„Przegląd Współczesny”,
1931, nr 110 (czerwiec), s. 381-399
Mickiewicz znał dobrze
siedem języków europejskich, obok polskiego i łacińskiego, cztery zachodnie,
francuski, włoski, angielski i niemiecki, i jeden wschodni, rosyjski. Z biegu
zdarzeń wypadło, że w drugiej połowie życia przyszło mu się posługiwać bardzo
często językiem francuskim, w którym do niezwykłej wprawy doszedł, jako autor
dramatyczny, profesor Collège de France i redaktor dziennika paryskiego.
Przeczytawszy Konfederatów
barskich, sławna powieściopisarka francuska George Sand uznała go za un auteur supérieur dans notre langue. Inne języki
zachodnio-europejskie miały dla niego raczej uboczne, literackie znaczenie,
jako przedstawiciele wielkich literatur zachodnich, na których znajomości mu
zależało. Okoliczności życia zbliżyły go do jednych więcej, do innych mniej.
Mówiliśmy niegdyś o angielszczyźnie Mickiewicza[1]. Obecnie chodzi nam o stosunek jego do
włoszczyzny.
Na
język włoski zwrócił Mickiewicz uwagę już w Wilnie. Zachętę do zajęcia się nim
mogły stanowić stosunki towarzyskie, które się następnie w Moskwie i
Petersburgu powtórzyły. W salonach ówczesnych, zarówno nad Wilią jak Moskwą i
Newą, śpiewano powszechnie arie włoskie z głośnych oper i operetek. Był to
zwyczaj, który dziś zaginął, ale w Polsce pewnie zajęcie dla języka włoskiego
utrzymywał, jak świadczy intermezzo Fredry Koncert. Poeta w listach wymienia
kilka arii włoskich, które mu się szczególnie podobały: Di piacer
mi batt’ il cuore.
Non più andrai, Sempre adorerò dolce dell’ anima. Właściwe jednak zbliżenie do
języka włoskiego nastąpiło u Mickiewicza dopiero w Odessie, gdzie język ten,
jak na całym Lewancie, był nieco więcej znany. Poeta zajął się nim mocno i już
w liście do Zana z r. 1828 wspomina: „czasem śnią się Włochy”. Czytał Istorie florentine Machiavella i wziął się do przekładów.
Tłumaczył niezbyt wiele, ale wyjątki bardzo ważne, razem 220 wierszy, tj. 93
wiersze z Petrarki, na co się składają dwa sonety i jedna kanzona, i 127
wierszy rozmaitych urywków z Inferna Dantego. Przekłady te
są tęgie, podmiotowe, oczywiście wielce udane, z lekką dążnością wzorem
staropolskim do polszczenia. Widać z nich, że poeta język ten prędko opanował.
Przekładając z włoskiego w Odessie i Moskwie, nie przeczuwał zapewne, że mu się
kiedyś władanie tym językiem na coś przyda i że zajdą takie okoliczności, iż
publicznie w nim do rodowitych Włochów przemawiać będzie. Tłumaczenia te
wywarły znaczny wpływ na upowszechnienie znajomości Dantego i Petrarki w Polsce
i w wielu literatach starszego pokolenia zaszczepiły po raz pierwszy
zaciekawienie do włoskiej literatury.
Przekładów
odeskich i moskiewskich Mickiewicza nie należy jednak oceniać jedynie jako
dowód zajęcia się poety nowym językiem i nową literaturą. Przedsięwziął je
artysta, szukający nowych wzorów dla swej twórczości. Tłumacząc Petrarkę,
przyswajał sobie formę sonetu i stał się jej lubownikiem
i krzewicielem. Mickiewicz przypomniał i upowszechnił u nas sonet i dziś
jeszcze wpływ jego w tym kierunku jest widoczny. Zawdzięczamy mu 44 sonetów,
jak na jego niezbyt bujną twórczość, wprost ogromny zasób utworów według
jednego wzoru lirycznego. Idąc torem Petrarki, zaczął poeta w tej formie
wypowiadać swe skargi miłosne na nieczułość Maryli, a potem użył jej do wyrażenia
bardzo zmysłowych wrażeń z przelotnego romansu z panią Sobańską. Chęć podobania
się nowej kochance przyniosła mu stężenie stylu, lapidarność w wyrażaniu myśli
i niezwykły żar i pieściwość w nastroju. Zawładnąwszy dzielnie tą formą, drugą
połowę pracy nad sonetem poświęcił wycieczce krymskiej i stworzył nowy rodzaj
sonetu krajobrazowego. Dzięki zwartości, obfitości wrażeń i wysokiemu
nastrojowi poszczególnych natchnień, zebrał w tej podróży cały cykl obrazów
pierwszorzędnej mocy i plastyki, które niespodzianie zaopatrzyły naszą
literaturę w arcydzieło o doniosłym wpływie na lirykę następnych czasów.
Studiując Petrarkę, Mickiewicz doszedł do utworzenia drugiego swego cyklu
lirycznego. Dziwna rzecz jednak, że sonetem zajmował się tylko na zsyłce, a potem
go porzucił. Zdaje się, że orientalizm usunął go z upodobań poety.
Ciekawą
okolicznością z umiłowania włoszczyzny przez poetę w czasach zsyłkowych, zresztą już na Litwie objawioną, jest używanie
włoskich mottów na zagajenie rozmaitych poematów, np.
Nessun maggior
dolore w wierszu do Maryli, Quand’ era in parte altro uom
ch’io sono w wierszu do Laury i Bisogna esser
volpe o
leone na początku Konrada Wallenroda.
Z
językiem i krajem, znanym sobie przeważnie z książek i salonów, miał się
Mickiewicz bliżej zetknąć w czasie pobytu we Włoszech w latach 1829—1831. W
czasie tym przejechał Włochy na kilka zawodów w rozmaitych kierunkach, dążąc z
Szwajcarii do Rzymu i z Rzymu do Genewy. Raz jechał przez Como, Mediolan,
Wenecję, Ferrarę, Bolonję i Florencję; drugi raz
przez Perugię, Arezzo, Florencję, Pizę, Genuę i Pawję:
trzeci raz przez Mediolan, Parmę, Ankonę i Loret, a
czwarty raz przez Florencję, Parmę i Turyn. W Mediolanie był kilka razy. Toż we
Florencji, gdzie za pierwszym razem trzy tygodnie spędził. Z Rzymu zrobił
wycieczkę do Neapolu i na Sycylię i przez Asyż wrócił. Tym sposobem poznał 18
miast na półwyspie, a zarazem Sycylię. Myślał o podróży na Wschód i do Egiptu.
Pospieszny przejazd przez tyle miast, chwilowy pobyt w tylu krainach włoskich
nie wywarł nań zapewne głębszego wpływu, chyba w następstwie, gdy wrażenia swe
uporządkował. Na razie mógł czuć tylko zadowolenie, że kawał półwyspu
apenińskiego przemierzył i ruchliwością swą jako podróżnik w towarzystwach mógł
się pochlubić.[2]
Mickiewicz
zwiedzał Włochy jako artysta skończony, twórca Konrada Wallenroda i Sonetów krymskich,
z programem co do przyszłości, zdaje się, z góry ustalonym. Znając jego rozwój
artystyczny, rdzenną polskość twórcy Pana Tadeusza, niepodobna przypuszczać,
żeby tu poszukiwał świeżych pobudek twórczych i starał się zebrać materiał na
nowe dzieła. Potoczne warunki podróży, na które zwracał niegdyś uwagę w drodze
do Petersburga albo w przejeździe do Odessy, teraz go wcale nie
obchodziły. Lekceważąc te szczegóły, pisze do Chodźki: „Łatwo sobie wyobrazisz
podróż po Europie: oberże, dyliżanse i wszechmocne pieniądze”. Prowadził
dziennik podróży od marca 1829 r. do listopada 1830, który niestety zaginął.
Krajobrazem zrazu bardzo mało się zajmował. Zachwyty nad morzem, górami i
południem wyczerpał w
opisie Krymu i nie miał ochoty ich powtarzać. Znane jest lekceważące wyrażenie
poety w Panu
Tadeuszu o „ojczyźnie malarzów”, niebie
włoskim „jak zamarzła woda” i szyderska ocena głównych przedstawicieli flory
włoskiej, aloesu, cytryny karlicy i zachwalanego cyprysu. Jako Polaka więcej go
bawiła kampania rzymska, „step”, jak mówił. Lubił wybiegać za mury Rzymu, żeby
odetchnąć polnym powietrzem.[3]
Nie przyswajał sobie wspomnień historycznych włoskich, owszem polskość swą we
Włoszech tym żywiej odczuwał. Miłe mu były pamiątki narodowe z Rzymu, zwłaszcza
nie tak dawnych legionów. Marzył o Dąbrowskim:
Jak on rodaków zbiera na lombardzkim
polu,
Jak Kniaziewicz rozkazy daje z Kapitolu
I zwycięzca wydartych potomkom Cezarów
Rzucił w oczy Francuzom sto krwawych
sztandarów.
Zapisując w Panu Tadeuszu
te wspomnienia z pobytu we Włoszech, nie przypuszczał zapewne, że w kilkanaście
lat potem będzie sam na lombardzkim polu zbierać rodaków do nowej legii
włoskiej.
Z
tylu miast, widzianych we Włoszech, jeden Rzym prawdziwie go pociągnął i
przywiązał. Bawił w nim całe 11 miesięcy, od 18 grudnia 1829 r. do 19 kwietnia
1831, z dwiema dłuższymi przerwami na jednomiesięczną wycieczkę do Neapolu i
Sycylii w maju 1830 r. i latem tegoż roku na wyjazd przeszło trzymiesięczny do
Genewy. „Ze wszystkich miast zagranicznych Rzym jedynie mógłby mnie na zawsze
zatrzymać”, wyznaje Domejce. Nazywa go „miły” i zwiedza szczegółowo i
dokładnie. Bawił w nim jeszcze drugi raz dla osobnych powodów, które następnie
poznamy, i zżył się z nim prawdziwie. R. 1851 pisze do córki: „Rzym jest
jedynym miastem, poza Nowogródkiem i Wilnem, które znam lepiej daleko niż
Paryż”.
Na
to wyjątkowe uznanie dla Rzymu złożyło się kilka okoliczności. Przede wszystkim
jako zapalonego filologa łączyły go z dawną stolicą świata wspomnienia
klasyczne. Rzym zwiedzał systematycznie, szczegółowo, może trochę po
profesorsku. Program miał gotowy, a przynajmniej prędko sobie ułożył. We
wspomnianym liście do córki rozwija go punkt po punkcie. Powiada, że Rzym
należy zwiedzać w trzech kierunkach, naprzód pamiętając o Rzymie pogańskim,
„miasteczku”, które świat podbiło; następnie zwracając uwagę na Rzym
chrześcijański, który św. Piotr i Paweł, pochodzący z małej mieściny
żydowskiej, nawrócili i stolicą nowego świata uczynili, a wreszcie należy
starać się o poznanie w Rzymie rzeźby i malarstwa włoskiego.
W
sprawozdaniu o pobycie Mickiewicza we Włoszech musimy pominąć ogromny świat
jego podmiotowych wzruszeń, aby z niego nie zrobić wycinku biograficznego.
Chodzi nam tylko o poznanie wrażeń, jakie na nim kraj, jego zabytki i
nagromadzone skarby sztuki uczyniły. Wypełniając pierwszy punkt programu, żeby
bliżej poznać owo „miasteczko”, które świat podbiło, zwiedza Forum, łuk Tytusa
z świecznikiem, Koloseum, którego mury jeszcze dziś
cenią na 19 milionów franków, jak zaznacza, i grób Scypiona. Oczywiście bywał
także często na Palatynie. Chodziło mu o dokładne poznanie wszystkich
„znakomitszych ruin”. Dopełnieniem tych zwiedzań
miały być studia w Muzeum watykańskim. „Tutejsze muzeum jest to prawdziwe
miasto posągów, zawalone sarkofagami i tynkowane inskrypcjami”, donosi
Malewskiemu. Za pierwszym razem przeszedł je pospiesznie w dwu godzinach,
zwracając uwagę na trzy najwybitniejsze posągi: Apollina
belwederskiego, Laokoona i Gladiatora albo „Zapaśnika” , jak naówczas mówiono.
Dla
lepszego przeniesienia się myślą w świat starożytny, wziął się do czytania
Liwiusza. „Liwiusz tu na miejscu ma dziwny urok, bo w wieczór można iść oglądać
scenę wypadków czytanych z rana”, objaśnia jednemu z kolegów wileńskich. Zaczął
go czytać z końcem grudnia 1829 r., a 6 lutego „ze szczególną rozkoszą
skończył”. Obok niego studiował dzieło Gibbona The Decline and Fall of
the Roman Empire, które na nim uczyniło
niekorzystne wrażenie wskutek nieprzyjaźni autora do chrześcijaństwa, a nadto Niebuhra, Niemca, którego, jak wiadomo, streścił po francusku jego przyszły kolega w
Kolegium Francuskim, Michelet. Zaglądał też do innych dzieł, zwłaszcza kilku
uczonych włoskich. Uniosła go „zawierucha natłokowej
lektury”, jak wyznaje. Wprost uczył się historii rzymskiej, kształcił na
profesora lozańskiego, aby kiedyś Szwajcarów swoimi wykładami zadziwiać.
Pomniki
rzymskie, z takim zapałem zwiedzane, wywarły oczywiście silne wrażenie na
poecie i zamyślił swe uczucia w jakimś poemacie upamiętnić. Wziął do ręki
sławną wśród romantyków czwartą pieśń Childe Harold’s
Pilgrimage Byrona, o której wpływie na
niego następnie powiemy, i zamierzył coś podobnego napisać. Ale wydało mu się,
że Byron wszystko najdoskonalej wypowiedział i byłoby
nieco zuchwałym iść z nim w zawody. „O Rzymie trudno pisać. Byron jak Horacjusz
Cocles, wielkim krokiem most na Tybrze zajął, ingenti gradu occupavit pontem”.
Ciekawą jest rzeczą, że wielu poetów i literatów francuskich, zwiedzając Rzym,
dokładnie to samo wrażenie odnosiło. Granier
pisze: Je
viens de relire le quatrième chant de Childe Harold, et je n’ose, et je ne puis
plus parler d’Italie”.[4]
Zbity
z tropu utworem Byrona, porzucił myśl napisania wielkiego poematu o Rzymie i
tylko ubocznie swój zachwyt nad jednym z pomników rzymskich wypowiedział. Byron
a później Goethe zniechęcali go do opiewania piękności Włoch. Jest to sławny
opis pomnika Marka Aureliusza na Kapitolu Nie w tej postaci świeci w starym Rzymie,
dwadzieścia pięć wierszy przygodnych w wierszu o Pomniku Piotra Wielkiego w
Petersburgu, w których posąg ten jest dokładnie opisany i podane wrażenia,
jakie na widzu powinien uczynić. Nie jest to żaden samoistny utwór, ale
wynurzenie przygodne, nasunięte porównaniem wrażeń, jakich poeta doznawał w
Rzymie w przeciwieństwie do Petersburga. Przeciwstawienie wrażeń kapitolińskich
petersburskim wydało okolicznościowo ten drobny klejnocik, który nam objaśnia,
jak wielki nasz poeta studiował rzeźby starożytne w Watykanie. Wszyscy Polacy
przebywający w Rzymie przypominają sobie z radością ten wiersz i na Kapitolu
powtarzają.
Drugim
celem zwiedzania Rzymu przez Mickiewicza było poznanie zabytków świata chrześcijańskiego.
Te uczyniły na nim głębsze wrażenie, niż zabytki świata klasycznego. Sam
powiada, że „kopuła św. Piotra nakryła wszystkie pamiątki włoskie”. Tylko tu
nie można już mówić o zwykłym zwiedzaniu kościołów przez przejezdnego
cudzoziemca, które go nawet nudziło, ale o wpływie moralnym Rzymu
chrześcijańskiego na jego życie duchowe, które wyraziło się w wierszu do panny
Łempickiej, w wzmiankach serdecznych o ks. Chołoniewskim, w czytaniu i
przejmowaniu się płomienną rozprawą Lamennais’go, a
ostatecznie skupiło się w wiązance wspaniałych wierszy religijnych, pisanych w
okresie przygotowawczym do Ksiąg pielgrzymstwa. Ponieważ te rzeczy odnoszą się do
życia duchowego poety, więc je pominiemy. Mickiewicz widocznie nie był naówczas
tak nastawiony, żeby z oglądania zabytków Rzymu chrześcijańskiego w
przedmiotowy sposób skorzystać i jak historyk sztuki wrażenia swe oceniać i
porównywać.
Trzecią
wreszcie dziedziną badań Mickiewicza w Rzymie było malarstwo włoskie. Z wiersza
Na pokój grecki
i z jego własnych wyznań o zwiedzaniu Galerii drezdeńskiej wiemy, że go te
rzeczy bardzo ciekawiły. W Rzymie znalazł pożądanego przewodnika w tym kierunku
w malarzu krakowskim Wojciechu Stattlerze, z którym
bardzo serdeczną przyjaźń zawarł i przez długie lata utrzymywał. Objaśniał mu
on Rafaelów i Michałów Aniołów rzymskich, podobno nawet Vincich, których jednak
w Rzymie nie ma. Wykłady te wprowadziły poetę w dzieje malarstwa włoskiego i
otwarły oczy na sztukę bliżej mu dotąd nieznaną. Zaczął rozmyślać o tych
zagadnieniach, nowe widnokręgi wiedzy przyjemnie go uderzyły. „Otwierają się
powoli zmysły moje dla sztuk, które oceniać i rozeznawać poczynam”, donosi
naiwnie Jeżowskiemu. Zdawało mu się, że wpadł na pewne oryginalne myśli o
sztuce i zamierzał odpowiedni artykuł wygotować. W Rzymie nie przyszedł on do
skutku, ale niezawodnie w artykule w Paryżu na początku emigracji ogłoszonym De la peinture religieuse en Allemagne należy ech tego zamiaru poszukiwać.
Podał w nim króciutką historię malarstwa z oznaczeniem ważności czynnika
religijnego w jego rozwoju. Przyjemnie stwierdzić, że Mickiewicz tymi rzeczami
się zajmował. W uwagach o sztuce Rafaela, Michała Anioła i innych malarzy
włoskich XVI i XVII w. można by zapewne upatrywać wpływu objaśnień Stattlera. Ale jest to rzecz drobna, z twórczością jego w
następnych czasach nie pozostająca w widocznym związku. Zajęcie malarstwem
włoskim w Rzymie stanowiło zapewne tylko rozrywkę umysłową Mickiewicza, która
głębszych skutków w jego życiu artystycznym nie pociągnęła.
Sprowadziliśmy
zakres studiów Mickiewicza w Rzymie do granic studium przygotowawczego do
profesury lozańskiej i współpracownictwa w Revue
du Nord, wykluczając na razie zupełnie rozważanie nad jego przełomem duchowym,
który miał wydać Dziady
drezdeńskie i Księgi
pielgrzymstwa. Trudno te dzieła w ograniczonych ramach pobytu we
Włoszech umieszczać. Ale jest jeszcze jedna dziedzina przeżyć rzymskich
Mickiewicza i to właściwie najbardziej pociągająca, która rzuca ciekawe światło
na jego pobyt we Włoszech, mianowicie zakochanie się w Henriecie Ankwiczównie. Tu już Mickiewicz nie jest kandydatem,
gotującym się do profesury lozańskiej, ale genialnym, porywającym i
wzruszającym poetą. Silne uwydatnienie jego naukowych zajęć w Rzymie pozwoli
nam lepiej ocenić ten nowy i ostatni już objaw w uprawie przezeń poezji
erotycznej. Widocznie zajęcia umysłowe szły u niego swoją drogą, a rozwój
uczucia swoją drogą.
Oczywiście
w sprawozdaniu o pobycie Mickiewicza w Rzymie nie będziemy szczegółowo tej
miłości omawiać, bo to należy znów do jego dziejów wewnętrznych. Chodzi nam
tylko o to, jak ta miłość na jego odczucie Włoch wpłynęła. Mickiewicz stawał
się prawdziwym poetą dopiero pod urokiem miłości. Z Henrietą zwiedzał ruiny,
bawił się odczytywaniem napisów na gmachach i pomnikach i znacznie żywiej w jej
obecności oglądanymi zabytkami się przejmował. Ruiny przez jej obecność
nabierały dla niego podmiotowego znaczenia. Z tego wspólnego ich zwiedzania
Rzymu zachował się niezmiernie czuły wiersz, zaczynający się od słów Mój cicerone,
w którym poeta w wzruszający sposób kreśli, jak od chwilowych poruszań jej
umysłu był zależny kierunek jego myśli i urok jej postaci przesłaniał mu
spokojne oglądanie pomników. Wierszyk jest komplementem i nieśmiałym
zapytaniem. Przypomina trochę pomysły Morsztyna, ale jest nieskończenie
czulszy, jak każdy wiersz Mickiewicza. Poeta zmyśla, że jakiś podpis wędrowca
na rzymskim pomniku zobaczył i pragnął, żeby mu go urocza towarzyszka
wyjaśniła, a może przy sposobności jakie wyznanie o żywionych dla niego
uczuciach złożyła. Jak widzimy, przyszły profesor lozański wtajemniczał się w
przeszłość rzymską niekoniecznie przy pomocy Liwiusza, ale zarazem żeńskiego
cicerona.
Ale
to jest jeszcze na pół salonowy wierszyk. Więcej powiada drugi, nie napisany w
Rzymie, ale znacznie później na podstawie sennego marzenia w Dreźnie, gdy
układał prześliczną scenę Dom wiejski pode Lwowem na cześć kochanki rzymskiej.
Jest to właściwie wspomnienie wspaniałych procesji i nabożeństw rzymskich,
połączone z zalęknieniem, że rodzice może Henrietę za
kogo innego wydadzą, a ona, gdy będzie chciała dowiedzieć się o jego
przeszłości, może coś niekorzystnego o jego pustotach młodzieńczych usłyszy.
Wśród tych marzeń i niepewności zjawiła się w śnie drezdeńskim postać Henriety
w białej sukience, przybrana różami, jak ją widywał na spacerach po Palatynie i
na wycieczce nad jeziorem Albańskim. Wrażenia włoskie ożywiły się w jego
pamięci:
Uczułem zapach Włoch, róż i jaśminu,
Różą pachnęły góry Palatynu.
Wierszyk jest przejmujący.
Bezpośredniością przypomina nieco śliczny wierszyk Słowackiego Śniła mi się jakaś
wielka powieść, tylko że odnosi się do przeszłości, kiedy sen
Słowackiego tyczył się przyszłości.
Pokazuje
się, że krajobraz włoski działał na Mickiewicza dopiero w otoczeniu Henriety.
Wtedy pachnęły mu róże Palatynu i jaśminy z nad jeziora Albańskiego. W innym
związku krajobrazu włoskiego nie wspomina. Dlatego też, gdy wyprawił się do
Neapolu, a widok tamtych stron uczynił na nim wielkie wrażenie, napisał do niej
Wezwanie do
Neapolu, pewny, że drzewa pomarańczowe, cytrynowe i cyprysy
zatoki neapolitańskiej nabrałyby dla niego dopiero w jej obecności rajskiego
blasku. Wierszyk jest, jak wiadomo, wspaniałym tłumaczeniem pieśni Mignon z
powieści Goethego Wilhelm
Meister’s Lehrjahre.
Poeta posługuje się obcymi pomysłami dla wyrażenia swych zachwytów nad
krajobrazem włoskim, kiedy w Krymie takich podniet do wypowiedzenia wrażeń
krajobrazowych nie było mu potrzeba. Krajobraz włoski, jak ponownie
stwierdzamy, bezpośrednio nań nie działał i tylko w przytomności Henriety
nabierał dla niego wymowy. Jest to zjawisko dosyć pospolite w liryce polskiej i
w wielu wypadkach dopiero miłość otwierała Polakom oczy na krajobraz.
Zbierając
wszystkie dostępne źródła do objaśnienia pobytu Mickiewicza we Włoszech,
przekonujemy się, że patrzył na kraj okiem Byrona, przejęty do głębi jego
opisem Włoch w Childe Harold’s
Pilgrimage, nie zwracając bliższej
uwagi na społeczeństwo, z którym się stykał, i uważając Włochy za wielkie
cmentarzysko, w którym oglądać należy ruiny i muzea i przy sposobności wolno
flirtować w swoim towarzystwie. Bawił w Rzymie 11 miesięcy i studium
starożytności i zaloty do Ankwiczówny wypełniły mu
zupełnie czas, jaki na poznanie tego miasta przeznaczył. Pomijamy oczywiście
ważny przełom duchowy, który równocześnie przechodził i którego bliżej omawiać
nie mamy zamiaru.
W
przyswojeniu języka Dantego i Petrarki, w które tyle trudu w Odessie i Moskwie
włożył, zdaje się, że za tego pobytu niewiele postąpił. Automatycznie
oczywiście musiał posługiwać się nazwami włoskimi, gdy mu chodziło o podanie
komuś lub wyszukanie czyjegoś adresu. W listach jego sporo takich nazw: piazza Colonna,
piazza Navona, piazza del Popolo, via Mercede, via dell’Orso, via Monte
Brianzo, palazzo Ferruci dalla
principessa
de Volkonsky. Czytał też gazety włoskie
i jedną Gazetę
mediolańską wymienia. Do jego języka potocznego wcisnęło się
naówczas kilka wyrazów z pospolitego życia: signor cavaliere, gondolier, vetturino, ladro, coltellata,
mój cicerone.
O bandytach, jak każdy ówczesny podróżnik często rozprawiał i echa tych rozmów
przedostały się do wspomnień Hrabiego w Panu Tadeuszu, gdy opowiada o
chwalebnych czynach w walce z bandytami sycylijskimi pod Birbanterokka.
Ale
o większym zbliżeniu poety do ludu włoskiego nie ma naówczas mowy. Nigdzie nie wspomina,
że to lud ujarzmiony, rozdzielony na dziesiątki małych państewek, marzący o
niepodległości i zjednoczeniu. Za pierwszej podróży włoskiej te narodowe
dążenia włoskie do jego umysłu nie dotarły. Przez tyle miast włoskich
przejechał, a tego nie zdawał się spostrzegać. W listach jego znajdujemy tylko
obojętne uwagi, że w Wenecji próbował zdobyć od gondolierów nuty do zwrotek
Tassa, ale mu się te poszukiwania nie powiodły. Potem, gdy w lutym 1831 r.
nastąpiły rozruchy we Włoszech, opowiada, że po ulicach Rzymu musiał chodzić z
pistoletem w kieszeni. Miało to może pewne znaczenie dla jego przyszłego
zachowania się względem ludu włoskiego, ale na razie wpłynęło tylko na
przyspieszenie wyjazdu z Rzymu.
Nieco
żywsze zajęcie dałoby się w tym czasie stwierdzić u Mickiewicza literaturą
włoską, ale i w tym zakresie szczerego zaciekawienia się nią zauważyć u niego
niepodobna. Wspomina, że czytał jakieś ustępy z Dantego i dzieła bliżej
nieoznaczonych historyków. O tłumaczeniu czegoś z włoskiego, jak w Odessie i Moskwie,
obecnie nie ma mowy. Zdaje się, że pewną uwagę zwrócił na romantyzm włoski,
choć oczywiście nie miał czasu nim się bliżej zająć. W liście rzymskim z
grudnia 1829 r. znajduje się jedyna wzmianka w tym kierunku. „Uczeni rzymscy,
donosi jednemu z przyjaciół, śmieją się z Byrona. Mają za to swoich wielkich
ludzi, sławnych aż po Tyber. W Lombardii nieco ruchu i stamtąd nowa literatura
groźnie cieknie i już stoi nad Rubiconem”. Czytając
te słowa, ma się wrażenie, że to urywek z artykułu O krytykach i recenzentach warszawskich.
W Mediolanie w czasie przejazdu do Genewy namawiano go do odwiedzenia
Manzoniego, ale do tego nie przyszło. Za to na obiedzie u jednego ze znajomych
poznał dwu zwolenników Manzoniego, autorów romantycznych powiastek
wierszowanych, Tomasza Grossiego i Jana Tortiego. Przygodna rozmowa z nimi nie mogła go głębiej
spoufalić z romantyzmem włoskim i żywszej sympatii dla życia duchowego Włoch
obudzić.[5] Był on
naówczas przejezdnym podróżnikiem, zwiedzającym z Childe Haroldem
w kieszeni ruiny, muzea i kościoły włoskie i zabawiającym się w kółku
międzynarodowych znajomości. W przyszłości miał się ten jego stosunek do
Włochów gruntownie zmienić.
Gdy
w kwietniu 1831 r. Mickiewicz wyjeżdżał z Rzymu, żal mu było to miasto opuścić
i myślał, że go więcej nie zobaczy. Ze znajomymi, spotkanymi naówczas nad
Tybrem, utrzymywał jednak dalsze stosunki, ciągle przypominał im swój pobyt w
tym mieście i bardzo za nim tęsknił. Szczególnie serdecznie wyraził się w pięć
lat po wyjeździe do Stattlera: „Nieraz wzdycham do
tego dziwnego miasta, które każdemu umie stać się drugą ojczyzną”. Gdy jechał
do Lozanny, myślał, że z żoną będzie mógł robić częste wycieczki do Włoch. Ale
z powodu krótkiego pobytu nad Lemanem do urzeczywistnienia tego zamiaru nie
przyszło.
Mickiewicz
na emigracji zmieniał kilkakroć swoje oblicze duchowe, jedne idee porzucał,
inne podejmował, i już nie jako artysta, ale jako działacz polityczny miał po
raz wtóry zawitać do Rzymu. Zmianę w jego wyobrażeniach na Włochy wywołało,
zdaje się, poznanie kilku emigrantów włoskich. W Lozannie wszedł w poufałe
stosunki z kolegą z prawa, Amadeuszem Melegari,
profesorem prawa międzynarodowego, a potem ministrem i senatorem zjednoczonego
Królestwa włoskiego. Znajdując się w podobnych warunkach, jako emigranci,
zaprzyjaźnili się bardzo i lubili z sobą rozprawiać. Mickiewicz nazywa go mio caro,
signor professore, choć pisuje do niego
po francusku. Uważali się za synów narodów uciśnionych, za wygnańców
politycznych i rozmawiali o swych obowiązkach względem kraju i o planach na
przyszłość. Mamy cztery listy Mickiewicza do tego Włocha, a w jednym poeta
przyznaje, że go napoił trochę swym duchem satyrycznym. W Paryżu na początku
trochę mu go brakowało.[6]
Włoch ten musiał prawdopodobnie po raz pierwszy otworzyć oczy poety na dążności
włoskie do zjednoczenia i niepodległości. Mickiewicz odtąd przestał uważać
Włochy za krainę grobową, w której zwiedza się przede wszystkim muzea i
kościoły, jak to dawniej bywało, a zaczął je uznawać za ojczyznę nowego
kształtującego się narodu, zmierzającego do niezależności, jak Polska. Drugim
emigrantem lozańskim, który na niego w tym kierunku pewien wpływ mógł wywrzeć,
był prawdopodobnie Jan Scovazzi, nauczyciel języków w
tym mieście, z przekonania skrajny rewolucjonista i Garybaldczyk. Mickiewicz
nadał jego umysłowości religijny kierunek i pociągnął do towianizmu. Stał się
on gorącym zwolennikiem nowej nauki i podporą koła włoskiego, które taką rolę
odegrało w dziejach towianizmu. W korespondencji Mickiewicza znajdują się także
cztery listy do tego Włocha.[7]
Poglądy
Mickiewicza na Włochy ulegały szybkim przeobrażeniom, odkąd w Paryżu coraz
mocniej polityką zaczął się zajmować. Koledzy z Kolegium Francuskiego, Edgar Quinet, profesor literatur południowych, i Juliusz
Michelet, sławny historyk, nie przeszkadzali mu zapewne w wyrobieniu
filo-włoskiego usposobienia. Łączyły ich wspólne przekonania polityczne, myśl
demokratyczna i wiara w posłannictwo Francji, jak wynika z medalu na ich cześć
wybitego. Czy one sięgały także poglądu na prawa Włoch do jedności i
niepodległości, dopiero szczegółowe badania wykazać mogą. Zapewne więcej Quinet niż Michelet mógł mu o narodowych dążeniach włoskich
powiedzieć. Na razie wystarczy nam to, że jeden z listów w sprawach
politycznych z następnego pobytu Mickiewicza w Rzymie jest właśnie do nich
zwrócony i wywołał z ich strony publiczne oświadczenie na korzyść Włochów, jako
szermierzy wolności ludów.[8]
Zajmując
się polityką, Mickiewicz wyczuł żywo wrzenie rewolucyjne, nurtujące w Europie w
tych przełomowych czasach, i r. 1848 udał się przez Marsylię do Rzymu, żeby
zawiązać legion polski. Marzenia ks. Robaka miały się urzeczywistnić. W
liberalnym Rzymie Piusa IX zdawało się poecie, że będzie mógł wskrzesić
tradycje Kniaziewicza i Dąbrowskiego, które już za pierwszego pobytu tak żywo
go przejęły. Myślał wojować z Austrią, bo wykłady paryskie zwróciły mu uwagę na
ilość Słowian, znajdujących się pod panowaniem austriackim, i chciał przy
wojsku tymczasowego Rządu w Mediolanie legion polski do życia powołać. Bawił w
Rzymie przeszło dwa miesiące, przez luty i marzec. Nie będziemy opowiadać o
jego audiencjach u papieża. Dość że 29 marca udało się mu zawiązać legion
polski z 12 uczniów sztuk pięknych, przebywających w Rzymie, wziąć udział ze
sztandarem polskim w procesji papieskiej z głową św. Andrzeja z kościoła S.
Andrea della Valle do bazyliki św. Piotra i wyprawić
się z nim z Rzymu przez Civitavecchia do Liworna.
Statut tego legionu został ułożony po polsku i włosku z napisem Simbolo politico
polacco. Jest to pierwszy popis
Mickiewicza we włoszczyźnie. Poeta nasz zaczyna się już posługiwać w potocznej
mowie językiem włoskim.[9]
Gdy
sobie przypomnimy dawnego poetę romantycznego, przechadzającego się z Henrietą
po Palatynie, i zestawimy go z obecnym organizatorem legionu polskiego, nie
możemy wyjść ze zdumienia nad zmianami w życiu Mickiewicza. Nie jest już
artystą, myślącym o Dziadach
drezdeńskich i Księgach
pielgrzymstwa, ale człowiekiem czynu, politykiem i byłym
profesorem paryskim, prowadzącym garstkę Polaków na pola Lombardii do wojny z
Austrią. Ażeby ocenić tę niepojętą przemianę dawnego poety, trzeba znać
marzenia stęsknionego za rzeczywistością emigranta i posłuchać bicia jego
patriotycznego serca. „Polska na ziemi już jest”, pisze do jednego ze swych
zwolenników, po stworzeniu zawiązku legionu w Rzymie, a w instrukcji do innego
a upatrzonego na wodza tej formacji dodaje: „Włochy są dziś jedynem
miejscem, gdzie występując prawdziwie po polsku, można po raz pierwszy poczuć
się niepodległym na ziemi”.
Mickiewicz
wyruszył z Rzymu z 12 ochotnikami i z sekretarzem swym, w 14 osób, zmierzali do
Mediolanu. Szli przez zrewolucjonizowane Włochy, przez Empoli,
Florencję, Bolonię, Modenę. Było to w kwietniu 1848 r. Przyjmowano ich po
drodze pochodami, paradami wojskowymi i przemowami. Mickiewiczowi wypadało
wszędzie z balkonów hotelowych lub gmachów publicznych dziękować ludności i
władzom po włosku. Jako byłemu profesorowi paryskiemu, nie trudno mu było
improwizować takie mowy. Wypowiedział ich dziewięć. Widocznie już wcale biegle
językiem włoskim władał. Dawnemu tłumaczowi Dantego i Petrarki,
jedenastomiesięcznemu niegdyś mieszkańcowi Rzymu, przynosiło prawdziwą
przyjemność popisywać się wymową włoską: Popolo toscano,
amici fratelli. II vostro grido simpatico,
l’accettiamo in nome della Polonia, non per noi,
ma per la patria nostra, albo: Bolognesi fratelli.
I Polacchi salutano in voi l’Italia rinascente alia libertà e che speriamo vedere
ben presto forte e grande. Czytając te mowy, nie chce się
wierzyć, że ten sam autor, co pisał Pana Tadeusza, mowy publiczne we
Włoszech na placach i ulicach wypowiadał. Są to jedyne popisy naszego wielkiego
poety we włoszczyźnie.[10]
Mickiewicz
bawił w Mediolanie prawie przez cały maj i czerwiec i istotnie legion zawiązał,
który następnie przyjął udział w bitwach lombardzkich z Austrią i Rzeczypospolitej
rzymskiej z Francuzami, gdy przybyli na ratunek rządów papieskich. Legion
bardzo się nie rozrósł, bo zarówno arystokracja jak demokracja przeszkadzały
Mickiewiczowi, jako Towiańczykowi, aby emigracji za sobą nie pociągnął. W
sprawę tę wchodzić nie możemy. Utworzenie legionu polskiego we Włoszech nie
jest epizodem bez znaczenia w historii wyzwolenia Włoch. Organizacja jego
wzmogła znajomość spraw włoskich u Mickiewicza, związała go silniej z tym
krajem i choć nie wydała żadnej artystycznej podróży włoskiej albo wspomnień
anegdotycznych, otwierających nam duszę poety, przecież nie przeminęła bez echa
w jego piśmienniczej działalności i szeregiem artykułów francuskich podkreśloną
być miała. Zauważyć warto, że w czasie tej organizacji zaznajomił się Mickiewicz
z jednym z czołowych przedstawicieli ruchu rewolucyjnego włoskiego owych
czasów, Józefem Mazzinim, który jako dobry literat wielką mu cześć okazywał i
nieprzeciętne wiadomości o literaturze polskiej posiadał. W korespondencji
poety znajdują się trzy listy do tego wybitnego Włocha. Tytułuje go citoyen albo très cher camarade, ale pisze do niego po
francusku, nie po włosku, bo na włoską korespondencję do prawdziwie
wykształconego Włocha odważyć się nie mógł.[11]
Gdy
w rok po tych wypadkach, roku 1849 udało się Mickiewiczowi z pomocą Ksawerego
Branickiego założyć dziennik polityczny Tribune
des peuples w Paryżu, zyskał pełną sposobność do wypowiedzenia swych
poglądów na sprawę włoską. Wśród przeważnej ilości artykułów, poświęconych
sprawom francuskim, znajdujemy w tym dzienniku wcale poważny poczet artykułów,
odnoszących się do współczesnego ruchu rewolucyjnego we Włoszech. Wielki nasz
poeta, zmieniony w dziennikarza paryskiego, zadziwia gorącym orędownictwem
sprawy wyzwolenia Włoch, drobiazgową znajomością potrzeb tego kraju i
bystrością umysłową w chwytaniu najważniejszych zagadnień z bieżącego życia
politycznego. Nie chce się wierzyć, że Mickiewicz do tak wytrawnego i zupełnie
nowoczesnego poglądu na narodowość włoską doszedł. Czytając te artykuły, robi
się żal, że stosunki nie pozwoliły poecie wypowiedzieć się równie otwarcie o
współczesnych politycznych dążeniach Polski. Mickiewicz stał się w Paryżu
skrajnym demokratą i republikaninem. Przy przeglądaniu jego pism z tych czasów
trzeba zapomnieć prawie, że to dawny kochanek Maryli i Henriety, autor Dziadów i
Pana Tadeusza.
Jest on obecnie tylko dziennikarzem, zajętym bieżącą chwilą, pełnym wiary w
postęp i ognia w wypowiadaniu swych przekonań. Całe światy uczuć, myśli i zaciekawień dzielą autora tych artykułów od dawnego artysty
i twórcy nowoczesnej literatury polskiej.
Chcąc
się rozejrzeć w artykułach Mickiewicza o sprawach włoskich, umieszczonych w Tribune des peuples, trzeba je trochę uporządkować.[12] Dwa poświęcił
sprawom ogólnym. W artykule Stan sił moralnych i materialnych Włoch rewolucyjnych daje
przegląd wszystkich państewek włoskich z określeniem, o ile są rewolucyjnie
usposobione, i z obliczeniem, ile wojska wystawić mogą. Mickiewicz, obliczający
militarną potęgę Włoch, objawia przed nami nowe oblicze niedawnego organizatora
legionu polskiego. W artykule Włochom brak pieniędzy zachęca
republikanów rzymskich i toskańskich do zdobycia środków dla ustalenia
republiki. Ma on przekonanie, że we Włoszech jest dużo pieniędzy i wzywa
Włochów do śmiałego działania, bo w rewolucji należy być rewolucjonistą, a kto
nim nie jest, upada. Śmiałość i ciętość w wyrażaniu myśli była zawsze właściwą
Mickiewiczowi i śledzoną być może wstecz daleko, omal nie do Ody do młodości.
Po
tych artykułach ogólnych następują szczegółowe o ludziach i krajach włoskich.
Kilka poświęca królowi sardyńskiemu Karolowi Albertowi, u którego był na
audiencji przed niecałym rokiem w sprawie legionu. W artykule Odpowiedzialność króla
Karola Alberta przed ludem włoskim wyraża głęboką radość, że
wypowiedział wojnę Austrii, nie przeczuwając, że niebawem nastąpi klęska pod
Novarą. Gdy wieść o niej doszła, pisze drugi artykuł bez tytułu, zwrócony
głównie przeciw generałowi Chrzanowskiemn, jako
głównemu sprawcy tej klęski. Jako demokrata i republikanin przypomina, że
Chrzanowski był zawsze monarchistą i przeciwnikiem rewolucji i dlatego polska
arystokracja i jezuici zrobili go na nieszczęście Włochów wodzem armii
sardyńsko-piemonckiej.
Najwięcej
artykułów w Tribune
des peuples poświęcił Mickiewicz
Rzeczypospolitej rzymskiej i Piusowi IX, którego znał osobiście z audiencji w
sprawie legionu. W artykule Rzym a katolicyzm urzędowy okazuje wielką sympatię dla
świeżo zaprowadzonej rzeczypospolitej w Rzymie i ironizuje alarm francuskich
katolików na rzecz interwencji zbrojnej w sprawne przywrócenia ustroju
monarchicznego w Wiecznym Mieście. Artykuł Świętopietrze poświęca sprawie
ucieczki papieża z Rzymu przed rewolucją i wyraża ubolewanie, że papiestwo
więcej wierzy w broń świecką, w świętopietrze, a nie umie uderzyć w serca
wiernych i podnieść się na wyższy poziom „płomiennej wiary”. W trzecim artykule
w sprawach rzymskich przypomina, z jaką nadzieją witano wybór Piusa IX na
papieża i ubolewa, że te nadzieje zawiódł, nie zreformowawszy kolegium
kardynalskiego, złożonego z samych miernot, i przeszkadzając ludowi rzymskiemu
do poczucia się Włochami i współdziałania z Lombardami, Toskańczykami i
Genueńczykami, dążącymi do niepodległości i zjednoczenia.
W
artykułach Mickiewicza o sprawach włoskich w Tribune des peuples
mamy ważne świadectwo, jak żywe zajęcie w światlejszych umysłach polskich
budziła sprawa zjednoczenia Włoch. Zmuszony koniecznością szybkiego działania w
ciągu kilku miesięcy, w których jego dziennik wychodził, zebrał Mickiewicz w Tribune des peuples wszystkie myśli, jakie mu sprawa
włoska nasunęła. W obronie swych idei musiał toczyć często polemikę z prasą
przychylną ustalonym już rządom. W artykule Dyplomacja reakcyjna i sprawa włoska
podaje niezmiernie złośliwe ostrzeżenie, aby rewolucjoniści włoscy nie wierzyli
zapowiedzianemu kongresowi europejskiemu w sprawie przywrócenia równowagi we
Włoszech. W artykule Solidarność
reakcjonistów i zdrajców szydzi z rządów wsteczników, którzy dla
przypodobania się Austrii nazywają Lombardów, Wenecjan i Genueńczyków
tchórzami. Wreszcie w artykule Nieinterwencja ostrzega ostro przed
tym wyrazem, który miał znaczyć, że Francja pozostawia wolną rękę marszałkowi
Radeckiemu do załatwienia zatargu z pobitym królem sardyńskim.
Artykuły
Mickiewicza w sprawie włoskiej w Tribune des peuples
są cięte, bezwzględne, dojmujące, nie oszczędzające przeciwników. Nie można
pojąć, skąd w jego dobrym sercu tyle gniewu się nagromadziło. Nutę bardziej
osobistą można by upatrywać w artykułach w obronie Mazziniego, z którym przed
rokiem zapoznał się w Mediolanie. Po wznowieniu przezeń wydawnictwa L’Italia del popolo wita go z sympatią jako demokratę
wiernego swym hasłom. W innym artykule podnosi z oburzeniem, że przez
szkalowanie Mazziniego gazety wsteczne chcą zniszczyć nowoczesne poczucie
sprawiedliwości i solidarności ludów. W artykułach tych zaznacza się bardzo
wyraźnie na wskroś postępowe stanowisko Mickiewicza w walce o niepodległość
ludów. Był on rewolucjonistą z przekonania i usilnie dążył do zmiany
istniejącego stanu rzeczy.
Wśród
tylu przeróżnych odezw pozwolił sobie Mickiewicz w Tribune des peuples
także na jeden artykuł humorystyczny, Ofiara rewolucji. Jakby na pamiątkę,
że znajomość włoszczyzny rozpoczął od śpiewania arii włoskich, poświęca go
sławnemu muzykowi, Joachimowi Rossiniemu. Rozeszła się o nim wiadomość, że
wskutek gorączki rewolucyjnej dostał pomieszania zmysłów. Złośliwy dziennikarz
paryski wyjaśnia przyczynę tych zaburzeń umysłowych wielkiego kompozytora, że
jako muzyk salonów arystokratycznych nie mógł znieść Marsylianki i nowszych
śpiewek rewolucyjnych. Przestrzega zarazem Guizota i
emigrację rojalistyczną francuską w Londynie, żeby przedwcześnie nie wracała do
Paryża, bo może narazić się na jaką niespodziankę.
Artykuły
w sprawach włoskich w Tribune des peuples zamykają
dzieje zajęcia się Mickiewicza włoszczyzną i pokazują, do jakiej głębokiej
znajomości tego kraju i jego stosunków od czasów zsyłkowych
doszedł. Z zaciekawienia literackiego zrodziło się pod wpływem wypadków gorące
współczucie dla narodu i chęć współdziałania w jego odrodzeniu, które, sądził,
że także dla Polski pewne skutki mieć będzie. Znajomość języka włoskiego przez
Mickiewicza i dwukrotny pobyt we Włoszech przyniósł literaturze polskiej 44
sonetów i 20 artykułów w Tribune des peuples. Pierwsze
mają wielką doniosłość w literaturze naszej. Odświeżyły sonet i narzuciły go
liryce XIX wieku. Artykuły w Tribune des peuples
są wkładką polską w dziejach zjednoczenia Włoch. Mickiewicz uważał Włochy za
kraj w podziałach, jak Polska, który powinien przede wszystkiem
dążyć do zjednoczenia. Dolę jego odczuwał serdecznie i w granicach możności do
jej zmiany dążył. Byron polski wziął czynny udział w walce o niepodległość
ludów, jak jego pierwowzór angielski. Włosi dobrze pamiętają o legionie polskim
i udziale naszego poety w dziele zjednoczenia. Tablica pamiątkowa na Via Pozzeto,
gdzie mieszkał w czasie formowania legionu, i piękny biust
marmurowy na Kapitolu, dłuta Brodzkiego, są świadectwem ich wdzięczności. Nie
za Pana Tadeusza,
ale za udział w zjednoczeniu Włoch otrzymał Mickiewicz „laur Kapitolu”, o
którym marzył w niedokończonym epilogu swego arcydzieła.
Stanisław Windakiewicz
(1863-1943), historyk literatury polskiej, profesor UJ. Urodził się 24
listopada 1863 r. w Drohobyczu. Studiował w Krakowie, Monachium, Berlinie,
Paryżu i Rzymie. Był wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim, członkiem
Polskiej Akademii Umiejętności i Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. W 1936 r.
został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Sporządził
portrety literackie Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego i Piotra Skargi,
interesował się ponadto twórczością Adama Mickiewicza. Napisał m.in. Dramat
liturgiczny w Polsce średniowiecznej, Dzieje Wawelu, Teatr polski
przed powstaniem sceny narodowej, Teatr ludowy w dawnej Polsce,
Romantyzm w Polsce, Poezja ziemiańska czy Epika polska. Zmarł
9 kwietnia 1943 w Krakowie.
[1] Por. „Przegląd Współczesny” z kwietnia 1929, str. 40-49.
[2]
Wiadomości o pobycie Mickiewicza we Włoszech opierają się na 30 listach
włoskich poety. Zob. Mickiewicz, Dzieła, wyd. Pini. Lwów b. d., III, 360-377.
[3] Odyniec,
Listy
z podróży, Warszawa 1870,
III, 64.
[4] M. Brahmer, Włochy w literaturze
francuskiej, Kraków 1930, str. 105.
[5] Odyniec,
Listy
z podróży, IV, 204.
[6] Mickiewicz, Dzieła,
l. c., 451, 461, 463, 483.
[7] L. c.,
481, 514, 541, 547.
[8] Mickiewicz
L., La trilogie du College de France,
Paris 1924, str. 24.
[9] Wszystkie daty
co do legionu znajdują się w dziele Władysława Mickiewicza, Legion
Mickiewicza, Kraków 1921.
[10] Teksty
znajdują się w dziele Wł. Mickiewicza, Mémorial de la Légion polonaise, Paris 1877, I. 501-506.
[11] Mickiewicz,
Dzieła, l. c., 630, 632, 665.
[12] Korzystamy z
najnowszego wydania Mickiewiczowskiej „Trybuny Ludów” przez
E. Haeckera,
Bibl. Narod. 27.