” (Ms. Bibl. Zamoy. 942, nr. 14).

[63] 12 VIII (Bibl. Zamoy. Ms. 944 f. 85) i 21 VIII (Ms. 942 nr. 18); Prochaska, Kwartał, litew. 71; Kobierzycki pisze mylnie (293), że Żółkiewski od razu króla prosił o Gosiewskiego. Sapieha wrócił z urlopu dopiero 13 września

[64] Zob. wyżej str. 11.

[65] Gosiewski wyjechał 23 VIII (por. Russ. Istoricz. Bibl. I 657). Instrukcja jest w Ms. Bibl. Raczyń. 33 f. 198: „Konsyderacje do podania p. wojewodzie kijowskiemu przez staros. wielis. po­słane z pod Smoleńska” 1. c. f. 170. W Ms. Czartor. 105 str. 363 (i Raczyń. f. 169): „Pewne punkty konsyderacji P. Gosiewskiemu i Andronowi Sołowieckiemu pod stolicę od J. Kr. Mci posłanym, którzy zdania J. M. P. Hetmana zasięgać i według jego we wszystkim obchodzić się mają” por. Ms. Bibl. Krasiń. 255 str. 74 i 76. Datę instrukcji podaje Kobierzycki 339, 22 VIII.

[66] Ms. Raczyń. 33 f. 198: „Więc i religia ich starożytna przy zwyczajach, prawach i inszych okolicznościach państwu należą­cych wcale zostanie. Ale na próżne żądośći ich około odmiany wiary syna naszego odpowiedzieć trzeba, że jako oni wiary swojej ochraniają, mając subesse tak temu imponere legem fldei nie mogą, któremu regiment podają państwa swego. Toż i tam gdzie do kościołów warowania przyjdzie, pokaże, iż i królewiczowi JM. synowi naszemu; i ludziom jego po­trzeba swej religii, kapłanów i cerkwi, dołożyć jednak aby inszej oprócz rzymskiej religii kapłanów i kościołów stawiać nikomu wolno nie było. A gdzieżby czego nowego i niepodobnego u nas się domagać chcieli, jeśliby samem niepodobieństwem znieść się to nie mogło i za radą Wielmożnego. Wdy Kijowskiego utrzeć i ustawić, do na­szej w tym rezolucji odłożyć to będzie potrzeba.

[67]Dla niesposobnego zdrowia” (List króla do Gosiewskiego Ms. Raczyń. 33 f. 202). „Niesposobność jakaś zatrzymała” (List króla do Żółkiew. Ms. Bibl. Krasiń. 255).

[68] Usprawiedliwił się z tego w liście do krgla: Że to nie miało być contra mentem W. Kr. Mci. Prochaska, Przegląd histor. 1911, 163. Ms. Bibl. Krasiń. 255 s. 77.

[69] List z 23 VIII Ms. Bibl. Raczyń. 33 f. 171 i Bibl. Krasiń. Ms 255 s. 77.

[70] L. c. Por. Prochaska 287—8.

[71] List Żółkiewskiego do króla 23 VIII Ms. Raczyń. 33 f-171; Ms. Bibl. Jagiell. 3596 II f. 19; Bibl. Krasiń. Ms. 255 s. 77.

[72] Bieiowskij Progres

[73] W liście do króla (28 VIII Ms. Raczyń. 33 f. 177) hetman usprawiedliwia swą ustępliwość względami, których „dotknął w cedule cyframi do JM. podkanclerzego”, a w tej cedule jak wiemy zwracał główną uwagę na wojsko burzące się z braku żołdu, por. Bielowski 504.

[74] Kobierzycki 329 „cunctatione nimia”.

[75] Tekst: Bielowski 493 i Sbornik imper. russ. istoricz. obszcz. r. 1913 str. 90. Ocena: Prochaska, Hetmana Żółkiewskiego traktat, Przegląd histor. 1911, 162.

[76] Marchocki 99.

[77] Ms. Raczyń. 33 f. 175

[78] List z. 23 VIII, L.c.

[79] Prochaska, Przegląd histor. 1911, 298 uw. 1 przytacza pó­źniejsze zdanie pewnego senatora: „hetman lubo praeter mentem W. Kr. Mci odbierał przysięgę narodowi, temu i swoje da­wał, inaczej żadną miarą uczynić nie mógł, boby był wszystko popsował”.

[80]Wszystko się konformowało do tych artykułów” itp. Muchanow, Zapiski gietmana Żółkiewskawo 1871 (primieczanja nr. 20 i 26) przytacza ustępy żywcem brane przez Żółkiew­skiego z układu Smoleńskiego.

[81] Por. wyżej list z 11 VIII.

[82] Por. wyżej str. 115. To też Marchocki 106 mówi, że kiedy wracał następnie Żółkiewski z Moskwy pod Smoleńsk, to wracał w tym celu, aby „wymóc na królu, aby to co mu dał in commissis, ziścił”. gdyż dostrzegł, „że tam odmiana ż strony dania królewicza poczęła się dziać pod Smoleńskiem”.

[83]A iż król JMć mimo deklarację swą pod Smoleńskiem daną Sołtykowemu... z strony królewicza, inszą teraz do pana hetmana wskazywał...” Bielowski, Progres 92. Podobnież: „Krół JMć raz, obiecawszy królewicza, teraz zaś radby się cofnął” (Hirschberg, Maryna 254—255).,

[84] Por. wyżej. W czasie też swego pochodu Żółkiewski donosił o chęciach bojarów względem królewicza (list z po­łowy lipca Ms. Bibl. Raczyń. 33 f. 156). Nie przychodziło mu na myśl robić różnicy i wskazuje w liście z 2 VIII, że bojarowie powinni czołem uderzyć W. Kr. Mci i królewiczowi etc. (l. c. 161).

[85] Listu tego nie znamy. Progres 76 pisze, że „Andronow przyjechał w 2 dni po zawarciu wszystkich rzeczy”. Z listu 28 VIII widać, że jeszcze 29 VIII przysięgano po cerkwiach, więc wypadałoby, że przyjechał 31 sierpnia (może nawet 30 sierpnia).

[86] Bielowski 92.

[87] Bielowski 91.

[88] Ms. Bibl. Raczyń. 33 f, 175.

[89] Mówi tylko o tym, że „P. Bóg serca ludzi moskiewskich sprawił przeciwko W. Kr. Mci i królewiczowi JMci” i że „żołnierze Samozwańca są W. Kr. Mci życzliwi”.

[90]Jako w innych sprawach, które mi kiedykolwiek były od W. Kr. Mci rozkazane, raczyłeś W. Kr. Mć doznawać mojej powolności i wszelakiej sedulitatem w dogadzaniu W. Kr. Mci i w tym nie zejdzie na usilnym moim staraniu”.

[91] Przy tym dodaje: „Lepiej by tych ludzi dobrymi sposoby uspokoić, bo [trudno] certare armis a żołnierz nieukontentowany, do wysługi tylko [ma] kilka niedziel. Więc dubius eventus takich spraw. Co się może rozumem sprawić, na to niebezpieczeństwa nie — nażyć”.

[92] List z 2 IX (Taką datę ma Ms. Bibl. Raczyń, 33 f. 178 gdy Ms. Bibl. Krasiń. ma mylnie 20 IX.

[93] Bielowski, Progres

[94] Por. Kobierzycki 338.

[95] Bielowski, Progres 93

[96] II 29: invidia fortunae.

[97] Bielowski, Progres 93. Podobnie Kobierzycki 337.

[98] Por. Piasecki, Chron. 318.

[99] Powtarza prawie dosłownie Piasecki (który mógł mieć wiadomości od krewnego Borkowskiego walczącego pod Żółkiew­skim), Chroń. 318: Niechże król jako pogromca (a nie przez elek­cję syna) zmusi do posłuszeństwa naród moskiewski „vi adhibita”. To samo za Piaseckim Wójcicki, Pamiętniki do panowania Zyg. III, 1846 str. 19-20.

[100] Ms. Bibl. Jagiellon. 3596 V nr. 10; Prochaska 1. c.

[101] L. c.

[102] Bielowski 103-105.

[103] Sobieski, Szkice 1905. Pierwszy protektor; Pór. wyżej str. 12 uw. 2.

[104] Por. wyżej str. 121.

[105] Co prawda regaliści chcieli szlachcie oczy zamydlić i do­wodzili (Kobierzycki 341), że jeśli nie królewicz, ale król zagar­nie całą Moskwę, to będzie to z korzyścią dla rozszerzenia gra­nic Rzpltej i dodawali, że inaczej w Polsce wybuchłoby niezado­wolenie i rokosz, gdyż posądzano by, że jeśli król deklarację lubel­ską (wydaną przed wojną z obietnicą, że będzie dbał w tej wojnie o interes Rzpltej, a nie swej dynastii) przekracza, to dąży wła­śnie do absolutum dominium!

[106] Ms. Bibl. Raczyń. 33 Ł 73. Autor tego listu (pisze z pod Moskwy) wskazuje, że za unią były warstwy Wyższe, „Szujski z bój ary wszystkimi, duchowieństwem i z kupcy, na których wszystkich Wszystko należy... Plebs co go tu mirem zowią nie chce tego i nie wie o tym, zaczym vacillat...” O tym, że po­spólstwo trzymało raczej z Samozwańcem, a wyższe warstwy szukały ochrony przed rewolucją społeczną Samozwańców w Pol­sce, z ob. wyżej list Gosiewskiego str. 12.

[107] W liście (przytoczonym wyżej str. 133), który jest do­brym wyrazem wskazanych tu przez hetmana dążeń Potockich.

[108] Marchocki 100.

[109] Sam Zygmunt III w pewnym liście zaznacza, że sam nie chce zgodzić się na posłanie syna do Moskwy, aby się nie nara­żać na zarzut, że dba więcej o syna niż o Rzpltą, chociaż se­natorowie są temu plan o w i przychylni (Urywek li­stu Zyg. III nie wiadomo do kogo, Teki rzym. Akad. krak. 69, Nunz. di Pol. 37. A).

[110] W czasie układów, jakie toczyli senatorowie pod Smo­leńskiem z wysłannikami wojska Samozwańca (Ms. Czarior. 105 str. 487, układy te toczyły się między 25 IX a 21 X. por. Hirschberg, Polska a Moskwa 280-284) — stanęli jak gdyby na gruncie zasad Żółkiewskiego, bo oświadczyli: „Jeśli się te traktaty sy­nowe (dotyczące syna królewskiego) ugładzą, które się poczęty, jakoż są a to toż początki znaczne, każde principium grave. Ale łacno uwarzy i rzecz najżwawszą, kiedy doda ognia, na ku­charzu to rzecz. Pięknieć koro nie polskiej z unią Lit [wy], aza obojgu z unią księstwa Moskiewskiego nie. piękniej będzie, niżeli z tymi dwiema miliony (złotych), co ich przez 9 lat przez tego Rzpltej hołdownika koronnego (= Samozwań­ca II) obiecują. A jeśli się to zda być trudna i niepodobna zrazu, żeby te państwa do unii przyjść miały, jako się ma podobniejsza zdać, żeby hołdowała monarchia (polska) królestwa [tak = samodzielne]. Trudnać rzecz Litwie przystawać [było] do Korony i długo się ten akt prowadził, a przecie czas i zlepił i zjednoczył. Już tu być może owszem dobry w s t ę p e k na pierwszym razie, bo w tych traktatach zawartych wspólnie posiłki przeciw, każdemu mieć chcą nie­przyjacielowi, może P. Bóg zdarzy że i wspólną Rzpltą. Zaczem po co kusić ptaka, gdy się unosić może, lepiej głaskać a na czas skaranie dawać [= odkładać?], [aż] pójdzie w posłuszeństwo”.

[111] W. Sobieski, Henryk IV, 1907 str. 100

[112] 25 X 1610, Teki rzymskie 71.

[113] „S. Mta e un poco alterata per essersi IlS. Generale tanto affettato a conceder il principe, haveva voluto che havesse toccato la cosa sopra S. M. credendo che poi che li Moschoviti er ano redutti all extremo che ve sariano condescesi. Ma credo fermamente, che Il S. Generale non l'ha fatto senza matura considerazione, le quali quelli che non sono presenti, non possono penetrare”.

[114] Polegały na wiadomościach poufnych, które z obozu z pod Smoleńska przysłał do swego przyjaciela do Wilna pewien sekretarz królewski (Targowski? Zadzik?), por. 14 II 1610 Simonetta do Rzymu, Teki rzymskie 56.

[115] Simonetta 24 X 1610, Teki rzymskie 56.

[116] Russ. Istor. Bibl. I 212.

[117] Progres

[118] Por. wyżej str. 157.

[119] Kobierzycki 223.

[120] List Hernurta w r 1613, por. Likowski. Unia brzeska 279 uw. 1.

[121] Niemcewicz, Dzieje panowania Zygmunta III, wyd. 1836 III 48.

[122] MS. Czartor. MS. 320 f. 341, 4 III 1616.

[123] Pierling, La Russie et la S. Siege III 370. Jednego nie spodziewał się Zygmunt III. Składając tyle ofiar z siebie i ze swego narodu na rzecz Rzymu nie spodziewał się, że kiedyś za te wyprawę prowadzoną przezeń pod patronatem św. Ignacego Loyoli, zasłuży na surowe potępienie jezuity Pierlinga, który, stając w obronie „wyczerpanej i umęczonej” Rosji, leżącej u nóg Zygmunta III, kpi z Polaków, że wobec papiestwa swą tyranią nazywali łagodnością a to w tym celu, aby wyżebrać od Stolicy Apostolskiej pieniędzy na tę wyprawę (Pierling l. c. 368).

Najnowsze artykuły