Artykuł
Idea jagiellońska - a polityka kresowa
Konstancja Skirmuntt, Idea jagiellońska - a polityka kresowa, Wilno 1925

Wilno 1925

 

Wspaniała idea jagiellońska, która niegdyś jaśniała nad Polską i nad połączonymi z nią naro­dami – dziś leży cała w mrokach i mgłach nieznanej przyszłości.

Polska dzisiejsza jej nie rozumie.

Nie ma się przez to twierdzić, że wcale nie istnieją dziś w Polsce głębokie umysły i serca, które widzą tą przesłonioną gwiazdę, i czują jej dobroczynne promienie. – Ale ogół polski powszechnie zatracił o niej wszelkie pojęcie. Nie ma jej ani w gabinetach ministrów, ani w redakcjach i na szpaltach pism, ani w tłumach ulic, ani wszędzie, gdzie się panuje, rządzi, działa. – Śladu jej nie ma w Sejmie, owszem, tam się daje słyszeć niekiedy namiętne zaprzeczenie i to ze strony najświatlejszej…

Czy zawsze tak być ma?

Żaden człowiek ani naród nie zrzuca z siebie bezkarnie zadania, misji, którą jest obleczony i obar­czony. Misja – to praca, cierpienie i walka, ale u końca jej chwała i potęga. Polska, aby podjąć wielką ideę dziejową, swoją i bratnią – ideę jagiellońską nie w starych, ale w nowych formach – musi wyrzec się nacjonalistycznego samouwielbienia, zrozumieć dusze narodów, z którymi przeżyła wieki, pomóc w ich nowożytnej rozwojowej pracy i razem z nimi budować na wschodzie wał obrony wiary i cywilizacji. Zostając w swoim etnicznym i egoistycznym zasklepieniu – Polska wyrzeknie się wiel­kości moralnie i politycznie.

Ideę jagiellońską pojmowaliśmy dwojako, i ma ona rzeczywiście dwa oblicza, lecz była zawsze ideą – Zjednoczenia.

Oblicze zwrócone ku przeszłości, to było połączenie tronów w jednym rodzie – od Pragi Czeskiej do Wiaźmy i Kijowa, a przez połączenie tronów – połączenie krajów i narodów; trudne i nietrwałe z po­wodu odmienności potrzeb i polityki krajów różnych, krótko czasowe dla nietrwałości dynastii i jej losów. Oblicze patrzące w przyszłość, wiekowe, chciałoby się rzec – wieczyste, to wspólna polityka, wspólna cywilizacja w połączeniu trzech naszych narodów – Polski, Litwy i Rusi – co zbudowało niegdyś dostojną wspólną potęgę, która istotnie parę wieków trwała.

Dlaczego upadła? – Wiemy wszyscy. Warstwie panującej zabrakło cnoty, a z upadkiem cnoty za­brakło rozumu politycznego. Zmyci krwią i łzami – podejmujemy wszyscy razem zadanie odżycia i odbudowy. Pomnijmy! Dawne i nowe złudy, a za nim idące błędy czyhają na nas wokół…

 

***

 

Gdzie dziś idea jagiellońska? Widać powszechne jej zaprzeczenie. Na mapie naszych krajów, w ich odbudowie gospodarczej, w programie szkół, w polityce wewnętrznej i zewnętrznej.

Na mapie nowej Polski od strony północy i wschodu, biegnie linia znaczona tysiącami słupów, komiczna, gdyby nie była tragiczna, dozwólmy sobie wierzyć – efemeryda nowej historii. Linia, która oddzieliła Wilno od Kowna, oddała Moskwie historyczny Mińsk i forteczny Bobrujsk, nie mówiąc o dalszych wschodnich zatraconych obszarach, linia, która odcięła biskupi Żytomierz i pełne wspomnień Podole – dla sowieckiej Ukrainy. Czy zmusiła do tej granicy konieczność? Bynajmniej. Wszyscy wiemy z wra­żeń i wypadków przeżytych w 1921 roku, że zastra­szony sukcesami białej reakcji rosyjskiej pełnomocnik sowietów (Joffe) zwracał wtedy Polsce całą gubernię Mińską z Polesiem, ale ówcześni kierownicy rządu polskiego nie zawahali się oddać tych ziem na po­hybel – Rosji, aby nie mieć kłopotu z kwestią białoruską, tak dalece zgasła w sercach sprawców moralnych i twórców traktatu ryskiego wielka idea przeszłości i przyszłości.

W dziedzinie ekonomicznej odbudowy państwa widać to samo. Lekceważenie wartości i znaczenia Ziem Wschodnich. Dowodem zmalenia ogólnego pojęcia w tym względzie jest, że się pamięta o „Kresach”, zapomina o krajach.

Kresy! Osobliwa nazwa, godna chaotycznej przejściowej epoki, nosząca w sobie pojęcie dowolnego skracania się, ściągania się lub rozszerzania – w miarę potrzeb jednego narodu, na ziemiach trzech narodów. – Nazwa więc z gruntu fałszywa. Uznały to już władze rządzące, zmieniając tę nazwę na: województwa wschodnie, co zbliża do prawdziwej ich nazwy – krajów wschodnich.

Ale pojęcie „kresów” snuje dalej swoją sztuczną robotę i wznosi nietrwałe budynki, które w wielu punktach pierwszy silniejszy wiatr zmiecie, jeśli się nie połączą z miejscowym fundamentem.

Czasy jagiellońskie działały całkiem inaczej. Pod promieniami zachodniej oświaty rosły i rozwijały się w swoich krajach ludy. Dźwigały się kościoły i szkoły. Płynął do nich żywioł miejscowy, kształcił się, rządził się sam, i silnymi barkami wspierał wspólne państwo.

Dziś na tych ziemiach – Wileńszczyzna, Bia­łoruś, Polesie, Ruś południowa – te same narodowości, lecz stuletnia niewola rozdzieliła, wojna świa­towa połamała ich warstwy; ziemiaństwo, miejscowa inteligencja w większości odsunięte od wpływów politycznych i rządów; do życia politycznego powo­łane zostały ciemne jeszcze masy, które z prądem czasów wybijają się do światła i rozwijają w narody, ale rząd polski centralny, sięgający dotąd wzrokiem i pojęciem tylko po Bug, nie potrafił dać tym masom nie tylko dobrej administracyjnej opieki, która by kształciła w nich poszanowanie prawa i zdrowe pojęcie własności, lecz ani obrony od wrogich wpływów naokół, ani szkół własnych narodowych, tam, gdzie one tego pragną, pod światłym państwowym kierunkiem; i w czasach kiedy warstwy te młode wszędzie po świecie rwą się do światła i dochodzą do świadomości narodowej, gdy nowożytni Hindusi, Egipcjanie studiują we własnych wyższych szko­łach – Litwin z Wileńszczyzny, Białorusin i Rusin szkoły swoje, niższe nawet i średnie zdobywać muszą od Polski z ciężkim trudem nieraz daremnym. – A na ogromnej północnej połaci kraju, gdzie łączyła nas wszystkich jedna wiara, rząd polski zamiast w nowych formach politycznych, bezpie­cznych dla państwa, odbudować wielkie dzieło rusińskich narodowości – Unię narodową – odbudowuje hierarchicznie i czynnie popiera prawosławie, utrwala na nowo w ludności krajów wschodnich narzuconą Schyzmę i otwiera wrota wpływom Rosji.

Tu już idea jagiellońska jest nie tylko zatracona, ale podeptana. Wiadomo bowiem, że pierwsi twórcy tej idei w historii – patriarcha królewski Jagiełło, genialny Witold i górująca nad nimi świętością duszy królowa Jadwiga – całą siłą wiązali Litwę i słowiańską Ruś z Zachodem, broniąc je od mongolskiej Azji. Bujnie też te ludności i kraje odpłaciły się Zachodowi, Polsce i wspólnemu państwu, ale nowoczesna Polska widzi w nich tylko… kresy polskości. – Nie dojdzie do niczego, póki nie zobaczy zamiast kresów – krajów i narodów.

 

***

Ludzie dobrej woli z różnych krańców Pol­ski zawiązali Towarzystwo, z owym organicznym błę­dem w nazwie – „Towarzystwo opieki nad Kresami” – i na pierwszym jego zebraniu, z ust założycieli padło niemal rozpaczliwe hasło: „Bez Kresów nie masz z Polski mocarstwa”! Tak. W tym okrzyku odezwała się tęsknota i mądrość wieków. Zabłysła prawda, ale przez pryzmat nacjonalizmu sfałszowana i skrzywiona.

Przejęte duchem tylko kresowości, Towarzystwo dotąd nie pracuje w Sejmie, aby krajom wschodnim otworzyć nowe perspektywy rozwoju nadchodzącego imperatywnie. Włościaństwu nie pomaga w komasacji ziemi, aby siły jego nie marnowały się na rozstrzelonych kawałeczkach pierwotnego gospodarstwa, obarczonego – w miarę swej słabości – nadmier­nym podatkiem; nie broni go, by zaprzeczane mu plemienne jego prawa do nabycia ojczystej ziemi, nie były niższe od praw osadników; z drugiej strony nie osłania go czynnie od zewnętrznych robót wywrotowych. Forteczek ziemiaństwa, w których marnuje się wiele światła, sił i zdolności, nie broni od ruiny nieuniknionej dla bardzo wielu przy bezwzględnie nałożonych ciężarach i jednoczesnym skrępowaniu. Masom litewskim, białoruskim, rusińskim – tam, gdzie się obudziło narodowe samopoznanie, nie pomaga w osiągnięciu szkół narodowych, owianych duchem Zachodu, opartych na druku łacińskim, nie przeszkadza w pędzeniu dzieci pod karami do szkół polskich, tam, gdzie lud pragnie swoich – (liczne części Wileńszczyzny i północnej Białorusi) i nie pom­ni, wespół ze sferami rządzącymi, że przymusowa polonizacja, ignorująca ocknienie się plemienne ludów, nie zaszczepi się nigdzie trwale na ziemiach jagiellońskich.

Rozgoryczeni patrioci tych ziem, patrzyli zrazu ze zdumieniem na takie odrodzenie wolności swojej w państwie polskim, dziś broniąc się wedle sił, zasklepiają się w sobie i czekają przejrzenia władz rządzących lub przemocy wypadków. – Z prawa do rozwoju narodowego na tysiącletniej własnej ziemi ojczystej – nikt z nich nie ustąpi. Słabsi schodzą na bezdroża moralne i polityczne, szkodząc i narodowo­ści własnej i państwu.

Nawiązując te rysy obecnej rzeczywistości do wskazań zawartych w idei jagiellońskiej, zmysł nieuprzedzony musi dojść do poglądu, że poniechanie dodatnich pierwiastków etnicznych – ludów wyrosłych na swych ziemiach rodzimych i zamiast mądrej pomocy zamknięcie im drogi do rozwoju, naraża Polskę na utratę państwowego stanu posiadania, jak utraciła go dawniej.

Dawniej wielkiemu państwu, które nie mogło się trzymać mocą swych niezmiernie luźnych praw politycznych i wybujałego geniuszu narodowego, nie szkodził, ale pomagał dualizm, właściwie federalizm. W. Ks. Litewskie, zrazu, z samej Polski brało wiedzę i światło, a dawało jej nawzajem wielką, rzec moż­na – balastową siłę, i czas dłuższy trwały na wscho­dzie skutki mocnej, choć pierwotnej budowy polity­cznej dawnej Litwy. Wtenczas wpływy wspólnego państwa działały aż do Tweru i Możajska, a granice kąpały się w dwóch morzach, Bałtyckim i Czarnym. Cywilizacja zachodnia obejmowała i brała w posiadanie ostatnie aryjskie narody na północnym wschodzie Europy – Palemonową Litwę i słowiańską Ruś. Lecz najświetniejsza cywilizacja nie stoi bez fundamentów zdrowych praw politycznych. Na wschodzie państwa, skutkiem przeniesienia punktu ciężkości władzy pod Tatry, dawne fundamenty szły w ruinę, nowych nie budowano. Już za „złotej” epoki Zygmuntów, zdobiono tylko w Polsce cywilizacyjną budowę, wykańczano szczyty – na podstawy ich zważać przestano.

Z każdym też wiekiem na wschodzie odpadają w ogromnych odłamach graniczne kraje na korzyść moskiewskiego zalewu. – Naród naczelny w tym związku, naród polski, nie widzi wschodniego niebezpieczeństwa. – Władza królewska, wskutek braku podstawowych praw politycznych, cierpi coraz większe uszczuplanie na korzyść rozbujałych indywidualizmów. Nie wyrabiają się w tych warunkach żadne pojęcia i ustawy – zdolne ograniczyć wolność obywatelską prawem obywatelskiego obowiązku. Rosnący prąd bezprawia politycznego osłabia z czasem coraz bardziej w całej warstwie szlacheckiej Litwy i Rusi dawne cechy rządności i wytrwania w obowiązku, płynące ze źródeł etnicznych. Pokolenia przechodzą w bezrządzie, oprzytomnienie jest za późne, wreszcie państwo staje bezbronne, na łup obcych wydane, i jeszcze wtedy, do końca, synowie ziem wschodnich o typowych charakterach ras i krajów swoich – Kościuszko, Czartoryscy, Lubecki ( i mnóstwo innych) – niosą pomoc wysiłkom piastowskiej ziemi i ratują jak mogą skołataną nazwę Rzeczypospolitej, oddając jej wszystkie rodzime swoje zdolności i siły.

Dziś nie wrócą ani formy bez wątpienia prze­dawnione, ani dawne kolosalne granice.

Lecz nauka dziejów winna wskazać rządzącym, że zatrata cennych indywidualnych pierwiastków na­rodowych w krajach odrębnych swym podłożem etnicznym, a na tak niebezpiecznej granicy i walka dziś z nimi w rezultacie daremna – bywa zgubą, nie tylko dla nich, lecz i dla metropolii.

 

***

Promienna idea Zjednoczenia, idea jagiellońska, nie w starych, ale w nowych formach, nie w jednolitości panowania na całych dawnych obszarach Rzeczypospolitej, lecz w jednolitości dążeń i celów, bynajmniej jeszcze nie wynurza się zza chmur. Aby rozbłysła nad całością polską, choćby taką, jaką jest obecnie, trzeba w niej odnowienia ducha, trzeba, aby w politycznym ogóle polskim obudziło się sumienie i serce bratnie  (jak śmiesznymi te pojęcia wydadzą się teoretykom, którzy twierdzą, że polityka – zdrowa – może się obejść bez serca i bez sumie­nia) i aby rozum twórczy, obejmujący szeroki horyzont – okazał się w polskich mężach stanu.

Od tego szczęśliwego zjawiska zależy rozwiąza­nie spokojne kwestii wileńskiej, tak zgodnie z tradycją i wymaganiami przyszłości, aby niepodległa państwowa Litwa w swych właściwych granicach, mogła i zapragnęła wejść z Polską w nowe przy­mierze i stała się jej puklerzem na północy. Od te­go zależy przywiązanie do Polski całej zachodniej Białorusi z Polesiem, i rozwój przymiotów tego ludu przechodzącego w naród, gdy osłaniając młodość jego administracyjnie i politycznie i wyciągnąwszy na granicy dostateczny kordon wyborowego żołnie­rza, Polska da krajowi samorząd ekonomiczny i oświatowy, niezbędnie wszakże powołując do pracy kra­jowej nie tylko nowe, nie dość przygotowane młode warstwy, lecz i odwieczne wykształcone rody miej­scowe, oświecone, doświadczeniem nauczone, z lu­dem zżyte, po większej części z nim pochodzeniem związane. I jak potrzebny jest ten własny rozwój moralny i uczciwy dla Białorusi, przy horrendalnym „kształceniu” jej przez Sowiety!

 

***

Czy my, miłośnicy tych krajów, i dla nich sa­mych i dla naszych wspólnych tradycji – będziemy dziś zrozumiani w Warszawie, w Poznaniu, wzdłuż Wisły całej?... A siły nasze dziś właściwie nie ocenia­ne, dla braku miarodajnych posłów, będą należycie zawezwane do wspólnego rozwiązywania trudnej sprawy, jak rządzić wschodnimi krajami, dla dobra ich i dla dobra państwa?... Jest to więcej jak wątpliwe. – Polska dzisiejsza okazuje dotąd, że nic innego nie umie, jak po macoszemu urządzać swoje „kresy”, bez względu na krzywdy i straty.

Wielkie zadania, wielkie prace potrzebują porozumienia się pracowników, potrzebują wzajemnych ustępstw i więcej niż to – ofiar. Gdy one nie są dobrowolnie dane, sprawiedliwość rządząca światem bierze je przymusem. Na równinie poleskiej, nad moczarami zbiegających się z sobą Jasiołdy i Piny – leży kamień biały ze starożytnym napisem. W zimie, na śnieżystym polu nikt go nie znajdzie, w lecie chylą się nad nim z poszumem kłosy pól chłopskich. Jest to pomnik Cyryla Terleckiego, chluby tych stron, jednego z twórców Unii Brzeskiej, wiążącej całą Ruś Słowiańską z Rzymem.

W wioskach naokół płyty z imieniem wielkiego biskupa, dziś... sztundyści, metodyści, baptyści, i słucha ich lud obałamucony – a w stolicy Polesia, w murach zabranego Kościoła katolickiego rząd polski instalował – katedrę Focjusza.

Czemu zmarnowano pracę całych pokoleń kra­jowych?

Czemu złamano testament przodków w ziemi Boboli?

Co na to odpowie przyszłość pokrzywdzonej krainy?

A Polska, jeśli przejrzy w porę, tyle dobra mo­że przynieść krajom bratnim, i tyle dobra w nich znaleźć!

Najnowsze artykuły