Artykuł
O zbawieniu Polski przez okrzyknienie króla. Projekt podany marszałkowi sejmowemu 20 sierpnia 1831 r.

Słabość Rządu przyczyną naszych niepowodzeń. — Skład Rządu Narodo­wego.— Pomyślność wojny od dobrego i mocnego Rządu zależy.— Narody przez Rządy tylko swoje wchodzą w związki wzajemne. — Sejm uchwalił Rząd Monarchiczno-Konstytucyjny, detronizował Mikołaja, a tron zostawił próżny. — Tymczasowość nas gubi. — Obierzmy Króla. — Król Konstytucyjny reprezentuje wolę, cześć, powagę, wielkość Narodu. — Gdzież Króla mamy szukać. — Mamy żebrać u obcych, Książęcia im niepotrzebnego. — Gdzież jest ten Polak godny korony. — Zarys zasług Księcia Adama. — Niech Sejm Ojczyznę dziś ratuje; jutro będzie za późno.

 

Zapatrując się z daleka i w cichości na sprawę naszą, na piękne czyny, na wielkie poświęcenie się, na wielkie na­dzieje; rozbierając z drugiej strony niebezpieczeństwa, od nieprzyjaciela, a większe od niepewności, niestatku i nieładu wewnątrz, trafiłem na myśl, którą dotąd u siebie chowałem, która dawniej może by była (gdyby pochwalona i przyjęta) ochroniła nas od niniejszego naszego położenia, która dziś, jeśli pochwalona i przyjęta zostanie, mogłaby tym bardziej stać się konieczną, i może jedynie zbawienną.

Główną przyczyną naszych niepowodzeń, była słabość i niestateczność Rządu i cały tok sprawy naszej, noszący cechę tymczasowości.

Dwa mamy środki zbawienia: wojna z Moskwą, i pomoc zewnętrzna bądź czynna, bądź przynajmniej neutralność.

Obaczmy, jaki organizacja nasza wewnętrzna miała wpływ, na te dwie sprężyny powodzeń, na Wojnę i na Dyplomację. Po wygnaniu Moskali, Sejm całą i wszelką władzę zagar­nął i biorąc rzeczy w gruncie, dotąd je sam piastuje. Rada Administracyjna, Dyktatura, Rząd tymczasowy, Rząd narodowy – wszystko to niby zastępowało Rząd, a w isto­cie zależało od Sejmu i było tylko chwilowymi delegacjami jego. A ostatnie i najważniejsze decyzje w Sejmie się kon­centrowały.

Że Sejmy nigdy władzy wykonawczej piastować nie mogły, ani dla dobra działań narodowych, ani dla dobra wolności, przekonywają o tym i teoria, i dzieje, i nasze dzisiejsze do­świadczenie. Stało się jednak, że Sejm z natury swojej pra­wodawczej i ze składu swojego mnogiego, najniezdatniejszy do zarządu, w cichych chwilach, u nas, w dniach największych wysiłków, w potrzebach największej energii, uwodził się marzeniem, że wszystkiemu wydoła.

Tak jest niestety! Najbezpieczniej się nam, najpiękniej zdawało, samym w Sejmie, wobec świata, radzić i działać, a marom Rządu, któryśmy stanowili, ledwieśmy cień władzy dawali, bez mocy, bez trwałości, nawet bez jedności. Otóż te Rządy słabe najzgubniejszy miały wpływ, na dwie jedy­ne sprężyny pomyślności, na Wojnę i na Dyplomację.

Że pomyślność wojny od dobrego i mocnego Rządu zale­ży, któż zaprzeczy? – Od niego zapasy materialne, od niego jedność ducha, jędrność komendy, od niego nawet utrzyma­nie entuzjazmu zależy. U nas przez słabość Rządu wszystko się rozchwiało. – Skarb, magazyny, intendentura, dowódz­two, plany wojenne, duch wojska, wszystko przyjęło cechę rządu słabego, niepewnego, chwilowego, sejmikującego. – Sejmiki nawet do obozu zaprowadzono! Sejm z całą potęgą swoją patrzał na to, radził, i nic nie zaradził, chcąc nawet zaradzić zepsuł. Tak dalece, zgromadzenie obradujące, mimo najlepszych chęci niezdatne jest do zarządu.

Rząd Narodowy złożony był z 5 członków a z trzech partii, Sejm uznał to za rękojmię sprawy naszej. Słyszano głos na Sejmie. „Nie ma jedności w rządzie? Tym lepiej dla nas”. Te słowa reprezentanta Narodu, całą złą stronę naszej rewolucji wyjawiają.

Wódz naczelny mianowany był od Sejmu i zupełnie niezależnym był od Rządu. Wódz układał plan, którego warun­kom Rząd za dosyć nie mógł uczynić. Rząd zalecał wodzowi jędrne popieranie działań wojennych; wódz odpowiedział, że Rząd nie ma nic do wojny: Prezes Rządu błagał, przekła­dał, że oręż tylko nas zbawić może; wódz odpowiedział: niechaj Dyplomacją nas zbawia. – Sejm, Rząd, Lud, powsta­wali na wodza; tymczasem wódz naczelny, rozjątrzony i zniechęcony, zostawał przy swej władzy, a Rząd przy swojej niedołężności. – Rzeczy stagnować zaczęły, lud poznał niejedność Sejmu, Rządu i Wodza, mieszać nie zaczął i szemrać. Wreszcie wszystko straciło powagę i władzy nigdzie nie było, w Sejmie nawet. – Kto ją znalazł na ulicy? Wiadomo.

Co do relacji naszych dyplomatycznych, słabość Rządu widoczniej jeszcze złe skutki ściągnęła. Sprawa nasza wzbu­dziła sympatią narodów. Lecz narody przez rządy tylko swoje wchodzą w związki wzajemne i działają. A rządy są zimne; rozważają, rachują i patrzą na przyszłość. Rządy są dumne, i z równym tylko, z tym tylko, kto ma powagę, siłę i trwa­łość, rade obcują. Zwycięstwa nasze zwróciły ich oko, lecz patrzały na nie raczej, jak na dzieło entuzjazmu, jak na chwilowe wysiłki. Nie upatrywano w nich silnej władzy rządu, a zatem rękojmi trwałości. Rządy rewolucji się oba­wiają, a u nas z wysokiego stanowiska ogłaszano świętość groźnej socjalnej rewolucji. Cóż więc w takim składzie rzeczy więcej nam dać mogły nad neutralność? Jak mogły uznawać niepodległość naszą, gdy u nas wewnątrz nie widziały koniecznego jej warunku, mocnego Rządu? – Ta słabość Rządu, te jego częste zmiany, to zatrzymywanie władzy wykonawczej przy Sejmie, pomimo znacznych powodzeń nadały naszej sprawie cechę tymczasowości i wahania się; a ta tymczaso­wość, to wahanie się wielce osłabiły ducha, wewnątrz i zewnątrz zaszkodziły.

Sejm uchwalił Rząd Monarchiczno-Konstytucyjny, ale w praktyce wcale się z tym nie wyjawiał, mianował nawet członkiem rządu osobę, która, słowem, pismem i czynem, głośno obstawała za formą republikańską. Sejm detronizował Mikołaja, a tron zostawił próżny, bez myśli nadal, komu go odda. Europa robi domysły, niepewna, aż do ostateczności, czy na nim znowu Mikołaj, czy Jakobinizm zasiądzie.

Wreszcie wypadek 15 sierpnia dowiódł, żeśmy fałszywą postępowali drogą. Skoro ten wieniec moskiewski, który opasuje stolicę rozerwie się, skoro wiadomość o tych wy­padkach przedrze się do Europy, kto wie, co się stanie. Postawa nasza dzisiejsza najzgubniejsze skutki pociągnie. Nowy kształt rządu, nowe osoby, uderzą umysły; nieprzy­jazne nam rządy podniosą głowę, przyjazne opuszczą ręce.

Tymczasowość nas tymczasowymi robiła. Gubiła nas i zgubi. – Wyjść z tymczasowości jedynym było ratunkiem, i dziś nawet ratunkiem być może jeszcze.

Trzeba ukonstytuować się w naród. Trzeba rozwinąć wszy­stkie trwałości elementy. Zaprowadźmy w tej chwili jeszcze zupełny rząd Konstytucyjno-Monarchiczny. Obierzmy Króla.

Du sublime au ridicule il n’y a qu’un pas [od wzniosłości do śmieszności tylko jeden krok]. Nie trwóżmy się tym jak dzieci, lub dla oka tylko działający. Świat zna nasze ofiary, nasze wysiłki, nasze zwycięstwa, naszą rozpacz i kroku naszego w śmiech nie obróci. Zapłakać jeszcze mogą gorzko wrogi nasze.

Króla? Któż ma go obierać? Kto prawnie może? Łatwa odpowiedź: ten, kto przeszłego zrzucił z tronu. Sejm uznał rewolucję, Mikołaja detronizował, Rząd Konstytucyjny przyjął, dokonał co tylko najwyższa nieograniczona władza może, a nie śmiałby, nie miałby mandatu wykonać własnych postanowień, Króla obrać? Do wszystkich działań owych przystąpił w dawnym Mikołajowskim składzie, i cały naród i świat poklaskiwał jego uchwałom; dziś jest daleko powa­żniejszym nawet – reprezentanci Litwy i Rusi zasiadają na jego ławach.

Wszystko woła o ustalenie, a ustalić sprawy naszej nie możemy bez Króla. Ten krok zamknie na zawsze wrota jawnym partiom i cichym knowaniom. Zrobi główny i jawny przytułek niepewnej opinii publicznej; zmartwiałe nie­pewnością umysły w kraju zwróci ku czynnej pomocy ojczyźnie; objawi i umocni władzę, i indywidualność Polski okaże Europie.

Tak jest! Bądźmy zupełnym narodem, próbujmy wszelkich rękojmi niepodległości, obierzmy Króla. Nie zostawmy tym krokiem innego już starania tylko wojnę. Nie dajmy Europie innej troski o nas, tylko pomoc do zwycięstwa, innej alternatywy, tylko chwałę, że wsparła, lub hańbę, że opuściła naród, który wszystko zrobił dla niepodległości, dla pokoju, dla wolności może Europy. Król konstytucyjny jest także reprezentantem narodu. Reprezentuje jego wolę, jego cześć, jego potęgę, jego wielkość. Majestat Państwa jaśnieje na jego czole, miecz władzy błyska w jego ręku, obłok chwały narodowej otacza go. Moralna istota, Naród, wcielona jest w swoim Królu. Mamy się ociągać, mamy w rodzinie europejskiej nie posadzić reprezentanta naszego? Cóż by było z Francją, gdyby Rewolucja Lipcowa nie ustaliła formy Rządu szybkim acz nielegalnym może obiorem Króla?

Gdzież Króla mamy szukać, gdzie go znaleźć?

Ponieważ Król konstytucyjny jest także reprezentantem narodu, ponieważ pomimo ograniczeń konstytucyjnych, które tron mają jego otaczać, zostaje jeszcze wielka, cicha, moralna władza w jego ręku, uważam przeto być wielkim błędem, na czele potężnego i silnym uczuciem narodowości dźwigniętego narodu sadowić cudzoziemca. Ufać w narodowość, w Palladium nasze, a źródło jej główne, zatruwać cudzoziemszczyzną.

Historia nasza woła przeciw temu. Polska pod Niemcami znikczemniała. Francuz niechętnie przebywał i uciekł do milszej sobie ojczyzny. Szwecja z królami swymi i z nadziejami przybytku, wojny nam i klęski dała. Nasze to nas Bolesławy na nogach postawiły, wyrwał nas z paszczy cudzoziemców nasz Łokietek, błogosławimy Kazimierzowi, kochamy bratni sąsiedni przywiązany ród Jagiełłów, bo Bóg Polaków i Litwinów na braci przeznaczył. Sobieski w klęskach jeszcze nas pociesza. Słaby, płochy, biedny, nieumiejący pokazać się nawet w obozie Stanisław August, jakąż przecie Polskę zastał, a jaką ją nikczemnie zostawił? Jest w królu narodowym tajemna siła, której geniusz nawet cudzoziemski przyswoić nie potrafi.

Cudzoziemcom mamy się kłaniać? Nosząc się z koroną, krwawego zarobku, od progu do progu żebrać o króla? Znosić odmowy Belgii lub Grecji? Mamy żebrać u obcych, książęcia im niepotrzebnego, niepewnych cnót, chęci i za­miarów, bez narodowości, bez historii, bez znajomości kraju, bez języka, który by tu przyjeżdżał ze wstrętem, i za pierwszym niebezpieczeństwem, z radością może uciekał? Mamy żebrać u Europy króla, gdy ta na nas patrzy, jak na jaki piękny dramat, i czeka końca, aby zapłakać, i zapomnieć? – Europa nam jednego karabinu nie dała, żołnierza nie dała, słowa ratunku nie dała. Nie czekajmy od niej króla. Kończmy tak, jak nam Bóg zacząć i dotąd działać pozwala. Z siebie miejmy wszystko. Ubodzy lecz waleczni, z żelaza, z którego nasze kosy wojenne i lance naszych ułanów, ukujmy koronę, i tą koroną skroń jaką polską, piękną już laurem obywatelskim, odziejmy.

Zarzucić można zapewne, że tego bez Europy uczynić nie możemy. Że ofiarą korony uzyskać pomoc zdołamy i przy­mierze jakiego mocarstwa. Związki familijne tak wątłe są w polityce, że trzeba być nieukiem w historii aby na nich polegać. Mieczem, Rządem, zgodą, postawą mocną, tym związki kojarzą się i trwają. Braterskie, ojcowskie uczucia wykreślone z Dyplomacji.

Nie wyglądajmy Króla od sąsiadów, nie wiążmy się z fał­szywą osobistą chwilową narodu jakiego polityką! Europa nie jest spokojną: Austria i Prusy nie przedstawiają trwałości. Germania, sławna Germania, nie istnieje, tylko w duszy, w słowie! Słowo to wkrótce wcielić się musi, wkrótce może się zacznie wielki dramat. Wejdźmy do niego z swoim własnym, narodowym, a nie z pożyczanym, z cu­dzym, z familijnym interesem. Jakkolwiek bądź, interesem i nawet Europy, szczególnie Anglii i Francji jest widzieć Polskę potężną: dynastia narodowa, polska, nie wzniecająca podejrzeń, nie rozdmuchująca wojny, najlepiej odpowie ich widokom.

Gdzież jest ten Polak godny korony? Spojrzyjmy po sobie. Jest kto sumienny, który by szukając pośród nas króla konstytucyjnego, nie wskazał na Prezesa byłego rządu narodowego? Pytajmy nawet nieprzyjaciół jego, kto godniejszym jest tego od Księcia Adama?

Jednakże piękny, stateczny i niczym niezachwiany patrio­tyzm Księcia Adama nie jest w całej rozciągłości i z gruntu u nas znanym. Panowanie Francuzów, równie jak panowanie W. Księcia były tego przeszkodą. Księgę osobną trzeba by pisać, wiele nieznanych i autentycznych aktów trzeba by ogłaszać, trzeba by pisać czterdziestoletnią Polski historię, aby na tym tle wiernie i rzetelnie wyjawić można charakter stateczny i wyniosłą duszę tego obywatela, na zaszczyt Polaka, na zaszczyt serca ludzkiego.

Trudno zataić, iż z niejakim wstrętem przychodziłoby występować z panegirykiem jednej osoby, gdy cały kraj w niebezpieczeństwie, gdy nieprzyjaciel otacza stolicę. – Ale wielbić cnoty obywatela, jest to podnosić ducha; bać się je głośno wyznawać, jest krzywdą publicznej rzeczy, która utrzymuje się cnotami szczególnych osób.

Kiedy upadła Polska, ratować jej byt usilnością stało się to w życiu Księcia Adama i jedynym celem, zatwierdzonym niejako cichą przysięgą sumienia. Patrioci rozbiegli się po całej Europie, podług swoich widoków. Każda droga była święta, skoro chęci i cel ją uwieńczały. Legiony poszły się wsławiać i sławą utrzymywać imię Polski i prawo do ojczyzny. Książę Czartoryski innej chwycił się drogi. Ci co nas rozszarpali, otaczali nas dokoła. Pomoc Europy niepewną, niepodobną prawie była. Skutek okazał, że nawet geniusz Napoleona Polski nie mógł przywrócić. Śmiały to był krok, na dworze najzaciętszych naszych nieprzyjaciół, szukać nadziei odrodzenia Polski. Dusza tylko mocna przedsięwziąć go mogła i z doświadczenia wyjść nieskażoną. Obszerność Państwa, niezawisłość jego od Polski, sam przesąd despotyczny, a wkrótce młodość i filantropijne zamiary Cesarza Aleksandra, dawały jakąś nadzieję. Kilkanaście lat wygnaniec szukający swojej Ojczyzny przepędził na dworze petersburskim, jako Polak, jako niemający innego celu w życiu tylko Ojczyznę, jawnie to przed Cesarzem wyznający i za Polaka jedynie przez Cesarza miany. – Aleksander uległ jego wpływowi i odrodzenie Polski zaczęło zajmować myśli jego. Tymczasem Książę Adam rzucał nasiona odrodzenia się trwałe, niezależne od łaski i woli Carów. Podniósł silnie edukację narodową na obszernych dziedzinach Litwy i Rusi. Wiedział, że lud oświecony, prędzej czy później, odzyskać musi swe prawa i najtroskliwiej pielęgnował nowe pokolenie wolnych Polaków. Jest to cicha zasługa, ale któż nie czuje całej jej wagi i skutków nie widzi? – Żmudź, Litwa, Ukraina, Wołyń, Podole, świadczą dziś, jak i na co dzieci ich wychowane były. – Lecz z drugiej strony i bezpośrednie starania nie zostały daremne. Wyznajmy prawdę, Legiony i Napoleon wskrzesiły Księstwo Warszawskie, Księciu Adamo­wi i Cesarzowi Aleksandrowi winniśmy Królestwo Polskie, winniśmy jedną sposobność przygotowania się do dzisiejszego odrodzenia. – Nie oszukujmy się. Kto czytał akta Kongresu Wiedeńskiego, ten przyświadczy temu twierdzeniu. Kró­lestwo Polskie nie odpowiadało zapewne nadziejom Księcia Adama. Aleksander się zmienił, lecz nie patriotyzm Księcia.

Za panowania Wielkiego Księcia, gdy częsty wóz pogrzebny czcigodnych samobójców przejeżdżał ulice Warszawy i milczącą na serca rzucał trwogę, kto śmiało skargę przed jedyny Trybunał, przed brata zanosił, brata, przed bratem despotą, obwiniał, list nieszczęśliwego i drogiego sercom polskim Wilczka przed Cesarzem składał. Próżne, lecz nie­mniej szlachetne były zabiegi. Wreszcie Książę Adam usu­nął się od interesów publicznych. Stał się środkiem cichej opozycji, nie partii przeciw Rządowi, ale już Polski przeciw Rosji – a Puławy miejscem zakazanym. Wrzał tymczasem patriotyzm, a tyrania czuwała nad nim. Wytoczyła się sławna sprawa narodowa. Niebezpieczeństwo groziło. Zwołany Sąd Sejmowy. Przypomnijmy, kto był świadkiem, gdy niespodziewanie na pierwszej sesji Senatu ujrzano wchodzącego do sali Księcia Adama, którego rozumiano być nad brzegami Rodanu. Szmer radości w ustach, nadzieja zajaśniała w sercach. Prawy Obywatel, pospieszył do ojczy­zny być wzorem śmiałości w tej ważnej chwili i cały ciężar odpowiedzialności na siebie przyjąć. – Przypomnijmy, że Książę Adam nie bał się w Senacie przypomnieć, że Cesarz Aleksander rozbiór Polski uważał za czyn niegodziwy. Przypomnijmy jego śmiały głos nad grobem Bielińskiego i Wo­ronicza. Ojczyzna gorzała w jego sercu, a usta nie lękały się objawiać. Były to pierwsze symptomaty bliskiej rewolucji.

Oto główniejsze zarysy zasług Księcia Adama przed rewolucją. Omijamy cnoty domowe, opuszczamy pielęgnowanie wszelkich zabytków narodowości, zamilczamy o tylu Pola­kach staraniem Księcia Adama wróconych z więzień austriac­kich i z pustyń syberyjskich, końca by temu nie było. W rewolucji jest wzorem czystego patriotyzmu i wzorem czystych poświęceń; nie tajmy i tego, że śmiałe i czynne przystąpienie jego do rewolucji przyczyniło się wiele do ośmielenia innych.

Każdy był pewny widząc go w powstaniu, że tam jest Ojczyzna.

Charakter Księcia Adama łagodny, niepoczynający bez roz­wagi i nie mogący nic działać, gdzie bez prawości działać nie można, dał powód do niesprawiedliwszego zarzutu, że jest słabym. Nie jest zaiste słabego charakteru ten, kto przez rozliczne koleje życia, ani na chwilę z drogi nie zboczył, ani się w swoich postanowieniach zachwiał; lecz rola Napo­leona albo Cromwella nie jest ani w jego naturze, ani w jego położeniu.

Nie ukrywajmy: Książ Adam miał i ma niechętnych, któ­rzy systematycznie podkopują jego wziętość lub którzy ślepo idą za drugimi. Rewolucja obudziła wszystkie miłości własne.  Ćmili się ci Pigmeje obywatelstwa przy poważ­nej sławie Księcia Adama. Działali przeciw niej. Inni milczeniem swoim jej szkodzili. A tych dwa były rodzaje. Ci co chcieli wkrótce widzieć swoje górne losy, i ci co nie chcieli przeniewierzyć ust, gotowych za każdym razem do całowania ręki Mikołaja. Książę Adam wedle zasług i cnót swoich, nie uzyskał popularności. Dawniej tyrania, dziś swawola przeciw niej były. – Byli na koniec i tacy, co w tym usposo­bieniu umysłów bali się otwarciem zdania swego uchodzić za pochlebców, najszlachetniejsi, lecz nie mniej przeto nieszczerzy.

Skład rządu narodowego i jego ciasna władza rzuciły cechę swoją na jego Prezesa. Książę Adam wystawiał w rządzie tę opinię, że rewolucja nasza jest powstaniem narodowym, że my dziś dobijamy się jedynie o niepodległość, i że temu je­dynie celowi wszystko poświęcić należy. – Niestety! Znalazły się w rządzie dwie inne partie, tak że Prezes we wszystkich innych stanowczych przedsięwzięciach zawsze prawie był w mniejszości. Kilkakrotnie chciał Książę Adam wyjść z tego fałszywego położenia, lecz uległ naleganiom kolegów, obawom scysji, i wreszcie w chylącej się sprawie naszej nie widział po temu pory.

Wracam do rzeczy: Król nas dziś jeszcze ocalić może. Ja kreskę mą daję za Księciem Adamem. Za nim mówi ród starożytny i zasłużony w kraju, i za nim krew Jagiellońska, najlepszych królów naszych, pamiętnych unią Litwy; za nim mówi ojciec, który korony przyjąć nie chciał. Za nim jego wielkie cnoty i zasługi obywatelskie, i znaczenie mogą­ce być rękojmią za granicą naszych czystych zamiarów. – Stawcie mi godniejszego Kandydata, za nim będę. Ale wołani ustalmy sprawę naszą, obierzmy Króla.

Myśl ta opanowała mnie, gdy się toczyła sprawa reformy Rządu. Z upadkiem jej nie śmiałem się przed nikim z moim projektem objawiać, lecz dziś nową do tego czuję pobudkę, nowe poparcie moich myśli, gdyśmy stanęli w ostateczności, gdy wszelkich sposobów do dźwignięcia się użyć należy, gdy wojsko może opuścić stolicę.

Że dziś podawany przeze mnie środek, tym naglejszy, tym zbawienniejszy będzie, na następujących opieram pobudkach.

1° Noc 15 sierpnia zagroziła wojną domową a przynaj­mniej zaburzeniami, które mogą sprawić upadek ducha; ducha, który nas jeden utrzymywał. Sejm uległ naglącej potrzebie gdy dawniej nie chciał rozwadze. Postanowił Rząd mocniejszy, ale zawsze tymczasowy.

Lecz Sejm niech pamięta, że mogą zajść okoliczności, w których łatwo i nagle straci moc stanowienia i znoszenia rządów, niech pospiesza postanowić taki, do którego zmiany sam dobrowolnie i ufnie zrzeknie się prawa.

2° Zaburzenia domowe nadwątlą w Europie dobre mnie­manie o nas. Tego przynajmniej niech nam nie odmawia. Książę Adam i jego zasady znane są za granicą. Nie możemy dać lepszej rękojmi naszych czystych zamiarów, jak powie­rzając najwyższą władzę tak szlachetnym rękom. Można się łudzić, lecz my bez pomocy Europy, choćby nawet biernej, utrzymać się nie zdołamy.

3° Według wszelkiego podobieństwa armia oddalić się musi z Warszawy. Bez stanowczego zwycięstwa, dziś lub jutro, nie pozostaje nam inna droga zbawienia. Sejm nie może się udać za armią, Sejm nie może być rządem, dele­gacje sejmowe zawsze są słabe, trzeba sprawę narodu, kierunek jej i wszystkie losy nasze w tej ostateczności poruczyć jednej osobie, poruczyć z całą i nieograniczoną ufnością i władzą. – Komuż można bardziej zawierzyć jak cnocie Księcia Adama? On jeden, ufam najmocniej, szukać będzie szczerze najlepszej rady, pójdzie za nią całym sercem, i zdolny będzie na takim polu tej energii, jakiej dotąd krę­powany ograniczeniami nie miał sposobności okazać. Lecz poruczając mu tak wielką władzę, możnaż tej władzy odma­wiać uroku i powagi królewskiej? Było to piękną i śmiałą myślą Dąbrowskiego, aby król uchodził do obcej ziemi z legionami i unosił z sobą Majestat Państwa. Dziś wojsko wejdzie do swego kraju. Znajdzie tam wszelkie zasiłki. Nie odmawiajmy mu Reprezentanta Państwa. Nie odmawiajmy ludom naszym najwymowniejszej pobudki do entuzjazmu. Niech Król idzie z armią. Polska cała nową nadzieją i siłą odżyje. Korona na głowie potomka Jagiellonów rozdmuchnie zapał, który wszystko nam wrócić może.

4° Jeśli upaść jeszcze raz w naszych usiłowaniach musimy, król obrany, po upadku ocalić się może i ocalić środek prawny łączenia się i nadziei. Czyż my nie mamy prawa obrania dynastii? Czy krew Jagiellońska nie jest tego godną? Pretendentów do despotyzmu Europa wzgardą okrywa. Henryk V uśmiech wywołuje. Ale ród przez wolnych wy­brany, w nieszczęściu i upadku, będzie zawsze godłem odro­dzenia się – i znajdzie współczucie w narodach.

Elekcja Króla powinna by się odbyć z jak największą uroczystością, przy zaprzysiężeniu wierności Królowi w sto­licy i wszędzie z postępem wojska.

Oto jest mój projekt dawno rozbierany w myśli, dziś na­prędce spisany. Są przeszkody, są prawie niepodobieństwa, chwila nawet ostateczności jest może przeciw temu. Ale cóż lepszego doradzić można. Wszystko zapowiada, ostrzega, grozi nawet, że w stolicy wojska, nadziei naszej, dłużej trzymać nie można. Z wychodzącym wojskiem trzeba wysłać najwyższą władzę narodową, a wysłać ją w ręku najczyst­szym i z całą ufnością.

Niech Sejm ratuje tym krokiem i siebie i Ojczyznę. Jutro może późno będzie.

Uderzony wielorakim niebezpieczeństwem naszym, odzy­wam się jak ów niemy, któremu podniesiony miecz nad ojcem nagle mowę przywrócił.

 

(Warszawa 20 Sierpnia 1831 r., z Manuskryptu)

 

Najnowsze artykuły