Pierwodruk:
„Przegląd Narodowy”, listopad 1908, rok I, nr 11.
Maurycy
Barrès, jako pisarz i artysta, należy do literatury pięknej. Wszelako forma
powieściowa, której w swych utworach używa, oraz poetyczny sposób
przedstawienia rzeczy — są wyrazem myśli filozofa i myśliciela społecznego a
czynny udział w życiu publicznym i działalność publicystyczna czynią z niego
polityka praktycznego.
Zastrzec się więc musimy z góry, że jeśli zamierzamy pisać o Barrèsie,
to tylko jako o myślicielu i polityku, a nie jako o pisarzu i artyście. Nie
będziemy więc ani roztrząsali jego sposobu pisania, ani usiłowali oznaczyć jego
stanowisko i miejsce w literaturze francuskiej. Niechaj się tym zajmują krytycy
literaccy, odpowiednio uzdolnieni i przygotowani. Zamierzamy natomiast zwrócić
uwagę czytelnika polskiego na myśliciela, który w rozwoju swej myśli o istocie
społeczeństwa i zadaniach człowieka doszedł do poglądu identycznego z tym,
który stanowi głębszą treść kierunku demokratyczno-narodowego w Polsce. Ten
swój pogląd Barrès nazwał nacjonalistycznym.
Interesować nas przeto może Barrès nie tyle ze względu na wyniki swych
rozmyślań, bo w nich nie znajdziemy dla siebie nic nowego, nic takiego, czego
by już nie było w pismach twórców kierunku demokratyczno-narodowego, ile raczej
ze względu na drogę, którą myśl tego wybitnego pisarza przebyła, oraz na
głębokie ujęcie i artystyczną formę przedstawienia rzeczy. Zaczął Barrès od
założeń krańcowego indywidualizmu i długą a mozolną pracą wewnętrzną doszedł do
nacjonalizmu; dzieła jego przeto nie są zwartym i logicznym wykładem skończonej
doktryny, lecz raczej szczerym i wiernym pamiętnikiem rozwoju wewnętrznego.
"Nie szedłem - mówi autor - wprost ku prawdzie, jak strzała do celu. Ptak,
lecąc, szuka drogi, drzewa w moim kraju rosnące wypuszczają gałęzie stopniowo,
jedne wystrzelają z drugich, wszelka też myśl postępuje stopniowo. Nie
znaleziono ranie, jak perłę skończoną, pewnego pięknego poranku między dwiema
połowami muszli. W dziele moim niema sprzeczności, lecz jest rozwój; nie panuje
w nim wprawdzie logika szkolna, lecz jest natomiast wyższa logika—drzewa
szukającego światła i rozwijającego się pod wpływem konieczności
wewnętrznej". Barrès jest nieodrodnym dziecięciem swego czasu i warunków,
w których się rozwijał. Zna cały współczesny ruch filozoficzny, naukowy i
literacki, a krytycyzm, sceptycyzm i wszelkie prądy, nurtujące w umysłowości
końca XIX-go wieku, nie są mu obce. Nie zamykał przed nimi swego wrażliwego
umysłu, lecz wziął je w siebie, przetrawił, sprawdził i... przezwyciężył.
Wyniki przeto, do których doszedł, tym są ciekawsze i gruntowniejsze, a wiara
jego, lubo wyrażona słowami używanymi już nieraz, posiada treść nową i ważną,
nie przeciwstawia się życiu współczesnemu, nie jest negacją najnowszych
zdobyczy ducha ludzkiego, lecz ich opanowaniem i zharmonizowaniem, syntezą,
dokonaną przez jednostkę wrażliwą, posiadającą umysł niezwykły i dar słowa
niepospolity. Mutatis mutandis można porównać dzieło Barrèsa z tym, co
dla Polski zrobił Wyspiański. Poeta nasz był również człowiekiem na wskroś
współczesnym, znającym wszystko, co poruszało umysły poetów i myślicieli nie
tylko w Polsce, lecz i w innych krajach. Rozpoczynał dzieło swoje w czasach,
gdy wiele haseł, do niedawna świętych, zaczęto uważać tylko za słowa
beztreściwe. Humanitaryści, etycy i esteci zgodnie uznali, że do rzędu
przeżytków i starych rupieci zaliczyć należy pojęcia ojczyzny, narodu,
patriotyzmu. Wyspiański pracą ducha swego, poprzez najśmielsze rzuty myśli
ludzkiej, doszedł do pospolitego zda się wniosku, że „Polska — to jest wielka
rzecz", właściwie zaś słowom tym nadał treść nową, a dawnym hasłom
przywrócił siłę i znaczenie. Kto chce, by ostateczny wniosek jego rozumowania
wyraził się w twierdzeniu: „Polska — to jest wielka rzecz", ten musi
oprzeć się na przesłance, że każdy naród, każda zbiorowość ludzka, mająca cechy
narodu. Test „rzeczą wielką" dla jednostki, jest nią i dla ludzkości. W
takim znaczeniu porównywamy dzieło Barrèsa z dziełem Wyspiańskiego.
Wcześnie zaczął Barrès zawód pisarski, bo jeszcze jako dwudziestoletni
młodzieniec wydał pierwszy tom swych prac pod napisem: „Sous l'oeil des
barbares", w których wystąpił przeciwko tym, którzy inaczej niż on
pojmowali zadania życia, przeciwko „barbarzyńcom, mającym odmienne o życiu
marzenie". Młody wychowaniec centralistycznej i niwelującej szkoły
francuskiej po opuszczeniu jej murów postanowił rozwijać się podług swej
własnej logiki, zburzyć w sobie wszystko, co było naleciałością z zewnątrz,
obcą jego duchowi, i znaleźć własnym wysiłkiem cel życia, zrozumieć jego sens i
zadania. Metoda, którą świadomie czy nieświadomie zastosował, jest metodą,
sformułowaną przez Kartezjusza: zacząć od wątpienia o wszystkim, szukać prawd
oczywistych i z nich dopiero budować cały gmach poznania. „Stwierdziłem, że
nasza moralność, nasza religia, nasze poczucie narodowości są rzeczami
obalonymi — powiada Barrès, — które nie dają nam już wskazań, jak żyć należy:
nim więc mistrzowie nasi odbudują nam prawdy, trzeba opierać się na jedynej
rzeczy realnej — na poczuciu swego ja".
Podobnie jak dla Kartezjusza zdanie: Cogito ergo sum było
kamieniem węgielnym całego systemu filozoficznego, tak samo dla Barrèsa pojęcie
ja, jako jedyna rzecz oczywista,
jest punktem wyjścia w rozwoju jego ducha i poglądu na świat i życie.
Następną zaś prawdą, opartą na doświadczeniu osobistym, było, że
człowiek nigdy nie jest tak szczęśliwy, jak wtedy, gdy ulega silnym,
podniecającym ducha wrażeniem, szczęście zaś to pomnaża się przez analizę
doznawanych wrażeń i stanu swego „ja" w chwili, gdy się te wrażenia odbieraj.
Stąd wynika jasna reguła, będąca naczelnym przykazaniem życiowym: należy
odczuwać jak najwięcej i analizować jak najwięcej („Il faut sentir le plus
possible en analysant le plus possible").. Na tej maksymie opiera się
to, co Barrès nazywa culte du moi, a co jest ćwiczeniem swej jaźni,
mającym na celu wyrobienie jak największej wrażliwości i uzdolnienia do
odbierania jak największej ilości silnych wrażeń. Należy więc poddać swoje ja
systematycznej gimnastyce, która by pozwoliła je opanować i uzdolnić do
prawdziwego, intensywnego życia wewnętrznego; należy dążyć do tego, by stać się
„człowiekiem wolnym", żyjącym według własnej logiki, stosownie do
wrodzonych zdolności i usposobień, nie poddając się regułom, narzuconym przez
ludzi inaczej czujących przez „barbarzyńców".
Poszukiwanie tak pojętego szczęścia, dążenie, do wolności, zawierające w
sobie jednocześnie „używanie życia" w najszlachetniejszym tego słowa
znaczeniu, jest istotną treścią pierwszego okresu w wewnętrznym rozwoju
Barrèsa. Szuka on tych wrażeń wszędzie, gdzie Je znaleźć można: w obcowaniu z
wielkimi duchami ludzkości, w obcowaniu z najpiękniejszymi i pełnymi uroku i
treści miejscowościami, w obcowaniu wreszcie z duszą ludu, z ziemią, z
przyrodą. Wszystkie zaś te czynniki, których działaniu się poddaje, stanowią
dla niego nie tylko powód do rozkoszy, źródło wrażeń podniosłych i przyjemnych,
lecz dostarczają mu jednocześnie przesłanek do budowania swego ja, do
stwarzania swego świata wewnętrznego.
Duchy, które Barrès uważa za pokrewne: Benjamin Constant, Saint-Beuve i
inni — są mu przewodnikami w odnajdywaniu samego siebie, w powolnej pracy
uwalniania się z pod wpływu „barbarzyńców", poddaje się ich działaniu,
ćwicząc jednocześnie swój umysł systemem, zaczerpniętym z „Ćwiczeń duchowych"
Ignacego Loyoli. A gdy mu się wydaje, że już wziął od mistrzów wszystko, co mu
dać mogli, szuka nauki w obcowaniu z krajami, z miejscowościami, które mu się
wydają pokrewne, to znaczy — które wszczepiły mu pewne pierwiastki swej
kultury: poddaje się więc oddziaływaniu Lotaryngii — swej ściślejszej ojczyzny,
Wenecji i Włoch, Hiszpanii, wreszcie Grecji.
W czasie swoich podróży, w obcowaniu z innymi krajami i narodami, trzyma
się stale własnej metody korzystania z doznawanych wrażeń. Stara się poznać
treść wewnętrzną miast, krajów i narodów, odkryć prawa rządzące ich rozwojem i
wyciągnąć z nich naukę dla siebie. Przez obserwację i analizę istoty narodu
obcego dąży do głębszego poznania istoty własnej i dlatego przede wszystkim
szuka tych narodów, w których rozwoju odczuwa intuicyjnie podobieństwo z
rozwojem własnym, chce „budować sobie duszę z piękności obcych.” „Aż do
ostatecznego znużenia umysł mój będzie poszukiwał ziem nowych, ażeby moja praca
wewnętrzna rozszerzała się, zbogacała i wyrażała się w postaci coraz wyraźniejszej,
w coraz bardziej uchwytnej.”
Oczywiście zwrócić się musiał Barrès przede wszystkim do swej
ściślejszej ojczyzny -— do Lotaryngii, by w niej „szukać prawa swego własnego
rozwoju". I nie doznał zawodu, bo stała mu się „zwierciadłem dokładniejszym
i pewniejszym, niż wszyscy analitycy”. W historycznym rozwoju Lotaryngii
uwydatnia się dokładnie, że pomimo jej śmierci, polegającej na zlaniu się z
Francją, jedna z cech życia tego kraju przetrwała: „poczucie obowiązku,
wyrażające się pod postacią dzielności wojskowej". Staje więc jasno przed
Barrèsem jego posłannictwo, jako jednego z ostatnich przedstawicieli swojej
rasy — „stanie się jej świadomością i sumieniem". Rozwój, odbywający się w
myśl niezłomnych praw, nieświadomie powinien znaleźć w nim swego tłumacza,
powinien po nim, jak po przewodniku elektrycznym, przejść do duszy francuskiej.
Z poznania ziemi ojczystej i ze znajomości jej dziejów wyprowadza więc Barrès
swoje posłannictwo, wzbogaca swoją jaźń i uczy się głębiej i dokładniej ją
rozumieć. Wnioski ostateczne wszelako wyprowadza znacznie później, po dłuższym
doświadczeniu.
Kraje obce niejednako działały na duszę naszego autora. Uczył się z nich
zawsze, ale nie zawsze pogłębiał jaźń swoją. Grecja na przykład, której kultura
oddziałała niewątpliwie na wszystkie narody europejskie, przejęła go podziwem,
ale nie wzruszyła. „Rozumiem równowagę i harmonię cywilizacji greckiej, ale jej
nie przeżywam". Grecja działa tylko na jego rozum, nie porusza serca;
badając ją, nie przechodzi on przez uczucia bliskie i drogie. Wstrząsa
natomiast najgłębszymi pokładami jego duszy Wenecja, a współżycie z tym miastem
prowadzi go do odkrycia nowych prawd, do poznania nowych dziedzin swego ja.
Stwierdzenie, że Wenecja współczesna jest chwilą tylko w życiu duszy weneckiej,
prowadzi bezpośrednio do spostrzeżenia, że on sam jest tylko momentem w rozwoju
istoty wiecznej. Dochodzi zaś do tego nie drogą rozumowań, kunsztownych
sylogizmów, lecz przez głębokie wczucie się w dzieje miasta i żyjącej w nim
społeczności, przez obcowanie z najsubtelniejszym wyrazem rozwoju duszy Wenecji
— ze sztuką jej. Wskazań dla siebie szuka wreszcie w dziejach sztuki włoskiej z
epoki Odrodzenia i odnajduje w niej etapy rozwoju, które zdają mu się być
wzorem dla rozwoju jednostki. W prymitywach i artystach aż do Rafaela włącznie,
widzi objawy duszy zbiorowej, która stara się stwierdzić swoje istnienie,
wywalczyć sobie prawo do życia. Po dokonaniu tego dusza chce stworzyć własną
koncepcję życia, stworzyć własny swój świat. Leonardo da Vinci i Michał Anioł
są wcieleniem tych właśnie dążności. Stworzywszy własny świat, dusza pragnie
zużytkować nabyte doświadczenie, wydatkować ten zasób, który zdobyła (całe
malarstwo włoskie po Michale Aniole). Na wzór i podobieństwo tej wewnętrznej
logiki, rządzącej rozwojem duszy zbiorowej, buduje Barrès prawa rozwoju
jednostki. Po wyswobodzeniu się z pod władzy „barbarzyńców", po afirmacji
samoistnego bytu, pragnie on stworzyć sobie świat własny, a raczej własną
koncepcję otaczającego świata, by później przejść do zużytkowania nabytych
doświadczeń.
Nie wybiegajmy wszelako nazbyt do drugiego okresu twórczości naszego
autora, który upaja się jeszcze własną jaźnią i za jedyne prawo uznaje nakaz
ćwiczenia swej wrażliwości i czerpania rozkoszy z przeżywanych wrażeń. Nie dostrzega
on nieuniknionych konsekwencji, wynikających z tego, że poczuł się jedną tylko
chwilą w rozwoju istoty i wiecznej i wiecznie się doskonalącej i pragnie być
„człowiekiem wolnym", to znaczy „obcym dla świata zewnętrznego, obcym dla
własnej przeszłości, obcym w stosunku do swych instynktów, znającym tylko
przemijające wzruszenia, które sam sobie wybiera"[1]. W upojeniu poczuciem siły i
niezależności, dochodzi do myśli, że „byłoby dobrym systemem życia nie posiadać
domu, mieszkać gdziekolwiek w świecie. Własny dom jest jakby przedłużeniem
przeszłości, bo przechowuje wzruszenia wczorajsze. Zrywając nieustannie swój
związek z przeszłością, chciałbym, by życie wydawało mi się co rano nowym, by
każda rzecz była dla mnie początkiem.
Nowe doświadczenie, zetknięcie się z ludem i z ziemią miało dopiero
przekonać Barrèsa, że podobne zerwanie wszelkich więzów społecznych nie jest
konsekwencją założeń, z których wyszedł, nie jest drogą do zupełnego rozwoju
jaźni i nie daje zadowolenia wewnętrznego.
***
Początkiem dalszego rozwoju było zwątpienie o prawdach poprzednio
zdobytych. „Zgubiłem się we włóczędze i nie wiem, gdzie odnaleźć jedność swego
życia" — wyznaje Barrès na pierwszych stronicach „Jardin de Bérénice".
By tę jedność wewnętrzną zdobyć, wypełnić pustkę, która się rodzi w duszy,
przerzucić most przez gromadzące się wątpliwości, zwraca się do ludu i do ziemi, w nadziei, że w obcowaniu
z nimi, w zgłębieniu ich istoty i praw, potrafi poznać samego siebie i stanąć w
obliczu praw rządzących rozwojem jego jaźni, a przez to odzyskać utraconą
równowagę wewnętrzną. I nie zawodzi się: w pełnym skupienia obcowaniu z „duszą
ludu" i z ziemią znajduje rozwiązanie wątpliwości; w świadomości jego
zjawiają się nowe pojęcia, przed oczami duszy stają nowe
a oczywiste prawdy. „Berenice i równina (dusza ludu i ziemia) ujawniają
wyraźnie to niezmienne, którego nie
mogłem odnaleźć w sobie". Dusza ludu — to ogół tych wszystkich
nieświadomych instynktów, które wytworzyły się przez długie wieki istnienia
narodu i które są istotnym źródłem aktów woli duszy zbiorowej. W życiu zaś ludu
przejawia się „siła kierująca światem", pierwiastek boski. Nic przeto
dziwnego, że „każde poruszenie jego duszy odsłania istotę natury i jej
praw".
Pod powłoką różnorodnych zjawisk dostrzega Barrès światło, które mu
„wyjaśnia harmonię skrawka ziemi i świata całego. To światło ukryte — to poza-świadomość
(l’inconscient, das Unbewusste), ogień podtrzymujący świat przez całą
wieczność". „Obcując z prostaczkami, spostrzegłem, jak w każdym z moich
czynów z siłami świadomymi współdziałają siły nieświadome, te same, które
spostrzegamy u zwierząt i roślin". „Instynkt właściwie stwarza przyszłość,
instynkt panuje nad nieznanymi mi częściami mojej istoty".
Wenecja dała Barrèsowi poczucie, że jest tylko cząstką istoty wiecznej,
jednym momentem w jej nieustannym rozwoju. Nowe doświadczenia wskazały mu, że
ciągłość ta przechowuje się w tych dziedzinach jego duszy, które są poza
świadomością i w których tkwią źródła jego instynktów, wytworzonych przez zmarłych i przez ziemię. „Tak więc lud dał mi duszę swoją, moją i ludzkości".
„Przez badanie duszy Lotaryngii i rozwoju cywilizacji weneckiej zrozumiałem,
jakie miejsce zajmuję w rozwoju mojej rasy, spostrzegłem, że jestem tylko
momentem długotrwałej kultury, jednym wśród wielu innych objawem siły, która
istniała przede mną i będzie istniała po mnie. Ale Lotaryngia i Wenecja
zamykały mię jeszcze w pewnych grupach, nie pozwalały mi wyjść poza własną
rodzinę. Masy ludowe dopiero pozwoliły mi dotrzeć do fundamentów
ludzkości".
Nieuniknioną konsekwencją odnalezienia w sobie dziedziny poza świadomej,
która rozwija się pod wpływem zmarłych
i pod wpływem ziemi, musi być
poczucie w swej jaźni części społecznej obok części indywidualnej i
zjednoczenie się z jedyną wyraźnie określoną i nakładającą uchwytne obowiązki
zbiorowością — z narodem. Lud i ziemia dały Barrèsowi ideę narodową i pojęcie
ojczyzny, doprowadziły go od indywidualizmu do nacjonalizmu, były czynnikami,
które ostatecznie dostarczyły mu materiałów do stworzenia sobie świata na obraz
i podobieństwo swoje.
Jednostka tak jest zależna od społeczeństwa, którego jest częścią, od
jego teraźniejszości i przeszłości, że się ani poznać, ani sił i zdolności
swoich rozwinąć nie może, o ile zerwie węzły, które ją łączą ze zbiorowością.
Nie masz przeto indywidualności ani jej potęgi poza społecznością. „W gruncie
rzeczy — powiada Barrès,—praca mojej myśli sprowadza się do poznania, że
„ja" indywidualne jest podtrzymywane i odżywiane przez
społeczeństwo." W innym zaś miejscu mówi: „Zasługą moją jest wysnucie
indywidualizmu właśnie z tych zasad karności, które większość cudzoziemców ma w
swych instynktach lub znajduje w swej religii”. „Czuję się częścią zbiorowości
nieco trwalszej niż sam jestem; wyobrażam sobie przeznaczenie nieco bardziej
uzasadnione niż moje nietrwałe życie. Poprzez upokorzenie myśl moja, z początku
tak dumna z tego, że jest wolna, dochodzi do stwierdzenia swej zależności od
tej ziemi i od tych zmarłych, którzy na długo przed moim urodzeniem stworzyli
ją w najdrobniejszych szczegółach".
Odczucie nowych prawd decyduje o dalszej drodze życiowej Barrèsa.
Dotychczas był egotystą
„człowiekiem,, który zachowuje swe namiętności dla swej kaplicy
wewnętrznej", oddawał się kontemplacji i analizie swych stanów
wewnętrznych; obecnie dochodzi do wniosku, że lepiej być człowiekiem czynu, „fanatykiem", bo to „dostarczy mu
więcej rozkoszy", wzbogaci go nowymi wrażeniami, nieznanymi i niedoznawanymi,
pozwoli na istotne rozwinięcie wrodzonych zdolności i sił, będących w duszy w
stanie zarodku.
Egotystą jest ostatnim wyrazem swej epoki, fanatyk rozpoczyna
przyszłość, jest jej twórcą. Rozpoczyna więc życie nowe, odradza się na gruzach
swej dawnej istoty. „Za każdym razem, gdy czuję, że coś nowego rodzi się we
mnie, mogę powiedzieć sobie: Coś umarło w mojej duszy! Każdy odcień nowy
zawiera w sobie pojęcie odcienia, który zanika. Czucie dzisiejsze zastępuje
czucie wczorajsze. Pewien stan świadomości może powstać w nas tylko przez
śmierć tego ja, którym byliśmy wczoraj. Za każdym razem, gdy odnawiamy swoje
„ja”, poświęcamy część siebie i dlatego możemy wówczas powiedzieć: "qualis
artifex pereo". Tym okrzykiem kończy się pierwszy okres życia poety,
przestaje on zajmować się wyłącznie swym życiem wewnętrznym i zaczyna dążyć do
tego, by się stać świadomością swego
narodu.
W innych on wyrósł warunkach i wśród innego narodu, nie masz więc w jego
przemianie tego bólu i tej głębi, jakie towarzyszyły pracy wewnętrznej,
dokonywającej się w duszy naszego poety, gdy powiedział o sobie: "Obiit
Gustavus, natus est Conradus" ale istota przemiany jest ta sama i
powtarza się w duszach miary niezwykłej, gdy od cierpień własnych przechodzą do
odczucia cierpień zbiorowości, gdy prócz świadomości swego ja stają się
świadomością narodu żywego, tej najbardziej określonej i realne] zbiorowości.
***
Przez szereg doświadczeń, przez zdobycie kilku prawd oczywistych
dochodzi Barrès do ustalenia tych wartości, które są dlań celem w życiu. Ujęcie
zaś tego „zaufania do życia" w postać słowa należy niewątpliwie do
najpiękniejszych ustępów z jego dzieła. Niepodobna przytaczać całości tego
wyznania wiary, stanowiącego ostatni rozdział książki "Les amitiès
françaises", streszcza je sam autor w zdaniach następujących:
„Ażeby zwyciężyć życie i zatryumfować nad zwątpieniem, trzeba ująć w
system kulturę naszych uczuć i naszych myśli. Chodzi o obmyślenie mądrej
ekonomiki naszych sił, o zorganizowanie naszej energii i o wyjście z nieporządku
barbarzyńskiego dla dopełnienia swego przeznaczenia". „Francja zbudowała
tradycję, którą trzeba podtrzymywać i rozwijać, a ta praca wystarczyłaby prawie do dania treści i sensu naszej
działalności; ale nade wszystko tradycja ta składa się z obyczajów, z
uczuć subtelnych, z doświadczeń takich, które najlepiej nas zabezpieczają od
brutalnych uderzeń losu, będącego niezmordowanym wynalazcą bólu". „Honor, jak u Corneillea, miłość, jak u
Racinea, i kontemplacja, jakiej nam
dostarcza wieś francuska, — oto, według mego przekonania, szlachetni i jedynie
płodni mistrzowie, których powinniśmy sobie wybrać". Honor, miłość i
zespolenie z krajem Barrès pojmuje jako dziedzictwo po przodkach i tak o tym
mówi: „Ażeby te dobra mogły być przyswojone naszej słabości, ażeby nas nie
przygniotły swoją wielkością, muszą być oczyszczone, przetworzone i przyswojone
przez szereg zmarłych, podobnych do nas". A dalej o stosunku do świata
otaczającego: "Niechaj świat przestanie do mnie przemawiać, jeśli z kolej
nie raczy mnie też wysłuchać”. Wciąż szum morza, wciąż samotność gór, wciąż
dreszcz równin uprawnych: jakaż to martwa wspaniałość! Pewnego dnia na koniec
ujrzałem myśli swe wypisane w przyrodzie; w chwili gdy przyroda roztaczała
przede mną potęg będące źródłem moich uczuć, ja przeczuwałem, że z kolei może
ona przejąć niektóre z cech moich. Zdarzyło mi się to, gdy z Sion patrzyłem na
Lotaryngię, gdzie spędziłem lat dziecinne, gdzie są moje groby, gdzie chciałbym
po śmierci nawet uszlachetniać dusze, nieco niewolnicze. Gdzie indziej czuję
się jak cudzoziemiec, który z niepewnością wypowiada kilka zdań ułamkowych,
lecz w krainie nad Mozelą czuję się jak gest ziemi, jak moment w jej życiu
wiecznym, jak jeden z pędów, które rasa moja co roku pokrywa kwiatami, i wiem,
że jeśli potrafię dosyć kochać, to będę mógł stać się jej sercem".
Musiała więc dusza poety przede wszystkim obronić swoją istność, uwolnić
się z pod wpływu „barbarzyńców" by następnie zbudować własny świat
wewnętrzny, odnaleźć cel istnienia na miarę swoją. A gdy ta praca została
dokonana, rozpoczyna się wydatkowanie zdobytych zasobów, wy prowadzanie
konsekwencji z prawd, dojrzanych wzrokiem ducha.
Stworzywszy sobie własny i pewny punkt widzenia, spogląda Barrès na
otaczający go świat i zaczyna pełnienie swego posłannictwa, postępując aż do
końca według prawa, dojrzanego poprzez sztukę Odrodzenia w rozwoju duszy
włoskiej („Exister." — „Se créer un univers". —
„Se jouer"). Zaczyna wygrywać nagromadzone zasoby swej duszy.
Pełen miłości synowskiej i niepokoju, zwraca wzrok ku narodowi
francuskiemu, by sobie zdać sprawę z jego sił, ze stanu obecnego i z widoków na
przyszłość. Smutek napełnia jego serce, bo naród jest daleki od tego ideału,
który poeta był sobie stworzył. Z bystrością umysłu niezwykłą, z dokładnością
mistrzowską poddaje analizie duszę współczesnej Francji — w trylogii, noszącej
tytuł ogólny: — „Le roman de l'energie nationale"[2]. Przyczyny rozstroju wewnętrznego
upatruje przede wszystkim w porwaniu nici, wiążących oświeconą część narodu ze
zmarłymi i z ziemią, która jest następstwem wychowania niwelującego i
bezdusznego w zaniku opinii publicznej, w racjonalizmie, zaprzeczającym
istnienia instynktów i opartym na przekonaniu, że ustrój społeczny może być
zmieniony przez uchwały parlamentu i nowe prawa, w rozpowszechnieniu doktryn
międzynarodowego humanitaryzmu, wreszcie w formie rządów parlamentarnych,
nieprzystosowanych do istniejących we Francji warunków, a oddających władzę w
ręce kliki polityków zawodowych pasożytów na zdrowym ciele narodu.
Barrès jest głębokim znawcą psychiki tłumu i wszelkich zbiorowości
ludzkich. Rozumie on doskonale, że duch narodu nie jest sumą pierwiastków,
tkwiących w duszach poszczególnych składających go jednostek, lecz jest
wielkością nową, rozwijającą się i reagującą na wszelkie bodźce i wpływy według
praw odrębnych. W błyskach myśli poety odsłaniają się przeto najgłębsze pokłady
duszy francuskiej, w całej nagości stają przed nami przyczyny rozkładu i
słabości Francji współczesnej — mimo dzielności Francuzów, mimo bogatego
dorobku umysłowego i uczuciowego, wciąż wzrastającego, i mimo bogactwa
materialnego. Od czasu do czasu wybucha zdrowy instynkt narodu (okres gen.
Boulangera) ale nie mogąc znaleźć sobie kierownika, dorastającego do wielkości
zadania, upada, pozwalając dalej szerzyć zniszczenie.
Obok krytyki tego, co jest, znajdujemy program naprawy Rzeczypospolitej.
A najpierw wychowanie[3],
które nie ma niweczyć odrębności indywidualnych i prowincjonalnych, lecz rozwijać
przyrodzone zdolności i szanować tradycje. Nie może ono polegać na dostarczaniu
umysłowi pewnej sumy wiadomości, na podaniu mu pewnego sposobu myślenia, lecz
powinno dążyć do wydobycia z duszy tych zasobów, które w mej spoczywają, do
rozbudzenia wrażliwości ducha przez szereg wrażeń i obrazów odpowiednich.
„Dziecko, w którego duszy dojrzano i uszanowano wzruszenia dziedziczne, któremu
dostarczono obrazów, mających związek z minionym życiem ojczyzny i rodziny,
będzie posiadało w sobie siłę i pewność, których nie może dać żadna dialektyka,
będzie zdolne do walki w życiu, mając wiarę własną, czyli zdrowie
moralne". Nie rozum należy kształcić przede wszystkim, lecz uczucie i
wolę, bo te czynniki decydują przede wszystkim w życiu ludzkim. „Trzeba, by
wychowawca umiał znaleźć obrazy, które byłyby czymś żywym w codziennym życiu
chłopca, obrazy, które by wywoływały w jego duszy muzykę”.
Jednostki, posiadające silny i świadomy związek z przeszłością i z
teraźniejszym życiem narodu, stają się materiałem społecznym, są zdolne do
uprawiania w sobie tych pól duszy, na których rosną i rozwijają się uczucia
społeczne. Jednostki takie są jakby cząstkami żywego organizmu narodowego — są
moralnie związane z narodem.
Wśród takiej społeczności istnieje opinia publiczna silna i niezależna,
a obok etyki indywidualnej — etyka społeczna, którą nasi pisarze ochrzcili
mianem egoizmu narodowego. W polityce wreszcie jedynym i rozstrzygającym
kryterium jest interes narodowy. „Nacjonalizm każe sądzić o wszystkim ze
stanowiska francuskiego".
Nie potrzebujemy tu rozwodzić się ani uzasadniać — zbyt to dla nas znane
myśli, — że nieuniknioną konsekwencją stanowiska narodowego jest demokratyzm i
upatrywanie postępu ludzkości nie w niwelacji indywidualności narodowych, lecz
w rozwoju tych indywidualności i w wolnym ich współzawodnictwie i
współdziałaniu.
Jest wreszcie Barrès wrogiem współczesnego ustroju parlamentarnego we
Francji, jako obcego duchowi narodu francuskiego, jak również przeciwnikiem
centralizacji a zwolennikiem decentralizacji administracyjnej i daleko
posuniętego samorządu prowincjonalnego. „Rodzina, składająca się z jednostek —
oto gmina; rodzina, składająca się z gmin — oto prowincja; rodzina, składająca
się z prowincji — oto naród; rodzina, składająca się z narodów — oto, obywatele-socjaliści,
ludzkość sfederowana, do której dążymy, wzmacniając ojczyznę".
Kreśląc kilka uwag powyższych o programie politycznym i społecznym
Barrèsa, nie mieliśmy zamiaru podawania jego treści choćby w formie
najkrótszej, pragnęliśmy tylko wskazać, że obejmuje on całokształt zagadnień
społecznych i politycznych, daje na wszystkie kwestię bieżące polityki
wewnętrznej we Francji jasną i konkretną odpowiedź. Zauważyć wszelako w tym
miejscu należy, że Barrès nie stworzył stronnictwa politycznego, opartego na
owym programie. Jest wprawdzie posłem do Izby, ale dążeniem jego było zawsze
nie organizowanie nowego stronnictwa parlamentarnego, lecz danie Francji
świadomości politycznej, wychowanie nowego pokolenia i wypracowanie konkretnego
wyrazu dla nieświadomych w ogólności dążeń narodowych. Do takiej pracy znalazł
towarzyszów niewielu, a dość silne przed kilkoma laty stronnictwo
nacjonalistyczne było tylko powstałem do wyborów parlamentarnych zgrupowaniem
niezadowolonych z polityki ówczesnego ministerium, słowem — było nową frakcją
parlamentarną, stojącą na poziomie moralnym i umysłowym innych stronnictw
francuskich. Zgrupowanie to ideałom Barrèsa nie odpowiadało i po
niepowodzeniach wyborczych rozpadło się. Są obecnie w Izbie francuskiej
opozycjoniści z pod różnych sztandarów, powołujący się częstokroć na interesy
narodowe, lecz niema stronnictwa nacjonalistycznego. Istotną zasługą i polem
pracy Barrèsa jest oddziaływanie na dusze swych współrodaków przez dzieła swoje
i artykuły publicystyczne, co też czyni niezmordowanie.
W logicznym rozwoju swej działalności Barrès przedsięwziął wreszcie
dzieło, do którego — jak powiada — przygotowywał się nawet wówczas, kiedy nie
wiedział, że je kiedyś przedsięweźmie.
***
Rzeczą jasną jest dla każdego, kto wyszedł z tych założeń, co Barrès, że
siła wewnętrzna narodu, jego bogactwo materialne, jego wytwórczość naukowa i
artystyczna — mają wartość istotną jako dorobek na rzecz ludzkości całej; stąd
wynikać musi dbałość o rolę swego narodu wśród narodów innych. A to tym bardziej,
że w czasach nowożytnych współzawodnictwo między narodami zaczyna być
silniejsze niż kiedykolwiek dawniej. Ziemia staje się już za ciasną dla
wszystkich dążności i ambicji. Każda indywidualność narodowa pragnie wywalczyć
sobie jak najdogodniejsze warunki bytu i rozwoju, rozszerzyć posiadane
terytorium i pole dla swej ekspansji.
Kto zaś wierzy, że dusza jego narodu zawiera pewne pierwiastki cenne dla
ludzkości, że jest zwierciadłem, odbijającym pewne strony wiecznej prawdy,
wiecznego dobra i wiecznego piękna, dla innych narodów niewidoczne, ten za
obowiązek już nie tylko względem swego ja, ale i względem całej ludzkości uznać
powinien walkę o zapewnienie narodowi swemu miejsca godnego wśród innych
narodów.
Od rozważań nad wewnętrznym stanem Francji zwraca się przeto Barrès do
tego, co za istotne swe zadanie uznaje, do uświadomienia swemu narodowi jego zadań zewnętrznyc, do wskazania mu dróg, po
których powinien kroczyć, aby się "nie zmniejszać", aby swój cenny
dorobek, w ciągu długich wieków kultury zdobyty, zachować i pomnożyć.
Francji zaś, jej duchowi, jej ziemi i ludowi zagraża sąsiad wschodni.-
państwo Niemieckie. Wieki już trwająca walka kultury francuskiej z germanizmem,
tocząca się nad brzegami Renu, nie ustała, — łudzić się bowiem nie należy, że za
niechcianie myśli o odzyskaniu utraconych po wojnie 1870 roku prowincji
ułagodzi potęgę germańską. Kto z najbardziej wysuniętych wałów ustępuje, ten
ułatwia tylko postęp nie przyjacielowi, zachęca go do posunięcia się naprzód
stopą zaborczą.
Na ziemiach Lotaryngii toczyły się te boje, — z kresów tych przeto
powstał najwymowniejszy głosiciel hasła obrony narodowej. Zatracenie w morzu
germańskim jego wzgórz i i dolin rodzinnych boleć go musi bardziej niż
kogokolwiek, a że nie może wystąpić z bronią w ręku, przeto spełnia inaczej
swoją misję: wprowadza do świadomości narodowej myśl o konieczności walki,
porusza w tym celu najsubtelniejsze struny duszy francuskiej. „Na granicy
wschodniej mój mały naród przez wieki całe odgrywał rolę główną w tej walce
ras, w której jestem skromnym żołnierzem. Pisałem był przed kilkoma laty, że
będzie to szczytem mego pisarskiego zawodu, jeśli kiedyś zdołam rzucić więcej
światła na walkę, toczącą się nad Renem, walkę między duszami i w duszy
każdej". Na szalę wydarzeń rzuca swój umysł niepowszedni i swój talent
artystyczny. „ Coraz mniej mam wiary w skuteczność wywodów logicznych. Gdy
najdoskonalszy dialektyk zmusza nas, byśmy go słuchali, najczęściej przekonywa
nas tylko o swej wyższości umysłowej, ale nie przekonywa o tym, że ma
słuszność. Trzeba rzucić w umysły nasiona-wyobrażenia tak silne, by działały
dalej, nawet wówczas, gdy już zamilkniemy". W myśl tego założenia
rozpoczął Barrèsa książką swą "Au service de l'Allemagne" nowy
cykl dzieł pod ogólnym tytułem "Les bastions de l'Est”, w których
zamierza przedstawić „jedną scenę z długiej tragedii, rozgrywającej się nad
Renem między romanizmem a germanizmem”.
Bo walka nie ustała, toczy się ona dalej środkami pokojowymi w duszach —
o dusze mieszkańców krain, wcielonych do państwa Niemieckiego; a celem Barrèsa
— wykazanie, że "nie jest w mocy zwycięzcy zmiana krwi w żyłach
zwyciężonego”. Któż bardziej od nas zdolny jest pojąć całą głębię i cały sens
tego krótkiego zdania!
Aby Barrèsa zrozumieć, nie wystarcza poznać treść rozwoju jego ducha;
trzeba ten rozwój przeżyć razem z autorem, czytając jego dzieła głębokie i
piękne. Korzyścią zaś obcowania z nim jest nie tyle poznanie jego poglądów, ile
zdobycie metody, odnalezienie drogi, wiodącej do poznania praw rozwoju duszy
indywidualnej i zbiorowej przez obcowanie ze zmarłymi i z ziemią.