Artykuł
Referat o ordynacji wyborczej
Szawleski - Referat o ordynacji wyborczej.pdf

I.

 

Analiza projektowanej ordynacji wyborczej

 

Uchwalona Konstytucja kształtuje ustrój władz państwowych i jest konstrukcją elementu państwowego. Najistotniejszą cechą nowego ustroju państwowego jest nadrzędna władza Prezydenta Rzeczypospolitej. Jest to realizacja decyzji Marszałka, że: „główną pracą Prezydenta musi być regulowanie najwyższej pracy państwowej tak, by ona zbyt wielkich zgrzytów nie miała i by przeszkody, które napotyka nie były rozwiązywane zanadto jednostronnie, to znaczy, że praca Prezydenta, jako najwyższa, dbać musi o równowagę i harmonię, pomimo wszelkich tarć, a nawet walk”. Przyszła ordynacja wyborcza ma decydować o treści reprezentacji społecznej w ciałach ustawodawczych, ma być konstrukcją elementu społecznego i to w chwili dziejowej znamiennej w ruchy masowe. Wyłania się zasadnicze pytanie, jak się ułoży wzajemny stosunek elementu państwowego i społecznego oraz jak się ukształtuje nadrzędna pozycja Prezydenta, słowem praca państwowa, według określenia Marszalka: „trzech głównych sprężyn centrali państwowej” tj. Prezydenta Rzeczypospolitej, Rządu i Sejmu.

Główne zręby projektowanej ordynacji wyborczej zostały już ogłoszone w prasie, w szczególności w prorządowym „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” Nr. 111 z 21 kwietnia 1935 r. Kandydatów na posłów do Sejmu wybierają kolegia 50 osobowe, złożone z przedstawicieli samorządów terytorialnych i gospodarczych oraz instytucji o charakterze prawno-publicznym. Tak skonstruowane kolegia ustalą dla każdego okręgu wyborczego kandydatów w ilości co najmniej dwukrotnie większej od ilości mandatów, przypadających na dany okręg. Tylko z pośród w ten sposób desygnowanych kandydatów wybierają wyborcy posłów w małych okręgach dwu- lub trzymandatowych. Zgodnie z treścią nowej konstytucji, wybory do Sejmu będą powszechne, równe, tajne i bezpośrednie. Do wyboru na posła wystarcza względna większość głosów. Na innej podstawie oprą się wybory do Senatu. Trzecią część senatorów nominuje Prezydent, a dwie trzecie wybiera kolegium, liczące niespełna milion wyborców. W skład tego kolegium wejdą wyborcy z tytułu posiadania odznaczeń wojskowych i cywilnych, ukończenia zakładów naukowych i piastowania urzędów publicznych. Wybory będą dwustopniowe w ten sposób, że prawyborcy powiatowi wybiorą delegatów do kolegium wojewódzkiego, które dokuje wyboru senatorów.

Powyższe zasadnicze zręby przyszłej ordynacji wyborczej wycisną na strukturze Rzeczypospolitej znamię decydujące. Ordynacja wprowadza zasadniczą pożądaną reformę, że usuwa z powierzchni życia publicznego partie polityczne, ale na to miejsce nie wnosi istotnej pozytywnej konstrukcji. Przeżytą instytucję elekcyjną nie zastępuje nową instytucją społeczno-polityczną i wytwarza próżnię, którą pragnie wypełnić elementem w rzeczywistości nominacyjnym. Wyłoni się zatem zupełne, czysto mechaniczne zwichnięcie równowagi pomiędzy elementem państwowym a społecznym, na korzyść elementu państwowego. I to jest zasadnicze niebezpieczeństwo ustrojowe, wobec braku dla tego kierunku rozwojowego organicznych fundamentów w Rzeczypospolitej. Nawiązując do przytoczonych słów Marszałka – między Rządem a Sejmem nastąpi zupełna harmonia i jednostronne rozwiązywanie przeszkód, lecz równowaga zostanie utracona. Nie konstytucja, lecz ordynacja wyborcza zepchnie Polskę do rzędu państwa biurokratycznego, sztywnego i mało odpornego na wypadki losowe. Główna nasza choroba ustrojowa – przerost administracyjny we wszystkich dziedzinach życia publicznego zostanie nie tylko spetryfikowany, lecz zabraknie mu na przyszłość hamulców, co musi doprowadzić do załamania się całego ustroju. „Przerost administracji jest cechą charakterystyczną wszystkiego, co robią Polacy. Wszędzie administracja zjada dochody przedsiębiorstw, nawet prywatnych”, opiniuje Marszałek w przemówieniu na temat „Organizacja obrony Państwa” z 15 grudnia 1926 r. Współcześnie rzeczywistość przybrała formę zastraszającą.

W kraju, w którym przeszło dwie trzecie ludności żyje z rolnictwa, milion dwieście tysięcy czerpie utrzymanie z funduszów publicznych. Jest to groźna narośl, wysysająca coraz szybciej soki z organizmu społecznego. Ta narośl posiada naturalną tendencję do rozrastania się, jeżeli zabraknie jej hamulców. Słabym hamulcem okazał się Blok, w konsekwencji czego wytworzyło się błędne koło, że biurokracja produkowała ustawodawstwo, a ustawodawstwo biurokrację, co ilustrują trzy najważniejsze ustawy z bieżącej kadencji sejmowej: scaleniowa, samorządowa i oddłużeniowo-rolnicza. Lecz istota zła nie leży tylko w samym przeroście administracyjnym. Grozi nam wejście w stan pewnego zwyrodnienia biurokratycznego. W gąszczu 30 tysięcy ustaw, dekretów i nowelizacji, które nadto wiele spraw pozostawiają do swobodnego uznania władz administracyjnych, otwiera się szerokie pole do arbitralności i samowoli. Stara skłonność narodu polskiego do samowoli z dawnej szlacheckiej, łatwo może się przekształcić w biurokratyczną. Lecz istotne niebezpieczeństwo leży w otwieraniu się wrót dla korupcji i nadużyć materialnych. Prasa prawie codziennie przynosi szereg afer, sięgających już zbyt wysoko. Nasze ustawodawstwo gospodarcze poczyna się opierać na systemie koncesyjnym. Przy inflacji ustaw i przepisów administracyjnych, łatwości szykan, a niskim uposażeniu pracowników publicznych muszą powstawać naturalne pokusy dla jednych, aby zwiększyć swe dochody, dla drugich, aby łapówką otrzymać koncesję, lub rozluźnić bandaże ustaw. To niebezpieczeństwo może hamować tylko sejm, rozsądnie skonstruowany. Przy pozorach siły, płynącej z nowej Konstytucji dla Prezydenta Rzeczypospolitej i Rządu, może się wyłonić bezsiła tych najwyższych organów państwa, wobec maszynerii biurokratycznej, skłonnej ze względów czysto ludzkich do wzajemnej wyrozumiałości i do rozszerzenia swej pozycji socjalnej i politycznej.

Temu niebezpieczeństwu projektowana ordynacja wyborcza otwiera szeroko wrota, wprowadzając do Sejmu raczej nominatów, desygnowanych w mniejszej lub większej rzeczywistości przez władze administracyjne. Kolegia bowiem, które mają wybierać kandydatów na posłów, są uzależnione od władz administracyjnych. Dominującą ilość członków w kolegiach będą stanowić reprezentanci samorządów terytorialnych. Na podstawie ustawy samorządowej z 23 marca 1933 r. zależność samorządów terytorialnych od władz administracyjnych przekształciła się w wybitną supremację, zresztą zrozumiałą, ponieważ doświadczenie z nieumiejętną gospodarką samorządów wymagało tej reformy. Po wtóre, ze względu na działalność zleconą, która przybiera coraz szersze kręgi, samorządy stają się w rzeczywistości organami administracji rządowej. Starostowie i wojewodowie posiadają decydujący wpływ na obsadę stanowisk kierowniczych, mają prawo rozwiązywania rad, mianowania komisarzy, zawieszania uchwał, usuwania przełożeństw gminnych, nakładania kar, przeprowadzania inspekcji, słowem, władzę w praktyce prawie nieograniczoną. Starostowie są przewodniczącymi z urzędu rad wzgl. sejmików powiatowych, a wojewodowie posiadają przy boku izby wojewódzkie o charakterze opiniodawczym, wobec braku wojewódzkiego samorządu terytorialnego. W wielu województwach, zwłaszcza wschodnich, samorząd terytorialny nie istnieje, zastępuje go komisaryczna delegacja, czego przykładem jest samorząd w stolicy z p. Starzyńskim na czele. W skład kolegium będą wchodzić przedstawicielstwa samorządów tj. wójtowie, burmistrze i prezydenci z zastępcami, a więc element w dużej mierze formalnie wybrany, a w rzeczywistości mianowany. Ustawa samorządowa dla stanowisk kierowniczych wymaga bowiem kwalifikacji urzędniczych i ustala okres ich urzędowania na lat dziesięć, gdy rady są wybierane na lat pięć.

Analogicznie sytuacja się przedstawia z samorządem gospodarczym. Izby są ekspozyturami administracji. Państwo współcześnie posiada tak wiele agend gospodarczych, że nie jest w możności stykać się z każdym obywatelem jako kontrahentem i dlatego powołuje do życia Izby dla załatwiania reglamentacji życia gospodarczego i opiniowania projektów przepisów gospodarczych. W tej fundacji nowych Izb brak jest dotąd Izb Pracy, jako reprezentacji interesów świata pracy, który przy subskrypcjach pożyczek dla państwa wykazuje najwięcej ofiarności. Nie wiadomo jakie instytucje prawno-publiczne wyślą delegatów do kolegium wyborców, lecz są to instytucje na ogół w państwie nieliczne i powołane do specjalnych zadań, jak uniwersytety, lub do obrony interesów zawodowych, jak Izby adwokackie, lekarskie itp. Bez intencji krytyki stosunków w samorządzie terytorialnym i gospodarczym, z całą obiektywnością trzeba stwierdzić, że kolegia wybierające kandydatów na posłów będą się składać głównie z elementów uzależnionych od administracji, co elekcji nada jednostronny kierunek. Gdyby nawet kolegia zdobyły się na pewną samodzielność, pozostaje jeszcze nacisk przy samych wyborach. W rzeczywistości zachodzi mała obawa zupełnej samodzielności, zresztą mało pożądanej, ponieważ często samodzielność ta w małych kolegiach powiatowych przejawia się w faworytyzowaniu małych interesów personalnych i lokalnych, kosztem interesów ogólno-państwowych. W tych warunkach raczej pożądana jest harmonia niż dysharmonia. Natomiast sama forma tego małego i uzależnionego filtru kandydatów na posłów musi budzić głębokie zastrzeżenia z wielu względów.

Nie jest posunięciem dydaktycznym dla mało zrównoważonego społeczeństwa polskiego kasować zbyt gwałtownie zakorzenione instytucje polityczne i to w niezupełnej zgodzie z nową Konstytucją. Np. art. 33 ust. z nowej Konstytucji opiewa: „Prawo wybieralności ma każdy obywatel, mający prawo wybierania, jeżeli ukończył lat 30”. Tymczasem projektowana ordynacja wyborcza prawo wybieralności, przyznane każdemu obywatelowi, osłabia przez instytucję kolegium, wybierającego kandydatów na posłów. Interpretacja, że każdy obywatel może być kandydatem na posła, wybranym przez kolegium, nie jest w stanie zastrzec ducha i właściwego sensu płynącego z powyższego przepisu. Podczas kilkakrotnych wyborów do Sejmu wżyła się już tradycja, że kandydatem na posła, pomijając praktykę partyjną, może być każdy obywatel, którego kandydaturę popiera 50 wyborców. Gdy się uwzględni wśród jak trudnych legalnie i psychicznie warunków Konstytucja została przez Sejm przeprowadzona, to się rodzi tęsknota, aby życie publiczne oparte na nowej Konstytucji potoczyło się po równiejszej drodze.

Instytucja kolegium staje w pewnej sprzeczności z zasadą bezpośredniości wyborów, ustaloną w Konstytucji. Nie jest dla wyborców bezpośrednim wybór tylko z pośród desygnowanych z góry jednostek i to w liczbie dwóch na każdy mandat gdy poprzednio wyborcy wybierali posłów z szerokiego wachlarza ludzi, idących do wyborów luzem, lub zgrupowanych w partie. Tym więcej bezpośredniość naruszają dwustopniowe wybory do Senatu. Jest to przeskok zbyt gwałtowny, który musi wywołać reakcję w formie abstynencji wyborczej. Z góry przewiduje to nowa ordynacja, bo wymaga do wyboru względnej większości głosów. Jednak abstynencja mas przy wyborach, bierny opozycyjny negatywizm, zamiast brania przez glosowanie części odpowiedzialności państwowej, nigdy nie może leżeć w intencji rządów. Dlatego kolegium wyborcze, które w naszych dzisiejszych warunkach staje się instytucją niezbędną, należy podnieść z piętra powiatowego na piętro wojewódzkie, wypełnić szeroko elementem obywatelskim, możliwie autorytatywnym i obiektywnym i nadać tej instytucji atrakcyjną dziś siłę wyboru posłów gospodarczych.

Nie jest celowe i skuteczne usuwanie opozycji z powierzchni życia publicznego. Opozycja jest niezbędnym zwierciadłem rządu, tak że naczelnicy państw, w których zabrakło opozycji, sami ją do życia powoływali. Usunięcie opozycji bynajmniej nie usuwa nastrojów opozycyjnych, lecz je zaostrza tak, że lepiej jest mieć opozycję na ziemi, niż pod ziemią. Na podstawie projektowanej ordynacji mogą być, według z góry ustalonego planu, dopuszczone do Sejmu jednostki o zabarwieniu lekko opozycyjnym, lecz ta opozycja kreowana dla parady publicznej nie znajdzie nigdzie autorytetu. We współczesnej sytuacji nie można rozszerzać kręgu opozycji podziemnej na stronnictwa opozycji sejmowej. Na podłożu gospodarczo schorzałym coraz silniej krzewi się komunizm. Na tle pożądliwości materialnej jak ogień poczyna szerzyć się antysemityzm. Prądy faszystowsko-hitlerowskie znajdują podatny grunt w różnych środowiskach. Cała młodzież zaksztusza się patosem radykalno-rewolucyjnym. Irredenta mniejszości narodowych raczej wzrasta, czego wyrazem jest Bereza Kartuska. W tej sytuacji nie można spychać pod ziemię również sejmowych stronnictw opozycyjnych – polskich i mniejszościowych, ponieważ w przyszłości musi to przynieść groźną wysypkę.

Przeciwnie instynkt polityczny, ze względu na położenie gospodarcze, nakazuje otwarcie jak najwięcej wentyli bezpieczeństwa. Wieś polska, z powodu przeludnienia, rozpylenia ziemi, zakorkowania emigracji zagranicznej i wewnętrznej, załamania cen rolniczych, staje się prochownią społeczną i to na długie lata, ze względu na przewlekłość każdego kryzysu rolniczego. Nastroje wsi najlepiej ilustrują książki coraz liczniejszych autorów, a zwłaszcza „Pamiętniki chłopów”, wydane przez Państwowy Instytut Puławski. To, co się czyta w tych pamiętnikach, okrojonych cenzurą, musi budzić głęboką trwogę o przyszłość. Rejestrowane bezrobocie miejskie oscyluje około pół miliona, w czym blisko sto tysięcy inteligencji bez zajęcia. Trzecia część ludności zawodowo czynnej na wsi i w mieście pozostaje bez pracy. Widmo bezrobocia i głuchy ferment wstrząsa całą naszą młodzieżą, pchając tych przyszłych gospodarzy kraju na wywrotowe szlaki życiowe. Ilustracją najświeższą jest wycofanie się seniorów z „Legionu Młodych”, ponieważ, według komunikatu PAT‘a z 19 kwietnia b. r.: „Organizacja „Legion Młodych” nie wywiązała się z wziętych na siebie zadań wychowawczych”. Znamionuje to rosnącą przepaść między starszym a młodszym pokoleniem, przy czym rzecz charakterystyczna, nauczyciele strofują uczniów, że się nie umieli wychować. Każde większe miasto posiada wysortowaną miazgę bezdomnej ludności, będącej gotowym dynamitem społecznym. Koścista ręka nędzy chwyta coraz szersze kręgi ludności i spycha ją w szeregi nie proletariatu, lecz lumpenproletariatu. Na terenie tak zwulkanizowanym nie można dla oparów społecznych zamykać klap bezpieczeństwa przez odbieranie masom nie praw, lecz uczucia, że mogą wpływać na poprawę swego losu. Troska o nastroje mas rozkołysanych żywiołami ostatnich lat dwudziestu, jest dzisiaj fundamentem każdego ustroju społeczno-państwowego.

Projektowany Sejm będzie instytucją zupełnie skarlałą i bezbarwną, nie fotografią społeczną, lecz piaskiem personalnym. Wybierać kandydatów na posłów będą organa samorządowe, powołane do zupełnie innych, niż politycznych, zadań lokalno- lub zawodowo-gospodarczych. Nagle te organy muszą myśleć kategoriami politycznymi, ponieważ mają decydować o składzie instytucji tak politycznej, jak Sejm. Wybierani będą urzędnicy lub naczelnicy gmin wiejskich i miejskich tj. wielkości powiatowe, użyteczne w światku lokalnym, lecz dalekie od myślenia kategoriami ogólno-państwowymi, jakie daje środowisko wielkomiejskie, a zwłaszcza stołeczne. Kandydatury będą wynikiem różnych lokalnych kompromisów i przetargów personalnych, co rolę posłów zepchnie do pozycji delegatów terytorialnych, reprezentujących więcej interesy swych mocodawców, niż interesy okręgu czy państwa. Demagogia osobista czy lokalna jest często gorsza od demagogii partyjnej, bo ta ostatnia musi jednak myśleć kategoriami ogólno-państwowymi. Kandydaci na posłów będą w dość kłopotliwym położeniu, aby wyjaśnić wyborcom, co będą reprezentowali w Sejmie. Programów partyjnych nie mogą rozwijać, będą zatem szukać różnych koncepcji osobistych i terytorialno-gospodarczych, z czego w Sejmie powstanie powszechna konfuzja reprezentacyjna. Elekci będą figurami na ogół papierowymi, urzędnikami ustawodawczymi, przyjmującymi mało krytycznie wnioski ustawodawcze biurokracji i dalekimi od kontroli nad działalnością administracji prowincjonalnej. Poseł z łaski kolegium i aprobaty administracyjnej, ze względów czysto ludzkich, będzie dbał o przychylność tylko tych organów, ponieważ od nich zależy jego przyszły wybór, więc jego rola ograniczy się do fizycznej obecności w Sejmie. Natomiast energia życiowa przyszłych posłów musi się skierować na zabiegi o różne korzyści lokalne, słowem to wszystko, co naruszyło autorytet Bloku. W konsekwencji Sejm nie będzie transmisją nastrojów społecznych, zdrowym pośrednikiem między Rządem a społeczeństwem, lecz zamazanym, bez żadnej fizjonomii społeczno-politycznej, zbiorowiskiem ludzi, słowem ciałem reprezentacyjnym, które nic nie reprezentuje.

Pozycja Sejmu w nowej Konstytucji uległa takiemu skrępowaniu, że zupełna asekuracja, w postaci wąskiej szyjki filtrującej posłów, staje się zbędną. Prezydent, przy wzmocnionej pozycji Senatu, może zawsze panować nad sytuacją w Sejmie, natomiast jednostronny skład w Sejmie może tendencyjnie paraliżować Jego rządy. Nadrzędna władza Prezydenta, zgodnie z przytoczonymi na wstępie słowami Marszałka, ma utrzymywać harmonię i równowagę między Rządem a Sejmem pomimo tarć i walk. Według projektowanej ordynacji, harmonia między Rządem a Sejmem będzie zupełna, a natomiast równowaga ulegnie zupełnemu zwichnięciu, podważając pozycję Prezydenta, jako czynnika równowagi między elementem administracyjnym i społecznym w państwie. Niemy Sejm nie może leżeć w pozycji nadrzędnej Prezydenta Rzeczypospolitej, ani w interesie Rządu, a tym mniej społeczeństwa. Sejm musi pozostać naturalnym, faktycznym pośrednikiem między Prezydentem a społeczeństwem, które dostarcza państwu żołnierza i daniny przymusowe, jak podatki i dobrowolne, jak pożyczki wewnętrzne.

W sprawie Izb przedstawicielskich Marszałek, w wywiadzie i 13 września 1930 r. wypowiedział opinię następującą: „Nie sądzę, aby można było obejść się bez jakiegoś przedstawicielstwa wybranego i czyniącego zadość poczuciu odpowiedzialności”. Projektowana ordynacja narusza ducha tych słów, podważa bowiem element wyboru i osłabia poczucie odpowiedzialności publicznej. Usunięto w praktyce – obecnie i na przyszłość kontrolę Sejmu nad działalnością w rzeczywistości nie Rządu, lecz administracji prowincjonalnej. Zachowane w nowej Konstytucji prawo interpelowania Rządu pozostanie na papierze, wobec papierowych figurantów w Sejmie. Zamiast czynnika wyboru, którego wagę podkreśla Marszałek, wprowadza się przy wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej i przy wyborach posłów i senatorów, małe kolegia zamknięte, odcięte od światła publicznego, w których będą się plenić wszystkie wady społeczeństwa polskiego i w których musi zaniknąć poczucie odpowiedzialności publicznej. Jedynym lekarstwem na wady lekkomyślnego społeczeństwa polskiego jest możliwie największe naświetlenie każdego działacza na arenie publicznej i wzajemna kontrola aparatu administracyjnego przez element społeczny i elementu społecznego przez aparat administracyjny.

Usprawiedliwienie projektowanej ordynacji wyborczej, że będzie „próbą”, która może ulec w przyszłości zmianie, nie przemawia do przekonania, ponieważ chory organizm społeczny nie nadaje się do próbnych operacji. Po wtóre instynkt polityczny nie zaleca, aby zbyt długo przedłużać długotrwały już kryzys konstytucyjny o znanych etapach. Obóz niepodległościowy posiada w nowej Konstytucji dostateczne gwarancje władzy, która mu się słusznie należy, więc niecelowym jest sztuczne i ostre podwiązywanie arterii nurtu społeczno-politycznego. Wreszcie, po usunięciu organizacji społeczeństwa na partie polityczne, nie można pozostawiać próżni, w której swobodnie latałyby iskry różnych podmuchów rewolty. Przeżytą organizację społeczną trzeba zastąpić nową, ponieważ żywy organizm społeczny nie znosi próżni i rewolucyjnie musi poszukiwać nowych form organizacyjnych.

Przed ustrojem demokratycznym, społeczeństwo było ujęte na przestrzeni wieków w organizację stanową, rodową, niewolniczą i kastową, z różnymi wariantami władzy monarchicznej. Na gruzach ustroju demokratycznego wyrastają nowe formy organizacji społecznej — sowietyzm, faszyzm wzgl. korporacjonizm, hitleryzm, rooseveltyzm itp. W spadku po wojnie z jej wodzami i wojskami pozostaje hypertrofia ruchów masowych i ustrój państwowy faktyczny lub uczuciowy wodza i społeczeństwa. Dlatego Prezydent musi mieć żywy organ w Sejmie, jako naturalnej transmisji nastrojów społecznych i pośredniku między Nim a społeczeństwem, kiedy Polska nie potoczyła się po drodze rządów monopartyjnych, które są specyficzną, nową formą organizacji społeczeństwa. Blok miał ku temu liczne atuty, ponieważ również społeczeństwo polskie z tęsknotą poszukuje nowych form organizacyjnych. Jednak Blok nie stworzył ideologii, sięgającej do korzeni społecznych, wycofał się nawet ze skromnego odcinka młodzieży i nie może swej egzystencji przedłużać za pomocą formalistyki ordynacji wyborczej, nie sięgając równocześnie do treści społecznej i gospodarczej. Próżnię stworzoną przez usunięcie organizacji politycznych, trzeba zastąpić nową organizacją społeczno-polityczną, inaczej Polska będzie miała ustrój nawet prymitywniejszy, niż Rosja Sowiecka, bo tam jednak partia komunistyczna jest zorganizowaną częścią elementu społecznego, który kontroluje i neutralizuje przewagę administracji państwowej. U nas na piasku społecznym, celowo rozproszkowanym i przy ułomnych formach samorządu, powołanego do małych zadań lokalnych i zawodowych, jedynym masowym elementem politycznym, decydującym o losach państwa ma pozostać oschła biurokracja publiczna, bez ideologii społecznej. Będzie to ustrój prymitywny, statyczny i nieelastyczny, więc dynamika społeczna mas będzie sobie żłobić inne ujścia.

Na drogę biurokratyzacji życia publicznego Rzeczpospolita nie może wejść, ponieważ brak Jej przesłanek historycznych w formie: 1) sprawnej administracji, 2) monarchii dziedzicznej, 3) bezsiły elementu społecznego, 4) ładu społeczno-gospodarczego.

1) Ze względów historycznych nie wyrobiliśmy jeszcze typu urzędnika polskiego, mającego za sobą tradycję usług na rzecz własnego państwa. Nie posiadamy na tyle burżuazji, ani oświeconej warstwy ziemiańskiej, aby z tych źródeł mógł płynąć do administracji poważniejszy zastęp materialnie niezależnych, światłych i o szerszych horyzontach pracowników, jak np. w administracji pruskiej. Dominuje w naszej administracji sproletaryzowana inteligencja, nisko dotowana, intelektualnie nie stojąca zbyt wysoko, skłonna do „mandarynizmu”, uciążliwa dla społeczeństwa i zupełnie obojętna wobec jego potrzeb. Wskutek tego, ostro rysować się będzie przedział między rządzącymi a rządzonymi, unicestwiając duchową troskę o upaństwowienie obywatela, a o uspołecznienie państwa. To niebezpieczeństwo jest dzisiaj powszechnie uznane i to również w sferach samej administracji państwowej. Korektorem przerostu administracyjnego może być tylko dostateczna siła elementu społecznego w ciałach ustawodawczych.

2) Pozycja administracji, jako wyłącznego elementu politycznego, jest do pomyślenia w monarchii dziedzicznej, jak to było przed wprowadzeniem ustroju demokracji parlamentarnej. Dynastia wzbudzała i ożywiała uczucia państwowe w społeczeństwie, traktującym administrację jako wykonawców woli monarchy. Elekcyjna Prezydentura nie może wzbudzać powyższych uczuć i wskutek wyboru przerywa już zadzierzgnięty węzeł. Nadrzędna władza Prezydenta naszej Rzeczypospolitej, zgodnie z nową Konstytucją musi dbać o zrównoważoną pozycję Rządu i Sejmu, a więc i własną równowagę. Prezydent Rzeczypospolitej posiada dostateczną ilość środków, aby tę równowagę utrzymać, bez zepchnięcia Sejmu do roli skarlałego organizmu. Tak samo w interesie Rządu leży posiadanie w Sejmie faktycznego partnera na arenie publicznej i rzeczywistego łącznika ze społeczeństwem. Nadwątlenie bowiem związku organicznego między Rządem a społeczeństwem łatwo przeradza się w pustkę ideową i uczucie obsuwania się gruntu pod nogami.

3) Społeczeństwo polskie, według oceny Marszałka, posiada duże zdolności w życiu organicznym, a natomiast słabe przygotowanie do zagadnień państwowych. Polska posiada wspaniałą tradycję etniczną, społeczną i kulturalną, a brak Jej z własnej i nie własnej winy tradycji rządzenia. Mimo głębokich przeobrażeń w ciągu ostatnich lat dwudziestu, społeczeństwo polskie pozostało nadal społeczeństwem wybitnie rolniczym, o dużym zmyśle organizacji życia na ziemi, na dole, a mało podatnym pod rylec standaryzacji administracyjnej, płynącej od góry. Element społeczny anarchicznie górował nad elementem państwowym w pierwszej Rzeczypospolitej, jednak jego siła była dużym puklerzem obronnym w czasie niewoli, a po odzyskaniu niepodległości, materiałem twórczym do budowy silnego państwa. Instynkt społeczno-polityczny nie pozwala zbyt gwałtownie przestawiać zwrotnicę ustrojową z toru, na którym społeczeństwo polskie ma przyrodzone uzdolnienia, na tor, na którym brak mu wybitniejszych talentów. Przestawianie toru jest koniecznością, lecz musi się dokonywać z dużą przezornością, aby nie doprowadzić do wykolejenia z normalnej drogi i państwa, i społeczeństwa. Dlatego ordynacja wyborcza musi się liczyć z siłą elementu społecznego w Polsce i dawać ujście dla naturalnych uzdolnień społeczeństwa polskiego.

4) Przestawienie toru ustrojowego powinno się odbywać w warunkach więcej pomyślnych, niż współczesne, kiedy nędza podgryza wiązadła społeczne, kiedy kryzys powszechny budzi w jednych chorą nadwrażliwość, a w innych chorą apatię. Społeczeństwo odwraca się od przeżytych form ustrojowych, lecz bezradnie szuka nowych form, czy apostołów, aby zapełnić pustkę ideową. Żyjemy w okresie żywiołowych podniet i ruchów masowych. Umiejętne podejście Rządu do psychiki społeczeństwa polskiego z programem reformy gospodarczej i ustrojowej może je porwać do największej ofiarności osobistej i aprobaty każdej formy ustrojowej, realizującej mit Marszałka o silnej Rzeczypospolitej na dobrej woli opartej. Inne państwa na podnietach ideologicznych budują silną państwowość. Natomiast u nas bez żadnej pożywki emocjonalnej i tradycji, gwałtownie pragnie się wznieść supremację państwa, wzgl. jego administracji nad społeczeństwem. Bez pożywki ideologicznej, aprobującej wszechwładzę państwa – państwo pozostaje zawsze dla mas instytucją oschłą, na przymusie opartą, reprezentowaną przez najniższe organy rządowe, a pożyteczną dla sfer rządzących. Żadne państwo nie może opierać się wyłącznie na przymusie, na bohaterstwie jednostek – lecz na uczuciach i instynktach mas, które bynajmniej nie pragną być tylko obiektem rządzenia. Zbyt dominujące zwycięstwo państwa nad rozproszkowanym społeczeństwem niweczy indywidualnego ducha i samodzielny instynkt społeczny, będący wyrazem żywotności i twórczości państwa. Potęga państwa leży zawsze w zorganizowanej, zbiorowej sile społeczeństwa, a organizacją tej siły musi się zająć ordynacja wyborcza. W przeciwnym razie motor silnej władzy Prezydenta będzie działał w próżni społecznej, co musi za sobą pociągnąć paraliż państwa. Silna władza Prezydenta dla utrzymania równowagi musi z jednej strony oprzeć się na władzach państwowych, zorganizowanych w konstytucji, a z drugiej strony na społeczeństwie, zorganizowanym w ordynacji wyborczej dla udziału w funkcjach państwowych.

 

II.

 

Program nowej ordynacji wyborczej

 

Poddając krytyce nową ordynację wyborczą, trzeba sobie zdać sprawę, że autorzy stają przed bardzo trudnym zadaniem, aby przeżytą formę organizacyjną społeczeństwa zastąpić nową, żywotną. Trzeba wyczuć dokładnie współczesny przełom dziejów, zbadać co zamiera, a co kiełkuje do nowego życia i nadać mu właściwe ujście. Dlatego negatywny, krytyczny stosunek do rzeczywistości jest łatwy i popularny, a natomiast niezwykle trudny każdy wysiłek konstruktywny. Projektodawcy ordynacji wyborczej muszą się liczyć z trudną pozycją Rządu, który w dzisiejszej sytuacji nie może wypuścić cugli na fale powszechnych, nieskrępowanych wyborów, ponieważ w ciałach ustawodawczych spotkałby się z bezmyślną negacją. W tym ciężkim położeniu trzeba szukać wyjścia, które by salwowało pozycję Rządu i ratowało system faktycznej reprezentacji społeczeństwa. Nie do pomyślenia jest jednak system reprezentacji społeczeństwa, który nic nie reprezentuje. W dziejach parlamentaryzmu istniały dwie zasadnicze formy reprezentacji: stanowo-zawodowej i demokratyczno-politycznej. Odrzucając ostatnią, trzeba z konieczności sięgnąć do pierwszej i to dzisiaj u nas staje się koniecznością dziejową.

Pod presją przełomu dziejowego, który usunął światowy liberalizm gospodarczy, państwa jak ślimaki zamykają się hermetycznie w swych skorupach i przechodzą nowe i szybkie uwarstwowienie społeczne. Następuje organiczne grupowanie się w zespoły zawodowe i hermetyczne zamykanie się zawodów i zajęć w ustroju cechowym, słowem ustrój gospodarczo-społeczny wchodzi w stan etatyzacji państwowej, kartelizacji gospodarczej i korporacyjnej organizacji społecznej. Na lecącej w gruzy demokracji politycznej, jako sumy zatomizowanych indywidualnych „obywateli”, szybko kiełkuje nowy amalgamat społeczny, nowa demokracja zrzeszeniowa, jako suma zespołów „gospodarzy”, grupujących się w stany i zawody. Życie społeczne w pewnej mierze nawraca do form z przed rewolucji francuskiej, z tą zasadniczą różnicą, że w miejsce przymusowego, na przywilejach opartego, pionowego ustroju stanowo-korporacyjnego, wchodzi dobrowolny, demokratyczny poziomy ustrój stanowo-zawodowy. Zamiast poprzedniego, legalnego uprzywilejowania stanowego i przymusu zawodowego, panuje demokratyczna wolność wyboru zawodu, a w konsekwencji wolność należenia do pewnej grupy społecznej. Panuje u nas żywiołowy prąd w organizowaniu się w zespoły zawodowo-gospodarcze, który chroma i koszlawieje, ponieważ dla braku jasnego państwowego programu społeczno-gospodarczego nie ma ujścia w życiu publicznym. Np. projektowane przez Prem. Kozłowskiego organizowanie przez Państwo zawodowego ruchu robotniczego było wyrazem tej tendencji, aby usunąć chaos organizacyjny dołów i organizacje zawodowo-gospodarcze wpleść do życia publicznego. Dzisiaj nie może już być wątpliwości, że tej żywotnej i chaotycznie poszukującej ujścia prężności społecznej, ordynacja wyborcza musi otworzyć wrota publiczne. Silna władza w państwie może być oparta tylko na podmurowaniu z zorganizowanego społeczeństwa. Z koncentracją władzy u góry musi iść w parze koncentracja społeczeństwa u dołu, z silnym rządem – zrzeszone społeczeństwo, z zorganizowaną władzą – zorganizowane społeczeństwo i gospodarstwo. W celu zdrowego ustosunkowania się państwa i społeczeństwa, zanik demokracji politycznej winien znajdywać równoczesny ekwiwalent w rozwoju demokracji stanowo-zawodowej, zniechęcenie „obywatela” – w trosce „gospodarza”, bankructwo parlamentaryzmu politycznego – w renesansie parlamentaryzmu gospodarczego.

Próby powołania u nas parlamentaryzmu gospodarczego są liczne. W konstytucji marcowej art. 68 przewidywał utworzenie — Naczelnej Izby Gospodarczej. Przy władzach centralnych powstała prawie że inflacja różnych Rad o charakterze opiniodawczym. Rząd Wł. Grabskiego powołał do życia Tymczasową Naczelną Izbę Gospodarczą. Rząd K. Bartla projektował utworzenie Państwowej Rady Gospodarczej z działających przy Nim trzech Komisji opiniodawczych. Próby te zawiodły z kilku powodów. Ciała opiniodawcze dla specjalnych dziedzin gospodarczych zwykle reprezentują interesy zainteresowanych grup społecznych i przedstawiają swe opinie jednostronnie, pod kątem swych celów, a nie całości gospodarki narodowej. Opiniodawcze Rady ogólno-gospodarcze nie mają tego naturalnego impulsu działania, jakim jest świadomość twórczego własnego czynu. Przedkładane opinie nie zawsze są przez władze należycie rozważane. Na odwrót, władze spotykają się z potokiem werbalizmu lub z propozycjami fantastycznymi, albo mało obiektywnymi. Wreszcie parlamentaryzm gospodarczy nie może istnieć ze względów konkurencyjnych, obok parlamentaryzmu politycznego. Na arenie publicznej może pozostać jeden albo drugi, jakaś symbioza tych obu parlamentaryzmów jest niemożliwa. Albo Sejm jest reprezentacją polityczną społeczeństwa, albo zawodowo-gospodarczą. Blok był w Sejmie politycznym formacją przejściową do reprezentacji zawodowo-gospodarczej. Był, bo musiał być i partią i formacją zawodowo-gospodarczą, obejmującą większą własność ziemską i przemysłową, inteligencję zawodową, grupę włościańską, rzemieślniczą i robotniczą. Po skasowaniu reprezentacji politycznej, podwójna przejściowa rola Bloku po uchwaleniu Konstytucji została wypełniona i musi ustąpić miejsca pełnej, naturalnej reprezentacji zawodowo-gospodarczej.

Realizacja tego procesu dziejowego nie napotyka dzisiaj na wybitniejsze trudności, o ile ma się wolę urzeczywistnienia. Polska jest krajem rolniczo-przemysłowym, o dość prymitywnej, lecz jasnej strukturze gospodarczo-społecznej. Ze względu na wartość gospodarczą produkcji przemysłowej, siłę elementu miejskiego i konieczność uprzemysłowienia kraju, mimo przewagi rolniczej, równowaga między rolnictwem a przemysłem i pokrewnymi zawodami musi być utrzymana. W konsekwencji otrzymują w Sejmie równą ilość mandatów skrzydło rolnicze i przemysłowe. Centrum stanowić będzie reprezentacja inteligencji zawodowej, która wniesie czynnik kompromisu w sporach między rolnictwem a przemysłem, miastem a wsią, kapitałem a pracą. Sejm powinien liczyć co najmniej 300 posłów, z czego na rolnictwo przypada 40%, tj. 120 mandatów, na przemysł 40%, tj. 120 mandatów, a na inteligencję zawodową 20%, tj. 60 mandatów. Nie jest wskazaną zbyt gwałtowna redukcja liczby posłów do 260 – 270, co przewiduje projektowana ordynacja wyborcza. Zmniejsza bowiem ilość mandatów o 40%, gdy ludność od konstytucji marcowej wzrosła o 25%. Dlatego minimum liczby posłów należy ustalić na 300 osób.

Sejmowe skrzydło rolnicze dzieli się na 3 kurie. Kuria wielkiej i średniej własności powyżej 20 hektarów, posiada 30 mandatów, kuria drobnej własności 60 mandatów, a kuria pracowników rolnych 30 mandatów. Skrzydło przemysłowe dzieli się również na 3 kurie. Kuria większego przemysłu i handlu, obejmująca zakłady powyżej 20 pracowników, posiada 30 mandatów, kuria drobnego przemysłu, rzemiosła i handlu 45 mandatów, a kuria pracowników przemysłowo-handlowych 45 mandatów. Tak przedstawia się reprezentacja sejmowa w ogólnym, grubo szkicowanym przekroju społeczno-gospodarczym. Natomiast w przekroju terytorialnym następuje repartycja mandatów między poszczególne województwa, które tworzą okręgi wyborcze. Województwa dzielą się na kurie wyborcze, według wyżej ustalonego planu, a kurie na jednomandatowe obwody wyborcze. Na podstawie wyników spisu ludności z 1931 r., zależnie od ilości wyborców i jakości zawodów, następuje podział mandatów na województwa, a w obrębie województwa na poszczególne kurie i obwody wyborcze. Kandydatów na posłów wybiera kolegium wojewódzkie, liczące po 12 członków na każdy mandat, a złożone z reprezentantów samorządu terytorialnego, gospodarczego oraz ważniejszych korporacji prawno-publicznych, społecznych i kulturalnych. Przewodniczy kolegium Prezes sądu apelacyjnego, a w razie jego braku, Prezes sądu okręgowego siedziby województwa. Prawo zgłaszania kandydatury do kolegium ma każdy obywatel, którego kandydaturę popiera 50 wyborców obwodu wyborczego, w jakim pragnie ubiegać się o mandat. Kolegium wybiera równocześnie dwóch kandydatów na każdy mandat, a więc reprezentantów większości i mniejszości, zarysowanej w kolegium na tle zachowawczego lub radykalnego kierunku społecznego. Kandydaci na posłów idą do wyborów na podstawie przymiotników wyborczych, ustalonych w nowej Konstytucji. To podejście do reformy ordynacji wyborczej posiada duże prawdopodobieństwo, że uzyska w Sejmie nie zwyczajną, lecz konstytucyjną większość głosów.

Powyższa forma wyborów do Sejmu posiada liczne zalety społeczno-państwowe. Społeczeństwo polskie, które od wieków wykazuje brak zmysłu gospodarczego, zmusi do myślenia kategoriami gospodarczymi. Polska do XVI wieku była krajem gospodarczo kwitnącym. Odtąd podupada, ponieważ w państwie wziął górę zmysł polityki i egoizmu ziemiańsko-rolniczego. Polska, która na przestrzeni wieków w rozwoju gospodarczym stała się ogniwem pośrednim pomiędzy Zachodem a Wschodem, ulega niekorzystnemu zdystansowaniu i może zejść do roli prymitywnej kolonii. Dla zobrazowania tego niebezpieczeństwa wystarczy stan naszych dróg i upadek motoryzacji, idący tak daleko, że w ciągu ostatnich lat ilość samochodów zmniejszyła się u nas z 45 na 27 tysięcy, gdy Niemcy tylko w 1934 r. wyprodukowały 135 tysięcy, a Rosja 180 tysięcy samochodów. Siła polityczna państwa zawsze idzie w parze z jego siłą materialną. Dlatego dzisiaj najważniejszą racją stanu państwa jest racja chleba powszedniego, która gwałtownie się kurczy.

Nie bez słuszności podkreśla się, że Rząd nie posiada skrystalizowanego programu gospodarczego, tylko troskę o przetrwanie burzy gospodarczej. Głębokie różnice poglądów w Rządzie na najistotniejsze sprawy gospodarcze, ujawnione podczas ostatniej sesji sejmowej, zmuszają do tego rodzaju wniosku. Tymczasem to prolog burzy gospodarczej, rozpętanej na lat dziesiątki. Brak skrystalizowanego programu gospodarczego można łatwo wytłumaczyć brakiem odpowiedniego terenu do roztrząsania tych spraw w Sejmie politycznym, w którym wszystkie sprawy gospodarcze osądzane były z punktu widzenia partyjnego. Powołując do życia Sejm gospodarczy Rząd od razu zdobywa szeroką popularność, że stwarza sobie właściwą platformę, aby ze społeczeństwem naradzać się nad wyjściem z trudności gospodarczych. Zainteresowanie „szarego” obywatela obraca się głównie około zawodowego źródła jego chleba codziennego i na to nie ma rady, że w życiu ludzkim na pierwszym miejscu stoi pospolity chleb codzienny, a dopiero po nim chleb duchowy, kulturalny, społeczny i inny. Może to razić „pięknoduchów” dostatnio sytuowanych i lubujących się starym zwyczajem polskim w „czystej” polityce, lecz dla niej pozostanie jeszcze sporo miejsca w Senacie. Pora staje się coraz bardziej nagląca, aby wyjść z dotychczasowej anarchii życia gospodarczego na dole i wejść na drogę planowej, zorganizowanej gospodarki państwowej. Stała waluta jest naszym ostatnim bastionem ładu już nie gospodarczego, lecz wprost społecznego, a ten jest podmywany przez zagraniczne deprecjacje walutowe i restrykcje handlowe.

Sejm gospodarczy daleko więcej, niż Sejm polityczny, przywiąże masy do tej instytucji. Wśród warstw włościańskich i robotniczych znajdzie lepsze zrozumienie i przyjęcie fakt, że posiadają w Sejmie „rodowitych” delegatów, o wyraźnym obliczu społecznym, a nie przefasonowanych polityków, rozsianych po różnych partiach, którzy zatracili kontakt z życiem. Społeczeństwo z większą ulgą i nadzieją znosić będzie nędzę gospodarczą, widząc w Sejmie obrady gospodarzy, a nie polityków. Nowy Sejm posiadać będzie nastawienie więcej produkcyjne, aniżeli Sejm polityczny, który ze względu na sympatie wyborców musiał posługiwać się demagogią konsumpcyjną. Posłowie staną się faktycznymi pośrednikami pomiędzy górą rządzącą, a dołem społecznym. Zamiast agitacji, opartej na programach partyjnych, wyprutych już z wszelkiej treści, posłowie będą przemawiać zrozumiałym językiem do określonych i zorganizowanych środowisk. Partie polityczne bez przymusu administracyjnego umrą naturalną śmiercią, ponieważ ich programy polityczne z trudnością będą się mogły zmieścić w zawodowych formach kurialnych. Życie publiczne zyska bardziej czystą niż dotychczas atmosferę, kiedy łakomstwo gospodarcze ubiera się w szatę polityczną, a łakomstwo polityczne karmi się subwencją gospodarczą. Nastąpi pewna w granicach możliwości destylacja życia publicznego przez skierowanie spraw gospodarczych do Sejmu, a politycznych do Senatu. Nie zachodzi obawa, że przy systemie kurialnym, stan polskiego posiadania w reprezentacji sejmowej ulegnie zmniejszeniu. Natomiast system kurialny przyniesie pewne złagodzenie zagadnień narodowościowych, „uziemniając” sprawami życiowymi elektryczność polityczną. Reprezentacje mniejszości utracą platformę polityczną na rzecz gospodarczej, a chłop, robotnik, czy zawodowiec ukraiński, białoruski lub niemiecki, bez pośrednictwa zawodowych polityków prędzej znajdą we wspólnej kurii wspólny język z identycznym stanem polskim, co lepiej scementuje Rzeczpospolitą.

Parlamentaryzm gospodarczy bynajmniej nie obniży poziomu Sejmu. Gdy Sejm współczesny z powodu obłudy politycznej stracił autorytet w społeczeństwie, to jego autorytet może podnieść tylko wejście rozsądnych gospodarzy. Na straży tego rozsądku staną kolegia, a właściwie sejmiki wojewódzkie doborowo wybrane i wybierające na szerokiej płaszczyźnie terytorialnej doborowych ludzi we własnym interesie. Tak samo w interesie samych stanów i wyborców będzie leżeć, aby do ciała ustawodawczego wysyłać nie demagogicznych agitatorów, lecz rozumnych rzeczoznawców. Każdy rozumny rzeczoznawca również w sprawach pozagospodarczych w Sejmie wniesie zawsze więcej doświadczenia i rozsądku, aniżeli omnibus poselski, operujący tylko zapasem wyświechtanych frazesów. Demagogia gospodarcza, bez obłudy politycznej, współcześnie jest mało niebezpieczna, kiedy kryzys gospodarczy przyniósł duże na tym polu otrzeźwienie umysłów. Demagogia gospodarcza jednej kurii od razu na forum publicznym spotka się z jasną, bo na cyfrach statystycznych opartą, repliką innej kurii. Elementem kompromisu w skrzydle przemysłowym i rolniczym będzie kuria drobnej własności, jednocząca własny kapitał i własną pracę. Nad sporami i walkami dominować będzie w Sejmie głos inteligencji zawodowej, która jest decydującym elementem państwowo-twórczym. Polska posiada specyficzną strukturę społeczną, że nie drobnomieszczaństwo jak w krajach zachodnich, lecz inteligencja pracująca jest decydującym rozjemcą między warstwami proletariatu robotniczo-włościańskiego, a warsztatami posiadającymi. W tym trójkącie inteligencja musi sobie dokładnie zdawać sprawę ze swej pozycji socjalnej, wznieść się na właściwy poziom „oświeconego” rozjemcy oraz posiadać władne środki dyspozycji gospodarczej i politycznej, spełniające rolę piorunochronów społecznych. Ta technika i konfiguracja społeczna utrwali nasz ustrój społeczny, zapewniając mu elastyczność przez umiejętne przesuwanie równoważnika na przenośni społecznej między sprzecznościami pracy i kapitału, konserwatyzmem i radykalizmem, „prawicą” i „lewicą”.

Przy powyższej konfiguracji nie ma obawy, aby zaostrzyły się sprzeczności klasowe. One zawsze istnieją w społeczeństwie, więc lepiej, aby się ścierały jawnie, aniżeli drzemały podniecane w sposób utajony. Współczesny kryzys jest najlepszą lekcją przymusowego solidaryzmu społecznego, że dobrobyt jednych warstw jest uzależniony od dobrobytu pozostałych. W ramach tego solidaryzmu, Sejm stanie się platformą, gdzie bez przymieszki politycznej łatwiej się porozumie pracodawca i pracobiorca, przemysłowiec i rolnik, producent i konsument itd. Z tych walk i kompromisów będzie się wykuwał jaśniejszy program gospodarczy, obejmujący całość gospodarki narodowej. W ten sposób ordynacja wyborcza automatycznie, bez przymusu przestawi zwrotnicę myślową społeczeństwa z przeżytej organizacji politycznej na żywotną organizację społeczno-gospodarczą. Sejm gospodarczy automatycznie odrzuci do lamusa historycznego fikcję „woli ludu”, której większość tradycyjnie aspiruje do rządów, a w konsekwencji wzrośnie nie konstytucyjnie, lecz obyczajowo swoboda Prezydenta w doborze Rządu. Naturalnie ordynacja wyborcza będzie zasadniczą ustawą ramową, za którą musi iść rozważne organizowanie życia gospodarczego i społecznego na dołach. Ta organizacja ustrojowa dołów musi brać w rachubę wady i walory społeczeństwa polskiego, jego instytucje przeżyte i budzące się do życia, jego siłę tradycji narodowej i zmysł prawdziwej demokracji, która łaknie tolerancyjnej myśli i publicznej współpracy wszystkich obywateli. Jak życie w wielu dziedzinach gospodarczych i społecznych powraca do form pozornie przebrzmiałych, tak samo w dziedzinie politycznej wybory do Sejmu, nie co do treści, lecz co do formy, wykazują pewien powrót do instytucji pierwszej Rzeczypospolitej, że Sejmiki wojewódzkie mają wybierać wprawdzie nie posłów, lecz kandydatów na posłów do Sejmu Walnego. Wreszcie ta forma wyborów do Sejmu nada inną zupełnie fizjognomię Sejmowi, a inną Senatowi, gdy w rzeczywistości według starej ordynacji wyborczej, jak i według projektowanej nowej, Senat jest mniej lub więcej reprodukcją Sejmu. Będzie to przepuszczenie spraw Rzeczypospolitej przez dwa więcej odmienne filtry społeczne, na czym tylko zyska jakość pracy ustawodawczej.

Przy wyborach do Senatu należy pójść po linii elitarnej, proponowanej przez projektowaną ordynację wyborczą. Istota zagadnienia leży nie w fakcie tworzenia elity, bo ta samorodnie wyrabia się w każdym społeczeństwie, które wyszło ze stanu pierwotności, lecz we wprowadzeniu nowego, właściwego kryterium elity publicznej, tj. w miejsce przeżytej partyjno-politycznej, nowej elity społecznej. Z powszechnym dzisiaj postulatem służby społecznej, musi iść w parze określenie zasługi społecznej, z określeniem zasługi tworzenie grupy osób zasłużonych, a w konsekwencji przyznanie tej grupie większego wpływu na bieg spraw publicznych. Z tego stanowiska musi budzić zastrzeżenie, czy samo posiadanie średniego cenzusu naukowego bez żadnej zasługi uzasadnia przynależność do elitarnego grona społecznego, jak to przewiduje projektowana ordynacja wyborcza. Ukończenie zakładu naukowego zależy od splotu wielu przyjaznych okoliczności życiowych, mało będących zasługą absolwenta i jest tylko lepszą odskocznią do służby społeczno-publicznej, którą dopiero należy odbyć, aby zdobyć sobie tytuł zasłużonego obywatela. Z tego powodu, jako kryterium zasługi społecznej może wchodzić posiadanie odznaczeń wojskowych i cywilnych, piastowanie wyższych godności państwowych, zasiadanie w zarządzie ważniejszych korporacji społecznych i kulturalnych, sprawowanie dwukrotne co najmniej 5-letniego mandatu z wyboru w samorządzie społecznym, wybitniejsza służba w każdej bez wyjątku pracy zawodowej, a wreszcie wybitniejsze zasługi w pozostałej służbie społecznej, zakwalifikowane przez doborowe kolegia obywatelskie. Słowem proces elitaryzacji powinien odbywać się samorodnie, jako naturalna i cenna dla państwa podnieta do pracy publicznej, oparta w granicach możliwości na obiektywnych warunkach z góry określonych, a nie na subiektywnych decyzjach nominacyjnych.

Wchodząc na drogę elitarnej elekcji senatorów, należy zachować konsekwencję, że elita będzie rzeczywiście śmietanką społeczną, którą nie należy już przepuszczać przez filtr dwustopniowych wyborów, jak tego pragnie projektowana ordynacja wyborcza. Asekuracja taka stoi w małej zgodzie z godnością samej elity, a po wtóre elitarno-gospodarczy skład Sejmu, słabsza od Sejmu pozycja Senatu i obecność 1/3 nominatów Prezydenta, asekurację tę czynią zbędną. Z takiego procesu elitaryzacji wychodzący elekci niezawodnie wniosą do Senatu najlepsze poczucie obowiązku publicznego i największe przygotowanie do zorientowania się w najsubtelniejszych zagadnieniach państwowych. Gdy w Sejmie, co bez złudzeń trzeba stwierdzić, główna treść debat będzie się obracać koło zagadnień życia materialnego, to Senat musi posiadać szeroki światopogląd na misję historyczną Rzeczypospolitej, reprezentować ciągłość myśli państwowej i wyrabiać sobie umiejętną wnikliwość w układ wewnętrznych stosunków społecznych. W żywym społeczeństwie na potężnej siatce organizacyjnej, układają się różne warstwy i grupy, o różnych potrzebach i podnietach materialnych, o odmiennych pojęciach, instynktach, zwyczajach i aspiracjach, co znajduje pulsujący wyraz w prasie, zgromadzeniach, wyborach, manifestacjach. Naturalnie, że w tych warunkach nie można nawet myśleć o usunięciu z życia publicznego polityki, jako umiejętności regulowania życia ludzkiego, lecz można tej umiejętności nadać właściwą formę i treść. Walka polityczna o ustrój współżycia pozostanie i musi pozostać, ponieważ jest destylacją życia publicznego i laboratorium, w którym dokonuje się filtrowanie i przetasowanie kart społecznych – lecz tej walce należy nadać zdrowe formy i właściwe wentyle. Zarówno w Sejmie, jak i w Senacie pozostaną zatem różne kierunki ideowe: zachowawcze, postępowe i radykalne. Natomiast reforma powyższa polega na większej przymusowej uczciwości ciał reprezentacyjnych, że Sejm będzie reprezentował więcej myśl gospodarczą bez obłudy politycznej, a Senat myśl polityczną bez obłudy gospodarczej.

Więcej niż kiedykolwiek staje się aktualny apel, rzucony przez Marszałka w mowie z dnia 11 stycznia 1920 r.: „Swoboda, jeżeli ma dać siłę, musi jednoczyć, musi łączyć, musi rękę sąsiadom i przeciwnikom podawać, musi umieć godzić sprzeczności, a nie tylko przy swoim się upierać. Z takiej jedynie ustępliwości wzajemnej, z takiego jedynie poszanowania wzajemnego, z takiej jedynie umiejętności podawania do wspólnej pracy dłoni wszystkim, wypływa moc wielka w chwilach trudnych i w chwilach kryzysów państwowych”. W trudnej chwili dzisiejszej moc państwową, którą daje nowa Konstytucja, trzeba podeprzeć mocą gospodarczo-społeczną, a tę wyzwolić musi ordynacja wyborcza do ciał ustawodawczych. Nie Polska biurokratyczna, lecz Polska gospodarcza i gospodarna musi być celem nowej ordynacji.

 

Najnowsze artykuły