Słabość
Rządu przyczyną naszych niepowodzeń. — Skład Rządu Narodowego.— Pomyślność
wojny od dobrego i mocnego Rządu zależy.— Narody przez Rządy tylko swoje
wchodzą w związki wzajemne. — Sejm uchwalił Rząd Monarchiczno-Konstytucyjny,
detronizował Mikołaja, a tron zostawił próżny. — Tymczasowość nas gubi. —
Obierzmy Króla. — Król Konstytucyjny reprezentuje wolę, cześć, powagę, wielkość
Narodu. — Gdzież Króla mamy szukać. — Mamy żebrać u obcych, Książęcia
im niepotrzebnego. — Gdzież jest ten Polak godny korony. — Zarys zasług Księcia
Adama. — Niech Sejm Ojczyznę dziś ratuje; jutro będzie za późno.
Zapatrując
się z daleka i w cichości na sprawę naszą, na piękne czyny, na wielkie
poświęcenie się, na wielkie nadzieje; rozbierając z drugiej strony
niebezpieczeństwa, od nieprzyjaciela, a większe od niepewności, niestatku i
nieładu wewnątrz, trafiłem na myśl, którą dotąd u siebie chowałem, która
dawniej może by była (gdyby pochwalona i przyjęta) ochroniła nas od niniejszego
naszego położenia, która dziś, jeśli pochwalona i przyjęta zostanie, mogłaby
tym bardziej stać się konieczną, i może jedynie zbawienną.
Główną przyczyną naszych niepowodzeń, była słabość i
niestateczność Rządu i cały tok sprawy naszej, noszący cechę tymczasowości.
Dwa mamy środki zbawienia: wojna z Moskwą, i pomoc
zewnętrzna bądź czynna, bądź przynajmniej neutralność.
Obaczmy, jaki organizacja nasza wewnętrzna miała wpływ, na
te dwie sprężyny powodzeń, na Wojnę i na Dyplomację. Po wygnaniu Moskali, Sejm
całą i wszelką władzę zagarnął i biorąc rzeczy w gruncie, dotąd je sam
piastuje. Rada Administracyjna, Dyktatura, Rząd tymczasowy, Rząd narodowy –
wszystko to niby zastępowało Rząd, a w istocie zależało od Sejmu i było tylko
chwilowymi delegacjami jego. A ostatnie i najważniejsze decyzje w Sejmie się
koncentrowały.
Że Sejmy nigdy władzy wykonawczej piastować nie mogły, ani
dla dobra działań narodowych, ani dla dobra wolności, przekonywają o tym i
teoria, i dzieje, i nasze dzisiejsze doświadczenie. Stało się jednak, że Sejm
z natury swojej prawodawczej i ze składu swojego mnogiego, najniezdatniejszy
do zarządu, w cichych chwilach, u nas, w dniach największych wysiłków, w
potrzebach największej energii, uwodził się marzeniem, że wszystkiemu wydoła.
Tak jest niestety! Najbezpieczniej się nam, najpiękniej
zdawało, samym w Sejmie, wobec świata, radzić i działać, a marom Rządu, któryśmy stanowili, ledwieśmy
cień władzy dawali, bez mocy, bez trwałości, nawet bez jedności. Otóż te Rządy
słabe najzgubniejszy miały wpływ, na dwie jedyne sprężyny pomyślności, na
Wojnę i na Dyplomację.
Że pomyślność wojny od dobrego i mocnego Rządu zależy,
któż zaprzeczy? – Od niego zapasy materialne, od niego jedność ducha, jędrność
komendy, od niego nawet utrzymanie entuzjazmu zależy. U nas przez słabość
Rządu wszystko się rozchwiało. – Skarb, magazyny, intendentura, dowództwo,
plany wojenne, duch wojska, wszystko przyjęło cechę rządu słabego, niepewnego,
chwilowego, sejmikującego. – Sejmiki nawet do obozu zaprowadzono! Sejm z całą
potęgą swoją patrzał na to, radził, i nic nie zaradził, chcąc nawet zaradzić
zepsuł. Tak dalece, zgromadzenie obradujące, mimo najlepszych chęci niezdatne
jest do zarządu.
Rząd Narodowy złożony był z 5 członków a z trzech partii,
Sejm uznał to za rękojmię sprawy naszej. Słyszano głos na Sejmie. „Nie ma
jedności w rządzie? Tym lepiej dla nas”. Te słowa reprezentanta Narodu, całą
złą stronę naszej rewolucji wyjawiają.
Wódz naczelny mianowany był od Sejmu i zupełnie
niezależnym był od Rządu. Wódz układał plan, którego warunkom Rząd za dosyć
nie mógł uczynić. Rząd zalecał wodzowi jędrne popieranie działań wojennych;
wódz odpowiedział, że Rząd nie ma nic do wojny: Prezes Rządu błagał, przekładał,
że oręż tylko nas zbawić może; wódz odpowiedział: niechaj Dyplomacją nas
zbawia. – Sejm, Rząd, Lud, powstawali na wodza; tymczasem wódz naczelny,
rozjątrzony i zniechęcony, zostawał przy swej władzy, a Rząd przy swojej
niedołężności. – Rzeczy stagnować zaczęły, lud poznał niejedność Sejmu, Rządu i
Wodza, mieszać nie zaczął i szemrać. Wreszcie wszystko straciło powagę i władzy
nigdzie nie było, w Sejmie nawet. – Kto ją znalazł na ulicy? Wiadomo.
Co do relacji naszych dyplomatycznych, słabość Rządu
widoczniej jeszcze złe skutki ściągnęła. Sprawa nasza wzbudziła sympatią
narodów. Lecz narody przez rządy tylko swoje wchodzą w związki wzajemne i
działają. A rządy są zimne; rozważają, rachują i patrzą na przyszłość. Rządy są
dumne, i z równym tylko, z tym tylko, kto ma powagę, siłę i trwałość, rade
obcują. Zwycięstwa nasze zwróciły ich oko, lecz patrzały na nie raczej, jak na
dzieło entuzjazmu, jak na chwilowe wysiłki. Nie upatrywano w nich silnej władzy
rządu, a zatem rękojmi trwałości. Rządy rewolucji się obawiają, a u nas z
wysokiego stanowiska ogłaszano świętość groźnej socjalnej rewolucji. Cóż więc w
takim składzie rzeczy więcej nam dać mogły nad neutralność? Jak mogły uznawać
niepodległość naszą, gdy u nas wewnątrz nie widziały koniecznego jej warunku,
mocnego Rządu? – Ta słabość Rządu, te jego częste zmiany, to zatrzymywanie
władzy wykonawczej przy Sejmie, pomimo znacznych powodzeń nadały naszej sprawie
cechę tymczasowości i wahania się; a ta tymczasowość, to wahanie się wielce
osłabiły ducha, wewnątrz i zewnątrz zaszkodziły.
Sejm uchwalił Rząd Monarchiczno-Konstytucyjny, ale w
praktyce wcale się z tym nie wyjawiał, mianował nawet członkiem rządu osobę,
która, słowem, pismem i czynem, głośno obstawała za formą republikańską. Sejm
detronizował Mikołaja, a tron zostawił próżny, bez myśli nadal, komu go odda.
Europa robi domysły, niepewna, aż do ostateczności, czy na nim znowu Mikołaj,
czy Jakobinizm zasiądzie.
Wreszcie wypadek 15 sierpnia dowiódł, żeśmy fałszywą
postępowali drogą. Skoro ten wieniec moskiewski, który opasuje stolicę rozerwie
się, skoro wiadomość o tych wypadkach przedrze się do Europy, kto wie, co się
stanie. Postawa nasza dzisiejsza najzgubniejsze skutki pociągnie. Nowy kształt
rządu, nowe osoby, uderzą umysły; nieprzyjazne nam rządy podniosą głowę,
przyjazne opuszczą ręce.
Tymczasowość nas tymczasowymi robiła. Gubiła nas i zgubi.
– Wyjść z tymczasowości jedynym było ratunkiem, i dziś nawet ratunkiem być może
jeszcze.
Trzeba ukonstytuować się w naród. Trzeba rozwinąć wszystkie
trwałości elementy. Zaprowadźmy w tej chwili jeszcze zupełny rząd
Konstytucyjno-Monarchiczny. Obierzmy Króla.
Du sublime au ridicule il n’y a qu’un
pas [od wzniosłości do śmieszności tylko jeden
krok]. Nie trwóżmy się tym jak dzieci, lub dla oka tylko działający.
Świat zna nasze ofiary, nasze wysiłki, nasze zwycięstwa, naszą rozpacz i kroku
naszego w śmiech nie obróci. Zapłakać jeszcze mogą gorzko wrogi nasze.
Króla? Któż ma go obierać? Kto prawnie może? Łatwa
odpowiedź: ten, kto przeszłego zrzucił z tronu. Sejm uznał rewolucję, Mikołaja
detronizował, Rząd Konstytucyjny przyjął, dokonał co tylko najwyższa
nieograniczona władza może, a nie śmiałby, nie miałby mandatu wykonać
własnych postanowień, Króla obrać? Do wszystkich działań owych przystąpił w
dawnym Mikołajowskim składzie, i cały naród i świat
poklaskiwał jego uchwałom; dziś jest daleko poważniejszym nawet – reprezentanci
Litwy i Rusi zasiadają na jego ławach.
Wszystko woła o ustalenie, a ustalić sprawy naszej nie
możemy bez Króla. Ten krok zamknie na zawsze wrota jawnym partiom i cichym
knowaniom. Zrobi główny i jawny przytułek niepewnej opinii publicznej; zmartwiałe
niepewnością umysły w kraju zwróci ku czynnej pomocy ojczyźnie; objawi i
umocni władzę, i indywidualność Polski okaże Europie.
Tak jest! Bądźmy zupełnym narodem, próbujmy wszelkich
rękojmi niepodległości, obierzmy Króla. Nie zostawmy tym krokiem innego już
starania tylko wojnę. Nie dajmy Europie innej troski o nas, tylko pomoc do
zwycięstwa, innej alternatywy, tylko chwałę, że wsparła, lub hańbę, że opuściła
naród, który wszystko zrobił dla niepodległości, dla pokoju, dla wolności może
Europy. Król konstytucyjny jest także reprezentantem narodu. Reprezentuje jego
wolę, jego cześć, jego potęgę, jego wielkość. Majestat Państwa jaśnieje na jego
czole, miecz władzy błyska w jego ręku, obłok chwały narodowej otacza go.
Moralna istota, Naród, wcielona jest w swoim Królu. Mamy się ociągać, mamy w
rodzinie europejskiej nie posadzić reprezentanta naszego? Cóż by było z
Francją, gdyby Rewolucja Lipcowa nie ustaliła formy Rządu szybkim acz
nielegalnym może obiorem Króla?
Gdzież Króla mamy szukać, gdzie go znaleźć?
Ponieważ Król konstytucyjny jest także reprezentantem
narodu, ponieważ pomimo ograniczeń konstytucyjnych, które tron mają jego
otaczać, zostaje jeszcze wielka, cicha, moralna władza w jego ręku, uważam
przeto być wielkim błędem, na czele potężnego i silnym uczuciem narodowości
dźwigniętego narodu sadowić cudzoziemca. Ufać w narodowość, w Palladium nasze,
a źródło jej główne, zatruwać cudzoziemszczyzną.
Historia nasza woła przeciw temu. Polska pod Niemcami
znikczemniała. Francuz niechętnie przebywał i uciekł do milszej sobie ojczyzny.
Szwecja z królami swymi i z nadziejami przybytku, wojny nam i klęski dała.
Nasze to nas Bolesławy na nogach postawiły, wyrwał nas z paszczy cudzoziemców
nasz Łokietek, błogosławimy Kazimierzowi, kochamy bratni sąsiedni przywiązany
ród Jagiełłów, bo Bóg Polaków i Litwinów na braci przeznaczył. Sobieski w
klęskach jeszcze nas pociesza. Słaby, płochy, biedny, nieumiejący pokazać się
nawet w obozie Stanisław August, jakąż przecie Polskę zastał, a jaką ją
nikczemnie zostawił? Jest w królu narodowym tajemna siła, której geniusz nawet
cudzoziemski przyswoić nie potrafi.
Cudzoziemcom mamy się kłaniać? Nosząc się z koroną,
krwawego zarobku, od progu do progu żebrać o króla? Znosić odmowy Belgii lub
Grecji? Mamy żebrać u obcych, książęcia im
niepotrzebnego, niepewnych cnót, chęci i zamiarów, bez narodowości, bez
historii, bez znajomości kraju, bez języka, który by tu przyjeżdżał ze
wstrętem, i za pierwszym niebezpieczeństwem, z radością może uciekał? Mamy
żebrać u Europy króla, gdy ta na nas patrzy, jak na jaki piękny dramat, i czeka
końca, aby zapłakać, i zapomnieć? – Europa nam jednego karabinu nie dała,
żołnierza nie dała, słowa ratunku nie dała. Nie czekajmy od niej króla. Kończmy
tak, jak nam Bóg zacząć i dotąd działać pozwala. Z siebie miejmy wszystko.
Ubodzy lecz waleczni, z żelaza, z którego nasze kosy wojenne i lance naszych
ułanów, ukujmy koronę, i tą koroną skroń jaką polską, piękną już laurem
obywatelskim, odziejmy.
Zarzucić można zapewne, że tego bez Europy uczynić nie
możemy. Że ofiarą korony uzyskać pomoc zdołamy i przymierze jakiego mocarstwa.
Związki familijne tak wątłe są w polityce, że trzeba być nieukiem w historii
aby na nich polegać. Mieczem, Rządem, zgodą, postawą mocną, tym związki kojarzą
się i trwają. Braterskie, ojcowskie uczucia wykreślone z Dyplomacji.
Nie wyglądajmy Króla od sąsiadów, nie wiążmy się z fałszywą
osobistą chwilową narodu jakiego polityką! Europa nie jest spokojną: Austria i
Prusy nie przedstawiają trwałości. Germania, sławna Germania, nie istnieje, tylko
w duszy, w słowie! Słowo to wkrótce wcielić się musi, wkrótce może się zacznie
wielki dramat. Wejdźmy do niego z swoim własnym, narodowym, a nie z pożyczanym,
z cudzym, z familijnym interesem. Jakkolwiek bądź, interesem i nawet Europy,
szczególnie Anglii i Francji jest widzieć Polskę potężną: dynastia narodowa,
polska, nie wzniecająca podejrzeń, nie rozdmuchująca wojny, najlepiej odpowie
ich widokom.
Gdzież jest ten Polak godny korony? Spojrzyjmy po sobie.
Jest kto sumienny, który by szukając pośród nas króla konstytucyjnego, nie
wskazał na Prezesa byłego rządu narodowego? Pytajmy nawet nieprzyjaciół jego,
kto godniejszym jest tego od Księcia Adama?
Jednakże piękny, stateczny i niczym niezachwiany patriotyzm
Księcia Adama nie jest w całej rozciągłości i z gruntu u nas znanym. Panowanie
Francuzów, równie jak panowanie W. Księcia były tego przeszkodą. Księgę osobną
trzeba by pisać, wiele nieznanych i autentycznych aktów trzeba by ogłaszać,
trzeba by pisać czterdziestoletnią Polski historię, aby na tym tle wiernie i
rzetelnie wyjawić można charakter stateczny i wyniosłą duszę tego obywatela, na
zaszczyt Polaka, na zaszczyt serca ludzkiego.
Trudno zataić, iż z niejakim wstrętem przychodziłoby
występować z panegirykiem jednej osoby, gdy cały kraj w niebezpieczeństwie, gdy
nieprzyjaciel otacza stolicę. – Ale wielbić cnoty obywatela, jest to podnosić
ducha; bać się je głośno wyznawać, jest krzywdą publicznej rzeczy, która
utrzymuje się cnotami szczególnych osób.
Kiedy upadła Polska, ratować jej byt usilnością stało się
to w życiu Księcia Adama i jedynym celem, zatwierdzonym niejako cichą przysięgą
sumienia. Patrioci rozbiegli się po całej Europie, podług swoich widoków. Każda
droga była święta, skoro chęci i cel ją uwieńczały. Legiony poszły się wsławiać
i sławą utrzymywać imię Polski i prawo do ojczyzny. Książę Czartoryski innej
chwycił się drogi. Ci co nas rozszarpali, otaczali nas dokoła. Pomoc Europy
niepewną, niepodobną prawie była. Skutek okazał, że nawet geniusz Napoleona
Polski nie mógł przywrócić. Śmiały to był krok, na dworze najzaciętszych
naszych nieprzyjaciół, szukać nadziei odrodzenia Polski. Dusza tylko mocna
przedsięwziąć go mogła i z doświadczenia wyjść nieskażoną. Obszerność Państwa,
niezawisłość jego od Polski, sam przesąd despotyczny, a wkrótce młodość i
filantropijne zamiary Cesarza Aleksandra, dawały jakąś nadzieję. Kilkanaście
lat wygnaniec szukający swojej Ojczyzny przepędził na dworze petersburskim,
jako Polak, jako niemający innego celu w życiu tylko Ojczyznę, jawnie to przed
Cesarzem wyznający i za Polaka jedynie przez Cesarza miany.
– Aleksander uległ jego wpływowi i odrodzenie Polski zaczęło zajmować myśli
jego. Tymczasem Książę Adam rzucał nasiona odrodzenia się trwałe, niezależne od
łaski i woli Carów. Podniósł silnie edukację narodową na obszernych dziedzinach
Litwy i Rusi. Wiedział, że lud oświecony, prędzej czy później, odzyskać musi
swe prawa i najtroskliwiej pielęgnował nowe pokolenie wolnych Polaków. Jest to
cicha zasługa, ale któż nie czuje całej jej wagi i skutków nie widzi? – Żmudź,
Litwa, Ukraina, Wołyń, Podole, świadczą dziś, jak i na co dzieci ich wychowane
były. – Lecz z drugiej strony i bezpośrednie starania nie zostały daremne.
Wyznajmy prawdę, Legiony i Napoleon wskrzesiły Księstwo Warszawskie, Księciu
Adamowi i Cesarzowi Aleksandrowi winniśmy Królestwo Polskie, winniśmy jedną
sposobność przygotowania się do dzisiejszego odrodzenia. – Nie oszukujmy się.
Kto czytał akta Kongresu Wiedeńskiego, ten przyświadczy temu twierdzeniu. Królestwo
Polskie nie odpowiadało zapewne nadziejom Księcia Adama. Aleksander się
zmienił, lecz nie patriotyzm Księcia.
Za panowania Wielkiego Księcia, gdy częsty wóz pogrzebny
czcigodnych samobójców przejeżdżał ulice Warszawy i milczącą na serca rzucał
trwogę, kto śmiało skargę przed jedyny Trybunał, przed brata zanosił, brata,
przed bratem despotą, obwiniał, list nieszczęśliwego i drogiego sercom polskim
Wilczka przed Cesarzem składał. Próżne, lecz niemniej szlachetne były zabiegi.
Wreszcie Książę Adam usunął się od interesów publicznych. Stał się środkiem
cichej opozycji, nie partii przeciw Rządowi, ale już Polski przeciw Rosji – a
Puławy miejscem zakazanym. Wrzał tymczasem patriotyzm, a tyrania czuwała nad
nim. Wytoczyła się sławna sprawa narodowa. Niebezpieczeństwo groziło. Zwołany
Sąd Sejmowy. Przypomnijmy, kto był świadkiem, gdy niespodziewanie na pierwszej
sesji Senatu ujrzano wchodzącego do sali Księcia Adama, którego rozumiano być
nad brzegami Rodanu. Szmer radości w ustach, nadzieja zajaśniała w sercach.
Prawy Obywatel, pospieszył do ojczyzny być wzorem śmiałości w tej ważnej
chwili i cały ciężar odpowiedzialności na siebie przyjąć. – Przypomnijmy, że
Książę Adam nie bał się w Senacie przypomnieć, że Cesarz Aleksander rozbiór
Polski uważał za czyn niegodziwy. Przypomnijmy jego śmiały głos nad grobem
Bielińskiego i Woronicza. Ojczyzna gorzała w jego sercu, a usta nie lękały się
objawiać. Były to pierwsze symptomaty bliskiej rewolucji.
Oto główniejsze zarysy zasług Księcia Adama przed
rewolucją. Omijamy cnoty domowe, opuszczamy pielęgnowanie wszelkich zabytków
narodowości, zamilczamy o tylu Polakach staraniem Księcia Adama wróconych z
więzień austriackich i z pustyń syberyjskich, końca by temu nie było. W
rewolucji jest wzorem czystego patriotyzmu i wzorem czystych poświęceń; nie
tajmy i tego, że śmiałe i czynne przystąpienie jego do rewolucji przyczyniło
się wiele do ośmielenia innych.
Każdy był pewny widząc go w powstaniu, że tam jest
Ojczyzna.
Charakter Księcia Adama łagodny, niepoczynający bez rozwagi
i nie mogący nic działać, gdzie bez prawości działać nie można, dał powód do niesprawiedliwszego zarzutu, że jest słabym. Nie jest
zaiste słabego charakteru ten, kto przez rozliczne koleje życia, ani na chwilę
z drogi nie zboczył, ani się w swoich postanowieniach zachwiał; lecz rola Napoleona
albo Cromwella nie jest ani w jego naturze, ani w jego położeniu.
Nie ukrywajmy: Książ Adam miał i ma niechętnych, którzy
systematycznie podkopują jego wziętość lub którzy ślepo idą za drugimi.
Rewolucja obudziła wszystkie miłości własne. Ćmili się ci Pigmeje
obywatelstwa przy poważnej sławie Księcia Adama. Działali przeciw niej. Inni
milczeniem swoim jej szkodzili. A tych dwa były rodzaje. Ci co chcieli wkrótce
widzieć swoje górne losy, i ci co nie chcieli przeniewierzyć ust, gotowych za
każdym razem do całowania ręki Mikołaja. Książę Adam wedle zasług i cnót
swoich, nie uzyskał popularności. Dawniej tyrania, dziś swawola przeciw niej
były. – Byli na koniec i tacy, co w tym usposobieniu umysłów bali się
otwarciem zdania swego uchodzić za pochlebców, najszlachetniejsi, lecz nie
mniej przeto nieszczerzy.
Skład rządu narodowego i jego ciasna władza rzuciły cechę
swoją na jego Prezesa. Książę Adam wystawiał w rządzie tę opinię, że rewolucja
nasza jest powstaniem narodowym, że my dziś dobijamy się jedynie o
niepodległość, i że temu jedynie celowi wszystko poświęcić należy. – Niestety!
Znalazły się w rządzie dwie inne partie, tak że Prezes we wszystkich innych
stanowczych przedsięwzięciach zawsze prawie był w mniejszości. Kilkakrotnie
chciał Książę Adam wyjść z tego fałszywego położenia, lecz uległ naleganiom
kolegów, obawom scysji, i wreszcie w chylącej się sprawie naszej nie widział po
temu pory.
Wracam do rzeczy: Król nas dziś jeszcze ocalić może. Ja
kreskę mą daję za Księciem Adamem. Za nim mówi ród starożytny i zasłużony w
kraju, i za nim krew Jagiellońska, najlepszych królów naszych, pamiętnych unią
Litwy; za nim mówi ojciec, który korony przyjąć nie chciał. Za nim jego wielkie
cnoty i zasługi obywatelskie, i znaczenie mogące być rękojmią za granicą
naszych czystych zamiarów. – Stawcie mi godniejszego Kandydata, za nim będę.
Ale wołani ustalmy sprawę naszą, obierzmy Króla.
Myśl ta opanowała mnie, gdy się toczyła sprawa reformy
Rządu. Z upadkiem jej nie śmiałem się przed nikim z moim projektem objawiać,
lecz dziś nową do tego czuję pobudkę, nowe poparcie moich myśli, gdyśmy stanęli
w ostateczności, gdy wszelkich sposobów do dźwignięcia się użyć należy, gdy
wojsko może opuścić stolicę.
Że dziś podawany przeze mnie środek, tym naglejszy, tym zbawienniejszy będzie, na następujących
opieram pobudkach.
1° Noc 15 sierpnia zagroziła wojną domową a przynajmniej
zaburzeniami, które mogą sprawić upadek ducha; ducha, który nas jeden utrzymywał.
Sejm uległ naglącej potrzebie gdy dawniej nie chciał rozwadze. Postanowił Rząd
mocniejszy, ale zawsze tymczasowy.
Lecz Sejm niech pamięta, że mogą zajść okoliczności, w
których łatwo i nagle straci moc stanowienia i znoszenia rządów, niech
pospiesza postanowić taki, do którego zmiany sam dobrowolnie i ufnie zrzeknie
się prawa.
2° Zaburzenia domowe nadwątlą w Europie dobre mniemanie o
nas. Tego przynajmniej niech nam nie odmawia. Książę Adam i jego zasady znane
są za granicą. Nie możemy dać lepszej rękojmi naszych czystych zamiarów, jak
powierzając najwyższą władzę tak szlachetnym rękom. Można się łudzić, lecz my
bez pomocy Europy, choćby nawet biernej, utrzymać się nie zdołamy.
3° Według wszelkiego podobieństwa armia oddalić się musi z
Warszawy. Bez stanowczego zwycięstwa, dziś lub jutro, nie pozostaje nam inna
droga zbawienia. Sejm nie może się udać za armią, Sejm nie może być rządem,
delegacje sejmowe zawsze są słabe, trzeba sprawę narodu, kierunek jej i
wszystkie losy nasze w tej ostateczności poruczyć jednej osobie, poruczyć z
całą i nieograniczoną ufnością i władzą. – Komuż można bardziej zawierzyć jak
cnocie Księcia Adama? On jeden, ufam najmocniej, szukać będzie szczerze
najlepszej rady, pójdzie za nią całym sercem, i zdolny będzie na takim polu tej
energii, jakiej dotąd krępowany ograniczeniami nie miał sposobności okazać.
Lecz poruczając mu tak wielką władzę, możnaż tej władzy odmawiać uroku i
powagi królewskiej? Było to piękną i śmiałą myślą Dąbrowskiego, aby król
uchodził do obcej ziemi z legionami i unosił z sobą Majestat Państwa. Dziś
wojsko wejdzie do swego kraju. Znajdzie tam wszelkie zasiłki. Nie odmawiajmy mu
Reprezentanta Państwa. Nie odmawiajmy ludom naszym najwymowniejszej pobudki do
entuzjazmu. Niech Król idzie z armią. Polska cała nową nadzieją i siłą odżyje.
Korona na głowie potomka Jagiellonów rozdmuchnie zapał, który wszystko nam
wrócić może.
4° Jeśli upaść jeszcze raz w naszych usiłowaniach musimy,
król obrany, po upadku ocalić się może i ocalić środek prawny łączenia się i nadziei.
Czyż my nie mamy prawa obrania dynastii? Czy krew Jagiellońska nie jest tego
godną? Pretendentów do despotyzmu Europa wzgardą okrywa. Henryk V uśmiech
wywołuje. Ale ród przez wolnych wybrany, w nieszczęściu i upadku, będzie
zawsze godłem odrodzenia się – i znajdzie współczucie w narodach.
Elekcja Króla powinna by się odbyć z jak największą
uroczystością, przy zaprzysiężeniu wierności Królowi w stolicy i wszędzie z
postępem wojska.
Oto jest mój projekt dawno rozbierany w myśli, dziś naprędce
spisany. Są przeszkody, są prawie niepodobieństwa, chwila nawet ostateczności
jest może przeciw temu. Ale cóż lepszego doradzić można. Wszystko zapowiada,
ostrzega, grozi nawet, że w stolicy wojska, nadziei naszej, dłużej trzymać nie
można. Z wychodzącym wojskiem trzeba wysłać najwyższą władzę narodową, a wysłać
ją w ręku najczystszym i z całą ufnością.
Niech Sejm ratuje tym krokiem i siebie i Ojczyznę. Jutro
może późno będzie.
Uderzony wielorakim niebezpieczeństwem naszym, odzywam
się jak ów niemy, któremu podniesiony miecz nad ojcem nagle mowę przywrócił.
(Warszawa 20
Sierpnia 1831 r., z Manuskryptu)