Artykuł
Refleksje o prawach różnych i rządach dobrych każdego państwa

Prezentowane fragmenty pochodzą z powstałych na początku lat 70. XVIII wieku Refleksji o prawach różnych i rządach dobrych każdego państwa oraz z Projektu do poprawy praw i rządu, które na podstawie rękopisów z Biblioteki PAN w Krakowie (rkps 320, k. 1-36), ogłosił Władysław Konopczyński w „Przeglądzie Narodowym”, 1913, kwiecień-maj. Trzeci fragment stanowi część Listu o konieczności sukcesji tronu od przyjaciela, pisanego dnia 9 stycznia roku 1790, ogłoszonego podczas Sejmu Czteroletniego. Artykuł pochodzi z książki, Polska czyli anarchia. Polscy myśliciele o władzy politycznej, Kraków 2009, s. 76-84.

 

 

 

Nie jest czas teraźniejszy wystarczający do czytania albo pisania całego traktatu o naturze i częściach, z których się składa rząd szczęśliwy każdego państwa. Zdanie jednak wszystkich kończy się na tym, że roztropne prawa i wymiar sprawiedliwy amiędzy mocą rządzącą a mocą rządzoną są pierwszym fundamentem porządnego obrotu całej machiny królestwa, to jest: że prawa roztropne tak powinny opatrzyć iusto aequilibrio wszystkie sprężyny, bieg machiny sprawujące, żeby ani ten, który obraca, nie był przymuszony dobywać ostatnich sił przez upór i nieposłuszeństwo machiny, ani machina nie była tak nieposłuszna, żeby za ruszeniem steru słupem stanęła, albo li też tak słaba, żeby za gwałtownym naciśnięciem obracać się musiała na wszystkie strony jak szalona. Dlaczego każdemu, układającemu prawa roztropne, ante omnia dwa niebezpieczeństwa uprzątnąć należy: 1-mo, sposoby do gwałtowności z jednej strony, 2-do, sposoby do nieposłuszeństwa i do zepsucia cnoty z drugiej strony, to jest, żeby tron i magistratury, które są mocą rządzącą, nie mogły być nieznośne i uciemiężliwe obywatelom, bo się stąd rodzi albo niewola, albo domowa wojna. Ani też obywatele wzajemnie, którzy są mocą rządzoną, nie mogli być nieposłusznymi bez cnoty, bez miłości ojczyzny i na ostatek tak źli, żeby prawa szanować i słuchać nie chcieli, bo stąd rodzi się anarchia, a po tym zguba. Maksyma generalna, że wolność nie jest nic inszego, tylko być samemu prawu posłusznym a nie wymysłom monarchów, każde więc nieposłuszeństwo prawu nie powinno być tłumaczone wolnością, ale swawolą i występkiem contra statum.

Założywszy fundament na tych krótkich refleksjach, gdybym chciał porządnie dalej postępować, należałoby mi dla lepszego myśli dalszych objaśnienia wypisać, na jakie rozdziały wszystkie prawa mają być podzielone, a po tym na wiele części też same rozdziały subdywidować się powinny, tym końcem, żeby całe dzieło metodycznie układane znaleźć się mogło ku końcowi jasne, doskonałe, bez kontradykcji i repetycji. Ale ani czas, ani okoliczność tej pracy po mnie nie wyciągają. Kwestia teraźniejsza jest o poprawie dawnych konstytucji, nie o budowanie nowych. Prawa polskie były rozumne i dobre, ale swawola, prywata i ambicja zrobiła z nich straszydło.

Jak prędko przywłaszczył sobie jeden moc zerwania sejmu, tak zaraz zginęło aequilibrium w sprężynach, o których wyżej nadmieniłem, a przeto obrót całej machiny polityczny musiał się zastanowić i czekać upadku swego, albo tak tylko postępować, jak się jednemu uporowi przywidziało. Najpierwszy strumień tej nieszczęśliwości pokazał się za Zygmunta Augusta na sejmie krakowskim i wraz dalej nurtując, dobry porządek kraju obrócił się w źródło zguby r. 1717 przez traktat tego roku ustanowiony, który wprowadził do kraju anarchię tak dalece, że wkrótce r. 1726, chcąc uformować korekturę trybunału, trzeba było już zamrużyć oczy na milionowe nowości, które upór w konstytucję wprowadził, grożąc niezezwoleniem na poprawę sprawiedliwości sądów trybunalskich. Różne magistratury pod ten czas rozprzestrzeniały władzę i powagę swoją, nie znosząc i nie mogąc znosić dawnych opisów o instytucji ich urzędów. A stąd zrobiły się egzorbitancje w urzędach i ciemność w prawie.

Tron jeden był długo w obrębie swoim, ale po powiększonych coraz bardziej egzorbitancjach w magistraturach, gdy hetmani dla wziątku królewszczyzn straszyli tron wojskiem, gdy podskarbiowie dochody szarpali, a Rzplita wszystkie ciężary ekspensy swojej waliła na tron, gdy na ostatek różnymi sposobami w mocy rządzącej jedna sprężyna drugą uciskała, zaczął tron oddalać senatorów ad latus od wszelkiej Rady a znosić się z jednym pieczętarzem, który pod tytułem ministra gwałtem sobie przywłaszczonym wszy­stkie interesa ojczyzny reliquis insciis ekspediował i z dworami cudzoziemskimi sam tylko jeden zmowy odprawiał; a przecież powaga senatorów ad latus nie dla asystencji, ale dla bezpieczeństwa ojczyzny prawem roztropnym była rozporządzona. Wszakże jeszcze za Zygmunta Augusta nie tylko radę gabinetową, ale nawet sądy exorbitandi officialium senat ad latus odprawował, i na tym sądzie była sądzona sprawa jmci pana Mniszcha podkomorzego koronnego.

Teraz zaś, gdy cały naród spodlał, gdy każdy szuka, żeby ojczyznę i wolność za królewszczyznę sprzedał, gdy w duchowieństwie nie masz wiary, w senacie miłości ojczyzny, a w stanie rycerskim cnoty i nauki, czegóż nie miał się domyśleć tron, widząc podłość, łakomstwo i nierząd tak pomieszany ze wszystkimi prawami, że w tej anarchii ani siebie zrozumieć, ani upadku naszego obaczyć nie mogliśmy?

Jeżeli tedy praw dawnych jest wiele dobrych, jeżeli także jest wiele między nowymi pożytecznych, więc ze starych wyrzucić przydatki i łataninę, a postawić je w pierwszej ich ozdobie, nowe zaś przebrakować i wybrać co jest dobrego. Wszakże łatwo rozeznać prawa potrzebne od szkodliwych
i niepożytecznych. Każde prawo, które ma pro objecto bonum publicum, musi być koniecznie dobre, ponieważ dobro publiczne to tylko jest prawdziwe, które każdemu według kondycji majątku i stanu albo czyni wygodę, albo pożytek, albo bezpieczeństwo na podobieństwo słońca, które nie da nikomu nic swojego, ale w każdym domu świeci według proporcji okna i na każdego roli rodzi według szerokości gruntu i gatunku ziarna jego. Takie tedy dobro publiczne myślom moim za cel położywszy, na fundamencie wyżej wspomnianych refleksji o prawach zdanie moje rozpoczynać będę. Że zaś porządek w ułożeniu praw pominąłem, więc bez tego porządku pisać będę. […]

 

Projekt do poprawy praw i rządu

 

Bojaźń króla nie może być, tylko próżna i lekkomyślna. Gdyby każdy głębiej patrzał nie na sam blask i okazałość majestatu, poznałby, że tron absolutny ani jest interesem sąsiadów, ani też siłą jednego gołego berła. Jeżeli nam cudzoziemcy ten strach na ścianie malowali, koniec ich polityki był, żeby naród zawsze zostawał z tronem w dyfidencji, a tym sposobem całe królestwo bez sił i w poróżnieniu. Żaden król jeszcze nie wziął wolnego narodu za łeb, tylko albo mocą zagraniczną, albo podłością samego narodu. Zaczym narodu się trzeba obawiać, a nie króla. Odjąć należy z rąk królów sposoby psucia obywateli cnoty, a berła nie urzynać. Niechaj będzie berło jak największe, byle obywatele byli cnotliwi i sami siebie nie sprzedali, wolność zostanie wolnością, a okazałość majestatu bez sekretnej kointelligencji z zagranicznymi stanie się samemu narodowi pożyteczną. Mieliśmy dwóch Augustów wielkich królów razem i książąt saskich, którzy mieli własne wojsko swoje i wielką w Europie konsyderację, a przecież absolutności w rządach nie wprowadzili. Racja jest, że absolutność nie była interesem sąsiadów, racja druga, że była część jeszcze w Polsce poczciwego narodu. […]

Tak jest u nas nieszczęśliwość, że Rzplita, będąc złożona ze trzech stanów, wszystkie między sobą nie mają konfidencji. Króla boi się senat i equestris ordo, król lęka się obydwóch. Obywatele nie wierzą senatowi, senat zawsze podejrzany jest obywatelom, a tak wszystkie trzy sprężyny, Rząd państwa składające, same się między sobą pasują a kurs interesów ojczyzny słupem stać musi. Każda magistratura, w której z tych trzech stanów nie ma jeden influencji, musi być okrzyczana i zohydzona. Więc, aby na senat ad latus stan rycerski kamieniem nie rzucał, dlatego szczególnie, iż tam nie masz żadnego z rycerskiego stanu, radziłbym, ażeby do dziewięciu senatorów, do ośmiu ministrów przydać jeszcze sześciu ex equestri ordine, to jest po dwóch per provinciam, przez sejm tym sposobem jak i senatorowie obieranych.

Żadnej Rzplitej na świecie nie masz, w której by nie było jakiegoś ciała reprezentującego Respublicam passivam. Wszędzie jest magistratura, która, zostawszy niby cień na miejscu zniknionego sejmu, ma nie tylko authoritatem executivam stanowionych świeżo praw, ale ma jeszcze potestatem sądzić renitentes et exorbitantias magistratuum; gdyby na przykład ad mentem prawa świeżo przepisanego sprawować się albo dopełnić nie chcieli, lub go też do góry nogi przez opaczną interpretację prawdziwych intencji sancitorum wywracać zamyślali.

W Polsce po skończonym sejmie i po rozjechaniu się posłów nie masz najmniejszej figury Rzplitej. Tron, zostawszy sam, sprawuje urząd Rzplitej. Każdy minister, każdy senator, każdy urzędnik i szlachcic obraca indeks, posuwa cyrkułu i robi co chce. Owo zgoła, że sprawiedliwie o nas powiedziano: multas leges nullas leges.

List w materii sukcesji tronu

 

[…] Nadziwić się nie mogę, znajdując w tym piśmie JP Hetmana [Seweryna Rzewuskiego – red.] troskliwą bojaźń jakiegoś niebezpieczeństwa dla wolności wynikającego z sukcesji tronu. Nie myślę wchodzić w rozbieranie rzeczonego pisma, ani w szczególności zbijać dowody jego, lub może z osobna wypisywać, skąd sądzę, że ten Autor nie musiał się reflektować nad tym, iż daleko jest łatwiej zaradzić, ażeby tron sukcesjonowalny nie mógł się obrócić w absolutny, aniżeli sąsiedzkie potencje żeby nam królów nie obierały.

Gdyby nie chodziło tylko o tę jedną troskliwość Autora, zdaje mi się, żeby z wielką łatwością można największego despotę, jak jest sułtan turecki, przemienić na dożę weneckiego, byle tylko z rąk jego wyjąć władzę nad wojskiem, szacunek skarbu, zawiadywanie w jego osobie zamknięte interesów zagranicznych.

Jeżeli tedy deputacja rządowa te trzy komisje w artykułach praw kardynalnych położywszy, murem niedostępnym opasała, żeby żadna intryga królów, ani nawet złudzona kiedykolwiek moc prawodawcza, egzystencji tych trzech komisji ruszyć z miejsca nie mogła, tedy próżna jest bojaźń absolutyzmu; jak prędko ten wynalazek zabezpiecza naród od gwałtowności tronu, a nie ujmuje bynajmniej królom ani zwierzchności, ani powagi, jako głowie koronowanej.

Większą daleko uczyniłby dla Ojczyzny przysługę ktokolwiek znalazłby sposób, ażeby nam potencje nie sadzały królów na tronie. Już w całej Europie nie masz, tylko jedna Polska, gdzie jeszcze królów obierają. Ale gdyby więcej podobnych było, tedy musiałoby zawsze być interesem sąsiedzkich potencji, mieszać się do ich elekcji.

Wszakże nikt nam nie zaglądał do kraju w dawniejszych czasach, kiedyśmy prawem sukcesji brali na tron Piasta po Piaście, Jagiellona po Jagiellonie. Ale jak prędko zaczęliśmy wzywać przez elekcję zachodnich książąt, tak zaraz cała Europa chciała widzieć, co my czynimy. […]

Taka była i taka będzie zawsze influencja postronnych potencji do naszych elekcji, że nam albo będą sadzali na tron tego króla, na którego się między sobą ugodzą, albo na ostatek wezmą rezolucję rozszarpać Polskę, unikając wojny za każdą elekcją. […]

Pisząc teraz historię wszystkich interregnów, dowodząc, że nigdyśmy sami królów nie wybierali. Nie chcę wspominać, jak wiele nas obce wojska i domowa wojna kosztowała, ponieważ perspektywa prywatnych zysków z elekcji królów więcej nas przywiązywała, niżeli interesować mogła ruina całego kraju. Świadkiem będzie ta sama historia, że nie było żadnego interregnum, gdzie by naród rozdzieliwszy się na dwie przeciwne partie, własnym swoim wojskiem sam siebie nie wyrzynał. Stąd pochodziło, że Polak Polaka rabował i brat brata zabijał, utrzymując każdy swojego kandydata.

Proszę, niechaj mi kto pokaże przynajmniej jedną spokojną elekcję? Jeżeliśmy którą bez wojny skończyli, winniśmy ten moment koniunkturom, ale nie prawu wolnej elekcji należy. […]

Jak prędko tedy następca nie będzie miał żadnej samowładności, z przyczyny, że najwyższe Rzeczypospolitej komisje są wyjęte z władzy króla i oddane narodowi, tak nie będzie miał więcej do czynienia, jak ma doża wenecki w rzeczypospolitej swojej.

Żadne lekkomyślne straszenie przyszłością, nie powinno czynić impresji na rozumie ludzkim, jak prędko skutków przyszłości, ani ten co straszy, ani ten co się ich boi, zapewnić nie może. Widok okropnych bezkrólewi, gdzie gruzy i domy nasze na węgiel spalone, przez wszystkie czasy wewnętrznej wojny dymem się kurzyły, będąc oczywistym świadkiem spustoszenia kraju, są większą konwikcją aniżeli proroctwo, albo wrażenie na przyszłość.

Ale ani próżne proroctwo, ani demonstracja szkodliwego bezkrólewia nie poprawi losu Ojczyzny naszej. Tu trzeba myśleć, jak się pozbyć obcych potencji, żeby się do elekcji naszych nie mieszały, inaczej nigdy się wojsk cudzych z kraju nie pozbędziemy.

Ktokolwiek ma zdrowy rozum, musi przyznać, że póki będziemy obierali królów, póty wybór ich będzie interesem wszystkich sąsiadów naszych, a przeto nie mamy innego sposobu oddalenia ich od influencji, tylko jedna sukcesja tronu, która znosząc elekcję, zniesie razem sąsiedzką bojaźń, abyśmy takiego królem nie obierali, który by bądź z osoby swojej, bądź przez związki jakiekolwiek z innymi monarchami, nie stał się dla nich nieprzyjaznym.

 

 

*  *  *

 

Adam Stanisław Krasiński (1714-1800) – biskup kamieniecki, sekretarz wielki koronny, przywódca konfederacji barskiej. Urodził się 4 kwietnia 1714 r. W czasie walk o tron polski w 1733 r. był zwolennikiem Stanisława Leszczyńskiego. Nauki pobierał m.in. w Rzymie i na Akademii Krakowskiej. Dzięki wsparciu Andrzeja Stanisława Załuskiego został kanonikiem płockim. W 1752 r. uzyskał godność sekretarza wielkiego koronnego. W 1753 r. został kanonikiem gnieźnieńskim. W latach 60. stał się jednym z czołowych oponentów „Familii” Czartoryskich. Występował przeciwko planom wyniesienia na tron Stanisława Augusta Poniatowskiego, wspierał przeciwko niemu kandydatury Wettinów. Gdy Poniatowski zasiadł na tronie, Krasiński formalnie uznał ten wybór, ale nie poniechał działań wymierzonych przeciwko nowemu monarsze – m.in. rozważał obalenie go z pomocą rosyjską. Plany te nie przeszkodziły mu zaangażować się w walkę z rosyjską dominacją. Stanął na czele naczelnego organu Konfederacji Barskiej – Generalności i aktywnie działał na jej rzecz na niwie dyplomatycznej, szukając wsparcia dla niej m.in. we Francji i Austrii. Jako przeciwnik pierwszego rozbioru, ograniczył na pewien czas aktywności polityczne, choć z królem pogodził się. Uchodził za jeden z najtęższych umysłów swoich czasów i cieszył się dużym uznaniem i wpływami w obozie zwolenników gruntownej reformy ustrojowej Rzeczypospolitej. W czasie Sejmu Czteroletniego stanął na czele Deputacji do formy Rządu, która podjęła prace nad projektem konstytucji. Wówczas też ogłosił List o konieczności sukcesji tronu (1790), będący polemiką z krytycznymi wobec postulatów rezygnacji z elekcji na rzecz dziedziczenia tronu wystąpieniami hetmana Seweryna Rzewuskiego, wyrażonymi w pismach O sukcesji tronu w Polsce (1789), Punkta do reformy rządu (1790) i O tronie polskim zawsze obieralnym dowody (1790). Krasiński przedstawił także Projekt do formy rządu. Brał aktywny udział w uchwaleniu Konstytucji 3 Maja. Wystąpił przeciwko konfederacji targowickiej i poparł powstanie kościuszkowskie, za co spotkały go surowe represje – stracił m.in. swoją diecezję. Ostatnie lata życia spędził na ziemiach zaboru pruskiego.

 

Najnowsze artykuły