Artykuł
O dawnym prawie polskim, jego nauce i umiejętnym badaniu

 

Pierwodruk: M. Bobrzyński, Szkice i studia historyczne, Kraków 1922, t. II, s. 298-310. Przedruk: M. Bobrzyński, Zasady i kompromisy. Wybór pism, Kraków 2001.

 

Jeżeli w każdej pracy pożyteczną jest rzeczą rzucić okiem na jej dotychczasowe owoce i na jej dalszy kierunek, to w pracy umiejętnej takie zdanie sprawy przed samym sobą staje się od czasu do czasu konieczne. Zmuszają do tego obrachunku najczęściej niespodziewane zarzuty lub uprzedzenia, przed którymi nikt jeszcze na zawsze się nie zasłonił. Jak zaś charakter człowieka najlepiej uwydatnia się w przeciwnościach, które go spotykają, tak wewnętrzna wartość każdej prawdziwej umiejętności wtedy się najlepiej odsłania, kiedy najgęstsze na nią spadają pociski. Chcąc je odeprzeć, musi się ona sama w sobie tym silniej skupić, tym żarliwiej nad wzbogaceniem swojej treści pracować, tym świadomiej cały swój zakres stawić sobie przed oczy. Czasem jednakże samo powodzenie pobudza do bliższego zastanowienia się. Umysł ludzki pragnie ogarnąć materiał, mozolną pracą zebrany, ocenić poczynione zdobycze. O dawnym prawie polskim możemy tak jedno, jako i drugie powiedzieć. Mamy więc podwójną podstawę, aby w obecnej chwili rzucić okiem w jego wewnętrzną istotę i zmierzyć beznamiętnie jego dzisiejszą doniosłość.

Ilekroć zdarzy się mowa o znaczeniu jakiego prawa, najłatwiej usłyszeć pytanie, czy też ono w dzisiejszej praktyce sądowej i administracyjnej znajduje jeszcze zastosowanie. Kierować jednak pytanie takie do dawnego prawa polskiego może się dziwnym wydawać. W sto lat po upadku dawnej Rzeczypospolitej, po zaprowadzeniu nowego ustawodawstwa, nie każdy jest na odpowiedź twierdzącą z góry przygotowanym. A przecież kto w urzędach czy sądach ma sposobność zajmowania się sprawami, w których zwykła rutyna już nie wystarcza, ten nie uważa z pewnością za stracony czasu, jaki nauce dawnego prawa polskiego poświęcił. Nie znając urządzenia dawnych polskich ksiąg hipotecznych, trzeba by nieraz niemało głowy nałamać, kiedy przyjdzie ułożyć prosty pozew na podstawie aktów, zeznanych przed sądami XVIII, XVII, a nieraz i XVI stulecia. Ileż razy dziś jeszcze chodzi o stwierdzenie natury dawnych fundacji i sum instytutowych, jakie ich rzeczywiste jest przeznaczenie, do czyjego zarządu należą, o ile prawnie powstały i wobec dzisiejszych ustaw ostać się mogą? Skądżeż wiadomości te czerpać, jeśli nie ze starodawnych aktów, a jakże rozstrzygać wątpliwości, nieraz nader zawiłe, jeśli nie na podstawie prawa, które obowiązywało w chwili powstania tych aktów? Częstokroć przychodzi badać kompetencje władz różnorodnych, które po sobie następowały i odmienne wydawały rozporządzenia. Często zachodzi potrzeba wyświecać istotę rozlicznych podatków i danin, których ustanowienie i urządzenie z czasów dawnych pochodzi; tu znajomość dawnego prawa nie tylko jest pożyteczną, ale nawet niezbędną. Rozszerzać się dalej nad przedmiotem tym, któremu już prof. Burzyński[1] w pismach swych dość poświęcił uwagi, jest niepłodnym zadaniem, skoro rzeczą nietrudną a przekonywającą byłoby zestawić z registratur sądów, a dość nawet prokuratorii skarbu, statystykę z lat ostatnich spraw, które się o dawne prawo polskie oparły. Ale prawo polskie przetrwało czasy rozbioru. Pomimo zaprowadzenia kodeksu Napoleona i w ogóle obcego ustawodawstwa, zawsze jeszcze znalazłoby ono pole, na którym z wpływem swym wystąpiło i pewne zmiany w obcych kodeksach spowodowało. Mnóstwo stosunków prawnych pozostało z dawnych czasów bez zmiany, a z niemi i nowe ustawodawstwa koniecznie się rachować musiały. Stąd też znajomość prawa polskiego w całym jego historycznym rozwoju nieodzowną jest dla każdego, co pragnie późniejsze ukształtowanie się stosunków prawnych na ziemiach niegdyś polskich zrozumieć i w jakimkolwiek kierunku nad ich dalszym rozwojem pracować.

A z resztą przypuśćmy, że dawnego prawa polskiego w praktyce sądowej i administracyjnej wcale już nie zajdzie potrzeba stosować; czyżby to jego badaniu, jego nauce uniwersyteckiej odjęło podstawę? Jeśli uniwersytet ma zostać: scientiarum praevalentium margarita, fons doctrinarum irriguus, de cuius plenitudine hauriant universi liberalibus cupientes imbui documentis – jak w erekcyjnym akcie wszechnicy Jagiellońskiej czytamy – jeśli ma kierować i tworzyć umiejętnie wykształconych prawników, to postać rzeczy się zmienia.

Prawo polskie stanowi tak dobrze jedna gałąź ogólnej umiejętności prawa, jak prawo każdego innego narodu. Jeżeli zaś najwyższa zasada jakiej bądź umiejętności ta jest, aby żadnej, i najdrobniejszej, dziedziny w swoim zakresie nie zostawiać odłogiem, – więc też i prawo w ogóle gardzić nie może tą wiązką spostrzeżeń, jaką mu prawo polskie przynieść jest w stanie. I najmniejsza rzecz nieskończenie jest ważna, albowiem większa przez porównanie zyskuje. Nie godzi się deptać tego, w czym objawiają się odwieczne prawa, jakimi społeczność jaka się rządzi, trudno bowiem przewidzieć, czy z najcichszej ustroni nie wypłynie światło prawdziwie ożywcze.

Rola, na której umiejętność wnioski swoje buduje, niemal wszędzie jednakowo jest żyzna. Spostrzeżenia czerpane z życia nawet dzikich ludów i plemion prawie równie są ważne, jak spostrzeżenia zdjęte z urządzeń społeczeństw, stojących na wysokim szczeblu cywilizacji. Zależy tylko od tego, jaki zasób środków, jaka siła inteligencji ku zebraniu doświadczeń i związaniu ich w jedną całość została użytą i skierowaną. Znaczenie bowiem każdej umiejętności wtedy dopiero do ogółu przemówi, jeśli umiejętność ta jest już posuniętą daleko i daje się przejrzeć w całości. Tego zaś właśnie nie możemy dotychczas o dawnym prawie polskim powiedzieć, i w tym leży jedna przyczyna, dla której prawo to musi się jeszcze z uprzedzeniem potykać. Po dziś dzień w całości nie jest ono opracowane, nie tworzy dotychczas umiejętności do pewnego stopnia skończonej. Ależ i prawo niemieckie było wielkim ugorem, zanim Fr. Eichhorn[2] na wyżynę umiejętności je podniósł; a jakże bujnie dzisiaj zakwitło. Mamyż o prawie polskim rozpaczać? Nic do tego nas upoważnić ani popchnąć nie zdoła.

Prawo polskie w dziejowym swoim rozwoju obejmuje wszystkie stosunki prawne, jakie się wytwarzały w ciągu niemal tysiąca lat na terytorium Rzeczypospolitej, jakie się nieraz na tak wielkie rozmiary ze sobą ścierały. Dawna Polska wciągała w siebie chciwie zdobycze cywilizacji Zachodu, prawo jej rodzinne czerpało pełną dłonią z prawa kanonicznego, nie zamykało przystępu zasadom i urządzeniom prawnym niemieckim i rzymskim, ale wszystkie te obce żywioły przetapiało ono dla siebie w sposób odpowiedni warunkom przyrodzonym ziemi i stosunkom przyrodzonym społeczeństwa, na której i dla którego miało obowiązywać. Kiedy prawo niemieckie już w XV stuleciu na dobre obumierać poczęło i ustępować przed rzymskim, prawo polskie aż po ostatnie czasy rozwijało twórczą swoją działalność. Wszystkie też instytucje jego noszą na sobie piętno tak wybitnej samoistności, że tylko łącznie, jako odrębna całość, badane i zrozumiane być mogą.

Dla badacza prawa polskiego znajomość praw obcych jest nieodzowną, aby zdołał swojskie od przyswojonych pierwiastków w rozwoju jego rozróżnić. Ale nawzajem najlepszy znawca prawa niemieckiego, rzymskiego albo kanonicznego próżno będzie zbierał okruchy praw tych, jakie się w takiej obfitości na ziemi naszej znajdują, jeśli nie zna prawa polskiego w jego całości, jeśli w ducha jego nie wniknął. Nie będzie wiedział, gdzie i czego szukać należy; tego, co znajdzie, nie zdoła należycie zrozumieć i wyda sąd jednostronny i płytki. Jest to punkt doniosłości niemałej. Choćbyśmy bowiem przypuścili, że prawo polskie jest bez znaczenia, to jednak nie znajdzie się nikt, kto by zaprzeczył, że jest rzeczą nadzwyczaj ważną zbadać wpływ, koleje i losy, jakich prawo rzymskie, a jeszcze więcej prawo kanoniczne i niemieckie na ziemi polskiej doznało. Leży to w najżywszym interesie każdego z tych praw z osobna i jego własnej historii. Znakomici uczeni niemieccy, słysząc o skarbach dla prawa niemieckiego, jakie są w naszych archiwach złożone, pragną najgoręcej ujrzeć je ogłoszone i opracowane; świadomi są ogromnego pożytku, jaki by stąd odnieść musiała umiejętność ojczystego ich prawa. Dlaczegoż jednak pracy tej nie przedsiębiorą, oni, dla których żadne przedsięwzięcie nie jest zbyt śmiałym? Bo czują dobrze, że pracy tej dokonać może ten tylko, co na ziemi polskiej zamieszkał, co jej stosunki i jej przeszłość odgadł, co ze znajomością prawa niemieckiego gruntowna znajomość prawa polskiego połączył. Prawo polskie, jako przedmiot samoistnej umiejętności, jest przeto już dla samych praw obcych, a osobliwie dla prawa niemieckiego koniecznym. Odmawiać mu tej samoistności może ten tylko, kto by znajomość swoją prawa niemieckiego ograniczyć chciał na podręcznikach i przecierać dawno utarte frazesy, nie zważając, że o trzy kroki od niego zachowane są szeregi wilkirzów[3], znajdują się nieznane kodeksy prawa magdeburskiego, leżą całe stosy aktów i wyroków sądów miejskich, na prawie magdeburskim opartych.

Jeżeli jednak związek prawa polskiego z innymi prawami Europy jest tak ścisłym, i jeżeli ważność jego dla praw owych tak wielką być może, to nie mniejszą jest jego wewnętrzna, samoistna doniosłość.

Komu nie obcą jest historia prawa innych narodów, a spojrzy na rozwój prawa polskiego, temu cały ten rozwój wydaje się nieprawidłowym; tak odrębne są tory, po których prawo polskie kroczyło; ten zdumiewa się nad mnóstwem zjawisk, jakich dzieje żadnego innego prawa nie wykazują, i do poznania ich zaciekawia, że nie powiem – zapala. Z którejkolwiek strony nań się zapatrujemy, wszędzie nieznane skądinąd napotykamy widoki.

Prawo polskie, nawet prawo prywatne, było zawsze jak najściślej związane z pojęciami i stosunkami społeczeństwa polskiego, nigdy ludowym prawem być nie przestało, i tworzyło się nieustannie w przeświadczeniu ogółu całego narodu. Proces polski nigdy nie hołdował sztucznym zasadom inkwizycji i pisemności, ale wyznawał zawsze zasady skargowości, jawności i ustności postępowania. Sądownictwo nasze i prawo nigdy nie oderwało się od tego żywotnego związku z narodem, nie stało się wyłączną własnością jakiejś szkoły uczonej prawników, nie skrzywiło się w scholastycznych więzach. Czyli przez to zyskało, czy też owszem straciło, nie tu miejsce rozbierać. Ale zespolone ściśle ze stosunkami publicznego ustroju i życia, wytworzyło ono sobie system zupełnie odrębny i przedstawia rozległe pole do badań nad owym wzajemnym oddziaływaniem prawa prywatnego i publicznego. Pod tym względem jest prawo polskie do angielskiego podobne: postępuje i cofa się zarówno z rozwojem i upadkiem narodu. Tymczasem inne ludy i państwa z chwilą bezwarunkowego przyjęcia zbiorów justyniańskich, a porzucenia praw swoich rodzimych prywatnych, zerwały zupełnie związek między swoim prawem publicznym a nowym prawem prywatnym, i stworzyły w ten sposób próżnię, nad której zapełnieniem dopiero najnowsza umiejętność historyczno-prawnicza pracuje.

Umiejętność ta wyswobodziła się od zgubnego obłędu prawa natury, jakoby zasady prawne dały się rozwijać z jakichś ogólnych założeń i drogą logicznego rozumowania naprzód posuwać, ale przeciwnie, uznała ona drogę doświadczenia jako jedynie wiodącą do celu i rzuciła się z całym zapałem, aby zbierać doświadczenie i prawdy, złożone w dziejach prawa wszystkich znanych narodów. Ale umiejętność ta ciągle jeszcze się chwieje, bo nie rozwiązała, rzec można, zasadniczego dla siebie pytania. Podniosła ona w prawdzie zwyczaj prawny z zapomnienia, jako samoistne źródło każdego prawa obok przepisów ustawy, i wykazała, że prawo zwyczajowe nawet dla społeczeństwa stojącego na wysokim stopniu cywilizacji może być zbawiennym i pożytecznym. W jakim wszak stosunku oba te źródła prawa do siebie zostają, czy są sobie współrzędne, czy też jedno nad drugim dzierżyć powinno przewagę, w tym względzie najznakomitsi badacze zgodzić się na jedno nie mogą. Ale dlaczego? – bo oto nie zwrócili jeszcze dość uwagi swojej na stosunek, jaki między prawem zwyczajowym a ustawowym w biegu dziejów panował.

Nie każdego jednak prawa historia jest dla takich badań przystępna. Gdzie bowiem ustawa wczesne i łatwe nad prawem zwyczajowym odniosła zwycięstwo, tam prawo zwyczajowe nie miało sposobności rozwinąć się i przymiotów swych uwydatnić, tam mało po sobie pozostawiło pomników. Nie ma więc przedmiotu do porównania. Inaczej działo się w Polsce. Tu skutkiem zbiegu wielu okoliczności prawo zwyczajowe nader głęboko się zakorzeniło, przebyło zwycięsko wszystkie zamachy prawa ustawowego, udaremniło wśród ciężkiej walki wszystkie kodyfikacyjne usiłowania i przetrwało po sam koniec Rzeczypospolitej w całej swojej żywotności i, rzec można, przewadze. Żadne też może dzieje prawa nie przedstawiają tak rozległego pola do badań około źródeł prawa i ich wzajemnego na siebie oddziaływania, jak dzieje prawa polskiego. Nigdzie źródła prawa nie wytworzyły tylu różnorodnych kombinacji, nie rozwinęły działalności swej w sposób tak przeźroczysty i nie pozostawiły tyle śladów tej działalności, jak właśnie źródła prawa polskiego. Dokładana znajomość tej działalności rzuca więc co najmniej ogromne światło na wzajemny stosunek ustawy do zwyczaju, a kto wie, czy do rozwiązania tego zasadniczego pytania nie będzie mogła za podstawę posłużyć.

Przyrównalibyśmy prawo polskie do ugoru mało jeszcze dotkniętego lemieszem, ale gdziekolwiek w nim zaczniesz kopać, wszędzie natrafisz na glebę urodzajną i płodną. Niemal każda instytucja, stojąca na świeczniku dzisiejszej cywilizacji, niemal każde pytanie, wzruszające do głębi podstawami dzisiejszego społeczeństwa i państwa, znajduje w dawnym prawie polskim publicznym obfitą kopalnię nowych spostrzeżeń i stwierdzonych pewników.

Jesteśmy świadkami niezmiernego rozgłosu, jaki zyskały dzieła, zajmujące się rozwojem parlamentaryzmu w Anglii. Możnaż wątpić, że badania, przedsięwzięte nad powstaniem i losem polskich sejmików i sejmów, z mniejszym byłby przez cały świat myślący przyjęte zajęciem? Świetny rozwój sejmowania polskiego w wieku XVI, kiedy Anglię jeszcze bezwzględny despotyzm przygniatał, owa pełnia myśli w obradach i uchwałach, wysokie dążenia i cele, a potem taki straszny i sromotny upadek, może i głębiej odsłaniają tajnie tej instytucji, niż jej powolny i prawidłowy, a nie zamknięty jeszcze przebieg w królestwie W. Brytanii. Czyż zjawisko naszych konfederacji albo naszego „nie pozwalam”, wyświecone należycie i umiejętnie, nie wyda niejednej gorzkiej ale pouczającej prawdy, czyż do głębi każdego nie przejmie?

Chcemy wiedzieć, jak na tych sejmach pojmowano stosunek kościoła do państwa. Otwórzmy więc dzienniki sejmów XVI stulecia, wejrzyjmy bliżej w zacięte spory, przeprowadzone w obronie wolności sumienia, przysłuchajmy się wygłaszanym tamże zasadom o stanowisku duchowieństwa wobec państwa i jego koniecznych warunków, badajmy wywody strony jednej i drugiej, oceniajmy ustawy z r. 1563, 1565 i 1573, patrząc na dzieje współczesne ościennych narodów; – a jeżeli to wszystko nie rozszerzy naszego poglądu, jeśli nie wytrawi i sądu naszego nie zmężni, wtedy wątpmy o wartości polskiego prawa.

Kiedy różne narodowości nie mogą się spokojnie obok siebie pomieścić, kiedy nie chcą zrozumieć wyższego celu, który je ku sobie powinien zbliżać i siły ich spajać, kiedy kwestia samorządu lub centralizacji na próżno za punktem wyjścia spogląda – tedy nie gardźmy prawem polskim minionym ale odgadujmy zeń ową tajemniczą sztukę, dziś może niepowrotnie zgubioną, jak można największe przeciwieństwa łagodzić lub ścierać, jak rozhukane górskie potoki w jedno proste i przestronne dla wszystkich łożysko sprowadzić. Badajmy cały skład dawnej Rzeczypospolitej, jej ustrój wewnętrzny, samorząd tylu jej dzielnic, i ów niepojęty zrazu węzeł, który je wszystkie w jedno ciało gromadził i skupiał. Słyszmy Mikołaja Siennickiego[4], jak do Zygmunta Augusta przemówił: „stąd sława dobra, stąd zapłata od Pana Boga roście. Nowinać to u innych narodów i w innych państwach, bo tam drudzy rozdrapują, drudzy rozłączają. Ty, królu, wszystko złączasz i spajasz tak, jakoby to na wieki trwało”.

Jeśli chcemy zrozumieć prawa dziejowe, jakim ulega każde społeczeństwo rolnicze na ogromnym przestworze rozsiane, pozbawione przemysłu i handlu, nie mamy sposobu lepiej pracy naszej umieścić, jak właśnie w badaniach około ustroju dawnego społeczeństwa polskiego. Czegoż się nie dowiemy jeśli zaczniemy śledzić stosunki jego warstw różnorodnych, ich wzajemną od siebie zależność, jeżeli położeniu naszego wieśniaczego stanu bliższą i szczerą poświęcimy uwagę, jeżeli przyczyny jego upadku zdołamy odgadnąć i pojąć.

W badaniach tych i tym podobnych napotkamy na różnorodne pojęcia o prawie, społeczeństwie i państwie, zgromadzimy obszerną literaturę polityczną minionych stuleci, a oparci na znajomości samego prawa, zdołamy ją dopiero należycie ocenić, zasadnicze jej poglądy i oryginalne myśli we właściwym świetle przedstawić, a w ten sposób dzieje literatury politycznej powszechniej może i niemałym zasobem wzbogacić.

Tak jednak wykazując doniosłość, jaką prawo polskie dla umiejętności prawa w ogóle posiada, możemy być przygotowani na zarzut: A jednak tylu znakomitych prawników prawa polskiego nie znało, a mimo to nie przestali być znakomitymi? Zarzut taki robi czasem w pierwszej chwili wrażenie, ale w gruncie rzeczy jest błahym. Sięgając bowiem o kilkanaście lat wstecz przed r. 1848, widzimy np. że w Niemczech nie brakło wielu i znakomitych prawników, a jednak prawa i stosunki angielskie były im obce. Ale gdy znajomość praw tych rozszerzyła się więcej gdy doniosłość ich powszechnie ocenioną została, jakiż to przełom dokonał się w całym prawie niemieckim i w jego umiejętności. Ile jedno i drugie zyskało, byłoby rzeczą zbyteczną rozprawiać. A nawet przecież umiejętność samego prawa niemieckiego dawnego świeżo dopiero została wskrzeszoną, a czyliż przedtem zgoła uczonych w Niemczech nie było prawników? Przykładów takich bez liku. Wprowadzając nowe pierwiastki, rozszerzając pole badania, zyskujemy nowe punkty widzenia i porównania. W ten tylko sposób naprzód się umiejętność posuwa. Zapewne, cudzoziemcom trudno z prawa polskiego korzystać, skoro my sami nie posiadamy jeszcze dzieł, które by prawo to w całości, wiernie i umiejętnie nam przedstawiały, skoro sami nie zdajemy sobie należycie sprawy, jaka jest istotna prawa tego doniosłość.

Nie każdy może dobrze świadom jest tego, jak niewyczerpane skarby dla prawa ziemskiego, miejskiego i kanonicznego polskiego piętrzą się po naszych archiwach. Weźmy na uwagę np. same cztery archiwa krakowskie: grodzkie, miejskie, konsystorskie i kapitulne.

W pierwszym znajdują się złożone akta wszystkich sądów prawa polskiego, jakie niegdyś zasiadały w Krakowie, sądów ziemskich, wiecowych, grodzkich, zadwornych, sejmowych. Snują się one od r. 1388 niemal nieprzerwanym pasmem aż po ostatnie czasy Rzeczypospolitej, rosnąc coraz to więcej w treść i znaczenie. Drobna tylko ich cząstkę Z. A. Helcel[5] w swoich Pomnikach ogłosił. W księgach grodzkich relationum znajdują się wpisane najdonioślejsze polityczne akty w formie oblat i manifestów. Osobne księgi obejmują całe ustawodawstwo dzielnicowe województwa krakowskiego, znane pod nazwą laudów, a sięgające połowy XVI stulecia.

Akta miejskie, po dziś dzień jeszcze w jedną nie zebrane całość zawierają podobnie cały tok czynności wszystkich sądów miejskich krakowskich poczynając od pierwszej połowy XIV stulecia, konsularne i ławnicze, oraz akta sądu najwyższego magdeburskiego, który na zamku krakowskim się zbierał. Archiwum miejskie mieści niemniej starodawne akta wszystkich rozlicznych cechów krakowskich, z ich prawami i przywilejami, z całym tak silnym urządzeniem wewnętrznym z ich zwyczajami i obyczajami, z ich życiem tak ruchliwym i skrzętnym. Jakież znaczenie mają przechowane w tymże archiwum protokoły posiedzeń władz miejskich, od r. 1543 począwszy, do 1798, dalej bilanse dochodów i wydatków od r. 1369, dalej kopie całej ich korespondencji od 1621, dalej księgi dekretów królewskich, konsystorskich i nuncjatury, obejmujące przestrzeń lat od 1585 do 1790, i tyle innych aktów, które w archiwum tym, do niedawna zupełnie zaniedbanym, po dziś dzień się kryją. Nie wspomnieliśmy o całym szeregu (bo przeszło 1500) przywilejów i dokumentów przechowanych w archiwum miejskim, częścią w oryginałach, częścią w wierzytelnych odpisach, z których złożyć się ma wkrótce bardzo poważny dyplomatariusz.

Niczym jednak są akta miejskie w porównaniu z bogactwem materiału, jakie się w archiwum konsystorskim i kapitulnym znajduje. Nie będziemy się rozwodzić nad owym nieprzejrzanym mnóstwem bulli, dokumentów i przywilejów, które pierwszych czasów piastowskich sięgają, ale zwróćmy uwagę na znajdujący się w archiwum kapitulnym zbiór siedemnastotomowy ustaw polskich kościelnych, od r. 1328 począwszy, na tzw. libri beneficiorum et retaxationum, na visitationes ecclesiarum od r. 1565, na tzw. wreszcie acta actorum czyli rozprawy kapitulne od roku 1430 do 1787.

Trudno pomyśleć sobie o źródłach ważniejszych do historii narodu, kościoła i prawa, jak akta konsystorskie od r. 1436-1795 w dwustu i sześciu tomach, akta administracyjne od 1535, a nade wszystko akta i dekrety wizyt biskupich całej diecezji krakowskiej, które już w XVI wieku systematycznie zbierano.

Dajemy przykład z archiwów krakowskich raz dlatego, że najlepiej je znamy, a po wtóre, że razem wzięte stanowią one całość, jaką gdzie indziej trudno byłoby znaleźć. Nie chcemy przez to ubliżać archiwom takim, jak Bernardyńskie we Lwowie lub archiwum koronne w Warszawie, które pod względem ogromu i treści równych sobie nie mają.

Na takich to źródłach może i powinna się umiejętność prawa polskiego opierać. Nawet gdyby śladu nie było polskiej narodowości a przechowały się tego rodzaju archiwa, to każde plemię cywilizowane, które by na tej ziemi osiadło, musiałoby umiejętność prawa polskiego wskrzesić i pielęgnować; tak wymownym językiem przemawiają za nią same jej źródła.

W dziedzinie prawa polskiego krajowcy przed cudzoziemcami mają dlatego bezwzględne pierwszeństwo. Chociaż bowiem nie powinni żadnej gałęzi prawa zaniedbać, to jednak na polu prawa, którego źródła w ich wyłącznym są posiadaniu, najłatwiej im dobijać się stanowiska w świecie umiejętności. Wątpię, żeby jaki przedmiot tak mało znanym był zagranicą, jak przedmiot Starodawnych pomników, a jednak dzieło to nie tylko w kraju zyskało uznanie i może nie ma imienia polskiego prawnika, które by u obcych takim cieszyło się rozgłosem i poważaniem, jak imię Z. A. Helcla.

Praca około prawa polskiego może być nawet łatwym i szczęśliwym pomostem do pracy około każdej innej gałęzi rozległych umiejętności prawniczych. Ma zaś za sobą tę niemałą korzyść, że kto się na badaniu prawa polskiego zaprawił, będzie już wszędzie zwracał uwagę na rodzinne swoje stosunki, będzie wiedział w którą stronę uderzyć aby najlepiej i warunki dane wyzyskać i krajowi czymś się pożytecznym przysłużyć. Możemy i powinniśmy jak najsumienniej wszystkie inne umiejętności prawnicze sobie przyswajać, ale dopóki w badaniach naszych nie wpadniemy na trop kierunku, który dla zdolności naszych jest właściwym, dopóty nie tylko nic samoistnego w nich nie zdziałamy, ale i ziomkom naszym zdrowego nie podamy pokarmu. Mamy przykład na Niemcach, jak oni umieli, osobliwie w ostatnich czasach, obce doskonalsze urządzenia prawne przejmować, ale jak je zaraz do stosunków swych przykroili i jak je zupełnie nowym, właściwym rozwinęli kierunku.

To, co zachodzi w dziedzinie umiejętności, możemy tym więcej przenieść w dziedzinę naszego publicznego życia. Ileż razy błądzimy tam, gdzieśmy dawno przejrzeć byli powinni, powtarzamy błędy, któreśmy niegdyś niejednym ciężkim doświadczeniem już okupili? Ale tradycja tego doświadczenia nie stoi przed naszymi oczyma. Na jednej i tej samej ziemi, wśród niezmienionych prawie warunków, jedne i też same stosunki nieskończenie się ponawiają; jakież cennym jest doświadczenie z dziejów prawa czerpane. Historia prawa jest to najlepsza cząstka z ogólnej historii narodu, cząstka może najwięcej pouczająca. Odpadają w niej wszelkie zewnętrzne przybory obliczone na uczucie i wyobraźnię odpadają wszystkie chwilowe, tyle poetyczne porywy, nie obliczone na przyszłość, bez następstw; a występuje niemal w nagości prawdziwa, codzienna praca społeczeństwa i państwa, widać zasoby, siły i środki, widać nareszcie owoce.

Dlatego podnieść musimy znaczenie, jakie ma historia prawa i samo prawo dla historii narodu. Dotychczas rzadko który historyk starał się przyswoić sobie wiadomości prawnicze i na stosunki prawne zwracał swoją uwagę. Jest to może najgłówniejsza przyczyna, dlaczego tyle prac historycznych polskich minęło się z rzeczywistością i uniosło się na skrzydłach fantazji w dziedzinę historiozofii i marzycielstwa. Taka historia więcej nam szkody niż pożytku przyniosła. Jestże bowiem rzeczą podobną rozprawiać o dziejach państwa i społeczeństwa, jeśli się nie zna ich wewnętrznego ustroju, jeśli się lekceważy warunki i prawa, jakim ten ustrój ulega? Dla młodzieży poświęcającej się dziejom ojczystym jest więc prawo polskie warunkiem, aby przeszłość ocenić i pojąć, a zarazem kluczem do zrozumienia najważniejszych historycznych źródeł. Wnosi ono do badań zdrowe zasadnicze pojęcia o państwie i społe-czeństwie i od popadnięcia na zgubne tory ratuje.

Oceniając siebie samych, musimy i powinniśmy stać się raczej surowi, niż pobłażający. Dlatego też wyznaliśmy otwarcie, że prace nasze około prawa polskiego nie uczyniły jeszcze zadość wszystkim wysokim wymogom umiejętności. Z drugiej jednakże strony nie możemy przemilczeć, jak mało mają podstawy częste utyskiwania Słowian zachodnich i południowych, że literatura prawnicza polska do łączności ze słowiańską się nie poczuwa i ściśle się sama w sobie zamyka. Zarzut podobny dla tego samego byłby już niesprawiedliwym, że badacze prawa polskiego na prawie ściśle polskim nigdy nie przestawali. Nie ma dzieła, niema rozprawki, co by na szeroką skalę nie uwzględniała stosunków i statutów litewskich i ruskich; nie mówimy o licznych pracach Polaków, zbadaniu tych prawodawstw poświęconych wyłącznie, ale dość wspomnieć imiona Chodakowskiego[6], Potockiego[7], Rakowieckiego[8], Kucharskiego[9], Maciejowskiego[10], Hubego[11], ażeby oddać sprawiedliwość badaczom polskim, jako żywo zajmował ich powszechny rozwój prawodawstw słowiańskich, ile dla poznania rozwoju tego zrobili, jak dalece uwzględnieniem praw pokrewnych nam ludów starali się znajomość własnego prawa rozszerzyć i zgłębić. A nawzajem moglibyśmy zapytać, którzy to i ilu obcych badaczy słowiańskich do budowy umiejętności prawa polskiego jaką cegiełkę nam dorzucili. To nas jednak bynajmniej z tropu zbić nie powinno. O rozszerzenie porównawczej umiejętności prawodawstw słowiańskich nikt właśnie tyle co my nie jest zmuszony troszczyć się. Prawo bowiem polskie posiada taką nieprzerwaną ciągłość swego historycznego rozwoju, takie bogactwo i rozległość swej treści, taki wreszcie ogrom źródeł i stosunkową zamożność literatury, że w porównawczej umiejętności prawodawstw słowiańskich nie tylko ono nie zginie, ale owszem na tle powszechno-słowiańskim tym prawdziwiej, tym wyraziściej samoistnością swoją i rozległym swym wpływem się narysuje.

 



[1] Piotr Burzyński (1819-1879) – prokurator, sędzia, historyk prawa; od 1860 profesor na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie wykładał prawo cywilne francuskie oraz historię prawa polskiego, był członkiem PAU; napisał m.in.: Prawo prywatne polskie (t 1-2 1867-71).

[2] Karl Friedrich Eichhorn (1781-1854) – niemiecki historyk prawa, był wykładowcą na uniwersytetach we Frankfurcie nad Odrą, Berlinie oraz Getyndze. Napisał m.in.: Deutsche Staats und Rechtsgeschichte (1843-44), Grundsatze des Kirchenrechts (t. 1-2 1831-32).

[3] Wilkierz – (od niem. willkühr) w dawnych miastach polskich uchwała samorządu miejskiego miasta lokowanego na prawie niemieckim.

[4] Mikołaj Sienicki (ok.1521-1582) – polityk ruchu egzekucyjnego, podkomorzy chełmski, zasłynął jako znamienity mówca; wielokrotny marszałek sejmu (1556, 1556/57, 1558/59, 1563); pod koniec swego życia związał się z obozem ariańskim, przyczynił się do zwołania konfederacji warszawskiej (1572).

[5] Antoni Zygmunt Helcel (1808-1870) – historyk prawa; studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie w 1828 r. uzyskał stopień doktora obojga praw; wiedzę swą pogłębił w czasie pobytu na uniwersytetach w Berlinie, Heidelbergu oraz Paryżu. Po powrocie do kraju jako docent prowadził wykłady i seminaria na uniwersytecie w Krakowie; w 1850 uzyskał nominację na stanowisko profesora zwyczajnego historii prawa polskiego, w dwa lata później został dziekanem Wydziału Prawa UJ. W 1848 r. wziął udział w zjazdach we Wrocławiu i Pradze, był posłem do parlamentu w Kromieryżu oraz Sejmu Krajowego we Lwowie (od 1861) oraz Rady Państwa w Wiedniu (od 1862). Napisał m.in.: Rys postępów prawodawstwa polskiego (1836), Starodawne prawa polskiego pomniki (1856).

[6] Zorian Dołęga Chodakowski (1784-1825) – właściwie Adam Czarnocki; historyk, etnograf i archeolog; z wykształcenia prawnik, w 1808 r. został wywieziony w głąb Rosji i wcielony do armii carskiej; w 1811 r. powraca do kraju, by wziąć udział w marszu Napoleona I na Moskwę. Po klęsce napoleońskiej podjął szeroko zakrojone badania etnograficzne i historyczne. Napisał m.in.: O słowiańszczyźnie przed chrześcijaństwem (1818), Projekt podróży naukowej po Rosji dla objaśnienia dawnej historii słowiańskiej (1820), Stare -sta (1821).

[7] Jan Potocki (1761-1815) – hrabia, powieściopisarz i historyk; poseł na Sejm Czteroletni (od 1788), związany z obozem reformatorskim użyczył dlań swej własnej drukarni; zasłynął jako pionier badań historycznych i archeologicznych nad słowiańszczyzną, był prekursorem teorii o autochtonizmie Słowian. Znany przede wszystkim jako autor Rękopisu znalezionego w Saragossie (1803-15), napisał również wiele prac historycznych np.: Recherches sur la Sarmatie (t. 1-4 1789-92), Historie primitive des peuples de la Russie (1802).

[8] Ignacy Benedykt Rakowieski (1783-1839) – historyk i slawista; napisał m.in.: Prawda Ruska... (t. 1-2 1820-22), O stanie cywilnym dawnych Słowian (1821), Pisma rozmaite (1834).

[9] Andrzej Kucharski (1795-1862) – historyk i slawista; napisał m.in.: Listy z krajów słowiańskich (1838), Najdawniejsze pomniki prawodawstwa słowiańskiego (1838), O przekładach Pisma św. na język słowiański (1853).

[10] Wacław Aleksander Maciejowski (1793-1883) – prawnik, historyk i slawista; profesor uniwersytetu w Warszawie, a po jego rozwiązaniu sędzia trybunału mazowieckiego; od 1837 wykładowca literatury starożytnej w akademii duchownej w Warszawie. Napisał m.in.: Historię prawodawstw słowiańskich (t. 1-4 1832-35), Pamiętniki o dziejach, piśmiennictwie i prawodawstwie Słowian (t. 1-2 1839), Polska i Ruś aż do pierwszej połowy wieku XVII (t. 1-4 1842), Pierwotne dzieje Polski i Litwy (1846), Piśmiennictwo polskie od najdawniejszych czasów aż do roku 1830 (t. 1-3 1851-53).

[11] Romuald Hube (1803-1890) – prawnik, wykształcenie zdobywał najpierw w Krakowie, później w Warszawie i Berlinie; w latach 1826-31 pracował jako wykładowca (prof..) na uniwersytecie w Warszawie. W roku 1856 zaangażowany został do pracy w komisji do prac nad ustawodawstwem dla Królestwa Kongresowego. Był twórcą kodeksu i procedury postępowania karnego dla Królestwa.

Najnowsze artykuły