Artykuł
Idea a walka
Zdzisław STAHL

 Pierwodruk: fragmenty książki Idea a walka, Warszawa 1938, s. 5-14, s. 45-122.

 

Co to jest polityka?

Polityka jest to działalność kształtująca życie zbiorowości w imię jej dobra. Jednostki np. dobrze albo źle spełniające swoje obowiązki ro­dzinne, czy też źle albo dobrze prowadzące swoje interesy, również kształtują życie swojej zbiorowości. Działalność ich wszakże nie jest polityką, skoro jej nie przyświeca cel ogólny, związany z bytem, rozwojem i celami zbiorowości.

Politykę wsi prowadzi, kto działa, mając na oku dobro tej całości, jaką tworzy wieś. Politykę miejską, zawodową albo partyjną prowadzi ten, kto jest w swoim postępowaniu wiedziony ideą dobra tych innych całości. Politykę polską prowadzi ten, kto działa w imię dobra Polski.

Politykę wsi, miasta lub zawodu można prowadzić jako dział polityki narodowej, o ile się cel tej mniejszej zbiorowości rozumie jako podporządkowany celom ogólniejszym.

Pojęcie kształtowania życia zbiorowego jest bardzo ogólne. Działalność wychowawcza i religijna Kościoła jest niewątpliwie kształtowaniem życia również doczesnego i również zbiorowego, a utrzymana w swoich granicach nie jest polityką. Tak samo sztuka kształtująca życie duchowe jednostki wpływa również wydatnie na kierunek rozwoju życia zbiorowego, a przecież nie nazywamy twórczości artystycznej polityką. Zarówno religia jednak, jak i sztuka oddziałują bezpośrednio i przede wszystkim na jednostkę, a dopiero za jej pośrednictwem i w dalszych skutkach wywierają wpływ na ludzkie współżycie oraz jego formy. Polityka przeciwnie, ma jako główny przedmiot życie zbiorowe, a za jego pośrednictwem dopiero i z jego stanowiska kształtuje jednostkę. Bezpośrednią dziedziną polityki są przede wszystkim wszelkie formy współżycia, więc zrzeszenia dobrowolne i przymusowe, instytucje i prawa – w pierwszym rzędzie zasadnicza i na­turalna forma życia zbiorowego: państwo.

Granice między polityką a innymi dziedzinami nie są nieprzekraczalne ani stałe. Odpowiedzialność za losy życia zbiorowego nie pozwala na obojętność wobec tego, co dzieje się poza owymi granicami. Zwłaszcza, gdy w pewnych okresach historycznych atak na zbiorowość przygo­towuje się i rozwija poza tymi granicami – np. wywracający najogólniejsze pojęcia, wyobrażenia i uczucia jednostki, istotne dla bytu społecznego albo mobilizujący zbiorowość podporządkowaną niższego rzędu przeciw państwu – polityka nie może pozostać na to obojętna. Granice te zresztą nie istnieją realnie, realnie oddzielając życie osobiste od społecznego albo życie jednej społeczności od drugiej. Są to tylko granice nakreślone przez podział funkcji wynikający z różnorodności stron i celów tego samego i jednego życia ludzkiego. Problem tych granic to zarazem odwie­czny problem wzajemnego stosunku władzy świeckiej i duchownej, w historii naszej cywilizacji stosunku Kościoła do Państwa; dalej problemy stosunku Państwa do zbiorowości niższego rzędu, w jego ramach rozwijających swoją działalność i realizujących swoje cele. Odkąd materializm dziejowy rozpoczął mobilizowanie warstw społecznych, pod klasowymi hasłami interesów gospodarczych przeciw całościom narodowo-państwowym, ta strona problemu nabrała w polityce narodów nowego szczególnego znaczenia.

Podstawy istnienia wszelkiej zbiorowości tkwią w życiu duchowym jednostek i natury duchowej jest byt wszelkiej zbiorowości, choć niewątpliwie duchowa ta wspólnota rozwija się zwłaszcza w okresach pierwotniejszych istnienia na tle związków rodowych i plemien­nych. Wspól­nota ta obejmuje sobą fizyczne jednostki gatunku ludzkiego i rozwija się w ich życiu duchowym. Na istotę zbiorowego współżycia ludzkiego składają się kategorie instynktów i uczuć, wyobrażeń i pojęć życia wewnętrznego.

Zasadniczą postacią moralną i polityczną zbiorowego istnienia jest poczucie odpowiedzialności za wspólny byt, objawiające się w świadomości niektórych jednostek zbiorowiska jako instynkt władzy i rządu oraz jako skłonność do podporządkowania się im i posłuszeństwa, występująca u liczebnej większości. Daje to w rezultacie hierarchiczny układ społeczny, jako naturalną i konieczną for­mę współżycia, bez względu na zmienne i przemijające idee przewodnie ustrojów politycznych. Jednostki albo grupy jednostek rządzących nie zawsze są ze sobą zgodne co do kierunku dążeń i często toczy się między nimi mniej lub bardziej ostra walka o władzę, w której liczebnej większości przypada od czasu do czasu aktywniejsza rola arbitra, który przyczynia się do przejścia rządów z rąk jednej grupy, czy też jednostki, do rąk innych.

Walka o władzę, a zwłaszcza proces przechodzenia jej z rąk do rąk w niektórych okresach rozwoju zbiorowości może być groźny dla jej bytu. Zwłaszcza zagrożony od zewnątrz wymaga on bowiem wewnętrznego zwarcia i jednolitości. Po wtóre wewnętrznej jedności i ciągłości rządów wymaga szczególnie taki okres współżycia zbiorowości, kiedy jej młode formy są jeszcze płynne, nieokrzepłe. Utrzymanie ciągłości władzy staje się wtedy istotnym warunkiem utrzymania, bytu i dalszego rozwoju zbiorowości.

Rzetelny instynkt władzy jest z istoty swojej poczuciem odpowiedzialności, a ludzie tym obda­rzeni są to jednostki politycznie aktywne, czyli politycy.

Poczucie odpowiedzialności za byt i przyszłość grupy społecznej spada na barki jednostki jako ciężar zmuszający do szczególnie dużych świadczeń, przeciw którym buntują się pierwiastki indywidualnego egoizmu. Instynkt władzy daje sobie z tymi buntami radę, a dodatkową rekompensatą świadczeń, wypływających z działa­nia pod jego wpływem, są pewne okoliczności za­dowalające egoizm, które towarzyszyć mogą niektórym okresom działalności politycznej. Ambicja wtedy i żądza sławy, próżność albo zamiłowanie do zbytku mogą znajdować w pewnych warunkach również zaspokojenie.

Ewentualna dodatkowa rekompensata za instynkt władzy, wypływający ze społecznego po­czucia odpowiedzialności, może mieć dla polityka mniejsze lub większe znaczenie. Przedmiotowa wartość moralna polityka, a zwykle również skuteczność jego działania jest tym większa im re­kompensata znaczy u niego mniej. Bezinteresowność jest bez wątpienia dodatnią i ujmującą cnotą polityka, ale sama nie stanowi jeszcze wartości politycznej; odgrywa tylko rolę dodatniego warunku. Cnoty prywatne i dobre chęci polityków wystarczają w ogóle tylko do ich osobistego zba­wienia, lecz dla pomyślności narodów, którym służą, trzeba czegoś więcej i cnót innego rzędu. Trzeba głębokiego i żywego poczucia odpowiedzialności za społeczność, umiejętności rządzenia i zdolności urzeczywistnienia postawionych celów.

Nie należy zapominać, że na polityce żerują również typy, których pragnienie władzy nie wypływa bynajmniej z poczucia odpowiedzialności, ale jest w istocie swojej wolą wzbogacenia się lub zamiłowaniem do oklasków i popularności, czyli po prostu nieposkromioną żądzą podobania się. Ludzie tacy nadawaliby się naprawdę do handlu, gdzie robić majątek można, albo na operetkowe diwy, szalejące z radości po „frenetycznych” oklaskach, a ulegające napadom histerii z powodu gwizdu publiczności lub nieprzychylnej notatki prasowej. Tymczasem, jak prawdzi­wy żołnierz musi być gotów oddać bez namysłu i wahania życie, tak samo polityk prawdziwy musi umieć ryzykować i lekceważyć, gdy trzeba, swoją popularność.

Na polityka nie otrzymuje się znikąd patentu, ale wbrew dość rozpowszechnionym opiniom nie każdy w ogóle i nikt bez przygotowania nie może się zabierać do odpowiedzialnej pra­cy politycznej. Polityka jest powołaniem, sztuką i umiejętnością zarazem. Trzeba więc do niej pewnych szczególnych przyrodzonych kwalifikacji moralnych, talentu, ale również i doświadczenia. Doświadczenie jest w polityce elementem tym bardziej ważnym, że nie może go zastąpić żadna wiedza teoretyczna. Trzeba wiedzieć konkretnie jakie skutki następują po jakich przyczynach w tym konkretnym i realnym środowisku, w któ­rym rozwija się działalność. Obserwatorzy życia politycznego mają często zwyczaj sądzić bardzo surowo polityków za wyniki ich pracy nie dość doskonałe. Ludzie ci sądzą, że wystarczyłyby dobre chęci polityków, aby zapanował raj na ziemi, a zapominają, że z natury rzeczy wynika zło, przeszkody i trudności, co wszystko z wysiłkiem dopiero musi być pokonywane. Zapomina się również, że politycy są obarczonymi wyższą odpowiedzialnością i obowiązanymi do przodowania w pewnych dziedzinach, lecz członkami tego samego społeczeństwa, którego zalety, wady i kwalifikacje z góry określają zakres ich możliwości i osiągnięć. Nikt nie ma pretensji do inżyniera o most na księżyc, ale od polityka wymaga się stale rozmaitych cudów i nadzwyczajności. Wieczny pokój i powszechny dobrobyt to rze­czy – według często spotykanej opinii – proste i łatwo osiągalne, gdyby… rządy państw, spoczywające w rękach tych przeklętych polityków, nie stały temu na przeszkodzie.

Polityka i politycy w kołach szerokich społeczeństwa i w przeciętnej społeczeństwa opinii nie cieszą się w ogóle oceną pochlebną. Na politykę i polityków narzeka się podobnie jak na pogodę. Jest to na ogół tyle samo sensowne i głębokie. Opinia publiczna jest bardzo skłonna do przypisywania politycznym działaczom niskich motywów postępowania i małej wartości moral­nej. Do najlżejszych zarzutów należy przy tym pomawianie ich o osobistą ambicję i ślepą żądzę władzy. Zarzuty tego rodzaju są bardzo często niesprawiedliwe, a zawsze są niesprawiedliwe o tyle, że instynkt władzy – jak stwierdziliśmy powyżej – jest nieodłącznym towarzyszem psychologicznego zjawiska poczucia odpowiedzialności za dzieje społeczeństwa. Naprawdę więc, kto nie posiada owej, tak często potępianej „żądzy władzy” nie jest pełnowartościowym działaczem politycznym. Chodzi tylko o to, aby umiał równie dobrze przyjmować róże, jak i kolce jej sprawowania i po wtóre, aby władza była dla niego środkiem do realizowania jego politycznej idei.

To, co dzieli polityków między sobą i co jest pomiędzy nimi przedmiotem sporu i walki, to powinno wynikać i zwykle wynika z różnicy w poj­mowaniu dobra tej zbiorowości, której służą. Głębokiemu przekonaniu towarzyszy zwykle zapał i nieustępliwość, a nie skłonność do zgody i kompromisu, którą należy objawiać w sprawach drugorzędnych. Nowe prądy w polityce dokonujące głębokich przeobrażeń i posuwające naprzód życie narodu odznaczają się przeto zwykle duchem zapału i nieprzejednania. Ponieważ niewątpliwie głównym i zasadniczym środkiem kształtowania dziejów narodu jest sprawowanie władzy państwowej, przeto walka polityczna sprowadza się bardzo często do walki o władzę. W związku z taką sytuacją przeciętna opinia iden­tyfikuje nieraz politykę z walką o władzę, co w istocie rzeczy nie jest słuszne i zjawisko wtórne, jakkolwiek konieczne, traktuje się tu jako rzecz pierwszorzędną i zasadniczą.

Rola idei w życiu politycznym wymaga specjalnego omówienia. Kto ma poczucie odpowiedzialności za rozwój życia narodowego, ten musi umieć wskazywać mu drogi i cele na przyszłość – musi chcieć je prowadzić naprzód. Najczęściej nie wystarczy samemu wiedzieć do czego się idzie i samemu znać cele, które chce się osiągnąć, ale trzeba umieć również przedstawić te cele innym i uzasadnić ich słuszność. Zwłaszcza w stosunkach współczesnych, kiedy szerokie warstwy społeczeństwa uczestniczą w ważnych decyzjach po­litycznych i współdziałają świadomie w życiu państwowym, przedstawianie i formułowanie celów politycznych posiada szczególne znaczenie. Formuła celu musi mieć szczególny charakter, można powiedzieć artystyczny, aby posiadać zdolność przekonywania i mobilizowania energii społecznej na swoją rzecz. Taką artystyczną formułę politycznego celu nazywamy ideą.

Czasem w idei jest więcej artyzmu i zdolności przyjmowania się w opinii niż sensu. Czasem nie jest ona wyrazem celu, wskazywanego przez przywódcę politycznego, lecz formułą aktualnych odruchów i modnych tendencji. Wtedy mamy do czynienia nie z przodowaniem polityka w stosun­ku do społeczeństwa, lecz z realizacją zasady: jestem ich przywódcą, a więc muszę iść za nimi. Polityka w takim wypadku staje się nie odpowiedzialną pracą kierowniczą ani świadomą twórczością i podnoszeniem poziomu życia publicznego ku górze, lecz kapitulacją i cofaniem się po linii masowych odruchów i najsłabszego oporu.

Różnica między frazeologią a ideologią ma również swoją stronę subiektywną i mora1ną. Jeśli głoszone hasła raczej rozpalają wyobraźnię i służą popularności przywódców, niż regulują postępowanie, wtedy mówimy o frazesach. Przez idee natomiast rozumiemy takie poważne myśli, które tworzą zarazem wytyczne postępowania i są punktem wyjścia wytrwałych dążeń. Strona moralna ideologii jest często ważniej­sza od jej treści i w sposób bardziej istotny cha­rakteryzuje kulturę polityczną narodu. Wprowadza ona do polityki poczucie odpowiedzialności, które jest nieodzownym współczynnikiem samodzielnego kierownictwa życiem narodowym i zasadniczym składnikiem kultury narodu suwerennego, czyli kultury państwowej.

Umocnienie i pogłębienie tych elementów moralnych w polityce polskiej bieżącego okresu historycznego, który nastąpił po odbudowaniu państwa, posiada szczególnie doniosłe znaczenie. Praca w tym kierunku musi więc należeć do głównych zadań wychowawczych Obozu Zjedno­czenia Narodowego. […]

Problemy secesji, rozłamów, frond w życiu form organizacyjnych i równoległe a jednorodne zjawiska ewolucji i rewolucji pojęć, zmiany przekonań i poglądów są dzisiaj w naszym życiu narodowym pierwszorzędnej aktualności. Secesje, frondy i rozłamy, ewolucje i rewolucje ideowe postępują jedne za drugimi, powtarzają się i mno­żą, stając się charakterystycznym zjawiskiem bieżącego okresu politycznego.

Zjawiskiem charakterystycznym i dodatnim.

Epokowy bowiem akt odbudowania państwa sprowadzić musi nie dokonaną dotąd w  umysłowości polskiej ostatecznie zasadniczą rewolucję w stosunku jednostek i grup społecz­nych do organizacji państwowej, która do nieda­wna była czynnikiem obcym i wrogim. Muszą zniszczeć i zniknąć wszystkie formy partyjne, z tej minionej i szczęśliwie przełamanej epoki się wywodzące. Przez chaos ruin idziemy ku nowemu światu form i kształtów. Idziemy nie równym krokiem, ale wielkimi rzutami naprzód, kiedyś siłą woli Piłsudskiego dokonywany­mi, albo potem przystankami i nawrotami, po których znów trzeba ruszyć naprzód.

Takim wielkim rzutem naprzód było wzniesienie wspanialej budowli państwowej w postaci Konstytucji Kwietniowej i takim wielkim przystankiem jest proces ostatnich dwu lat, gdy stare formy partyjne życia społecznego, zamiast zniknąć ostatecznie pod naporem nowoczesnej orga­nizacji państwowej, powrotną falą ciągnąć zaczęły polskie życie publiczne wstecz, a w duszach ludzkich zakwitać poczęły z powrotem stare pierwiastki przedwojennego doktrynerstwa partyjnego. Idea zjednoczenia narodowego wszystkich sił społecznych na gruncie nowej Konsty­tucji rzucona przez Marszałka Śmigłego-Rydza wy­dała wojnę tej powrotnej fali, znacząc w ten sposób zarazem początek nowego pochodu naprzód i dźwigania życia polskiego na wyższy poziom.

Nowy etap, który stoi przed nami, to przezwyciężenie ostateczne skostniałych szablonów politycznego myślenia, to wojna o myśl nową i świeżą z antykwariuszami przeszłości, okopanymi na szańcach nienaruszalnych kanonów partyj­nych. W tej dziedzinie wojna musi być bezwzglę­dna i nieubłagana, bo nie ma kompromisu pomiędzy stanowiskiem starego partyjnictwa i pomiędzy stanowiskiem państwowym. Nie ma też przejścia ewolucyjnego z jednego na drugi poziom. Jest tylko rewolucja pojęć, jako droga jedyna przemiany istotnej i organicznej.

Wiedząc o tym, stare partie strzegą pilnie zasady niezmienności przekonań i pieniaczej wierności sztandarowi partyjnemu, choćby obróconemu przeciw godłom państwowym, choćby przeciw młodemu przeświadczeniu sumienia i przeciw oczywistości interesu narodowego.

Stare partie w tych opłotkach swoich gett doktrynalnych zajmują pozycję w naszej opinii publicznej wygodną i popularną, a ludzie, którzy nie zmienili przekonań od urodzenia i w ogóle „zasadniczo” ich nie zmieniają, cieszą się na ogół niespornym autorytetem, gdy zmiana poglądów tłumaczona jest zwykle motywami niższego rzędu. Zawzięte pieniactwo i tępy upór nieskończenie leniwej myśli ceni się wysoko jako charakter i cnotę, podczas gdy zmiana przekonań lub przy­należności organizacyjnej – naprawdę będzie aktem śmiałości, odwagi cywilnej i niezakłamanego życia wewnętrznego – rozumiana jest przez tę samą przeciętną opinię jako brzydki, wstydliwy uczynek, zdrada popełniona dla osobistego interesu.

Trudno o większy i jaskrawszy fałsz jak ta banalna opinia, bezgranicznie szkodliwa, zwłaszcza w bieżącym okresie historycznym naszego ży­cia narodowego. Bo nie ze zmiany przekonań, lecz właśnie z wierności starym szablonom tłuma­czyć się dzisiaj winni ludzie przed opinią publiczną. Dziś po gruntownej zmianie sytuacji i zadań Narodu, dziś w okresie, gdy życie całego świata ulega wielkim i głębokim przeobrażeniom i kroczy szalonym tempem naprzód, nie porzucenie starych formułek, ale wierność talmudyzmowi przedwojennego getta, tej lub innej partii, oburzać winna i prowokować polską opinię publiczną.

Reklamowana wierność partyjnym dogmatom nie jest dziś cnotą słabości, ale przywarą lenistwa i pieniaczego uporu, nie jest trudem pokonywania przeszkód, tylko wygodnym unoszeniem się z prądem, nie służy tylko szkodzi Polsce.

Pyszna ta, warcholska „wierność” najwier­niej chyba przypomina niezmienne zasady „złotej wolności”, czyli anarchii i nierządu dawnej Rzeczypospolitej. W imię tej wierności nie wahano się zdradzać kraju i odwoływać do gwarancji najjaśniejszej imperatorowej rosyjskiej.

Szczera i głęboka zmiana przekonań, będąc śmiałym zerwaniem z opinią środowiska w imię odkrytej bezpośrednio, własnym umysłem nowej rzeczywistości, jest aktem rozwoju i twórczości myśli, aktem nie zdrady, lecz najwyższej wierności swojej prawdzie wewnętrznej, w imię której wydaje się wojnę panującym wszechwładnie szablonom.

Normalna to od wieków droga wszelkiej pionierskiej twórczości ludzkiej. […]

Dzieje polskie od roku 1918 z punktu widze­nia rozwoju politycznych form ustrojowych dadzą się podzielić na trzy okresy, przy czym ostatni, zaledwie rozpoczęty, obecnie właśnie przeżywamy.

Pierwszy trwał do maja 1926 r. i był dziełem przedwojennych formacji społeczno-politycznych, powstałych w ramach i w stosunku do zaborczej organizacji państwowej, rosyjskiej, niemieckiej albo austriackiej. W istocie swojej był on próbą zorganizowania państwa, jako nadbudowy tych przedwojennych form partyjnych. Partie owe, jako fundament i podbudowa, próbowały wyemanować z siebie centralną władzę państwa, jako wypadkową i nadbudowę swojego układu form, sił i wpływów.

Próba zawieść musiała, bo przedwojenne partie, zorganizowane w duchu nieodpowiedzialności za państwo, które było obce, albo nawet jego ne­gacji, nie zdołały w sobie tego grzechu pierworodnego apaństwowości przełamać. Rządy Sejmu, potem sformalizowanie ich i próba utrwalenia w Konstytucji Marcowej, skopiowanej na zachodnioeuropejskim parlamentaryzmie partyjnym, wszystko to załamało się pod naporem sił młodszych innego pochodzenia.

W roku 1926 Józef Piłsudski, jako szef żywiołów, kiedyś rewolucyjnych w stosunku do państwa zaborczego, a potem Wódz walk wyzwoleńczych i wojny zwycięskiej, dokonał zamachu stanu. Dokonał go w imię zasady rządu, jako pierwszego atrybutu suwerennej władzy pań­stwowej. Wobec oczywistej niemocy przedwojennych partii wystąpić musiał element nowy, nieobciążony śmiertelnym grzechem współistnienia w zaborczym państwie. Element siły stał się odrodzonej suwerenności państwowej zdrową podstawą i twardym pionem – zgodnie z naturą i historią rzeczy.

Po zamachu majowym rozpoczął się okres drugi, budowania organizacji państwowej w oparciu o pion żywiołowej siły, młodego in­stynktu państwowego, uosobionego w Józefie Piłsudskim.

Konstytucja Kwietniowa jest owo­cem prawnym i uwieńczeniem tego drugiego okresu i zarazem otwarciem nowego, który od dwu przeszło lat przeżywamy.

Treścią trzeciego, czyli aktualnego okresu naszej ewolucji wewnętrznej, jest walka konstruktywnego ducha państwowego, który zwyciężył już w dziedzinie form konstytu­cyj­nych o rozszerzenie zwycięstwa na organizację polityczno-społeczną.

Walka ta jest walką młodego ducha konstruktywizmu państwowego ze starym apaństwowym partyjnictwem, które stało się dzisiaj ostoją i oparciem dla wszystkich czynników odśrodkowych, przeciwnych procesowi wewnętrz­nego wzmacniania się Państwa Polskiego. Na płaszczyźnie organizacyjnej wyraża się ona w równoległych zjawiskach kruszenia starych formacji politycznych i tworzenia na ich miejsce nowych, o kierunku koncentrycznym oraz dynamice twórczej, które by stawały się elementem wielkiego procesu zjednoczenia narodowego.

Walka ta posiada pewien przebieg typowy i rozwija się według prawideł rozwojowych, które warto poznać i zanalizować. Bez zrozumienia bowiem istoty tego procesu jako najbardziej charakterystycznego zjawiska naszej polityki współczesnej nie można pretendować do jej dobrego zrozumienia.

W tej walce, jak pisaliśmy niedawno na tym samym miejscu, pieniactwo, upór i lenistwo myśli, wystrojone w togę niezłomności charakteru i najświętszych zasad, posiadają często sprzymierzeńca w pewnej części opinii. Mianowicie w tej opinii, która tylko z boku i w roli obserwatora przygląda się walkom politycznym, ale której znaczenie jest w pewnych okresach rozstrzygające. Tam bowiem tkwią potencjalne siły, które uruchomić może nowy ruch polityczny, rzucający nowe idee. Nie politycznie zorganizowani bowiem, stanowiący znikomy procent społeczeństwa, ale szerokie masy bezpartyjnych tworzą właściwy rezerwuar sił dla grup politycznych, rzucających nowe idee i rozpoczynających nowe ruchy masowe.

I dzisiaj, w bieżącym okresie politycznym, przede wszystkim ta szeroka opinia musi zrozumieć istotę politycznych przemian, rozgrywa­jących się przed jej oczyma.

Musi zrozumieć, że secesje, frondy i rozłamy, że wszystkie te zjawiska, składające się na rozkład partii politycznych, to zjawisko dodatnie procesu przystosowywania się form społeczno-politycznych naszego życia do własnej, polskiej formy polityczno-prawnej, wyrażonej w Konstytucji Kwietniowej. Musi zrozumieć, że w naszym wewnętrznym rozwoju historycznym po odzyskaniu niepodległości forma konstytucyjna, jako pionierska, wyprzedziła formy społeczne (na przekór schematom rozwojowym XIX stulecia i wzorom zagranicznym), a rozłamowcy i secesjoniści są dzisiaj w polskim społeczeństwie nie produktami oportunizmu, słabości i wstecznictwa, ale przeciwnie ludźmi walczącymi przeciw prądowi w imię ideałów wielkiej przyszłości polskiej.

Musi wreszcie szeroka opinia publiczna zrozumieć, że w chaosie tego burzenia i rozpadania się starych formacji partyjnych, rodzi się nasza nowoczesna myśl i kultura państwowa, rodzi się idea odzyskanej suwerenności polskiej.

Jakżeż odmienne jest rozumowanie partyjne od państwowego! Prawdziwa przepaść dzieli łatwe i ponętne formułki, te półfrazesy obliczone na efekt tłumu i półdogmaty dla studentów i kawiarnianych polityków od wielopłaszczyznowego rozumowania państwowego, którego punkt wyjścia spoczywa na moralnej podstawie poczucia odpo­wiedzialności, a którego kierunek mierzy w nieskończoną rozmaitość i bogactwo konkretnej rzeczywistości. I nie między lewicą a prawicą, nie między frazeologią klasową a partyjno-nacjonalistyczną, lecz między doktrynersko-demagogicznym a realistycznym i odpowiedzialnym sposobem pojmowania polityki biegnie dzisiaj zasadnicza linia podziału wśród grup politycznych. I zaprawdę nie ma ewolucyjnego przejścia od jednej metody do drugiej, nie ma kompromisu między jednym a drugim stanowiskiem.

Złe rezultaty mieli ci, co z jakichkolwiek po­wodów kompromisu tutaj próbowali. A próbowały kompromisu z jednej strony niektóre grupy, które oderwawszy się od stanowiska partyjnego, nie zdołały tego uczynić całkowicie i istotnie, a z drugiej strony w ostatnim okresie wielkiego przystanku po uchwaleniu Konstytucji pewne ośrodki, w których na tle wyczerpania walką ożyły z powrotem stare pierwiastki apaństwowego partyjnego rozumowania, zmartwiałe i przygłuszone w okresie wielkiej twórczości państwowej Józefa Piłsudskiego.

Niektóre grupy, zerwawszy węzły organizacyjne z macierzystą formacją partyjną, pozostały w martwym punkcie rozwoju. Porzuciwszy starą drogę, nie umiały obrać nowej, dokonawszy secesji, nie zdołały zapoczątkować nowego ruchu politycznego.

Jest to zjawisko dość typowe, gdy chodzi o peryferyjne konsekwencje wielkiego pro­cesu przeobrażenia politycznej organizacji społeczeństwa. Daje ono w rezultacie jednostki albo grupę polityczną, spętaną tak głęboko kompleksem secesyjnym, że pozostaje ona już na zawsze tylko wieczną secesją, czyli zmarniałą gałęzią politycznego rozwoju, czyimś gdzieś bezpłodnym protestem i jałową negacją.

Kompleks secesyjny gnieździ się w ludziach słabych i niezdecydowanych, niezdolnych do walki z atmosferą środowiska. Kiedyś, albo zmęczeni walką zachwiali się, albo straciwszy wiarę w daw­ne ideały, nie potrafili sobie sformułować własnych i nowych. Chorują na wyrzuty sumienia, jako że decyzja rozłamu była w nich subiektywnie aktem słabości i oportunizmu, a nie wynikiem siły charakteru i nowego przekonania własnego.

Tacy peryferyjni secesjoniści z oportunizmu tym się przede wszystkim odznaczają, że nie są zdolni do walki z grupą, z którą się rozstali. Uważają to za nieprzyzwoite, bo zapewne nieprzyzwoite były powody, dla których secesji dokonali. Kto bowiem po ciężkiej walce wewnętrznej uświa­domił sobie istotną różnicę poglądów, dzielącą go od macierzystej organizacji i dla tej przyczyny zerwał z nią więzy, ten niewątpliwie będzie z nią następnie walczył zawzięcie i bez skrupułów.

Bo wszakże o różnicę poglądów prowadzi się walkę w polityce i trzeba ją w imię tej różnicy prowadzić z przeciwnikami. Organizacja zaś, którą się dla istotnych różnic porzuciło, z natury rzeczy staje się przeciwnikiem i to zwykle najzawziętszym. Tak np. faszyzm wystąpił przede wszyst­kim przeciw socjalizmowi, albo w ubiegłym stuleciu demokracja narodowa po secesji z Ligi Polskiej, przeciw formacjom demokratyczno-masońskim.

Drugim objawem peryferyjnym procesów rozłamowych jest kompleks niezmienionych przekonań, czyli zamknięcie się w błędnym kole ciągłego dowodzenia, że rozłam nie polegał na zmianie programu, idei i poglądów. Jest w tym i trochę racji, i trochę tego, że wobec nowych problemów rozeszli się ludzie w dwie strony, ale przede wszystkim tkwi w tym kom­pleks usprawiedliwiania się i oportunizmu wobec opinii, nad którą panuje moda dozgonnej wierności partyjnym formułkom. Ci sami ludzie chwaliliby się, kłócili i dowodzili, że właśnie oni mają nowe przekonania, gdyby to nabrało dobrej marki w ich środowisku. Obiektywnie bowiem nie to jest ważne, czy ktoś zmienił czy nie zmienił przekonań, tylko to, czy posiada, wyznaje i głosi słuszne i pożyteczne, czy też błędne i niezdrowe przekonania.

Prócz tych secesjonistów z oportunizmu i braku męskiej decyzji, którzy często do śmierci zajmować się będą dowodzeniem, że „nie zmienili przekonań” i godzeniem nie dających się pogodzić punktów widzenia (dawnego, od którego odeszli i nowego, do którego boją się dojść), opóźniającym zjawiskiem pożądanych przeobrażeń politycznych jest zjawisko rozbrojenia wewnętrznego, jakby zawieszenia broni przez walczące strony nie z braku przedmiotu walki, lecz z powodu przemęczenia.

Trzeba umieć odróżnić zgodę z oportunizmu i przemęczenia, będącą cofnięciem się wstecz, od zgody na nowe przesłanki ustalone przez jedną ze stron walczących, czyli od zgody, która przynosi nowy, wyższy szczebel rozwoju politycznego.

Zgoda z przemęczenia ma podobne skutki, co rozłam z oportunizmu. Zatraca się poczucie słu­szności własnych celów, a natomiast nabiera się przekonania do haseł przeciwnika. Nie przechodzi się stanowczo i konsekwentnie na jego stanowisko, – co by nie stanowiło objawu słabości – tylko się nabiera pewnej sympatii do tego, co głosi przeciwnik polityczny i przyznaje mu się częściowo rację.

Owa ze zmęczenia wynikła zgodliwość tę ma jeszcze fatalną stronę, że „częściowa” racja przyznana jest zwykle temu, co najefektowniejsze, a najmniej wartościowe polityczny wróg posiada w swoim repertuarze. Dlatego płaszczyzna zgody obniża wtedy poziom życia politycznego, cofa go wstecz zamiast podciągać wyżej, a na plac występują pośledniejsze garnitury każdej z armii walczących.

Po wielkim przystanku, zawieszeniu broni i zarazem po okresie, w którym negatywne zjawi­ska rozpadania się starych form partyjnych dominowały nad osiągnięciami pozytywnymi, musimy wejść w okres dalszy budowania nowych form. W tym celu trzeba uprzątnąć gruzy i śmieci okresu przejściowego, złamać kompleksy secesyjne i objawy wewnętrznego rozbrojenia, przezwyciężyć atmosferę oportunistycznej zgody i przejść do zdecydowanego ataku i walk, w imię zjednoczenia narodowego na rodzimym gruncie państwo­wym Konstytucji Kwietniowej.

Kultura państwowa, godna suwerennego Narodu, który umiał wywalczyć sobie wolność, obronić granic i stworzyć własny ustrój prawny, wyruszyć musi na podbój szerokich mas społecznych i opinii publicznej, gdzie trwa jeszcze siłą inercji i bezwładu, paraliżująca polski rozwój mocarstwowy – przedwojenna kultura partyjna. […]

Główną treścią naszego życia politycznego jest wciąż jeszcze proces przestawiania się jego form społecznych w stosunku do organizacji państwowej. Wciąż jeszcze w życiu społecznym trwają bowiem formy tworzone w czasach, kiedy naród polski nie posiadał własnej organizacji pań­stwowej i w formach życia społecznego tworzył sobie surogaty organizacji państwowej. Surogaty te z natury rzeczy były obrócone przeciw państwu jako elementowi obcemu i wrogiemu. Przeszło stulecie trwająca tego rodzaju sytuacja stworzyła specjalny typ polskiej kultury politycznej: była to kultura anty- albo co najmniej apaństwowa.

Od chwili odbudowania państwa toczy się w życiu polskim proces przetwarzania tej a­państwowej kultury okresu minionego na kulturę państwową, czyli na kulturę narodu suwerennego, dla którego organizacja państwowa jest narzędziem własnej woli i dziełem własnego wysiłku narodowego. W tym nowym położeniu nie ma miejsca na formacje polityczne, które by były surogatami państwa, państwami w państwie albo, które by duchem swoim i kierunkiem działania były obrócone przeciw państwu. Tworząca się kultura państwowa musi eli­minować, likwidować i niszczyć wszystkie tego typu formacje, jako szczątkowe i anachroniczne pozostałości okresu minionego – bądź też obce agentury. Secesje, rozłamy, znikanie dawnych i tworzenie nowych grup i programów, to wyraz spontaniczny i żywiołowy tego procesu, odbywający się w łonie samego społeczeństwa i idący „od dołu”.

Podstawowym dziełem tworzącej się nowoczesnej polskiej kultury państwowej stała się z na­tury rzeczy sama organizacja państwowa, czyli ustrój konstytucyjny.

Prawo bowiem w oparciu o siłę i siła na usługach prawa, czyli państwo – to pierwszy naturalny i konieczny warunek bytu każdej społeczności, to konieczne ramy spokoju, bezpieczeństwa, pracy i dobrobytu wszystkich warstw społecznych, objętych organizacją państwową.

Pierwsza z kolei, Konstytucja Marcowa, była jeszcze dziełem okresu minionego i kultury apaństwowej. Była ona bowiem z jednej strony oparta na wzorach zagranicznych typu przedwojennego, a z drugiej strony znalazły w niej wyraz wszyst­kie te apaństwowe instynkty niechęci do silnej konstrukcji państwowej i mocnego rządu, które były znamieniem kultury politycznej okresu niewoli. Odrodzony instynkt państwowy Polski nowoczesnej, uosobiony w Józefie Piłsudskim, zna­lazł swój wyraz w rewolucji majowej a dalej w ustroju prawnym ustalonym Konstytucją Kwietniową. Naród polski objawił wolę posiadania państwa silnego i zwartego o władzy naczelnej scentralizowanej i trwałej. Jest to naturalne i lo­giczne, że nie niechęci do silnego ustroju politycznego, lecz zrozumienia dla jego wartości, jako zasadniczego warunku niezależnego bytu narodowego, nauczyły Polaków doświadczenia dawniejszej, przedrozbiorowej historii i stupięćdziesięcioletni okres niewoli. Tylko w złej tradycji, w zdegenerowanych instynktach i w odwiecznych skłonnościach aspołecznych natury ludzkiej przechowała się niechęć do organizacji państwowej. Ostoją tego złego ducha są w dzisiejszej Polsce przedwojenne formacje partyjne, ze swoimi sobiepańskimi ambicjami surogatów organizacji państwowej, rywalizujących z nią i przeciwstawiających się jej mocnej strukturze w imię haseł państwa słabego, w którym obywatel miałby rzekomo opływać w szczęście i dostatki.

Po uchwaleniu Konstytucji Kwietniowej i po śmierci Marsz. Piłsudskiego, rozpoczął się w naszym życiu drugi proces walki o zwycięstwo kultury państwowej, toczonej teraz na terenie form i treści życia społecznego. Bezpośrednio po epokowych zdarzeniach z wiosny 1935 r. zdawało się, że – prawem reakcji – wzbierająca fala przedmajowego partyjnictwa zapanuje z powrotem nad naszym życiem społecznym. Bardzo rychło jednak okazało się, że w tej przedwojennej Grenadzie starych form organizacyjnych panuje zaraza, a sukcesy odnoszone w nastrojach społeczeństwa, to są zwycięstwa pyrrusowe. Stare mechanizmy partyjne bowiem, stawszy się tylko pospolitym ruszeniem niezadowolonych, trzeszczeć poczęły pod naporem nurtujących je wewnętrznych sporów i przeciwieństw. Zwłaszcza na całej linii zarysowała się różnica zasadnicza pomiędzy starymi przywódcami, kostniejącymi na swoich posterunkach walki, która dawno przeszła do historii, a pokoleniem młodych, których radykalizm, opozycyjność, czy nawet rewolucjonizm może jest na­wet dalej posunięty, ale posiada zupełnie inne podłoże uczuciowe i inny kierunek. Współdziałanie obu tych elementów: zapiekłego pieniactwa starych przywódców i skrajnego dynamizmu młodych pokoleń jest zjawiskiem przejściowym, opartym na zbieżności przypadkowej i powierzchownej.

Lecz rozbieżność między pokoleniami nie jest jedyną, która nurtuje we wszystkich bez wyjątku partiach politycznych od zachowawców i endecji, poprzez rozmaite odmiany chadecji, aż po ludowców i socjalistów. Wszędzie mamy istną mozaikę grup i koterii, przenikających się sprzecznych ten­dencji i dążeń, jeśli chodzi o najważniejsze zagadnienia naszej polityki zagranicznej i wewnętrznej, wobec spraw ustroju politycznego i gospodarczego, w stosunku do problemów wsi i miasta.

Wspólną cechą tej całej przetwarzającej się w chaosie rozłamów i secesji, lub rozkładającej w impasie wewnętrznego skłócenia kultury partyjnej jest przede wszystkim piętno niezdrowego stosunku do organizacji państwowej, nadawanej jej przez przedwojenną tradycję i nałogi starych asów politycznych. Po wtóre, kulturę tego gasnącego świata cechuje niezdrowe i powierzchowne pojmowanie polityki, jako żonglerki haseł i tandet­nej produkcji nastrojów bez najmniejszego poczucia odpowiedzialności za ich realne następstwa, bez związku z konkretną rzeczywistością i pozytywnym działaniem. Idee polityczne przy tej metodzie stają się nie wytyczną postępowania ani formułą realnego dążenia, lecz środkiem podniecania opinii i zdobywania popularności. W ten sposób najwznioślejsze zwroty i hasła kryją w sobie uczucia i dążenia nic ze swoim brzmieniem nie mające wspólnego. „Naród” czy „demokracja”, „lud”, „społeczeństwo” czy „świat pracy” – wszystkie te hasła najrozmaitszej treści oznaczać będą w tym wydaniu zawsze to samo: sobiepańską ambicję partyjną, czyjąś partykularną pogoń za popularnością i mobilizację nastrojów negatywnych.

Kultura państwowa Polski nowoczesnej, która znalazła znakomity i oryginalny wyraz w Konstytucji Kwietniowej, przeniknąć musi teraz z kolei swoim duchem dobrowolne formy i żywą treść politycznego życia społecznego. Zwycięstwo to polegać będzie na likwidacji starych form partyjnych rozkładających się dzisiaj na naszych oczach w chaosie wewnętrznych sprzeczności i pożera­nych z kolei przez tego samego ducha negacji, który stał się ich jedyną treścią i programem. Taka jest negatywna strona procesu. Z drugiej strony – zwycięstwo kultury państwowej wyrazić się musi w powstaniu nowego typu organizacji politycznej społeczeństwa, która by w stosunku do państwa pojmowała swoją rolę jako czynnika uzupełniającego, współdziałającego i inicjatywnego – w harmonii z ustalonym prawem państwo­wym. Organizacja społeczna tego nowego typu dokonać musi uzdrowienia ideologii politycznej polskiej, nadając jej charakter większej moralnej odpowiedzialności i zdrowego realizmu. Idee polityczne przemienić się muszą w rzeczywiste wytyczne postępowania ludzkiego i – zamiast być echem przebrzmiałej historii lub oderwanymi utopiami – związać się muszą z konkretnymi zadaniami i żywymi problemami polskiej teraźniej­szości.

Takie podniesienie kultury politycznej społeczeństwa polskiego na poziom godny narodu suwerennego, a zgodny z duchem ustroju prawnego, należy do głównych zadań Obozu Zjednoczenia Narodowego.[…]

Większość ludzi żyje pod sugestią poglądu, że dynamika mas społecznych, że rozpęd i dążenia tzw. dołów muszą mieć kierunek rewolucyjny czyli obrócony przeciw państwu. Państwo w tym rozumieniu, jego siła i władze wyglądają na jakieś martwe i zesztywniałe przeszkody bro­niące się przed żywiołem i skazane nieuchronnie na to, by mu ulec.

Tę sugestię zawdzięczamy tradycji XIX stulecia. W tym okresie bowiem młode żywioły w imieniu ludu i demokracji szły przeciw kostniejącym tronom monarszym, twórczość ludzka wiązała się z buntem jednostki i młodych warstw społecznych przeciw skostniałej i starej formacji państwowej.

Ta sugestia ma jeszcze silniejszą wymowę, jeśli chodzi o umysłowość polską. Słowo rewolucja brzmi jeszcze milej i dźwięczy szlachetniej w uszach polskich. Rewolucja, to znaczyło walka śmiertelna młodych żywiołów i żywiołowy dynamizm skierowany nie tylko przeciw tronom zmurszałym, ale przede wszystkim przeciw tronom ob­cym – trzech mocarstw zaborczych.

Sugestia tej tradycji, dzięki której słowo rewolucja ma dźwięk budzący sympatię, a dynamizm dołów społecznych i szerokich mas uważany jest za identyczny z kierunkiem obróconym przeciw hierarchii państwowej, musi być z całą stanowczością odrzucona. Jest ona najzupełniej sprzeczna z prawdą doby współczesnej i z dynamiką życia narodowego w Europie powojennej w ogóle, a w Polsce w szczególności. I jest niewątpliwie szkodliwym defetyzmem jako postawa żywiołów odpowiedzialnych za sprawowanie władzy.

W Europie zabrakło już zmurszałych tronów, reprezentujących chylący się do upadku i przesta­rzały „ancien regime”, a młode żywioły demokratyczne wziąwszy odpowiedzialność za państwo, same zrozumiały potrzebę prawa, hierarchii i dyscypliny, jako fundamentów porządku społecznego i same stały się reprezentantami tego ducha państwowego.

Dynamika młodych żywiołów przybrała kierunek konstruktywny odpowiedzialności za państwo. Rewolucyjność przestała być synonimem młodości, świeżości i zapowiedzią nieuchronnie nadchodzącej i nieuchronnie zwycięskiej przy­szłości. A rząd i władza, prawo i państwo w powojennej Europie, opanowanej we wszystkich państwach przez żywioły rekrutujące się z demokratycznych i ludowych dołów, przestały już być synonimem kończącej się przeszłości, rozbrojonego wewnętrznie starego porządku i cofających się przed młodymi żywiołami mechanicznych zapór.

Ten obraz dynamizmu wewnętrznych sił politycznych jeszcze radykalniej zmienił się w Polsce, gdzie na ruinach zaborczych imperializmów powstało młode, odbudowane przede wszystkim przez ludowe i demokratyczne żywioły, Państwo Polskie. Nic mniej skostniałego i przestarzałego i mniej przeszłość reprezentującego, jak nasza pol­ska organizacja państwowa. Józef Piłsudski, jako symbol rewolucji młodych żywiołów polskich przeciw państwom zaborczym, stał się następnie uosobieniem konstruktywizmu państwowego i potęgą swojej woli skierował dynamikę polskiej twórczości narodowej na nowe tory organizowania państwa, odpowiedzialności za państwo i twórczej pracy w jego ustalonych ramach.

Dziedzictwo wspaniałej tradycji rewolucyjnej, jako wyrazu najszlachetniejszych dążeń i prężności młodego ducha, jest dzisiaj nakazem umac­niania stworzonej władzy państwowej i moralno­ścią suwerennej odpowiedzialności za życie, twórczość i przyszłość pokoleń na wielkim obszarze odbudowanego państwa polskiego. Sztandar polskiej rewolucji już „przepłynął ponad trony” i stał się sztandarem polskiej siły, prawa i twórczej pracy pokojowej.

Dzisiaj młodzieńczy zapał, idealizm, ofiarność i entuzjazm stać się musi nieodzownym współczynnikiem olbrzymiej pracy nad umacnia­niem organizacji państwowej i zagospodarowywaniem polskiego obszaru narodowego. Dziś wielkie zadania, jakie stoją przed polskim rozwojem historycznym mają charakter twórczy i pozytywny, a wysokie napięcie rewolucyjnego dynamizmu, właściwe młodzieńczej psychice, dość znajdzie pola i nęcących wyobraźnię zadań w przełamywaniu olbrzymich trudności wewnętrznych, zagradzających drogę do wielkości, siły i bogactwa oraz dość niebezpieczeństw na zewnątrz, grożących młodej suwerenności polskiej. Nagromadzone za­pasy sił duchowych w młodych narastających pokoleniach najbardziej naturalne i zdrowe ujście znajdą na tych drogach, ku górze wiodących, twórczości i budowania siły polskiej.

Dziś tradycję piękną polskich walk rewolucyjnych chciano by wyzyskać przeciw pozytywnym zadaniom budowania wielkiego państwa. Dziś umiarkowani i wygodni kiedyś wrogowie rewolucji przeciw zaborcom, chcieliby objąć protektorat nad dynamiką młodych pokoleń i skierować ją przeciw państwu własnemu, według przestarzałego schematu ubiegłego stulecia. Protektorzy ci na­stawiają też żagle młodzieńczych ambicji na wiatr obcej mody zagranicznej, obracając je przeciw polskim własnym dokonaniom i przeciw polskiej rzeczywistości konkretnej. Z drugiej strony na tory rewolucjonizmu, zwróconego przeciw państwu, stara się dzisiaj kierować dynamikę mas społecz­nych socjalistyczny materializm klasowy, tradycją swoją związany ze wspólnymi walkami o niepodległość przeciw mocarstwom zaborczym.

Z tymi sugestiami tradycji źle i szkodliwie, bo mechanicznie pojętej, zerwać musi stanowczo świadomość narodu suwerennego, a szczególnie myśl młodych żywiołów odpowiedzialnych za od­budowaną organizację państwową. Żywioły te wyrekrutowane ze wszystkich warstw narodu, lecz przede wszystkim z mas ludowych i z ruchu re­wolucyjnego walki o niepodległość, swoim młodym i twórczym duchem ożywiły polską organizację państwową. Nie są tu strażnikami skostniałych form i bezdusznego mechanizmu, opierającego się dynamice społecznych żywiołów. Nie wol­no im mieć ducha defensywy cofającej się ani tyrańskiej reakcji, skazanej na zagładę.

Dzisiejsze państwo nie może bowiem trwać bezdusznie, jak zardzewiały mechanizm, albo usychająca gałąź organizmu narodowego. Dzisiejsze państwo, dzieło młodych i przodujących sił społecznych, musi stać się kręgosłupem i naczelnym regulatorem życia narodowego. Państwo to nie będzie walczyło z dynamiką mas i narastających pokoleń, lecz winno żyć wspólnym rytmem i młodzieńczym rozmachem tej dynamiki, organizując jej twórczą pracę i wskazując drogi ekspansji.

Tylko takie państwo sprostać może wielkim zadaniom, narzuconym mu przez współczesność. Ku takiemu państwu prowadzą zasady ideowe Obozu Zjednoczenia Narodowego.[…]

W ostatnich latach wyhodowano w Polsce rewolucjonizm szczególnego gatunku: skierowany przeciw państwu polskiemu w imię haseł nacjonalistycznych.

Godzi on w państwo, nie mogąc ugodzić, prowadzi niby, lecz nie doprowadza do rewolucji, nie jest pożarem, tylko słabymi ognikami tli się i roz­plenia. Ogarnia głównie młodzież, wchłaniając w siebie jej zdrowy idealizm, jej patriotyczne instynkty i młodą zdobywczość. Wchłonąwszy zaś, marnuje potem skarby twórczej energii i paczy duchowo dorastające roczniki za rocznikami. Dość ma siły, by mobilizować energię psychicz­ną, ale zbyt mało, by dać jej zdrową satysfakcję realizacji celów albo choćby ich przybliżenia. W gruncie rzeczy jest parodią rewolucjonizmu: pseudorewolucjonizmem.

Gdy przed Polską stoją olbrzymie zadania wzmacniania organizacji państwowej, zagospodarowania narodowego obszaru i mnożenia bo­gactw, gdy trzeba młodzieńczego rozmachu, wiary i entuzjazmu do prowadzenia naprzód życia narodowego i podniesienia go na wyżyny mocarstwowej potęgi, siły duchowe młodych pokoleń zakaża paraliż rewolucjonizmu odwracającego od pań­stwa, czyli od pracy pozytywnej, realnej i twórczej, jałowiącego dusze bezpłodnością protestu, kulturą negacji i nienawiści.

Czym jest ze swojej istoty ten nacjonalistyczny pseudorewolucjonizm antypaństwowy? Skąd wziął się? Jakie są jego składniki i charakter? Czy jest poważnym zjawiskiem czy też falą, która sa­ma odpłynie? Czy wytworzyła go sama młodzież, mając w nim wyraz świadomy dążeń własnych, z własnej młodości wysnutych, czy też go jej pracowicie zaszczepiono z czyjejś strony?

Jest rzeczą dużej wagi dla polityki konstruktywizmu narodowo-państwowego, odpowiedzieć na te pytania.

Rewolucjonizm nacjonalizmu antypaństwo­wego jest realnym zjawiskiem naszej rzeczywistości politycznej. Jest nim jako psychologia, postawa, czy kompleks – czy jakkolwiek to nazwiemy – w sferze życia duchowego i jest nim jako organizacja, forma, seria faktów w praktyce życia narodowego. Jest tym, co nosi miano ruchu politycznego, czyli posiada zdolność mobilizowania energii psychicznej i udzielania się masowego. Niezdrowie tego ruchu, jego jałowość i błędny kierunek polega na następnym marnotrawieniu zmobilizowanej energii z powodu ślepego toru, na jaki została skierowana. Ale niemniej antypaństwowy rewolucjonizm narodowy ową energię dotąd jeszcze wytwarza.

Ruch polityczny – wbrew temu, co się ogólnie przypuszcza – nie powstaje sam z siebie, jako spontaniczna siła, której nikt nie stworzył i której nie można zniszczyć. Jest wytworem świadomej woli i jasnej myśli, dziełem systematycznej pracy, częściowo stwarzającej warunki, a częściowo dostosowującej się do nich.

Nacjonalistyczny rewolucjonizm skierowany przeciw Państwu Polskiemu, a narodzony rychło po jego odbudowaniu jest kompozycją bardzo ciekawą i sztuczną, wbrew wszelkim pozorom politycznej żywiołowości.[...]

A ci właśnie spośród dawnej N. D., co jak Grabski – a liczny był ich zastęp zmarłych już, lub żyjących – inny mieli stosunek do tradycji powstańczej i problemu siły zbrojnej, dziś rów­nież dalsi są lub dalecy od propagowania anty­państwowego nacjonalizmu rewolucyjnego.

Pierwsze też wyłamało z tego ślepego toru, tworząc nowy i samodzielny ruch narodowo-państwowy, to właśnie spośród pokoleń przez Dmowskiego wychowanych, które w latach 1918 – 1920 zdało egzamin walki zbrojnej i służby żołnierskiej pod własnymi sztandarami.

I dziś stoją znowu naprzeciw siebie z jednej strony przedwojenni rewolucjoniści wobec obcej władzy, dawni Legioniści i bojowcy polskich organizacji wojskowych, najmłodsi żołnierze armii polskiej z lat 1918–1920, a z drugiej przedwojenni przywódcy partii, wrogowie rewolucjonizmu wobec zaborców i ostrożni cywile z roku 1920. Pier­wsi stoją na straży polskiej siły państwowej – drudzy narodzili się po raz wtóry, jako „rewolucjoniści” w stosunku do własnej władzy, gdy liczą na jej pobłażliwość. Szukający pokoju i ostrożni, gdy grozi rzeczywiste niebezpieczeństwo, łakną krwi cudzym kosztem, gdy czują się bezpie­czni. Kosztem szlachetnego idealizmu studenckiego, który zdołali zmobilizować, kosztem szerokich mas biednej ludności rolniczej i robotniczej chcieliby powrócić do władzy, której nie umieli sprawować, której egzamin zdali na ocenę niedostateczną.

Jaskrawość tej paradoksalnej ewolucji akcentuje jednak najostrzej odwrócenie roli Józefa Piłsudskiego. Ten bowiem rewolucjonista, twórca własnej siły zbrojnej przeciw zaborcom, stał się po odbudowaniu Państwa znowu wrogiem zasadniczym stronnictw, lecz na przeciwnym krańcu: jako wódz naczelny armii, naczelnik państwa, konstruktor pionu siły państwowej i następnie prawa państwowego.

Łatwo będzie dowieść tej genealogii owego rzekomo „młodego” rewolucjonizmu nacjonali­stycznego, zwróconego przeciw państwu. Faktów na to i pism Dmowskiego starczy, gdyby kto zakwestionował oczywistość konstatacji.

W jakich pierwiastkach duchowych mógł znaleźć oparcie ten ruch negacji państwowej, tak rychło powstały właśnie po odbudowaniu państwa? Cztery kategorie należy tu wymienić: 1) tradycję państwową liberalizmu XIX stulecia i 2) starszą anarchizmu dawnej Rzeczypospolitej, 3) międzynarodową modę rewolucji narodowej i 4) niektóre teorie powstałe w okresie kryzysu gospodarczego (1929–1933).

Zespół tych pierwiastków o tyle jest charakterystyczny, że są różnorodnego pochodzenia i typu. Pierwsze dwa są rodzime i głębsze, a dwa na­stępne importowane i raczej koniunkturalne. Pierwsze poza tym dają owemu partyjnemu rewolucjonizmowi raczej statykę i podbudowę, a drugie dynamikę, pierwsze stanowią podstawę głębszą i istotną, ale ukrytą i niemodną, a drugie tworzą właśnie przede wszystkim modę, atmosferę i wzięcie.

Różnorodne te i kłócące się ze sobą pierwiastki łączy wspólny wróg: realna organizacja odbudowanego państwa polskiego. W imię antypaństwowego liberalizmu XIX wieku, czy w imię haseł złotej wolności i liberum veto, lub konfederacji, w imię „rewolucji narodowej”, czy katastrofy go­spodarczej świata łączą się te pierwiastki, ludzie i zespoły we wspólnej negacji polskiego porządku państwowego. W negacji państwa, czyli zorganizowanej suwerennie twórczej pracy narodu polskiego na swoich ziemiach, czym jest w istocie rzeczy państwo w czasie pokoju.

Najwięcej zewnętrznej dynamiki jest w czynniku importowanej mody nacjonalistycznej, najwięcej trwałości i głębi w pierwiastkach apaństwowej anarchii tradycyjnej i liberalnej, w odwie­cznym duchu partykularyzmów, z którym walkę śmiertelną musi toczyć każdy naród, na drogach jedności i wielkości państwowej.

Wypada teraz bliżej się przyjrzeć poszczególnym elementom zespołu.

Tradycja apaństwowego liberalizmu przedwojennego przechowała się głównie w środowisku starej organizacji partyjnej wszystkich kierunków politycznych, organizowanych w ramach państwa zaborczego. Liberalizm ten posiada głębsze oparcie we wspaniałych zasobach kulturalnych, zostawionych nam w spadku przez minione stulecie. Sprzyjają mu wielkie dzieła sztuki i literatury o nieprzemijającej wartości artystycznej.

Dynamika tego stulecia bowiem, skierowana była przeciw kostniejącym i obcym absolutyzmom państwowym. Jej uosobienie i bohater, który trzyma nas pod swoim urokiem i sugestią, walczy z władzą państwową jako z tyranią. Państwo jest zawsze złe i zacofane, a rewolucyjna jednostka lub rewolucyjny ruch to siły młode, szlachetne i twór­cze, do których należy przyszłość. Te kategorie myślenia najbliższe w tradycji i najczęstsze w literaturze pięknej, utrudniają rozwój kultury państwowej i dają ze swojej strony oparcie frondującemu i hałasującemu rewolucyjnie partyjnictwu.

W sensie konkretnym i organizacyjnym środowiskami złej tradycji stosunku do państwa są przedwojenne partie polityczne. Środowisko każde ma swego ducha, który zanika dopiero z jego zagładą, a przekształcić się nie da. Partie przedwo­jenne organizowane były w ramach obcej władzy państwowej i, nie stawszy się jej rewolucyjną negacją – co by może ułatwiło przejście do antytezy stanowiska pozytywnego we własnym państwie – zajęły wobec niej pozycję kontrahenta, strony, czy też w pewnych wypadkach konkurenta. Tego ducha, fatalnego dla spoistości wewnętrznej państwa własnego w ogóle i państwa XX wieku w szczególności, ducha obcego Konstytucji Kwietniowej, zachowały dotąd i nigdy go nie stracą, bo jest istotą ich środowiska.

W tej tradycji apaństwowego ducha odzywają się też pierwiastki starsze.

Grają instynkty żywiołowej anarchii, nigdy w dziejach naszych nowożytnych dobrze nie okieł­znanej i wytrwałym wysiłkiem poprzez pokolenia wychowawczo nie tępionej. Odzywają się nawet stare hasła i próbuje się szczepić kult dla anarchicznej i warcholskiej tradycji. Pisze się o konfederacjach i tworzy teorie „dobrowolności”, jako polskiej idei państwowej. Przeciwnikami silnej władzy okazują się w polityce naszej entuzjaści ariańskich braci polskich z XVI w. i badacze wybiela­jący instytucję „liberum veto”. Obok nich stoją w jednym szeregu wielbiciele konfederacji, a dalej… „rewolucjoniści narodowi”.

I to właśnie jest najbardziej charakterystycznym, a paradoksalnym zjawiskiem naszego życia politycznego, że z tym partyjno-liberalnym anarchizmem współdziałają w Polsce najściślej elementy ożywione wręcz odmiennym duchem: importo­wanego totalizmu, faszystowsko-hitlerowsko-hiszpańskiej mody rewolucyjnej. Wspólny wróg w postaci rodzimego, pozytywnego i konkretnego a silnego ustroju, wspólny wróg w postaci Konstytucji Kwietniowej łączy oba te skrzydła koali­cji rozprzężenia państwowego. Łączy młodzież upajającą się podsuniętymi jej modnymi mrzonkami z sędziwymi mistrzami, do całkiem czego innego zmierzającymi na swoich katedrach.

Czy to jest możliwe? Takie są fakty. Polityka Stronnictwa Narodowego z jego liberalizmem starszych i pseudofaszyzmem „młodych” jest tego wyrazem, a wypadki na uniwersytetach są najjaskrawszym następstwem.

A jak to jest możliwe? Czym wytłumaczalne? Paradoks jest łatwy do wyjaśnienia. Gdy dwaj z braci chcą zniszczyć dom rodzinny, to chociaż każdy z osobna całkiem inaczej chciałby go odbudować, zgodnie mogą podkładać ogień, aby go puścić z dymem. Gdy oba kierunki dążą do zmiany ustroju, równoległe i zgodne będzie ich dążenie, jak długo pozostanie protestem przeciw dziełu pozytywnemu. Dopiero w razie realizacji wspólnego postulatu destrukcji zaczęłaby się wojna o ciąg dalszy. Partyjny liberalizm chciałby osłabienia wiązań państwowych w duchu demokracji parlamentarnej, czyli rządów koalicji partyjnej. Importowany zaś totalizm „rewolucji narodowej” marzy o obaleniu Konstytucji Kwietniowej na rzecz mglistych imitacji tego, co zrobiono tam lub ówdzie za granicą. Obalenie to, gdyby naprawdę nastąpiło, sukces mogłoby przynieść albo liberałom, albo komuś trzeciemu. W każdym razie nie młodzieży chytrze zwodzonej nierealnymi mrzonkami totalistycznymi.

Ten trzeci element zespołu, mianowicie czyn­nik nacjonalistycznego rewolucjonizmu antypaństwowego ma wyraźny charakter prądu o tendencjach międzynarodowych. Tego samego prądu, którego w polityce zagranicznej wyrazem jest idea bloku, opartego o ideologię, nie o konkretne i realne interesy państw. Prądu, będącego więc międzynarodową antytezą bloku organizowanego przez komunizm.

Ten rewolucyjny internacjonalizm żyje nastrojami urabianymi spoza granic Polski. Mowy Hitlera czy Mussoliniego, komunikaty z frontu hiszpańskiego i enuncjacje gen. Franco, wreszcie nawet dalekie echa z Japonii podniecają wyobraźnię i urabiają myślenie ludzi poddanych temu niebezpiecznemu prądowi obcych sugestii. Jest on niebezpieczny, bo paczy i zabija zdrowe myślenie polityczne, wciska między myśl polską, a polską rzeczywistość, dekorację i frazeologię cudzego rozumowania politycznego. Hasła bowiem, frazesy i nastroje służą zawsze konkretnym celom i tworzą tych celów towarzyszącą melodię. Polscy en­tuzjaści tych obcych melodii, obcy są tym celom, często nawet wrogim Polsce i żyją tylko nastrojami, które nie tylko nie pogłębiają własnej ich kultury politycznej, lecz wtrącają w orbitę wpływów obcych.

Z tego rodzi się w głowach ludzkich niesamowity bigos polityczny. Chcą, żeby było w Polsce, jak jest „za granicą”, bez względu na to, czy ta sama rzecz potrzebna by u nas była, albo realna. A jeśli kiedyś coś podobnego, a dobrego napra­wdę w Polsce się robi, wrzeszczą jeszcze z większym zapałem, że to źle. Trzeba im do wszystkiego pieczątki zagranicznej. Chcieliby chodzić w brązowych albo czarnych mundurach, lub choćby nago, jak w Abisynii, zapominając, że w Polsce zimno.

Chcą koniecznie „rewolucji narodowej” w Polsce, bo była we Włoszech i w Niemczech i ma­rzą o wodzu, bo jest Mussolini i Hitler. Ale zapominają, że pozytywną tych „rewolucji” istotą było wzmocnienie wiązań państwowych przez żywioł b. kombatantów i że taka rewolucja konstruktywna dokonała się już w Polsce w maju 1926 r. I marząc o tej rewolucji, upajając się „wodzami” Europy, przeklinają polską rewolucję majową i odwracają się od Wodza Polski, który na wiele lat przed Mussolinim i Hitlerem, w stokrotnie trudniejszych warunkach wiódł naród nasz ku zwy­cięstwu i potędze.

Zamiast Jego czcić, Jego postacią karmić swój entuzjazm i zasilać twórczy idealizm młodości z tego jedynego i najzdrowszego źródła, rewolucyjni ci internacjonaliści za granicę patrzą, albo domorosłych pajaców stroją sobie na modłę zagranicznych szablonów. Oczywiście można mieć w ten sposób powodzenie, ale tylko powodzenie i to nie długo. Rzetelnej, a tym bardziej pożytecznej siły politycznej, w grunt własny zakorzenionej – nie stworzy się.

Apaństwowa postawa rewolucyjna jedną je­szcze przesłankę posiada dodatkową, ważniejszą przed kilku laty, dzisiaj usychającą: teorię światowej katastrofy gospodarczej, osnutą na tle kryzy­su z lat 1929–1933, importowaną do Polski i rozwiniętą w naszej publicystyce, głównie przez Romana Dmowskiego.

Pesymistyczny katastrofizm gospodarczy Dmowskiego tak samo, jak idea „rewolucji narodowej” odwracały uwagę od konkretnej rzeczywistości polskiej ku mglistym abstrakcjom rzekomego położenia światowego. I tak samo ze swojej strony siały w społeczeństwie nastroje rewolucyj­ne, strasząc katastrofą ustroju gospodarczego i rzekomą beznadziejnością położenia, zwłaszcza młodej inteligencji. Czyż warto zajmować się takimi drobiazgami jak świetny stan armii i silna pozycja międzynarodowa, wzrost polskiej siły ekonomicznej albo budowa ustroju konstytucyjnego, gdy i tak grozi światu, wraz z Polską, katastrofa gospodarcza, a położenie wszystkich jest bez wyjścia. Zwłaszcza „bez wyjścia” jest położe­nie młodzieży akademickiej, która wskutek tego nie ma po co się uczyć i warto najwyżej, aby biła Żydów i przygotowywała „rewolucję” na rzecz Stronnictwa Narodowego. Takie było rozumowanie rewolucyjne Dmowskiego w latach kryzysu gospodarczego.

Teorie katastrofy gospodarczej i abstrakcyjny, mglisty pesymizm miały stać się nowym czynnikiem odgradzającym społeczeństwo od pracy państwowej, paraliżującym twórczą energię i topiącym myśl w ponętnych mgiełkach „wszechświatowych horyzontów”, mających za zadanie przysłonić polską rzeczywistość.

Rzeczywistość zadała jednak rychło kłam pro­roczym wizjom uroczystego fatalizmu. Życie – jak zawsze – najeżone trudnościami, jak zawsze umiało im wydać walkę wbrew radom spoglądania w obłoki i jak zawsze znajdowało wiele dróg wyjścia.

W położeniu „bez wyjścia” znalazły się natomiast proroctwa katastrofy gospodarczej, wróżące ją światu całemu z Anglią na czele.

Tak wygląda ów niezdrowy mit rewolucji narodowej, mobilizujący zdrowe żywioły polskie przeciw państwu. Jak wykazuje szczegółowa analiza jego elementów, jest on kombinacją starych, przedwojennych pierwiastków i modnej szminki zagranicznej. Pomimo pozorów nowoczesności, jest w swojej istocie pogrobowcem czasów niewoli.[…].

Szczególnym paradoksem polskiego życia politycznego jest ten fakt, że obok nowoczesnych idei politycznych i kształtującego się ruchu narodowego nowoczesnego, pokutuje w nim jeszcze ideologia nacjonalistyczna, przeciwstawiająca się państwu i odgrywająca rolę negacji wobec pozytywnej i konkretnej polityki państwowej. Jest to paradoks, którego nie spotykamy na ogół na zachód od nas, a natomiast obserwujemy go w bardzo podobnej, zapewne nawet jaskrawszej, postaci u naszego sąsiada i sojusznika z południowego wschodu. Ostatnio zabrano się tam zresztą z ener­gią do likwidacji tego paradoksu, co stwarza bardzo interesującą sytuację i doświadczenie, zasługujące na baczną uwagę.

Taki kierunek nacjonalizmu jest nie tylko paradoksem, ale staje się czynnikiem szczególnie niepożądanym. W wielu bowiem państwach nie tylko europejskich, lecz na całym świecie a zwłaszcza w tych państwach, które znajdują się na drogach wzrostu sił, rozwoju potęgi, słowem na drogach wiodących ku górze, hasła nacjonalistyczne, ideologia narodowa odgrywa rolę bardzo ważnego, za­sadniczego współczynnika rozwoju tych państw. Mit nacjonalistyczny w świecie powojennym mobilizuje wszędzie energię społeczną na rzecz konstruktywnej polityki państwowej.

W Polsce paradoksalna ta sytuacja polega na tym fakcie, że istnieje u nas jeszcze nacjonalizm, który zasklepił się i utrzymał w swojej przedwojennej anachronicznej formie. Jest on nacjonalizmem partyjnym, zapóźnionym na starym szczeblu tej formy, która przez nacjonalizmy innych krajów europejskich dawno została porzucona.

Nacjonalizmy innych państw europejskich, zwłaszcza tych, w których odgrywają rolę twórczej siły państwowej, nie tylko przyjęły nowe na­zwy, emblematy i zawołania, nie tylko zmieniły przywódców, znajdując ich w pokoleniu komba­tantów wojennych, ale nabrały również zupełnie nowego charakteru. Krótko mówiąc, są to z formy swojej i istoty nowe ruchy polityczne, których źródło bije w tej – całkowicie przeobrażonej i oddzielonej przepaścią światowego przełomu wojny europejskiej od okresu poprzedniego – nowej rzeczywistości europejskiej stulecia dwudziestego. Włoski faszyzm wchłonął w siebie zarówno nacjonalistów dawnych jak i dawnych socjalistów, narodowy socjalizm usunął w cień junkrów i przedwojennych nacjonalistów i to samo zjawisko eliminowania przedwojennych form życia w mniej jaskrawych i radykalnych postaciach obserwujemy również w innych państwach. Zaznaczą się ono zwłaszcza wtedy, gdy natrafiwszy na głębsze i poważniejsze trudności szukać muszą najodpowiedniejszych form i środków do ich rozwiązywania. Przedwojenne tradycje, przedwojenne ideologie i przedwojenni przywódcy okazują się wtedy raczej przeszkodą, niż pomocą.

Życie polityczne Polski dzisiejszej wygląda w ten sposób, że to, co jest nowoczesną siłą konstruktywną polityki polskiej, to, co zbudowało jej organizację państwową i kształtuje realnie polską rzeczywistość, to więc, co – stając na płaszczyźnie używanej terminologii – nazywać się winno nacjonalizmem nowoczesnym, społecznym i państwowym, to ma przeciw sobie i poza swoim nawiasem formację nacjonalizmu partyjnego, wy­wodzącą się z czasów przedwojennych i przewo­dzoną przez przedwojennych polityków. Tak samo, jak inne formacje partyjne, tak samo nacjonalizm tej kategorii nie został jeszcze przez młode siły polityczne w Polsce – zajęte w pierwszym okresie budowaniem organizacji państwowej – zlikwidowany.

Przedwojenny nacjonalizm partyjny odgrywa w polityce polskiej współczesnej rolę szczególnej dywersji, której likwidacja jest rzeczą tym ważniejszą, im większą rolę w życiu społeczeństwa odgrywa ideologia w ogóle oraz ideologia posługująca się hasłami nacjonalistycznymi w szczególności. Nacjonalizm partyjny organizuje na swoją rzecz część energii społecznej na to, aby ją następ­nie marnować w jałowiźnie swojej demagogicznej opozycji i w tanich, nikomu niepotrzebnych albo szkodliwych odruchach. A nie jest również zdolny do realnego osiągnięcia tych swoich celów, do obalenia ustroju i rozbicia podstaw organizacji państwowej. W roli rewolucyjnej nie wytrzymuje oczywiście konkurencji z ruchami wywrotowymi w imię haseł klasowego materializmu i staje się raczej tragikomiczną karykaturą polityczną.

Państwo współczesne, które nie patrzy biernie na życie społeczne, ale być musi wszędzie organizatorem i oszczędnym gospodarzem energii narodowej, nie może patrzeć spokojnie na marnowanie tej energii z jakiejkolwiek strony, pod jakimikolwiek hasłami byłoby to robione. W imię polskiego interesu narodowego musi być uczyniony stanowczy i konsekwentny wysiłek, by dywersje tego rodzaju i paradoksy w życiu polskim likwidować i pokonywać. W pierwszym rzędzie przezwyciężona być musi dywersja nacjonalizmu partyjnego.

W rozważaniach na ten temat popełnia się niejednokrotnie dwa typowe błędy. Pierwszy błąd polega na tym, że się w analizie jakiegoś ruchu politycznego bierze pod uwagę raczej jego stronę werbalną, niż treść istotną. W odniesieniu do naszego nacjonalizmu partyjnego błąd ten przybiera tę postać konkretną, że dzięki żywotności i nowo­czesności haseł narodowych ulega się złudzeniu, iż mamy tu do czynienia z młodą i twórczą siłą polityczną. Sugestii tej ulega w szczególności młodzież, którą na swoją rzecz zdołał zmobilizować i utrzymać dotąd przy sobie w dużej części nacjonalizm przedwojenny. Błędu tego uniknie każdy, kto zastanowi się nad treścią istotną ruchu ukrywającą się poza fasadą jego modnych haseł. Zamiast pierwiastków twórczych ujrzy tam negację, zamiast polskiej oryginalności – uleganie nacjonalizmom obcym i zagranicznej modzie, zamiast kultu własnych bohaterów – chorobliwą, niedo­brą miłość do postaci zagranicznych. Cóż to wszystko ma wspólnego ze zdrowym instynktem narodowym i z prawdziwie polską ideologią, jako twórczą siłą dziejów współczesnych!

Drugi błąd, równie często popełniany, to przypuszczenie, że nacjonalizm partyjny odświeżywszy repertuar swoich haseł i przemalowawszy swoje szyldy na nowoczesną modłę zagraniczną, stał się przez to z treści swojej i istoty ruchem nowo­czesnym, zdolnym do kształtowania dziejów wieku dwudziestego i do przyjęcia odpowiedzialności za sprawy państwa. Odmłodzenie to jest pozorne, a rdzeniem ruchu organizowanego przez dzisiejsze Stronnictwo Narodowe pozostaje dalej stara Endecja z całą swoją apaństwową postawą poli­tyczną i psychicznymi urazami, wśród których uraz ludzi rozżalonych do świata (zamiast do siebie) z powodu odsunięcia od władzy i rządów nie ostatnie z pewnością zajmuje miejsce. Nie ma kompromisu z tymi urazami i psychologią polityczną cofającą nas o całe pokolenie rozwoju narodowego! Zdrowa i normalna ewolucja polityczna narodu polega na tym, że gdy dawne ruchy i ideologie polityczne stają się anachronizmem, wtedy rodząca się ideologia nowa i ruch nowy, jako nowy organiczny zespół pierwiastków, występuje do walki z tym wszystkim, co mu się prze­ciwstawia na drodze jego rozwoju.

Taki bieg wypadków jest następstwem natury i istoty tego zjawiska, które nazywamy ruchem politycznym i któremu warto poświęcić bardziej szczegółowe rozważania.

Ruch polityczny jest to organiczny zespół pierwiastków duchowych, znajdujący podstawy w pewnych skłonnościach wrodzonych i składający się na typ umysłowości, a zatem i typ człowieka w życiu publicznym. Na tej organiczności zespolenia rozmaitych pokrewnych pierwiastków duchowych polega samorodność i spontaniczność raz wytworzonego ruchu politycznego. Raz poczęty, żyje on, rozwija się w umysłach ludzkich i nie zaginie, póki nowy kompleks pierwia­stków nie stoczy z nim walki i nie położy mu kresu.

Ruch polityczny, tak, jak wszelkie życie duchowe człowieka, jest zarazem i wolą gdzieś skierowaną, do czegoś i do kogoś przywiązaniem, w coś wiarą i również ideologią określonej treści. Wszystkie te elementy razem, ideowe i emocjonalne, związane są ze sobą organicznie i nie dadzą się jedne od drugich oddzielić. Ruch polityczny jest to więc psychologia uposażona we właściwości ekspansywne i udzielające się innym, albo inaczej mówiąc zaraźliwa postawa duchowa i rozpowszechniający się typ umysłowy.

Jest to wielki, a często popełniany błąd zwłaszcza przez ludzi z boku patrzących na życie polityczne – brać w ruchu politycznym pod uwagę samą ideologię, jako werbalną treść haseł bez związku z ich stroną emocjonalną i zasadniczym kierunkiem dążeń. Jeszcze większy błąd to od­dzielać niektóre hasła od innych z tego samego zespołu tak, jakby one nie były ze sobą organicznie powiązane, lecz jakby tworzyły mechaniczną sumę punktów programowych.

Taki właśnie błąd popełniają wszyscy, którym się wydaje, że dzisiejszy nacjonalizm partyjny – w szczególności zaszczepiony młodemu pokoleniu – da się ewolucyjnie przewekslować z jednego na drugi tor. Sądzą oni mylnie, że ruch ideowy można w drodze kompromisu oraz perswazji w ten sposób zoperować, że pozostaną w nim niektóre hasła, a inne ulegną eliminacji, oraz że zmianie ulegnie jego zasadniczy kierunek dążeń, tak, że w rezultacie z jednego ruchu otrzyma się ewolucyjnie ruch z istoty swojej nowy.

Przypuszczenie takie byłoby uzasadnione, gdyby ruch polityczny był jakimś zjawiskiem na­tury czysto intelektualnej np. teorią naukową. Ponieważ jednak mamy do czynienia ze zjawiskiem charakteru bardziej wszechstronnego, a również emocjonalnego, przeto zawiedzie się każdy, kto na to liczy. Warto przypomnieć francuską sentencję, która powiada, że można „odpruwać” przyjaźń, ale trzeba „drzeć” miłość. W tym wypadku przyjaźń byłaby podobna do teorii naukowej, ale ruch polityczny do miłości. Głęboko pojęte, a więc zarazem silnie odczute dążenie polityczne może zmienić swój zasadniczy kierunek tylko przez wewnętrzny wstrząs i rewolucyjną przemianę. Ina­czej albo to dążenie nie było niczym poważnym, albo przemiana nie będzie wiele warta, trwała ani szczera. Dlatego też, będąc zdecydowanym przeciwnikiem wszelkich rewolucyjnych dążeń ustrojowych i wrogiem wszelkich ideałów rewolucyjnych, nieokreślonych i mglistych, gorączkowej, nastrojowej psychologii rewolucyjnej (rewolucja dla rewolucji) – jestem zarazem równie przekonanym wyznawcą rewolucji wewnętrznej, rewolucji pojęć politycznych o treści ściśle określonej, która by mianowicie zrywała związki z przestarza­łymi środowiskami przedwojennej partyjnej myśli.

Wydaje mi się, że niektóre wypadki polityczne ostatnich czasów potwierdziły dość jaskrawo tę moją tezę w rozmaitych wariantach od dawna przedstawianą.

Zgodnie z tym, co powiedziano powyżej o istocie ruchu politycznego, rozważmy treść dzisiejszego nacjonalizmu partyjnego tak, jak go realnie i konkretnie w życiu naszym widzimy i odpowiedzmy na pytanie: jaki zasadniczy i generalny kierunek ma jego dynamika? Jakie uczucia ruch ten w ludziach mobilizuje, jakie nastroje wytwarza? Odpowiedź jest łatwa, niewątpliwa i niedwuznaczna.

Dynamika tego ruchu, idzie przeciw tradycji, dziełom i postaci Józefa Piłsudskiego, przeciw ustalonemu w kwietniu roku 1935 ustro­jowi konstytucyjnemu, przeciw polityce i wszystkim pracom pozytywnym, które przez naszą organizację państwową są prowadzone. Ruch ten mobilizuje na równi z kierunkami klasowymi i innymi partiami tzw. opozycji, odruchy i uczucia nie­zadowolenia, nienawiści i negacji. Szczególnie wa­żną rolę jako pożywka i materiał dla kompleksów uczuciowych odgrywa tutaj sprawa żydowska, którą w tym celu podciąga się do znaczenia nie tylko ważnego, nie tylko centralnego, ale wyłącz­nego zagadnienia polityki polskiej. W ten sposób postawiona rola kwestii żydowskiej ułatwia ogromnie i bodaj, że jedynie umożliwia negacyjny charakter partyjnego nacjonalizmu polskiego. Bez Żydów antytetyczny jego charakter w stosunku do państwa byłby psychologiczną niemożliwością.

W czym wyraża się ten negacyjny charakter i w imię czego jest organizowany?

Główny i niewątpliwy wyraz takiego charak­teru znajdujemy w zasadniczych, kierowniczych ideach tego ruchu. Ich treścią jest przeciwstawienie się państwu w imię narodu, a najskrajniejszą formułą - mit rewolucji narodowej. Przeciwstawienie „państwa narodowego” państwu konkretnemu i zorganizowanemu na zasadzie Konstytucji Kwietniowej jest wyrazem bardziej umiarkowanym tej samej zasadniczej idei negacyjnej. Cen­tralną rolę odgrywa wśród tych idei pojęcie narodu tak, jak je nacjonalizm partyjny formułuje.

Naród w tej roli występuje zarówno teorety­cznie – czego publicyści nacjonalizmu partyjnego wyraźnie nie ośmielają się już ostatnio precyzować – jak politycznie i psychologicznie, jako przeciwstawienie konkretnej i realnej organizacji państwowej. Wbrew miłemu dźwiękowi słowa posiada ten „naród” wcale niemiłą i warcholską treść dowolnej czyjejś konfederacji i czyjegoś liberum veto, występującego pod wielkim hasłem. Bo zastanówmy się, czym jest realnie ten naród przeciwstawiony albo choćby oderwany od organizacji państwowej. W wydaniu demokracji liberalnej i indywidualistycznej „naród” to ogół obywateli, wyrażający swą wolę w akcie głosowania. To pojęcie jest błędne i anachroniczne, lecz konkretne. Inne jest pojęcie narodu według ortodoksów naszego nacjonalizmu partyjnego. Według nich naród – jeśli nie jest ideą czysto literacką, utopijną – znajduje wyraz realny w ich samych własnej organizacji partyjnej. W ten sposób pojęty „naród” wywodzi się – trzeba to jasno ustalić – w prostej linii od liberum veto i konfederacji, jako zasadniczych wykładników polskiej anarchii ustrojowej. Na tej płaszczyźnie bowiem każde grono Polaków może się uznać za reprezentację woli narodu i w jej imię występować przeciw porządkowi państwowemu, dowodząc przy tym, że państwo skoro właśnie oni w nim nie rządzą, nie jest rządzone przez „naród”, ergo nie może być „narodowe”. Jest to koncepcja na wskroś anarchiczna i apaństwowa. Kultura bowiem państwowa polega na szczerym i wewnętrznym uznaniu jawnych i formalnych władz państwowych za wyraz woli narodowej.

 

 

Najnowsze artykuły