Artykuł
Mowa z dnia 29 listopada 1843 roku

[w:] Mowy Księcia Adama Czartoryskiego od roku 1838–1846, Paryż 1846

Odkąd wyszliśmy z nieszczęśliwej Ojczyzny, tułacze po tylu krajach, jesteśmy, Szanowni Ziomkowie, widzami różnych scen działających się na widowni świata politycznego, bez żadnego prawie w nich udziału. — Los nie pozwala nam, z jakaś przewaga zstąpić na pole czynu. — Skazani na męczące oczekiwanie, powinniśmy przynajmniej starać się, wyciągnąć naukę i przykłady z wypadków na które patrzyć nam tylko wolno.

Wspomnę dziś pokrótce o niektórych, co zdają mi się mieć czy styczność, czy podobieństwo z przeszłymi losami naszymi, lub z teraźniejszym położeniem.

Dziwnej stałości i niczym nie zużytej odwagi naucza nas Kaukaz, gdzie od lat kilkunastu powtarzają się potężne wyprawy przeciw ludom broniącym swej niepodległości. — Budują się fortece, aby coraz ciaśniej je osaczyć, odjąć im dowóz wygód i potrzeb życia. — Krążą mnogie okręty, aby im możność jakiegokolwiek opatrzenia zatamować. — Ale na próżno. — Te rycerskie ludy, nie dbają o wygody życia, i życie tyle tylko cenią, o ile poświęcone jest obronie kraju. — Dzieło ujarzmienia nie postąpiło; owszem wojsko najeźdźców traci serce; odchęca się przekonaniem, iż na próżno krew w złej sprawie przelewa. — Dlaczegóż rodacy nasi zmuszeni są podzielać rozbój przeciw ludom broniącym na własnej ziemi swojej wolności! — Dlaczegóż zaparci w szeregach nieprzyjacielskich, podnoszą oręż na tych, którym by rękę podać pragnęli, i którzy są, może bez swej wiedzy, prawdziwymi sprzymierzeńcami Polski! —Niech się czym prędzej wyrwą z nienawistnej służby; wielu tak uczyniło, i czyni. — Lecz uchodząc z niej, czeka ich inna niewola, która acz znośniejsza od jarzma moskiewskiego, przynosi z sobą tysiączne przygody, cierpienia, niebezpieczeństwa, z których, Polacy tylko przez miłość współziomków, obcy przez miłosierdzie chrześcijańskie mogą swymi dostatkami ich wykupić i dawać im potrzebną pomoc.

Dziwniejszej stałości, bo nie wspartej przez żadną pomyślność, przedstawia nam obraz kraj Algierski, gdzie Naczelnik zwyciężonego ludu, mimo klęsk nieustannych, zawsze wznawia walkę; ledwo co pobity, już z drugiej napada strony, unika walnego spotkania, lecz zawsze szarpie, pokoju nie daje, po każdej przegranej znajduje bodziec do nowych usiłowań, i tak chociaż widzi co raz bliżej swój niewątpliwy, upadek, jednak nie poddaje się, i po czternastoletnim oporze, jeszcze się opiera potędze Francji, odwadze i biegłości jej wojsk, łagodności jej rządów, darom i urokowi jej cywilizacji. Takie to jest przywiązanie tych ludów do rodzinnej swej niepodległości.

Bóg, nieraz, w niedościgłych swoich zamiarach, użycza wysokich cnót ludom promieniem wiary jeszcze nieoświeconym, aby ostrzec i napomnieć narody i rządy chrześcijańskie, kiedy się mniej lub więcej oddalają od prawideł wiecznej sprawiedliwości.

Któż by z nas nie zażądał żyć życiem broniących, na polu bojowym i orężem w ręku, niepodległości swej Ojczyzny? Komuż miłe by nie były trudy, niepokoje codzienne dla takiego celu poniesione? Któżby nie błogosławił dnia, w którym by nam wolno było byt nasz teraźniejszy wlekący się po obcym bruku i u podwojów obcych, zamienić na tamto życie, wprawdzie niewygodne i czasem niebezpieczne, ale też pełne ruchu, ważnych przygód, prawdziwych zasług i ożywiających uniesień.

Bliżej nas dotyczy i silniej do nas przemawia postępowanie wzorowe jednej części naszych pobratymców, którzy nie składają licznego Narodu, nie mają obszernych granic, a przecie, śmieli oprzeć się woli, przed którą potężne mocarstwa oniemiają i nie odważają się wyrzec głośno swego przekonania, kiedy jest przeciwne zdaniu i zamiarom, choćby najniesłuszniejszym, Moskwy. — Serbia osądziła że należy inaczej postąpić, — sprzeciwiła się potężnemu Carowi, okazała się jedynie uległą słabemu Sułtanowi. — Znają Serbowie niedołężność Porty i przez nią cierpią; ale nie chcą jej opuścić, chcą jej bronić i dotrzymać wiernego słowa; bo nie chcą przeciw dobru Europy i całej ludzkości, stać się narzędziem i ofiarą chciwości, dumy despotyzmu nieużytego. Takie zacne i przezorne postępowanie jest skutkiem prawości uczuć, prostości nie sfałszowanych pojęć, i jedności tego narodu; jedności, która słabych równa z mocnymi, i której w tej okoliczności Serbowie świetny i nie dość wszystkim znany dali dowód. Od nas należy się im nasze bratnie i serdeczne współczucie, tak jak wszystkim Słowianom, którzy poznali i czują wartość i godność osobnego istnienia, i dla lego odrzucają dalekie i żelazne berło na ich nieszczęście narzucanego im panslawizmu.

Godnym jest zastanowienia, że w tych łatach, słabi tylko — z jednej strony, populacje pozbawione sił materialnych i wszelkich zasobów cywilizacji, z drugiej, sędziwy starzec, wprawdzie Najwyższy i Najszanowniejszy Kapłan Boga pokoju, ale najsłabszy z Książąt Europejskich, na innych wcale drogach, bez żadnego z sobą stosunku i wspólności, jednak razem, i z nami biednymi, bez własnego przytułku, tułaczami, jedni, na powierzchni ziemi śmieli opierać się, podnieśli głos lub oręż przeciw gwałtom i nie słuszności oczywistym dla wszystkich, a które przecież między potężnymi oporu żadnego nie wzbudziły. Biada naszej półkuli, jeśli ten stan rzeczy potrwa, w którym słabi są bez pomocy, silni bez współczucia dla nich i bez odwagi, a gwałt tylko ma swoja wole i swobodne ręce.

Kiedy nas energia niektórych ludów zadziwia, mówimy zawsze o położeniu kraju, jak o głównej ich obronie. Zapewne, góry, wąwozy, lasy, bagna, są ważne i drogie warownie od natury dane. Ale jeśli nie ma ludzi chętnych, odważnych, gotowych do ich obrony, na nic się one nie zdadzą, ani też żadnego narodu nie obronią od jego własnych wad i zaślepienia, od niedostatku ducha, od niedorzeczności myśli. — Bałkan nie obronił Turcji. Nie ma szczęśliwszego położenia jak Hiszpania. Przez okoliczności od niej wcale niezawisłe żaden zewnętrzny napad nie groził jej teraz. Jednak na stronnictwa rozdarta, bezsilna, bez znaczenia, nie mogła trafić do końca swych nieustannych i bez celu zaburzeń. Sobie zostawiona, nie umiała sobie rady dać. Z dotychczasowych i trwających jeszcze jej przygód ważne sobie możemy wyciągnąć nauki. — Nie wiadomo, czy jaka teraz trzynastoletnia dziewica wybawi, jak Polskę niegdyś nasza Jadwiga; — jakkolwiek bądź, Polsce, sąsiedzi nie daliby bezkarnie przez tak długi czas zostawać w stanie niemocy wewnętrznej i zamieszania.

Od czasu naszej Emigracji mogliśmy dotykalnie przekonać się, ze rzeczy z daleka, z czytania tylko, inaczej się wydają, jak kiedy się na nie z bliska i ciągle patrzy. Widzimy teraz, iż rzadko skutki odpowiadają zupełnie oczekiwaniom i zapowiedzianym nadziejom przy rozpoczęciu najpożądańszych nawet reform. Widzimy straszne i drażliwe sprzeczności w krajach najbardziej cywilizowanych; srogą niewolę wielkiej części ludu w Stanach Zjednoczonych Ameryki, chełpiących się wzorową równością i wolnością; okropny pauperyzm przy kolosalnych bogactwach w Anglii; dwa szkopuły, których Polska sobie wrócona powinna i może uniknąć.

Uderzyć musi nas także, jak zajścia wewnętrzne, partie, niesnaski, sama gadatliwość liberalna, odejmują, gdzie mają miejsce, nawet w krajach kwitnących i potężnych, wielką część ich siły, ich zdolności i chęci działania przeważnie na zewnątrz, mieszania się czynnie i skutecznie do spraw europejskich: co jest z niezmierną szkodą dla tych ostatnich, równie jak dla losów przyszłych ludzkości, rzuconych teraz i opuszczonych w ręku samowładnych rządów, których jedyną myślą jest, zachowanie lub rozszerzenie swych podbojów.

Myśmy sobie wyobrażali, że w krajach zamożnych, obdarzonych wolną konstytucją, same wielkie zamysły i wzniosłe uczucia pałające zgrozą przeciw gwałtowi, miłością sprawiedliwości, powinny koniecznie rodzić się i górować. — Inaczej się stało. Oswobodzone własności ludzkie, wzięły po większej części swój meat ku materialnym przedmiotom, upowszechniły zbytek, rzuciły się w używanie zmysłowych przyjemności, którym industria i handel hołdują; te zaś, byle im rządy dogadzały, mało się troszczą o więcej. — Wolność wtedy, (jakżeby się tym skutkiem strapili dawni jej sławni zwolennicy) utwierdziła, przynajmniej dotąd, głębiej i szerzej, tak w rządach jak i w narodach, nie osobliwsze jakie cnoty, ale egoizm, dbały tylko o siebie, troskliwy jedynie o spokojne zachowanie własnych wygód, szczodry tylko w brzmiące słowa.

Przez taki obrót rzeczy ludzkich, epoka oswobodzenia kilku ludów, nie przyspieszyła drugiej epoki najważniejszej dla ludzkości: wydoskonalenia praw i stosunków między-narodowych, w której by dyplomacja nimi kierująca i tylu zbrodniami skalana, obmyła się z nich, pojęła nareszcie wielkość swej misji, stała się moralną, chrześcijańską, zaczęła być wsparciem słabych, obroną uciemiężonych, opiekunką praw każdego, i wzięła za godło uszanowanie wszelkiej narodowości, jako kamień węgielny prawowitości swych aktów, a za cel nie tylko zachowanie własne każdego rządu i kraju, ale też zabezpieczenie drugich od gwałtu, utrzymanie powszechnej sprawiedliwości, szczere dążenie do pomyślności wszystkim należnej.

Bóg jeden wie, kiedy ta odmiana tak dla całego świata pożądana nastąpi. Może prędzej niż rozumiemy. — Może rządy i narody wolne postrzegą, na jakie niebezpieczeństwo narażają się, nie przedsiębiorąc polityki troskliwszej i czynniejszej, i ustępując zawsze w każdej ważnej okoliczności mocarstwu, które wszędzie ciśnie, rozpiera się, podgarnia, bo nigdzie oporu nie spotyka. — Tym czasem, wszystko na co patrzymy przekonywa, że nie tyle położenie krajów, lub ich forma rządu, ale raczej charakter, cnoty i rozsądek narodów są przyczyną ich losów, główna podstawą ich znaczenia i trwałego szczęścia. Pozwólcie mi użyć podobieństwa dla wyjaśnienia mej myśli. W każdym wojsku, ten pułk jest najbitniejszy, w którym wszyscy żołnierze są najstaranniej wyrobieni, karni, skromni i odważni. Taki pułk znajdzie się i pójdzie dobrze w każdym szyku, potrafi użyć najlepiej każdej broni. Równie też i naród, w którym wiara, cnoty, prawość serca i rozumu są uchowane znajdzie się i postąpi dobrze pod każdą formą rządową, wyprowadzi z niej pomocne dla siebie owoce, w samem wykonaniu poprawi jej błędy, usunie je nareszcie, i przy każdej potrzebie pokaże się godnie i świetnie. — Przeciwnie, gdzie wiara i duch słabną, gdzie zabrakną obyczaje i rozsądek, tam położenie kraju i formy rządu, choćby sto razy zmieniane, nic nie pomogą; bo w wykonaniu zwichną się natychmiast i próżnymi okazją jakie bądź ustawy. Stąd wypada dla każdego nie tylko religijny, ale także patriotyczny obowiązek pracowania nad sobą. Kto trwa w zepsuciu i lenistwie, ten grzeszy ciężko przeciw Ojczyźnie: kto siebie lepszym uczyni, a przez swój wpływ i przykład polepsza drugich, ten zaiste pracuje dla niej, i nabiera niezawodnie wielkiego do jej wdzięczności prawa.

Między widowiskami obecnych dziejów świata, któreż jest dla nas ważniejszym, jak widok własnego naszego kraju. Cesarz Mikołaj daje nam srogie nauki. — Boże daj, abyśmy z nich lepiej korzystali jak z nauk nam danych przez W. Księcia. Ciężkie to są klęski na nas zesłane, znać, aby w nas wyrobić przymioty, które nam brakują, bez zatracenia tych, które posiadamy. — Narody, tak mówią i świętej i światowej mądrości pisma, są sprawcami swych losów; nie mogą ani zatrzymać, ani odzyskać szczęścia, tylko przez własne starania i zasługi. Przewidywać więc należy, że losy nam przeciwne potrwają, póki ich cel, nasza poprawa, nie dokona się. — Bo gdyby klęski ustały, nim ten skutek nastąpi, może byśmy, niestety, wrócone szczęście znowu stracili, przez powrót tychże samych wad i błędów.

Czas zazwyczaj łagodzi cierpienia. — W Polsce czas je pomnaża. Nasz ciemięzca przez te lata nabył więcej wprawy i biegłości w sztuce wynarodowienia i męczenia; utwierdził, wydoskonalił swój systemat na Polsce. Przekonał się o jego dla swych zamysłów potrzebie, spojrzał na swoje dzieło; na umęczonych, na ruiny, na zepsucie dokonane — i znalazł, że to dobrze. Jego postępowanie stało się teraz maksymą stanu i będzie trwać z równymi skutkami pod berłem jego następców. Chmura nieskończonych prześladowań, jak wojsko w bojowym szyku z machinami śmierć niosącymi — porusza się, idzie naprzód, podług wyważonego planu, niszcząc, przewracając, tratując wszystko co Polskie: język, instytucje, wychowanie, — wiarę, — własności, — pamiątki, — zwyczaje, nazwania nawet, rzecz i pozory. — Wszystko ma być u nas zgruchotanym pod kołami wielowładnego wozu. — Jeszcze nie dokonał wyniszczenia teraźniejszej generacji, a już Car rozciąga swój wpływ zabójczy na przyszłe pokolenia. Nie chce aby były matki Polki—siostry, żony Polki. Za jego rozkazem mają być zatarte w dziewiczych sercach pamięć i miłość Ojczyzny, chce wytępić w młodych dorastających Polkach cnoty i uczucia, które dotąd były chwałą i ozdobą płci pięknej u nas. — Gdzież się to głównie dzieje — muszę to dodać, w Puławach; gdzie jak każdy przyzna, co kiedykolwiek zwiedzał to miejsce, mury, drzewa — echa wszystkie, tchną Polską, mówią o niej — do niej wzdychają. — Któryż tam duch przemoże? Czy wierny, przywiązany, zachowujący? czy najezdniczy — srogi — niszczący?

W szkołach publicznych nasłani nauczycielu w wielu miejscach zamiast wprawiać do nauk, otwierają młodzieży wrota do najgorszych nałogów, dozwalając pijatyk, szulerstwa, wszystkich rozpust, aby ja nareszcie przywieść do wyrzeczenia się wiary Ojców. Takim sposobem ciemiężyciele chcieliby zepsuć i splugawić ród polski w samym źródle; zadusić w nim wszelka szlachetność; i tak na przyszłość skalać i zbezcześcić cały naród i jego imię, żeby się już nie mógł podnieść z barłogu i w nim zatonął. Może być przewrotniejszy i bardziej piekielny zamysł. — Nie dosyć na tym. — Już trwoga rozchodzi się po kraju, że się gotują nowe środki przymusu przeciw obywatelom nie chcącym poddać się schizmie. — Kto wie jakie niesłychane, bezprzykładne, pociski wypadną z chmury prześladowań nad Polską wiszącej. Wszystko jest podobne od rządu moskiewskiego, kiedy dąży do głównego teraz swego zamiaru, do wymęczenia koniecznie apostazji całego naszego kraju. Chce jednym ciosem i powalić u nas religią, co mu przez swoją świętość zawadza, i dobić moralnie Polskę nieszczęśliwą, której narodowość na wierze oparta. Dla zniesienia tych dwóch wielkich przeszkód stojących jeszcze na drodze, co sobie duma bez litości i granic wytknęła, Moskwa sadzi iż jej wszystko dozwolonym; żadnej niegodziwości nie zlęknie się, przed niczym się nie cofnie. I te okropności, nie do zmierzenia w XIX wieku, dzieją się w oczach niewzruszonej, milczącej Europy, która na nie patrzy ozięble, i nie myśli nawet jakby im zaradzić i przeszkodzić.

Ale my Polacy, — przeciw tak strasznym i potężnym zamachom, przeciw pociskom w samo serce godzącym, czy myślimy serio o prawdziwej obronie? czy przywdzieliśmy zbroje moralne nam zostawione i właściwe? Czy w miarę pomnażającego się niebezpieczeństwa ostatecznej zguby, pomnożyły się także miedzy nami obrończe cnoty? surowość obyczajów, odraza od zepsucia, przywiązanie do Religii, praca, karność, ofiary, poświęcenia dla kraju? Czy wobec tylu klęsk, tak wielkiej potrzeby, odrzuciliśmy niezgody, zawiści, wszelkie niecne i niskie namiętności? Czy przywołana z nieba błoga jedność zstąpiła nareszcie między nas, aby uzacnić i powiększyć nasze siły i stokrotnie wzmocnić obronę. Czy bogaty, a nawet każdym, podług swego majątku, wyrzuca sobie jako grzech, wszelki wydatek niepotrzebny i zbytkowy, chroni się od zmysłowej próżności, i świętobliwie składa grosz oszczędzony, aby być w stanie pomóc też biednym braciom i biednej Polsce, i jej osieroconej sprawie? Czy wiara, bo od niej zacząć, na niej kończyć trzeba, czy wiara przez prześladowania, gorętsza się stała w naszych sercach, czy powrót do niej jest szczerszy, powszechniejszy? Czy doprawdy obróciliśmy się do Boga, błagając go co dzień oburącz aby przebaczył, poprawił, natchnął, dopomógł? I tak usposobieni, pełni takiego ducha, czy się czujemy, brat koło brata, złączeni, skupieni w ścieśnionej kolumnie, jak wybrany i poświęcony hufiec, gotowy na wszelkie przygody, czy potrzeba iść do szturmu, czy bronić się do ostatka?

Po takich to oznakach poznaje się naród który nie gnuśnieje w więzach, do nich się nie przyzwyczaja, lecz chce je porwać i z siebie zrzucić. Takim się nasz naród pokaże. Sam kraj odpowie w czasie swoim na te zapytania, i na wiele innych, które, każda myśl nim zajęta, do niego obraca, i odpowie godnie jak Polakom przystoi.

Ale zwracając teraz oczy na naszą Emigrację, my co do niej należymy, co jesteśmy jej częścią, jakąż odpowiedź możemy dać? Istotnie patrzącemu na Emigrację, zdawać się niekiedy musi, że jakiś rozczyn gryzący rozbiegł się po wszystkich jej członkach, i rozbił je na drobne cząstki, atomy prawdziwie chaotyczne nieustannie z sobą walczące. Żadna siła twórcza atrakcji, kohezji, żadna sympatia nie kojarzy te zakłócone elementy. Chęć przeczenia, psucia, szkodzenia sobie, zdaje się ich naturą, ich jedyną czynną własnością.

Ten obraz którego szczegółów unikam dalej dziś kreślić, nie jest wszelako odbiciem stanu krajowego; i mniemam że tu nawet, jest tylko pozorem na powierzchni rażącym, który nie dochodzi do gruntu serc polskich.

W najsmutniejszych epokach przez historią opisanych, w których ludzkość zdawała się już bliską pogrążyć się w socjalnym chaosie, wzmagały się cudownie w duszach siły jej wewnętrzne, skryte, skłonne zawsze wracać do dobrego, do Boga, do cnoty, i zwyciężały nareszcie przeciwne najszkodliwsze kuszenia. Bóg albowiem daje wolność równie dobrym jak złym naszym popędom, aby ich własnodzielności, ich zasługom i winom, potrzebne pole zostawić, ale nie dozwala złym namiętnościom wpłynąć stanowczo aż na losy rodu ludzkiego, którym jego czuwającą Opatrzność nie traci z oka i nie spuszcza nigdy. Za jego zrządzeniem najszkodliwsze dążenia prowadzą w końcu do skutków dobroczynnych, nie z ich, lecz z jego wieczną wolą zgodnych. Tak się działo z ludzkością, i nie raz z narodami. Tego nas i Religia naucza i historia. Tak, ufajmy, i z nami dziać się będzie. Przypomnijcie jaka była rozpacz narodu, gdy dzieło 3 Maja, było zniweczone. Kościuszko jednak wkrótce powstał. Po jego upadku, upadek ducha i nadziei w narodzie jeszcze był znaczniejszy. Duch i nadzieje odżyły w Legionach. Legiony zostały zwinione, wytępione; lecz imię Polski wymówione było na Północy z ust samego Cara; a wojna Pruska dała istność Księstwu Warszawskiemu, które się samo wzmogło i znikło z Napoleonem, zamieniając się na tak nazwane Królestwo Polskie, z którego ostatnie powstanie rozeszło się na wszystkie części wielkiego kraju naszego. Ciężkie odtąd były cierpienia; niemniej dla tego ostatnie powstanie odnowiło w drugiej krwi związek rozdzielonych części, a rozniosło po Europie zapomniane już imię Polaka.

Możesz Opatrzność wyraźniej do nas przemawiać? Zawsze pomyślne nasyła trafy, które zawsze przez nasze winy stracone. Dobrotliwa jednak Opatrzność nie zraża się, a jej głos dochodzi do serc polskich, bo usiłowania narodu dążącego do niepodległości, okazują się coraz większe, poświęcenia powszechniejsze. Czyż nie wnosić że tak i dalej będzie? że pomyślne łatwości nadarzą się znowu i że przyszłe powstanie będzie powszechniejsze i silniejsze, lepiej urządzone od przeszłych, że będzie powstaniem prawdziwie całego narodu, i doprowadzi go do pożądanego celu. — Bóg dozwoliłby prędszego końca konającemu, nie przeciągałby tak długo srogich cierpień w żywym ciele, gdyby nie zamyślał o jego zupełnym odrodzeniu.

Prawda, w naszej Emigracji wszystko zdaje się rozstrojone, bez możności jakiegokolwiek ładu i wspólnego dążenia, ale pod różnofarbną porozdzierany z wierzchu powłoką, znajdują się głębiej, serca i umysły cicho, zgodnie, ciągłym trudem gdzie trzeba i można dla świętej sprawy pracujące, które unikają głośności, bo gdzie wiele głosów, tam dzieła być nic może; są powtarzam, niezawodnie, i tu i w kraju, siły wewnętrzne, nie postrzegane od wielu, które wzmacniają się własnym sumieniem, które nie dadzą się odchęcić żadnymi przeszkody, skąd bądź one przychodzą, i które z pokorą przed Bogiem z męstwem w obowiązku, ciągle i niezmordowanie dążą do wielkiego swego celu.

Między młodzieżą szczególnie, na świat już wychodzącą, przeciw której tyle podstępów, sideł, środków zepsucia jest obróconych, znajdują się zacne doborne umysły, które się nie dały niemi pokonać i pałają jedynie chęcią pracowania, poświęcenia się dla sprawy ojczystej. W masach także, które nie raz miano u nas za obumarłe, w miastach tyle dla Polski ważnych i potrzebnych, po wsiach nawet, słusznie oczekujących od oswobodzonej Ojczyzny sprawiedliwości i wszelkich zabezpieczeń, i w innych klasach licznych obywateli, bije puls życia, domacać się go można, tle tam święty ogień; daje się czuć jego płomień, który wprawdzie nieco ziębnie może, dochodząc do wyższych warstw społeczeństwa, i dla tego tam mniej jest postrzeżony, ale który je wszystkie, gdy trzeba będzie, ogarnie, bo ma swoje schronienie i obieg w samych wnętrzach narodu. — Odkryją się kiedyś skutki, skromnych, cichych, lecz czynnych i uporczywych starań. — Pora jawnego działania nadejdzie; wtedy wartość dzieł się oceni, ucichną przeczące namiętności przed głosem prawdy i narodu. Takie bywają nie raz moje przeczucia i nadzieje. Nie wiem czy się doczekam ich stwierdzenia, ale chciałem je w dniu dzisiejszym Wam, Szanowni Ziomkowie, wyrazić, aby pocieszyć tych, którzy by, zapatrując się na pozory zbytnim się smutkom podali.

Boski Prawodawca powiedział: zajmijcie się dniem dzisiejszym, bo każdy dzień sobie wystarczy. To się ściąga i do narodów; dosyć nam, i aż nadto będzie zająć się szczerze porą obecną narodu i jej potrzebami. Jakież one są? — Dostać się, stanąć na swej ziemi, wyprzeć z niej najeźdźców, wyrwać z ich rąk istnienie niepodległe narodu. — Lecz aby tego dokazać, już trzeba móc; trzeba już mieć jakkolwiek zlepione życie, zdolne jednoczesnego działania; trzeba zatem uznać w nim jeden środek działania, gdzie bądź, w kim bądź; a uznawszy, utrzymać go, wspierać, zasilać zewsząd, aby mógł wydołać wielkiej powinności, dać ruch przygotowawczy, a w pomyślnej godzinie ruch stanowczy świętemu przedsięwzięciu.

Oto są wymagania chwili teraźniejszej. Pytam się, czyśmy im zadość uczynili? — Mnie zostanie zaleta, żem głośno, wręcz i jawnie o żywotnej dziś potrzebie narodu mówił i wołał. Lecz jeśli czy wady, czy niedostatki jego ducha są mu na przeszkodzie, aby się dziś zajął jak należy swa porą obecną, jeśli nie jesteśmy w stanie jej potrzebom zadość uczynić, chciałbym się mylić, ale przewiduję, że nie posiądziemy naszej ziemi. — Ci, którzy spodziewają się cudzej łaski, niech wiedzą że jej pomoc nie zjawi się, aż kiedy obcy uwierzą znowu w silę życia naszego, i zobaczą w czynie nasza możność działania i utrzymania się. Inaczej przy cudzej łasce zamrzemy tułaczami, najeźdźca gościć będzie i rozkazywać u nas; będzie wytępiać przez długie lata wszystko cośmy kiedykolwiek nazywali naszym.

Miotany między taką obawą i nadziejami wprzódy wam wyrażonymi, miałbym zaprzestać mówić prawdę? Nie wskazywać zawsze nagłą obecną potrzebę narodu? To czyniąc nie troszczę się o fałsze rozsiewane; nie dbam o jakie bądź wnioski i tłumaczenia złośliwe. Dosyć mi na tym, że dopełniam powinności ciężkiej i nieprzyjemnej.

Ci, co łatwo wszędzie przypuszczają i podejrzewają interes prywatny, nie znają zapewne, nie czują dość jasno, ile ten interes jest nędzny, krótki, przemienny, ile się staje nagannym i szpetnym w oczach własnych, kiedy śmie równać się z interesem narodu, który jest zawsze wielkim, trwałym, chwalebnym, od Boga nakazanym. Największa duma i rozkosz sumienia, największe jego szczęście na tej ziemi, jest czuć się wyższym nad wszelki własny interes, nad osobiste mniemane nagrody, zazwyczaj zaprawione większą goryczą, niż wszelkie trudy i poświęcenia. Wyższym tylko, bo należącym do wieczności jest, upokorzenie, poświęcenie nawet tej szlachetnej dumy, to jest, wyzucie się zupełne siebie samego. I za prawdę nie innych uczuć i myśli wymaga nasze teraźniejsze niebezpieczne, zewsząd zagrożone, i już nie raz do ostatecznego konania podobne położenie.

Cel wielki w tym życiu jest warunkiem wielkich prac i trudów. Ale kto ma wiarę i czuje świętość obowiązku, ten kocha pracę dla pracy, a ziszczenie celu Bogu zostawia. Do takiej to pracy ja śmiem powoływać i powołuję wszystkich, którzy szczerze chcą powstania Ojczyzny. Powołuję zaś do skupienia, do połączenia wszystkich prac, modlitw, zdolności i możnych środków, bo inaczej Polska nie odżyje. Nie bądźmy jak te rumaki rozbrykane, które rwą się na wszystkie strony, a powóz zagrzęzły zostawiają; ale bądźmy jako ten zaprząg porządny, słuchający, dobrej woli, który jak ruszy razem, to i powóz z błota wyprowadzi: tam dopiero zobaczymy, jak najlepiej na bity gościniec się dostać.

Być, albo nie być — mamy do wyboru. Jeśli chcemy być, nie dajmy ulecieć ufności i nadziei; kto je utraci, traci życie, staje się poniekąd trupem chodzącym miedzy żyjącymi, nie mogącym już ich zrozumieć.

Nie. — Bóg Polski nie opuści. — My tylko nie opuszczajmy siebie. Przechodzimy przez twarde próby, przez żelazo, wodę i ogień, jak w dawnych inicjacjach. Dotrwajmy do końca; nie upadajmy przed kresem doznań. Ufajmy, pracujmy, aby stać godnymi i zdolnymi przyjąć trafy, które Opatrzność nadarzy. Zdaje mi się słyszeć jej głos do nas mówiący. Gdzież są wasze zasługi? — Dawne nie wasze — zniknęły; nowsze nieciągłe, przerywane, nie są dość jasne i czyste. — Zasłużcie jeszcze; zasłużcie tylko; a nad zasługi przyjdzie nagroda.

Najnowsze artykuły