Artykuł
O broszurze Pawła Popiela
If

 

 

List p. Pawła Popiela do księcia Lubomirskiego, acz drukowany, nosi cechę poufną i prywatną. Autor zapytuje się księcia, bo w oddaleniu wiedzieć nie może, czy jakie porozumienie nastąpiło pomiędzy osobami dziś u steru rządu stojącymi a ludźmi, których uważamy za przywódców spraw krajowych. Z tym zapytaniem wiąże rozwinięcie swoich zapatrywań na obecne położenie Galicji, stawia programat przyszłości, rzuca światło swoje na przeszłość. Czyni to z mocą i wdziękiem pióra, który usuwa wszelką wątpliwość względem nazwiska autora głośnej z roku przeszłego broszury pt.: Kilka słów z powodu odezwy księcia Adama Sapiehy.

Szanujemy szczerość i śmiałość, z jaką występuje autor. Clara pacta claros faciunt amicos. Odpłacamy się wzajemnością, kładąc nazwisko pod niniejszym listem. Nazwisko to do młodej należące generacji, przypisujące sobie jedną zasługę, zasługę szczerej i wytrwałej pracy a wliczające się z zadowoleniem własnym między ów, jak go pan Popiel nazywa, „zrewolucjonizowany stan średni” staje pomiędzy dwoma korespondentami, autorem listu i księciem, nie oglądając się na liczbę głośno lub cicho poklaskującego orszaku ich dostojnych współwierców politycznych aby im powiedzieć, o ile wypowiedzieć zdoła, zdanie swoje i zdanie stanu średniego o programacie zawartym wspomnianej broszurze.

Aby je oceniono, przychodzi mi streścić list p. Popiela. Jest to rzecz niełatwa, bo autor jest jędrnym i lakonicznym a jak każdy znakomity pisarz, lubi pisać pomiędzy drukowanymi wierszami. Nie chciałbym przy tym zasłużyć na podejrzenie przekrzywiania myśli cudzej, które tak często miotają ludzie opinii p. Popiela na krajowe dziennikarstwo. Pozwoli więc, że w miejscach zawilszych własnym jego tekstem się posłużę.

Położenie obecne Galicji odrywa pana Popiela od „twardych trudów powołania ojca rodziny i zmusza go do uchwycenia pióra, aby myśli swoje wypowiedział. Ministerium obecne budzi w nim nadzieje, że starając się o reformę monarchii, nie zapomni o Galicji, ale pamiętne na „solidarności w każdym ustroju organicznym, będzie obrońcą” właściwych zasad społecznych u nas, jak i gdzieindziej. Same, bez naszego współudziału uczynić tego nie może, przyłożyć się muszą do tego rządzeni. Ciąży odpowiedzialność na nim, ale ciąży i na nas, abyśmy, jak nam się wielekroć przydarzyło, nie stracili chwili stosownej.

Całą duszą piszemy się na te uwagi p. Popiela, z zaręczeniem, że je podziela i wielekroć wypowiedział przez swoje organa, tak zwany przez niego „zrewolucjonizowany stan średni”.

Programat ministerialny, omawiamy dalej pana Popiela, zapowiada autonomią tj., powołanie do życia prawdziwych sił krajowych, które równowagą szczęśliwą między władzą rządu a samodzielnością rządzonych, spełnią najwyższy cel państwa: wolność w porządku. Dwóch na tej drodze ma ministerstwo nieprzyjaciół: ustrój biurokratyczny i stronnictwo rewolucyjne. „Rewolucja 1848 r. wstrząsnęła posady próchniejącej monarchii”. Ministerstwa Bacha i Szmerlinga sztucznym chciały ją utrzymywać sposobem, militaryzmem i biurokracją jedno, konstytucyjnym liberalizmem drugie, oba bez powodzenia.

Tu autor przechodzi do naszej społeczności „doprowadzonej do ostatecznego rozbicia”. Rozmaite warstwy społeczne, rozmaite szczepy naszego kraju, nie stoją w zgodzie i harmonii. Klasa, która niegdyś nie tyle łączyła, ile raczej absorbowała wszystkie siły społeczne, została skruszona i wywołano przeciw niej sztuczny antagonizm, tak z dołu, jak z góry. Miasta i klasy średnie owionął duch rewolucyjny zaszczepiony na patriotycznym gruncie, w ludzie wiejskim obudzono chuci gwałtowne. Kraj cały zubożał, bo my właściciele więksi pracować jeszcze nie umiemy a lud wiejski, dostawszy wszystko darmo, pracować jeszcze nie potrzebuje. W porządku moralnym klasa większych właścicieli, dawna szlachta, pomna stanowiska panujących, została w biernej opozycji, a nie żyjąc życiem publicznym, straciła wszelki polityczny pogląd: była też czasem bez godności względem rządu, stawała się często narzędziem w ręku rewolucji. W porządku duchownym, naród ten od dziesięciu wieków ściśle, sumiennie związany z kościołem, po rozpadnięciu tego na pół politycznego na pół duchownego związku, pił pełnym gardłem błędy Zachodu a gorszył lud, który zachował choć formalną wiarę; ze sił moralnych zostało się tylko uczucie i wspomnienie narodowe, wzniosłe, szanowne ale nie wystarczające. Uczucie to nie oczyszczone czysto Boską myślą, stało się chorobliwe…

Rząd widząc to rozbicie nasze, mówi dalej pan Popiel, nigdy się z nami nie rachował. Dzisiaj, ma nadzieję autor, że się to odmieni. Rząd nie chce utrzymywać chorowitego członka wśród zdrowego ciała. Ale potrzebuje on rękojmię, że wchodząc na drogę sprawiedliwości i równouprawnienia, nie da nam broni na siebie, że my z tego nie uczynimy narzędzia rewolucji. Podporą rzetelną każdego rządu w ogóle są dwa żywioły: pewna rozsądna opinia kraju w ogóle, w szczególe grono ludzi czystych, niezawisłych, poważnych, co śmiało w poczuciu obowiązku dla kraju staną po jego stronie. Pyta się więc p. Popiel księcia adresata, czy owo grono przywódców porozumiało się z ministerstwem?

Nie mieliśmy dotąd, mówi dalej, jasnego programatu. Adres 1860. postawił zbyt ogólnikowy, postępowanie deputacji w Radzie Państwa i dwa lata ostatnie mogły bardzo niebezpieczne u rządu wywołać podejrzenia. Nie możemy z rządem stanąć na podstawie prawnej, jak Węgrzy, możemy tylko na podstawie politycznej możebności, utylitaryzmu. Nie mówiąc o przeszłości, która w politykę nie wchodzi, a nie wyrzekając się przyszłości, której się żaden uczciwy człowiek nie wyrzeka, pamiętać należy, że tylko teraźniejszość gotuje przyszłość, że przyszłość mają te tylko społeczności, które mają wartość duchową, rozum, jedność i bogactwo. „Do tego nie dochodzi się bez porozumienia z władzą, jakąkolwiek ona jest, bo władza jest zawsze narzędziem organicznym w społeczności, bo naród, który w ciągłym z nią będzie zadrażnieniu nie wyrobi sobie pierwszego dla ludzkości warunku: „uszanowania powagi.”

Tu następuje najważniejszy ustęp broszury, kamień węgielny jej rozumowania. Przytaczamy go w całości.

„Muszę zatem potępić głośno wszelkie usiłowania do odzyskania politycznego bytu przed czasem, kiedy do tego są siły wewnętrzne a sposoby i okoliczności na zewnątrz (zgoda!) Jakoż każde podobne usiłowanie w głębszą potrąciło nas przepaść (zgoda!). Więc droga, która nas do tak bezdennego nieszczęścia doprowadziła, nie jest dobrą drogą (zgoda!) Ani na tobie książę kochany, ani na mnie, ani na przyjaciołach naszych nie ciąży odpowiedzialność za to, co się stało, a jednakże nie jesteśmy bez winy (zgoda!), bo było naszym obowiązkiem, błąd i zbrodnie, które potępialiśmy jawnie, potępić jeszcze głośniej i czynnie a zachować żywioł polski od strasznego upadku, który przewidzieliśmy z góry. Pominę, co się stało, za granicami Galicji, ale to każdy przyzna, że ostatnie wypadki przyczyniły się do zubożenia kraju a do zdemoralizowaniu niektórych warstw społecznych. Było obowiązkiem większej własności, było obowiązkiem klas wykształconych, zachować społeczeństwo nasze (czy galicyjskie?) od tych nieszczęść. Jeżeli własność, jeżeli tradycja, jeżeli kultura, jeżeli stanowisko duchowne, nie obronią społeczności od burzy wywołanej przez przewrotność i niedoświadczenie, toć słusznym byłoby mniemanie tych, co rozumieją, że ten balast już dzisiaj niepotrzebny. Czegośmy nie zrobili, zróbmy dzisiaj, ale na to, z bezwzględnością, z odwagą i czynnością, której nam brakło (zgoda!) należy potępić spisek, jego zasady i środki. Znam ja dobrze nasz naród, przeważa w nim niezmierna większość zdrowych żywiołów (zgoda!), ale nie miały nigdy punktu oparcia i nie miały kierunku (zgoda!). Odwaga cywilna, o której brak nas oskarżają, jak jest kwiatem społeczności w normalnym tylko stanie będących, tak ledwo można żądać, aby się pojedynczo objawiać mogła (o owszem objawiała się wielokrotnie), musi mieć punkt oparcia w pewnym stronnictwie, bo biada samemu. Potrzeba więc koniecznie wyprzeć się ostatniego ruchu, uznać go i potępić jako zgubny, odtrącić ludzi, którzy mu przodkowali albo mu potakiwali (odtrącamy bezpośrednio Wielopolskiego, który proskrypcją wywołał powstanie i Mierosławskiego, który pisał instrukcję powstańczą!)”.

Z tego stanowiska stawia p. Popiel programat postępowania Galicji w położeniu obecnym. „Dajmy pokój wielkiej polityce, która nie jest rzeczą koronnego kraju doprowadzonego do atomizmu społecznego i atonii moralnej. Stoimy na rozdrożu, albo nam przyjdzie pod kierunkiem tajemnych wpływów w walce bezskutecznej a zjadliwej zużyć i roztoczyć resztę sił żywotnych, które pozostały, albo na drodze prawnej, jawnej, dobyć się warunków bytu, który chociażby nie był ostatecznym naszym ideałem, zapewnić nam może normalne wykształcenie i form i zasad społecznych. Z męską odwagą i stanowczością, powróćmy na grunt rzeczywisty: marzenie, to pociecha dusz słabych, nadzieję mieć należy w Bogu i nie w obcej pomocy, lecz w własnej pracy i zasłudze (zgoda!). Tego kierunku utylitarnej polityki pragnie p. Popiel w wyborach sejmowych i działaniach sejmu, tego kierunku przywracającego społeczeństwu dawną równowagę, w urządzeniu gmin i administracji. Pragnie u steru i na obwodzie autonomicznej organizacji ludzi z wykształceniem, stanowiskiem i majątkiem, którzy nie skalali swego charakteru ani pochlebstwem dla władzy ani uległością dla stronnictw – a mianowicie sędziów pokoju przez rząd z tej kategorii mianowanych. Poleca wreszcie sejmowi aby nie gonił za indywidualnymi kraju celami, ale pracował z rządom nad reorganizacją społeczną w duchu autonomii, jeżeli nie chce powrotu panowania centralizacji albo systemu Bacha z r. 1850.

Odważamy się w końcu broszurę p. Popiela streścić w następujący ciąg logiczny: Galicja, rozbita społecznie, ma wyprzeć się ludzi, którzy jakikolwiek udział w ostatnim wzięli ruchu, ma go publicznie wyborami swymi, a może i w inny sposób potępić a organizację swoją przyjąć na podstawie porozumienia się z rządem tych nielicznych obywateli, którzy go obecnie głośno potępiają, którzy rządowi dadzą nieznane bliżej przeciw rewolucji gwarancje, otrzymując w zamian od niego pełnomocnictwo powrócenia kraju w kluby ułożonego przez nich systemu i porządku. Na to streszczenie zgodzi się zapewne sam autor broszury.

Nie możemy, jak okazać szczerą wdzięczność, za wypowiedzenie tak jasnego programatu. Szanujemy jego otwartość, bo świadczy, że z głębokiego wyszedł przekonania. I nie możemy znowu, jak głęboką naszą wyrazić boleść nad owym rozbiciem społecznym, nad odbiciem się, że się tak wyrażę, zdolnych głów i szlachetnych serc, od życia i duszy społeczeństwa, które tak antyspołeczny, tak pełen zjadliwego ostracyzmu, tak zamachowy pozwoliły im wypracować program, tym zgubniejszy, im schodząc się w tylu pojęciach i zapatrywaniach się ze zdrowym zmysłem i poczuciem mass, nieprzyjazne, obce, przeciwne rozwojowi naturalnemu, szerzące kłótnię zamiast zgody i wspierające rewolucję społeczną, którą potępić zamierzali, zajął stanowisko; program, który publicznie posądza kraj o to dzisiaj jeszcze, o co go dzisiaj już żaden dyrektor policji z ręką na sercu posądzić nie może; programat wreszcie, który walcząc po donkiszocku z fantomami społecznej rewolucji, chce stawiać zastęp ludzi swoich, aby kierowali krajem podług inkwizycyjnej jakiejś loi des supects zapisanej pomiędzy wierszami a odtrącającej wszystko, co błądziło ale kochało ! Nie możemy jak zawołać biada! po tym głosie, który staje wbrew powszechnemu żądaniu, aby pozbawieni praw politycznych w skutek ostatnich wypadków, powrócili do praw, zwiększyli szereg pracujących i myślących o dobrze powszechnym, który chce, aby spodziewaną amnestię rządu przeżyło prześladowanie własnego społeczeństwa!

Infandum szanowny autorze, jubes renovare dolorem. Głuche milczenie zachowywaliśmy w kraju o wypadkach lat ostatnich, przerywał je tylko głosom polskim moskiewski, bluźnierstwa mówiący Dziennik Warszawski, i przerywał głos pogrzebanego już dziś z W. Wieloglowskim Ogniska. Milczenie to nie było pochwałą, było milczeniem o rzeczy, której się nie wspomina, bo wszyscy schodzą się w zdaniu o niej. Szanowano zresztą milczeniem świeże rany, niezliczone groby, nowe coraz katusze i oglądano się na szyderczych świadków. Odtrąciła publiczność z boleścią pismo, którego nie prenumerowanie poczytał p. Popiel między obłędy i winy społeczeństwa, uśmiechając się gorzko nad listą obywateli, którzy odesłali numery. Czy ta lista ma być początkiem czarnej księgi dla przyszłej organizacji Galicji proponowanej przez autora?...

Głuche milczenie zachował kraj, powiadamy, ale milczenie to nie było milczeniem pochwały. Owszem, im bardziej rozwijały się nieszczęsne następstwa ruchu 1863. r., im lepiej rozglądnięto się w niesłychanej dewastacji, tym straszniej odzywał się głos w piersi powszechności, mówiący słowem zacnego człowieka w nocy św. Bartłomieja : Excidat ille annus aevo! W tym powszechnym uznaniu, w tym powszechnym cierpieniu, połączyliśmy się wszyscy, udział w ostatnich wypadkach biorący i stojący na boku, szlachta i mieszczanie, młodzież i starsi, ubodzy i bogaci, gdzie tylko polskie, pełne miłości dla narodu biło serce. W tym powszechnym uznaniu powinniśmy się dziś połączyć solidarnie, ścisnąć przerzedzone szeregi ludzi myślących i czujących, pogodzić waśnie między sobą wobec wielkiego nieszczęścia, które nas dotknęło, stanąć do wspólnej, zgodnej, powszechnej pracy, przyjąć co nam da łaska Boża, rozpocząć życie nowe! Jesteśmy tak biedni, tak znękani i czujemy to tak silnio i powszechnie, że tylko biurokratyczna przewrotność lub zamknięte w czterech ścianach śledziennictwo może nas posądzić o chęć odnowienia anormalnego stanu, o knowania i dążenia rewolucyjne! Dzienniki nasze, demokratycznej czy konserwatywnej barwy, jedyny organ opinii, przeszły w uznaniu tej biedy na pole czystego utylitaryzmu a korespondencje z kraju im wtórzyły. Wobec nowej zmiany ministerialnej, objawiła się powszechnie chęć wejścia z rządem w porozumienie, powstały gorące nadzieje, że kraj koronny, dotąd tak zaniedbany, na drodze autonomii lepszej się przyszłości doczeka. Żądania, któro p. Popiel na 11. stronnicy swej broszury wypowiedział, powtórzyły dzienniki niezliczone razy na każdej szpalcie swojej! To co p. Popiel myślał, myśleli wszyscy; wszyscy, acz nie pisali listów do ks. Lubomirskiego, pytali się, czy ludzie mający wpływ, stanowisko, imię, majątek starają się o co dla biednego kraju, czy przedstawiają, gdzie potrzeba, jego stan opłakany, czy korzystają z położenia swego, które im się swobodnie ruszać i działać dozwala, podczas gdy my, biedni glebae adscripti, pracując na kawałek chleba, tylko myśleć i troskać się możemy. Wszyscy spozierali na nich, czy wyjdą z martwoty swojej i zamknięcia i zakrzątają się około publicznego dobra. Zniszczona wysiłkami lat ostatnich, przerzedzona, owa „rewolucyjna średnia klasa” patrzyła i patrzy na wyższą, rozsądnie za szanowaną, stojącą w rezerwie narodowego hufca, niby sztab główny; aby teraz, gdy nadchodzi czas restauracyjnej pracy, pokazała co umie i może, aby pracowała, poświęcała się a była przy tym mądrą, umiarkowaną, rozwijającą siły społeczne, godzącą i szlachetną, jak jej nakazuje tradycja przeszłości, postępową i liberalną, jak jej nakazuje wiek dziewiętnasty, za taką, któżby nie chciał pójść ochotnie, któżby się nie dał poprowadzić ku lepszej przyszłości?

Owszem, wzywamy ją, niech idzie, działa, przodkuje. Wzywamy wielkie imiona, wielkie majątki, wielkie stanowiska społeczne. Trzy okręgi wyborcze złożyło już dowód tego usposobienia, stawiając na czele kandydatów p. Agenora Gołuchowskiego, twórcę październikowego dyplomu, zasługę prawdziwą i wielką, człowieka pracy i zasad wytrwałych. Ale wzywając ich, wołamy głośno: Jeżeli chcecie być pożytecznymi krajowi, jeżeli chcecie zasłużyć na dobre imię, jeżeli chcecie wieniec chwały dorzucić do wieńców chwały ojców a pokryć nimi nie jedną plamę zbutwiałego karmazynu grobów, jeżeli chcecie stanąć na przeszłości, zagrodzić drogę złemu, dąć inicjatywę organicznemu rozwojowi społeczeństwa, przerwanemu wypadkami dni ostatnich, jeżeli chcecie być mężami stanu a nie fantastycznymi przedstawicielami kasty, ludźmi praktycznymi a nie utopistami, prowadzicielami a nie gwałcicielami społeczeństwa, ludźmi owoców a nie ludźmi bezużytecznej pychy, duchami postępu a nie upiorami reakcji: nie słuchajcie takich fałszywych proroków, jakim jest p. Paweł Popiel !

Bo oto nie jesteście powołani występować przeciw społeczeństwu i wykonywać na nie zamachy społeczne w imię przestarzałych pretensji lub tłukących się po wstecznych mózgownicach upiorów utopistycznych, nie macie prawa uważać się za nieomylnych, kiedy wszyscy zostawali w obłędzie, ani za apostołów naprawy społeczeństwa, które zepsute nie jest. Nie macie prawa używać ostracyzmu, który poddaje wam p. Popiel i mówić: Kto się nie zmieści w ciasne ramy naszego politycznego credo, ten jest przeciwko nam i tego niszczyć będziemy, bo wasze credo powinno być szeroką płaszczyzną, na której się zmieszczą wszyscy ludzie z zdolnościami i dobrą wolą. Nie macie prawa używać ostracyzmu i sprowadzilibyście drugi kataklizm podobny pierwszemu, gdybyście go używali, bo wszyscyśmy winni, wszyscy od amnestii sobie danej powinniśmy nowe życie rozpocząć i wszyscy powinniśmy uczynić aksjomatem naszego politycznego życia, że wszystkie nieszczęścia ostatniej chwili sprowadził zamach społeczny – ale zamach pochodzący właśnie od człowieka, który podzielał opinię pana Popiela o zbawienności ostracyzmu – a miał środki od rządu podane, aby je wykonać!...

Tak jest: nie byłoby nieszczęśliwego powstania, gdyby nie obopólny ostracyzm warstw społecznych względem siebie. Nie byłoby powstania, gdyby go nowy Targowiczanin nie był wywołał, „rozcinając wrzód, który pęknąć nie chciał.” Co więcej, nie było by się przygotowało powstanie, nie byłby się nagromadził palny do niego materiał, gdyby warstwy społeczne nie były się zamykały w samych sobie, gdyby nie były partykularnych pilnowały interesów, gdyby nie były z oka spuszczały głównego zadania narodu, jego rozwoju na polu nie samego dobrobytu, ale oświaty i zrównania się na polu obywatelskim, gdyby zarzuciwszy same politykę, nie pozwoliły jej uchwycić niedorostkom i przewrotnym socjalistom, gdyby ów człowiek, wyjednywający reformy, spuszczając z pychy, był szukał podstawy u ludzi pośredniego obozu, gdyby ci ludzie nie byli odepchnięci od reform, obrażającym godność narodową sposobem ich podawania ! Nie było by się przygotowało, gdyby ci co najmocniej dziś krzyczą, nie byli wówczas w mysiej siedzieli jamie, albo zamiast wyrozumiewać położenie fatalne ogółu, nie drażnili go, gdyby nie byli plwali na nie zamiast się z nim porozumieć. Nie było by się przygotowało, gdyby oni sami siebie i innych zaprzęgli do pługa pracy, do ofiary i poświęcenia, a stworzywszy rzeczywiste widoki przyszłości w ten sposób, nie pozwolili gonić za urojonymi!

Taka jest solidarność warstw społecznych wobec Boga i dziejów! Jedna odpowiada za drugą, grzechy jednej spowodowane są grzechami drugiej. Dzieje opisujące krwawe 1803 r wypadki, będą podziwiać poświęcenie i obłędy małoletnich, ale cóż o pełnoletnich powiedzą? Na nich spadnie cała odpowiedzialność, ich Bóg najsrożej osądzi! Osądzi jednych, że zwodniczymi nadziejami podtrzymywali zgubną walkę i nie dali jej w jednym olbrzymim, gladiatorskim upaść wysileniu, osądzi drugich, że nie byli panami społeczeństwa, do czego mieli prawo i środki. Ale łaskawym będzie ten Bóg dla tych, którzy w straszną sytuację dostali się za popędem szlachetnego serca, za wirem powszechnym, z ufnością w Bogu, w cuda jego, co poszli jak Judyta do namiotu Holofernesa, albo Dawid z procą na Goliata.

I takich, takich – całe morze duchów poszło do lepszego świata, całe strumienie odpłynęły z jękiem w dalekie strony, tacy – dzisiaj w domach ojczystych płaczą nad kraju niedolą. Nie rewolucjoniści to, owa młódź co powróciła z Syberii, owa szlachta co utraciła mandat wyborczy i poselski a nadszargała majątek, to ludzie tylko, co nie mogli każdy pojedynczo naprawić tego, na co się całe, opuszczeniem lub czynem, niedoświadczeniem lub przewrotnością, rozbiciem swoim i nieporozumieniem między sobą złożyło społeczeństwo, a czego nie mogli naprawić i tacy ludzie jak p. Popiel, chociaż tak dobrze przewrotność świata widzieli, bo „biada samemu”. Mamyż sądzić ich srożej od sądów wojskowych, mamyż na nich zwalać winę która na wszystkich jednako cięży, mamyż publicznymi czynami objawić im, że ich rany, ich włosy posiwiałe, ich cierpienia nie mają wartości ale są grzechom przeciw naszemu społeczeństwu – mamyż to uczynić, aby tym sposobem zyskać sobie zaufanie rządu?

Nie! rząd takich nie potrzebuje gwarancji. Dzisiejsze usposobienie tych ludzi, owszem, lepszą mu jest gwarancja, od tej, którą mu p. Popiel dać zamierza. Ludzie ci poczuli osobiście, doświadczeniem, zgubność ruchu, który ich mimo woli zagarnął, ludzie ci z tą samą miłością którą okazali, potrafią służyć dobru publicznemu w innych warunkach. Forma się w nich zmieniła, istotna zacność ich była pozostała ta sama, powiemy o nich, używając stylu p. Popiela. Owi zaś nieliczni, których ruch uczynił przewrotnymi albo raczej, którzy przewrotność przyrodzoną przynieśli do ruchu, osądzeni już i takich nie zaszczyci zaufanie publiczne. Oszołomione głowy młode potrzebują nie wyłączenia od społeczeństwa, które powiększa każdą chorobę, ale nauki, pracy, opieki!

Nie ma więc przyczyny uderzać p. Popiel w wielki, pozostały w składach redakcji Ogniska dzwon i rozpaczać o stanie naszego społeczeństwa. Nie ma co wtórzyć baśniom, które biurokracja tylko o naszym kraju szerzy! Nie ma przyczyny, podawać wielkim imionom naszym do ręki nóż ostracyzmu, bo temu ulegnąć powinny tylko dwa przeciwległe zarówno zgubne bieguny naszego życia – rewolucja quand méme i reakcja, rozsiadająca się na pobojowiskach, gdzie czuć zapach trupów…

Przeciwnie w poczuciu powszechnej winy i powszechnego nieszczęścia nie słuchać nam głosów, dzielących nas i kryminujących, nic słuchać proroków którzy milczeli wczoraj a dzisiaj narzucają nam mądrość swoją. Mało nas jest, stańmy razem w zgodzie i miłości, nie rozdzieleni między sobą waśniami o wczoraj, ale połączeni myślą o jutrze. Niech nam w imię Boże zaprzodkują ci, co mają sposobność i znaczenie, niech posiądą zaufanie rządu; kraj tylko zyskać może na tym, jeżeli wezwą wszystkich do pracy około publicznego dobra, jeśli zrozumieją wybitne znamiona czasu, jeśli pojmą, że przeszedł czas służenia u pańskiej klamki, a przyszedł czas wspólnej pracy i wspólnego szanowania się podług zasług i zdolności. Droga p. Popiela wiedzie ich między politycznych hipochondryków i między powolnych służalców a stawia ich w antagonizmie z życiem świata średniego, z którym jako z potęgą rachować się muszą; droga nasza zapewnia im poparcie, przyjaźń i szacunek ogółu, zapewnia pożytek i rozwój krajowi. I my mówimy z panem Popielem, kończąc rzecz naszą: Do wyboru.

 

 

Najnowsze artykuły